niedziela, 31 grudnia 2023

DOBREGO ROKU!

     

                              


 
                    

                W komentarzu pod świątecznym postem Agniecha napisała: "Przydałby się DOBRY rok." I naprawdę by się przydał. Dziś, w sylwestra, takiego właśnie roku wam życzę - solidnie dobrego, satysfakcjonującego. Bez fajerwerków, ale z sukcesami. Bez upadków, ale najwyżej z malutkimi potknięciami. Bez chorób i zdrowotnych powikłań. Pełnego spokoju, zadowolenia, łagodności. Niech trwa to, co dobre, niech się prostują kręte ścieżki, niech światło rozjaśnia ciemności - do siego roku!

                        Zaraz rok odejdzie stary, zaraz szampan się poleje,
                        zaraz noworoczny ranek nowe ześle nam nadzieje.
                        Znów będziemy prosić przyszłość, żeby lepsze dała karty,
                        niech więc będzie dla nas DOBRY nowy rok - dwudziesty czwarty.
                        Gdy świat coraz szybciej krąży w nieśmiertelnej karuzeli,
                        zatrzymajmy się na chwilę, żeby pięknie radość dzielić,
                        żeby w naszym ciągłym pędzie móc odetchnąć ze swobodą,
                        żeby poczuć nieodmiennie, że wciąż duszę mamy młodą,
                        że lat bagaż - większy, mniejszy - który nasze barki gniecie,
                        nic nie znaczy, póki miłość, przyjaźń, dobro są na świecie.
                        

P.S.
Dobrej zabawy sylwestrowej życzę 🙆

                                                    Ninka.

Teraz mówię ja, Hana.

Nie napiszę wiersza - jak Ninka, ale mogę życzyć Wam czasu najpiękniejszego w życiu, niech trwa wiecznie albo chociaż długo. Bądźmy zdrowi my, nasi bliscy, przyjaciele, zwierzęta. Niech - za naszą sprawą - odetchnie ten udręczony świat, niech sczeźnie i przepadnie zło, głupota, chciwość!

Ściskam Was - mimo wszystko - optymistycznie!

PS. Wałek wraca do pełni sił, goi się jak na przysłowiowym psie. Dreny zostały wyjęte, za kilka dni wyjmiemy szwy. Mam jazdę, bo rany są w takim miejscu, że niczym i za nic nie mogę mu tego schować, bo się drapie. Ostatnie dni spędziłam na wymyślaniu, szyciu i wiązaniu różnych wdzianek. Kicha. Zwykła bandana trochę pomaga. Muszę pilnować bez przerwy.

niedziela, 24 grudnia 2023

I JUŻ ŚWIĘTA!

 Nasza kochana PrezesKura, zajęta biednym Wałkiem, z pewnością nie ma czasu na pisanie postów, więc w jej i swoim imieniu życzę Wam wszystkim, Drogie Kury, i oczywiście zaglądającym tu ewentualnie Kogutom i Kurczaczkom, mile spędzonych Świąt, bez zgrzytów i zdenerwowania, a za to w dobrym towarzystwie. Życzę dużo zdrowia, radości, kaski wedle potrzeby, spełnienia marzeń, realizacji planów i dobrego samopoczucia. Niech przyszły rok będzie dla Was pomyślny i niech się rozwiążą światowe i krajowe (ciągle nas denerwujące), a przede wszystkim Wasze problemy. Całuję Was i ściskam serdecznie, wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku życząc💖


                                    


P.S. 
Na zdjęciu skarpetowy skrzat zrobiony już cztery lata temu. Miałam zrobić takich więcej w tym roku, ale nie wyszło.

wtorek, 19 grudnia 2023

TROCHĘ O MNIE - ciąg dalszy.

 


        To jeszcze rzutem na taśmę - przed świątecznym postem - dalszy ciąg historii mojej pisaniny 😁

        W tym samym mniej więcej czasie zaczęłam trafiać  na różne blogi, które najpierw czytałam tylko, a dopiero później zaczęłam komentować. Najpierw to były blogi kraftowe – robienie kwiatów, kartek, biżuterii, haft, druty, szydełko. Było na nich dużo różnych kursów i kursików i wiele się z nich nauczyłam. Zwykle na każdym z blogów były na bocznych paskach zalinkowane inne i tak, od rzemyczka do koniczka, trafiłam do GosiAnki (wtedy Anki Wrocławianki), do Dżungli Pantery i na wiele innych blogów, których wyliczenie zajęłoby mi bardzo dużo miejsca, a wreszcie do Kurnika. To właśnie na tych blogach zaczęłam brać udział w zabawach literackich (szczególnie u Pantery), a potem już sama, często zainspirowana tematami postów, pisałam jakiś krótszy lub dłuższy wiersz. Sporo było wierszyków „adopcyjnych” u GosiAnki, kalendarze (to były czasy!), ale za pierwsze moje poważne dokonanie uznaję tłumaczenie modlitwy „SLOW ME DOWN, LORD”.

Zatrzymaj mnie, Panie,
W moje serce spokój wlej,
Ciągle rozbiegane
myśli uspokoić chciej.
Mój codzienny pośpiech
Ukój majestatem gór,
Ciało, wciąż napięte,
Niech rozluźni rzeki nurt.
Dajże mi odpocząć
W śnie spokojnym całą noc,
Pokaż mi, jak umieć
Z piękna kwiatów czerpać moc,
Z rozmów z przyjacielem,
Z dobrej książki paru stron,
Z miękkiej sierści zwierząt,
Którą czuje moja dłoń.
Zatrzymaj mnie, Panie,
Bym swe wnętrze poznać mógł,
By moje marzenia
Rosły w świetle gwiezdnych dróg.

Pisałam ten wiersz wręcz w natchnieniu, chociaż nie znam angielskiego tak dobrze, jak powinnam, żeby się podejmować takich tłumaczeń.

    I tak się to toczyło. Moje wiersze były na ogół optymistyczne, aż do chwili, kiedy zaczęły odchodzić nasze blogowe koleżanki: DamaKier, Ela Merko, Ewa, Mika… Były też wiersze poświęcone odchodzącym zwierzętom, a jeden z nich napisałam dla córki, kiedy jej króliczka Fruzia przeniosła się za Tęczowy Most.

 

Gdzieś, hen, za Tęczowym Mostem
Są łąki pełne stokrotek
I w bujnej zielonej trawie
Lśnią mniszków słoneczka złote.
Tam, nad przejrzystym strumykiem,
Pod nieba kloszem chabrowym
Skaczą beztrosko króliki
szczęśliwe, wesołe, zdrowe.

Nocami, gdy srebrny księżyc
Odbija się w kroplach rosy,
Jedzą pachnące ziół pędy
I marszczą zabawnie nosy.
Gdy przyjdzie lato, bezkarnie
Łasują w winogron kiściach,
A kiedy nadejdzie jesień,
W suchych chowają się liściach.

A śnieg? Czy czasem tu pada
Z chmurek na niebie jasnym?
Czy królik może z rozpędu
W puszyste wskakiwać zaspy?
A potem w zacisznej norce,
Chrupiąc przepyszne źdźbła siana,
Pomyśleć sobie, że wiosna
Będzie już jutro, od rana!

I tylko czasem niektóre
Pośród najlepszej zabawy,
Skoków, harców, biegania,
Stanąwszy słupka wśród trawy,
Porozglądają się wkoło
Ruszając swym noskiem małym;
Patrzą, czy skądś nie nadchodzi
Ktoś dawno już niewidziany,
A potem skokiem zuchwałym
Wprost w niezachwianą pewność
Wpadają, niezłomnie wierząc,
Że przecież przyjdzie! Na pewno!

Gdzieś, hen, za Tęczowym Mostem
Są łąki pełne stokrotek
I w bujnej zielonej trawie
Lśnią mniszków słoneczka złote.
Tam, nad przejrzystym strumykiem,
Pod nieba kloszem chabrowym
Skaczą beztrosko króliki
szczęśliwe, wesołe i zdrowe.

     A kiedy zaczęło się w moim życiu robić źle, , kiedy zachorował Jacek, a ja zaczęłam mieć duże kłopoty ze wzrokiem, kiedy stres zaczął rządzić moim życiem i sprawiał, że koncentrowałam się niemal wyłącznie na teraźniejszości, napisałam taki wiersz: 

Gdzie są rojenia me dziecięce,
naiwne, barwne marzeń tęcze?
Trwają gdzieś w czasie, niespełnione,
jak owad w bursztyn zatopione,
cudowne, jasne sny dziecięce…

Gdzie są dziewczęce me marzenia,
zamków na lodzie drżące lśnienia?
W mgle westchnień smutnych się rozwiały,
w przestrzeń minioną uleciały,
magiczne serca przyspieszenia…

Gdzież są kobiece me fantazje,
piętrowe gmachy wyobraźni?
choć chcę - przywołać ich nie mogę,
jakoś zgubiłam do nich drogę,
do moich wszystkich pięknych marzeń…

W klepsydrze czasu uwięzione,
piaskiem wydarzeń przysypane,
ostrzami smutku poranione,
w umysłu głębiach pochowane,
wrócić nie mogą, nie umieją
uchronić mnie przed beznadzieją.

Marzenia moje - zapomniane…

To było w 2019 roku.

     Zaraz potem przyszła pandemia i śmierć mojego męża. Wtedy powstał cały cykl wierszy poświęcony Jackowi. Pisanie tych utworów pomogło mi uporać się z żałobą i smutkiem. Publikowałam wiersze w Rzonach na Facebooku. Kiedy napisałam pierwszy, nie wiedziałam jeszcze, że co miesiąc stworzę i opublikuję kolejny.

Niefejsbukowe Kurki nie mogły ich czytać, więc dla nich jeden tu opublikuję (wszystkie zajęłyby zbyt dużo miejsca).

***

Twojego ciała jasny kryształ
z rąk moich nieporadnych wypadł
i na kawałki się rozpryskał.

Tak bardzo chciałam go utrzymać,
ale w maleńkich okruszynach
przez palce piaskiem się przesypał.

Z nieodróżnialnych, nienazwanych,
wokół stóp moich rozsypanych
drobinek skleić go próbuję…

Lecz już ich nie potrafię złożyć,
żadne staranie nie pomoże,
już je wiatr czasu rozdmuchuje…

     Różne moje wiersze można znaleźć tu, w Kurniku, sporo na blogach „Za moimi drzwiami” i „Świat to dżungla”, są też u Mariji i sama już nie wiem, gdzie jeszcze, hrehrehre. Namawiacie mnie, żeby je wydać… będę próbować, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

P.S.
A na zdjęciu zima
choć na razie ni ma 😉


poniedziałek, 4 grudnia 2023

Łatka pozdrawia Kurnik!

To mówię ja, Hana. 

Kto pamięta historię Łatki, malutkiej suni porzuconej w stajni przez "ludzi", którzy się przeprowadzili i "zapomnieli" zabrać psa? Łatkę ogłosiła na swoim blogu Dama Kier, moja córka zobaczyła zdjęcie i bum! Strzała Amora przeszyła jej serce i już jechałyśmy po Łatkę do Strykowa. Moja córka miała już Lamę, też sierotkę porzuconą gdzieś w krzakach, co wszak nie było żadną przeszkodą. Był rok 2014.

O przejęciu Łatki przeczytacie w poście pt. "Garbo powraca w wielkim stylu" z 2014 roku. Dałam link, ale prowadzi on donikąd. Nie mam siły z tym walczyć.

Moja córka Martyna była wtedy w trakcie przeprowadzki. Poprosiła znajomego, aby zaopiekował się psinką przez kilka dni. Tak też się stało. Nikt jednak nie przewidział, że Pan Tymczasowy zakocha się w Łatce z wzajemnością. Sunia tyle już przeszła, że kolejne rozstanie byłoby dla niej kolejną traumą. Prośby Pana Tymczasowego skruszyły serce mojej córki, a że natura nie znosi próżni, puste miejsce zajęła Frytka, którą ze schronu zabrała Martyna chyba nawet następnego dnia. Tak więc happy end był podwójny: zamiast jednej, dom znalazły dwie sierotki. Frytka była z Martyną całe 9 lat, mimo padaczki - odeszła kilka miesięcy temu. A nie była wówczas szczeniaczkiem.

Bajki o Lamie i Frytce można przeczytać w zakładce "Bajki Białej Kury".

Przypominam Wam o tym, ponieważ dostałam wczoraj od Pana Tymczasowego piękny list i masę zdjęć, które pokazuję Wam poniżej i założę się, że wzruszycie się do łez, jak ja! 9 lat! Trudno w to uwierzyć, prawda? Tyle się wydarzyło...

Oto list:

Przepraszam, że nie odzywałem się tak długo, ale kilka dni temu minęło
9 lat od przygarnięcia Fretki i stwierdziłem, że się do Pani odezwę :)
Fretka (i jej brat - Wąski) ma się świetnie i jest nadal tym samym
pieskiem co 9 lat temu. Jest na pewno bardziej najedzona, bardziej
rozpieszczona i nauczona wygody, ale to ciągle ten sam mały, biedny
piesek z opuszczonej stajni. Swoje dni najczęściej spędza na kanapie
albo w swoim posłanku. Od czasu do czasu, jak nachodzi nas nieco
bardziej nostalgiczny, jesienno-zimowy nastrój to czytamy bajkę o
Fretce i czarodzieju (za którą ogromnie dziękujemy!). Czasami aż
trudno nam uwierzyć, że to już 9 lat. Żałuję bardzo, że Dama Kier,
dzięki której historia się poniekąd zaczęła nie może widzieć jak to
opowiadanie się potoczyło, ale jestem jej, podobnie jak Pani, Martynie
i wszystkim zaangażowanym bardzo wdzięczny. Ta mała psinka odmieniła
całkowicie moje życie.
W załączniku przesyłam kilka zdjęć.
Pozdrawiamy serdecznie i życzymy wszystkiego najlepszego!

A teraz miód i orzeszki:
















Panie Marku, dziękuję.

PS. Bajkę o Łatce vel Frecie Garbo można przeczytać w zakładce "Bajki Białej Kury". Napisała ją Damakier.