środa, 30 września 2015

O CZYTANIU RAZ JESZCZE

Przeklejam wczorajszego posta, bo się oczywiście zapchało, a czekamy na wieści z drogi od Rabarbary i Mamalinki.

Pozdrawiamy was z Tropikiem na ślicznym zdjęciu Grażyny:)
)

Jak już pisałam, doświadczenia Kreta na polu edukacji czytelniczej dzieci poraziły mnie. Wiedziałam, że dobrze nie jest, ale nie sądziłam, że aż tak. Żeby na całą dużą grupę nie znalazła się jedna czytająca osoba i to taka, która nie wstydziłaby się do tego przyznać! W niektórych środowiskach to zdaje się obciach... Presja grupy jest przygniatająca.
Pisałyśmy, że tu rola rodziców jest nie do przecenienia. No tak , ale co zrobić, jak rodzice nie czytają??? Teraz rodzicami są już ludzie, którzy dorastali w erze komputerów i czytanie nie jest dla nich nawykiem. To jak mają tego nauczyć dzieci? To nie jest zajęcie opłacalne.
 Niestety czasem rodzice się dwoją i troją, a dziecię się zaprze i nie będzie czytać i już. Znam osobiście dwa takie przypadki , rodzice są załamani i zastanawiają się co robią źle.
Gdy pracowałam w szkolnej bibliotece to już na przestrzeni 4 lat widziałam, jak bardzo czytelnictwo zanika. Na początku to była młodzież, z którą można było pogadać o literaturze, filmach, zainteresowaniach, o wszystkim, Sami przychodzili pogadać i coś pożyczyć. Osobiście przyczyniłam się do tego, że jeden napisał rewelacyjną pracę maturalną o Salvadore Dali i surrealizmie (skończył szkołę lotniczą w USA...). Potem już tylko lektury, potem pytali o bryki a potem już o nic nie pytali bo nie przychodzili. Internet ich pożarł i spłycił do poziomu mielizny.

Ja wychowywałam się wśród książek dzięki Mamie. To dla niej czytanie było chlebem powszednim, Tato czytał mniej, ale zawsze czytał prasę i lubił książki o II wojnie światowej i biografie. Mama zamiast bajek czytywała mi mity greckie, ale bajki oczywiście też. Znałam całą klasykę dziecięcą, czytywaną po kilka razy. Potem wymieniałam Mamie książki w bibliotece miejskiej i czytałam też to co dla niej pożyczałam. Szczytowo ambitne lektury miałam w klasach od siódmej do trzeciej liceum. Może nie wszystko rozumiałam, ale czytałam... Największym problemem przy wyjeździe na wakacje było jakie książki zabrać i czy tam gdzie jedziemy jest biblioteka:) Oczywiście zwiedzając okolice zawsze trafiło się do księgarni i rodzice nigdy nie odmawiali kupna jeszcze jednej książki .
Od stryja historyka dostałam wspaniałą księgę-skorowidz z powycinanymi literkami i pracowicie robiłam inwentaryzację swojej biblioteki, spędzając na tym zajęciu upojne godziny.
Pamiętam zapach papieru, i nowego , i starego, dotyk okładek, starą, rozlatującą się małą encyklopedię od A do Z. Encyklopedię ową pasjami lubiłam przeglądać, do dziś mam w pamięci czarno-białe rysuneczki, np sztuki neolitycznej. Uczyłam się z  niej imion muz, laureatów literackiej nagrody Nobla, flag państw. I nikt mi nie kazał!!!!!! Sama chciałam!!
Czytałam przy jedzeniu i pod kołdrą, na drabinie na podwórku i w podróży. Nie robiłam nigdy błędów ortograficznych i z własnej chęci pomagałam pani w bibliotece szkolnej. A największe wyrzuty sumienia miałam, gdy raz książkę wypożyczoną właśnie z tej biblioteki poplamiłam rosołem...

No cóż, było łatwiej, nie było wtedy internetu... Teraz jest trudniej, bodźców wokół jest o wiele więcej i wybór trudniejszy. Wszystko stało się towarem, książki też. Już znajoma pani w księgarni nie zostawi nic pod ladą, bo lada pęka w szwach. Dużo czasu spędzam z komputerem, za dużo , jak mi się zdaje. Ale w sezonie wiosenno-letnim czytam dużo więcej niż w zimie. A to dlatego, że moje oczy lubią czytać przy świetle dziennym, czytam więc na zewnątrz, na podwórku. Tego roku jednak przygotowuję się do sezonu zimowego, chcę zmienić lampę i żarówki na imitujące światło dzienne no i zastanawiam się nad Kundelkiem... I tu chcę prosić o pomoc  i opinie na jego temat. Warto czy nie warto??? A jeśli warto to jaki??? Pomóżcie, drogie koleżanki czytające.

Pozdrowienia dla wszystkich czytelników. 

wtorek, 29 września 2015

POST JUŻ NIE BEZIMIENNY czyli O CZYTANIU

Post jest na razie bezimienny, ale ja coś napiszę po południu. Na razie pozdrawiamy was z Tropikiem na ślicznym zdjęciu Grażyny:))

Kretowata swoją opowieścią o spotkaniu z małolatami w szkole postawiła mi włosy na głowie. To jakieś pokolenie analfabetów nam rośnie, które będzie umiało tylko komputery programować...

Już wiem, że post będzie o książkach i czytaniu, ale wybaczcie, dopiero po południu:)))

Już jest popołudnie:) Dobrze, że Hana dodała w tytule , że chodzi o post, bo już niektóre wrażliwe kury zaniepokoiły się, że będziemy znów szukać domu dla jakiegoś biedaka. Na razie na szczęście nie.

Jak już pisałam, doświadczenia Kreta na polu edukacji czytelniczej dzieci poraziły mnie. Wiedziałam, że dobrze nie jest, ale nie sądziłam, że aż tak. Żeby na całą dużą grupę nie znalazła się jedna czytająca osoba i to taka, która nie wstydziłaby się do tego przyznać! W niektórych środowiskach to zdaje się obciach... Presja grupy jest przygniatająca.
Pisałyśmy, że tu rola rodziców jest nie do przecenienia. No tak , ale co zrobić, jak rodzice nie czytają??? Teraz rodzicami są już ludzie, którzy dorastali w erze komputerów i czytanie nie jest dla nich nawykiem. To jak mają tego nauczyć dzieci? To nie jest zajęcie opłacalne.
 Niestety czasem rodzice się dwoją i troją, a dziecię się zaprze i nie będzie czytać i już. Znam osobiście dwa takie przypadki , rodzice są załamani i zastanawiają się co robią źle.
Gdy pracowałam w szkolnej bibliotece to już na przestrzeni 4 lat widziałam, jak bardzo czytelnictwo zanika. Na początku to była młodzież, z którą można było pogadać o literaturze, filmach, zainteresowaniach, o wszystkim, Sami przychodzili pogadać i coś pożyczyć. Osobiście przyczyniłam się do tego, że jeden napisał rewelacyjną pracę maturalną o Salvadore Dali i surrealizmie (skończył szkołę lotniczą w USA...). Potem już tylko lektury, potem pytali o bryki a potem już o nic nie pytali bo nie przychodzili. Internet ich pożarł i spłycił do poziomu mielizny.

Ja wychowywałam się wśród książek dzięki Mamie. To dla niej czytanie było chlebem powszednim, Tato czytał mniej, ale zawsze czytał prasę i lubił książki o II wojnie światowej i biografie. Mama zamiast bajek czytywała mi mity greckie, ale bajki oczywiście też. Znałam całą klasykę dziecięcą, czytywaną po kilka razy. Potem wymieniałam Mamie książki w bibliotece miejskiej i czytałam też to co dla niej pożyczałam. Szczytowo ambitne lektury miałam w klasach od siódmej do trzeciej liceum. Może nie wszystko rozumiałam, ale czytałam... Największym problemem przy wyjeździe na wakacje było jakie książki zabrać i czy tam gdzie jedziemy jest biblioteka:) Oczywiście zwiedzając okolice zawsze trafiło się do księgarni i rodzice nigdy nie odmawiali kupna jeszcze jednej książki .
Od stryja historyka dostałam wspaniałą księgę-skorowidz z powycinanymi literkami i pracowicie robiłam inwentaryzację swojej biblioteki, spędzając na tym zajęciu upojne godziny.
Pamiętam zapach papieru, i nowego , i starego, dotyk okładek, starą, rozlatującą się małą encyklopedię od A do Z. Encyklopedię ową pasjami lubiłam przeglądać, do dziś mam w pamięci czarno-białe rysuneczki, np sztuki neolitycznej. Uczyłam się z  niej imion muz, laureatów literackiej nagrody Nobla, flag państw. I nikt mi nie kazał!!!!!! Sama chciałam!!
Czytałam przy jedzeniu i pod kołdrą, na drabinie na podwórku i w podróży. Nie robiłam nigdy błędów ortograficznych i z własnej chęci pomagałam pani w bibliotece szkolnej. A największe wyrzuty sumienia miałam, gdy raz książkę wypożyczoną właśnie z tej biblioteki poplamiłam rosołem...

No cóż, było łatwiej, nie było wtedy internetu... Teraz jest trudniej, bodźców wokół jest o wiele więcej i wybór trudniejszy. Wszystko stało się towarem, książki też. Już znajoma pani w księgarni nie zostawi nic pod ladą, bo lada pęka w szwach. Dużo czasu spędzam z komputerem, za dużo , jak mi się zdaje. Ale w sezonie wiosenno-letnim czytam dużo więcej niż w zimie. A to dlatego, że moje oczy lubią czytać przy świetle dziennym, czytam więc na zewnątrz, na podwórku. Tego roku jednak przygotowuję się do sezonu zimowego, chcę zmienić lampę i żarówki na imitujące światło dzienne no i zastanawiam się nad Kundelkiem... I tu chcę prosić o pomoc  i opinie na jego temat. Warto czy nie warto??? A jeśli warto to jaki??? Pomóżcie, drogie koleżanki czytające.

Pozdrowienia dla wszystkich czytelników. 

niedziela, 27 września 2015

Post dla Mamalinki

Wszystkie czekamy, aż zwierzęta Mamalinki szczęśliwie dotrą do domu Inkwizycji. Nie wiem, czy Inkwi będzie miała głowę, żeby coś nam pisnąć, wątpię, bo wyobrażam sobie to zamieszanie.
Wszystko idzie dobrze, Mamalinka pisze, że Brylant i kozy są spokojne, Aura również, tylko kogut Tadeusz podskakuje, jak to kogut. Około 23.00 powinni dotrzeć na miejsce, a więc są już niedaleko. Najgorzej ma teraz Mamalinka.
Codziennie musi się z kimś rozstawać, jeszcze pożegna koty, Bellę i dwie kozy.  I musi robić dobrą minę ze względu na dzieci. Mnie trudno powstrzymać łzy, a co tu mówić o Niej. Pocieszam Ją, że żadnemu zwierzakowi nie stała się krzywda, poza tęsknotą z obu stron. Jestem przekonana, że będą szczęśliwe w nowych domach, a Mamalinka z lżejszym sercem rozpocznie nowy etap w życiu. Mamalinko, jesteśmy tu i będziemy kiedy tylko zechcesz! Będziemy naganiać w Twoją stronę prądy, fluidy, energię i dobre myśli. Uda Ci się, zobaczysz!
Życie zasadniczo jest piękne, ale bywa też niezłą zołzą. Mamalinka jest teraz na zołzowatym etapie i przyszłość jawi się jako wielka niewiadoma, a banalne słowa pociechy tylko człeka wkurzają. Mamalinko, to minie, uklepie się, wyprostuje i ułoży, bo łaski nie robi. Uwierz mnie - doświadczonej!
 Trzymamy pazureiry, kciuki i zaklinamy rzeczywistość. Twoje zwierzęta są w dobrych rękach!

 Uwaga, suplement! Zdjęcia z zaćmienia autorstwa Ognio, który ofiarnie tkwił na gumnie ze statywem coś ze trzy godziny. Ja w tym czasie chrapauam.
W oczekiwaniu:





Ta dziwna pałka z kropkami to jest lecący samolot! Aparat jest ustawiony na długi czas naświetlania - w tym czasie samolot się przemieścił (jak to samolot) i stąd ten efekt.






sobota, 26 września 2015

Słowo na sobotę wieczór

Ech, Kury, Kurencje! Z zapchanym wybiegiem żyć się nie da. Wprawdzie gdaczę na żywo z moją osobistą siostrą, ale sama świadomość, że gdakać w Kurniku nie ma gdzie, nie daje mi spokoju. Czuję się nieswojo jakoś.
Trochę martwiłyśmy się o Tempo Giusto, która walczy z niekoniecznie planowanym remontem i nie tylko. TG przysłała zdjęcia, które mówią wszystko. Aż mnie zesłabił ten wstrząsający widok. Trochę wszak pocieszył mnie widok RÓŻOWEGO pianina:). Tempo, myśl o tym, jak ślicznie będzie po!

Szanowne Kurencje i Ty, RaBarbaro!
skoroście zaczęły o sprzątaniu, to sobie popatrzcie.
od razu zrobi wam się lepiej, hrehre :)
na zdjęciach moja kuchnia i dwa pokoje.
na pierwszym zdjęciu tablet uparcie łapał ostrość na ścianie, a ja nie miałam czasu się z nim bawić.
buziaki!
Tempo Giusto





piątek, 25 września 2015

O niejesieni

Czy wiecie, że w jeden, wczorajszy wieczór udało nam się nagdakać 492 komentarze? Że też nie zgłosił się jeszcze żaden potentat w dziedzinie żywienia drobiu, jak postuluje Rucianka, lub inny specjalista od uszczęśliwiania kur w sprawie reklamy w Kurniku! Napełniłby Skarpetę i nie byłoby problemów natury prawno-podatkowej, Skarpeta hojną ręką rozdawałaby dobra... ech...
Ale ja nie o tym. Czytam Wasze meldunki meteo - a to, że zimno, a to, że leje. Dzie ja się pytam??? 

Proszę, to są zdjęcia flory sprzed 10 minut:
Patrzcie, jak mi wujek gugiel w swej szczodrobliwości zdjęcie podrasował:


 I fauny:
Fotel należy do Wałka. Tylko z rzadka ktoś na nim przysiądzie - z niewiedzy, albo roztargnienia

Wampiry odstraszam, tanio - czosnek
Jeśli to jest jesień, to ja poproszę. I do tego piąteczek!

I na koniec, muszę, bo się uduszę. To komentarz Ninki z poprzedniego wpisu, ale tam nie da się wejść. Za trzecim razem mi się udało:

No, nie!!! Byłam o jakieś 500 komentarzy do tyłu! Musiałam przeczytać wszystkie, żeby się nie powtarzać; co prawda są sugestię, żeby zakończyć zabawę, ale ja muuuszę!
Wytwórnia koców z surowców naturalnych. Kocanka piaskowa.
Zapewniam miłe towarzystwo (możliwość rozszerzenia usługi). Miłek Adonis.
Sprostam bez względu na okoliczności. Storczyk męski.
Swojskie jadło. Barszcz zwyczajny.
Leczenie chorób reumatycznych. Podagrycznik.
Wygram każdy festiwal piosenki. Brodaczka nadobna.
Pasożyty usuwam. Gnidosz.
Wyroby pończosznicze. Podkolan biały.
Usługi fryzjerskie. Grzebieniowiec.
No, może wystarczy... na razie :))))))))))

czwartek, 24 września 2015

PISZĄ ROŚLINY OGŁOSZENIA CZ.II

 Zapewne starsze stażem Kury pamiętają naszą zabawę w zwierzęce ogłoszenia z początków naszego blogowania. Płakałyśmy ze śmiechu przez kilka dni, nie odrywając się od komputera i wymyślając coraz to nowe ogłoszenia. Oczywiście nie tylko my, ale i wszystkie Kury stowarzyszone, które wykazały się niebotyczną inwencją i zaskakującymi skojarzeniami. Można sobie zajrzeć tu: 
http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/04/a-gdyby-tak.html
http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/04/a-gdyby-tak-czesc-druga.html
http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/04/a-gdyby-tak-odsona-trzecia.html
http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/04/a-gdyby-tak-odsona-czwarta-i-ostatnia.html
W kolejnych odsłonach proszę czytać tylko komentarze!!!! Jak która ma depresję jesienną to gwarantuję, że ucieknie ona gdzie pieprz rośnie! Czarny Kocie, zaopatrz się w pampersy, bo w twoim stanie trudno utrzymać...

Mnie się też to skojarzyło i pomyślałam, że nie tylko zwierzęta mogłyby pisać ogłoszenia, ale i rośliny na przykład. Wiele z nich ma nazwy aż proszące się o jakieś zabawne skojarzenia, np :

"Zapiszę się na kurację odmładzającą. Starzec"

"Chętnie poparzę odpłatnie. Pokrzywa"

"Wynajmę się do pasienia gęsi. Gęsiówka"

"Korale sprzedam. Jarzębina"

"Poprowadzę browar. Piwonia"

I tak dalej, i tak dalej...
Czekamy na inwencję Kur stowarzyszonych:))))


PISZĄ ROŚLINY OGŁOSZENIA...

Zapewne starsze stażem Kury pamiętają naszą zabawę w zwierzęce ogłoszenia z początków naszego blogowania. Płakałyśmy ze śmiechu przez kilka dni, nie odrywając się od komputera i wymyślając coraz to nowe ogłoszenia. Oczywiście nie tylko my, ale i wszystkie Kury stowarzyszone, które wykazały się niebotyczną inwencją i zaskakującymi skojarzeniami. Można sobie zajrzeć tu: 
W kolejnych odsłonach proszę czytać tylko komentarze!!!! Jak która ma depresję jesienną to gwarantuję, że ucieknie ona gdzie pieprz rośnie! Czarny Kocie, zaopatrz się w pampersy, bo w twoim stanie trudno utrzymać...

Mnie się też to skojarzyło i pomyślałam, że nie tylko zwierzęta mogłyby pisać ogłoszenia, ale i rośliny na przykład. Wiele z nich ma nazwy aż proszące się o jakieś zabawne skojarzenia, np :

"Zapiszę się na kurację odmładzającą. Starzec"

"Chętnie poparzę odpłatnie. Pokrzywa"

"Wynajmę się do pasienia gęsi. Gęsiówka"

"Korale sprzedam. Jarzębina"

"Poprowadzę browar. Piwonia"

I tak dalej, i tak dalej...
Czekamy na inwencję Kur stowarzyszonych:))))


środa, 23 września 2015

Tak sobie pitolę palcami po stole

No i stało się. Jesień przyszła. Jeśli Baluś dyńkę hokkaido na własnej mojej cherlawej piersi uhodowaną pomylił z piłką, to musi być jesień! Baluś to pies mojej Siostry.


Czyż one nie są piękne? Każdy w swoim rodzaju?

Nie dziwota, że dał radę. Baluś jest terierem irlandzkim i zębiska ma większe, niż Frodo - nie żartuję. Ma też paszczę jak krokodyl. Kiedyś psów tej rasy używano do polowań na szczury. Na razie nie mieliśmy okazji przekonać się o jego zdolnościach myśliwskich. Nie licząc pewnego psa, który Balusiowi się nie spodobał. Ale spoko, pies żyje!

A to jest ekologiczna, nieelektroniczna niania Basinej wnuczki:

Cudo! I kolorystycznie dobrany!

Tak więc, o czym to ja... a, o jesieni. Jeśli miałaby być taka, jak na powyższych zdjęciach, to nie mam nic przeciwko wszystkim jesieniom świata. Jest słońce, ludzka wreszcie temperatura, żyć, nie umierać! Tylko ta susza... Chciałam dzisiaj cebulki na gumnie poutykać i dałam sobie spokój. Jest tak sucho, że łopaty nie można w ziemię wbić. Krokusy chciałam wetknąć w trawnik - nie da rady! Mus czekać na deszcz, którego ani śladu.
Ale, ale, co ja tu o gumnie, o jesieni i Balusiu. Mówiłam już, że dzień bez paczuszki to dzień stracony?
Wczoraj drżącymi rękami rozpakowywałam przesyłkę z A-ME-RY-KI! Tak! Z USA! A była to paczuszka od Ataner, która przysłała ją, bo tak! A w niej, proszszsz:


Jest to ceramiczna kura meksykańska ręcznie malowana i nie muszę dodawać, że jest śliczna! I można z niej pić. Ale to nie koniec kur:
Kurka do solenia, kogut do pieprzenia. A wszystko spowite w powiewny szal z delikatnej jak obłok bawełny:
To różowe, co wygląda jak plama, to jest metka z drugiej strony!
To wczoraj. Dzisiaj z trudem wyjęłam ze skrzynki pękatą kopertę z adnotacją "do nóg własnych", a w niej:
Ma ktoś (oprócz mnie) takie skarpetki? W niektórych kręgach zwane palketkami? W Czajniki, w Wałki i w ślady Frodo? I w owieczki (chyba)? To Rucianka kochana zadbała o komfort moich paluchów dużej nogi!
Dziefczynki kochane, bardzo, bardzo Wam dziękuję. Codziennie mam Gwiazdkę i urodziny razem wzięte. Kto tego nie doświadczył, nie wie, jakie to miłe, wzruszające, poruszające i kurna, fajne! Jak żyłam bez Was? Jak???

PS. Tempo Giusto ledwo dycha pod gruzowiskiem z remontu. Fachowiec okazał się niegodny naszej powieści, ale o tym opowie Tempo G. kiedy już się ogarnie. Tempo, 3maj się. Dasz radę.

wtorek, 22 września 2015

Eureka!

Zakrzyknęłam zobaczywszy co kryje się pod linkiem, który przysłała mi Opakowana. Nie mam wnuków i się nie zanosi. Nie potrafię też dziergać, ani szyć. Próbowałam, ale jakoś mnie nie wessało. Potrafię robić na drutach prawo-lewo i tym też sposobem sobie i siostrze daaawno temu udziergałam odjazdowe poncho z resztek różnych włóczek i kolorów. Było zamaszyste, długie prawie do ziemi, ciepłe i fantastycznie kolorowe. I na one czasy ekstrawaganckie na tyle, że syn mojej siostry, który chodził wtedy do podstawówki, prosił, żeby nie przychodziła w "tym" po niego do szkoły, bo koledzy się nabijają.
Tak więc otworzyłam link od Opakowanej i oniemiałam na widok cudów i cudeniek! To świat, którego zupełnie nie znam, a podejrzewam, a nawet mam pewność, że to jest ułamek promila tego, co oferuje rynek w tej kwestii. I guziki! O obfitości ich kształtów i kolorów też nie miałam pojęcia! Ma za to Opakowana, i to jakie! Z wielką przyjemnością pokażę Wam jak kompletuje wyprawkę dla swoich wnuków, chłopaków-bliźniaków.
Gdyby któraś Kura zechciała podzielić się na łamach swoim kunsztem (Ewa! Gardenia!), czekam na zdjęcia.
Oddaję łamy Opakowanej: swetereczki - maja wiecej welny niz akrylu, to samo z gaciami. buciczki tez sa merynosy...kamizelunie sa merynos z bawelna, sweterunie z  bocznym zapieciem beda maerynos z bawena...tylko rozmyslam nad spiworkami, z czego. nie chce ugotowac dzieci ;)))
Tak powiedzialam pani w sklepie, jak mnie zawlokla do dzialu wloczek dzieciecych, a tam same nylony i akryle: moje dzieci mogly chodzic w akrylu, ALE moje wnuki - NIE!! i obie dostalysmy
glupawki.




Sweterunie maniunie

a to gatki. gatki sie robilo swietnie, wiec zrobilam sztuk 4 w
roznych rozmiarach, zeby chlopaki mieli na wyrost ;)
te farrfocle to efekt tweedowy wloczki  a dwa zdjecia, bo na
jasniejszym lepiej widac dropiatosc tweedowa a na ciemniejszym -
lepiej kolor wloczki
a to sa palketki do zestawu z gaciami
buciczki. juz chyba zrobilam z 10 par dla roznych dzieci. nasi
chopacy beda miec odwrotne buciki - jedna para jest turkusowo
kremowa, a druga para kremowo turkusowa i z innymi guziczkami.




detale kocykow. w calosci na zdjeciach slabo widac, ale kocyk z
czerwonymi jabluszkami ma piata kolumne w postaci jednego (czy
dwoch) zielonych jabluszek i odwrotnie :)
a te, to nie wiem czy dam dzieciom czy sobie zostawie!




Zdjęcie poniżej przedstawia wnusia KolKi pod kocykiem wydzierganym przez Gardenię:

Inne dokonania Gardenii - pokazuje tylko dziecięce ciuszki:
Komplet do chrztu








I kolejny geniusz - Ewa (nie w kokonie!):
Kokon dla Adasia
Paputki dla malutkiej dziewczynki
Sukienusia sarafanikowa (?) dla 4-letniej Agatki
Kocyk w miski dla Wojtusia
Czapusia też dla Wojtusia - komplet z kocykiem
sukieneczka mocno dziefczyńska dla 1,5 rocznej Olusi
Aplikacja na czapusię dla Olusi
AniM. przysłała zdjęcia ubranek zrobionych, lub uszytych przez jej 10-12-letnią córkę:





Osobiście nie mogę oderwać wzroku od specjalnej dziurki na misiowy ogon!

I mp, która skromnie zeznaje: Wielkich osiągnięć na polu dziergania dla maluchów nie mam, ale 3 rzeczy udało mi się zrobić i nimi niniejszym się chwalę - dwie sukienki i buciki :-)






PS. Blogger przewraca mi zdjęcia, a na walkę z nim szkoda mi czasu.
PS 2. To ja też się pochwalę. W zakładce "Galeria moich prac" są nowe obrazki.