Część druga, ciąg dalszy historii wujka Lilki.
Pamiętacie jeszcze
losy lotnika z dywizjonu 305 i 307, mojego wujka, który wcześniej
został Hubalczykiem?
Dla przypomnienia, TUTAJ.
Wojenne losy wielu ludzi bywały bardzo zagmatwane i ciekawe (wiele z Was
ma do opowiedzenia bardzo interesujące, rodzinne historie). Nierzadko zdarzało się, że w wyniku splotu
okoliczności zostawało się bohaterem.
Jak się okazało, zmaganie się z życiem w
powojennej Polsce niejednokrotnie było równie trudne jak sama wojna.
Poszukując
jakichkolwiek informacji o wujku, niechcący wtargnęłam w życie
pewnej młodej kobiety. W momencie wymiany korespondencji wnuczka naszego bohatera miała około
trzydziestu lat.
Wahałam się
oczywiście czy napisać o samobójstwie jej babci (czyli żony
naszego bohatera), ale skąd miałabym się dowiedzieć czegoś więcej, jeśli
nie od najbliższej rodziny? W końcu minęło tyle lat… Piszę… Trudno, najwyżej korespondencja się urwie… I dostaję odpowiedź
po kilku dniach:
Samobójstwo
mojej babci nie jest tajemnicą (ale raczej wolę o tym
nie pisać od razu w pierwszym mailu).
No
ale po kolei.
W lipcu 1947 roku nasz bohater wraca do Warszawy.
Oficerowie dostawali wtedy przydziałowe mieszkania w bardzo dobrych
lokalizacjach i o dobrym standardzie (jak na tamte, ubożuchne
czasy). Żeni
się z dobrze zapowiadającą się aktorką (babcią mojej
korespondentki).
Jak pisze moja korespondentka, pani K. :
Moja babcia była
bardzo wrażliwą kobietą, dobrze zapowiadającą się
aktorką i wyszła za bohatera.
Jest
już czerwiec 1948 roku. Po powrocie z Anglii oficerowie utrzymują ze
sobą kontakt. Spotykają się w mieszkaniu jednego z pilotów. Okazuje się, że to tzw. kocioł (nomenklatura jeszcze z lat okupacji), pułapkę zastawia UB i
wszyscy zostają aresztowani. Przyczynkiem miał być jeden z oficerów,
któremu udowodniono szpiegostwo i który został za swą działalność
stracony. Żaden z pozostałych oficerów nie miał pojęcia o jego
szpiegowskiej aktywności. Nasz bohater zostaje aresztowany na cztery lata, jego świeżo poślubiona żona również (przyszli do "spalonego" mieszkania prosto z kościoła, gdzie właśnie wzięli ślub) - tylko dlatego, że akurat była jego żoną - trafia do więzienia na dwa lata.
Pisze
pani K.:
Jaka była
"przed" (tzn.
babcia - przypis mój)
wiem tylko z książki Stanisława Krupy. Żałuję też, że za
późno się za to zabrałam bo mogłabym go spytać osobiście o
babcię jaka była, ale zmarł około 2010 jak podaje IPN - polecam
za to Pani lekturę, otwiera oczy na to co działo się i jak
wyglądała rzeczywistość przetrzymywanych). (...) Na pewno 2 lata
w Pawilonie X na zawsze zmieniły jej psychikę.
Wchodzę
natychmiast na Allegro, za psi grosz wyszukuję książkę i po
osobistym odbiorze w Warszawie, natychmiast czytam. Jeden rozdział
poświęcony jest babci pani K. (żonie naszego bohatera). Nie
czyta się tego dobrze. Trudno mi się pozbierać po tej lekturze. Wtedy przeczytałam tylko ten jeden rozdział.
Oto
fragment, pisze autor, Stanisław Krupa:
„Tytułowa bohaterka tego rozdziału (…) była moim sparring
partnerem w sztuce stukania z drugiej celi (więźniowie
porozumiewali się stukaniem – przypis mój). A i stukała
znacznie sprawniej (...) ona pulsowała wręcz żywiołowym
temperamentem. Nie umiała się pogodzić z beznadziejnością
więziennych dni, z prostackimi szykanami naszych stróżów. Sądzę,
że owa pasja stukania to swoisty rodzaj buntu.
W. (babcia pani K. - przypis mój)
była studentką Wyższej Szkoły Teatralnej. Do żadnej
konspiracyjnej organizacji nie należała. W czasie okupacji była za
młoda, po wyzwoleniu polityka jej nie interesowała. Nieraz pytała:
„Powiedz, za co te łobuzy mnie tu trzymają?”
Jak
wykazała przeszłość - jej jedynym
„przestępstwem” było małżeństwo z oficerem RAF-u. Notabene
wzięli ślub tuż przed
aresztowaniem. W ramach poślubnej wizyty odwiedzili (...) też
oficera RAF-u (…) Nie wiedzieli, że (…) został zatrzymany pod
zarzutem szpiegostwa, że w jego mieszkaniu na Filtrowej jest "kocioł" i że każdy kto przekroczy próg tego mieszkania to "agent wywiadu". Prosto z tej niefortunnej wizyty zawieziono ich
na Mokotów (tak się mówiło
o więzieniu na ulicy Rakowieckiej – przypis mój).
Wybaczcie,
że daruję sobie opis fragmentu po przesłuchaniu. Rozdział
kończy się tak:
"Znacznie
później usłyszałem, że W. po trzech latach (niezgodność -
przypis mój) więzienia wyszła na wolność, bez
rozprawy, nie było podstaw do wniesienia aktu oskarżenia."
Tak. Pamiętam opowieści rodzinne, fragmenty, strzępki rozmów (byłam małą dziewczynką, a rodzina dalej o tym dyskutowała (i
złorzeczyła na wszystkich dookoła), jakie nieszczęście ich
spotkało, tę parę po ślubie. Nie wiedząc o istnieniu książki Stanisława Krupy, napisałam do pani K. i zapytałam, czy wie o samobójstwie babci. Treść odpowiedzi tylko potwierdziła moją bardzo niekompletną
wiedzę.
I teraz wracamy już do czasów współczesnych i do korespondencji z
panią K. :
Na pewno dwa lata w Pawilonie X na zawsze zmieniły jej psychikę (babci pani K. - przypis mój), mama... ma takie dziury w pamięci, że niby
pamięta że babcia była często w psychiatrykach, ale jak spytam,
to kto się tą małą dziewczynką, którą wtedy była zajmował, to
nie umie powiedzieć, mówi - jakieś kobiety, ciotki - ona nie wie.
Pamięta jak wpadało SB i zabierali wszystko co było cenne,
dokumenty etc. Choć głownie pamięta, że bił ją brat, bo tak mu
matka kazała, jak ojciec (nasz bohater- przypis mój) nie widział.
Podobno dziadek do najwierniejszych nie należał (co może być też
wynikiem "nowej osobowości" babci po przejściach). Pod
koniec życia żył z inną kobietą. Babcia nienawidziła mamy, bo
obwiniała ją, że będąc z nią w ciąży jej mąż zdradził ją
i ma dziecko na mieście, (ponoć znalazła zdjęcie dziewczynki
kropka w kropkę podobną do mojej mamy - w tym samym albo podobnym
wieku). Powiesiła się w piwnicy, w mieszkaniu na… gdzie
mieszkała z moją mamą i jej bratem zostawiając list, że to przez
moją mamę. Moja mama miała wtedy 17 lat.
Zapadam w długą medytację… Boże…
Ciotki, które się nią opiekowały… to mogła być również m.in. moja mama i jej dwie siostry…
(Moja Mama i jej siostry były ciotkami dla mamy (żony bohatera) mojej korespondentki, pani K. Jej pradziadek i mój dziadek to rodzeństwo).
No i zakończenie z korespondencji z panią K.:
Z
wykształcenia jestem psychologiem i mnie najbardziej interesowało z
tej całej tragedii rodzinnej, jak to wszystko było, żeby zrozumieć
moją mamę. Dlaczego jest jaka jest, dlaczego była taką, a nie
inną mamą i jak ja wiedząc to wszystko po kilku latach terapii
własnej mogę to uciąć i sprawić, żeby moje dzieci już nie
niosły ze sobą tego wszystkiego. Ile rzeczy trzeba nazwać,
odkłamać i ujawnić, żeby nie psuło życia kolejnym pokoleniom.
Ta tragedia rodzinna to taki rodzinny trup w szafie, mam zamiar go
wyjąć (jeśli znajdę odpowiednio dużo informacji w aktach IPN).
Nie jestem zapewne jedyną, która jako kolejne pokolenie niesie ze
sobą coś co dawno powinno zostać pochowane. Moja mama mówi że
ona już pochowała "tę tragedię" rodzinną. Ale zachowuje
się dalej jakby miała te 10-20 lat i jak się ją dobrze podpytać
to nie umie wybaczyć. Ja jej wybaczyłam to, jaką była mamą, całe
życie pogrążoną w depresji, bez emocji, odcięta od świata, od
dzieci. Tylko że to wcale nie rozwiązuje 100% problemu. Bo co mam
zrobić ze swoim nieudanym dzieciństwem? Ze swoją depresją
"wrodzoną", nieufnością i lękami
wypitymi z mlekiem matki? Tak naprawdę muszę się z tym zmagać
każdego dnia, już dorosła kobieta. Przeszłam już swoją terapię,
żeby chronić moje dzieci (właśnie się spodziewamy pierwszego). Ja przypuszczam, że takich jak ja jest wiele osób w naszym
kraju, co próbują ustalić dlaczego czują i jest im w życiu jakoś
tak nazwijmy
to, niekomfortowo. Jeśli uda mi się zebrać pełen pakiet materiałów,
żeby opisać studium przypadku "takiej rodziny" na
przykładzie mojej, to może to i gdzieś opublikuję.
***
Grób rodzinny naszego bohatera i jego żony znajduje się w Pyrach, a więc
rzut beretem od mojego miejsca zamieszkania. Każdego roku, od
momentu tej korespondencji, odwiedzam ich tam i rozmawiam z nim w myślach.
Ten dzień właśnie nadchodzi…