piątek, 30 września 2016

Wyrzuta, a może wręcz przeciwnie?

Na prośbę Opakowanej, która zrobiła dziś wyrzutę, zamieszczam co następuje:

Cale rano wywalalam i pekam z dumy, m.in. wpadla mi w oko torebusia - teczuszka - 35 x 26cm z jaszczurki. czysta zywa plastikowa jaszczurka, w naturalnym kolorze ciemno dosc granatowym, reszta brazaowa jasno, a wyscielana jest szmaragdowym czystym zywym nylonem. jest bardzo fajna ale nie na mohe mozliwosci ciezarowe - zapina sie na takie magnesowe cosie przyczepione do paseczkow z frontu. i w tym problem, jak zaladuje, to sie sama otwiera, wiec dla kogos, kto:
-nie ma nic przeciw granatowej jaszczurce
-plastikowi
-i magnesikom czyli nosi puderek do noska, telefon i karte kredytowa. i klucze. albo jakie balony, bo letkie.
-i zeby ta jaszczurka trochu blyszczala. na pewno w naturze tez blyszczy!

A skad wiem - ano bo niedroga byla i podobna, znaczy ten fason ale inna po wierzchu, kupilam tez, nosilam raz czy dwa i oddalam dziecku, ktore nie ma nic przeciw nietrwalym ale ladnym torebusiom. Jakby ktos kcial, to przywioze teraz w pazdzierniku i wysle.
Czyli komu komu bo ide do domu...

Mam tez sporo kusych sweterkow rozpinanych....

Teraz robie inwentaryzacje i renament ksiazek, ktore sa wystawione na amazonie i nikt od ponad roku nie kupuje - albo obnize cene albo wyniose do szmateksu. wszystkie o zarzadzaniu...potem zabiore sie za inne, bo zapragnelam miec miejsce, a mamy za duzo ksiazek na jedno przeczytanie...

A otóż i rzeczona torebusia:


To nasunęło mi pomysł pewien. Może by tak zrobić taką wyrzutę i wrzucić do Kurnika co tam komu zalega? W rozsądnych ilościach oczywiście i może niekoniecznie meble. Chociaż, jeśli ktoś ma transport, to czemu nie? Każdy ma w domu jakieś akcesoria, których żal wyrzucić, a może ktoś inny się ucieszy? Oczywiście za darmoszkę, albo za koszty przesyłki - do dogadania między zainteresowanymi. Co Wy na to?

Oddam (ja, Hana) tako torebusię - jest autentyczna, stara, w dobrym stanie. Nie wiem z czego, za Chiny nie wiem, czy to skóra, czy jakoweś tworzywo. U podstawy ma ok. 30cm.:



I taki dzbanek. Ze dwa litry pomieści:


czwartek, 29 września 2016

Kochamy nasze pieszczoszki, prawdaż?

Chcecie bajkę? Oto bajka! Najświeższa, jeszcze ciepła.Ciemno już jest o tej porze, co dla bajki istotne.
Dziś Wielkie Odrobaczanie, wywalam psy do ogrodu, jako że zawijanie tablet w leberkie jest niezwykle atrakcyjne i niezwykle przeszkadzające dla zawijającego. Przedtem karmię koty, żeby się odczepiły ode mnie i leberki. Zawijam w te papierki, gdy, wtem! Słyszę z ogrodu szczek Frodo na wysokim "C", a to nieomylny znak, że trafiła się jakaś zwierzyna, której nie można dopaść. Rzucam wszystko, przytomnie przedtem schowawszy leberkie z niespodzianką. Lecę na gumno. Słyszę, ale nie widzę. Lokalizuję sytuację po odgłosach. Zwierzyny nie widzę, widzę Frodo po właściwej stronie płotu, widzę też Wałka wręcz przeciwnie, jak miota się zygzakiem od płota do chaszczy po drugiej stronie drogi. Widzę też światła nadjeżdżającego samochodu, a ten lata w tę i nazad. Rzucam się w chaszcze i przewracam się boleśnie ocierając sobie łokieć, bo ciemno jak w... W determinacji jakaś siła człeka nachodzi, bo udało mi się łajzę spacyfikować. Wracamy na gumno i jak tylko zamykam za sobą furtkę, w oba psy jakby złe wstąpiło. Amok jakiś. Lotem błyskawicy ruszyły w kierunku obory, ja oczywiście za nimi. Wałek wpadł do środka przez tę dziurę co wiecie, Frodo nie wpadł tylko dlatego, że się nie zmieścił. Usłyszałam łomot, jakieś tłukące się doniczki (nie sprawdzałam). Wrzasnęłam tak, że Wałek wyczuł chyba, iż żarty się skończyły i wyszedł tą samą drogą, którą wszedł. Wiecie ile kosztowało mnie powstrzymanie się od walnięcia go kapciem w co się nawinie?
Wreszcie zagoniłam towarzystwo do domu, wzięłam latarkę, opaski zaciskowe i poszłam "naprawiać" płot. Zrobiłam co mogłam



wracam, a w kuchni na podłodze leży rozbity talerz, natomiast w salonie rozniesione na strzępy opakowanie po rybie, którą kupiłam moim skarbeczkom. Ryby już w nim nie było (zdążyłam sparzyć i leżała na sitku w garnku), tylko skóra, folia i papier posiekane na strzępki. Talerz to sprawa kotów, które zrzuciły go z blatu razem z opakowaniem po rybie. Reszta to sprawka Wałka przy współudziale Frodo.
Nie wiem za jaką zwierzyną goniły. Wolę nie sprawdzać, bo może w oborze siedzi przerażony niedzwiedz?
Koniec bajki.

Aktualizacja: w oborze nikogo, ani niczego nie ma. Za to w domu były cztery pawie, w tym jeden pod łóżkiem. Najwidoczniej rybka stanęła ością w gardle.

poniedziałek, 26 września 2016

Jak żyć - pytam grzecznie?

Zebrałam właśnie wszystkie Wasze zwierzęce historyjki. Jest ich piętnaście. Potrzebujemy - jak wiadomo - dwunastu. No i nie wiem. Na losowanie trochę za mało. Może zamieszczę je tutaj i będziemy głosować? Nie potrafię zamieścić sondy, ale tyle opanujemy w komentarzach. Czy mam wybrać autorytatywnie, z pozycji PrezesKury? Pamiętajcie, że historyjki mają być inspiracją do rysunków (omamuniu!), powinny zatem być wyraziste. Nie wiem, no nie wiem! Proszę o decyzję.
 Na okrasę moje psuje:

Poczytaliśmy:



Pokopaliśmy:




Znudziliśmy się:


sobota, 24 września 2016

I cóż, że wrzesień?

Za to jaki piękny! Do bólu żyję chwilą, co najwyżej dniem dzisiejszym, taki czas. Wrzesień mnie (nas, w Wielkopolsce) rozpieszcza do wypęku. Wieczór po bardzo pracowitym dniu jest tak ciepły, że spokojnie można siedzieć sobie na gumnie i się napawać. Nie ma już komarów, jest cieplutko jak w lipcu, pachnie smagliczka i skoszona trawa, toteż siedzę i się gapię. Ot, patrzę tu i tam, nic szczególnego. Przyleciały do wodopoju kopciuszki (znaczy, jeszcze są, w przeciwieństwie do jaskółek), nie zdążyłam sięgnąć po aparat - płochliwe są. Tak sobie siedząc fotografowałam przyrodę nieco mniej ożywioną niż kopciuszki, nie ruszając zadka z fotela na tarasie. Tak siedziałam:

.
I tak:


To było pod stołem. Ponad nim, na wprost:



I z prawej:


Bardziej w lewo:




A nad głową:

Matko, rozbijo się!

Aaaaaa!!!


Ufff... dały radę! Jeden poleciał wyraznie na zachód, drugi wyraznie na północ
No i tak. Płotek taki zmajstrowałam, bo pieski obsikujo lawendę:




Znów wzięło mnie na niebieski:




Dziury w drzwiach to nie przypadek, hrehrehre, służą jeżom, ryjówkom, myszom i Stefanowi. A gdyby się klucza zapomniało to i mnie!
Poza tym kamienie spod Gubałówki wreszcie znalazły godne i ostateczne miejsce:


Efekt jest taki:


Wisienka na torcie:


Poza tym skosiłam trawę, zlikwidowałam i uporządkowałam rabatę z kosmosami uprzednio zebrawszy nasionka, przesadziłam rojniki, bo się bardzo wyroiły, przycięłam krzaczory i nie zrobiłam obiadu.
No. To teraz czekam na peany.
Oraz na historie związane z Waszymi (niekoniecznie) zwierzętami. Będzie losowanie, o ile nazbieramy więcej niż 12 opowieści. Na razie nie liczyłam ile ich mamy. Pomyślę o tym jutro...

środa, 21 września 2016

Biała Kura 2017 rozprostowuje skrzydła

Bardzo Wam dziękuję za erupcję mózgów pod poprzednim postem. Robimy już trzeci kalendarz i tylko pierwszy wymyśliłyśmy w trójkę - Gosianka, Marija i ja. Od ubiegłego roku stał się naszą wspólną, blogokurniczą sprawą i to jest fantastyczne!
Wykluła nam się koncepcja kalendarza, jak na Kury przystało. A właściwie kilka koncepcji. Jednak na podstawie komentarzy wysnułam wniosek taki, że najbardziej podoba nam się pomysł Marii. Jest pogodny i z przesłaniem. Mówiąc w skrócie: wszystkie mamy zwierzęta, w większości są one z odzysku i wszystkie mamy na ich punkcie kuku na muniu (ktoś jeszcze pamięta to powiedzenie?). Zwierzęta rozrabiają, tłuką rodową zastawę, gryzą szpilki od Manolo Blachnika, strącają telewizory i monitory, przytrafiają im się różne rzeczy. Cokolwiek jednak zrobią, wybaczamy im, bo kochamy je bezwarunkowo! Powiem więcej i tu mówię wyłącznie za siebie - jeśli moje kotopsy coś zmalują, to zawsze jest to moja wina! Po co tak głupkowato stał ten monitor, dlaczego od razu nie przykleiliśmy ceramicznych kur w kuchni na półce? Mogłam zdjąć firanki jak tylko Czajnik zaczął przejawiać firankowe zainteresowania zamiast czekać, aż wyrwie karnisz ze ściany, itd. itd.
Idea nowego kalendarza polegałaby na tym, że Wy opowiadacie o tym, co zrobiły Wasze zwierzęta, ewentualnie ślecie fotkę - jeśli jest (to dla zapłodnienia mojej wyobrazni), ja rysuję, Wy układacie stosowne wierszyki. Kto chce i jak chce, a im śmieszniej, tym lepiej. Autorka wierszyka niekoniecznie musi być właścicielką zwierza. Widzę jednak jedną podstawową trudność. Potrzebujemy dwunastu historii, a zwierzęta mamy wszystkie (prawie). Proponuję byście słały opowieści - powiedzmy do końca tygodnia, tzn. do niedzieli, do godziny 20.00. Potem wylosujemy dwanaście Kur i dwanaście zwierząt i szlus. Szczegóły logistyczne jeszcze obmyślę, ale nie ma tu nic specjalnie skomplikowanego - chyba że coś mi umknęło.
Kalendarz musi być przyjemny dla oka, może bawić i wzruszać, a gdyby skłaniał do refleksji, byłby to kalendarzowy szczyt szczęścia. Co do jego walorów edukacyjnych, nie mam złudzeń. Rozchodzi się w małym nakładzie między ludzmi, którzy są w tym względzie wyedukowani. Kupują nasz kalendarz przez sentyment i z chęci pomocy - wszak wiadomo, że grosz jaki uda się uścibolić, służy zwierzętom w potrzebie. Może przy entym kalendarzu wreszcie się odbijemy tak, że to my będziemy rozdawać karty i dyktować warunki wszystkim zbirom zle traktującym zwierzęta?
Nie wiem, czy pomysł mnie nie przerośnie, trochę się boję. Proszę mnie zagrzać do walki.

Poza tym znalazłam kabelek i mogę pokazać Wam zdjęcie Belli u BDB. Mam nadzieję, że Mamalinka też ją widzi!


Moje koty mówią, że idzie zima. Uwaga, dużo nudnych zdjęć:

















U nas dzisiaj tak (22 września):



PS. Joasiu Tempo Giusto - gdzie jesteś?