Ja to się już tu urodziłem, jakoś na jesieni, pod podłogą. Babcia opowiadała jakie szaleństwa tu uprawiali z dziadkiem i rodziną, gromadzili zapasy na zimę w postaci suchego makaronu, a za najlepsze miejsce do przechowywania uznali duże czerwone kalosze, stojące w sieni. Sprawa jednak się wydała, gdy właściciel kaloszy zapragnął je raz ubrać, chyba psa chciał wziąć na spacer, nie wiadomo po co. Makaron zabrali, chyba psu oddali z powrotem. Pies to zresztą osobny rozdział. Potem chowali jeszcze w zimowych butach pani, ale też się wykryło.
Babcia była bardzo zapobiegliwa i gdy znalazła kiedyś miseczkę z ziarnami słonecznika to zamaskowała ją wszystkim co miała pod łapką, a to monetami z drugiej miseczki, ołówkami a na koniec nakryła kartką pocztową. Pani się okropnie zdziwiła, jak zobaczyła to rano, wszystkim opowiadała, jakie ma mądre myszy! No pewnie, że mądre, a co myślicie, że my jakieś głupki wioskowe? Myszy miejskie znacznie inteligentniejsze są...
Na przykład myśleli, że nas wyłapią na tzw żywołapkę i wyniosą gdzieś precz. Niedoczekanie!!! Co oni myślą, że my nie wiemy, że jak już tam wejdziemy to nie damy rady wyjść??? Raz tylko jeden wujek się złapał, ale tylko to go tłumaczy, że trzeźwy nie był, przewrócił butelkę z nalewką, wylało mu się na futerko no i wziął i wylizał. Potem mu się pomyliło i myślał, że ta żywołapka to sklep spożywczy... No ale przynajmniej ocalał, chociaż z emigracji już nie wrócił... Drugi wujek miał mniej szczęścia, bo idąc do kubła na śmieci w szafce pod zlewem omsknął się i wpadł do wazonika.... Niestety, został tam już na zawsze... Cześć jego pamięci!
A jedna ciocia to się zmumifikowała między książkami na regale, znaleźli ją dopiero przy remoncie. A zawsze jej mówiliśmy, żeby nie przesadzała z tym czytaniem!!!
Słuchajcie, czego ci durni ludzie do tego wiaderka na śmieci nie wyrzucają!!! Skórki z kiełbasy, skóry z boczku (mniam, ale za rzadko!!!), dobrze, że pies tego nie może jeść, chociaż bardzo by chciał. Czasem się trafiają kości z żeberek, ale tak cholery dokładnie obgryzą, że nie ma co wycyckać, ale zawsze się staramy chociaż trochę obmemlać. Pani niestety wzięła się na sposób i na noc zamyka wszystko do jedzenia w szafkach i w lodówce, dawniej to chociaż chleb był na wierzchu, można sobie było tunelik wywiercić... A teraz nic, nawet okruchy ten paskudny pies z podłogi wszystkie wyzbiera. Ale nie z nami takie numery, zawsze sobie coś wynajdziemy. Na przykład ostatnim odkryciem w kuble były namoczone torebki po kawie zbożowej Anatol. Bierze się taką torebkę, wynosi z kubła i rozrywa to papierowe opakowanie , a w środku wyjada te trochę zboża co tam dają. Nie wszystko się nadaje, , resztę śmieci się zostawia, a pani się wścieka, że brudzimy. No jak nie brudzić, jak??? Jak torebka rozerwana to przecież nie upchniemy z powrotem! No i przecież nakryliśmy ładnie papierkiem i ubrali podgniłymi winogronkami... Dlaczego jej się nie podoba???
Najlepsza zabawa jest z psem:)) Duże to , a durne takie, że nie wiem! Wkurza go strasznie nasze szuranie, leci i szczeka, ale nigdy nie wie dokładnie, gdzie szuramy, bo my się szybko przemieszczamy:) Szczeka, szczeka, pcha łeb pod stolik, gdzie lubimy się ganiać, a my myk! przelatujemy mu pod brzuchem, a ta durnota nawet się nie zorientuje, że nas już tam nie ma! W sumie to groźny nie jest, zawsze chociaż trochę zabawy mu zorganizujemy. Najbardziej się wścieka, jak już się układa wieczorem do spania, a my zaczynamy szaleć. Pani też się wścieka, zwłaszcza jak już leży w łóżku i zgasi światło, a my zaczynamy gonitwy po pokoju i kuchni, tak fajnie się bawi w ciuciubabkę i chowanego po ciemku!!! Pani narzeka, że tupiemy, jakbyśmy podkute buty mieli, ale jak nie tupać, jak??? Cała zabawa na tym polega!
Zima się kończy, cieplej się robi, aż korci, żeby trochę wyjść na świeże powietrze. Ale jak tu wyjść, jak??? Tak w niewiadome, jeszcze mało co rośnie, a i zimnem jeszcze zawiewa, nie dalej niż dzisiaj burza była ze śniegiem. A tu kaloryferki jeszcze trochę grzeją, zakamarki kuchenne ciepłe, zawsze się coś w kuble znajdzie, da się żyć. To chyba tylko głupie myszy wiejskie się wyprowadzają na lato. No, ale one mają pola do dyspozycji, a my co? Przy ulicy przecież mieszkamy, gdzie się wyprowadzić, gdzie??? Zresztą to lato w Z to takie zimne i deszczowe, ptaszyska na nas polują, niebezpieczne to życie na zewnątrz, oj niebezpieczne. W sumie to mamy farta, żeśmy się akurat tu zagnieździli, nie szkodzą nam szczególnie, jakoś się żyje. Mam nadzieję, że pani nic głupiego do głowy nie przyjdzie, żeby jakąś eksterminację urządzić... Oby tylko jakiś kot nie nastał, ale pies chyba ich nie lubi, na szczęście.
No i tak sobie tu żyjemy, pomalutku i w miarę bezpiecznie, z panią i psem, w takim naszym zielonym azylu. Może i przyszłe pokolenia się tu wychowają?? Któż to może wiedzieć, kto???