Trochę się pogubiłam w tym, o czym już pisałam i czym się chwaliłam, a czym nie. Dawno o Kuriozie nie było i na pewno już nie możecie się doczekać, prawdaż?
Jako rzekła Izabell pod poprzednim postem, nadejszła pora na gacie dla Kuriozy, znaczy się ocieplenie i remont elewacji. Panowie fachowcy przysłali mi kalkulację, która zwaliła mnie z nóg i wychodzi na to, że - póki co - skończy się na czapce, tzn. na ociepleniu dachu. Czapusia też droga jak dyjamenty, ale nikt nie obiecywał, że będzie tanio. A i tak wydaje mi się (obym się myliła), że szarpnęłam to wszystko w ostatnim momencie zważywszy galopujący wzrost cen, a to dopiero początek (galopu).
Płaszczyk i gatki dla Kuriozy nieco podcięły mi skrzydełka, ale nie takie podcinanie przerobiłam. Pomyślę o tym jutro.
Reszta idzie zgodnie z planem. Garaż zamienił się w kuchnię i gdyby nie to, że nie mam mebli, ani - co gorsza - koncepcji, o kasie nie wspominając, już mogłabym rzucić się do gotowania, hrehre, bo o niczym innym nie marzę. Skończy się tak, że wstawię tam sobie kanapę i gustowny stolik pod czajnik. No dobra, jeszcze lodówkę.
Nie mogłam powstrzymać się od maniuniej stylizacji. Podłoga, mimo wielokrotnego mycia, ciągle szarawa od pyłu. Trochę potrwa, zanim się go całkiem pozbędę:
Przyszła kolej na łazienkę. Tu same problemy. Ściany są okrutnie krzywe, przez co robota się ślimaczy. Trzeba wyrównywać zaprawą, miejscami grubo, a to schnie i schnie. Rura kanalizacyjna biegnie zbyt płytko i trzeba by kuć w głąb posadzki oraz pogłębiać wykop na zewnątrz. Już raz pogłębialiśmy, ale wtedy rura była schowana pod posadzką i nikt nie wpadł na to, że zbyt płytko. Wobec tego nad rurą został zbudowany gustowny gzymsik, który zabiera miejsce, którego i tak tam niewiele.
Po długich poszukiwaniach upatrzyłam sobie szafkę z umywalką i wyszło mi, że jest zbyt szeroka i jak ktoś bardziej "w sobie", to może nie przecisnąć się do wc. Małe umywalki i małe szafki też są, ale wyglądają jak w toalecie pociągu do Koluszek. No i tak to.
A po skuciu starych kafelków niespodzianka:
Łazienka dzisiaj po południu:
Tam jest mało miejsca i trudno zrobić zdjęcie oraz światło do bani. Musicie uwierzyć mi na słowo, jest dobrze. Z dekorów zrezygnowałam uznawszy, że to jest zbyt małe pomieszczenie, żeby szaleć z dekoracjami. I dobrze, bo już widzę, że miałam rację.
Pan Jakub uratował okiennice. Ponaprawiał, pokleił, połatał i wyszlifował. Dzisiaj wkroczyłam ja. To ten sam kolor co na balustradzie, tylko mocno rozwodniony. Na to przyjdzie impregnacja, czyli olej:
To jest betonowy krąg do parasola. Parasol jest, ale nie pasuje do otworu. Coś wymyślę, żeby pasował:
Zielona decha nad oknem stamtąd wyleci. Kiedyś. Jeśli Kurioza nie dostanie gatek w tym roku, zamaluję, jak wyżej. No i oczywiście będą na okiennicach koniki jak na balustradzie. Nawet już je dziś narysowałam, ale nie wzięłam stosownego pędzelka.
I tak się Kurioza kręci ze zmiennym szczęściem. Chciałabym to już zakończyć, bo powoli zaczynam być NAPRAWDĘ zmęczona. Najgorsze są zakupy - kto by pomyślał? Wczoraj spędziłam w Leroy prawie dwie godziny. Kupiłam drzwi w pięć minut, ale one zaginęły między magazynem a kasą. Oszczędzę Wam szczegółów, ale wyszłam stamtąd mokra jak mysz. Był moment, że o mało się nie rozpuakałam ze złości, bezradności oraz nad bezdenną głupotą, bezmyślnością i brakiem dobrej woli tamtejszego personelu.
Następne drzwi na zamówienie w - uwaga - październiku. Zdążę ostygnąć. Chyba.