wtorek, 31 maja 2016

O tym i owym, czyli świat zgłupiał i ocipiał

Nie wiem dlaczego przez cały dzisiejszy dzień mam wrażenie, że jest sobota. Do tego stopnia, że zdziwiłam się, kiedy do niebieskiej furtki zadzwonił kurier. Nie mam pojęcia o co chodzi, może nie mogę się doczekać ślubu Córki i tak życzeniowo mi się wydaje? W każdym razie nowe buciki mam.
Fajne?

Co do reszty to ten, eee, no... będę ubrana. Nasze babcie wszak mawiały, że najważniejsze są buty, torebka i fryzura. Buciki są, torebuś u mnie dostatek (chyba sięgnę po bardzo czerwoną, albo czarną lakierowaną, jeszcze nie wiem), fryzurę się utrefi i szlus. Bukiet Córusiowi zrobię, kwiatki zamówione, w ogrodzie nie ma szału, a to co jest, jest śliczne, ale nietrwałe i zwiędnie zanim dowiozę. Pochwalę się ewidemą. Bukietem rzecz jasna:)
Jakoś tak ostatnio pamięć mi się wyostrzyła i zdołałam zapamiętać kilka złotoustych sformułowań płynących wartkim strumieniem ze środków masowego przekazu. Otóż jakiś poseł, którego nazwiska nie pomnę, w rozmowie z redaktorem Trójki błyskotliwie podsumował swoją równie błyskotliwą wypowiedź. Rzekł był mianowicie, że "pies pogrzebany jest w szczegółach". Jak ci redaktorzy dają radę, żeby nie parsknąć śmiechem, to naprawdę ich podziwiam, bo ja myślałam, że umarnę. A to w radiu reklama popłynęła na tle kojącej muzyczki i poinformowała, że "nasi fachowcy wiedzą, co jest w liquidach". Ciekawa jestem, jak to słowo wygląda w zapisie. Przez "K"? Likidy? Coś jak aqua wymawiana "akła" zamiast akwa?
To znów sąsiadka mojej siostry potępiła jakąś roślinkę w ogrodzie za to, że rośnie "jak umarłemu kadzidło". No ale sąsiadka przynajmniej w radiu nie występuje. A co powiecie o zakładzie pogrzebowym "Lamento"?
A już dowodem na to, że ludziom kompletnie odbija, jest tzw. turystyka ekstremalna, co bynajmniej nie oznacza włażenia na ośmiotysięczniki, albo skakania na doopę z wieżowca, a oznacza ni mniej, ni więcej, tylko wyprawę w strefę wojny! Są nawet wyspecjalizowane biura podróży! To nie mieści mi się w mojej ślicznej główce. Ludzie płacą ciężkie pieniądze, żeby znaleźć się w ogniu walki. Nie są to dziennikarze wojenni, ani fotoreporterzy, to zwykli ludzie jak Wy, ja, nasz sąsiad! Jakiś Japończyk wypowiadał się, że to musi być wojna i krew, a nie jakieś tam pomniejsze przepychanki. Czy ktoś mi to wytłumaczy? Ludziom ze szczętem pofyrtało się w głowach, trzeciej wojny im się chce, czy co?

Aby nie kończyć tym mało optymistycznym akcentem, spójrzcie - zakwitł pierwszy liliowiec od ElżbietyJ.!



A to połacie firletki roztrzepanej na nadwarciańskiej łące w Śremie. Zdjęcia słabiusie, ale wierzcie mi na słowo - widok jest oszałamiający!

To tyle na dzisiaj. Pięknej niedz... tej, no ŚRODY!
PS. Na prośbę Elżbiety J. zamieszczam tancerkę, którą Jej podarowałam w podzięce. Elżbiecie bardzo zależało, aby się nią pochwalić. Eli sprawi to przyjemność, a dla mnie to komplement i splendor, że ktoś chce się pochwalić moim rysunkiem:)




niedziela, 29 maja 2016

Zgaduj-zgadula, kto po gumnie hula?

Piękna dziś niedziela, prawdaż? Mam nadzieję, że dla Was równie piękna jak dla mnie. Pomysł narodził się spontanicznie i bardzo dobrze! Lubię spontaniczne pomysły. A jeszcze bardziej lubię, kiedy zamieniają się w czyn. Pogoda rano nieco mnie zmartwiła, ale tylko nieco - co tam pogoda, chociaż miło jest posiedzieć na gumnie i poleniuchować. Potem było już tylko lepiej, trochę chmurek, trochę słońca, nie za gorąco. I wreszcie są! Trafili bez pudła kierując się na niebieską furtkę, jakże by inaczej! Ido!

Jeszcze nic Wam nie świta? To proszę, może teraz?


Nic? A teraz?




Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to teraz na pewno:


Tak! To zespół ZMD, JCO jest poza kadrem. Jak widać, pieski zachowały się nadzwyczajnie, chociaż obie z Gosianką byłyśmy troszkę zdenerwowane. Ale chłopaki i dziewczyny są na medal! Mika zachowuje rezerwę, jeszcze się boi, Fika miała lekkie obawy w stosunku do Frodo, za to Fika z Wałkiem szalały okrążając gumno w dzikim galopie. Nie zdążyłam nawet zrobić im zdjęć w tym pędzie, może Gosianka miała więcej szczęścia.



Czy to nie piękny widok?

Skoro pieski zachowały spokój, to i my mogliśmy oddać się celebrowaniu spotkania. Celebrowaliś tak:









Wałek dość bezceremonialnie wpakował się JCO na kolana

Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia na ławeczce, która stała się na gumnie czymś w rodzaju Wieży Eiffela, tylko trochę niższej i bardziej w poziomie:





Były też prezenciki, a jakże! Kto zgadnie, co przywiozła mi Gosianka? Dla ułatwienia zdjęcie:


Można je posadzić na płocie, ale raczej nie zaryzykuję:) Jest jeszcze do posadzenia (nie na płocie) krzaczek róży o niezwykłym kolorze. Będzie on zaczątkiem mojego rosarium, a co!

Był też spacer po łące upajająco pachnącej sianem!
Fikunia patrzy na żurawie. Pasły się pod laskiem.


No i popołudnie śmignęło jak mgnienie... Krótko było, zbyt krótko, mam niedosyt! Tylu tematów nie zdążyliśmy nawet tknąć! Gosianka i JCO są strasznie fajnymi, ciepłymi ludźmi. W skrzeczącej rzeczywistości takie spotkania i tacy ludzie są na wagę złota. Mam nadzieję, że dzisiejsza niedziela to takie pierwsze koty (nomen omen) za płoty. Ośmielam się mieć więcej, niż nadzieję - z Wrocławia do Tick City jest naprawdę niedaleko! Gosianko, TCO, dziękuję za ten przemiły dzień!
Kureiry, spotykajmy się ile wlezie!  Nie ma na co czekać!

środa, 25 maja 2016

Potrzebny cud!

Cud potrzebny jest dla Garipa, psa naszej Tupai. Gorąco wierzę, że cud się zdarzy, nie raz byłyśmy tego świadkami. Pamiętacie akcję o kryptonimie "Mamalinka"? Konia, kozy, trzy psy i trzy koty oraz Tadeusza z haremem? Albo błyskawiczną adopcję Lawendowego Psa? Historię Lamy, Frytki, Frety Garbo i Bonusa? Garipowi potrzebny jest Cud przez duże "C", ponieważ Garip jest bardzo duży, ma 6 lat, jest chory i drasnął zębem Gniewka, synka Tupai. Nie pogryzł, niczego nikomu nie odgryzł, drasnął, ale rana zaczęła się paprać i Tupaja z synkiem wylądowali w szpitalu. Garipowe draśnięcie nie było, niestety, przypadkowe. Rozumiem Tupaję i bardzo jej współczuję. Trudno żyć pod jednym dachem z psem, który jest nieprzewidywalny. Każdy pies taki jest i zawsze trzeba o tym pamiętać, jednak Garip jest bardzo duży, a dzieci bardzo małe. Rozumiem, że nie można czekać na następny raz. To okropna sytuacja. Wyobraziłam sobie, że spotyka to mnie i mojego olbrzymiego słodziaka Frodo i serce mi krwawi na samą myśl. Ktoś, kto nie miał do czynienia z tak dużym psem nie wie, jaka to siła. Na Tupaję już spłynęła fala hejtu. Łatwo jest osądzić i skazać zaocznie, z ciepłego fotela przed kompem.
Garip potrzebuje domu z wybiegiem i bez dzieci, konsekwentnej i silnej ręki oraz dużo serca. Popytajcie, pomyślcie, może znacie kogoś takiego? Kogoś, kto mieszka gdzieś na odludziu i dałby dom w zamian za kochanie i stróżowanie?
Poniżej cytuję słowa Tupajki:
Ze względu na bezpieczeństwo moich dzieci (powtórne pogryzienie) i sytuację osobistą, jestem zmuszona poszukać domu dla mojego psa anatoliana- Garipa. Szukam dla niego domu bez małych dzieci. Pies nie stwarza poza tym problemów. Doświadczony przewodnik na pewno z nim się dogada. Potrzebuje osoby zdecydowanej, ale łagodnej. Na agresję reaguje agresją. Ze względu na przewlekłą chorobę (pęcharzyca liściasta), musi przyjmować kortykosteroidy. Choroba jest opanowana- to znaczy nie rozwija się, ale pies musi przyjmować leki do końca życia. Terapia miesięczna to koszt 80 zł. Ponieważ leczenie trwa już 3 lata, stawy są już nieco nadwątlone. Dlatego też forsowny ruch nie jest wskazany. Garip dobrze odnalazłby się w domu z ogrodem, bez schodów w domu i śliskich podłóg. Zimą potrzebuje ciepłego i suchego miejsca. Moje koty zna i toleruje; obce- goni, niestety. Jest zaczipowany, posiada aktualne szczepienie. Jest pod stałą kontrolą lekarską; suplementowany w kierunku ochrony stawów. 24 maja skończy 6 lat. Zależy mi na dobrym domu dla niego. Nie wchodzi w rachubę kojec czy łańcuch. Jeśli ktoś chciałby poznać Garipa i pokochać, proszę pisać.



To co, czarujemy!

poniedziałek, 23 maja 2016

AniaM. w podróży

AniaM. jeszcze w pociągu, dwa dni minęły jak mgnienie, pustka nastała na gumnie, bo i Ognio wyjechał. Miniony weekend obfitował w kurze spotkania, prawie się pogubiłam kto z kim, gdzie i kiedy. Marija, Kalipso i Ewa2 trzymają nas w napięciu i każą czekać na następny odcinek, ja nie będę Wam szczędzić szczegółów i zdjęć! A co! AniaM. uległa perswazji i pozwoliła! Było pięknie, ciepło i spokojnie pod każdym względem, bo taka jest AniaM. Jedynie pieski nie znają umiaru i karesom z obu stron nie było końca! Dzisiaj chłopaki śpią jak zabite, bo przez dwa dni musiały czuwać, aby niczego nie uronić. I nie uroniły, możecie mi wierzyć. AniaM. wykazała się niezmierzoną cierpliwością, morzem cierpliwości!
Zacznę od początku. Pierwszy wieczór upłynął nam na pogaduchach przy ognisku (śpiewów nie było).

Pieski tak sie przytulały, że musiałam Anię wyposażyć w stosowną odzież ochronną




Obowiązkowy punkt programu - zwiedzanie gumna z popasem na ławeczce:


Jakże by inaczej?

No i Czacz - w zasadzie też obowiązkowy. W każdym razie AniaM. nie protestowała, wręcz przeciwnie raczej:

Cóż, do Czacza nie jeździ się dla pięknych widoków...
Czasem mus przyjrzeć się dokładnie




Było bardzo gorąco, ludzi mrowie a mrowie, ale tam tak zawsze. Teraz chyba zostanę zdekapitowana, bo zapomniałam obfotografować nabytki AniM. Są to: śliczny, zielony wazonik, śliczny biały wazonik, śliczny wazonik z białego szkła, śliczny pojemniczek z czeskiego szkłana kolczyki na ten przykład, śliczny, ręcznie malowany talerz.
Jeśli chodzi o mnie, parę razy dałam odpór, trochę jednak poległam. Nabyłam kwietnik ogrodowy, choć początkowo sądziłyśmy, że to takie siedzisko dla anorektyczek:
Na szczęście nie upierałam się przy siadaniu, bo i tak mi się nie mieściła ta-co-wiecie. Z 45 złotych utargowałam do 38.

I jeszcze znalazłam takie oto szklaneczki po 2 zł sztuka. Niestety, były tylko cztery. Szukałyśmy cipiptaszka dla Gosianki, ale nie znalazłyśmy. Nic, ani jednego, najmarniejszego cipiptaszka!



A taki kwietnik dostałam od Ani! W Czaczu takich nie majo! Oczywiście jaki? Niebieski!
Odjechany, nie?

No i tak o. Nie ma u nas muzeów, nie ma w pobliżu skansenu, w ogóle niewiele tu jest. My jesteśmy w charakterze skansenu. Drugi wieczór upłynął nam na jedzeniu lodzików i siedzeniu na gumnie. W taką pogodę grzechem byłoby nie siedzieć. Dzisiaj AniaM. opalała się na przyzbie, ale na te zdjęcia przyzwolenia nie mam, hrehre, szkoda... I pojechała. W drodze powrotnej z dworca PKP kupiłam pelargonie do posadzenia w skrzynkach na ganku. To idę sadzić oraz podlewać, bo deszczu u nas na lekarstwo.
Kochana AniuM., bardzo Ci dziękuję za ten tak miło spędzony czas!

To idę. Ale wrócę:)

PS. Rabarbaro, huśtawki nie znalazłyśmy. Za to innych wiklinowych foteli, krzeseł i krzesełek - zatrzęsienie.

piątek, 20 maja 2016

Będę przynudzać o zwierzakach jak Gosianka i o gumnie też będę przynudzać

Internet łaskawie wrócił, ale co z tego, skoro blogger się zbiesił dla odmiany i niczego, ani nikogo nie wpuszcza. Mnie nie wpuszcza. MNIE! Nie mam więc innego wyjścia, bo bez gdakania nie ma życia, prawdaż?
Kury się rozpodróżowały, o podróży Marii i spotkaniach w Warszawie i okolicach wiedziałam (jako PrezesKura mam wręcz obowiązek WIEDZIEĆ), ale że Opakowana spotyka się z Ewą 2 i Rabarbarą, to mnie zaszczeliło. Ech, nie ma to jak spontan! I myślę sobie, że to fantastyczne! Że tak się toczą kurnicze znajomości! Jutro na gumno zawita AniaM i jeśli pogoda dopisze, będziemy śpiewać jakieś (?) pieśni przy ognisku - Ogniomistrz już rąbie drwa. Mam nadzieję, że wieś nie zrobi nam konkurencji, bo z niemałym zdumieniem zobaczyłam dzisiaj, że przed świetlicą stanął ołtarz, a cała wieś tonie we wstążeczkach, sztucznych kwiatach (!), szarfach, flagach i czym tam jeszcze. Na balkonach, tarasach, przed domami i w oknach zatrzęsienie świętych obrazów. Nijak nie mogłam wykoncypować o co chodzi, ale od czego internet? Myk na stronę parafii i już wszystko wiem. To "Dzień Miłosierdzia" i modły zaczną się jutro o 21.00 i potrwają do niedzieli, do 21.00. Całą noc i cały dzień. Nie ściemniam. Mało wprawdzie jestem oblatana w tych zagadnieniach, ale dotąd o takim maratonie nie słyszałam. No ale o wielu rzeczach jeszcze nie słyszałam...
Tak czy siak, nasze życie toczy się swoim rytmem. Na ten przykład takie sianie kompostu za pomocą durszlaka:
Widzicie paznokieć od dużej nogi? Na który skoczył mi tapczan? Nie jest najgorszy, da się zamalować nierówności.

Albo budowanie suchego murku. Chwilowo mi się rozleciał, ale ja go okiełznam:


Albo czesanie Frodo:



Już po:

Pięknota...
A potem:


Potem przeleciała nad nami burza, Wałek trochę się boi i tylko dlatego siedział jak surykatka, czy inny piesek preriowy. Wymyśliłam, że trzeba mu od czasu do czasu pogrzmieć, bo wtedy trzyma się domu i nigdzie nie łazi:


A po burzy gumno wygląda i pachnie:

Widzicie tę wysmakowanom kompozycję?

Nowe miejsce za domem, gdzie do zachodu jest słońce. Dotąd trzeba było tyrpać ze sobą coś do siedzenia. To zrobiłam na stałe.


Na koniec zagadka. Co to jest?

Ewa2 zgadła natychmiast, zagadka była zbyt łatwa. Na moment odłożyłam śpiwór na stolik, aby zmienić pościel dla AniM. W nagrodę rozwiązanie:





Proszę o zaklinanie pogody na jutrzejszy wieczór i na niedzielę też. Wybieramy się z AniąM. do Czacza. Zazdraszczacie?