Nawiązując do komentarzy pod poprzednim postem donoszę, że u mnie ciasto ze śliwkami będzie w środę, a to za sprawą MM. Nawet gdybym chciała wykazać się w tym względzie, nadal nie mam piekarnika.
Szykuje się kilka dni życia towarzyskiego, albowiem wreszcie zawita do Kuriozy Lilka. TA Lilka, która złamała rękę nad morzem i 17 dni spędziła bez sensu w wejherowskim szpitalu gapiąc się w sufit. Przywieźli kogoś z covidem i zamknęli szpital z Lilką w środku. Przy okazji, na szpitalnym wikcie wyssali z niej czerwone krwinki i bidula nadal dochodzi do siebie. Doszła na tyle, że czuje się na siłach pokonać trasę Warszawa-Kurioza. Rany, jak się cieszę! I chcę w ten sposób powiedzieć, że będę nieco zajęta. Pogoda na razie przepiękna i liczę, że się tak utrzyma do końca tygodnia. U mnie jak na letnisku i w sanatorium, to może szybciej dziewczyna te krwinki odbuduje. Pójdziemy w las, na grzyby i w ogóle będziemy się rozrywać.
Wczoraj byliśmy ze znajomymi w tutejszej knajpce sprawdzić, czy to prawda, co mówią o ichnim jedzeniu (że dobre). Wprawdzie połowy dań z karty już nie było, ale to, co było, było bardzo smaczne. Na koniec zaproponowano nam herbatę ekologiczną. Kto zgadnie z czego? Otóż nikt nie zgadnie. To herbata z jagód. Kiedyś mówiło się na to kompot, nie? Chyba wezmę Lilkę na tę herbatę. We Warszawce pewnie nadal kompot piją...
No, to będziemy się dobrze bawić, czego i Wam życzę.
Zima idzie:
Moje wrzosowisko:
Dla Ninki:
Międzyczas. Zdjęcia - jak zwykle - słaaabe: