Hana już mnie pogania, żebym napisała
cośkolwiek. Piszę więc i będzie to bardzo osobiste pisanie.
Myślałam o tym już dawno, w zasadzie od początku powstania bloga,
tylko ciągle coś mi przeszkadzało się na tym skupić. Hana
troszkę mnie wyprzedziła pisząc o zawartości tajemniczej
walizeczki z dokumentami i zdjęciami. Ja chciałam napisać o
listach , przechowywanych przez moją Mamę przez całe jej życie.
Nie wiem, czy byłaby zadowolona, że
odkrywam jej młodzieńcze tajemnice, tajemnica korespondencji jest
wszak tajemnicą obowiązującą zawsze. Ale nie zamierzam zdradzać
spraw osobistych, chcę tylko zachować całą tą historię od
zapomnienia. A warta jest tego.
Adresatką listów jest moja Mama,
wówczas w wieku lat 18-19. Nadawcą niejaki Heniek z Grudziądza, ku
mojemu żalowi, nigdzie nie ma jego nazwiska. Listy pochodzą z lat
1933 – 1935. Heniek podówczas był uczniem Gimnazjum
Humanistycznego albo klasycznego, nie wiem dokładnie, a potem
poszedł do szkoły wojskowej. W Grudziądzu był wtedy garnizon i w
ogóle był to duży ośrodek wojskowy.
Z listów wywnioskowałam, że
korespondencja zaczęła się poprzez kącik korespondencyjny w
piśmie „Kino”. Nie wiem, kto ją rozpoczął, ale trwała dość
długo. Prawdopodobnie Mama i Heniek nigdy się nie spotkali , choć
w jednym z listów Heniek wybierał się z wizytą, ale na
przeszkodzie stanęła mu choroba jego mamy. Ale wysyłali sobie
fotografie, więc wiedzieli , jak wyglądają nawzajem. Listy są
pożółkłe, niektóre się rozpadają, gdzieniegdzie atrament
wyblakł. Ale uczucia pozostały...
Z listów wynika, że poziom średniego
wykształcenia przed wojną był bardzo wysoki. Heniek pisze i o
filozofii (Kant, Hegel) , i o filmach („Frankenstein” z Borisem
Karloffem!) i o literaturze (poezje). Ale też o polityce , o
Bismarcku, o sytuacji w kraju. Styl miał niezwykle kwiecisty i nader
rozbudowane porównania . Humanista! A oto kilka próbek.
Zaczynam od definicji miłości z
jednego z ostatnich listów:
„ Miłość – to uczucie
psychiczne, trwające w niestałych granicach czasu, od 120 minut do
120 lat, o rozmaitych napięciach – do miljonów woltów prądu
miłosnego, uczucie psychiczne, zbudowane na fizjologii osobników,
które powoduje miljony dreszczów w jednej sekundzie.” Przyszłoby
wam coś takiego do głowy w wieku 19 lat???
A teraz jeden z pierwszych listów, z
1933 , gdzie Mama była nazywana jeszcze Panną Rysieńką (miała na
imię Maria) :
„ Jak mnie Pani sobie wyobraża, czy
rozpromienionego jak reflektor, czy o twarzy chińskiego kata?...
Druzgotający kości Panny Rysieńki w uścisku na odległość.”
„Czuję się, jakby mi ktoś wsypał
10 pudełek pluskiewek między zwoje mózgowe, a całość owinął
zardzewiałym drutem kolczastym – zwarjowałem, tzn. zakochałem
się i była to bardzo ciekawa miłość, jak ostatnia konferencja
rozbrojeniowa niemiecko-francuska...”
Zdaje się że mieli z Mamą różne
poglądy na filozofię:
„Nie wiem, czy drwiła panna Rysia z
Immanuela Kanta i przeszanownego Hegla, ale proszę pamiętać, że
po niemoralnych piosenkach Własta (jak je szacuje społeczeństwo) –
są moimi najulubieńszymi autorami.”
Mama zdaje się nie pisała zbyt często
i zbyt dużo, bo w każdym liście są prośby o częstsze listy:
„ … oczekuję Twego listu jak
Koryntjanie listu św. Pawła, z cierpliwością rutynowanej
pielęgniarki dla umysłowo chorych.”
„Dawniej Panna Marja była poważna
jak Popielec, stateczna jak samolot ze sterami poziomemi, była
dostojna jak zagadnienie z czwartego wymiaru, a teraz? Teraz panna
Ryśka stała się tak rozbestwiona jak 12-cylindrowy Mercedes
puszczony samopas!” Biedna Mama, nie wyobrażam jej sobie
rozbestwionej:))
A tu coś pół-żartem o poglądach:
„... nie jestem romantykiem, jestem
raczej młodym komunistą, radykałem, antyklerykałem –
pozytywistą, realistą, a tacy zwykle nie żyją tylko marzeniami,
które uważają za niezdrowe – to są Ludzie Czynu.”
Po wymianie zdjęć nastąpiły
komentarze:
„ Twierdzisz więc, że jestem
poważnie głupim widokiem z tą fajką? Prawda, wyglądam na niej
jakbym myślał o Darwinie, a tymczasem myślałem w tej chwili o
Heglu, z którego się tak wyśmiewasz.”
„Wyprowadziłem wzór na uczucie:
wszelaka sympatia, jak siła przyciągania – jest odwrotnie
proporcjonalna do kwadratu odległości.”
Podczas wakacji Heniek powtarzał
materiał fizyki z klasy VI (nie wiem jaki to odpowiednik obecnego
systemu edukacji) , jak pisze dzięki motywacji ze strony mojej Mamy:
„ … bo działałaś na mnie jak
pomnik Bismarcka na porządnego Niemca...”
A teraz filmy:
„Na „King-kongu” owszem –
byłem, bo to jest mój sobowtór [ten bohater] , tylko on był
brunetem, a ja jestem blondynem.”
„... byłem na „Kawalkadzie”,
(realizacja kosztowała podobno 3 miljardy dolarów!) - mydło...”
„ Byłem ostatnio na „The Mask of
Dr Fu-Manchu”. Tytuł jest nieuzasadniony i nienowoczesny...Ja
nazwałbym ten film „Miljon woltów i Dżyngis Chan” albo
„Potrójny Doktór”. Najlepiej podobały mi się krokodyle
doktorka , następnie sam Boris Karloff.”
„Jeśli lubisz niesamowite filmy, to
polecam ci, Ryśko, „Frankensteina” z Borisem Karloffem.”
Mama, jak się okazuje, w młodości
lubiła filmy „niesamowite” czyli obecnie horrory, NIGDY,
PRZENIGDY nie przyszłoby mi to do głowy!
Słuchajcie, teraz podczas czytania,
odkryłam datę urodzenia Heńka!!! Pisał o urodzinach 30 czerwca ,
a urodził się w 1915. I w 1934 był już w szkole podchorążych.
Oprócz tematów poważnych przewijały
się też i szkolne, narzekania na nauczycieli, opisy sztubackich
dowcipów , dyskusje ideologiczne z księdzem („módl się za mnie,
bo po jeszcze jednej takiej dyskusji heretykiem zostanę!”). A w
pierwszym liście zapytywał uprzejmie „Do jakiej budy Pani
uczęszcza?”
Kiedy odkryłam te listy 2 lata temu i
przeczytałam je dokładnie, czułam się, jakbym dokonała podróży
w czasie. Te lata, szkoły, płomienne listy młodzieńcze... Po
prostu pięknie. Dla Mamy musiały być także cenną pamiątką, bo
przechowywała je przez całe życie. Nie opowiadała mi nigdy o
Heńku, czego bardzo żałuję. Może to uczucie wydawało jej się
śmieszne, głupie i niewarte opowiadania. Ale przecież listy
zachowała... I bardzo, bardzo się z tego cieszę.
Spędziłam sporo czasu szukając w
Internecie jakichś list uczniów z tego czasu i tych szkół, tak
bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o Heńku. Nie wiem,
czy przeżył wojnę, czy zginął w walkach, nie wiem, czy mieli z
Mamą jeszcze jakiś kontakt. Nie wiem nawet jak się nazywał...
A może komuś się coś skojarzy,
naprowadzi na jakiś ślad tajemniczego Heńka z Grudziądza? Czekam
bardzo.
No i na koniec oddam głos samemu
Heńkowi:
„Jedno musisz mi przyznać, że listy
moje, choć zwykle nie przedstawiają piękna estetyki listowej, choć
niemi obraziłaby się panna wychowana duchem w.XIX, wnoszą w
dziedzinę korespondencji nowy pierwiastek, i dlatego powinienem
przejść do historji futurystycznej jako: „dalszy ciąg
(arytmetyczny) nastąpi. d.c.n.”
Powinieneś, drogi Heńku, z całą
pewnością powinieneś! I chyba przeszedłeś...
"Stateczna jak samolot ze sterami poziomemi"! No ja nie wiem, co na to Twoja Mama?
OdpowiedzUsuńPrzepiękna historia, wzruszająca bardzo. W takich razach zawsze żałuję, że nie mam takich pamiątek. Kilka zdjęć i to wszystko...
No niestety też nie wiem, co na to moja Mama...
UsuńBardzo podoba mi się definicja miłości , do milionów woltów prądu miłosnego i miliony dreszczów w jednej sekundzie . Bardzo silne uczucie ,mam wrażenie że takie bardziej cielesne niż duchowe :) . Moja mama dużo opowiadała o swoich amantach ,a trochę ich miała ,była bardzo ładną dziewczyną ,ino morgów nie miała ,więc żeniaczka na wsi była problematyczna . Żadne dowody listowne się nie zachowały . trochę zdjęć .
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ty choć zdjęcia masz, a ja nie wiem, jak Heniek wyglądał. Jeszcze z tą fajką:)) Uczucie chyba bardziej takie literacko-werbalne, bo prawie na pewno nigdy się nie spotkali.
UsuńNajbardziej spodobał mi się fragment: "...ciekawa miłość, jak ostatnia konferencja rozbrojeniowa niemiecko-francuska":))) Mam cały pakiecik listów mojej Mateczki, leży sobie w szafie zawiązany wstążeczką:) Czy próbowałaś szukać np. w szkołach (dawne księgi uczniów, dzienniki - szkoły miały obowiązek przechowywania dokumentacji), albo w archiwum miejskim?
OdpowiedzUsuńPróbowałam przez Internet szukać archiwów szkół, ale nic nie znalazłam. W archiwum miejskim nie, pewnie trzeba by było tam zadzwonić albo napisać, może spróbuję, kto wie?
UsuńPrzez internet raczej się nie da:) To w końcu zbiór danych, które ktoś umieścił, albo i nie. Trzeba w wolnej chwili tam pojechać, albo listownie spróbować dotrzeć do człowieka, który... rozczuli się taką historią i pomoże dotrzeć do dokumentów. W końcu ilu jest Heńków urodzonych 30 czerwca? No chyba, że wszystko spłonęło podczas wojny. A wyobrażasz sobie spotkanie np. z jego rodziną i pokazanie jego dzieciom tych lisów. To byłoby niesamowite przeżycie. Zdarzają się takie:)
UsuńWiesz, wydaje mi się, że Heńków z 30 czerwca 1915 może być całkiem sporo...
UsuńDużo Heńków w Grudziądzu? Kiedyś natknęłam się na dane z archiwum szkoły, która już nie istnieje (ale za to ukazała się publikacja książkowa na jej temat). Znalazłam nazwisko swojego kuzyna (ur. w 1907 r. - chyba???), który chodził do tej szkoły w latach 20. XX wieku.
UsuńNazwisko to co innego, konkret. Grudziądz to dosyć duże miasto, wyobraź sobie, że Heńków urodziło się np. siedmiu. I który z nich korespondował z Panną Rysieńką?
UsuńZaintrygowana, wklepalam, jakies tam dane do komputera, i nie to , ze cos znalazlam, ale Henrykow wcale wielu nie bylo w tamtych czasach. Janow, Antonich, Stanislawow, Andrzejow , Franciszkow, tadeuszow, Jozefow -wyskoczylo mi najwiecej;)
UsuńNo właśnie, mnie się zdaje, że tych Henryków to znowu nie było jak psów, a z datą urodzenia to może coś by się udało sklecić. Muszę pomyśleć.
UsuńDzięki Kasia za zaangażowanie:))
To ciekawostka demograficzna taka. Heniek to było wtedy popularne imię.
UsuńA ja jeszcze w podstawówce miałam dwóch kolegów Heńków.
UsuńZapomniałam o najważniejszym - księgi parafialne. Napisz lub zadzwoń i powiedz o co chodzi:)
UsuńParafia Rzymskokatolicka p.w. Św. Mikołaja w Grudziądzu
Kancelaria: +48 56 46-222-54
Ks. Proboszcz: +48 56 46-228-53
Adres:
ul. Kościelna 1
86-300 Grudziądz
kolegiata@twoje-miasto.pl
Jedynym problemem może być fakt spłonięcia kościoła w 1945 r. (ale może księgi uratowano?)
W takich księgach to "cuda" można wyczytać, nawet pisano kiedyś kim byli rodzice chrzestni dziecka: (tzn. z zawodu). Jednemu noworodkowi przeznaczano na zapis chrztu z pół strony A4 (no, dobra - jedną trzecią strony:). I myślę, że właśnie pod datą 30.06.1915 r. figuruje jeden Henryk:))) Aaa, i jeszcze jedno, kiedyś chrzest dzieciaka odbywał się w niedługim czasie po urodzeniu (zwykle).
UsuńO rety, cudARTeńka, wielka jesteś! dzięki ci ogromne za podsunięcie tego wszystkiego, o księgach parafialnych nie pomyślałam. Co prawda nie ma pewności, czy Heniek urodził się w Grudziądzu właśnie, ale spróbować warto. Dzięki jeszcze raz!
UsuńFaktycznie, mojej mamie udalo sie odtworzyc kawal rodzinnej historii, dzieki ksiegom parafialnym. Warto sprobowac.
UsuńPiękna historia...
UsuńJuz jako dziecko marzyłam o tym aby przeniesc sie w czasie, odkryc jak zyli nasi dziadkowie i pradziadkowie... to taka namiastka maszyny czasu... chciałoby sie wiecej i wiecej...
a to, ze przed wojna edukacja byla na o wiele wyzszym poziomie to odkrylam dawno..ale tez i swiadomosc byla inna i checi... i czasy i rodzina i priorytety i...słowa mialy wartosc...
Dzis...ehh dzis swiat jest inny :(
"Oczekuje Twego listu, jak Koryntjanie listu sw.Pawla".Umarlam ze smiechu:))
OdpowiedzUsuńCo za swada, co za talent pisarski:))
Piekna historia, mam nadzieje, ze uda sie Henia z fajka odszukac!
Heniek lubował się w kwiecistych porównaniach, sporo tam tego jeszcze było plus cytaty z "Fausta" Goethego w oryginale. I swady mu nie brakowało, to prawda.
OdpowiedzUsuńWspaniała pamiątka. Dobrze, że są blogi, że można to uwiecznić i pokazać innym. Jakie to były inne czasy! A zdjęcie Heńka z fajką pokażesz nam, Miko?
OdpowiedzUsuńWiesz, GosiAnko, uwiecznienie na blogu wydaje mi się co najmniej względne. A jeśli padnie cały informatyczny system (myślę o następnych pokoleniach i o tym, co po nas zostanie)? Niejednokrotnie o tym rozmawiałyśmy na łamach. Padnie twardy dysk, do CD nie będzie czytników i nikt nigdy tego nie odtworzy. Pomijam aspekt trwałości takich nośników. Np. druk laserowy z czasem blaknie i znika po prostu. W rozmowie z Kretowatą wyraziłam pogląd, że właściwie nie od rzeczy byłby zawód skryby - kogoś, kto piórem i atramentem kopiowałby co cenniejsze prace umieszczone w pamięci komputera. Odchodzi się powoli od tradycyjnych książek na rzecz audiobooków i innych czytników. Bardzo to fajne i wygodne, a zważywszy ceny książek sama się nad takim rozwiązaniem zastanawiam. Jednak ten kij ma dwa końce.
UsuńWszystkie kije mają dwa końce przecież papier też nie jest trwaly , można go spalić podrzeć ,może zbutwieć . Z dzisiejszych nośników ,też można przenieść w przyszłości na inne . Polskie Radio Wrocław przeniosło naprzykład ,całe swoje archiwum zapisane na magnetofonach szpulowych ,na nośniki cyfrowe .
UsuńGosianko, niestety nie posiadam żadnego zdjęcia Heńka i nie mam bladego pojęcia jak wyglądał... Tajemnicza postać z przeszłości.
UsuńMarija, właśnie o tym mówię: nowoczesne nośniki informacji nie są trwałe. Jasne, że wszystko może się spalić, nośniki cyfrowe też. Zważ jednak, jakie starodruki przetrwały kilkaset lat. Mam też na myśli domowe archiwa - wszystko w komputerach i to one są najbardziej zagrożone - w sensie przetrwania, lub raczej nieprzetrwania. A takie właśnie domowe archiwa stanowią świadectwo czasów, obyczajów, mody, kuchni, wszystkiego! Bo przecież nie rozprawy naukowe, czy - o zgrozo - polityczne. One też. Ale na bazie rozprawy naukowej na najbardziej nawet wyrafinowany temat nie określi się kolorytu epoki.
UsuńJednak papier jest trwalszy od nośników cyfrowych. I wiadomości, zapisane na nim są łatwiejsze do odczytania:) Dlaczego? To się dowiecie, jak już Mnemo zrobi ten konkurs na "Największą Lamusiarę:)
UsuńZaintrygowałaś mnie cudArteńka.
UsuńO kurczę, ale tajemnicza jesteś!
UsuńHa, ha:))) Poczekam na konkurs:)
Usuń"Druzgotający kości Panny Rysieńki..." Te sformułowania są rozczulające. Młodziaki nie wiedzą, co straciły. Współczesny język/slang jakim się posługują jest może malowniczy (niektóre konstrukcje są zabawne i naprawdę je lubię), ale nie da się ukryć, że mało romantyczny, dość dosadny i skrótowy (sms-y!) O tym, że sztuka epistolarna zupełnie zniknęła w zasadzie, już nie mówię. Kto dzisiaj pisuje normalne listy i wysyła je pocztą? Świat idzie naprzód, obyczaje też. A jednak trochę żal...
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńNiesamowicie dojrzałe te listy. Piękna historia, szkoda, że jej nie znałaś, pociągnęłabyś mamę za język, może opowiedziałaby, co dalej się stało z Heńkiem.
Obawiam się, że to już na zawsze zostanie tajemnicą, chyba, że gdzieś w jakichś archiwach odkryję jak Heniek się nazywał, data urodzenia to już jakiś trop. Tak naprawdę to nie wiem, czemu Mama mi o nim nie mówiła, o innych mówiła, ale to już z dorosłego życia.
UsuńSkoro listy się urywają to musiał nastąpić jakiś koniec, albo znajomości, albo wojna przeszkodziła, Przed wojną maturzystów nie było zbyt wielu, za to wykształcenie było solidne i gruntowne, min, uczono filozofii. Matura otwierała podwoje na studia wyższe i umożliwiała pracę w administracji. Może jakoś dojdziesz, kim był ten Heniek. Na kopertach nie ma żadnych inicjałów, pierwszej litery nazwiska? A skąd były te listy nadawane, pieczątka Grudziądz?
UsuńNie mam kopert, niestety, tylko same listy... Przy datach jest Grudziądz. Podejrzewam, że koniec znajomości nastąpił, tak między wierszami wydało mi się, że chyba Mama już starała się jakoś to przerwać, pisała rzadko i krótko a i przewinęła się postać jakiejś pani Wandy, która pomagała w wysyłaniu listów, może Mama się przed Babcią ukrywała z tą korespondencją? Może przeraziła ją siła uczuć Heńka?
UsuńPrzedwojenna matura dawała wiedzę na ogromnym poziomie, filozofia, łacina, języki, nauki przyrodnicze - poziom wiedzy ówczesnych maturzystów był niebotyczny w porównaniu z dzisiejszym.
Taa, znam jedną magistrę pedagogiki, która nigdy nie słyszała o Freudzie.
OdpowiedzUsuńTo ja już się zbieram do spania, a gdzież to Ewa się podziała dzisiaj?
UsuńOglądałam o Ukrainie .
UsuńA ja znam magistrę polonistyki, co to do swgo synka mówiła "Krzysiu nie rusz zapałków"
UsuńTakich magistrów i magister znam więcej, niestety.
UsuńO matko, jakie to wzruszające. A język listów Heńka niesamowity. I co zauważyłam, to szacunek do Adresatki. I nie zabiła tego dowcipna forma. Czuje się w tych listach "zalotność", natomiast nie ma przekroczenia granicy dobrego smaku. Hmm, to właśnie szacunek. Jestem pod wielkim wrażeniem. A poza wszystkim dzięki za fantastyczną podróż w czasie. No, i ten Jego język :) Bezcenną rzecz posiadasz Mikuś !
OdpowiedzUsuńA może by szukać po parafiach. W Grudziądzu napewno jest ich niewiele. W księgach mają odnotowane chrzty. Datę urodzenia i imię masz . Pomimo poglądów ochrzczony pewnie był.
Już wszystko wiem. Obecnie parafii jest trzy. Ale ta, o którą chodzi, to Bazylika w Grudziądzu, Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej (dawniej parafia św. Mikołaja) Istnieje od XI wieku. Tamte dwie są młode - od lat 70-80 XX w.
UsuńOoo, to już nas dwie pisze o parafiach:)
UsuńI to w tym samym czasie :) Dobranocka nocny Marku :)
UsuńTo telepatia:)
UsuńNo to jak już was dwie, to wyjścia nie mam, szukać trzeba:)
UsuńEwuś, twoja serwetka (ta większa) zawisła w oknie w charakterze zazdrostki i osłony od sąsiadów, wygląda ślicznie i cały czas ją mam przed oczami:)
:) Chciałam zauważyć, że to Twoja serwetka :)
UsuńHeniek niby humanista, a proszę, jakie ma zacięcie do fizyki. Niemal w każdym zacytowanym akapicie jakieś odniesienia, a to do woltów, do prądu, do wymiarów w przestrzeni nawet! Przysiadłam z wrażenia na "chińskiego kata" :-) A tak w ogóle, to kwiczałam, jak dzika śwnia przy każdym cytacie. Heniek miał świetne poczucie humoru. Ja bym się na bank w nim zakochała, już od pierwszego listu :-)
OdpowiedzUsuńSiłą rzeczy musiałam się streszczać, ale tych kwiatków i cytatów byłoby pięć razy tyle. Poczucie humoru, dowcip i kwiecistość stylu to główne cechy tych listów. Flirt, zalotność, ale bez przekraczania granicy dobrego smaku. Perełki!
UsuńDomagam się ciągu dalszego. Powybieraj coś jeszcze. Jeśli da się bez naruszania prywatności. Bardzo, bardzo proszę !
UsuńNo nie? Mnie urzekło porównanie do samolotu ze sterami poziomemi!
OdpowiedzUsuńA definicja uczucia psychicznego ! A "druzgotający kości na odległość" ! Poezja :) W zasadzie co słowo, to perełka :)
UsuńJeeejku.... jak piekne. A wiecie, że ja tez trzymam listy, ręcznie pisane, np wymieniane ze starym profesorem z SGGW, i jak czytam, uśmiech sie pojawia, wzruszenie, ciepło... cóż, tego raczej nie dadza emaile, bo papier, pismo, świadomośc piszącej ręki, są czymś związanym z tą kartkę papieru...
OdpowiedzUsuńAle zainspirowałaś mnie, by napisac post o starych ksiażkach - zbieram je pasjami ;))
A zresztą, kto przechowuje stare emaile? Ja mam kartki pocztowe z lat 20. i 30. XX wieku:) I też zabieram się do napisania postu na ich temat:) Co do książek - ostatnio przewaliłam kilka tysięcy staroci z lat 50. i 60. Najfajniejsze są takie z dzieciństwa ludzi obecnie dojrzałych, mocno dojrzałych:) Jakie ciekawe reakcje można przy tym obserwować:)
UsuńKalino, cieszę się, że Heniek stał się inspiracją:)) Masz absolutną rację z tym poczuciem, że ktoś to pisał własną ręką, tak jakby ożył po latach... Czekam więc na twój post o książkach, też mam trochę starych, głównie po stryju historyku, ale też i romanse przedwojenne:)
UsuńUrocze, wzruszające... A może - skoro i tak pokazałaś rąbek - pokusiłabyś się o malutką kompilację listów?
OdpowiedzUsuńBez ujawniania prywatnych fragmentów, oczywiscie. I zeskanuj je koniecznie, bo wkrótce rozpadną się w pył...
O zeskanowaniu już też myślałam, niektóre są w lepszym stanie, niektóre w gorszym, ale atrament już zaczyna blaknąć gdzieniegdzie. Kompilacja, kto wie... Chronologiczna. Pomyślę rzeczywiście.
UsuńJa też mam kilka takich perełek w pudełku, ino czasu ni mom na pisanie:-(
UsuńDodam, że by to buło ku pożytkowi, nauce i pokrzepieniu społeczeństwa naszego
OdpowiedzUsuńNapisze jak Ori, urocze i wzruszajace listy, pelne ciekawych porownan :)
OdpowiedzUsuńMasz piekna pamiatke Mika, czesc z zycia Twojej Mamy.
Napisze cos, co wydarzylo sie pare ladnych lat temu. Jako mala dziewczynka zaczelam pisac listy do mojej Cioci, starszej pani o bardzo duzej wrazliwosci na swiat i ludzi. Korespondowalysmy kilkanascie lat.
Zbyt czesto sie nie widywalysmy, poniewaz odleglosc zamieszkania byla spora.Juz jako dorosla kobieta pewnego lipcowego dnia odwiedzilam Ciocie i otrzymalam od Niej teczke na pozegnanie. Prosila, zebym otworzyla ja jak juz bede w domu. Tak zrobilam. Byly w niej wszystkie moje listy, ktore do Niej pisalam przez te wszystkie lata. Za dwa dni wiadomosc, ze Ciocia odeszla...
Dzis czasami sobie poczytam moje opisy do Cioci, jak to dostalam pierwszego psa, jak to dziadek mi kulig zrobil, a babcia zrobila najpyszniejsze racuchy. No i jak to poznalam takiego chlopaka na koloniach, ktory teraz jest moim mezem. Dziekuje za piekny post. Pozdrawiam :)
Jaka piękna historia, Orszulko. To kawał historii twojego życia i twojej rodziny, dzięki, że się nią podzieliłaś. A Ciocia najwidoczniej czuła, że musi ci te listy oddać...
UsuńNie mam żadnych listów, dokumentów, nic, tylko trochę zdjęć - dobre i to. Dlatego trudno mi pojąć, że ktoś chciał wyrzucić walizeczkę, o której pisałam.
UsuńOrszulka, piękna jest Twoja historia i mąż z kolonii!
Piękne.Niestety,nie mam listów moich rodziców,może są jakieś w rodzinnych domach/tylko że tych domów już nie ma/Mamy bardzo ważne dla nas listy /3/pisane z obozów koncentracyjnych pisanych przez mojego tatę do rodziców-jeden z Oświęcimia,jeden z Dachauł ,jeden z Flossenburga oraz jeden napisany przez ojca do mojego taty do Sztutchofu.Mamy też bilet na statek do Nowego Jorku ,którym tam własnie płynął w 1904 roku mój dziadek Walenty.Papier ma "dusze".Gdy biorę do ręki te listy to aż przechodzą mnie ciarki,czuję strach,zapach,tęsknotę,nadzieje osób w tamtych chwilach.Czy takie uczucia wywoła kiedyś komputer?nie wiem.
OdpowiedzUsuńWeselna, takie listy obozowe to skarb prawdziwy, świadectwo czasu i historii. A bilet z 1904 to już coś niesamowitego. A czy dziadek Walenty tam został, czy wrócił?
UsuńGdy mamy takie rzeczy w ręku, to czuje się bezpośrednią więź z tymi dawno nie żyjącymi osobami, taką więź międzypokoleniową, powiedziałabym. Dzięki.
Świetnie powiedziane (napisane ) - papier ma duszę:)
UsuńCo za historie opisujecie..chlip, chlip.
UsuńCzyli co, trzymac te nasze, moje i mojego meza listy, cosmy je pisali przez dwa lata? Czesc podarlam, kiedys , ze zlosci..Ale troche jeszcze tej pisaniny zostalo..
Zdecydowanie - trzymać:)
UsuńTrzymać i nie puszczać!!!
UsuńMika,dziadek Walenty najpierw z ciągnął do Ameryki swoich trzech braci i siostrę a sam powrócił do rodzinnej wsi.Kupił od niemieckiego osadnika nowy,drewniany dom ale na kamiennej podmurówce i kryty dachówką.Na tamte czasy to było bogactwo.Ożenił się i mój tato był ich pierworodnym synem.Między innymi przez ten dom tato został wywieziony do obozu a drugiego syna Niemcy zabili.Dziadek zmarł mając 97 lat.
UsuńAle te losy poplątane... Patrz, dziadek rodzinę ściągnął a sam wrócił... Nie przewidział wojny. Ale jakby nie wrócił, to nie ożeniłby się z babcią i twojego Taty by nie było... Pasjonujące te historie rodzinne.
UsuńJestem wzruszona i poruszona forma tych listów i tego uczucia. Wspaniałe słowa i fascynująca osobowość tego Heńka.
OdpowiedzUsuńAch, przedwojenna edukacja... I uczuć wielu nie potrafi tak dziś nazwać.
Pozdrawiam,
Gosia
(jestem stale, choć mniej widoczna, wierna czytelniczka bloga, posiadaczka dyni i jabłuszka od Hany)
Dzięki Gosiu, też sobie myślałam, że coś cię nie widać. Ale jeśli jesteś choć po cichu, to dobrze.
UsuńDość niezwykły był ten Heniek, to prawda:)
Czołem Gosia! Myślawszy dzisiaj, gdzież się podziewasz i proszę!
OdpowiedzUsuńJestem, jestem droga Hano i Twoje dzieło wraz ze mną na nowym lokum. "Hardkor" w pracy i jeszcze przeprowadzka mi się po drodze przydarzyła, więc stąd moje milczenie. Ale jestem z Wami Dziewczyny, nocami głównie i wzdycham sobie i chichoczę czytając wszelkie opowiastki. (kiedyś też wykasowało mi komentarz do wpisu o Wałku i jego nowej biżuterii - Ja mam podobnego -właściwie to brata bliźniaka - agenta psiego, który wabi się Nero). Uściski wielkie
OdpowiedzUsuńGosia
Przeprowadzka to chyba dobrze? Świeżość i pozytywne zmiany dobrze robią każdemu. Tak kojarzy mi się przeprowadzka. Mam nadzieję, że w Twoim przypadku tak właśnie jest.
OdpowiedzUsuńBuziole dla bliźniaka od bliźniaka.
Te listy to przepiękna pamiątka. Heniek musiał być niesamowity, Rysieńka zresztą też,
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Heniek już na zawsze pozostanie tajemniczym nieznajomym...
OdpowiedzUsuńPiszesz, że Heniek na zawsze pozostanie tajemniczym nieznajomym...
Usuń:):):)
Ponieważ lubię, gdy (jak to napisał Henryk) "dalszy ciąg (arytmetyczny) nastąpi. d.c.n", to szykujcie się Dzikie Kury na opowieści z Grudziądza:)
Zachęcona wpisem Szukam pana, który ma na imię Henryk... zajrzałam do Ciebie i... Jak ja uwielbiam czytać takie rzeczy! I ten język!
OdpowiedzUsuńA może tu coś byś na temat Henryka znalazła Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie?
Witaj Anette, bardzo mi miło, że zajrzałaś:) Dzięki za namiar na Archiwum. Poczekam jeszcze na rewelacje CudArteńki i potem sprobuję pogrzebać. Jeśli interesują cię takie stare klimaty, to może zajrzyj na moje wpisy o Babci Agacie i Tajnej misji cudArteńki w Bieszczadach, oba wpisy były w lipcu. Pozdrawiam serdecznie
UsuńZajrzę na pewno :-)
Usuń