zdjęcie: Wikipedia
Najpierw może garść szczegółów z jego bogatej biografii, choć żył nie tak długo, bo zmarł w wieku 59 lat w 1960 roku. Jako młody chłopiec brał już udział w obronie Lwowa w 1919 roku. Rok później wraz z Dywizją Piechoty Górskiej gen. Andrzeja Galicy brał udział w walkach pod Sokółką, Kuźnicą Białostocką, Grodnem. W 1923 ukończył Wydział Prawno-Ekonomiczny na Uniwersytecie Poznańskim. Tuż po ukończeniu studiów rozpoczął swoją karierę dyplomatyczną jako urzędnik konsulatu w Chicago , jednocześnie studiując filozofię na Sorbonie (nie wiem jak on to zrobił, ale zrobił!). Pływał także na statkach handlowych jako zwykły marynarz i stąd jego najciekawsze opowieści.
Potem pracował jako dyplomata w Jerozolimie, w MSZ, w Lidze Morskiej i Kolonialnej. W 1934 roku był głównym autorem unikalnej umowy z Liberią (wówczas jednym z zaledwie trzech niepodległych państw Afryki) , dającą Polsce rynki zbytu, dostawy towarów rolnych i wyjście na ocean. Niestety wielkomocarstwowe i kolonialne zapędy naszych polityków uniemożliwiły zawarcie tej umowy. Zbyt była dla nich równoprawna, a Liberia wszak miała być tylko zwykłą kolonią polską, a nie jakimś tam partnerem. Makarczyk bardzo boleśnie odczuł te ataki i całą historię opisał w książce "Widziałem i słyszałem, wspomnienia podróżnicze" z 1957 r.
Potem pracował jako dyplomata w Jerozolimie, w MSZ, w Lidze Morskiej i Kolonialnej. W 1934 roku był głównym autorem unikalnej umowy z Liberią (wówczas jednym z zaledwie trzech niepodległych państw Afryki) , dającą Polsce rynki zbytu, dostawy towarów rolnych i wyjście na ocean. Niestety wielkomocarstwowe i kolonialne zapędy naszych polityków uniemożliwiły zawarcie tej umowy. Zbyt była dla nich równoprawna, a Liberia wszak miała być tylko zwykłą kolonią polską, a nie jakimś tam partnerem. Makarczyk bardzo boleśnie odczuł te ataki i całą historię opisał w książce "Widziałem i słyszałem, wspomnienia podróżnicze" z 1957 r.
W 1939 roku został zmobilizowany i walczył w artylerii przeciwlotniczej w okolicach Sandomierza. Ranny, trafił do niewoli w Oflagu w Murnau, gdzie prowadził tajne wykłady z historii Arabów i polityki kolonialnej. Po wyzwoleniu wrócił do Polski i podjął pracę w MSZ, pół roku nawet był dyplomatą na placówce w Kairze, jednak zachorował na paratyfus i musiał wrócić do kraju. W 1947 wystąpił ze służby dyplomatycznej i przeniósł się do Krakowa, gdzie zrobił doktorat i pracował na UJ w Katedrze Orientalistyki. Dopiero wtedy na dobre zajął się publicystyką i pisarstwem, bardzo lubił przyjeżdżać do Zakopanego, gdzie świetnie mu się pisało. Najczęściej w Domu Pracy Twórczej "Halama", który zasługuje na osobną monografię, dziwię się, że nikt dotąd tego nie zrobił. Był tu właśnie, gdy zmarł Julian Tuwim.
Pisał artykuły, felietony, opowiadania, wspomnienia, książki dla młodzieży, a nawet sztuki teatralne. Największym powodzeniem cieszyły się jego książki podróżnicze, przybliżające egzotyczne światy, dla zwykłych ludzi wtedy zupełnie niedostępne.
Pisał piękną polszczyzną (przedwojenne wykształcenie klasyczne!) i z dużą erudycją. Chciałam tu zacytować fragment z opowiadania "Kobieta zawsze płaci". Cytat zaczyna się od opinii panny Ginaux, która była guwernantką naszego bohatera w dzieciństwie: "... ze słów panny Ginaux wynikało, że mam twarz stosowną w sam raz na okazję Wielkiego Piątku, ale zupełnie niemożliwą do noszenia na inne dni roku. Po prawdzie z taką twarzą w ogóle na codzień chodzić nie można. Kobiety mają dobre serca. Wiele kobiet, którym o tym opowiadałem, starało się naprawić krzywdę, jaką mi panna Ginaux wyrządziła, bo w duszy dziecka musiało to wytworzyć jakiś uraz. Jestem naprawdę wdzięczny tym paniom, które wypędzały ze mnie mój kompleks jak tam i czym mogły, ale jednak coś pozostało, i tym tłumaczę sobie moją skromność w obejściu z przedstawicielkami płci pięknej, którym nigdy nie chciałem narzucać tak nieurodziwej persony." Czyż nie urocze? I z lekka filuterne:))
imageworld.pl autor: tyszek
Chicago, Paryż, Jerozolima, Tokio, Kair, Liban, Grecja, Bliski Wschód, Brazylia, Borneo, Indochiny, Hawaje, Bali, Chiny... Gdzież ten człowiek nie był i czego nie widział... A wszystko przekazywał poprzez losy ludzi, których spotykał na swojej drodze, ludzie byli dla niego najważniejsi. Świat stał przed nim wtedy otworem. Taki świat, którego już nie ma, który możemy tylko oglądać na starych filmach i o którym możemy czytać np właśnie u Makarczyka. Żałuję, że zmarł w sumie tak młodo, cóż to jest teraz 59 lat! A mógł jeszcze tyle opowiedzieć...
Ktoś sobie o nim niedawno przypomniał i jeden z jego aforyzmów znalazł się wśród tematów na próbną maturę: " Są książki, o których trzeba wiedzieć, o których wypada wiedzieć, i wreszcie takie, o których można nie wiedzieć." Do jakich tekstów literackich odniósłbyś te słowa? Uzasadnij swój wybór. Nie wiem, czy moje uzasadnienie uznano by za wystarczające...
Jeżeli ktoś miałby ochotę, to mogę użyczyć "Siostrę zjedzonego człowieka" i "Róże z piasku" za pomocą poczty, chociaż chyba do końca jej ufać nie można...
Przy pisaniu korzystałam z Wikipedii, stamtąd też zdjęcie autora, jak również z bloga Mirosława Cieślika z MSZ
http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/blogi/miroslaw_cieslik/lektury_nadobowiazkowe__dyplomata__ktory_umial_pisac_jak_nikt
o mamuniu....zupelnie o nim zapomniala, a czytalam jak bylam mlodom panienka, znaczy chyba kaczkom. Musze lekture powtorzyc. Prosze o wanienke badz(dozylny) rurociag czasu.
OdpowiedzUsuńOj, jak już Ty co powiesz, to pękam zaraz. Kaczkom:)))
UsuńKaczka też drób:)) Cieszę się, że pamiętasz:))
UsuńJa nie czytałam, ale jak będę w Zakopanem - to poczytam:) Dzięki za przybliżenie postaci:)
OdpowiedzUsuńOK, chętnie pożyczę:))
UsuńNie wiem, jak to możliwe, ale chyba nie czytałam, albo czytałam i nie pamiętam??? Zaczęłam czytać przed świętami "Piękną i dobrą" książkę o Zofii Czartoryskiej z Zamoyskich, dotarłam do 69 strony i więcej nie było czasu.Kiedy czytać??? Wieczorami zasypiam przy drugiej stronie, kiedyś mogłam do rana:(((
OdpowiedzUsuńNo to jest kłopot, też zasypiam po kilku kartkach:(((
Usuńdlatego wanienka czasu by sie zdala....
UsuńMika, ja chcę, ja chcę pożyczyć, ale nie ślij, w końcu przyjedziesz, nie? Bo jeszcze coś tam dla mnie masz chyba, nie pamiętam tytułu. Coś o Mariannie chyba?
OdpowiedzUsuńNie czytałam, przyznaję się, ale to musiał być facet! Podróżników prawdziwych podziwiam szczerze. Nie wiem, czy byłoby mnie stać na taką prawdziwą włóczęgę po świecie z plecakiem tylko, chociaż świata ciekawam.
Przyłożyłaś się bardzo, podziwiam, wcale nie żartuję.
Dzięki szefowo za dobre słowo:))) Jak nie ja to ty przyjedziesz przecie... O Mariannie jak najbardziej mam i udostępnię chętnie.
UsuńOj weź przestań, bo Dziewuchi pomyślo, że to prawda.
OdpowiedzUsuńByłabyś w stanie tak iść w świat i w ciemno między dzikich? Nie dojadać, nie dopijać, nie móc się umyć, nie wiedzieć, co czeka za węgłem? Chociaż myślę sobie, że kiedyś cały świat był bezpieczniejszy, niż jest teraz.
Wiesz, też mam wrażenie, że było bezpieczniej, chociaż może były inne niebezpieczeństwa. Nożem też można było dostać w ciemnej uliczce portowej. Ale ja bym chciała tak trochę w nieznane... A mycie przereklamowane stanowczo.
UsuńTo metafora taka była. Z myciem.
UsuńPewnie, że można było nożem zarobić, ale nie było porwań dla jakichś politycznych interesów, ani wrabiania w transport narkotyków, nie było chorób różnych, które teraz są i takie tam...
To prawda, z chorób to szkorbut i febra głównie pewnie. Narkotyki też były, w jednym opowiadaniu było o kokainie... Tylko na pewno na mniejszą skalę niż teraz. I mimo wszystko chyba życie człowieka było bardziej cenione.
UsuńA skoro już o podróżach, prawdziwych podróżach, mowa, to ja dorzucę książke świeżutką, na która sobie ostrzę ząbki, choć podróżniczka ze mnie żadna. Hm, może właśnie dlatego. Myślę o pani Mai Sontag i książce Majubaju, czyli żyrafy wychodzą z szafy. Słyszałam rozmowę z nią w radiu - co za babka! :)
UsuńRęka do góry, kto jeszcze słyszał o tej pani. Wiem, że przebywają tu osoby, które słuchają tego samego radia co ja. :)
No ja raczej rączka w dół, przyznaję, że nie słyszałam, ale się dowiem.
UsuńJola pamiętasz pisałam kiedyś w komentarzu u Gosianki o mojej bratanicy wybierającej sie do Nowej Zelandi ,poniżej krótka relacja z podrózy .
UsuńO, jest jedna Kura! Nie śpi! O Mai Sontag słyszałam w TYM radiu rzecz jasna, inne wszak nie istnieją. Nie wiem, nie miałabym tej odwagi chyba, nawet mając 30 lat, a mam więcej niestety. Ona bardzo obrazowo opowiada i aż mnie dreszcze przechodzą od tych obrazów. Ale ja tchórz jestem. Na usprawiedliwienie swoje dodam, że nie mam 30 lat, kurde! A kiedy miałam, to nie miałam takich możliwości!!! I teraz tego nie sprawdzę!!!
UsuńAle nie, nie miałabym tyle odwagi.
UsuńW TYM radiu to w którym???
UsuńNo ja też nie, ani kiedyś, ani teraz. Ani odwagi, ani możliwości. Ale ta kobieta tak o tym mówiła! Tak porywająco, z takim zapałem, z taką pasją. No i poczucie humoru, pogodna bardzo dziewczyna. I ponoć baaaardzo wysoka. :) Przeczytam tę ksiązkę, choć nie z powodu wzrostu autorki. :) Sądzę, że wielu ciekawych rzeczy się można dowiedzieć z takiej lektury. A ja uwielbiam, jak to jest napisane tak, że samo się czyta. Myślę, że ona wlaśnie tak pisze - jak mówi. Czyli bardzo zajmująco. :)
UsuńNo jak, Mika! W TRÓJCE! Wyłącznie i całe życie z krótką przerwą.
UsuńTak się tylko chciałam upewnić...
UsuńJolkoM, a jednak paczaj, ludzie podróżują i nie umierają zaraz od tego:) Ja bardzo chętnie, nawet z plecaczkiem i śpiworem, ale po Europie. Jakoś tak bardziej swojsko i cywilizowanie.
UsuńI do domu blisko, jakby co.
UsuńCiekawe czy to zbieg okoliczności moja bratanica też wysoka ;)
UsuńMarija, coś w tym jest. Wysoki szybciej dostrzeże niebezpieczeństwo. Jako kurdupel ( z francuska kirdipl) nie mam szans.
UsuńA ja to najchętniej koło domu - do kotów blisko, do psów własnych, do jaszczurek za szopą (też mam!), do karasków w stawie, do sikorek, rudzików, pliszek - ja za tym wszystkim tęsknię strasznie szybko. I od kilku, a nawet kilkunastu lat w ogóle mi się nie chce podróżować. Tak mi się pokrzywiło. A kiedyś to się błąkało z plecakiem, a jakże, Bieszczady się trochę schodziło... Ech! I za nimi to nawet tęsknię, ale one tak daleko. Ile to trzeba jechać, żeby się tam dostać, a przecież, jak już taki szmat drogi pojechać, to nie na dzień-dwa. No i jak tylko pomyślę, że dłużej, to już zaczynam tęsknić do Śliwki, do Majtka, do Trykot, i do żab i jaszczurek... Ale mnie wzięło i pogięło od tej siwizny na łbie...
UsuńZawszet chyba jest trochę na odwyrtkę, jak się może to się nie bardzo chce, a jak się chce to się czasem już nie może...
UsuńNa co dzień mam podobnie do ciebie Jola ,ale tak nie raz coś chwyci za duszę ;)
UsuńNo masz! Za duszę to mnie coraz to chyta. Szczególnie jak się zapędzę do Magody... Jeju, wtedy to wymiękam, bo ona mało pisze, ale jak już da te swoje zdjęcia, to aż mnie dociska.
UsuńAlbo jak zajrzę do Jaworów czy do Marii z Pogórza... Pojechałabym. Kiedyś pojadę. Muszę chyba poczekać, aż mi się choć troszkę nawróci. :)
Nie nawróci Ci się, Jolka. Ja też tak mam. Nawet jeden dzień poza, to jak wracam, to normalnie, aaaaa, co za ulga, że już, że nareszcie! I pieski chłopaki moje, i kotki, i jaskółki w oborze, a po kiego grzyba szwendać mi się po świecie?
UsuńI z Magodą tak mam, tak samiutko.
Usuńa ja lubie podrozowac. Po to zeby zobaczyc, pogapic sie, powachac i sprobowac ale glownie po to , zeby dodom wrocic.
UsuńLudozercow coraz mniej jest, wszyscy prawie zjedzeni....
Kurna, Hana, to jak ja do Ciebie pojadę?!
UsuńA jeszcze zapomniałam o żurawiach drących się. Ale te to akurat i u Ciebie bym słyszała. A nawet widziała. :)
sami się pozjadali, to i nie ma prawie :)
UsuńU Magody tak mi się spodobało, że pojechałam do Lutowisk i połaziłam po okolicznych polach wokół chaty, spotkałam nawet tablicę z drogowskazem Chreptiów - bo akurat w tym miejscu kręcili kilka scen do Pana Wołodyjowskiego i Baśka przedzierała się na koniu przez zaspy śniegu:))))
UsuńA nie zajrzałaś do Magody???
UsuńZajrzałam od strony chaty bojkowskiej:)
UsuńI pięknie???
UsuńNa pewno nie było takich praktyk, jak to zdarza się teraz. Albo kogoś wrabia się nieświadomie w transport narkotyków np. z Tajlandii, albo mami się go grubszą kasą, a potem delikwent ląduje w jakimś egzotycznym pierdlu. Ludzie nie latali samolotami ot tak, z dnia na dzień i z kontynentu na kontynent. Ale chyba odbiegam od tematu. Były zagrożenia, inne po prostu. Może ludożerców więcej było, czy cuś?
OdpowiedzUsuńMika, spać poszły Kurki, czy jak? My możemy sobie przez telefon pogadać, nie?
OdpowiedzUsuńE, przyjdą jeszcze przyjdą, mam nadzieję. Ewci coś nie ma długo:)) A i Katarzyna coś się ostatnio zaniedbuje...
UsuńKasia chyba jeszcze nie wróciła z wojaży. A Ewa śpi upojona cydrem:)
UsuńA to bardzo możliwe jest.
UsuńKurczę, właśnie, co z tym cydrem? Bo czytałam dwa posty temu komcie Ewy o cydrze, akurat nabyłam toto w Biedrze w czteropaku, nawet nie wiedząc, jak to smakuje. Włażę wieczorem do Kurnika, a tu Ewa nawija o cydrze! :)
UsuńA ja kupiłam tenże alkohol, bo kiedyś, dawno temu, znalazłam w niecie jakiś ciekawy przepis, w którym występował właśnie cydr. Ja wioskowa jestem i nawet nie wiedziałam, co zacz. Gmernęłam więc i dowiedziałam się, że to alkohol z jabłek, ale nigdy się w sklepie na to nie natknęłam, a jakoś specjalnie też nie szukałam, więc sprawa poszła w zapomnienie. A teraz stoję przy kasie, zakupy już na taśmie, nuda, rozglądywuję się i co widzę? Cydr. Cztery w cenie coś tam coś tam. No to biere. Ale teraz nie wiem, do czego to dodać, bo tamtego przepisu nie mam! Będę musiała chyba wypić. :)
Ale co, Mika? Że Kasia nie wróciła, czy że Ewa upojona?
UsuńŻe Ewa upojona, tak się rozpływała nad tym cydrem, że to możliwe. Jolka, otwieraj cydra i recenzuj!
UsuńJolka, bo to się pije! Jest pyszne i zdrowe. Z jabłek. W produkcji cydru przodują Francuzi - kużden jeden prawie sam sobie wytwarza.
UsuńŻżżże coo, yyhhg, żżże niby naabbzdryngollooolona, yyhhg, i żżże języyk mmmmi siiięę pppppp pllooooncze ???
UsuńO wy niedobre !
Jolkaaaaa! I co? I co? Wypiłaś? Ewa się objawiła, to wymienicie wrażenia.
UsuńAaaa, to ja już chyba wiem, jak działa ten cydr. ;)
UsuńCześć, Ewuniu!
Na kartoniku jest napisane, że najlepiej pić schłodzone, to chyba dopiero jutro, bo teraz zanim se schłodzę, to już chyba świt będzie. To ja jednak się raczej położę spać, nie będę czekać. :)
UsuńJolka, rany, myślałaś, że do zupy się go dodaje, czy jak? Pewnie można, ale szkoda, bo sam lepszy:)
UsuńKupiłam i ja - żeby spróbować - co Wy w tym widzicie:))) Z Sąsiadką stwierdziłyśmy, że dobre:)
UsuńO cydrze słyszałam ale nie piłam ,to mówisz Jola że jest w biedronce ?
UsuńI od rana będziesz capać (z czeska: pić)? W Czechach wszechobecne są napisy: "wycap piwa", stąd capanie, nacapać się. W zamrażalniku raz dwa się schłodzi.
UsuńEwuś, gdzie tam zaraz plącze...
UsuńNo to napisałam przecież, że odkryłam istnienie cydru właśnie przy okazji jakiegoś przepisu kulinarnego, w którym występował. :)
UsuńMarijo, tam go kupiłam. We flaszeczkach 300 ml, w czteropaku. Stały tego całe sterty przy kasach. :) W czwartek, parę minut po trzeciej. :)
Nie chłodzone też wchodzi bez problemu ! I PYSZNE jest. Jak macie koło siebie Lewiatana, to tańszy jest niż w owadzie. A jajlepeij kupować w butlach litrowych. Szkane są i zakręcane. U nas był z zielonych jabłek i z czerwonych jabłek z miodem. jako, że ja miodowa nie jestem, to kupiłam ten bez.
UsuńHana, jak włożę do zamrażalnika, a potem tu wrócę i się zagadam z Wami, to mi zamarznie na kość. Jako mi się patelnia zadymiła, kiedy z godzinkę temu dziecku smażyłam naleśniki. Postawiłam patelnię na gazie, nawet ciasta nie wlałam, a sama do kompa. Dobrze, że patelnia porządna, to się tylko ciut zadymiło, szkód nie ma, tylko opóźnienie w kolacji nastąpiło nieduże. ;)
UsuńAle on jest wszędzie, ten cydr. W litrowych, półlitrowych, jak kto chce!
Usuńale byków narobiłam, jakbym naprawdę ubzdryngolona była. O jak to działa, na samą myśl o cygrze opijanieć można :)
UsuńA ja go dopiero parę dni temu w sklepie zauważyłam :)
UsuńJolka, robię to regularnie. Rozgotowuję ziemniaki/makaron/ryż, przypalam czajniki (!), zupa się wygotowuje, pranie zapomniane zalega w pralce...
UsuńJakbym siebie słyszała Hanuś, to plaga jakaś te komputery !
UsuńHana, jak ja Cię lubię, siostro! :)
UsuńEwa, to Ciebie też lubię! :D
UsuńMojeje siostrze mąż z tego tylko powodu kupił czajnik elektryczny i szybkowar. Zakazał używania kuchenki gazowej :)
UsuńJak to dobrze, że my się lubimy !
UsuńLubiejem?
UsuńPrzewidujący mąż:)
UsuńJola - bardzo lubiejem :)
UsuńcudARTeNko, on nie jest przewidujący, tylko jak w ciągu pół roku musiał kupić trzy czajniki i nowy komplet garnków, to mu nerw puścił :)
Co do cydru: No przeca ja pisze o cydgrze gdzie indziej - te jablka co maja byc i gruszki, co kwitna, sie to wszystko nada na cydr. ja to pije od razu po przyjezdzie tu, na nowe gospodarstwo i sa coraz lepsze cydry. Francuzy go montuja i cala kupa innych ludzi. cydr z polud-zach Anglii (prawie ze niezaleznej Kornwalii) cydr wystepuje bez babelkow ja wole babelki. i ocet cydrowy mi na glowe potrzebny, a moja tesciowka pije lyzke jego dziennie na zromantyzowane stawy. mnie od tego od razu wontrupka zawyla, wiec juz wole mnie sztywnawe paluszki.
UsuńCo do przylania i takie tam - na facebooku moja znajoma powiesila opis patelni nowoczesnej - antyprzypaleniowej - jak tylko na patelni sie cus zaczyna przypalac, patelnia odlacza internet.
mialo byc "przypalania", przylac to ja moge patelnia osobom, ktore sa niedobre dla moich dzieci.
UsuńMój już jest blisko (tej granicy). Co za wstrętny nałóg! Ale jakie fajne baby!
UsuńJa jom chcę tako patelnie!!!
UsuńOpakowana, ocet cydrowy na głowę? Ożywia umysł?
UsuńŻeby jeszcze taki czajnik wymyślili, no chyba żeby na takiej odłączającej patelni wodę na kawę gotować. A w zasadzie, to kto mi zabroni. To też chcem tako patelnie !
Usuńwrecz przeciwnie, utrwala henne :P cydr raczej na te walory umyslowe pomaga NA PEWNO!
UsuńAha, no racja, toć to octem farbę się utrwala. Czyli co ? farbowany łeb polewać cydrem ? szkoda ! wolę wypić !
UsuńMatko, się popłakałam od powyższych dialogów. :D Wariatki.
UsuńAle oczywiście też se tako patelnie obstaluje. :)
Ty, Ewa, czyli żeby sobie łba siwego nie utrwalać, to dobrze, że nie polewam go cydrem, tylko pobieram wewnętrznie, co?
UsuńBardzo dobrze ! Ja z tego samego powodu wolę wewnętrznie, bo mam ndzieję, że mi ten cydr od wewnątrz wypchnie farbę właściwą na zewnątrz - wypierając/likwidując tym samym siwiznę .
UsuńMatko, nie nadanżam, myślałam, że to patelnia utrwala hennę.
UsuńEwa, ale nie mam jasności. Skąd Ci on, ten cydr wypchnie farbę właściwą?
UsuńHana, wcale się nie zastanawiam skąd, przyjmuję wewnętrznie, z taką właśnie wiarą. A wiara, jak wiesz góry przenosi ! Więc qwypchnie. I nie dociekaj .
UsuńDom wariatów, to jest... ekhm, kurnik wariatek... :)
UsuńPo takiej dawce śmiechu mogę spokojnie oddalić się na leże - może nie zasnę tak prędko jak zwykle i przeczytam choć z pięć stron. ;)
Dobranoc, Dziewczynki/Kurki. :)
Ale ja dociekliwa jestem. Bo jak wypchnie, to gdzie indziej zabraknie. Logiczne, nie? Tylko gdzie? Bo może to ryzykowne jest?
UsuńDobranoc JolkoM, aż się dziwię, że jeszcze gdaczę. Po tym, co zrobiłam dzisiaj w ogrodzie powinnam leżeć zimnym trupem jako żer dla jaszczurek i kiwi za kakuarem.
UsuńZ cebulek wypchnie, włosowych!
UsuńNaprawdę Jolko już dobranoc???
Dzisiaj podróżuje się inaczej . Moja bratanica natenprzykład ,powsinoga jedna marzyła o podróży do Ameryki Południowej , no ale ze był okazyjny bilet do Nowej Zelandi , no to jest juz drugi miesiąc tamże . Poleciała sama jedna z plecakiem i namiotem . Sama jedna poleciała , ale już na miejscu ,gdy w miarę odespała trzydobową podróż ,odnalazł ją facet z którym dogadywała się przez internet , włóczyli się razem chyba z miesiąc , przemieszczali się jego samochodem ,a potem włoczyli po bezdrożach . Dołączyła do nich na krótko izraelka z USA . On wyjechał do Szanghaju . Bratannica kupiła rower , którego siodełko nie wytrzymalo ciężaru bagażu po dwóch dniach podróży ,więc zaczepiła się w jakiej knajpie na kempingu . I tak to pokrótce wygląda . Jest tam niby sama ,ale ciągle poznaje nowych ludzi ,nawiązuje przyjażnie i rusza dalej . A relację mamy na bieżąco przez stronę na fejsie .
OdpowiedzUsuńAle super! Fajna dziewczyna musi być. I odważna. Patrz Mario, jak to teraz z najdalszych miejsc na ziemi można się na bieżąco porozumiewać i wszystko wiedzieć co i jak. A czy ona jakieś zapiski z podróży robi? Tak nawet dla siebie, żeby nie zapomnieć w natłoku wrażeń?
UsuńPrzed wyjazdem założyła bloga ,z tą myślą że będzie go pisać w podróży ,ale tam ma problem albo z dostępem do prądu albo do netu i dlatego robi krótkie notatki i zamieszcza zdjęcia na Fejsbuku .
UsuńMario, kiedy pisałam wyżej o Mai Sontag, to sobie przypomniałam o Twojej bratanicy. :) Zaglądałam niedawno, bo miałam cały czas otwartą jej stronę, ale nic się tam nie pojawiało, albo coś przegapiłam. A fejsbukowa nie jestem.
UsuńNo tak, narzekały że nikogo nie ma ,a jak ja jestem to ich nie ma ;) EEEEEEEEEE ide spać ,dobranoc kury ,może która usłyszy :))))
UsuńNo przecie jesteśmy, herbatkę trza było zrobić wszak.
UsuńNiestety tam się nic nie pojawia ,z powodu o którym pisałam . Jej notatki na fejsie są bardzo krótkie ,więcej zdjęć , ale chociaż wiadomo że żyje i ma się dobrze :)
UsuńByły relacje z połowu ryb ,rekina jej się natenprzykład udało złowić . Zdjęcia kiwi też były .
I zjadła go, tego rekina?
UsuńNie, Mika, kiwi zjadła na pewno.
UsuńSkąd wiesz, płetwa rekina to przysmak ponoć.
UsuńOni te ryby łowili po to żeby je jeść ,to może go i zjedli ,detali nie było .
UsuńZa to jedzenia PTAKÓW kiwi nie było na pewno :))
UsuńKiwi pod ochroną:)
UsuńHana, ale wiesz jakiego kiwi zjadła ? Ptaka czy owoc z importu ?
UsuńA kto mówi o ptakach?
UsuńA dzie kiwi rosno? W Nowej Zelandii?
UsuńJa mówiłam o ptakach ,na zdjęciach były ptaki kiwi ,nie owoce ;))
UsuńOWOCE kiwi so z Azji botanicznie. Ale u nas też już so takie, że rosno. Np u mnie na balkonie od zeszłego roku. I nie zmarzł. I będzie miał owocki - wielkości śliwki .
UsuńJa nie mogę, starczy tylko o tym cydrze popisać, a już się nam ptaki z owocami splątały... Strach! :)
UsuńEwo - to chyba aktinidia
UsuńA ja słyszałam w TYM radiu, że właśnie w Polsce wyhodowano nową odmianę kiwi, takich miniaturowych (bodajże wielkości winogron), bardzo smacznych i bez tej kosmatej skórki, tylko z gładką. Teraz sobie przypomniałam, że miałam tego poszukać i sobie zasadzić.
Usuńtak, właśnie. I fajnie, że jest samopylna, to nie trzeba dwóch różnopciowych roślin .
UsuńTo ja splątałam, dowcipna chciałam być no i masz. Wyjdzie na to, że bratanica Marii żywiła się ptakami kiwi, które są pod ochroną.
UsuńJola, właśnie takie mam. Wsadziłam na balkonie, zobaczę jak się to będzie rozrastać, ale na podporze, lub mocnym ogrodzeniu fajnie zarasta. Owocuje małymi owockami, i zjada się bez obierania. I tk, słodziutkie i pyszniutkie są bardzo. Moje jeszcze gdzieś za dwa lata będą owocować. Kup koniecznie. I niedrogie są. U nas u ogrodnika kupiłam za 14 zł sadzonkę .
UsuńEwa, z różnopciowymi byłoby na pewno ciekawiej!
UsuńJolka, bez kosmatej skórki i wielkości winogron to są winogrona! Chyba skoczę jutro po ten cydr:)
Ciekawiej napewno, tylko, jakbym posadziła chłopczyka i dziewczynkę, to po dwócha latach na balkon bymm nie wyszła - dżungla pani, dżungla !
UsuńMyślisz, że to od tego cydru, co to go jednak podpijam (za Waszą uprzejmą namową i bez schłodzenia), pomięszały mi się winogrona z ptakami? Ożeż! Dopiję więc tylko tę jedną flaszeczkę, więcej nie tykam, aż dopiero za tydzień. Na Wielki Wekend se trzasnę. :)
UsuńI jak Jola, smakuje ?
UsuńJolka, pomyliłaś winogrona z winogronami, nie z ptakami przecież! To rzeczywiście może już więcej nie pij?
UsuńNo jak nie pij, teraz to nie pij, tak? A kto 60 komciów wcześniej pisał: pij, pij, bez schłodzenia pij?
UsuńEwa, to taki szampanik udawany. Dobre jest. :) I zrobiłam się chyba jeszcze bardziej rozmowna. Jakby mi to akurat było bardzo potrzebne. :]
Usuńja !
UsuńCiekawość, czy w naszej Biedronce będzie...
UsuńAha! A żeb to tylko Ty, a to jeszcze i inne namawiały...
UsuńBo tu same alkoholistki so.
UsuńMarija, Marija, stój! Jesteśmy!!!
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=3EUDjSgnlY4
OdpowiedzUsuńJak nie chce Wam się słuchać całości - włączcie samą końcówkę:)))
W 2011 roku był przypadek zamordowania 2 kajakarzy z Trójmiasta
OdpowiedzUsuńhttp://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Malzenstwo-polskich-kajakarzy-zamordowane-w-Peru-przez-tubylcow,wid,13582009,wiadomosc.html
Widzisz Renata? Podróżowanie jest niebezpieczne!
OdpowiedzUsuńAle świat jest piękny:)
UsuńKiedyś miałam do czynienia z prawdziwymi piratami:)) i nie było to wcale we śnie:)
UsuńA piękny jest, wszędy. U mnie za oknem też. I u Ciebie. Ale o piratach to puść farbę, co?
UsuńByło to w Buenaventurze w Kolumbii... Resztę w moich morskich opowieściach:) Muszę tak racjonować, bo mi nikt ich nie zechce przeczytać, jak już je napiszę;)
UsuńNo, aleś zanęciła!
UsuńSzczera prawda:)
UsuńNo ja cię przepraszam, to kiedy ty w końcu te relacje napiszesz????? Ładnie by się skomponowały z dzisiejszym moim wpisem...
UsuńTeż tak sobie pomyślałam, bo miejsca takie mi trochę znajome, ale... nie mogę robić konkurencji:)
UsuńTo nie żadna konkurencja tylko komplementacja!
UsuńAlbo komplementarność...
Usuń:) Ale ładnie brzmi:)
UsuńPisać proszę, a szybko!
UsuńDobranoc ,miło było :))))
OdpowiedzUsuńMaryś, pa, pa!!!
UsuńDobranoc Marija!
OdpowiedzUsuńZ rekinem też miałam do czynienia:)))) Tylko kiwi jeszcze nie widziałam, a ponoć samiec kiwi siedzi 3 miesiące na gnieździe i zachowuje się jak PRAWDZIWA KURA DOMOWA:)))))
OdpowiedzUsuńmodel matki jakis. a kiwiowa lata na lonfry?
UsuńI na ksiuty - za kakuar Hany oczywiście. :)
UsuńWyczytałam, że kiwi i kiwiowa:) tworzą monogamiczne związki mogące trwać nawet 20 lat:)
UsuńA, to ja już wiem. Ten jaszczur w zielonym wdzianku i ślimakżenibywinniczek, to kiwiowa na lofrach w kamuflażu zas kakuarem. A ten bidok siedzi na jajach bez obiadu!
UsuńAaaaa! Hana na scenarzystkę filmu przyrodniczego!
UsuńI tęskni:)
UsuńJolka, no nie wiem, czy to przyrodniczy by był. Ty widziałaś, co za tym kakuarem za brewerie odchodzą .
UsuńTęskni i głodny jest. I czuje stukanie w skorupkę. Młode lada moment przyjdą na świat, a mama udaje winniczka...
UsuńAle może będą miały każdy po domku na pleckach. Zabezpieczone na przyszłość . Przyroda wie, co robi !
UsuńAle z drugiej strony... Mamie się należy odpoczynek, bo jajo, które złożyła ważyło 20% jej ciała (to tak jakby ważąca 54 kg kobieta urodziła 11 kg dziecko:))))
UsuńA to pantoflarz!
OdpowiedzUsuńNo i mają dobry węch w przeciwieństwie do reszty ptaków:)
UsuńNapisałam caluśki, obfity komentarz do Twojej wyżej aktinidii, Cudeńko (żeby było krócej i bez wygibasów ART-ystycznych w środku) i mi go pożarło, bo rzekomo konflikt z powodu licznych coś tam coś tam - widać jest jakaś inwazja na Kurnik i się komcie nawarstwiają i wybuchają. :)
UsuńNo i Mika wymiękła, czy jak?
UsuńNo to szkoda Jolu tego komentarza w sprawie aktinidii:)
UsuńNo jakie wymiękła, powyżej się dopisywała, bo się dyskusje rozgałęziły okropnie.
UsuńTeż pewnie cydr popijała, i zmorzyło .
UsuńWłaśnie, z tego rozgałęziania skaczę w górę i w dół, aż mi się w głowie zaczyna kręcić. Bo przecież nie od cydru. ;)
UsuńRenato, w komentarzu było jakoś tak, że tak ładnie napisałaś aktinidia. A to niełatwe słowo jest. Ja sama sto lat temu w jakimś piśmie ogrodniczym przeczytałam atkinidia (pewnie była to literówka) i tak mi się to utrwaliło, że teraz mimo iż wiem, że to aktinidia, to jednak muszę się przez chwilę zastanawiać, jak napisać lub powiedzieć. To jest całkiem jak z werandą i gankiem - jak się nie zastanowię, to zawsze pomylę. Choć umiem jedno od drugiego odróżnić. A że w chałupie i jedno, i drugie funkcjonuje, to stale zachodzą jakieś nieporozumienia. :)
Usuń:) Chyba z 25 lat temu miałam takie coś na działce i... nie miałam pojęcia dlaczego wypuszcza długaśne pędy, piękne liścia a owoców - nie ma:) Ale to był albo samiec, albo samiczka:)))) Do głowy wtedy mi nie przyszło, że muszą być dwa:) Później kupiłam (czy dostałam) inną odmianę i ... zmarzła mi. Aaa, jeszcze miałam przywiezione z Australii (nie przeze mnie:) nasionka - wysiałam - ale cudaczne pędy miało to coś, co powschodziło (w szklarence), ale nie przezimowało:))) Całe było kosmate, pięknie wybarwione na różowe:))) Tak więc z aktinidią mam od dawna do czynienia:))))
UsuńLiście:) i na różowo:)
UsuńTy Hanus tam wysoko piszesz o jezyku czeskim - o wycapie piwa. a wiesz co to elektro odbyt jest?
OdpowiedzUsuńOpakowana, MÓW CO TO ! Bo brzmi tak, że nie wiem !
UsuńNie mam pojęcia, co?
UsuńNo ludzie! Takie hasło rzuciła Opakowana i co? Spać poszła? Tak bez słowa? I bez buzi?
UsuńHana, Krysia rzuciła hasełko na rybkę, żeby zanęcić, a teraz przekopuje internet, żeby coś wstawić, co pasowałoby do hasła. :P
UsuńChyba jom uduszę.
UsuńMyślisz, że taka podstępna??
Usuńja tylko wiem, że zachlastana fifulka to zaczarowany flet.
Usuń:)))))))))
UsuńŻmija jakaś Opakowana...
Hanuś, mam pomysła. Ty z Ogniomistrzem z tego nawisu produkcyjnego ttwych jabłonek cydr zaczniesz produkować, Beczkę dębową już masz !
OdpowiedzUsuńEwa, o to to!
UsuńNo Ewuś, brawo, brawo, że też ona sama na to nie wpadła??
UsuńRzeka cydru, kraina cydrem płynąca ... eeech, rozmarzyłam się .
UsuńEch Wy, a przyjedziecie pędzić, deptać i pić?
OdpowiedzUsuńJa mogę ostatecznie przyjechać, ale z kotami - żeby nie tęsknić. Będzie więcej odnóży do deptania. :)
UsuńTak Jolka, tak! Majtek z Czajnikiem załatwią sprawę w 5 minut!
UsuńO matko, już to widzę oczami wyobraźni...
UsuńDobra, to ja zinterpretuję i zobaczymy, czy byłam blisko. Electro odbyt to będzie oddawanie energii elektrycznej, albo pobór mocy.
OdpowiedzUsuńTy, Hana, to je dobre, to pasuje... Widać, że umysł masz jasny, choć pora ciemna. To od cydru? ;)
UsuńWtyczka???
UsuńGniazdko elektryczne :))))
UsuńJa wiem! Opakowana poszła zdjąć z gazu zwęgloną herbatę na patelni!
UsuńMika, raczej WYtyczka!
UsuńI wylać poszła ją sobie na głowę dla utrwalenia smaku!
UsuńHana! :D Aż mnie dziecko zapytowuje, dlaczego tak rechoczę na cały dom. No i co ja mam mu odpowiedzieć?
UsuńŻe jesteś w kurniku.
UsuńZbudziłaś dziecko ? No, prawdy to mu raczej nie mów. Trudno, skłam !
UsuńKiedy ja pisząc wtyczka miałam na myśli gniazdko...
UsuńJolka, ona ma rację, lepiej skłam, nie uchodzi matce się z wariatkami zadawać...
UsuńA gdzie tam zbudziłaś! To nocny marek jest.
UsuńI pyta mnie, o czym właściwie jest post, który czytam i się tak zaśmiewam. No więc mu tłumaczę, że o podróżniku. Ale się licznie odgałęził - na wiele grzęd, jak to w kurniku. :)
No wiesz, Mika! A skąd znowu, to porządne dziecko jest, ono wie, że jak matka się z wariatkami zadaje, to muszą być one co najmnie szlachetne, jedyne takie, pierwyj sort, i w ogóle. :)
UsuńSkłam Jolka, skłam, w słusznej sprawie to nie grzech. Nie mów dziecku, że z wariatkami się zadajesz. Pijanymi w dodatku.
UsuńBardzo dobrze mu powiedziałaś, bardzo dobrze. Bo my tu przecież bardzo zaangażowanie o podróżniku rozmawiamy. Właściwie, to nawet nie skłamałaś. To ja bym skłamała, żebym stwierdziła że jest inaczej. Bo nie jest, prawda ?
Usuń:)