To jest część 4 napisana przez Bachę, ja jutro pociągnę dalej.
Susan leżała na wznak, koło jej prawej ręki leżał telefon komórkowy , w palcach tkwił jeszcze niedopałek
papierosa, lewa ręka, dziwnie skręcona schowana była pod plecami. Otwarte oczy wyrażały niebotyczne
przerażenie. Włosy na lewej skroni były zlepione krwią.
-Muggs, nie pozwól nikomu zbliżać się- powiedział Trent widząc domowników,
zwabionych szczekaniem Tropika, zmierzających w ich stronę. - Mają zawrócić i tym
razem żadnego wychodzenia na teren posiadłości.
Wyciągnął telefon i połączył się z komendą: "Przyślijcie natychmiast
nieoznaczony wóz policyjny, fotografa, technika z całym majdanem. Aha i bez
syreny, no i karetkę, do posiadłości lorda Wintera. Wjazd boczną bramą. Co się głupio pytasz ?? - wrzasnął do słuchawki- No pewnie, że nowy trup!
Tropik wpatrywał się w jego buty i popiskiwał. " Mam ubrać ochraniacze?" Wyciągnął z kieszeni
woreczek plastikowy ze specjalnymi samoprzylepnymi podkładkami.
Muggs w tym czasie odesłał
wszystkich do głównego budynku i zbliżał się do Trenta.
Ochraniacze!! krzyknął Trent. Muggs
wiedział, że Tropik dał im sygnał: patrzcie pod nogi gamonie.
Tropik tymczasem stał obok Susan z
nosem zbliżonym do jej lewej ręki .
Trent z Muggsem naciągnęli
rękawiczki i czekali niecierpliwie na przyjazd karetki.
Zjawili się w ciągu kilku minut.
Muggs dał im znać, gdzie mają podjechać.
"O essu, jęknął technik, mam włazić w
te pokrzywy? Mogłeś mnie uprzedzić – powiedział do Trenta, z którym znali się
od lat. "Delikatna panienka się znalazła – odwarknął mu Trent a Tropik zasłonił
oczy łapą, co oznaczało – pies by się uśmiał. Technik wykonał wszystkie
rutynowe zdjęcia i kiwnął na sanitariuszy, że mogą zabrać ofiarę. W trakcie
podnoszenia Susan jej lewa ręka opadła w
dół.
W zaciśniętej dłoni Susan trzymała
nieduży plastikowy woreczek. Tropik warknął.
Dajcie to do analizy, zawartość i
odciski palców – powiedział Trent. I sekcja natychmiast.
Przyjrzał się woreczkowi – w środku
było opakowanie po jogurcie.
"Tropik, szukaj.!" Trop przez chwilę
kręcił się w kółko, i biegał tam i z powrotem.
"Dziwne - pomyślał Trent - tyle śladów w
takim mało przyjemnym miejscu? W końcu Trop podjął ślad, obrócił się do Trenta
i krótko szczeknął. Biegł lekkim truchtem, żeby mogli za nim nadążyć.
Ślad prowadził ścieżką, kilkanaście metrów od tych cholernych
pokrzyw, przez zarośla i mały zagajnik na tyłach stajni - Widać, nie cały teren posiadłości jest tak
zadbany jak przed głównym wejściem – pomyślał Trent. Ale Tropik przebiegł
wzdłuż stajennych budynków i skręcił za nimi w prawo. Zadowolony z siebie
czekał na nich przed niedużym barakiem z uprzężą i siodłami. No i co dalej
Trop? Pies szedł z nosem przy ziemi, zatrzymał się na chwilę przy podkowach
chyba z czasów pradziadka lorda Wintera, zawrócił i skręcił znowu w prawo i
zatrzymał się przy niewielkich drzwiach z boku głównego budynku. Trent nacisnął
klamkę, drzwi były zamknięte.
"Poczekaj Tropik, zostawimy tu Muggsa, a na razie wrócimy do
towarzystwa i obmyślimy co dalej zanim zaczniesz działać."
Popatrzył w mądre oczy Psiaka i
podrapał za uszkami. Tropik sapnął zadowolony.
*
Teraz część 5, napisana przez Mikę.
Trent zgromadził wszystkich domowników i gości w wielkim salonie.
"Jak zapewne państwo wiedzą, mamy jeszcze jedną zamordowaną osobę, Susan, która pomagała w kuchni podczas przyjęcia."
Część zgromadzonych popatrzyła po sobie z niejakim zdziwieniem. "Susan, jaka Susan??" zapytał lord Winter.
"Zastępczyni Jenny Stubbs, która ponoć się rozchorowała." wyjaśnił uprzejmie Trent. "Mój współpracownik już do niej pojechał , aby ją przesłuchać." Nie uszło jego uwagi lekkie zmieszanie Archibalda, który nerwowo grzebał po kieszeniach, szukając chusteczki, aby otrzeć pot z czoła.
"Chciałbym państwa poinformować, że Susan usiłowała otruć mojego psa, Tropika (tu PPP zamachał raźno ogonem, udowadniając, że nic mu nie jest). W podanym mu jogurcie znaleźliśmy truciznę pochodzenia roślinnego, z roślin australijskich."
Tu padło kilka okrzyków, a lord Winter powiedział: "Czy to ta sama trucizna, którą otruto moją żonę???"
"Tego jeszcze nie wiemy. Ale jest to prawdopodobne. " odpowiedział Trent.
"Chciałbym teraz poprosić o klucz od bocznych drzwi do stajni, musimy sprawdzić to pomieszczenie."
Kucharka nagle poczerwieniała i wyjąkała nieśmiało: "Ale, ale, on zginął... Już wczoraj go nie było... Panna Mirella chciała tam schować buty do konnej jazdy i nie mogła go znaleźć."
"To prawda, powiedziała Mirella - nie było go w szafce z kluczami ani w drzwiach."
"No cóż, włamiemy się więc. " zdecydował Trent . Wyjął telefon i zadzwonił do sierżanta Muggsa. "Muggs, otwórzcie drzwi od schowka przy stajni, zebrać wszystkie odciski palców i dokładnie przeszukać, przyjdę tam zaraz z Tropem. Przyślij mi też jednego z ludzi do pilnowania domu."
"A państwa proszę o nieopuszczanie domu, dopóki nie wrócę. " zwrócił się do zebranych w salonie.
"Jak to, jesteśmy uwięzieni?!" oburzyła się Pandora.
"Nie, proszę pani. Jesteście państwo podejrzanymi." powiedział spokojnie porucznik.
"To już bezczelność!" odezwał się milczący dotąd Peter Gordon, przyjaciel młodych Winterów.
Trent przyjrzał mu się spokojnie. "Czemuż pan się tak denerwuje, chyba zależy panu na wykryciu mordercy lady Winter i Susan? A może morderców, wszak to nie musi być jedna i ta sama osoba..."
W tym momencie do salonu wkroczył przysłany przez Muggsa posterunkowy Maddock. Porucznik zostawił go na straży, po czym udali się wraz z Tropikiem w stronę stajni.
"Macie coś ciekawego?" zapytał Muggsa. "Mnóstwo odcisków palców szefie i różne buty. To schowanko na buty do konnej jazdy i do ogrodu."
"Tropik, szukaj śladu , szukaj." polecił Trent, choć sam nie wiedział , czego pies ma szukać. Na szczęście on wiedział. Obwąchał starannie wszystkie buty i zatrzymał się przy ubłoconych zielonych kaloszach. "Czemu te?" zapytał Trent. Tropik wyszedł ze schowka i zaczął szczekać w stronę pokrzyw. "A, ktoś był w nich w pokrzywach? Skąd wiesz?" Tropik spojrzał na niego z politowaniem i przewrócił jeden z kaloszy łapą. Do ubłoconej podeszwy przylgnęła złamana pokrzywa...
"No dobra, przepraszam, wiem, że jesteś mistrzem..."
Pies jednak węszył dalej. W schowku była też szafka z półkami i Tropik zainteresował się bardzo czymś za szafką. Gdy Muggs ją odsunął, zobaczyli okruchy ususzonych listków. "Do analizy, piorunem!!!" krzyknął Trent. Wziął kalosze do foliowego worka i ruszył w stronę domu.
*
Teraz część 5, napisana przez Mikę.
Trent zgromadził wszystkich domowników i gości w wielkim salonie.
"Jak zapewne państwo wiedzą, mamy jeszcze jedną zamordowaną osobę, Susan, która pomagała w kuchni podczas przyjęcia."
Część zgromadzonych popatrzyła po sobie z niejakim zdziwieniem. "Susan, jaka Susan??" zapytał lord Winter.
"Zastępczyni Jenny Stubbs, która ponoć się rozchorowała." wyjaśnił uprzejmie Trent. "Mój współpracownik już do niej pojechał , aby ją przesłuchać." Nie uszło jego uwagi lekkie zmieszanie Archibalda, który nerwowo grzebał po kieszeniach, szukając chusteczki, aby otrzeć pot z czoła.
"Chciałbym państwa poinformować, że Susan usiłowała otruć mojego psa, Tropika (tu PPP zamachał raźno ogonem, udowadniając, że nic mu nie jest). W podanym mu jogurcie znaleźliśmy truciznę pochodzenia roślinnego, z roślin australijskich."
Tu padło kilka okrzyków, a lord Winter powiedział: "Czy to ta sama trucizna, którą otruto moją żonę???"
"Tego jeszcze nie wiemy. Ale jest to prawdopodobne. " odpowiedział Trent.
"Chciałbym teraz poprosić o klucz od bocznych drzwi do stajni, musimy sprawdzić to pomieszczenie."
Kucharka nagle poczerwieniała i wyjąkała nieśmiało: "Ale, ale, on zginął... Już wczoraj go nie było... Panna Mirella chciała tam schować buty do konnej jazdy i nie mogła go znaleźć."
"To prawda, powiedziała Mirella - nie było go w szafce z kluczami ani w drzwiach."
"No cóż, włamiemy się więc. " zdecydował Trent . Wyjął telefon i zadzwonił do sierżanta Muggsa. "Muggs, otwórzcie drzwi od schowka przy stajni, zebrać wszystkie odciski palców i dokładnie przeszukać, przyjdę tam zaraz z Tropem. Przyślij mi też jednego z ludzi do pilnowania domu."
"A państwa proszę o nieopuszczanie domu, dopóki nie wrócę. " zwrócił się do zebranych w salonie.
"Jak to, jesteśmy uwięzieni?!" oburzyła się Pandora.
"Nie, proszę pani. Jesteście państwo podejrzanymi." powiedział spokojnie porucznik.
"To już bezczelność!" odezwał się milczący dotąd Peter Gordon, przyjaciel młodych Winterów.
Trent przyjrzał mu się spokojnie. "Czemuż pan się tak denerwuje, chyba zależy panu na wykryciu mordercy lady Winter i Susan? A może morderców, wszak to nie musi być jedna i ta sama osoba..."
W tym momencie do salonu wkroczył przysłany przez Muggsa posterunkowy Maddock. Porucznik zostawił go na straży, po czym udali się wraz z Tropikiem w stronę stajni.
"Macie coś ciekawego?" zapytał Muggsa. "Mnóstwo odcisków palców szefie i różne buty. To schowanko na buty do konnej jazdy i do ogrodu."
"Tropik, szukaj śladu , szukaj." polecił Trent, choć sam nie wiedział , czego pies ma szukać. Na szczęście on wiedział. Obwąchał starannie wszystkie buty i zatrzymał się przy ubłoconych zielonych kaloszach. "Czemu te?" zapytał Trent. Tropik wyszedł ze schowka i zaczął szczekać w stronę pokrzyw. "A, ktoś był w nich w pokrzywach? Skąd wiesz?" Tropik spojrzał na niego z politowaniem i przewrócił jeden z kaloszy łapą. Do ubłoconej podeszwy przylgnęła złamana pokrzywa...
"No dobra, przepraszam, wiem, że jesteś mistrzem..."
Pies jednak węszył dalej. W schowku była też szafka z półkami i Tropik zainteresował się bardzo czymś za szafką. Gdy Muggs ją odsunął, zobaczyli okruchy ususzonych listków. "Do analizy, piorunem!!!" krzyknął Trent. Wziął kalosze do foliowego worka i ruszył w stronę domu.