niedziela, 12 stycznia 2014

JASON BECKER – JESZCZE NIE UMARŁEM


Uwaga! 
Kiczowa sonda (po prawej) wprawdzie się ukazała, ale nadesłane kicze ukażą się dziś o północy, zgodnie z regułami sztuki. No i może ktoś coś jeszcze przyśle. Wtedy też sonda będzie aktywna, przynajmniej taką mamy nadzieję. Mika ją rozgryzła, to niech już tam będzie, bo drugi raz może się nie udać! Gdyby się nie udało (tfu, na psa urok!) będziemy głosować na piechotę.
Redakcja przeprasza za zamieszanie.

Obejrzałam wczoraj film dokumentalny pod takim właśnie tytułem i wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, że postanowiłam się podzielić moimi przemyśleniami. Trafiłam na niego zupełnie przypadkowo, ale wbiło mnie w fotel i tak już zostałam...

Film opowiada o życiu gitarzysty heavy metalowego, Jasona Beckera. W latach 90-tych był wirtuozem gitary i zaczynał naprawdę wielką karierę. Był również pięknym chłopakiem... Miał wyruszyć w trasę z zespołem innego wielkiego gitarzysty, grającego z zespołem Van Halen. I wtedy zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne, lekarze dawali mu do 5 lat życia. Teraz żyje już 20 lat od tej diagnozy... W filmie były koleje jego losu i kariery, aż do teraz. Momenty załamania, gdy nie mógł już grać, bo gitara wypadała z ręki, zapaść gdy zaczął się dusić (cud go uratował, bo nastąpiło to w momencie, gdy akurat był u lekarza) . Obecnie jest sparaliżowany, nie może się ruszać, miał tracheotomię i nie może mówić i odżywiany jest przez rurkę. Ale pełnia władz umysłowych , talent i mimika twarzy zostały...


I tu zaczyna się opowieść o jego rodzicach. Byli od dzieciństwa i są nadal przeogromnym wsparciem dla niego i siebie nawzajem. Jego ojciec wymyślił tablicę z alfabetem do porozumiewania się z nim za pomocą mrugnięć, razem z matką tak opanowali ten system, że już i bez tablicy mogą się z nim porozumieć i składać słowa z liter. Tablica jest podzielona na 4 kwadraty, w każdym z nich po kilka liter. Jason najpierw pokazuje oczami , o który kwadrat chodzi, a potem na miejsce litery w tym kwadracie. I, wyobraźcie sobie, on w tym stanie komponuje!!! Od czasu sparaliżowania wydał chyba 2 albo 3 płyty! Ma w tym swój udział komputer, który reaguje na jego mrugnięcia. Ojciec gra na gitarze nuty , które on wymyśli, dopasowują to długo, gdy Jason jest zadowolony, uśmiecha się, a potem opracowuje to producent płyty.
Ma tak nieprawdopodobną wolę życia i chęć tworzenia, że to jest powalające. Był załamany i zły na los, ale od momentu zapaści w 1997 zmienił swoje spojrzenie na chorobę. Chyba to uświadomiło mu, jak bardzo chce żyć... Jest jakoś pogodzony ze swoim losem i potrafi robić to co kocha. Ma przy tym tak niesamowite wsparcie i pomoc rodziny i przyjaciół, że to jest wręcz niewiarygodne. Cały dzień jest zaplanowany co do minuty, dyżury rozpisane, opieka zapewniona. Ma swoją kobietę, która jest rehabilitantką i poznała go już  jak był chory, przygotowuje mu specjalne mieszanki odżywcze i opiekuje się nim fenomenalnie. Rodzice twierdzą, że Jason żyje głównie dzięki niej. Ale na dyżury przychodzi również jego była kobieta i przyjaciele. Jego koledzy gitarzyści grają dla niego koncerty i nagrywają płyty specjalnie dla niego. Na koncert specjalnie przyjechali muzycy z całego świata, z Chile i Europy, muzycy na wózkach. Przychodzą do niego młodzi ludzie, mówiąc, że uczą się grać na gitarze na jego nagraniach, przynoszą mu namalowane dla niego obrazy, widać, że jest dla nich kimś naprawdę ważnym. Jak sam mówi, czasem czuje się, jakby nie był chory, tylko leżał sobie wygodnie i robił to, co jest miłością jego życia, czyli tworzył muzykę.

Oczywiście spłakałam się i wzruszyłam bardzo, ale tak ogromnie mnie to podbudowało, pomyślałam, że nie jest ten świat taki zły, skoro można i w tragicznej sytuacji życiowej żyć najlepiej jak się da i mieć takie ogromne wsparcie i pomoc od ludzi. To jest po prostu morze, ocean dobroci, w którym on żyje i żyje dzięki niemu. I nie są to ludzie bogaci, żyją na średnim poziomie, matka pracuje po to, żeby mieć dla niego ubezpieczenie. Jedynym zmartwieniem rodziców jest to, co będzie gdy ich zabraknie.
Wydaje mi się, że niemoc ciała naprawdę można przezwyciężyć mocą ducha, jakkolwiek górnolotnie by to zabrzmiało... Wiadomo, nie zawsze się udaje, ale przecież mózg ludzki jest tworem mało zbadanym i nie znamy wszystkich jego możliwości, a wykorzystujemy jego potencjał w niewielkim procencie. Jednak sama wola życia może nie wystarczyć, gdy nie ma zaplecza, wsparcia, serdeczności i miłości. Sama tego doświadczam i wiem, jak wiele to dla mnie znaczy.
Moim zdaniem, zbyt mało mówi się o takich przypadkach, o rzeczach i zjawiskach dobrych, jesteśmy zalewani masą złych wiadomości i sami lubimy narzekać, krytykować, mówić głównie o tym, co nam się nie podoba i nas denerwuje. A przecież jest mnóstwo chwil, w których możemy powiedzieć : życie jest piękne!!! I Wam, i sobie, jak najwięcej takich chwil życzę.
Mika






Czy pamiętacie, że zostały tylko dwa dni, aby przysłać nam Wasz ulubiony kicz? Fantastyczne nagrody czekają! 
Mika nawet rozpracowała sondę!!!

73 komentarze:

  1. To dokładnie tak samo, jak Stephen Hawking. Dziś ma 72 lata, a choruje od 21 roku życia. Zajmuje się fizyką, termodynamiką, czarnymi dziurami jest sława akademicką na cały świat. Tak Miko masz rację, życie jest piękne, a my czasami nie potrafimy zauważyć tego piękna, choć przygniatają nas w porównaniu do innych doprawdy prozaiczne problemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia, natychmiast budzi skojarzenia z filmem "Motyl i skafander". Nie pamiętam, niestety, czy tamten film był fantazją scenarzysty, czy wziął się z życia, ale to nieistotne. Zastanawiam się, jak to jest z wolą życia, jeśli ktoś tak bardzo chory i niesprawny, nie ma wsparcia ani w rodzinie, ani w znajomych, ani w ogóle nigdzie?
    Żałuję, że nie widziałam tego dokumentu, bo to buduje (w sensie duchowym) i uczy pokory. Na co ja się, kurde, skarżę? Że roślinki mi zmarzną, jeśli przyjdzie mróz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film jest nakręcony na podstawie autobiografii, faceta, który był redaktorem ELLE. Kolejna historia z życia wzięta.

      Usuń
    2. Tak, czytałam też książkę "Motyl i skafander".
      No właśnie Mnemo, Jason nawet spotkał się z Hawkingiem, myślę, że tez na niego to dobrze wpłynęło, jak zobaczył, jak długo można żyć z tą chorobą i ile osiągnąć.

      Usuń
  3. To jest bardzo trudny temat. Nie dlatego, że się go boję (boimy?), ale że guzik wiemy. Nie wiem, co zrobiłabym gdyby i co czułabym, gdyby? Chciałabym żyć za wszelką cenę, czy wręcz przeciwnie? Walczyłabym? Nie wiem. Trzeba poczuć to na własnym tyłku, obym nie musiała się tego dowiadywać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mika, trzeba przyznać, że rozstrzał tematów mamy duży!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to właśnie dobrze, płodozmian dobrze robi:)

      Usuń
  5. A ja się trochę wstrzeliłam w ten temat, skoro o rozstrzałach mowa, bo też u siebie świętuję czyjąś cudowną wolę życia. Za mało, za mało pisze się u nas o takich ludziach i takich sprawach, na oficjalne media raczej nie ma co liczyć, ale skoro tak niesamowicie dużo dobrego zrobiła nasza niezapomniana Chustka (mam nadzieję, ze nie jestem zbyt bezczelna, nazywając Ją naszą), to i my, male blogowe pchełki, możemy uparcie pisac o sprawach dobrych i ważnych, bo krople drążą skały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak Ori, sprawy dobre i ważne trzeba nagłaśniać, bo giną w natłoku tych głośnych a tak naprawdę dużo mniej ważnych.
      Lecę czytać do ciebie:)))

      Usuń
  6. weselnapiekarka12 stycznia 2014 16:12

    Masz świętą rację.Zło ma dużą siłę przebicia,zawsze wysuwa się na czoło,zresztą sami o nim mówimy,czytamy,oglądamy.Ostatnio jedna z moich znajomych podczas rozmowy mówi "ale tragedia spotkała O....wystraszyłam się bo znam całą rodzinę.Okazało się że ich 10 letni syn ma cukrzycę.Mówię do znajomej-jaka tragedia,przecież synek żyję,nie wpadł pod samochód jakiegoś pijaka,nie ma raka,z cukrzycą można żyć,więc dlaczego dołujecie dziecko i jego rodziców.Przyznała mi rację.Na pewno życie O... i jej rodziny się zmieniło ale w dalszym ciągu jest piękne i oni muszą to czuć,widzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Piekarko. Tak to jest, że z wielu rzeczy sami robimy tragedię, nie umiejąc zachować właściwych proporcji. Nawiasem mówiąc, cukrzyca coraz częściej pojawia się u małych dzieci, 5-letnia córeczka moich znajomych też zachorowała .
      Pozdrawiam cię serdecznie.

      Usuń
    2. To proste Mika, jak drut. Chemia w jedzeniu + ślepota rodziców karmiących dzieci fast foodami. Nie wszyscy oczywiście to robią. Jednak wystarczy spojrzeć na objadających się klientów tych wszystkich MacCośTam. 90% to dzieci i młodzież.

      Usuń
  7. Ori, bardzo często myślę o Chustce. Jakoś tak przedziwnie człowiek jest skonstruowany, że nawet jeśli coś mu gdzieś zaświta, albo z powodu własnych przejść, albo przejść kogoś bliskiego, to na ogół szybko wraca do starych nawyków. Sama tak mam. Wściekam się o jakieś pierdoły niewarte splunięcia, POTEM przychodzi refleksja, nie PRZEDTEM. Dobrze, że w ogóle przychodzi.
    Szkoda, że tak rzadko mówi się o ludziach zmagających się z własną niemocą. A jeśli już, to w kategoriach sensacji. I dopiero wtedy płynie pomoc i na chwilę serca się otwierają. Wszyscy zapewne pamiętają historię całkowicie sparaliżowanego chłopaka, który nie chciał żyć i napisał bodajże do premiera, o zgodę na eutanazję. Szybko znalazło się co trzeba, i opieka, i wózek, i specjalnie skonstruowany komputer. I cisza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem jednak wywołanie sensacji wokół tego daje dobre rezultaty, przełamuje inercję różnych organizacji i poprawia sytuację. Dobrze, że choć w pojedynczych przypadkach. Ale tworzy to też precedensy, na które mogą powoływać się inni.

      Usuń
    2. Janusz Świtaj.
      http://www.wykop.pl/ramka/1688190/janusz-switaj-chcial-eutanazji-dzis-studiuje/
      Co rok przyjeżdża do Zakopanego na Festiwal Brandstettera.

      Usuń
  8. Wiesz, Mika, ja się cieszę, że chociaż temu konkretnemu człowiekowi poprawiła się jakość życia. Szkoda, że potrzebna była sensacja, aby osiągnąć taką oczywistość.
    I co jest kryterium? Całkowity paraliż? Czy w połowie? Ilu ludzi tkwi zamkniętych w domach, bez możliwości wyjścia? Bo nie ma windy w bloku, nie ma odpowiednio przystosowanego wózka, opieki, pomocy...Parę podjazdów i niskopodłogowe autobusy niewiele załatwiają. Spójrzcie na ulice, jak mało widuje się ludzi na wózkach, a jeśli już, jak ludzie się gapią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że trudności i problemów jest masa, ale ja widzę pewne oznaki poprawy. Tych podjazdów i krawężników jest coraz więcej, PCPR udziela całkiem konkretnej pomocy , o czym wiem. Trzeba poszukać, popukać w parę drzwi no i to o czym pisałam - mieć życzliwych ludzi do pomocy. Ale nie jest to niemożliwe. Szklanka jest zawsze w połowie pełna albo w połowie pusta, zależy od punktu widzenia:)

      Usuń
    2. Mika, mnie właśnie chodzi o to, że trzeba się napukać i nachodzić za czymś, co powinno być oczywiste. Jeśli ktoś jest życiowo mniej zaradny, nie ma kasy, nie ma bliskich i przyjaciół, którzy pomogą, to wegetuje.

      Usuń
  9. Bardzo, bardzo polecam ksiazke " Olowek " Katarzyny Rosickiej - Jaczynskiej
    Autorka opisuje swoje zycie ze stwardnieniem zanikowym bocznym, reakcje ludzi, walke z biurokracja, walke o swoja godnosc. Kasia juz nie zyje ale dla mnie i dla wielu innych jest dowodem na to, ze mozna spelniac swoje marzenia jesli sie tylko zechce.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Orszulko, postaram się znaleźć.

      Usuń
    2. Na you tube jest reportaz z Kasia, gdy zyla. To zacheci do przeczytania ksiazki. Dziekuje Miko za ten post. Ja z racji wykonywanego zawodu codziennie widze walke ale i rowniez poddanie sie przez pacjentow. Najbardziej boli mnie odrzucenie chorego przez najblizszych :( Tak jak napisalas wsparcie bliskich potrafi zdzialac cuda.

      Usuń
    3. Nie wiem, czy istnieje coś gorszego, niż odrzucenie, i to przez bliskich w sytuacji tak ekstremalnej. Nie wiem, czy w ogóle można podnieść się po czymś takim?

      Usuń
    4. Orszulko, to ja dziękuję...

      Usuń
    5. O Katarzynie pokazywał reportaż Olszański i w Wysokich obcasach też chyba był reportaż , chociaż przeszłam już troche to nie wiem ,czy w obliczu takiej choroby dałabym radę .

      Usuń
  10. Obserwując moją mamę wychowującą pięcioro dzieci ,zmagającą sie z trudną codziennąścią w komunizmie ,nie mającej psychcznego oparcia w swoim mężu ,a moim ojcu ,bałam się życia .Nie mniałam ochoty dorosnąć ,od problemów uciekałam w swój świat ,proze życia zwalając na barki mojej mamy.Żyłam sobie tak już dosyć długo ,prawie nie chorując . Zaczęły się jakieś w zasadzie niewielkie dolegliwości kobiece ,badanie i diagnoza ,nowotwór .Po usłyszeniu diagnozy ,chodziłam po mieście z myślą nie chce umierać ,chce żyć .I pojawiła się myśl ,przecież nie wszycscy umierają na raka , trzeba się leczyć bo ja chcę żyć . Operacja ,naświetlania ,użeranie się z opieką zdrowotną ,po roku wymuszone badania i diagnoza przerzuty do węzłow chłonnych .Tą diagnozę przyjełam spokojnie , powiedziałam sobie jeszcze raz ,chcę żyć i będę żyła.Znowu naświetlania , leczenie hormonalne . Wyszłam z tego dzięki ogromnej woli walki ,którą miałam ukrytą gdzieś na swoim dnie .Dzięki chorobie zmieniła się moja osobowość ,właściwie stałam się całkiem innym człowiekiem . Sprawy nowotworowe mam za sobą ,ale leczenie raka nie zostaje bez śladu ,mam różne problemy zdrowotne ,a służba zdrowia się na mnie wypina ,nie mam szczęścia do lekarzy ,więc przejełam sprawy w swoje ręce.
    Jedno jest pewne że gdyby nie moja choroba byłabym teraz biedną ,zestresowaną osobą ,a tak nauczyłam się czerpać radość z tego co mnie otacza .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, dzięki za to co napisałaś. Piszesz, że twoja wola walki była ukryta na samym dnie. Dopiero choroba ją z ciebie wydobyła. Nie wiemy nigdy na co nas stać, dopóki nie znajdziemy się w sytuacji, która zmusza nas do działania i zmusza do innego spojrzenia na świat. Wiem to również z własnego doświadczenia a przejścia ze służbą zdrowia mam tez na koncie. Przejęcie sprawy w swoje ręce daje dobre efekty, tylko trzeba cierpliwości. Ja dobrego lekarza znalazłam aż na drugim końcu Polski, ale opłaciło się.
      Dużo zdrowia i radości życzę!!!

      Usuń
    2. Dziękuję Mika ja też życzę ci dużo zdrowia .

      Usuń
    3. "zrakiemwtle-zofijana.blogspot.com"
      "www.kochamylaure.pl"

      Usuń
  11. Mario, właśnie o tym pisałam wyżej. Może to kwestia mentalności i wychowania, że trzeba przejść coś takiego, jak Ty przeszłaś, żeby się obudzić? Mamy jakieś niezrozumiałe opory przed tym, żeby cieszyć się dniem, po prostu dlatego, że jest, nie potrafimy mówić bliskim, że ich kochamy. I przeważnie mamy szklankę od połowy pustą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej brakowało wiary w siebie , przeważały we mnie depresyjne cechy mojej mamy ,a potem przeważyła chłopska pierwotna siła mojego ojca .
      Dodam jeszcze a propo kakatorium czy jak to tam brzmiało ,że po skończonej terapi miewałam bardzo często sny kloaczne ;) To znaczy śniło mi się po prostu gówno, raz nawet całe tony , szłam po podwórku zawalonym krowim łajnem .Dorwałam kiedyś sennik i sprawdziłam co on na to .Wyczytałam ,że to oznacza bogactwo ,ale wewnętrzne i zmianę osobowości :)

      Usuń
    2. No i się spełniło:)

      Usuń
  12. Jedyne, co mogę tu napisać, że chciałabym, jeżeli przyjdzie ciężki czas, dla mnie czy dla moich bliskich, móc podołać. Tego nigdy się nie wie przed.

    OdpowiedzUsuń
  13. Badac z chorymi, zdanymi na moja obsluge , teskniac do Polski itd, itp , przywoluje sie do porzadku, ze dopoki to nie ja jestem zdana na czyjas pomoc, nie mam powodu na smutku. Wydaje mi sie , ze w Polsce zbyt malo ludzi pracuje jako wolontariusze. Tutaj nawet osoby na emeryturze, nie wczesniejszej bynajmniej, pomagaja np. sluzac informacja dla osob wchodzacych do szpitala, doprawadzajacych ich na miejsce....
    Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, tu masz absolutną rację, idea wolontariatu w Polsce jest naprawdę w powijakach. Trochę osób pomaga w hospicjach, ale to trudne, nie każdy się do tego nadaje. Trochę też pomaga w schroniskach dla zwierząt, ale chyba niewiele i nie wszędzie. Zbyt mało się o tym mówi w mediach i mało się to nagłaśnia, a przecież wiele osób mogłoby coś zrobić dla innych, choćby komuś poczytać czy wziąć na spacer. Gdyby ktoś chciał, to znajdzie, ale musi się dobrze naszukać, nie ma jakichś ośrodków koordynujących. A naprawdę dużo można by zrobić.

      Usuń
  14. To taki trudny temat.
    Obserwowałam trochę zmagania mojej koleżanki (rok starszej) z rakiem. Byłam u niej w szpitalu, odwiedziłam j a w domu, rozmawiałyśmy. Patrzyłam na nią i podziwiałam, że potrafi być taka pogodna, taka opanowana, że ona ma nadzieję, a ja myślałam soebie, że nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu. Gdybym wiedziała, że mam raka mózgu, że on zajmuje cały płat czołowy, że ma ponad 30 cm... Gdybym wiedziała, że czeka mnie powolna śmierć, że to może trwać wiele miesięcy, że nie będę mogła chodzić, mówić, że stracę wszystkie funkcje i możliwości. Naprawdę myślałam o tym, że trzeba wielkiej odwagi, aby mierzyć się z tym do końca.
    Gitarzysta o którym piszesz nadal komponuje, a moja koleżanka niemal do końca nosiła kolczyki... Wczoraj był jej pogrzeb. Na wieńcu córka napisała jej "do końca dzielna, do końca piękna". Bardzo mnie to wzruszyło.
    Gosia miała wiele planów, martwiła się głupotami, a trzeba tak, jak piszesz: cieszyć się chwilą, znajdować dobre i budujące wiadomości, wyprosić media i narzekanie ze swojego życia i robić coś dla innych, choć trochę.
    Miłej nocki. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Trudny, to prawda, chociaż moim zamiarem był wpis raczej optymistyczny... Pięknie napisałaś o twojej koleżance. I ten napis na wieńcu, wzruszający.
    Ty już robisz dla innych mnóstwo.
    Dobrej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wzruszająca historia.Znam jeszcze kilka takich.Chłopak komponuje świetne,mocne solówki,takie jak ja lubię.
    "www.youtube.com/watch?v=SgS-oJiSnN0"
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmęczony, you have made my day!! Fantastyczny utwór, nie przypuszczałam, że tak się zachwycę muzyką Hells Angels:) Dzięki!

      Usuń
    2. Czyli,że wiesz co dobre,cieszę się:))
      "www.axel-rudi-pell.de"
      A to koniecznie w słuchawkach,albo na dobrym sprzęcie audio:)
      "www.youtube.com/watch?v=JCB225zQ_ZE"
      :))

      Usuń
    3. To już chyba dla mnie trochę za mocne:)

      Usuń
  17. Pamiętam, jak się załamałam, jak zdiagnozowano u mnie ZZSK. Jakiś czas później dowiedziałam się o tym, że choruje na to gitarzysta Motley Crue Mick Mars i mimo znacznego stopnia zesztywnienia, radzi sobie, jak może, jest czynnym muzykiem i dzielnym człowiekiem. Akurat gwiazdy rocka są dla mnie wspaniałymi autorytetami. Jego choroba i takich ludzi, jak przedstawiony przez Ciebie Jason, jest dla mnie bodźcem, aby się ogarnąć i nie użalać nad sobą. Póki życia, póty nadziei. Jeśli człowiek się nie załamie i nie podda, ma szanse na godne i piękne życie w każdym wieku i będąc w każdej kondycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dodać, nic ująć do tego co napisałaś... Trzymaj się tak wspaniale jak dotąd.

      Usuń
    2. Mam wrażenie, Riannon, że nie zmoże Cię byle co. A już na pewno nie jakieś ZZSK. Mika ma teraz malowniczo usztywniony środkowy palec prawej ręki. Bez wysiłku, w Twoim imieniu, może pokazać ZZSK-owi faka jak marzenie. No nie, Mika? Ja też pokażę, na wszelki wypadek.

      Usuń
    3. Łatwiej niż faka zrobić mi V w tej chwili, a więc znak zwycięstwa:))

      Usuń
    4. Rób, to nawet lepsze! Czyli jest postęp w tej sprawie? Ja pozostanę przy faku.

      Usuń
    5. Do Miki bardziej pasuje V, do mnie fak. Ale jakoś płynie nam to razem już wiele lat...

      Usuń
    6. I Mika też swoim przykładem postawiła mnie do pionu jakiś czas temu :-) Mnie póki co, los naprawdę oszczędza. Mimo, że z każdym rokiem ból kręgosłupa się nasila, to jeszcze nie sztywnieję i nie mam najmniejszego zamiaru na to oczekiwać, tylko żyć pełnią życia, póki się da, a potem się zobaczy :-)

      Usuń
    7. I tak trzymać, to jest jedyne słuszne podejście:))) Nie przesadzaj z tym przykładem, po prostu robię co mogę:)
      Twoje komentarze do poprzedniego posta są w spisie komentarzy w statystykach, więc przeczytałam, nie wiem, czemu ich nie opublikowało, chyba z przeładowania.

      Usuń
  18. Póki walczysz póty jesteś zwyciezcą.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. A to moje ulubione ( w kakuarze też mam, oczywiście!) :
    http://www.obrazki.jeja.pl/10008,nigdy-sie-nie-poddawaj.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maja dobre to :) Bardzo dobre :))) To najlepsza z mozliwych postaw :)

      Usuń
    2. Piękne:))) Czyli nie ma sytuacji bez wyjścia.

      Usuń
  21. Jest pod pierwszym linkiem.

    OdpowiedzUsuń
  22. To dziewczyny troszkę w temacie polecam Wam książkę, którą właśnie kończę czytać Jaume Cabre "Wyznaję" - dla mnie jest to wielopłaszczyznowa próba przyjrzeniu się złu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytam o książce, ale czy się wezmę to też nie wiem, Ja tak jak Hana, mam opory. Ale dzięki za informację.

      Usuń
  23. Kurczę, jakoś mam opory, żeby przyglądać się złu. Pełno go na każdym kroku. Mam tzw. ambiwalentne uczucia (wobec lektury). W sprawie zła mam jasność.

    OdpowiedzUsuń
  24. W moim kakuarze żaba z bocianem zajmuje bardzo widoczne miejsce, a obok jest takie zdanko : "głową muru nie przebijesz; ale jeśli zawiodły wszystkie inne metody, należy spróbować i tej".
    Następne będę dozować zależnie od okoliczności ;) .

    OdpowiedzUsuń
  25. Widzę sondę ,a gdzie mam szukać kiczów ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, dzisiaj jest jeszcze ostateczny termin przysyłania i Hana zrobi jutro wpis z przedstawieniem wszystkich kiczów a o północku włączy się sonda do głosowania.

      Usuń
  26. Mario, kicze ukażą się dzisiaj o północy, jak w przyzwoitym kryminale! Sonda na razie nieczynna. Ale ona trudna jest i skoro Mice udało się ją rozgryźć, to już nie ruszamy!

    OdpowiedzUsuń
  27. Historia piękna, temat ciężki...nie wiemy jakbyśmy reagowali będąc na Jego miejscu. Potrzebna jest solidna psychika, wsparcie rodziny i przyjaciół oraz...pasja:) Ściskam dziewczyny chorobowo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że się odezwałaś, czekałyśmy wytrwale:)
      Temat nielekki to fakt, ale chodziło mi właśnie o pozytywny wydźwięk całej sytuacji i o to wsparcie, które mamy od innych. To jest bezcenne!

      Usuń
  28. Ja nie nadążam. Przeczytałam tematy od książek po Jasona Backera. Zaiste rozstrzał tematów godny wyobraźni wodzirejek i pozostałych tu obecnych . Lektura b. frapująca. No i jeszcze ciążył na mnie obowiązek dostarczenia kiczu via mail. Łomatuleńko! Ile obowiązków. Ale wysłałam do Hany wreszcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogowanie to ciężka robota... W rzeczy samej rozstrzał duży, ale przez to , że jesteśmy dwie, te tematy są takie różne. Myślę, że to fajnie, bo nie jest jednostajnie:))
      Dobrze, że już nadążyłaś.

      Usuń
    2. Cieszę się, że tu trafiłam. Dużo można się dowiedzieć ciekawych historii i czytanie sprawia ogromną frajdę. Pisanie też ale nie zawsze staje mi czasu.

      Usuń
  29. Ja teraz ni z gruchy. Wiecie, co to jest kraszuar, albo kraszuarka? Nie będę Was męczyć i powiem bez tortur. To drewniana spluwaczka wypełniona piaskiem, którą (a właściwie które) stawiano w kątach eleganckich, XIX wiecznych salonów!
    Już widzę tych panów z fularami, w surducikach, tirli, tirli, jakaś dzisiaj piękna waćpanna i tfu! do kraszuarki! Pamiętacie białe, metalowe kraszuarki, które stały po urzędach i innych publicznych przybytkach typu przychodnia?
    PS. z franc. cracher - pluć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej do kraszuarki niż na podłogę, waćpani. Kultura musi być. Wiedzieliśmy co to kraszuarka. Ostatnio, będąc we Francyi, we winnicy, i próbując wina, zażyczyłam sobie kraszuarki, bo wypluć trzaba było. I zadziałało. Dali taki pojemnik. A nie myślcie sobie, że ja po francusku imiem, nie. To raczej literstura polska XIX wieczna mnię wyszkoliła.

      Usuń