Znalazłam kiedyś w Internecie strony poświęcone właśnie zapomnianym książkom z dzieciństwa i młodości. Fenomenem jest to, jak wiele książek ludzie pamiętają i wspominają z ciepłem, rozrzewnieniem i sympatią. Wniosek z tego jeden: nasze lektury z dzieciństwa pozostawiają niezatarty ślad na naszej psychice i dlatego trzeba bardzo starannie dobierać lektury dla dzieci. Od tego też trochę zależy , jakimi ludźmi będą później, co w nich pozostanie . To jest dla mnie temat-rzeka, boję się, że jak zacznę sypać przykładami to dziesięć stron popłynie jak nic. Ale spróbuję choć niektóre i choć trochę. O, już się wszyscy pchają i wołają „Napisz o mnie, i o mnie, i o mnie , i o nas!!! Jeszcze my, jeszcze j a!!!” i już ich widzę, Toczonego Dziadka i Malowaną Babkę, Dzieci Pana Majstra, Dorotę i jej towarzyszy, Anię z Zielonego Wzgórza, Tomka, Mary Poppins, oczywiście wszystkich z Doliny Muminków, Tordis z „Nad dalekim cichym fiordem”, która pisała do Nansena, Joasię Uruską z „Zawsze jakieś jutro”, zaczytanego na amen, dziewczynki z „Dwóch kostek cukru”, wszystkie zwierzaki z opowiadań Grabowskiego i och, tylu jeszcze!!!
A więc zacznijmy... Ba, ale od czego? Może od pierwszej grubszej książki przeczytanej samodzielnie, tj „W Dolinie Muminków”. Najbardziej pamiętam, że nauczyłam się z niej pierwszego angielskiego zdania „I am hungry!” , które wypowiadał Muminek, bawiąc się z Migotką w Tarzana i Jane. A Buki bałam się okropnie, była taka zimna i miała przerażające wyłupiaste oczy... Najfajniejszy był luzak Włóczykij, który robił to na co miał ochotę i wędrował po całym świecie. A rozkoszni Topik i Topcia, posiadacze królewskiego rubinu w swoim „fuferku”? Dość długo mówiłam jak oni, czyli wszystko na „f”. Dalsze części Muminków to już nie to samo, ta pierwsza – najcudowniejsza.
A teraz coś mniej znanego: „Historia Toczonego Dziadka i Malowanej Babki”, która toczyła się gdzieś około I wojny światowej i później w raczej biedniejszych sferach. Bohaterowie byli zabawkami drewnianymi i przez koleje ich losów poznawałam życie w tamtych czasach, nie zawsze kolorowe i miłe. Pamiętam jak byli przerażeni, gdy wypadli z wozu podczas przeprowadzki i nie wiedzieli, co z nimi będzie... Trochę smutne to było.
Tu mała dygresja: największą radością było, jak przychodziła z Krakowa paczka z książkami po moich kuzynkach. Ja byłam najmłodsza, więc dziedziczyłam książki, z których one już „wyrosły” . Pamiętam jak dziś to podniecenie i oczekiwanie, co też będzie tym razem w paczce?? A było mnóstwo, i bajki i Mary Poppins, i Brzechwa, nie jestem w stanie wszystkiego wymienić, to zresztą nieważne. Dla mnie to była kopalnia skarbów, w której mogłam się zanurzyć bez opamiętania. A paczki były duże...
Koniec dygresji.
Trochę się teraz cofnę do wcześniejszego dzieciństwa, a więc „Dzieci Pana Majstra”, wierszowana opowieść o dzieciach Majstra Tygodnia i imć Niedzieli, noszących imiona dni tygodnia, które wybrały się na owoce do sadu dobrej wróżki. Nie były one niestety grzeczne i poniszczyły mnóstwo drzew , owoców i kwiatów w sadzie, wzbudzając gniew pięknej wróżki. Jedyną pozytywną bohaterką była Sobótka, zwana Butką, napominająca swoje rodzeństwo, ale nikt jej nie słuchał. Oczywiście była to opowiastka z morałem, więc dzieci zostały ukarane i zamienione w świnki, ale za wstawiennictwem Butki kara została cofnięta . A wróżka przykazała wszystkim „ I niech każde z was pamięta: cudza własność to rzecz święta!” No cóż, współczesne dzieci tylko by się z tego obśmiały... Pamiętam przepiękne ilustracje do tej książki, jak również moją radosną twórczość, polegającą na kolorowaniu obrazków w książce... To przez długi czas było moją namiętnością i wiele książek nosi ślady mojej działalności artystycznej.
(przepraszam za paluch w kadrze, jeszcze się nie zgna po operacji i włazi gdzie nie trzeba)
Jedną z nich była „Czarka”, historia o dziewczynce imieniem Irka (czy ktoś w ogóle daje jeszcze córkom na imię Irena? A to takie ładne imię, dla mnie pełne godności i dystynkcji w pełnej formie, a trochę łobuzerskie w zdrobnieniu – Panna z Mokrą Głową się kłania!), która znalazła i przygarnęła pięknego czarnego kotka, który okazał się być czarną panterą z cyrku. Och, jak ja chciałam znaleźć taka panterę! Całym sercem kibicowałam Irce, która nie chciała jej oddać i wściekałam się na wredną koleżankę Irki, Dankę Zdanowiczówną...
A teraz coś bardzo niezwykłego i poetyckiego: „Marcin spod dzikiej jabłoni” Eleanor Farjeon, angielskiej pisarki.Pamiętam, że dostałam to od „cioci” Igi, przyjaciółki mojej mamy z Warszawy, która zawsze odwiedzając nas w Zakopanem dawała mi książki w prezencie. Bardzo niezwykłe książki, bajki i mity hinduskie, baśnie chińskie no i właśnie „Marcina...” To historia obieżyświata Marcina, który trafia do sadu pełnego jabłek i dziewcząt i przez siedem wieczorów musi opowiadać bajkę dla każdej z nich. Wszystkie dziewczyny mają imiona zaczynające się na J: Jesika, Joasia, Janka... Każda jest inna, każda ma sukienkę w innym odcieniu żółci (pierwiosnek, mlecz, kaczeniec,bratek...) i bajka dla każdej dostosowana jest do jej osobowości. A bajki są magiczne, z cudownym i niezwykłym klimatem, po prostu czarodziejskie. W drugim tomie Marcin po latach trafia do tego samego sadu i opowiada bajki córkom tamtych dziewcząt. Tym razem imiona są na S: Salusia, Sabinka, Sewerka... Urocze to było, naprawdę.
Myślę, że jak na pierwszy odcinek to wystarczy, nie chciałabym zanudzić Was moimi ukochanymi bohaterami. Później przyjdzie czas na klasykę w stylu „Kubusia Puchatka” i „Mary Poppins”.
Ciekawa jestem, jakie książki Wy pamiętacie i do jakich chętnie wrócilibyście albo czytali dzieciom albo wnukom?
Przypominam takoż o naszym konkursie „Kiczowym”, do 15 stycznia czekamy na zdjęcia i wierszyki!
Ech, Mika, łza się w oku kręci! A "Puc, Bursztyn i goście"?, A "Karolcia"? Jak ja marzyłam, żeby móc tak jak ona! Moją idolką (nie będę oryginalna) była jednak Pippi. Utożsamiałam się z nią.
OdpowiedzUsuńNie mam małych dzieci i zupełnie nie wiem, czy wznawia się jeszcze te książki? Czy przepadną w pomroce dziejów? Czy nadal czyta się dzieciom "Lokomotywę" i "Baśnie" Andersena? Ja też mam je nadal, chociaż nie wszystkie. Odkładałam dla mojej córki, ona też się na nich wychowała, teraz czekają na ewentualne następne pokolenie.
Pucek jest przewidziany w następnym odcinku:)) Też uwielbiałam te opowiadania o zwierzakach, jeszcze "Najmilsi" Ewy Szelburg-Zarembiny. Myślę, że sporo rodziców ,a może bardziej dziadków, czyta te książki dzieciakom, tylko chyba bardzo szybko z tego wyrastają. Co do "Baśni" Andersena to pewności nie mam, one są trudne, a teraz jest tendencja do upraszczania i ułatwiania...
UsuńZnam, znam... I jeszcze "Ogród króla Marcina" Ewy Szelburg-Zarembiny! i "O chłopcu, który szukał domu". Cudowne, magiczne książki.
OdpowiedzUsuńO no patrz, tych nie znałam! Braki jakieś mam w lekturze. Z Szelburg-Zarembiny to jeszcze mi się strasznie podobało "Pan Twardowski w Czupidłowie" z ilustracjami wspaniałego Jana Marcina Szancera. Ilustracje zresztą to temat na osobny post chyba:)
UsuńA "Kichuś majstra Lepigliny"? Taka polska wersja "Pinokia". Pamiętam wyraziste, realistyczne ilustracje. Autora nie pomnę, niestety.
OdpowiedzUsuńO, "Kichusia" też pamiętam! I rzeczywiście. ilustracje były świetne. Autora niestety też nie pomnę.
UsuńToż Kichuś to Porazińska! Sprawdziłam, ale z nas niedouki (-czki).
UsuńAle wstyd...
UsuńDzieciństwo nasze przypada na ten sam okres, to i książki te same. Miejsca nie starczy na wymienienie wszystkich ważnych i ulubionych.
OdpowiedzUsuńOczywiście "Dzieci z Bullerbyn" muszę. Przeczytałam, jak już umiałam czytać. Czytano mi w wieku przedszkolnym baśnie Andersena (uwielbiałam ilustracje Szancera), Grimma też, niestraszne mi były te rozlewy krwi i książeczki Bechlerowej (jak Puk na przykład - "Pies Pawełka jest brązowy i kudłaty..."), Korczakowskiej. Bardzo lubiłam oglądać i czytać "Dziadka do orzechów" E.T.A. Hoffmanna, oczywiście z ilustracjami Szancera.
No a potem Juluis Verne, Karol May, Trylogia Jamesa Oliviera Curwood'a, przygody Tomka Wilmowskiego. No i Anne from Green Gables też.
Lubiłam książeczki (mały format) z serii z żółtym tygrysem, wojenne i wszelkie wspomnienia z czasów wojny, książki o Syberii, wyprawach Amundsena, Scotta, do tego pisma tzw. Ojców Kościoła, z których wtedy nie za wiele rozumiałam.
Czyli znako9micie godziłaś literaturę "dziewczyńską" i chłopięcą. Ja zresztą też, "Tomki" przeczytałam wszystkie i uwielbiałam opowieści o korsarzach i piratach oraz o Wikingach. "Sven Rudobrody", na przykład. Również moją lekturą były "Mity greckie" Gravesa, tylko mama miała niejakie trudności w tłumaczeniu mi męsko-damskich zawiłości na Olimpie i nie tylko... Tygrysów nie czytałam, ale braci Grimm jak najbardziej, chociaż za masakrami nie przepadałam. No i polskie baśnie, o lokalnych diabłach i topielicach i "Żywej wodzie".
UsuńJa kochałam czytać "Klechdy domowe", w ogóle uwielbiałam baśnie i legendy w każdej postaci. Poza tym "Bromba" oczywiście! Uwielbiałam książki o "Pollyannie", całą cykl "Ani". I wszystko jak leciało z ilustracjami Szancera :))
OdpowiedzUsuńPrzepiękne są te polskie baśnie i legendy, tutaj to mam wątpliwości, czy jest to jeszcze dzieciom czytane. "Polyannę" też lubiłam, ale chyba najpierw oglądałam film. Ilustracje Szancera to sztuka sama w sobie, choćby do "Pana Kleksa". Była też taka opowiastka "O kocie rybołówcy", która działa się w Paryżu i do dzisiaj pamiętam te obrazki.
Usuń"Bromba", jasne! Miałam przyjemność osobiście poznać Macieja Wojtyszkę - fajny, ciepły facet. Bromba przypadła na okres młodzieńczy bardziej, ale to przecież nie tylko dla dzieci.
UsuńBrombe kupiłam już jako dorosła i dałam do poczytania w tamtym roku mojej nastoletniej bratannicy i nie stety nie starczyło jej wyobrażni .
UsuńJa też byłam fanką Ani z Zielonego Wzgórza i mam wszystkie części jej przygód. Uwielbiałam te romantyczne opisy przyrody i malownicze nazwy nadawane miejscom. Ja też miałam w ogrodzie wiśnię nazwaną Królową Śniegu.
OdpowiedzUsuńSpośród ksiażek, które najbardziej zapadły mi w pamięć i które czytałam po wielokroć to Akademia Pana Kleksa, Szatan z siódmej klasy oraz Baśnie Braci Grimm.
Pana Kleksa też czytałam mnóstwo razy , a ktorą bajkę braci Grimm lubisz najbardziej?
UsuńJa wychowalam sie na basniach Andersena, ktorego to czytalam takze mojemu synowi. Do dzis wyciagam mojego ukochanego Malego Ksiecia, ta ksiazka potrafi ze mna zdzialac cuda :) Serie z Ania tez uwielbialam, uwielbiam i uwielbiac bede :)
OdpowiedzUsuńMały Książę się nigdy nie zestarzeje!!!
UsuńPolyanna mnie nudziła, Pippi była w dechę, Ania zbyt słodka jak dla mnie, ale miała warkocz, więc obleci... Najbardziej lubiłam "Baśnie ludów nadbałtyckich", mazurskie opowieści "Czarownica znad Bełdan", "Ronję, córkę zbójnika" i... "Pana Tadeusza";)))) A z góralskich klimatów "Rogasia z doliny Roztoki" i "Szkołę nad obłokami" o etnografie-turyście uwięzionym przez zimie w góralskiej chacie;)
OdpowiedzUsuńKurcze, wszystkiego się nie pamięta. Rogaś oczywiście, Klechdy domowe, uwielbiałam historie o Smętkach, Borutach i jak one tam lokalnie się zwą. Prawdę mówiąc za Anią też nie przepadałam. A "Ryby śpiewają w Ukajali"? A fabularyzowane, piękne historie z fotografiami Włodzimierza Puchalskiego? Ile ja łez wylałam nad losem myszek i wróbelków ginących w dziobach jastrzębi i innych lisów!
Usuń"Czarownicę znad Bełdan" bardzo mile wspominam i jeszcze "Nowy kiermasz bajek"
UsuńJoasię Uruską też się zna, tam taki piękny błękitnooki Marek był, zdaje się, bardzo istotny. Irkę z Czarką też bardzo lubiłam, o serii Ań nie wspominając.
OdpowiedzUsuńDużo tych ukochanych lektur, duuużo! Przepisywałam (ręcznie) "Małą księżniczkę" i "Wymarzony dom Ani", szkoda, że te zeszyty zaginęły. Miło wspomnieć w ten ciepły styczniowy przedwieczór. Pozdrawiam:-))
A "Stawiam na Tolka Banana"? Jak ja chciałam być taka, jak Karioka!
UsuńTolek Banan to już była Prawie młodzież .
UsuńByła jeszcze Dziewczyna i chłopak czyli checa na dwanaście ,czy czternaście? fajerek .
A potem wszystkie książki Siesickiej .
Kultowa "Zapałka na zakręcie"!
UsuńTo raczej lektura mojej starszej Siostry, ale ja ją naśladowałam we wszystkim. Od niej nauczyłam się czytać. Ona odrabiała lekcje, a ja jej trułam wiecie co. Więc dla świętego spokoju nauczyła mnie literek, żebym sama sobie czytała. I tak się stało. Miałam coś z pięć lat.
UsuńOri, Marek Międzyrzecki to był, of course! Mój idol:))
UsuńMario, Dziewczynę i chłopaka tak zaczytałam, że się na strzępy rozleciało... I oczywiście pokolorowałam wszystkie obrazki:) Najbardziej lubiłam scenę kąpieli w cebrze...
Moją ulubioną książką w późniejszym dzieciństwie były "Dzieci z Bullerbyn". Tam się działo :))
OdpowiedzUsuńLubiłam też wszelkie baśnie, legendy, chociaż kiedyś pani w bibliotece, w szkole poleciła mi "Orle gniazdo" - chyba taki tytuł to nosiło, po przeczytaniu którego nie mogłam spać. Były to koszmarne baśnie o kościotrupach i innych duchach .... Znalazłam - autor Stanisław Świrko. Adekwatne do treści ;)
Ilustracje Szancera też mi się podobały.
Dzieci z Bullerbyn, a jakże. Pamiętasz jak Lisa szła do sklepu po "kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej"? Podczas któregoś pobytu w szpitalu (całkiem nie tak dawno) wzięłam sobie do słuchania audiobooka w wykonaniu Kwiatkowskiej, znakomicie nastrój poprawia!
UsuńMistrzostwo przekładu!
UsuńJa tego słuchałam w ciąży - może dlatego Księżniczka teraz nie lubi;)
UsuńPrzepiękne ilustracje w "Bajkach" la Fontaine'a pamiętacie? Ile się na nich działo! To dopiero działało na wyobraźnię. A przy "Baśniach" Andersena ZAWSZE ryczałam jak bóbr. Przy "Brzydkim kaczątku" zwłaszcza. Tak miałam przy historiach ze zwierzakami. I tak mi zostało.
OdpowiedzUsuń"Robin Hood", "Ivanhoe", nie obrobimy wszystkich!
OdpowiedzUsuńDyć zostawcie coś na dalsze odcinki i pozostałe półki:))
UsuńStarczy Mika, spoko! Przejdziesz do lektur prawie dorosłych i szlus.
UsuńTak to nima.
UsuńAni Shirley w dużej mierze zawdzięczam to kim jestem .Bo mnie w Ani zafascynowała jej wyobrażnia i pomysłowość . To ona była bodzcem do rozwijania mojej wyobrażni . A czy ktoś zna baśń Astrid Lindgren "Mio mój Mio" ,albo "Michałka z pudełka od zapałek" .Wymienie jeszcze Tomka Sawyera i Wilmowskiego ,no i oczywiście Robinsona Crusoe i w Pustyni i w puszczy to te najważniejsze . A jeszcze Kaktusy z Zielonej ulicy -czytał ktoś .
OdpowiedzUsuńI jeszcze anegdota .Moim pierwszym miejscem pracy było biuro planowania przestrzennego .Koleżanka z pokoju miała już małą córeczkę i przyniosła do pracy wiersze Brzechwy .No i pochylone nad wielkimi płachtami map ,które malowałyśmy uczyłyśmy się wierszy na pamięć .Ulubiony to był "Zachwycony jej powabem hipopotam błagał żabę .Zostań moją żoną ,co tam jestem wprawdzie hipopotam , kilogramów ważę tysiąc, ale za to mógłbym przysiąc ,że wzór męża znajdziesz we mnie ,każde twe życzenie spełnie .......". Ta moja pierwsza praca to właściwie zbiór anegdot :)
Fajna taka praca. Tomek to mój idol był!
UsuńPraca była swojego rodzaju ,tak jak tamte czasy , miała także minusy ,dlatego zamieniłam ją potem na ...przedszkole ;)
UsuńNo to ci się Brzechwa przydał jak nic! Kaktusy ja czytałam, ja! Wiele z akcji nie pamiętam, ale okładkę mam w oczach:)
UsuńJuż gdzieś pisałam, że pierwszą książkę, którą przeczytałam była Królowa śniegu, przez, którą o mało, co nie zostałam przestępcą. Bo myślałam, że nie trzeba oddawać do biblioteki wypożyczonych książek. Potem były dzieci z Bullerbyn, jasne, że marzyłam, aby tak się bawić. A potem było wszystko, co się nawinęło, bo przecież w dzieciństwie pasłam krowę, a tam można było czytać bezkarnie. W domu, oprócz szkolnych lektur czytanie nie było mile widziane, zawsze była jakaś praca, pielenie ogródków i ogrodu, parce polowe, robienie masła, sprzątanie, mnóstwo innych rzeczy. Czytało się ukradkiem pod pierzyną z latarką, bo świecić światła po nocy też nie było wolno. Zatarły mi się w pamięci tytuły książek, ale przeczytałam wszystko ze szkolnej i wiejskiej biblioteki. Pamiętam taką książkę, mocno zapadła w pamięć już wtedy rozpadała się w rękach " Na zagubionem" (pisownia autentyczna), Robinsona Kruzoe, czytałam i dziewczyńskie i chłopięce. A Plastuś? Wiadomo nosiło się w piórniku.Dziewczyna i chłopak czyli heca na 14 fajerek i inne tego typu.Potem przyszedł czas na fascynację geografią, czyli Arkady Fiedler, Ryby śpiewają w Ykayali, Kanada pachnąca żywicą i co on tam jeszcze nie napisał, potem wszystkie Tomki, co się dało o Indianach, o Australii o Amazonce ( ukochany klimat i temat) Pamiętam, że kiedyś, żeby zapamiętać nazwy plemion, nie mając pod ręką nic oprócz biletu miesięcznego mojego brata tam zapisałam, żeby nie zapomnieć. Kontroler dziwnie się patrzył na napisy Siuksowe, Apacze, Nawacho.......potem przyszedł czas na książki historyczne, dynastie francuskie, angielskie i inne, potem sagi skandynawskie, wszystkie Królowe Krystyny, Krystyny córki Lawransa itd, itp. A potem Kraszewski, dobroduszne pierdoły, ale mnie się to podobało, lata całe potem dostałam w spadku kilkanaście tytułów, stoją do dziś na półce. Swego czasu byłam nie do zagięcia z wiedzy o Inkach, Olmekach, Toltekach, co oczywiście miało przełożenie na zaczytywanie się Denikenem. Opanowały mnie fantazje związane z płaskowyżem Nazca w Peru i mieszkańcami Wyspy Wielkanocnej. Potem szukałam wiedzy na temat dawnych ludów Afryki, dalej wszystkie Mazopotamie, Egipty, Chiny ludy Azjatyckie boszsz, chciałam być archeologiem natychmiast i zaraz. Sporo wtedy w wieku 13- 15 lat wiedziałam z tej dziedziny. A teraz to tylko wspomnienia. Wiadomo marzenia się nie zawsze spełniają i takoż było w moim przypadku. Wszystkie dziecięce książeczki mojego syna ( ja swoich nie miałam, tylko z biblioteki) mam starannie spakowane, czekają na wnuki:)))
OdpowiedzUsuńJa czytałam przy świetle ,które wpadało z przedpokoju .
UsuńMyśmy w domu mieli specyficzny księgozbiór .Mama pracowała w kiosku Ruchu więc w naszym domu były książki które przychodziły do kiosku .
W kioskach to były chyba głównie różne serie? Pamiętam, że mój Tata czytywał serię "Z tygrysem" - to takie małe, szmatławe książeczki były i chyba dotyczyły wojny, szpiegów itp.
UsuńByły też książki dla dzieci ,całą serie Tomków mama kupiła w kiosku ,Robinsona, z kiosku były też te Kaktusy i to byla trylogia o wojnie napisana z humorem o psikusach jakie dzieci robiły okupantom .
UsuńTe z czytałam przy świetle latarni, albo księżyca - nie było wolno, ale tam sru:) Nie mogłam się powstrzymać:)
UsuńKaktusów nie znam...
UsuńU mnie było inaczej, moja mama uwielbiała czytać i bardzo mnie zachęcała, zresztą specjalnie nie musiała. Nauczyłam się czytać jak miałam 5 lat, przypadkiem, jak ciocia uczyła mojego starszego kuzyna, a ja się pętałam w pobliżu. Potem zaskoczyłam rodzicielkę, czytając napis na samochodzie-chłodni "Re-ni-fer". Mam nie uwierzyła , że umiem, dopiero w domu zrobiła mi egzamin no i okazało się, że tak.
UsuńMario, dzięki za przypomnienie, już sobie pamiętam te "Kaktusy"!
Mnemo, widzę, że czytelniczą ewolucję miałyśmy bardzo podobną. Ja co prawda nie pasłam krowy tylko udawałam, że odrabiam lekcje albo ćwiczę na pianinie.
UsuńZa krową miałam raj, po szkole krasula na łańcuch, do torby wyżerka, książki i hulaj dusza piekła nie ma. Baśka żarła, ja czytałam. A w wakacje to już całkiem był luksus, bo pasło się od rana do wieczora. Nie jeździłam na kolonie, niestety. No raz byłam w 7 klasie, ale wtedy to już krowę pasł pastuch elektryczny. Miałam też metę na dachu kurnika, tam zwiewałam z książką, a jak matka wołała to udawałam, że nie słyszę, leżałam i czytałam.
UsuńMoja kuzynka właziła po konarze od jesiona na dach domu i tam czytała, o bożym świecie zapominając, a cała rodzina latała i jej szukała.
UsuńJa czytałam pod zeszytem albo książka szkolną, uchodziłam za bardzo pilna uczennicę, hehehe:) I po nocach, bo od zawsze byłam nocny marek. Mnemo zazdroszczę ci tego dachu kurnika, krowy mniej:)
UsuńAle krowa to świetna sprawa! Ile rzeczy można robić pasąc! Byle w szkodę nie wlazła.
UsuńTo pod górkę miałaś, Mnemo. Mnie nie wolno było tylko czytać przy złym świetle, takie miałam luksusy. Poza tym w tej dziedzinie - bez ograniczeń. A powieści historyczne Bruhla czytywałaś?
OdpowiedzUsuńBruhla masz na myśli czy Bunscha?
UsuńOżesz, jasne, że Bunscha! Co ja bym bez Ciebie zrobiła, Mika? Toż "Bruhl" to Kraszewski przecież!
UsuńNo a ja myślałam, że pyta o Bruhla Kraszewskiego:)))
Usuńhi, hi,hi!
UsuńPamiętam tylko Rok tysięczny, ale pewno czytałam i nie pamiętam........
UsuńJa przeczytałam mnóstwo, ale konkretnych tytułów nie pamiętam.
UsuńJa tylko Dzikowy skarb.
UsuńKurde, Mika, masz pamięć jak słoń.
UsuńNie tylko pamięć...
Usuń;-)*
UsuńTrąbę???
UsuńJakoś bardziej lubiłam "zadziorne" książki, takie trochę o niezbyt grzecznych dzieciach. Te dziwczyńskie też czytałam, ale zdecydowanie wolałam mocniejszą literaturę. Makuszyńskiego nie lubię do dziś.
OdpowiedzUsuńNawet Szatana z siódmej klasy ?
UsuńUjdzie, ale raził mnie już wtedy archaiczny język.
UsuńMam 19 pozycji Kraszewskiego na półce, Bruhl też jest:) Kiedyś je wszystkie od nowa przeczytam, mam tyle książek, że mi na trochę starczy.......teraz to wisz, co ja czytam:((((
UsuńO to to, Szatan też mnie ujął, a Godzina pąsowej róży? A trylogia Popłąwskiej Szpada na wachlarzu, Jak na starym gobelinie i Na wersalskim szlaku? Ach ta Afra zakochana w Patrycym co uciekła od starego Odolańskiego, cały ten dwór francuski..... A Nędznicy? A Wojna i pokój? A Młode Lwy?
UsuńNie wiem dlaczego, ale nie lubiłam Alicji w krainie czarów, i młodemu, kiedy był mały, czytał ją Wu. Książka jest oczywiście do dziś w domu. A Pinokia z obrazkami Szancera mam do dziś w oczach.........
UsuńDo Alicji w Krainie czarów też nie mogłam się przekonać
UsuńPinokio oczywiście z ilustracjami Szancera :)
Mnemo, witaj w klubie. Też Alicji za bardzo nie lubiłam. Pinokia z rysunkami Szancera kochałam. Te książki mają teraz dzieci mojego brata.
UsuńSzczególnie jak ta piękna wróżka z blond włosiętami wychyla się z okna, pamiętasz tą ilustrację?
UsuńAlicja jest trochę trudna, tak uważam. Ale lubiłam, teraz bardziej, bom bardziej kumata, niż wtedy :)
UsuńO mam Szancera w w wierszach Brzechwy, Baśń o stalowym jeżu, O lisie Witalisie, O rycerzu Szaławile...... tu czasami z Wu sobie cytujemy taki oto kawałek.....
UsuńMigają piętra wieży,
Czupryna mi się jeży,
Bo lęk mam nieustanny,
Czy dotrę do Joanny…
Lecz oto już jej twarz!
“Stój, koniu! Dokąd gnasz?”
Na wprost jej okna wiszę,
Na linie się kołyszę,
Spoglądam, a Joanna
To całkiem stara panna,
Co ma z sześćdziesiąt lat,
“No – myślę – ładny kwiat!”
Zgarbiona, siwiuteńka,
Maleńka babuleńka!
Snadź podróż moja trwała
Czterdzieści lat bez mała.
I ja – w odbiciu szyb –
Już jestem stary grzyb…"
No i jak pasuje, "stara panna" i grzyb:))) He, he
UsuńKiedyś poszliśmy z Moim do lasu na grzyby, a że grzybów nie było, Mój oświadczył, że jedyny stary grzyb w tym lesie to on.
UsuńO, Mnemo, też mam te wiersze Brzechwy z ilustracjami Szancera! Piękne to jest.
UsuńCo do Alicji to wydawała mi się trochę dziwna, ale raczej mi się podobała.
Mnemo, nie hulaj tak z dorosłymi lekturami, zostaw coś na potem:))
Tego jest tyle, że się ostanie, ale dobra szperam w pamięci o tych dziecięcych.
UsuńO, Mnemo, "Godzina pąsowej róży" , uwielbiałam. I jeszcze bardzo fajny film z młodziutką Czyżewską i Winnicką.
UsuńDziewczyny z małoletnimi dziećmi odezwijcie się! Bardzo jestem ciekawa, co czytacie swoim dzieciom i co one czytają? Kretowata, co czytasz Księżniczce?
OdpowiedzUsuńTeraz pisze się książki o.....kupie -kąńcowym etapie przemiany materi ;) .Nie czytałam :)
UsuńAle chyba nie tylko?
UsuńNie nie tylko :)
UsuńDzisiaj dużo książek dla dzieci idzie bardziej w ilustracje ,a treść jest drugorzędna nie zawsze najmądrzejsza .
Jak pracowałam z dziećmi z bardziej współczesnej literatury najbardziej lubiłam wiersze Danuty Wawiłow .
Miała wspaniałą wyobraznię i poczucie humoru ,a także znajomość świata dziecięcego :)
No i jest jeszcze Kulmowa.
UsuńTeraz wszędzie w księgarniach leży pełno chłamu dla dzieci, jakieś plastikowe księżniczki i inne kaczory, gadające samochodziki itp., aż mi się nie chce tego przeglądać. Dlatego ciekawa jestem, co dzieci teraz czytają? Fantastykę naukową?
Dzienniki Cwaniaczka czytaja albo Mikolajka :)
UsuńMikołajek jest w porzo. A Dzienniki Cwaniaczka? Nie znam.
UsuńKsiężniczka uwielbia teraz "Maleńkie królestwo królewny Aurelki" - o to: http://merlin.pl/Malenkie-Krolestwo-krolewny-Aurelki_Roksana-Jedrzejewska-Wrobel/browse/product/1,692261.html - kończymy i jedziemy od nowa;)
UsuńZ Księciem Małżonkiem czytają baśnie braci Grimm w jakimś wyborku dla dzieci lepszym, ale Książę jaj cały czas powtarza: "Jak trochę podrośniesz to tata ci pokaże nieocenzurowane wydanie";) - takie dla dorosłych;)
A Andersena ćwiczycie? Czy się zestarzał?
UsuńNa razie Grimmy na tapecie;)
Usuń"O Falado, wisisz nad wrotami..." to było do uciętej głowy rumaka, wiszącej nad bramą złego księcia i ta głowa wieszczyła po śmierci. U Grimmów.
UsuńA jakże, dla mnie nawet ta ocenzurowana wersja to hardkor, ale oni lubią;)))
UsuńHmm, części nie znam nawet, może nadrobię na emeryturze:) Ania moja idolka! Pierwszą książką wypożyczoną samodzielnie był "Pilot i ja" Adama Bahdaja, zresztą jego książki powtarzały się przez całe młode lata:) Konkurował dzielnie z Karolem Mayem i jego wszystkimi chyba książkami, łącznie z tymi wydawanymi w formie książeczkowych zeszytów. Pierwszą książką która wzbudziła we mnie absolutną zazdrość lekkości, ciekawości i bujności życia były..."Dzieci z Bullerbyn":) Taka ze mnie dusza wiatrem podszyta, bez odwagi (dziewczynce nie wypada) wprowadzenia wolnych marzeń w życie:) Potem musiałam dorosnąć i się skończyło. Teraz mogłabym ale mam hamulec, bo mam dla kogo żyć i nie narażać się. Eh, może w przyszłym wcieleniu:) Świetny post, czekam na dalsze tytuły!
OdpowiedzUsuńA ja sobie zrobiłam Bullerbyn. Nawet Pontusa mam, jakby co.
UsuńJa forsuję choć maleńką replikę, ale ciężko idzie, oj ciężko!!!
UsuńDzięki Ondraszo, w zapasie mam jeszcze 4 strony:))))
UsuńA "Wakacje z duchami" miałam z dedykacją Bahdaja, tylko mi któryś z moich psów zeżarł...
A twoje potomstwo w jakim wieku? Może jeszcze się załapiesz na coś nieczytanego pod pozorem poszerzania horyzontów ?
Tylko gdzie to teraz znaleźć?
UsuńNa Allegro:). Ja ostatnio zakupiłam 3 części Ani z Zielonego Wzgórza u mnie na straganie z książkami za 1 zł i stare wydanie w Pustyni i w puszczy dla bratanka (swoje mam) też za 1zł.
UsuńNo, na allegro prawie wszystko dostaniesz. Jest jeszcze taka internetowa księgarnia-antykwariat ze starymi książkami dla dzieci, nazwy nie wspomnę, ale jakby kto chciał to mogę linka poszukać.
UsuńDomyślam się, że gdzieś tam można. Ale trzeba wiedzieć, czego się szuka. Nie twierdzę, że nasze lektury były jedynie słuszne, ale strasznie mnie ciekawi, co teraz jest takim hiciorem, który będzie się wspominać za 30 lat?
UsuńPotomek ma lat 13 i pożerać zaczął książki od jakiegoś roku, bo wcześniej wołami... tylko że teraz ja czasu nie mam:) Przynajmniej nie na czytanie na dawną skalę. Podrzucam mu wszystkie hity naszych młodych lat plus obecne hiciory. Hana - choćby Harry Potter:) Sama przeczytałam!
UsuńNo tak, zapomniałam o Potterze. A Tolkiena czytają? Czy tylko do kina?
UsuńCzytają. Mój jeszcze nie dorósł, ale jakąś książkę z fantasy maja jako lekturę obowiązkową - zabij, nie wiem jaką:)
UsuńPottera też przeczytałam, tylko ostatniego nie, ale jak dla mnie to zbyt horrorowate było, a horrorów nie znoszę i się boję.
UsuńTo pocieszające, że młody złapał bakcyla czytania, oby mu zostało!
Ponieważ z głowy walę to była też seria chyba Nepomuckiej, ale to już raczej dla dorosłych, czytałam, bo miałam starsze siostry o wiele wcześniej niż mi było wolno, cała seria pt "Miłość niedoskonała" "Rozwód niedoskonały" i inne , były bardzo zabawne. Wtedy częściej śmiałam się czytając książkę. Dziś mam tak dziurawy łeb, że przeczytam i za tydzień nie wiem, co czytałam.
OdpowiedzUsuńTak, tak, pamiętam, czytałam je stosunkowo niedawno, one raczej nie dla dzieci, ale fakt, zabawne były.
UsuńAch, Dziewczyny. Wszystkie te książki mi się przypomniały. I dzieciństwo i wczesne lata młodzieńcze. Wszyscy się wtedy zaczytywaliśmy do upadłego. Wieczorami ograniczano mi czytanie, bo nosiłam okulary, ale pod kołdrą udawało się. I tak do 2-3 nad ranem. Teraz mogę czytać nawet do rana. To jest luksus.
OdpowiedzUsuńA ja widzisz nie mogę, zasypiam po 5 stronach.............,
UsuńJa też ślęczę czasem nocami, bez książki nie potrafię zasnąć.
UsuńMnemo, dziury w pamięci mają swoją dobrą stronę. Można książki czytać od nowa, jakby się nigdy nie czytało!
Też tak mam. Co pół roku mogę czytać to samo.Niby pamiętam, a niby nie, a zawsze coś nowego się znajdzie w takiej wielokrotnie przeczytanej historii.
UsuńTeraz aż się oblizuję, bo zamierzam wrócić do klasyki, którą dawno mam za sobą, a nie do wszystkiego człek był dojrzały drzewiej. Taka "Czarodziejska Góra" na ten przykład (Mika mnie zainspirowała). W zarysie się pamięta, ale to wszystko.
UsuńTeż lubię czytać w kółko. Ale tak robiłam zawsze, więc to chyba nie wiek i dziury w pamięci.
UsuńTeż bym czytała, ino kiedy? Najgorszy okres do czytania, kiedy człowiek z własnych oczu przechodzi na te państwowe. Teraz już się do pingli przyzwyczaiłam, ale to nie to samo, co czytanie z własnymi oczętami. Po jakimś czasie i tak bolą, jak diabli. No i to zasypianie, czy chcę czy nie zasypiam i już.
UsuńCieszę się, że byłam inspiracją:) Teraz już nie czytam w kółko, bo nie ma za bardzo kiedy, a za niektórymi nowościami też trza nadążać. Pociesza mnie jedno, że jak już nie będę miała w ogóle pieniędzy (bo będę na emeryturze) to mogę czytać moją całą bibliotekę od początku, bo i tak nie będę już pamiętała o co tam chodziło.
UsuńPrawda jest taka, że nowości nie śledzę, ale szczerze powiedziawszy, jak czasem przeglądam w księgarni to nie bardzo wiem, co wybrać. Koleżanka pożyczyła mi 50 twarzy Greya, że niby hicior, o mateczko, o ojczulku, jak to jest hit ksiązkowy to ja jestem królowa brytyjska. A to się sprzedaje w milionach nakładu!!! W życiu bym tego sama nie kupiła!!!!
UsuńI wywołałaś Miczko z ostępów pamięci, bardzo miłe doznania i radość, kiedy książka Cię przenosiła w inny świat........
Mnemo, a audiobooki? To jest jakieś rozwiązanie dla widzących inaczej. 50 twarzy Greya to zjawisko socjologiczne, dla mnie do pojęcia.
UsuńUwielbiam Olgę Tokarczuk, zwłaszcza "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Dla mnie perełka.
NIE do pojęcia miało być.
UsuńMatko, Grey to guano wszak! Nie czytałam, tylko próbne dwie kartki w necie i starczyło...
UsuńBardzo się cieszę, że poruszyłam szufladkę w pamięci:))
No bo jest o bzykaniu (sory) ale tak napisane, że ble, nie to, co Dzieje grzechu, czy nawet Kamienne tablice ..........
UsuńNie zwyczajnam do audiobooków, za wolno czytają, ja czytam szybciej:)) Wu łazi ze słuchawkami w uszach i słucha.
UsuńMożna się chyba przyzwyczaić. I można sobie słuchać np. przy garach.
UsuńJa niestety tak mam, że czasem się wyłączam i potem muszę wracać, tam, gdzie mi wtyczka wypadła (albo przysnęłam).
UsuńJest jeszcze Mały książę ,którego przeczytałam dopiero będąc dorosła i czytuję go sobie od czasu do czasu ,ostatni raz chyba w tamtym roku.
OdpowiedzUsuńA, bo to bajka z kluczem.
OdpowiedzUsuńA "Sierotka Marysia i krasnoludki"? Kiedy czytałam ją mojej córce, powiedziała: Mama, ale czytaj po ludzku! Usiłowałam jakoś uwspółcześnić język w trakcie czytania, ale to bez sensu. Wychodziło pokracznie strasznie.
OdpowiedzUsuńA sierotka mi się bardzo podobała. A Grypa szaleje w Naprawie. Jalu Kurka? Przerażające.........
UsuńI było coś takiego, jak "Pięcioro w jednym strączku", coś o groszkach, które wypadają z tego strączka i mają swoje jakieś tam życia, każdy groszek inne......
Nie wiem dlaczego, zawsze łzy mi ciekły jak czytałam Sierotkę Marysię....
UsuńMnemo, a to nie "pięć ziarenek grochu" Andersena?
UsuńUwielbiałam Sierotkę Marysię. Koziołka Matołka tez. Musieli mnie nawet zawieźć do Pacanowa, "za Wisłę", jak to mówili u rodziny ojca.
Agniecha, bo sierotką była! Każdy by puakał!
UsuńTak, to Andersena, bo sprawdziłam, ale nie pamiętałam.......
UsuńTo Andersen z tym groszkiem, na pewno! I jeden wyrósł na parapecie u chorej dziewczynki.
Usuń"Sierotka" mnie niestety jakoś zmęczyła, piesek Gasio mi się tylko podobał i wkurzało mnie jak Tato mawiał do mnie : ty Podziomku...
Sporą część Matołka znałam na pamięć.
Jako dziecko nie lubiłam bajek wierszowanych, poza Brzechwą oczywiście i "Koziołkiem Matołkiem". I nie znosiłam tych w rodzaju: przodem szedł kogut, za kogutem kurka, za kurką kaczka, za kaczą taczka, za taczką koń... ale mnie to wnerwiało! Raz nawet powiedziałam Tacie, że nie będę słuchać tych głupot!
OdpowiedzUsuńKoziołek Matołek! Też go lubiłam....
UsuńKoziołka umiemy na pamięć;)
UsuńKretowata, pocieszasz mnie. Czyli nie jest tak źle? No, ale Ty reprezentatywna nie jesteś.
UsuńPod żadnym względem;)
UsuńA Plastuś?
OdpowiedzUsuńTomek, Romek i Atomek,
oraz ten polski komiks o przedpiastowskich wojach...
Smok Wawelski i Deszczowcy....
Tajemniczy Don Pedro, carramba!
UsuńI "Pieśń Swantibora", a "Kalewala"! Fascynowała mnie.
OdpowiedzUsuńI nie lubiłam bajek japońskich, chińskich, czy podobnych. Chyba zbyt odległe kulturowo były dla dziecioka.
OdpowiedzUsuńA ja tak, dostałam kiedyś "Baśnie z piątej strony świata" z głową chińskiego smoka na okładce i do dziś kilka bajek pamiętam, zwłaszcza jedną o chlebie i lilii. Było sobie dwóch bardzo biednych braci, którzy zarabiali tak mało, że starczało im tylko na bochenek chleba dziennie. Tyle samo co bochenek kosztowała przepiękna lilia, którą mijali codziennie na wystawie, idąc do pracy. W końcu jeden nie wytrzymał i kiedyś zamiast chleba kupił lilię...I spędzili cały dzień o głodzie, patrząc na piękno lilii. Ale wcale tego głodu nie czuli...
UsuńJa dostałam w dzieciństwie bajki japońskie i polubiłam. Lubiłam nawet później do nich wracać. Lubiłam też żydowskie.
OdpowiedzUsuńA "legendy znad drawskich jezior" i "Wróżba Swantywita"?
Tych opowieści to nie znam.
UsuńMiałam jeszcze bajki indiańskie "Opowieści starego Jagu". Piękne, ale bardzo dziwne mi się wydały.
Też ich nie znam.
OdpowiedzUsuńA "Karolcię" znacie? O dziewczynce, która miała niebieski, zaczarowany koralik i z jego pomocą mogła wszystko?
OdpowiedzUsuńCoś mi się kojarzy, bo młody to miał jako lekturę, książka była w domu z pewnością, ale sama chyba nie znam, albo nie pamiętam.
UsuńNo jasne! Marii Kruger. A wredna Filomena chciała jej koralik odebrać! A najlepiej to pamiętam, jak kucharz z torebki budyniu zszedł jej robił budyń, tylko coś poszło nie tak i ci kucharze się zmultiplikowali...
Usuńmiało być i robił dla niej budyń, oczywiście!!!
UsuńWiesz co, głodna się zrobiłam na widok słowa budyń. A tak dzielnie się trzymam.
UsuńNie, jedz, nie jedz Hana, żadnych budyniów, jabłko zjedz, ja nie jem czymam się!!!! To już 7 dzień!!!!!!
UsuńPomarańczę zjadłam, bo nie lubię rozlazłych jabłek, a o tej porze takie są. Też się czymam! Ale się nie ważę! Na razie, żeby pierwszy szok był mniejszy. A budyń nie jest wcale taki znów kaloryczny!
UsuńKisiel jeszcze mniej,
UsuńNo jak robisz na wodzie i nie posłodzisz:))) Ja dziś do huty poszłam z kaszą jaglana na mleku z wodą i żurawiną ino nie miałam czasu zjeść. Została do jutra w lodówce.
UsuńA kasza jaglana to niby co? Pierdylion kalorii!
UsuńNo co Ty? Prawie na wodzie była, mleczka ciut, nie strasz, że taka kaloryczna, bo co jutro zjem?
UsuńBuroki z białym serem!
UsuńNie strasz jej, jaglana królowa kasz i ma mnóstwo żelaza, na anemię każą jeść!
UsuńOjtam, tak sobie dworuję!
UsuńAle ja chcę budyniu!!! Nie kisielu!
UsuńRąbać jagły do oporu, czy ktoś widział te kalorie??????
UsuńTo se zrób:) Budyń znaczy.
UsuńAlbo witaminy? W Lidlu jest kasza jaglana po 2,25. Tania, nie?
UsuńJakby mi kto zrobił (budyń znaczy) to zjadłabym. Ale samej gmyrać mi się nie chce. I myć ten upaprany gornek?
UsuńA "Ania czy Mania" o dwóch bliźniaczkach, które się zamieniły, chcąc pogodzić rozwiedzionych rodziców? Później Amerykanie zrobili film opart luźno na tej książce, ale do oryginału daleko było.
OdpowiedzUsuńA co to było ( z głowy snuję)
OdpowiedzUsuńW kuchni stał na stole klops
Mopsa do klopsa chyłkiem hops
Tak się najadł, że spuchł aż
Nagle zjawił się pan kucharz...
Patrzy.......(coś tam) na mopsa
Pan mi tu za bardzo hopsa........dalej nie pamietam.......
Nie znam chyba. A "Ferdynand Wspaniały" Kerna? Do dziś pamiętam portret Ferdynanda. A "Stefek Burczymucha"? "O większego trudno zucha, niż był Stefek Burczymucha. Ja nikogo się nie boję, choćby niedźwiedź, to ostoję!"
UsuńA wyguglałam i to jest Brzechwa, urywki pamiętałam z czytania młodemu, a szło to w całości tak:......
UsuńMOPS
W kuchni stał na stole klops.
Mops do klopsa chyłkiem - hops!
Gdy się najadł tak, że spuchł aż,
Nagle zjawił się pan kucharz.
Patrzy, blednie - nie ma klopsa,
Rzecze tedy groźnie do psa:
"Ja przepraszam pana mopsa,
Pan mi tu za bardzo hopsa,
Żeby pan nie dostał kopsa!"
Na to mops wyszczerzył kły
I odszczeknął bardzo zły:
"Fe! A cóż to za maniery?
Jeśli mam być całkiem szczery,
Na mnie nawet pan nie dmuchnie,
Bo i tak chcę zmienić kuchnię,
A to głównie z tej przyczyny,
Że nie znoszę siekaniny!"
Po czym precz odrzucił sztuciec,
Warknął, burknął i chciał uciec.
Kucharz, widząc to, wpadł na psa,
Porządnego dał mu klapsa,
A na obiad zamiast klopsa,
Spożył - zły jak mops - rolmopsa.
Obawiam się Hana, że teraz w książeczkach dla milusińskich takich perełek się nie spotka, może się mylę, tu by się młode mamy musiały wypowiedzieć, ale parę razy słyszałam, jak sąsiadka czytała, jakieś wierszyki swoim dzieciom to żadne mnie nie porwały.....
Tak mi to wyglądało na Mistrza Brzechwę. Przed Gwiazdką chciałam kupić jakieś książeczki dzieciom sąsiadów w nadziei, że ktoś im przeczyta i poległam. Naprawdę. Same g... jakieś.
UsuńKretowata!!!!!!!!!!!!!!!!! Wypowiedz się!
Hiii, ale fajne! Chyba tego mopsa nie znałam.
UsuńKretowata, bo my tu zramolałe staruszki świeżej krwi potrzebujemy!
UsuńPewnie piecze podpłomyki...
UsuńI pięć razy je przemienia! Aż się z nich zrobi normalny chlyb.
UsuńA żebyście wiedziały!!!! Ale dzisiaj oglądałam z księciem dwa odcinki "Czterech pancernych" - on niczego nie pamięta, wszystko mu się myli, muszę mu tłumaczyć, że Studzianki to była największa bitwa II wojny;)))))))))))) Ubaw po pachy!!! I Szarik z pompą paliwowa do T34 na szyi;)))))))))) No kładziemy się z tego;)))))
UsuńKsiążę żyje w książęcym świecie bez wojen!
UsuńPamiętam!
OdpowiedzUsuńKarolcia z Piotrem czynili dobro za pomocą koralika, a podła zołza Filomena chciała go im odebrać.
OdpowiedzUsuńZnaczy Anię i Manię pamiętam.
OdpowiedzUsuńA "Wodnikowe Wzgórze"? O króliczkach? Płaczę na samą myśl.
OdpowiedzUsuńTego nie znam...
UsuńJa bardzo plakalam jak czytalam Zew krwi...
UsuńMatulu, ja też...
UsuńMnemo, przeczytaj koniecznie, to nie jest w zasadzie dla dzieci. Może dla starszych dzieci? Piękna opowieść i bardzo wzruszająca. Richarda Adamsa, na pewno znajdziesz na allegro czy gdzieś.
O rany, Wodnikowe wzgórze czytałam już jako dorosła, ale ryczałam jak bóbr!
UsuńZ Zewem krwi było to samo... i "Słoneczko" o takiej dziewczynce - sierotce, smutne jak cholera.
Orszulka, fajnie, że już jesteś z powrotem, brakowało cię!
UsuńOrszulka, jak Twoje członki?
UsuńNa Chomiku już znalazłam, ale kurna hasła zapomniałam......muszę odzyskać.
UsuńSpoko, daje rade :) Jam z tych twardzielek :) Ja bardzo za Wami tesknilam i tero jak mam przymusowe wolne to bede tu u Was siedziec i dyskutowac :)
UsuńDo tyłu poczytaj, może się ubawisz? I do konkursu stawaj!
UsuńA czemu przymusowe?
UsuńNie mam tu piwnicy ani strychu ale moze cos tam wynajde :) kiczowatego. Najwyzej do ogrodka somsiada pojde, on tam ma takie cos kiczowate dla mnie :)
UsuńTo leć, zanim śnieg przysypie!
UsuńOrszulka z drabiny rymła i trochę się potłukła. Jak to abecadło, co z pieca spadło - żeby zostać w temacie.
OdpowiedzUsuńDokladnie, chcialam dorownac Miszczowej Kretowatej w remontach i nie udalo sie. Nastepnym razem sie uda :) Poki co mam reke w gipsie i gorset na szyi, jak te z Afryki co im szyje wydluzaja ;)
UsuńZawszeć to jakaś korzyść - łabędzia szyjka...
UsuńO matko kochana! No toś przesadziła. A długo ten gips? Współczuję, bo ja przed świętami zdjęłam:) Zdrowia życzę!
UsuńTe gorsety są okropnie niewygodne.
UsuńO, a teraz ja mam kropę przy nicku, a przedtem ty, Hanuś. Kropa jest przy autorze danego posta czy jak?
Halo, jestem - już wszystko nadrobiła i się podopisywałam wyżej;))))
UsuńPrzeleciała jak wicher i nadrobiła! Paczcie!
UsuńNie mam pojęcia Mika, o co chodzi z tą kropą. Może koleżanki blogowianki wiedzą?
UsuńJa zwykle miewam krechę nie kropę;)
UsuńZałamałabym się, gdybym krechę miała. Gdziekolwiek.
Usuń