Czacz to średniej wielkości wieś w południowo-zachodniej Wielkopolsce, przy drodze S-5 z Poznania do Wrocławia. Wieś dłuższa, niż szersza, ale poza tym niczym szczególnym się nie wyróżnia. Ani brzydka, ani ładna. Nikt postronny nigdy nie usłyszałby o Czaczu, gdyby nie jego specyfika. Otóż wiele lat temu (jakieś 15? 20?) Czacz zamienił się w gigantyczne targowisko rzeczy używanych (miejscowi mówią "używki"), second hand, pchli jarmark, giełdę staroci, jak kto woli. Bo i znaleźć tam można wszystko: i starocie, i nowocie, i ciuchy (słabe), i rowery, i motocykle i wszelkie inne bajery. Tłumy snują się od domu do domu, od obory do obory, od hali, do hali. Samochodu nie ma gdzie postawić, bo można tylko po jednej stronie ulicy. Ma swoją fiestę i policja. Sobotnio-niedzielne żniwa, bo wtedy jest tam najwięcej ludzi. Zamiast pozwolić na parkowanie także z drugiej strony ulicy, co nie zmieniłoby niczego, panowie chodzą i kasują. Mało tego! Co poniektórzy niegdysiejsi rolnicy nie w ciemię bici, szybciutko swoje gumna przekształcili w słono płatne parkingi. Cóż - bóg rynek i bogini koniunktura.
15 czy 20 lat temu Czacz był kameralnym jarmarczkiem. Ot, kilka obórek, stodół i gumienek ledwo, przekształciło się w punkty sprzedaży. Było chędogo i przaśnie. A i ceny były wtedy przyjemne. Za złotówkę (dosłownie!) można było nabyć różne atrakcyjne dobra. Dzisiejszy Czacz to rozbuchany kapitalizm w lekko wymiętym wydaniu. Brud i smród pozostał, zmieniły się tylko ceny i skala. We wsi nie ma już chyba ani jednego, "czynnego" rolnika. Wszystkie obórki, obory, stodoły, garaże i szopki przekształciły się w salony sprzedaży. Dobudowano dziesiątki obrzydliwych hal wyglądających jak skrzyżowanie foliowego tunelu z betonowym bunkrem. Latem można tam zdechnąć z gorąca, zimą wręcz przeciwnie. Personel urzęduje w budkach obitych starą wykładziną dywanową, usytuowanych wewnątrz hal. Wygląda to dziwacznie i pokracznie, ale w środku jest ciepło, fusiata kawa paruje w szklankach, dym z papierochów snuje się gęsto i obowiązkowo jest telewizor, albo (częściej) odtwarzacz z muzyką disco-polo na cały regulator. To zimą. Latem życie towarzyskie antykwariuszy kwitnie na zewnątrz - na mebelkach przeznaczonych na sprzedaż. Obok krzesełka stoi piwko (żeby dyskretniej było), a bywa, że i kiełbacha na grillu skwierczy. Coraz częściej właściciel (czytaj: dawny rolnik, lub ktoś, kto wynajmuje od rolnika obórkę), zatrudnia siły w postaci wyfiokowanych panienek - wiadomo, cała Polska, a podobno i zagranica zjeżdża do Czacza, to czujnym trza być. Zmienił się asortyment, zmieniły się też ceny. Nie ma już okazji za złotówkę. Niegdysiejszą złotówkę zastąpiła dyszka. Za dyszkę już coś tam można wyszperać, chociaż trzeba się napracować, albo trzeba mieć oko. Ja mam. Ale o tym potem. Każdy rolnik w Czaczu z dnia na dzień został antykwariuszem i wydaje mu się, że się zna. Wygląda to tak, że prawdziwy, stary przedmiot uważa za śmieć, autentykiem i ucieleśnieniem piękna jest dla niego ordynarnie podrobiony, złoty tron w stylu pożal-się-Boże. I tu należy węszyć, bezlitośnie i cynicznie wykorzystywać ignorancję antykwariusza, bo perełki się trafiają, chociaż rzadko.A za ignorancję się płaci. Rolniku, było stosowne kursa pokończyć!
Szerokim łukiem omijam rzeszę aroganckich cwaniaków, których unikam jak ognia (pierwsze hale, na wjeździe po lewej). Ci z kolei liznęli trochę niemieckiego/holenderskiego świata garażowych wyprzedaży oraz internetu i jeśli trafi się coś, co wygląda na stare, albo takie jest, chociaż niekoniecznie ma wielką wartość, to kosztuje jak jajko Faberge. Ci antykwariusze charakteryzują się tym, że już się "wyżarli", wyczuwam w nich lekką pogardę dla motłochu. W swoich halach mają wypasione biało-złote sypialnie w stylu empire, skórzane "wypoczynki", kredensy wyglądające jak katafalki. Na drobnicy im nie zależy.
Krótko mówiąc, w Czaczu jest wszystko. I w towarze i w czynniku ludzkim - po obu stronach "lady". Bardzo trzeba uważać na ceny, bo bywa, że są wyższe, niż w sklepie. I trzeba się targować - wiadomo. Najlepszy na Czacz jest weekend - w piątki zjeżdża świeży towarek. W pozostałe dni tygodnia większość "salonów" jest pozamykana.
Od czasu do czasu bywam w Czaczu, mam blisko, niestety. Zdarza się, że mnie wkurzy chamstwem i arogancją antykwariuszy, brud tam panuje, ruja i poróbstwo, to bojkotuję, ale potem mi przechodzi. Dziewięćdziesiąt procent gratów i durnostojek w domu pochodzi stamtąd. Odbywało się to stopniowo, latami. Trzeba dać sobie czas i uzbroić się w cierpliwość. Nie załatwi się tego jednym, czy dwoma wyjazdami. To zależy zresztą od tego, kto i czego szuka. Pomijam fakt, że po 2 godzinach chodzenia ma się absolutnie dość - od nadmiaru bodźców może rozboleć głowa.
Byłam tam w ubiegłą niedzielę, co ilustruję poniższymi zdjęciami. Sama w to nie wierzę, ale trafiło się to i owo za złotówkę, jak 20 lat temu! I ostrzegam, zdjęć jest bardzo dużo.
|
W drodze do Czacza. To są pierdyliony dzikich gęsi |
|
To już Czacz |
|
Jeden z "ciągów handlowych" |
|
Ten sam ciąg |
|
Złoty tron |
|
Kto pamięta tego pana? |
|
Jest i RESTAURACJA, gdyby ktoś zgłodniał |
|
Magazyn? |
|
To jest moje ulubione miejsce |
|
Żaglowiec miał przynajmniej 2 metry długości! |
|
Fajny, dębowy kufer, tak duży, że spokojnie mógłby robić za trumienkę. Dla mnie na pewno. Z wyprostowanymi nogami! |
|
Wałek do malowania szlaczków |
|
Ktoś potrzebuje stację Drogi Krzyżowej? Jest piękna i kosztowała 2500 o ile dobrze pamiętam |
|
Albo zbroję? |
|
Tu też lubię gmerać. Ilość naczyń przyprawia o zawrót głowy. I ZAWSZE najświeższy repertuar disco-polo |
|
Biedermeierowski kwietnik |
|
Kompletny konfesjonał, są nawet klęczniki z poduchami z boku i ryczka, coby księdzu mógł sobie stopy oprzeć |
|
Lalki dla Mnemo, na pewno coś by tu znalazła! |
|
GALERIA Czacz, nie myślcie sobie! I bar wc! |
|
Fajny bruk! Drzwi do domu mamy lepsze, niż te żółte! Nasze już dawno odrapane z 4 warstw farby "orzech średni" |
|
Oryginalna i pomysłowa nazwa... | |
|
|
|
To już moje trofeum. Za dyszkę. Duży jest. Jakieś 70 x 60 cm |
|
Filiżanki za 1 złoty (!) sztuka, mam 5. |
|
Talerzyki deserowe, też po 1 zł. Niestety, tylko 3 |
|
Duże talerze, po 1 zł sztuka, mam 4 |
|
To mają po drugiej stronie i talerze, i filiżanki. Wyguglałam, że to jakieś dizajnerskie studio graficzne |
|
Placówka z 1947 roku, taka ciekawostka |
|
A to śpiewnik z francuskimi pieśniami na każdą okoliczność. Śpiewnik podzielony jest na dziedziny |
|
Tu np. piosenki o morzu |
|
A tu o pracy. Wszystkie 3 książki za 5 zł |
|
A to kuweta dla moich kociaczków, kryta, jak widać, z filtrami. Niezbyt widać ślady użytkowania. 20 zł. |
|
|
I to z Czacza byłoby tyle. Wizytę uważam za owocną. A, i jeszcze dywan kupiliśmy, taki jak zwykle, duży, z palmowego włókna - wygląda trochę jak kokosowa wycieraczka. Nówka sztuka, kapkę nadpruty z jednej strony, która pójdzie pod kanapę. Poprzedni dywan zwierzaki już stetrały, więc jest jak znalazł na wymianę. 50 zeta.
O rany szkoda że mnie tam nie było,pewnie jakieś łupy bym przywiozła i ja do domu.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ Czacza nie da się wyjechać z pustymi rękami. Zawsze coś się ustrzeli, choćby pro forma.
OdpowiedzUsuńO rany - też bym chciała tam być:))))
OdpowiedzUsuńPrzylataj!
UsuńHa, ha, daleko:) I strasznie nie-po-drodze:)
UsuńE tam, nie-po-drodze to rzecz względna.
UsuńSzkoda że ja mam tak daleko, może udałoby mi się kupić porządną starą brzytwę (nie śmiać się proszę), a nie chodzić i cudem zdobywać. Bo przecież wszyscy powyrzucali, po co im jak są maszynki?
OdpowiedzUsuńGardenio, a nie można czymś innym, tylko brzytwą?
UsuńPewnie że można, ale ja nie umiem czym innym niestety. Próbowałam i mi nie wychodzi.
UsuńGardenio mam brzytwę po dziadku , nie bardzo wiedziałam co z nią zrobić ,a szkoda było mi wyrzucić .
UsuńNo proszę! Mamy własny Czacz!
UsuńHm, to trochę coś jak Piecki, w których kupiliśmy naszą dębową szafokomodę za tysiąc :) Przepiękna, teraz moja ukochana w sypialni, kiedyś wam obfotografuję. Tez pełno gractwa, rupieci, porcelany, mebli niemieckich, lamp, płyt... Dla mnie ma urok, kupiłabym pewnie jakies różyczkowe filiżanki albo lalę porcelanową :) Podziwiam zdobycze!
OdpowiedzUsuńKalino, kupiłabyś na pewno. Ja muszę bardzo się tam pilnować, bo naturę mam zbieracza. Jadę np. po doniczki, a wracam ze starym krzesłem. A filiżanki akurat się trochę wytłukły, to kupiłam bez wyrzutów sumienia.
UsuńKalina znasz ten sklep w Pieckach??? Poważnie? Też tam bywam w sezonie.........
UsuńGardenia, będę miała brzytwę na uwadze. Myślę, że w Czaczu prawie na pewno znalazłaby się i brzytwa.
OdpowiedzUsuńMoże być nawet uszkodzona, i tak do pracy trzeba ją trochę zeszlifować na prosto.
UsuńDobra, jeśli się trafi, a nie zapomnę, to kupię.
UsuńGardenio ta brzytwa to do pisanek ? Dobrze pamiętam ? Przeslij adres na Hany majla , a Hana mi przekaże i ja ci tą brzytwę przyślę .
UsuńGardenio, widzisz to??? Jest brzytwa!!!
UsuńTak do pisanek. To jajka nią maltretuję. Ale powiedz co chcesz w zamian? Bo mi tak głupio za darmochę.
UsuńSprawdzę pierw ,czy jest tam gdzie ją ostatnio widziałam ;) bo te przedmioty to takie złośliwe bywają ;) Jak ją znajdę to napiszę w komentarzu . A ty mi możesz zrobić baranka .
UsuńDzięki, ja też czasem potrafię coś schować na amen.Łażę potem i szukam.
UsuńBaranek już jest Twój.
O rany! Szkoda, że tak daleko...
OdpowiedzUsuńAniu M. słyszałam, że ludzie skrzykują się w kilka osób, pożyczają dostawczaka i jadą. Lato idzie, można przespać się np. w namiocie, bo w Czaczu hotelu raczej nie ma. A to błąd i nisza. Powinien być!
UsuńTaka zorganizowana wyprawa to raczej nie dla mnie :)
UsuńJa w zasadzie nie mam powodu, żeby tam jechać - tylko chęć:)) Chodzi raczej o ten dreszczyk, że bez powodu, przy okazji, niespodziewanie znajdujesz skarb. Albo chociaż skarbik:)
Skarbik raczej, w większości to jest chłam, niestety.
UsuńKurcze fajne te talerzyki :)
OdpowiedzUsuńMieszkam w centrum miasta na granicy dwóch światów ,starej szemranej dzielnicy i starego miasta . W zasięgu rzutu beretem ,było pełno niezagospodarowanych placów i w takich miejscach kwitł sobie handelek . Handlowcami w dużej mierze była miejscowa żulia ,choć nie tylko . Od czasu do czasu zahaczałam o takie miejsce i udawało się nie raz za bezcen kupić coś ciekawego . Teraz niestety miasto połorzyło łapę na gruntach i ostatni bastion padł kilka miesięcy temu . Od czasu do czasu robię sobie wypad na giełdę staroci ,ale najczęściej po to by napaść oczy . Kusi mnie taki wózek dla lalek ,ale jak na razie dzielnie sie opieram . Ale , ale ,Hana jak będziesz nastepnym razem ,mogłabyś się spytać ile oni sobie za taki wózeczek życzą ? na jednym z twoich zdjęć jest taki .
Marija, to zależy od wielkości wózka, ale chyba wiem, o czym mówisz. Też się przymierzałam, ale mi przeszło. Jeśli malutki, taki dla lalki, to ok. 150 -200zł.
OdpowiedzUsuńWygląda na to że jeśli chodzi o wózki to u nas na giełdzie taniej , bo kiedyś mogłam kupić za 80 ,taki średniej wielkości . Tylko że cena bardzo często zależy od ilości klientów , jak jest psia pogoda i mało ludzi to i ceny niższe .
UsuńMarija, te naczynia po złotówce to naprawdę traf, to się już tam (ani nigdzie) nie zdarza raczej. Niekompletne, ale dla mnie akurat nie ma to znaczenia.
OdpowiedzUsuńTe naczynia są bardzo ciekawe ,warto by je było kupić nawet gdyby były po.... dwa złote ;)
UsuńW tamtym roku kupiłam za dzisięć złotych małą łyżeczkę z bardzo ładnym motywem na rączce . W domu obejrzałam ją dokładnie ,sprawdziłam w internecie sygnaturę . Okazało się że łyżeczka jest okazem kolekcjonerskim ,była to reklamówka limitowana jakieś starej kanadyjskiej nie istniejącej już firmy produkującej syrop klonowy .
Marija, i na tym ta zabawa polega! To wciąga jak hazard!
UsuńKoło Czacza przejeżdżałam kilkukrotnie ale nigdy nie zajrzałam...przeraża mnie ogrom :)
OdpowiedzUsuńWiesz, Ataboh, całości i ja nie ogarniam. Trzeba sobie założyć, że zaliczasz np. dwa rzędy hal. Więcej nie daję rady.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie umiałabym odróżnić ziarna od plew... i na pewno została bym naciągnięta - ale szczęśliwa ze "zdobyczy" ;)
OdpowiedzUsuńInkwi, w końcu najbardziej o to chodzi! O ten dreszczyk. Ale też oni tam erudycją i wiedzą nie grzeszą, spoko, dałabyś radę...
OdpowiedzUsuńJa się wyłamię. Byłam tam ze trzy razy i zawsze wyjechałam z jedna doniczką, albo gazetnikiem. Ceny wysokie, szkoda czasu. Więcej kupię w moim mieście na targowisku, albo na giełdzie w Lubinie. Jedzenie jest też do d. Ale na twoich zdjęciach dojrzałam dwie, trzy fajowe rzeczy. Niestety stylowe rzeczy nie pasują mi, prędzej kupię coś łintydż ( te starocia odrapane) i tak mieszkanie niebezpiecznie się kurczy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa tam jeżdżę hobbystycznie, bo wszystko już mam, i to w nadmiarze. Drożyznę olewam, poluję na okazje i skarby. Jedzenia nie tknęłabym tam nawet kijem. Te budy aż się lepią!
UsuńJa też udaję się na relaksacyjne zwiedzanie wystawek u mnie w mieście. Kupiłam parę rzeczy i jestem zadowolona. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńWłaściwie, w każdym miejscu Polski "wyczajam" takie miejsca. Choćby miseczkę kupię, garnuszek i tego typu drobiazgi.
UsuńMnie też wystarczy talerzyk za złotówkę i wracam usatysfakcjonowana. Tyle radochy za za marną złotówkę!
UsuńA wiesz Hana czego ci zazdroszczę . Widoku tych dzikich gęsi . a wiesz co bym chciała ,stać nad tą wodą i żeby one tak nade mną leciały :)))))
OdpowiedzUsuńMarija, tak właśnie było. Mam więcej zdjęć, jeśli chcesz, przyślę Ci.
UsuńA prześlij to się ponapawam :))))
UsuńTo ślę.
UsuńKręćka bym dostała w takim miejscu. Nasze niedzielne targowisko to zaledwie drobny ułamek tego.
OdpowiedzUsuńChodzę, oglądam, czasem kupię przydatną pierdółkę. Ludzie, jak opisujesz, różni. Chciwcy i cwaniaki, zbieracze na handel, czasem się trafi sympatyczny pasjonat.
Lubię takie miejsca.
Ewo, toteż trzeba sobie to dawkować. Tak, jak napisałam, zbyt wiele bodźców może człowieka przyprawić o ból i zawrót głowy. Więcej, niż dwie godziny nie da rady. Ja przynajmniej nie daję. Ale dreszczyk jest.
UsuńMyślę, że życie/mieszkanie w tej wsi to jest koszmar. Raz, że paskudne te hale, dwa te dzikie tłumy zjeżdżające......
OdpowiedzUsuńInną sprawą jest możliwość pobuszowania po tych halach. Na zdjęciach wypatrzyłam kilka fajnych rzeczy, oprócz lalek:))) Takie fajnie żółte drzwi oparte o wrota, żeliwny sagan, żeliwna umywaleczka ogrodowa, konfesjonał. Wu stwierdził, że jest idealny do ustawienia w altance w ogrodzie.........Podobną klamociarnię, ale jedną mam w gminie na Mazurach, tam też kupuję talerze, kufle, ciuchy są tak okropne, że tylko jako przebrania mogą służyć, za to kredensy, stoły, itd, itp, jak do pałacu jakiegoś..........Muszę sprawdzić ile mam do tego Czacza licząc od mamy..........
Mnemo, ci ludzie tam nie wyglądają na cierpiących. Żyją z tego i pewnie przyzwyczaili się. Na konfesjonał miałabym jeszcze inny pomysł...
UsuńOd Mamy na moją orientację, bez sprawdzania mapy, zakładając, że przeze mnie przejedziesz, to jakieś 130 km. Pikuś.
Dokładnie, z mapy guglowej 126 km:) Pisząc o koszmarze, miałam na myśli siebie, Ciebie i jeszcze parę innych osób. Z pewnością wolisz swoją wieś a ja moją, nawet tą śmierdzącą W-wkę wolę niż ten Czacz z wyglądu oczywiście.....ile chcą za taki wielki żeliwny gar? Bo u mnie po trasie na Mazury też jest taka wiata ze starociami, to za dziurawy taki 20 zł!!! Wariactwo!! Ten ze zdjęcia wygląda dobrze.
UsuńJaki pomysł na konfesjonał, jaki? Nie mów, że kakuar..........
UsuńEkhm, to Ty rzekłaś...
UsuńNie wiem Mnemo, sagana nie sprawdzałam, ale znając Czacz - na pewno dużo więcej, niż 20 zł. Ale to się da utargować. Ja idę ostro.
UsuńW Czaczu też bym zdychnęła. Tam jest wyjątkowo brzydko.
Mnemo, taki gar to znajdziemy na złomowisku. To kiedy przylatasz?
UsuńSzykują jakiś zlot podstawówkowy, ale nie wiem kiedy, to by trzeba tak za jednym zamachem:)))
UsuńJa na Kole też targuję, to chyba jedyne miejsce, gdzie mi to jakoś wychodzi........nie wiem,co ja mam z tymi garami kamionki i te żeliwne, jakoś mnie tak kręcą.
Rzeknij słowo, a utoniesz w kamionkach. Pełno tego po "używkach".
UsuńNigdy w Czaczu nie byłam, na Twoich zdjęciach robi wrażenie :) Ładne te kubeczki i talerzyki kupiłaś, Hano, warto było za złotówkę. U mnie też mamy taki mikro - Czacz w postaci obszernego sklepu z takimi drobiazgami. Kilka lat temu mąż kupił w nim dobre kijki za chyba 5 dych od pary. A teraz wiadomo - też się wycwanili i ceny są wyższe, rzadko tam chodze zresztą.
OdpowiedzUsuńFajne mają te sagany w Twoim ulubionym miejscu :)
Ciekawe, czy ktoś ten konfesjonał kupił? Gdybyż potrafił mówić ;) konfesjonał, oczywiście.
Lidka, talerzyki i reszta oszałamiająco wyglądają na czerwonej suszarce!
UsuńW moim ulubionym miejscu jest fajnie, bo tam nie ma ściemy. Nikt mi nie wmawia, że złoty tron jest barokowy. Gościu ma tam autentyczne, stare przedmioty. Najróżniejsze. Od sagana i zardzewiałego młotka po konfesjonał i XVIII-wieczną skrzynię posagową. Poza tym w skrzynkach trzyma różne rupieci - uwielbiam w nich grzebać.
Niech ten konfesjonał lepiej milczy.
Wyobraziłam sobie te kubki i talerzyki na czerwonej suszarce - bardzo ładny widok mi wyszedł :))
UsuńMiałaś szczęście trafić w tej masie na uczciwego gościa, z przyjemnością się do takiego zagląda i z nim dyskutuje.
A konfesjonał ,fakt, niech ,milczy, chociaż podejrzewam, że bardzo dawno nikt z niego nie korzystał.
Lidka, gość od stodoły z konfesjonałem ma chyba jakieś kościelne układy. Pełno u niego takich różnych kościelnych akcesoriów - kielichów, kawałków rzeźb, raz nawet była ambona!
UsuńMoje talerze z kubkami właśnie ze skrzynek. Kiedyś kupiliśmy u niego fajny, stary stół. Żaden zabytek, po prostu stary, zwykły, dębowy stół. Facet nie wmawiał mi, że jest bezcenny. Kupiliśmy go za 8 dyszek, poddaliśmy renowacji własnej i jest.
Pięknie! A kibelka już nie było drugiego?:) Filiżanki nie w moim stylu, ale kosz ekstra! Czacz uwielbiam, ale rzeczywiście cienko z porządkiem i higieną.
OdpowiedzUsuńMyśmy byli po kibelku jeszcze raz i mebelki mamy: witrynę prawdziwie stara i ludwikowaską komodę z kredensem nie prawdziwie starą, ale za to oba meble solidnie wykonane. Witrynę zabrał Kaziu do gabinetu i nie pozwolił tknąć (antyk prawdziwy), na ludwiki się czaję z woskiem do bielenia, ale mi ręka drży...:)
I antyki tanio mają - garnitur na biurko za połowę cen poznańskich antykwariatów.
Ondrasza, kibelka nie było, chociaż wypatrywałam. Miałaś fart, taki kakuar to rzadkość. Prawdę mówiąc, nigdy tam podobnego nie spotkałam. Można tam spotkać cuda na kiju i wyrwać perełkę od jakiegoś "antykwariusza" za pół ceny. Jednak prawdą jest to, że we łbach im się lekko poprzewracało. Rynek to wyprostuje. Dopóki ludzie będą płacić jak zboże, to tak będzie. A jeżdżą tam owczym pędem i trochę bezkrytycznie. Z góry zakładają, że tam taniej, a to nie zawsze prawda.
UsuńCo Ci ręka drży, jeśli Ludwik oszukany? A rób, co Ci w duszy gra!
Karela Gotta oczywiście, że pamiętam.
OdpowiedzUsuńA to spojrzenie przymglone...
UsuńNooo, taki słowik czesko - niemiecki ;)
UsuńI to ust pąkowie...
UsuńWiadomo, że mieszkania tak mają - kurczą się. Oczywiście, że ceny w Czaczu są wyśrubowane - cały czas czekam, kiedy tzw. rynek utrze im nosa. Ja tam szukam okazji.
OdpowiedzUsuńJa bym tam zwariowała - przejeżdżałam wiele razy, ale znam siebie i gabaryty chałupy - nie wchodzę, nie wjeżdżam, nie daję rady - mam tylko jeden domeczek i zapchaną po dach stodołę;)))
OdpowiedzUsuńWiesz Krecie, u mnie ciągły ruch w tej kwestii. Wymieniam, zamieniam, chowam, potem wyjmuję... Do Czacza trzeba jechać bez napinki, ot tak poszperać, popatrzeć. Wtedy dasz radę, a i skarb się trafi.
OdpowiedzUsuńCo z pazurmi?
Talerzyki i filiżaneczki urocze. A te książki są drogie?
OdpowiedzUsuńcudArteńka - 5 zeta za wszystkie trzy.
OdpowiedzUsuńO rany:))) Trzeba przyjechać:)
UsuńAno trzeba. Wraca temat zlotu bloginek. Dlaczego nie w Czaczu?
UsuńJeśli chodzi o zlot - to ja chętnie, ale zagęszczają mi się plany na lato:))) Składam ofertę poprowadzenia warsztatów haftu matematycznego w trakcie popołudnia zlotowego (oczywiście za darmo, mało tego - tylko proszę podać tematykę, a ja wszystkie materiały, narzędzia itp. przygotuję:)
UsuńCoś Ty, warsztaty w Czaczu nie przejdą. Bloginki się rozpełzną po tych zakamarkach i po warsztatach!
UsuńNie, nie:))) Nie mam zamiaru konkurować z Czaczem:))) Czacz przede wszystkim:))))
UsuńOżesz, no nie mogę...Czemu takiego Czaczu u mnie niet! :( :(
OdpowiedzUsuńKulka wodna...
Bu...
Wiecie jak mnie załamać na wieczór...:(
"Idę jeść robaki..." :(
Tupaja, Czacz jest beznadziejny, słowo! Brudny, paskudny, ludzie są niemili, drogo jak pies i same rupiecie! Gorąco, głodno i męcąco! Nie masz czego żałować.
UsuńUff, zmęczyłam się samym oglądaniem... Chciałabym tam być, ale myśle, że byłabym w stanie tylko jedną halę ogarnąć, okropnie ma takie coś męczy. Ale rzeczy niektóre są fajowskie. Twoje filiżanki ekstraklasa, koszyczek też. A kropielniczek dla Mnemo nie kupiłaś?
OdpowiedzUsuńGęsi przepiękne są...
P.S. Karel Gott mnie rozczulił:)) Pamiętam jego przeróbkę "Dilajli" "Toma Jonesa, nazywało się "Czas rużi"
UsuńMika, z kropielniczek był tylko konfesjonał.
UsuńUuuu, troszkę za duży:))
UsuńO rany!!!!
OdpowiedzUsuńMaja, zwariowałabyś! Przyjedź z Miką, zafunduję Wam wycieczkę! Z przewodnikiem, czyli z mnom.
OdpowiedzUsuńO to,to,to!!!
UsuńWszystko przed nami !
UsuńWidzę, że "o rany" jest tu dość powszechnym objawem zachwytu:))))
OdpowiedzUsuńcudArteńka, "o rany" to takie nasze hasło!
OdpowiedzUsuńA propos zakupów: widziałyście torby Złotego Kota i Anioły w Domu Aukcyjnym? Po co do Czacza jeździć?
OdpowiedzUsuńdolaczam do hasla "o rany"...strasznie lubie lazic w takich egzotycznych lokalizacjach...konfesjonal bym kupila bez gadania i droge krzyzowa postawila obok. Te zlocone ludwiki to chyba potrzebuja okurarararow slonecznych od tego odblasku. Kufer tez biore, tez sie zmieszcze ;) w kupie bybylo wesolo :).
OdpowiedzUsuńJa to tylko Na Kole bywam 1 na 100 lat oraz jakas taka wielka hala kolo roznych hurtowych jablek, na szosie z Wwy na Lodz. nie dalam rady wytargowac przecudnej srebrnej lyzeczki-chochelki....przyjaciele poszli i w minute kupili mi! wolalam nie pytac za ile ;P ten koszyczek....a prawie komplet bialo czarny, nie mowiac o ilustracjach spiewnika...ach!
I ten śpiewnik jest w skórzanej oprawie!
UsuńDo kuferka spoko zmieściłybyśmy się obie - na waleta. Te tutaj złocone ludwiki to pikuś, tam są lepsze, ale nie dotarłam. Do Czacza z Wrocławia jest ok. 100 km, z Poznania podobnie - gdybyś kiedyś była w jednym, lub drugim. Do mnie wtedy już tylko 30.
OdpowiedzUsuńo rany, jakbym przyjechala (kierunek: Wroclaw), tylko KIEDY!? teraz jade do pl na chyba cos 4 dni :( no bo konskie oko pana tuczy (nowe agencje, nowa niby robota, do kitu z tym potrzebowaniem kasy do zycia, ja sie buntuje!!). ALE u nas, na starej stacji PKP (teraz metro) w miejscu co sie nazywa Tynemouth jest co weekend jarmark staroci. unikam jak diabel kropielnicy, hrehrehre raz na kwartal maja prawie same ksiazki. Tez unikam. ale w sumie w porownaniu z Czaczem to to jedna mala halka pewnie ;) za zaproszenie dziekuje, klaniam sie i czuprynkom zamiatam glebe. kto wie, kto wie!
UsuńNie zamiataj, szkoda czuprynki. Zostaw ja na Czacz, będziesz miała co z głowy rwać:)
UsuńOd wielu lat jeżdżę do Jeleniej Góry na Jarmark Staroci i Osobliwości.Impreza odbywa się w ostatni weekend września.Przy okazji zawsze wpadamy na Śnieżkę.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję,że Czacza to miejsce mi nieznane,chociaż w Wielkopolsce trochę życia spędziłem(Krotoszyn).No i jest co odkurzać jak się z domu robi antykwariat.
Chodzę też z detektorem w poszukiwaniu skarbów.Od czas do czasu trafia się coś ciekawego,ale trzeba się nakopać.A żelastwa ziemia kryje ogromne ilości.
Do renowacji czeka kilka staroci,przestawiam je z miejsce na miejsce(remont).
Mam starą brzytwę po reemigrantach z Francji "SOLINGEN"-taki napis jest wygrawerowany na ostrzu.
I słabo widoczny "BEST QUAL SILVER STEEL".
:))
Zobaczcie "SOLINGEN" na wiki-historia miasta w którym wyprodukowano moją brzytwę.
UsuńDzięki Waszemu blogowi poznałem historię mojej brzytewki,a tak dalej leżała by zapomniana:)))
Naprawdę??? A poszukaj dobrze po kątach, może jeszcze coś fajnego znajdziesz?
UsuńAlbumy ze starymi meblami z 1905 roku,stare mapy,maszyna do pisania"MERCEDES",organy,fisharmonia,stare wagi,monety i fajans.
UsuńStare płyty i szklane negatywy-ukradli:((
Zmęczony, fisharmonia???? Skąd?? Kurczę, co u was tak kradną? Z ogródka ci ukradli, szklane negatywy ukradli, jacyś kształceni złodzieje. Ja mam maszyne do pisania Erica, poniemiecka po stryju historyku, z wstawianymi czcionkami z polskimi znakami.
UsuńZmęczony, te skarby masz u siebie??? Organy??? Fisharmonię???
UsuńZmęczony, Ty się przyznaj, Ty z Czacza jesteś :)))
UsuńZ ogródka,zostawiłem w altanie i znikły.Odzyskałem tylko starą lornetkę Carl Zeiss Jena-przez przypadek.
UsuńNa organach z lekka pogrywam! Organy aż z Belgii przytargałem.Fisharmonie dostałem za flaszkę:)
Dla wszystkich Krysi-Axel Rudi Pell i Jeff Scott Soto:
"www.youtube.com/watch?v=SVMX12whbbg"
Ale gdzie? Gdzie to trzymasz Zmęczony? W domu? Organy??? Jakieś kieszonkowe chyba?
UsuńHana, toz ten Czacz to kopalnia zlota dla wielu :) Koszyk piekny upolowalas i to za symboliczna kwote, uwielbiam takie cuda :) Jak widze wyroby z wikliny, ratanu i tym podobne to malo co w majtki nie narobie z emocji ;)
OdpowiedzUsuńOj, no masz, Orszulka, mam tak samo - kocham kosze, koszyczki i koszyczunie, a w Czaczu mnóstwo tego! Za każdym razem coś upoluję, nie mogę się oprzeć. Poza tym kosz zawsze znajdzie zastosowanie, co nie?
UsuńZmęczony, założę się, że brzytwą mógłbyś się nadal golić:)
OdpowiedzUsuńNo kurzą się te "antyki", kurzą. Ale ja mam system. Dzielę sobie na strefy: niskie raz w tygodniu, średnie dwa razy w miesiącu, wysokie, jak popadnie...
Ja mam podobną metodę ;)
UsuńMarija, przybij piątkę!
UsuńDziędobry. No, właśnie, to se mogę choć trochę zobaczyć co za zacz ten Czacz. Ojjjj, jest tam różności. Zakopałabym się w tych wszystkich skorupach i szkłach. A tych filiżanek i talerzyków to Ci zazdraszczam straszliwie. Bardzo, ale to bardzo są w moim guście :) I jeszcze po złotówce ! To aż niewiarygodne. No, i wiklinę też widzę, i też koszyczki lubię. To Ci się udał wypad. Bo kuweta też w dobrej cenie .
OdpowiedzUsuńDzię dobry, dziędobry Ewuś! Cudnie tam, no nie? Kopalnia różności, z torbami by człowiek poszedł...
UsuńDobrego dnia!
Dobrego :)
UsuńEwa, nie zawsze się udaje, wiadomo, to kwestia przypadku i odrobiny szczęścia. Ja w Czaczu mam swoje ścieżki. Wiem gdzie jest tanio i gdzie jeszcze można coś wyszperać. Tak na żywioł to nie da rady. Człek tam głupieje po 5 minutach. I albo szleje i kupuje jak leci, albo ucieka i nigdy nie wraca.
UsuńszAleje, oczywiście.
UsuńDo Czacza mi mus jechać. Tam mogę znaleźć parę drobiazgów, których mi trzeba. Mogę też nie znaleźć nic, ale cóż, taki los szperacza. Hano, ja się wybieram w kwietniu, czy zechciałabyś być mi przewodnikiem?
OdpowiedzUsuńBardzo ładne eksponaty wygrzebałaś i tanie. Tylko pozazdrościć.
Z dziką radością, Owieczko!
OdpowiedzUsuńJuż się cieszę!
UsuńA ja!
UsuńjAK JA UWIELBIAM TAKIE MIEJSCA!
OdpowiedzUsuńNatalia, to się wielbi, albo nienawidzi!
UsuńTrafnie piszesz Droga Pani ,jak w wasze rejony śmigam to Czaczy nie ominę :-) a ile pierdół stamtąd wytargałam to wie tylko mój Chłop ,który piany dostaje na samą myśl o wyjeździe w tamtym kierunku.
OdpowiedzUsuńA taki kwietnik bidermajera stoi u mojego dziadka w garażu ,jeno go obsrały trochę gołębie. Sorry za dosłowność opisu. Za damo :-)))
Królowo, Ty zabieraj stamtąd ten kwietnik! A do Czacza jedzie się bez obstawy, chyba, że obstawa też to lubi. Moja lubi, może nawet bardziej, niż ja. I bardziej się zna.
OdpowiedzUsuńMoja obstawa zawsze była ze łzami w oczach błagana o zajechanie tam- ulegał pod groźbą ryku i chlipania.
Usuńcóż powiedzieć ,to ja ten wariat w rodzinie. chodzę i sąsiadom grzebię po piwnicach . z ostatnich zdobyczy to stare donice ,takie gliniane (??nie znam się) ,stara ocynkowana balia, stara ocynkowana dziurawa konewka (WRESZCIE!!!!!)
A targ staroci w Jeleniej to chodzę i oglądam ,ale od dawna prawie nic nie kupuję ,bo z cenami to już dawno powariowali. Szczytem było jak mi facet chciał gierkowskie chamskie lustro wcisnąć jako tremo z XIX wieku wyrób galicyjski.... myślałam ,że padnę. Gość zapierał się na duszę prababci ,ponoć właścicielki lustra...
W Czaczu jeszcze można poszaleć, jeśli człek się przyłoży. Ale z nerwową obstawą nie da rady:(
UsuńNerwowa obsada dostanie w czajnik jak się będzie rzucać..
UsuńUuupsss, sorki dla Czajnika
Czajnikowi też by się przydało dla moresu:)
UsuńNoooo, moi drodzy, to ja na Was czekam:) Bo takich miejsc to u mnie dostatek. Obwioze, oprowadze, nie wrocicie z pustymi rekami. Jak raz w tygodniu nie pojde powachac kurzu;) to jestem chora. Obawiam sie, ze przestalam juz panowac nad moim starociowym bizkiem. Przyjezdzajcie zatem;))
OdpowiedzUsuńA Ci aroganccy to bywaja tu u nas, wykupuja pol Emmausa czy innej klamociarni, zachowuja sie chamsko, i czasem jest mi wstyd.Zrezta kiedys zrobilam cos strasznie wrednego, bo juz nie zdzierzylam..
No właśnie, Kasia, co zrobiłaś??? Tak się nie godzi! Rozpalić ciekawość i porzucić!
UsuńDo Czacza mam bliżej...
noniewytrzymam (to jednym tchem). Ja uwazam, ze polowa (albo i wiecej) czytaczy tu powinno zrobic zlot i pojechac kupa do Czacza...ci wszyscy, nawet aroganccy wlasciciele handelkow beda uciekac az sie bedzie kurzyc. W kupie sila i nie ma mocy na targujacy sie tlum bab (i dziadow, rzecz jasna). Juz dwie jednego faceta strasza niezle ;)). To gdzie to te drugie cuda?
UsuńOpakowana, masz na myśli cuda u Kasi? Trochę daleko, w Alzacji:)
UsuńNajsampierw rozprawimy się z Czaczem.
Opakowana, myślę, że na nasz widok oni mogą ten handelek porzucić! A wtedy wkroczymy my i podzielimy się łupami. A Prezes KKKK będzie pilnował sprawiedliwego podziału dóbr.
Usuńno to mamy plan....proponuje dorobic cichcem kolka do trumny i bedziemy popylac z motorkiem miedzay PUSTYMI halami! A Prezes RZECZYWISCIE bedzie pilnowal *sprawiedliwego* podzialu??? cus mysle, ze bedzie cos uokropnego jak sie zacznie szarpanina o koszyczek na przyklad. Do Alzacji nie jest AZ tak daleko.... :P
UsuńAż tak daleko to nie! I moja strefa językowa! Wióry poleco! Kasia, Ty uważaj:)
UsuńTaki motorek nawet mam. Miał być do roweru, bo tu górki są i nie chce mi się pod nie dygać. Ale jakoś nie został dotąd zamontowany. Do trumienki będzie w sam raz.
Co do Prezesa, to zasiałaś mi wątpliwość.
Jakbysmy ta trumna pedzily po szosach to i szosy bylyby puste. z wrazenia. Zawsze chcialam miec motorek do roweru. U nas w miescie NIBY nie ma gor, dopiero je odkrylam jak dosiadlam rumaka rowerowego. nawet na koncu naszej malej ulicy jest GORA! Moze trzeba by opracowac mape Europy Pod Kontem..... u nas sa tzw karbudy (tak mawiaja rodacy) czyli car boot sale - bralam udzial dwa razy, raz z moja Dzidzia chyba z 50 funtow utargu bylo, za drugim ledwo pokrylo zaplate za wynajem 2 metrow kwadr. ale to sa rzeczy glownie biezace. Ten nasz utarg gloewnie byl ze sprzedazy spodni. Wszystkie czarne, w dwoch rozmiarach, poszli niczem gorace buleczki, nawet szalalysmy z cena - DWA funty!! czyli rzeczy biezace, ale starszawe sie tez znajda, glownie w sumie chodzi o dostepnosc z bagaznika. trza sie niezle nachodzic (trumna czy rower moze by sie przydaly...) zeby cus znalezc. raz znalazlam lody....raz maszynke do lodow. Rodacy jezdza na te budy zanabywac niemowlece przedmioty. oraz dziecinne. Moj slubny nie cierpi karbudow, bo uwaza, ze to chinskie swinstwo glownie wystepuje jako towar. Ma racje. Ja w sumie wole sklepy charytatywne...tam to cudenka bywaja, ale nalezy byc Stalym Klientem (badz wolontariuszem -> bylam przez chyba 8 lat, raz w tygodniu, moje dwa najlepsze garnki pochodza z tego sklepu [plus dyskont sluzbowy!!] oraz jeden le kruzet. Mnie przezyje.
UsuńCo to jest le kruzet???
UsuńEuropę Pod Kontem Gór i Wiatru! Zauważyłaś, że na rowerze ZAWSZE jest pod wiatr?
Ciekawe, dlaczego u nas sklepów charytatywnych nie ma?
U Was sa szmateksy. i czesto handlarze tam tez nie wiedzom co majom!
Usuńle kruzet?
le creuset -> drogie sagany. bardzo.... ja za moj dalam w szmateksie moim, ze znizka sluzbowa 5 funtow, a nowym on byl te sagan. w sklepie kosztuje cos 70. tylko na drzewienne raczki u niektorych trzeba uwazac, bo w piekarniku nie przezyja. Moja ma uszy zeliwne to przezyje. jak i naczynie. tez zeliwne. Na pewno w snobistycznych sklepach w PL mozna kupic kompleciki, na pewno!!!
zgadzam sie z rowerem i takze samo pod gorke i muchi wlatuja do otworow.
UsuńCo zrobiłaś Kasia, co???? Pisz zaraz!!
OdpowiedzUsuńDziewczyny, cudarteńka mi znalazła Karela Gotta i Czas Rużi !!! Mus obejrzeć! I ten żabot zabójczy...
https://www.youtube.com/watch?v=wmkGVxU-ISE
Echch, to se ne vrati :) Ja nie przepadałam za Karelem. Jakoś ani głos, ani aparycja mnie nie porywała. No, ale to kawał historii ! Mnie się podobał inny Czech. Śpiewał Tango. Na razie nie mogę przypomnieć jego nazwiska. Poguglam, jak znajdę, to wstawię .
UsuńEwa, ja też nie, ale to epoka, której nie ma! Pewna Czeszka, którą poznałam na koloniach, przysłała mi olbrzymi plakat z Karelem. Taki coś z 1,5 metra na metr! Okropny był, ale twardo wisiał na ścianie! Z czasem dorobił się zeza, brodawek, parchów, wąsów, rzęs jak księżniczka i różnych wpisów na obliczu, np. "Byłem tu - Jurek".
UsuńZnalazlam tego Czecha. Niezła gimnastyka umysłu zanim se nazwisko przypomniałam. Ale przypomniałam ! Tadaaam, przedstawiam Wam mój ówczesny ideał urody. Z bratniej Czechosłowacji. Głos miał też niezgorszy, no, i się zestrzał całkiemcałkiem :) Jeden klip z młodości (tu obowiązkowo " ł" przedniojęzykowe wschodnie), a drugi z teraz chyba . Dla mnie też jest niespodzianką, bo zupełnie o nikm zapomnaiłam, a dziś se vratil :)
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=SUnjLxkri1A
https://www.youtube.com/watch?v=HLyeEF2LnRk
Pamiętam go, pewnie! Uważam, że teraz wygląda duuużo lepiej!
UsuńJasne, że Josefa Laufra pamiętam, tylko trochę niskawy był:)) Ale zgadzam się, lepiej teraz wygląda i chyba lepiej śpiewa.
UsuńNo, to fakt malutki jest. Ale w paltonicznym traktowaniu, to w ogóle nie ma znaczenia. Bogart też był kurduplowaty, i stawał na skrzynce w trakcie zdjęć pocałunków . Al Pacino, Dustin Hoffman. Paru malutkich jest.
UsuńNo! I ja jestem!
UsuńJa też bym se dodała troszku .
UsuńA kto chce parę centymetrów z metra osiemdziesiąt?? Hę?? Bo to denerwujące jak większość chlopow ci pod pachę wchodzi...
UsuńTy mnie nie wkurzaj, Królowo. Chłop pod pachą bardziej poręczny jest. A 180 cm łatwiej ubrać, bo we wszystkim wygląda! Bo ja, co by to nie było, wyglądam jak w namiocie!
UsuńNo i nie dogodzisz! Ta za mała, ta za duża, ta za chuda, ta za gruba...
UsuńA Bogart to jeszcze buty na obcasie nosił:))
Nidgy Bogartem wiec nie bede, bo co zaloze obczasy to je sciagam od reki, bo mi hallux piska. Chyba M. Gibson oraz T. Cruise tez obcasy wola.
UsuńA czy chodzi o to, zeby dgadzac czy zeby sobie ponarzekac w spokoju? :P
Po-na-rze-kać! Raz przez chwilę byłam Dustinem Hoffmanem. Wracałam z pewnego stypendium, którego finał trwał całą noc. Droga daleka, czekanie na lotnisku, przesiadka z samolotu na samolot, a latać bardzo nie lubię. Wtedy jeszcze można było trochę się w samolocie znieczulić. Wysiadłam w Warszawie lekko wymięta. Mój mnie zobaczył i na dzień dobry oznajmił: Wyglądasz jak Dustin Hoffman...
UsuńTo byl komplement! moja przyjaciolka, co w ortezie miala cale ramie i nie miala w czym chodzic zazyczyla sobie OGRONYCH koszul meskich, najlepiej w krate bo chciala wygladac jak drwal. w jednej koszuli ja dzieci zobaczyly i mowia - te, patzrz, ona wyglada jak obrus!
UsuńNiezły czad! Dalego jak diabli! Uwielbiam takie klimaty!
OdpowiedzUsuńGocha, ja też, niestety:)
OdpowiedzUsuńA to pamiętacie:"www.youtube.com/watch?v=ICTvvY9Bxjs"
OdpowiedzUsuńByło na listach dość długo.
Ano ! Ja pamiętam. A szukając Laufra znalazłam info, że zmarł Waldemar Matuszka i Jożin z Bażin.
UsuńAno, ano i ja pamiętam! Potem to śpiewał niejaki Jirzi Korn:)) A ja jeszcze znalazłam na YT wspólny występ Gotta i Laufra z hitami rock and rollowymi, co za choreografia!
UsuńUcitelkę tanca, pewnie!!!
OdpowiedzUsuńNa koncercie Olimpic byłem w Sopocie,grali tylko utwory Black Sabbath.
Usuń"www.youtube.com/watch?v=FIaTuD2zvtQ"
A tak się gra na moich organach:"www.youtube.com/watch?v=FS6AMOCfVSE"
Fis jest mniejsza i brzmi jak mój akordeon Weltmeister 120.
Zwoje mozgowe mi ruszyli (niczem jelita??) od tej uczitelki tanca...teraz musze sie ubrac i pryskac do roboty, ale pozniej musze tego posluchac, bo mi sie zwoje zlasuja
UsuńOpakowana, ale że do taktu, te jelita? Ucitelka tanca, la la la....
UsuńMatulu, wyobraziłam sobie, jak te Twoje jelita hołubce krzeszą:))))
UsuńZmęczony, trochę Ci zazdraszczam bo gram tylko na nerwach...
OdpowiedzUsuńPodobne talerzyki w Jeleniej....25 zł.szt.Nie kupiłem,kupiłem rapier i stary inkaust.
UsuńInkaust? Będziesz nim pisał? Gęsim piórem? I rapier! Chyba masz w domu niezłe muzeum!
OdpowiedzUsuń25 za talerzyk, powiadasz? Nie kupiłabym za tyle, w życiu:)
Jest w oryginalnym kałamarzu,ale że on jest stary ten atrament to nie wierzę:)
UsuńKiedyś łaziłem z detektorem i znalazłem ładnie zabezpieczone raki do butów.Tutejsi Niemcy korzystali z takich zimą.Przykręca się je kluczykiem,jeden rak do przedniej podeszwy drugi do tylnej.
Pamiętasz pierwsze łyżwy z żabkami,też były przykręcane kluczykiem do podeszwy,tylne żabki zawsze urywały podeszwę.No i zawsze był problem z kluczykiem bo gubiliśmy:)
Pewnie, że pamiętam! A upierdliwe były te łyżwy strasznie, wiecznie się odpinały. Pierwsze figurówki były dla mnie objawieniem. Łyżwy kocham do dzisiaj!
UsuńJako dziecko chodziłam do wiejskiej szkoły. Cywilizacyjne osiągnięcia docierały tam z dużym opóźnieniem, więc zaliczyłam szkolne ławki z wbudowanymi kałamarzami. Chłopaki wrzucały tam muchy i inną zwierzynę. Kiedy wsadzało się pióro, nigdy nie było wiadomo, co się wyjmie...
UsuńTakowe i ja pamiętam, w I klasie pisało się wyłącznie piórem na obsadce i chyba ołówkiem, długopis był zakazany. Takie kałamarze wbudowane w ławkę też pamiętam. W zeszłym roku zmarła Pani Eleonora moja wychowawczyni z klasy I, nie byłoby w tym nic dziwnego, ale ona była też wychowawczynią mojego ojca ze szkoły podstawowej, ojciec rocznik 1927, która uczyła polskiego, gdzie były też specjalne godziny kaligrafii. To ona tak to pisanie piórem i inkaustem egzekwowała.
UsuńBoszszsz, to ile miała lat Pani Eleonora?
UsuńHeh, moje pierwsze łyżwy to były tzw saneczki z dwoma ostrzami, jakby płozami na rzemyki skórzane zapinane...
UsuńU mnie były kałamarze wsadzane w taką dziurę w ławce i też w młodszych klasach nie pozwalali pisać długopisem, dopiero od piątej klasy.
Mnemo, strasznie długowieczna ta Pani Eleonora chyba była?
Moja kierowniczka Szkoły Podstawowej zmarła przed kilku laty miała...105 lat.
UsuńPrzeżyła dwie wojny światowe,dużo opowiadała o II w.ś.
Baliśmy się trochę kierowniczki,bo jak ktoś podpadł to dostawał"łapy" dębową listwą,strasznie piekło,ale na dobre nam to wyszło:)
Wracając do staroci,to kiedyś znalazłem z kolegą dwie złote monety na hałdzie żużla,zastanawiam się,kto je tam schował.
Żużlowcy?
Usuń:)))
Usuń"www.youtube.com/watch?v=6Z0JVH6e8O0"
Ja tez z pokolenia kalamazowego! Tez muchi byli i ten tragiczny papier w zeszycie - klasy V z pazdzierzami, o ktore sie stalowka potykala. Pamietam pierwsza strone w zeszycie do przepisywania liter - i PAU!!! kleks jak z obrazka... i z pokolenia dokrecanych lyzew! na takich sie nauczylam jezdzic - nie na lodowisku a na ulicy, gdzie byl wyglansowany na lodowo snieg. Z Marucha - parami jazdy figurowej jezdzilismy! Pierwsze buty z lyzwami byly przedwojenne i ANGIELSKIE! i za duze, hrehrehreher
UsuńNo tak ja też z tego samego pokolenie . Stare ławki takie prawie jak ten konfesjonał pośrodku dziura na kałamarz , ale obsadką pisałam tylko w pierwszej klasie :)
UsuńW którejś klasie podstawówki Tata przywiózł mi z NRD 4-kolorowy długopis. W klasie było dwóch takich mocno przerośniętych, i oni mi ten długopis zabrali. Tak się nim bawili i kombinowali, aż go zepsuli. Mnie wtedy wyrosła trzecia ręka, rzuciłam się na tego bysiora dwa razy większego ode mnie i sprałam go po wrednej paszczy. On tak zbaraniał, że nawet się nie bronił. Obciach dla niego był straszny, a ja chodziłam w glorii. Ale niedługo. Z zemsty obaj się na mnie zaczajali za węgłem i np. sypali za kołnierz opiłki żelaza...
Usuńcos kolo setki pani Eleonora miala......
UsuńPiękny wiek:)
UsuńDziolszki, az mi sie lza w oku zakrecila. Pierwsze lata podstawowki przesiedzialam w drewnianych lawkach, z dziura na kalamarz.
UsuńA takie przekręcane tablice były? To był cud techniki wtedy.
Usuńnie...dopiero w sredniej szkole i to ttaka podwojna z gory na dol. i tylko w gabinecie fiz-chem. jakas nowoczesna szkole mialas....zazdraszczam....
UsuńA dzie tam! Mała, zapyziała, wiejska szkółka, 5-klasowa. Nie wiem, jakim cudem takie były tam tablice? Potem zasuwało się przez pola i lasy 5 km do innej wsi, tam już wyższa edukacja się odbywała.
UsuńAle skarbów!!! szkoda, że mnie tam nie było:-(((
OdpowiedzUsuńPaulina, zaprzęgaj konie, psy i za 2 dni jesteś!
OdpowiedzUsuńAle byłby cyrk:-)))
UsuńPaulina, w Czaczu już czekałaby na Ciebie telewizja.
UsuńTen Czacz, to chyba raj ;-) Nie mogę oglądać takich rzeczy, póki jeszcze chałupy nie sprzedałam, bo mnie skręca. Boże, jakie meble! Cały Dwór bym wyposażyła... Czaczem :-)
OdpowiedzUsuńWyposażyłabyś Riannon, spokojnie. Trzeba by podejść do tego z rozwagą i etapami, Czacz aż tak daleko nie jest. Kto jak kto, ale Ty oszukać się nie dasz. A dziady, jeśli zwietrzą interes, są skłonne do negocjacji. Na pewno znalazłabyś coś dla dworu niekoniecznie za pierdylion.
OdpowiedzUsuńChodzac tu po starociach, zawsze mamrocze sobie pod nosem, ze chcialabym tym towarem polskie dworki wyposazyc.
UsuńHana, ja sie nalotu nie bojeee;)
W moim ogrodku, wielkosci chustki do nosa, w zeszlym roku odbyl sie zjazd na 40 osob;)) Wszyscy sie pomiescili . A najbardziej sie dziwili, ze sokawke w filizankach podaje, zamaist w pastikowych kubasach;) A niby kiedy, ja mam tego fajansu uzywac???;)
Kasia, niewykluczone, że część staroci właśnie z polskich dworków pochodzi:)
UsuńBardzo mnie kusisz, bardzo. Ile to robi kilometrów z Poznania, lub Wrocka, bo ja pośrodku?
U mnie często się ludzie dziwią, że podaję lniane serwetki na stół. Przywykliśmy (nie wszyscy na szczęście) do bylejakości i pośpiechu. Nie znoszę plastikowych naczyń, nie znoszę! A już najbardziej tych białych, najtańszych i najobrzydliwszych z obrzydliwych!
Z Wrocka ok.900 km, z Poznania podobnie.Tylko inaczej sie jedzie. Zwykle.
UsuńZ Poznania brykasz na Berlin.
Z Wrocka na Norymberge, lub Frankfurt.
Mozna sie wyrobic w 8, 5 godziny;)
Jak splunal;))
Kurka siwa, z serwetkami u mnie gorzej;)
Ale realnie wychodzi 9-10 godzin.
UsuńMoj maz szybko jezdzi, wiec te nasze czasy troche ludzi zaskakuja;)
ja tez plastikow nie ten tego...a jak juz widze jakies przyjecia, gdzie sa smokingi, suknie koktajlowo-wieczorowe i szambion sie leje do tych najtanszych plasikow to od razu se mysle - dla takich bym na pewno nie pracowala! honor i dobry ton by mnie zagryzly. papierowe serwetki sa w uzyciu, bo mam za malo szmacianych...WSTYD!!
UsuńKasia, to ja na Berlin w takim razie:)))
UsuńOpakowana, bywają gorsze wstydy (l.mn. od wstyd:) Jeśli podejmuję większą ilość gości, to też papierowych używam, ale muszą być piękne!
UsuńMatko, do roboty muszę się zabrać, przez ten blog z torbami pójdę. Będziecie mnie utrzymywać???
OdpowiedzUsuńCoś nikt się nie dopisał:) Ja - dopóki pracuję - mogę pomóc:) Czy listonosz już był?
UsuńBył listonosz, był i cudeńka mi zostawił, już obfotografowane - dziękuję za nie oraz za propozycję utrzymania!
UsuńNo właśnie, co jest???
Ja mam blisko domu Bronisze, dużo mniejsze od Czacza, ale też mają urok. Nie bywam, bo nie mam za co, ale jak się kiedyś odkuję, to hoho! Filiżanki i talerzyki mnie powaliły, idealnie cudne som
OdpowiedzUsuńOri, poczekaj do aukcji:)))
OdpowiedzUsuńTalerzyki stoją na suszarce, bo pięknie tam wyglądają, aż szkoda brudzić je ordynaryjnym jedzeniem:)