Obudziłam się któregoś ranka z cieplutkim Czajnikiem
zwiniętym w precelek pod moją pachą. Tak bardzo to lubię, że opóźniam moment wstawania ile się tylko da:)
Pieski smacznie pochrapywały w swoich
legowiskach, na starej jabłoni uwijał się znajomy dzięcioł. Na zewnątrz zimno,
mokro i ponuro. Nic, tylko zalegać pod kołderką… I pomyślałam sobie o
wszystkich zwierzętach, które nie mają tyle szczęścia i zaraz potem o ludziach,
którzy także tego szczęścia nie mają, obce im są tego rodzaju emocje, bo z
różnych względów są pozbawieni bliskiego kontaktu ze zwierzęciem. Jedni nie
mogą, inni nie chcą, a jeszcze inni nie wiedzą, że tracą coś bardzo istotnego, co w dodatku jest szalenie przyjemne. Pokuszę się o stwierdzenie, że tych nieświadomych jest najwięcej.
Np. moja wieś. Bo i skąd mają wiedzieć, jeśli od pokoleń nie dali sobie szansy (lub nie dano im jej), aby się o tym przekonać? Nie
wiedział dziadek, ani ojciec, nie wie syn. Żaden z nich nie dotyka zwierzęcia
po to, aby sprawić mu (i sobie) przyjemność.
![]() |
Baluś, pies mojej Siostry |
Dla mnie to wyjątkowa sfera doznań:
zwierzęta wzruszają mnie, rozczulają, rozśmieszają. Dają poczucie bezwarunkowej więzi, nie
wyznaczają granic, nie budują dystansu. Nie obchodzi ich mój wygląd, wiek,
wzrost, wykształcenie, przekonania i CV. Są na zawsze, w zdrowiu i chorobie, na
dobre i na złe. Akceptują wszystko i biorą tyle, ile im dam.
No dooobra, czasem wymuszają więcej:).
![]() |
Na kominku (z prawej, poza kadrem) ogień płonie... |
Na zamówienie Psa w Swetrze - gwiazdor Wałek:
Tak sobie leżeliśmy z Czajniczkiem i myśleliśmy. Także o tym, jaka niespójność tkwi w naszej mięsożernej kulturze. Od pierwszych dni życia otaczamy dziecko „zwierzęcymi” zabawkami, pluszowymi pieskami, kotkami, misiami. Zwierzęta są wszędzie – w książkach, filmach, grach. I bardzo dobrze. Zwierzęcy bohaterowie mają uczyć empatii, szacunku do innych stworzeń, odpowiedzialności. Mają ludzkie cechy i ludzkie imiona. Dziecko podrasta i dostaje prawdziwe zwierzątko do kochania. Zastanawiam się, jak dziecko rozumie tę dwoistość? Czy nie uczymy go w ten sposób, że zwierzęta dzielą się na lepsze i gorsze? Na te do kochania i te do zabijania? Jedne kochamy, troszczymy się o nie, leczymy, gdy chore, płaczemy, gdy odchodzą. Inne umierają codziennie dostarczając nam pożywienia i o nich nie pisze się wierszyków, ani ich nie opłakuje. Chociaż, nie, pisze się! O kaczuszkach, króliczkach, konikach, świnkach i gąskach. Nie pisze się tylko jak kończą. Taka podwójna moralność. A już zupełnie nie potrafię pojąć kogoś, kto na dobranoc czyta dziecku np.”101 dalmatyńczyków” (jeśli nie czyta, to na pewno kupuje pluszowe pieski i kotki), a jego własny pies wyje w kojcu z osamotnienia, często z bólu, głodu i zimna (służę przykładami). Nie wiem, jak to się dzieje, że z większości dzieci jednak wyrastają empatyczni dorośli często otoczeni zwierzętami. Chociaż kiedy patrzę na moją wieś, to ogarniają mnie wątpliwości. Znam też takich, co to nie, bo nie, bez żadnych racjonalnych powodów. To ten sam syndrom (niewiedzy), tylko z elementem odpowiedzialności. Ci przynajmniej nie biorą psa/kota po to, aby uwięzić go w kojcu. Dobre i to...
Dla jasności - nikogo tu nie namawiam na manie, lub niemanie zwierzęcia, ani na wegetarianizm. Ot, dzielę się tym, co mi pod czapeczką zabuzowało.
Tak sobie leżeliśmy z Czajniczkiem i myśleliśmy. Także o tym, jaka niespójność tkwi w naszej mięsożernej kulturze. Od pierwszych dni życia otaczamy dziecko „zwierzęcymi” zabawkami, pluszowymi pieskami, kotkami, misiami. Zwierzęta są wszędzie – w książkach, filmach, grach. I bardzo dobrze. Zwierzęcy bohaterowie mają uczyć empatii, szacunku do innych stworzeń, odpowiedzialności. Mają ludzkie cechy i ludzkie imiona. Dziecko podrasta i dostaje prawdziwe zwierzątko do kochania. Zastanawiam się, jak dziecko rozumie tę dwoistość? Czy nie uczymy go w ten sposób, że zwierzęta dzielą się na lepsze i gorsze? Na te do kochania i te do zabijania? Jedne kochamy, troszczymy się o nie, leczymy, gdy chore, płaczemy, gdy odchodzą. Inne umierają codziennie dostarczając nam pożywienia i o nich nie pisze się wierszyków, ani ich nie opłakuje. Chociaż, nie, pisze się! O kaczuszkach, króliczkach, konikach, świnkach i gąskach. Nie pisze się tylko jak kończą. Taka podwójna moralność. A już zupełnie nie potrafię pojąć kogoś, kto na dobranoc czyta dziecku np.”101 dalmatyńczyków” (jeśli nie czyta, to na pewno kupuje pluszowe pieski i kotki), a jego własny pies wyje w kojcu z osamotnienia, często z bólu, głodu i zimna (służę przykładami). Nie wiem, jak to się dzieje, że z większości dzieci jednak wyrastają empatyczni dorośli często otoczeni zwierzętami. Chociaż kiedy patrzę na moją wieś, to ogarniają mnie wątpliwości. Znam też takich, co to nie, bo nie, bez żadnych racjonalnych powodów. To ten sam syndrom (niewiedzy), tylko z elementem odpowiedzialności. Ci przynajmniej nie biorą psa/kota po to, aby uwięzić go w kojcu. Dobre i to...
Dla jasności - nikogo tu nie namawiam na manie, lub niemanie zwierzęcia, ani na wegetarianizm. Ot, dzielę się tym, co mi pod czapeczką zabuzowało.
Sama jestem przykładem chowu bezzwierzęcego. W moim domu nikt nie krzywdził
zwierząt i potępiał ich złe traktowanie, ale też zwierząt wokół mnie nie było. Dzieciństwo spędziłam na wsi, gdzie stosunek do
zwierząt jest jaki jest. Nie wiem, skąd mi się
to wzięło, nie miałam żadnego wzorca. Odkąd pamiętam, rozpaczałam nad każdym
pokrzywdzonym stworzeniem. Moja siostra ma tak samo. Na przekór tak nam się porobiło?
Zwierzęta są ze mną odkąd tylko mogłam sama o tym decydować.
Nie potrafię i nie chcę żyć bez nich, chociaż tak bardzo boli, kiedy odchodzą. Godzę się na tak wysoką cenę, jestem im to winna.
Pierwsza?
OdpowiedzUsuńUdalo sie jestem pierwsza, Hana, ze wszystkim sie zgadzam, zawsze mialam zwierzeta, od urodzenia i zawsze to byly tzw, znajdki, teraz po raz pierwszy w zyciu nie mam , nie moge miec, bo nie wiem gdzie mieszkam, poza tym na koty rozwinelam alergie wprost diabelska...ale zwierzeta sa dal mnie zawsze bardzo wazne...
UsuńU mnie też koty - znajdki, wszystkie trzy. Jest i radość, że do nas trafiły i że chyba nas lubią ;), ale zmartwień też nie brakuje. A to brzuszek, a to główka lub paluszek...No cóż, ludzkie dzieci też chorują. Opieka nad zwierzętami, zwłaszcza tymi po przejściach, raczej do łatwych nie należy. Nie wyobrażam sobie jednak, że mogłoby ich tu nie być.
UsuńHana tak pięknie napisała:
"Dla mnie to wyjątkowa sfera doznań: zwierzęta wzruszają mnie, rozczulają, rozśmieszają. Dają poczucie bezwarunkowej więzi, nie wyznaczają granic, nie budują dystansu."
To prawda, tak wiele nam dają. Bezwarunkowo. Kochane nasze futrzaki.
O tak, kociamber ulokowany pod pachą, albo mocno wtulony w człowieka jest rozbrajający :)))
OdpowiedzUsuńZmiany mentalności następują, ale wydaje się, że są niezauważalne. Na wsiach księża mogliby zrobić dużo dobrego w tej kwestii, ale maja to gdzieś. Albo twierdzą, że zwierzęta nie mają duszy, albo brak im empatii.
Pewnie jakaś sekwencja DNA odpowiedzialna jest za to, czy komuś na sercu leży los zwierząt, czy też nie.
Gdyby wlaczyla sie do akcji ambona! tez tak mysle, ze ksieza mogliby duzo w tym wzgledzie zrobic, ciekawe dlaczego nie odczuwaja takiej koniecznosci...
UsuńZnam dwóch księżych w okolicznych wsiach, którzy bardzo duzo o tym mówią, sami mają psy i apelują o lepsze warunki i zabieranie psów w Sylwestra do domów. Starają się uzmysłowić ludziom, że to żywe istoty i nie wolno ich krzywdzić. Na ile to jednak do ludzi trafia, trudno powiedzieć. Szkoda, że to jednak stale rzadkość...
UsuńTeż się nad tym zastanawiam ..... mam od niedawna kontakt z takim młodym księdzem i mam nadzieję kiedyś go delikatnie zagadnąć w tej kwestii. Zobaczymy.
UsuńNie zapisałam się do żadnych matek różańcowych he,he, tylko od kilku miesięcy uczę się włoskiego i ksiądz ów dołączył niedawno do naszej grupy.
Własnie, Miko - rzadkość straszna.
UsuńW Krakowie od lat odbywają się msze w intencji zwierząt. Byłam na takiej mszy, w otwartym publicznym miejscu na Placu Szczepańskim, bardzo pięknie i mądrze księża mówili o zwierzętach. Wiem, że takie msze odbywają się też u franciszkanów, być może jeszcze gdzieś.
UsuńBarbara
Księża w większości pochodzą ze wsi , albo z małych miasteczek, no a tam wiemy jak jest. Na ślubie mojej bratanicy półtora roku temu, ksiądz staruszek powiedział wprost, że to człowiek jest najważniejszy na ziemi.
UsuńMarija - coś w tym może na rzeczy być - z pochodzeniem.
UsuńA księdzu staruszkowi tak wmówiono i się tego trzymał. Pan świata i stworzenia, kurde ....
To też można Marija, różnie rozumieć i różnie z tego powodu w życiu postępować. Można, jak mówił Lis do Małego Księcia, uważać, że jest się odpowiedzialnym, za tego, kogo się oswoi. Za zwierzęta, rośliny, kształt ziemi jaki po sobie zostawimy. Można również uważać, że skoro jestem najważniejszy to wszystko mi wolno mieć, niszczyć, wykorzystywać dla siebie. Słowa są żródłem nieporozumień, bo prawie każdy rozumie je podług siebie.
UsuńBarbara
a ja bylam z nasza Sal w katedrze w Ely (bardzo znamienita katedra...) na mszy DLA zwierzat i wszyscy mogli przyjsc. najwiekszy chyba byl osiolek badz kun! wszystkie zwierzeta niezwykle grzecznie sie zachowywaly...
UsuńTa co ja byłam, też była dla ludzi ze zwierzakami :)) czyli niejako dla zwierząt :) . Najbardziej mnie rozczulił jakiś chłopczyk z jedną małą rybką w takim akwarium-kuli ... I ludzie z różnymi baaardzo wielorasowymi pięknościami, czasem mocno wiekowymi...
UsuńBarbara
Zwierzęta niewątpliwie mają duszę zwierzęcą, ale nie mają ducha, który jest wieczny i może być zbawiony. Co nie znaczy, że mają mniejszą wartość jako stworzenia.
Usuńa KTO mowi, ze nie maja ducha? Ktos sprawdzal?
UsuńWewnątrz, w sednie duszy człowieka tkwi duch, który czyni człowieka człowiekiem. U niektórych ludzi jest on rozwinięty, u niektórych zasypany. O tych z zasypanym duchem mówi się "bezduszny człowiek". Bezduszny, czyli bez ducha, no bo przecież nawet najgorsza kanalia jakąś duszę posiada. Mroczną, ale posiada. Duch to "iskra Boża", ona czyni człowieka samoświadomym. Zwierzę jest świadome, ale nie ma świadomości siebie, kieruje się instynktem. Dusze zwierząt też się rozwijają, ale po śmierci odchodzą do zbiorowej "centrali". Taka np. żaba ma na ziemi różne przeżycia, ale po śmierci nie zachowuje swojej formy. Wyżej rozwinięte zwierzęta, które na ziemi odczuły miłość do duchowego, taką indywidualna formę mogą zachować.
UsuńWielu ludzi funkcjonuje na poziomie rozwoju zwierząt i nie jest świadoma, że obowiązkiem człowieka jest rozwijać się duchowo, stawać się szlachetnym. To siła ducha pozwala człowiekowi panować nad popędami, zwierzę tego nie potrafi. Wielu to sprawdzało.
Podobnie jak Opakowana, nie mam pewności.
UsuńW niektórych religiach zwierzęta mają duszę. Jak również rośliny i kamienie.
Dla mnie maja dusze, a ze jestem niewierzaca, to ta dusza ma chyba inna forme niz te z naciskiem na wiare/religie. ale schodze juz z tego sliskiego tematu.
UsuńNie no, dlaczego śliski? Czy duch, siła ducha to nie jest rozum po prostu? Dla mnie tak.
Usuńsliski, bo idziemy ku religii...
UsuńOd urodzenia towarzyszyły mi zwierzęta, ale też tak jakoś było, że część była nietykalna, wiedziałam jednak, że kurę można zjeść i świnkę też. Nigdy w mojej obecności nie zabito zwierzęcia, może dlatego jakoś to oddzielam. Na dodatek jestem mięsożerna i mogę nie jeść mięsa przez jakiś czas, ale jak mnie napadnie, to nie zaspokoję inaczej głodu. Nie powiem żeby mi z tym dobrze było. Chyba wypieram problem.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony do kogo bym gadała gdyby nie mój kot?
Ewa, moim zdaniem nie trzeba nazywać tego problemem. Stawiamy sie wtedy od razu w sytuacji tych gorszych i mało empatycznych. Też jestem mięsożerna i pogodziłam się z tym. Trudno, jedni są tacy a inni tacy.
UsuńEwo2, też gadam ze swoimi kotami :)
UsuńNajmłodsza kotka potrafi mi odpyskować. Wesoło jest:))
A poza tym, kto by mnie tak szczerze kochał, jak nie one ? Ta miłość to nie przez smakołyki przecież :))
uczulona na sierście do potęgi entej.W domu koty goniono,choć matka psy miewała wcześniej panną bedąc.
OdpowiedzUsuńW czasie wojny oswoiła sobie kogutka.Kogutek chodził za nią jak pies,przybiegał na gwizd i takie tam.Niestety, zabity na rosól kiedyś tam został,od tego czasu matka nie tknęła mięsa drobiowego...
No ja pierwszego kota mając lat 18... i przeżyłam ( nie,to nie jest śmieszne bo choroba trzyma do tej pory od urodzenia).16 lat temu dziecka zaapelowaly do uczuć wyższych,bo jak to tak zima idzie a kotka dzika okocona w garażu i dwoje maluchów na zmarnowanie?!? No dooooobra.Wzięte.Cała rodzinka. Stara gdzieś w świat poszła.maluchy dorosły.2007 Łaciaty otruty przez debila jednego;/. Przypałetał się Kuba kocurek znów. Czarnusia siostra Łaciatego odeszła 06.08.2015....w słusznym wieku lat 16.Alergie opanowane,czasem tylko dają znać.Stan dziś: Ruda lat 6 przygarnieta z interwencji bo jakiś ch....j....katował szczeniaczka i głodził;/.Nie ma kła lewego - wybity kopem, coś z jednym okiem,noga w udzie od kopniaka złamana sama się kuźwa zrosła ale Rudeńka radosnym psem jest;).Lubią się z Kubą,czasem na spacery razem chodzimy;).
Jeżu, Matylda, nawet nie mogę tego czytać, bo mnie rozrywa.
Usuńech, czytam pierwsze zdania i łzy mi kapią:(
OdpowiedzUsuńHanuś, no ja nie mogę, no nie mogę zrozumieć okrucieństwa wobec zwierząt i dzieci ( kolejność dowolna)
Lulkę zabrałam oprawcy, to pierwszy pies, jakiego w ten sposób miałam, przedtem miałam kupione, w sumie od dzieciństwa niemal zawsze był pies przy mnie i jeden kot. Nie wyobrażam sobie życia bez zwierzaków, gdybym wygrała w Lotto, to głównymi szczęśliwymi zwycięzcami byłyby bezdomne psy.
Długo cierpiałam po stracie moich psów, nadal cierpię, co skutkowało tym, że nasza nowa yorczynka długo nie mogła zdobyć mego serca, tzn lubiłam ją, była słodka, pocieszna, ale ja cały czas czułam się winna "zdrady uczuciowej" Wiem, ze to może wydawać się głupie, ale tak mam, ta żałoba u mnie trwa i trwa. Teraz ten nasz nowy psiak już na dobre zagościł w moim sercu, wywołuje ciepłe uczucia. Lulka mamy u nas w domku, jest w swojej urnie i gdy przechodzę obok, to częśto głaszczę to drewniane pudełko, nawet wydaje mi się ono takie...ciepłe.
Marzy mi się świat dobry, świat przyjazny dla zwierząt, bo tak naprawdę to my się na tej Ziemi pojawiliśmy ostatni i nasza rola powinna być służebna w stosunku do natury. My ze swoją inteligencją i rozumem jesteśmy zobowiązani dbać o świat, który chyba w swej bezmyślności nas stworzył, ku zagrożeniu cudów natury i życia.
Amen
Nigdy nie zrozumiem tego okrucieństwa wobec zwierzaków. Dowartościowanie siebie przez znęcanie się?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam kiedyś uroczą książeczkę Leona Knabita, zakonnika z Tyńca. Tytuł "Czy zwierzęta maja duszę?" Nie pisze, że mają duszę zwierzęta, ale pisze o nich niezwykle ciepło.
Kończy ją zdaniem: "A rzeczywistość na pewno okaże się dużo bogatsza, niż możemy sobie wyobrazić. Bo u Boga wszystko jest możliwe.
Napisałam dla rozluźnienia ściśniętego gardła.
Ojca Leona udało mi się poznać osobiście, mądry i ciepły człowiek.
UsuńTeż byłam na spotkaniu z nim, bardzo mi się podobał, zwłaszcza jego dystans do samego siebie i popularności.
UsuńJa mówię wprost: żadnego ściemniania - jestem ze wsi - umiem zabić kurę na rosół, wypatroszyć i ugotować... Umiem i wiem, że gdyby wymagała tego konieczność - potrafiłabym (człowiek=moje dziecko = jest najważniejszy). ALE - póki co - nie muszę i to nie jest konieczne, więc nie jem, nie zabijam, nie finansuję biznesu zabijania i jedzenia. i to jest suuuper. Bo - jak mówi guru wegan - dajcie dziecku rocznemu do łóżeczka królika i jabłko - i czekajcie... jeśli zje królika i zacznie się bawić jabłkiem uwierzę, że człowiek jest mięsożerny...
OdpowiedzUsuńWróciłam po trzech dniach TOTALNEJ NIEOBECNOŚCI w domu - obojga nas - zwierzęta zwariowały - kot na prawej, pies na lewej ręce do głaskania (choć mój Tata i Księżniczka byli i bawili się z nimi i dawali jeść etc.)- wiem, że tylko ciężkie warunki wojenne mogą mnie zmusić do zjedzenia mięsa i zabicia zwierzęcia - wtedy - uruchomię swoją wiedzę z tego zakresu - PÓKI CO nie muszę - i to jest najpiękniejsze...
Krecie, w ekstremalnych sytuacjach, zwłaszcza gdy stawką jest przeżycie, dzieją się różne rzeczy, wiadomo. Żyjemy jednak w miarę dostatnim kraju i nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tych wszystkich, którzy dręczą zwierzęta. Im nie chodzi o przeżycie. Nie wiem, o co im chodzi i dlaczego to robią.
UsuńTo nie geny to wychowanie, to świat, w którym bogiem jest pieniądz! Od kilku tygodni moja szkoła (średnia) organizuje spotkania z przedstawicielami TPZ (szukają wolontariuszy). Zainteresowanie wśród dzieci - znikome. Po co ktoś im mówi o zwierzętach, po co te koty przynoszą Przecież oni nie maja na to czasu, musza zarabiać pieniądze (prawie wszyscy pracują, nawet ci niepełnoletni, w końcu do szkoły niekoniecznie trzeba chodzić!!! - system na to pozwala). Znudzeni (mimo iż to na lekcji) wysłuchują tego, o czym im opowiadają jakieś pokręcone pani, które zajmują się bezdomnymi zwierzakami. I w całej swej bezdennej beznadziejności pojąć nie mogą, po co, przecież KASY z tego nie ma! Zainteresowane - jednostki! Na szczęście - jednak są!
OdpowiedzUsuńIza
Iza, obawiam się, że to wzorce wyniesione z domu i niewiele da się zrobić. Trzeba chuchać i dmuchać na te jednostki, które z czasem zwiększą krąg im podobnych. Może...
UsuńCzołgiem empatyczne Kureiry! Jestem na gościnnych występach i nie za bardzo mogę rozwinąć skrzydła. Ale jutro rozwinę!
OdpowiedzUsuńHana
Hanuś, pij nasze zdrówko, za każdą Kurę chociaż po jednym kieliszeczku ;)
UsuńSonic, wychyliuam po dwa, lepiej się czujecie na zdrowotności?
UsuńMnie to nawet w głowie od tego szumi już od rana hehehe
UsuńAle że czułaś Marija, że ja się poświęcam dla Waszej zdrowotności? Wprawdzie poświęcam się dopiero gdzieś tak od 18.00. ale może przeczuwałaś to już od rana? To możliwe w końcu:)
UsuńHanuś, noooo :))) poszło mi w język...bełkoczę :P
UsuńHana czułam i to jak czułam ;) a zdrowie najważniejsze ;)
Usuńnie szkodzi, ze nie mialas w domu zwierzat, ze na wsi widzialas zwierzeta tak traktowane jak sa traktowane...mamy cechy, ktore sa nasze indywidulane, pomieszane rozne geny i chromosomy , ogladamy, widzimy i sobie wnioski wymyslamy. Jasne, ze macie zwierzat od urodzenia w domu pomaga w roznych empatycznych uczuciach i obcowanie ze zwierzatkami jest wtedy dla nich zupelnie naturalna , normalna rzecza. ale w rodzinach KTOS musi byc tym pierwszym, kto ma zwierzeta i traktuje je jak innych czlonkow rodziny.
OdpowiedzUsuńmozliwe, ze to, co nas kompletnie oczarowuje, zatyka dech, zachwyca, to bezwarunkowosc ich milosci. Ktora TYLKO i wylacznie zasluguje na rewanz. taki sam i na zawsze. i chyba wtedy jestesmy o te odrobine lepsi. wykluczam tu kretynow, co nie umieja tego zauwazyc, a zwierzeta dalej maja. nawet rybki i chomikki nas kochaja! Mielismy taka rybke, ktora dostawala wariacji na widok czlowieka, podskubywala, naprawde dla zabawy, palec wlozony do wody...
jestem jeszcze miesozerca, ale wybrakowanym...
Kurna, Opakowana, ale tych kretynów jest ciągle mnóstwo:(
UsuńJakos zawsze bolala mnie cudza krzywda, szczegolnie zwierzeca, ale ludzka tez. Zwierzaki zasluguja na kochanie, bo same kochaja bezwarunkowo i tak bardzo sa od czlowieka zalezne. Gdyby tylko wlasciciele zwierzat traktowali je z nalezytym szacunkiem, a nie jak przedmioty, gdyby tylko mieli dostatecznie rozwiniete poczucie odpowiedzialnosci za swoich podopiecznych, ten swiat bylby na pewno lepszy, a zwierzeta tak by nie cierpialy.
OdpowiedzUsuńPantera, to takie oczywiste, dlaczego nie dla każdego?
UsuńBo tylko ludzie na wyzszym poziomie rozwoju ewolucyjnego sa w stanie to ogarnac. Reszta to neandertalczyki.
UsuńU nie też jakoś tak z iczego wzięła się ta tkliwośc do zwierzaków. Od dziecka, tak miałam, ale u nas zawsze były psy i koty. Może nie poduszkach i w łożku (wyjatek to była choroba, wtedy do łóżka dostawałam psa, albo kota), koty nocą na włoczęgach lub w stodole, w dzień mogły spać pod piecem, psy jeden przy budzie, 2, albo i 3w prywach maluchy, spały w kuchni. Gospodarskie zwierzęta były traktowane dobrze, zomą krowina dostawała ciepła zupę nawet, a w bardzo mroźne noce na grzbiet ojciec zarzucał jej jakies stare derki. Do chorych przyjeżdżał wet ( zapalenie wymienia, pamiętam), miała cięte racice, żeby jej nie zachodziły na siebie i była zgrzebłem czesana. Nigdy nie miała boków i dupska ulepionego krowińcem, jak czasami się widywało. Moje siostry też kopnięte na punkcie zwierzaków (tylko jedna nie ma) Dwie pozostałe na chwilę obecną mają stan: 2 koty plus piec, a druga 2+2, po parce. Kiedyś się nie sterylizowało, teraz kociny ciachnięte, bo wychodzą i po, co mają nowe pokolenia rodzić. Ja mam Mopka, z chęcią miałabym jeszcze kota, ale...no właśnie. Nie mogę, bo hutuję, wyjeżdżam, kiedyś pewno będzie. A z Mopeckiem uwielbiam spać, choć trochę podśmiarduje, jak to pies mimo, że kąpany. Buziaki Kurki. Byłam dziś na witrażowaniu, fajna sprawa.
OdpowiedzUsuńP.S. Piec też ma, ale chodziło o psa.
UsuńMnemo ile godzin miałaś mieć tego witrażowania ? Skończyłaś już coś dzisiaj ? Napisz coś wiecej :)
UsuńTak, mam zrobioną ...kaczkę:) Dam zaraz tylko zabrałam się za malowanie kapliczki. Chyba się sklonuję. bo na warsztacie też chusteczniki, a weekend krótki.
UsuńA tak a propos wychowywania w miłości do zwierząt oraz czytania - czytałyście w dzieciństwie serię "Dr Dolittle i jego zwierzęta "? I jeszcze jedną, którą czytałam moim dzieciom "O czym szumią wierzby"?
OdpowiedzUsuńBarbara
Pewnie, że czytałam, bardzo lubiłam.
UsuńKażdy chyba czytał o doktorze z Puddleby nad rzeką Marsh...:)) Najbardziej lubiłam Dwugłowca:)
Usuńoczywiście, ze czytałam, to jedna z najbardziej ukochanych książek:) jak ja zazdrosciłam Dr. Dolittle tej umiejętności rozmawiania ze zwierzętami :)
UsuńMnie bardzo podobały się opowiadania o zwierzętach Grabowskiego.
UsuńDoktor Dolittle to kanon. Gadałam z pluszakami i do pluszaków jak on...
Usuńu mnie zwierzęta były od zawsze...kocham szczególnie koty, choć wzruszają mnie tez stare psy i te przestraszone bezpańskie biedy...
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, czy kocham zwierzęta? Tak w całej ich ogólności to na pewno nie, bo przecież przepędzam kreta z ogrodu, nie chciałabym mieć w domu myszy, a już Boże broń szczura... Ale w ogromnej większości zwierzęta budzą we mnie ciepłe uczucia, podziwiam je i lubię je w swym otoczeniu. I tu się sprawy komplikują, bo tak - zachwycam się prosiaczkami, krówkami, ale nie mam problemu ze zjedzeniem kotleta, przeciwnie, bardzo lubię. Z tym, że królika już bym nie zjadła. Na czym to polega pojęcia nie mam. Nie wiem też, jakby było, gdybym mieszkała na wsi i nie byłoby mi tak łatwo "oddzielić" tego schabowego na talerzu od znajomej świnki, która jeszcze wczoraj chrumkała na podwórku.
OdpowiedzUsuńJednak uważam, że nie należy dążyć do powszechnego wegetarianizmu - przede wszystkim dlatego, że pełnowartościowa dieta wegetariańska jest droższa, a głodujących na świecie dużo. Najważniejsza wydaje mi się walka o to, by nie zadawać zwierzętom cierpienia na żadnym etapie ich pozyskiwania. Na przykład absolutnie powinna być zakazana sprzedaż żywych zwierząt z przeznaczeniem do zabicia w domu (KARPIE!).
Psy i koty to dla mnie coś innego niż po prostu zwierzęta. Były i są ze mną zawsze i nie wyobrażam sobie, by mogło ich koło mnie zabraknąć. Tu chciałam zacząć pisać o tym ogromnym szczęściu, jakie dać nam mogą tylko pies i kot, ale zaraz by się mój komentarz zrobił większy niż cały Twój wpis i pozostałe komentarze razem wzięte. Więc (nie zaczyna się zdania od "więc") opamiętałam się w porę i zmykam.
Damo tak, właśnie tak !
UsuńDamokier, pisz, proszę, pisz, ile Ci wyjdzie!
UsuńTeż się podpisuję pod wszystkim co napisałaś. Chociaż, cholera, koegzystuję z myszami, bo nie mam serca pułapek nastawiać, a do żywołapki france nie chcą wchodzić.
UsuńMiko, też koegzystuję, bo one wiedzą, że w domu mają bezpieczniej, niż na zewnątrz ;)). Na zewnątrz są kociełapki ........ Najbardziej żal mi ryjówek, bo podobnie jak kretów, koty ich nie zjadają, tylko mordują. Na szczęście ryjówki są sprytne i chowają się w różnych szparach w ścianach. Błyskotek zwłaszcza, jak je usłyszy, to dostaje amoku i lata po ścianach ;D . Koegzystuję też z kunami, choć w tym roku chyba uznały, że za dużo kotów i się wyprowadziły (chyba?).
UsuńBarbara
Od kiedy zatkałam dziury, którymi wchodzą do domu, nie muszę ich truć.
UsuńW domu, w którym mieszka pięć kotów, myszy na szczęście nie bywają. Krety przepędzałam kiedyś za pomocą plastikowych butelek nasadzonych na metalowe pręty wetknięte w krecie kopczyki. Podpatrzyłam to na ogrodach działkowych. Działkowicze wytłumaczyli mi, że butelki na wietrze się kręcą i stukając w pręty płoszą krety. U mnie żadnego efektu oprócz tego, że rabaty z butelkami na prętach mocno spaskudniały, to nie dało. Teraz krety jednego roku są, a drugiego sie wyprowadzają. Jak im sie spodoba...
UsuńPo miłej zachęcie Hany chciałam jeszcze napisać coś o psach i kotach, ale Franio uwalił mi się na rękach i przepadło.
Damo, z kretami przestałam walczyć już dawno. Żebym pokochała to nie... ale żyjemy sobie we względnej tolerancji. Nie jest ona totalna, bo usłyszą czasem grube słowo. A i jakaś zdesperowana myszka niekiedy do domu się przemknie, ale my ją zaraz do żywołapki, zanim dopadnie ją Czajnik.
UsuńAgniecha, u mnie wchodzą przez drzwi po prostu...
UsuńHana, myszy wielkopolskie najwyraźniej się na żywołapkę nabierają, góralskie nie chcą...
Jakie dobrze wychowane zwierzątka. A pukają może? Łapki w wycieraczkę wycierają?
UsuńNie wycierają, cholery. One już się zadomowiły w sierpniu, jak cały czas drzwi wejściowe są otwarte, nie musiały pukać...
UsuńPięknie to napisałaś. Zgadzam się w stu procentach!
OdpowiedzUsuńJa to już wszystko na ten temat napisałam pod innymi postami,więc nie będę się powtarzać,żebyście nie myślały że sklerozę mam . ;)
OdpowiedzUsuńZaraz mnie wyklniecie, bo zamorduję mojego kota, Tylko się na moment odwróciłam, a on MUSIAŁ polizać kokosowy lukier na torcie. Przecież mu nie daję, skąd wiedział że to z serka?
OdpowiedzUsuńNosem Ewo nosem ;)) Wyczuł serek po prostu :))
UsuńKiedy nie zawsze czuje i tak przez kokos? Łobuz jeden, na szczęście nie narobił szkody.
UsuńDobrze, że nie wlazł na tort...
UsuńMika - zawsze mozna powiedziec wtedy, ze to tak specjalnie dekorowany tort zeby WYGLADAL jakby po nim kot chodzil. ale by sie ludzie zachwycali nad umiejetnosciami artytycznymi dekorowania tortow! ile zamowien by sie posypalo...tylko kotek by utyl nieco, pardon, pomocnik kuchenny, znaczy sie, hrehreher
UsuńJakże bliski mi temat! Od dziecka posiadanie zwierzaka, tzn kota bądź psa, było moim marzeniem. Tak bardzo tego pragnęłam! Ale niestety nie mogłam mieć. Rodzice wciąż mi kupowali jakieś erzace, które też kochałam i miałam z nimi więź. A to kanarka, a to papużki, a to rybki, żółwia... Ja jednak tęskniłam za sierściuchem. Byłam bardzo samotnym dzieckiem i zwierzątko było mi potrzebne jak tlen.
OdpowiedzUsuńTeraz to sobie rekompensuję i to, że jestem dorosła nie sprawia wcale, że moje uczucia się słabsze. Psy, koty są mi potrzebne do szczęścia. :)
Mówię dobranoc Kurnikowi. Deczko zmęczona jestem tym pieczeniem i przygotowaniami.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy i miłych prezentów od Mikołaja pod poduszką.
Moja nauczycielka jogi pochodzi ze wsi. Od dziecka była więc otoczona mentalnością typową dla wsi. Od dziecka najbardziej lubiła przebywać ze zwierzętami, biegała po polach rozmawiając z ptakami. Rodzice załamywali nad nią ręce: co z niej wyrośnie rozmyślali, jest inna niż wszyscy. Jak to się stało, że urodziło się im takie dziwne dziecko. Nie chciała mieszkać na wsi. Rodzice postawili warunek. Jak skończysz studia pozwolimy ci pojechać w świat, powiedzieli. Studia skończyła i wreszcie mogła żyć po swojemu. Jej pasją stała się Joga - ta prawdziwa z Indii. Okazało się, że znalazła w niej wszystko to, co wiedziała już jako dziecko.
OdpowiedzUsuńGdy ją poznałam, dosłownie oniemiałam. Ona jest 25 lat o de mnie młodsza, śliczna, niesłychanie zgrabna dziewczyna. A to co mówiła i jak mówiła było dla mnie zastanawiające. Zupełnie jakbym słuchała jakiegoś mędrca. Poważnie zaczęłam się zastanawiać czy reinkarnacja nie jest prawdą.
Na lekcje jogi poszłam tylko dla świetnej gimnastyki, a okazało że prócz niej usłyszałam i dowiedziałam się, że są na tej Ziemi ludzie mający taki sam stosunek do zwierząt jak ja. Miałam to szczęście, że moi rodzice kochali zwierzęta. Ale tak jak pisze Hana, o tych zabijanych na mięso nie mówiło się.
"Otworzyły mi się oczy" w wieku lat 50 po paru lekcjach u tej dziewczyny. Ona nikogo do niczego nie namawiała, nikogo nie oceniała, wszystkich traktuje jednakowo.
Ja niestety wraz z wiekiem zaczynam coraz bardziej dziwić się, jak można kochać zwierzęta i jeść ich mięso, zgadzając się na ich okrutne zabijanie.
Napisałam to po to, żeby dać przykład na to, że bez względu gdzie się urodzimy, w jakiej kulturze żyjemy, możemy być inni i wcale nie warto tego się wstydzić.
A jeszcze na zakończenie napiszę, że któregoś dnia na lekcji Jogi, zjawili się rodzice mojej nauczycielki. Przesympatyczni ludzie. Przyjechali spod samej południowej granicy, żeby zobaczyć jak radzi sobie ich córka w Świecie.. I wiecie co? Przez całą lekcję ćwiczyli razem z nami, po raz pierwszy w życiu. To było cudowne i wzruszające.
UsuńŚwietna opowieść. Dlatego od 20 lat nie jem mięsa. niestety dla naszych domowych pupilków jest konieczne, powstaje dylemat ale cóż taka jest ich natura. Ale my ludzie możemy sobie darować konsumpcję i skórzane łaszki.
UsuńZuza, nie wstydzimy się nic a nic!
UsuńKurki...jak chcecie zobaczyć moje pierwsze witrażowe "dzieło" to zapraszam do mnie:) Jest tematyczne...zwierzątkowe...
OdpowiedzUsuńMnemo, kaczusia jest śliczna! Co będzie dalej?
UsuńEch... Nie wiem, co napisać, bo to, co bym chciała, już zostało napisane. A temat zwierzaków jest mi ostanio bliski. I tak jakoś powraca w rozmowach z różnymi ludźmi. Nawet dzisiaj. A może jednak wczoraj?
OdpowiedzUsuńDobrej nocy, Kurki!
Witajcie Kurki słodko śpiące.Napiszę tylko,że bardziej mnie wzrusza los i cierpienie zwierząt niż ludzi,możne dlatego że one nie mogą się upomnieć o swoje życie i ból jakie to życie/często człowiek/im sprawia.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia:)
Orko, przybijam piątkę!
UsuńTez tak mam. Nie oglądam żadnych filmów, gdzie dzieje się cos zlego zwierzeciu. Nigdy nie obejrzalam Lessi i Bialego Kla, bo pamiętam, ze moja mama zawsze płakała oglądając te filmy.
UsuńI straszny był dla mnie Łysek, to chyba pierwsza lektura, ktora mnie poruszyla i uświadomiła moją niemoc.
Dzięń dobry Kurniku :)! U nas na pewno piękny , słoneczny :).
OdpowiedzUsuńPrzyszło mi na myśl, że książki Doroty Sumińskiej powinny być w obowiązkowym kanonie lektur szkoły podstawowej.
Barbara
To jest myśl! Tylko kto wprowadzi takie pozycje do kanonu.
UsuńTaaa, na pewno nie ta kadencja.
UsuńDzień dobry Kury.
OdpowiedzUsuńU nas wieje bardzo.
Pies ziewa.
Konie stoją przy stajni. "Nie ma siana???No co ty sobie wyobrażasz, po co my cię mamy, człowieku?Uważaj, bo zmienimy sobie sługę na lepszą."
:)))))
UsuńBarbara
Dzień dobry Kurki. Kotki poszły rano na balkon, ale trochę im łapki zmarzły. Do łapoczynów dochodzi czasem, bo mój chce się bawić i gonić, a ona stateczna i leniwa, więc go odgania.
OdpowiedzUsuńPogoda piękna, słonecznie, niebo błękitne. Gdyby nie rodzinny spęd urwała bym się na spacer.
Miłej niedzieli Kurki, idę pozaglądać do Was, zanim kawka się skończy.
OK, wszystko pieknie ale mnie zrodzilo sie takie pytanie:
OdpowiedzUsuńCo zrobic z duuuuuzym psem, dla ktorego naprawde nie ma miejsca w domu i dlatego przebywa w kojcu? No, musi byc w kojcu bo mimo ogrodzenia ucieka i stanowi zagrozenie dla ludzi i zwierzat...
??????
Pozdrawiam wszystkich
A
A to jest pytanie hipotetyczne czy faktycznie Twój problem? To dość istotne, abyśmy nie dyskutowały po próżnicy. Każda sytuacja jest inna i trzeba ją rozważyć indywidualnie.
UsuńNo i kojec kojcowi nierówny. Czasem jest to po prostu klatka bez możliwości rozprostowania nóg.
UsuńDzień dobry.Kolejny cudownie słoneczny.
OdpowiedzUsuńTemat złożony,bo wszystko to prawda.I to co piszą wegetarianki i to co damakier, ja jestem pomiędzy również, bo lubię od czasu do czasu dodatek mięsa w ludzkiej karmie. Mąż natomiast jest bardzo mięsożerny, wyznaje dietę optymalną,czyli tłustą bez weglowodanów.
No i tak to u nas wygląda, że bez mięsnych dań się nie da.
.....
Ewo2,u mnie podobnie z kocią seniorka,nie lubi być zaczepiania, to ona musi zainicjować zabawę w gonitwę.
A ja sie zastanawiam czy moge byc w Kurniku? Ja jestem typowym mięsożerców, co najwyżej dzien- dwa wytrzymam, ale caly czas jestem głodna...
UsuńDla cierpienia i zabijania od tak mówię stanowczo NIE. Nie potrafię zrozumieć, czemu trzyma sie takie jednostki i karmi na nasz koszt, zamiast te finanse przeznaczyc na pomoc dla tych poszkodowanych, czy potrzebujacych zwierząt i ludzi. Uwazam ze tu jestem problem przyzwolenia na ból i cierpienie niewinnych zwierzat, czy dzieci.
Ewo,wyciągnij rodzinę na spacer!
OdpowiedzUsuńAnonimowy, kojec ok,byleby tam pies nie przebywał non stop,tylko był wyprowadzony i zwyczajnie zadbany,jak należy. Kojec nie ma być więzieniem! Jakaś przyczyna w jego zachowaniu tkwi, że ucieka i bywa zagrożeniem.
Rodzinka pewnie zwieńczy spacer obiadkiem u mnie.
UsuńJak pogoda wytrzyma odbiję sobie jutro.
no i jeszcze chyba zalezy jak duzy ten kojec...jak jestem w daczy, to widze psy w mikro kojcach, a ogrodu hektary...nawet nie ogrodu a przestrzeni. nudzi sie takiemu.
UsuńDobrze jeszcze, jeśli w kojcu pies nie ma łańcucha na szyi. Bo i to jest nierzadki widok.
Usuńu nas, po dwoch dniach i nocach wichuru niemozebnego, jest spokoj, pelne slonko i 14 stopni ciepla...a wczoraj jak ladowalam na etapy recykling do wiadra i odstwilam male wiaderko na to (z przykrywka), to wichur uniosl przykrywke, wyciagnal opakowanie sztywno plastikowe i rzucil mi na twarz...w ten sposob wygladam z bliska jakby mnie kto zdzielil po nosie...fajnie....
OdpowiedzUsuńwczoraj w Londynie wichur porwal dziadka 90letniego i rzucil do na jezdnie, pod autobus! naprawde! a tak to, juz chyba tradycyjnie przed swietami, straszne powodzie na polnocnym zachodzie. Pare lat temu, jak tak bylo, to mowili,, ze taka anomalia to raz na 100 lat. niektorzy mieszkancy wobec tego zaczeli twierdzic, ze wedlug tych meteorologow, to oni maja tak przecietnie po 250 lat, hrehre....ale zal mi ich - cale partery domow zwyczajnie gnija....nie maja pradu ni gazu, moze bedzie przed swietami, zaleznie do rozleglosci zniszczen...
U nas dzisiaj było niesamowicie pięknie! w słońcu 15 stopni!
UsuńNo właśnie widziałam te powodzie w tv, wyglądało bardzo ciężko, zastanawiałam się co u ciebie.
UsuńMika - ja mieszkam w jakies niezwyklej zupelnie czesci kraju, gdzie katastrofy nie dochodza, ale ciiiiiiiiiiiii i tfu przez lewe ramie i puk puk w niemalowane i co tam jeszcze.
Usuńteraz uprasza sie o kciukasy za czwartek w nocy na kanale La Manche....gladkie morze mi potrzebne ;))))
Opakowana, trzymam kciukasy!
UsuńJeżu, Opakowana, a nie haftujesz?
UsuńKalipso - cium!
UsuńHana - to sie zbaczy.....
Opakowana, nie zbaczaj, bo za burtę wylecisz!
UsuńHana, co za piekny post!
OdpowiedzUsuńZawsze chcialam miec zwierzatko, nie bylo mi dane.
Ale jezdzilam na wies, kochalam psa Ciapka, dekorowalam mu bude i przygarnialam wioskowe koty.
Mam wielu znajomych, ktorzy za nic nie weza kota, psa, bo zniszczy meble, firany i takie tam.Nie zdaja sobie spray ile zwierzeta daja dzieciom. Moja corka mi czasem opowiada, jak pomogala jej nasza pierwsza kotka, nie mowiac o Lunii. Mozna sie wyplakac w kocie futro i przytulic, i dostrzec nawet koci usmiech.
Kiedys, na pewno, zamieszka ze mna pies.
Kasia, życzę Ci psa jak najszybciej!
Usuńja tez!!! a moze dwa?
UsuńDwa są lepsze, niż jeden!
UsuńNIE WYOBRAŻAM SOBIE BEZ FUTRZAKÓW!
OdpowiedzUsuńNo i więcej Wałka poproszę, bom jego szczerą fanką! Wałek to gość w moim typie. Jeden rzut oka i miękną mi nogi, drżą kolana, także wiesz, poproszę w większych dawkach tego przystojniaka :)
Psie w Swetrze, jak się do Ciebie zwracać? Właśnie tak? A może skrótem - PWS? Mam zdjęć Wałka miliony, ale dawkuję, coby nie znudzić widowni. Jest wyjątkowej urody, fakt. I sama słodycz! Fanek ma mrowie, a mrowie:)))
OdpowiedzUsuńZwracaj się jak Ci pasuje :) A na Wałku nie oszczędzaj!
UsuńDobra. Mówisz - masz. Wrzucam.
UsuńTo Dorota od Burej :)
UsuńWiem przecie. Nie wiem tylko, czy mogę tak po prostu "Dorota"?!
UsuńTego nie wiem...
UsuńJa tez jestem w KWW )Klub Wielbicieli Walka) i , jak Pies w Swetrze, czekam na zdjecia . A te sa piekne modelowate...no i swinstwem w gore, hrehreherherher, ale lubi on pozowac, prozny menszczyzna. do zakochania!!!
UsuńNo nie, Opakowana? Słodziak z niego!
UsuńHanuś, pisałam, możesz zwracać się do mnie, jak Ci w duszy gra - po imieniu lub per Psie :)
UsuńNo i dzięki za ten wałkowy apdejcik :D
Och Wałek! Wałeczek! Wałunio! Wałkoniek prześliczny ;) (Piszczę z zachwytu przed monitorem jak nie przymierzając jaka szurnięta nastolatka!)
Psie (hrehre!), bo też on jest zachwycający!
UsuńHe, he, to może od razu mówmy do Psa w Swetrze per Wałek. :D
UsuńDziewczyny chodźcie do mnie zobaczyć kto wygrał :))
OdpowiedzUsuńhttp://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2015/12/dzie-ku-je-my.html
bylam, widzialam i naprawde nie wiem dlaczego nie wygralam....co jest??? hrehrehrehe
UsuńRównież bylam i widziałam:) po relacji z losowani to ja teraz czekam na relacje z wręczenia..jak z gali Oscarów:)
UsuńHana, pieknie to ujełaś! Tez nie wyobrazam sobie życia bez zwierzaków... z tym że koty stały sie moimi towarzyszami dopiero od czterech lat, przedtem nienawidziłam kotów i nigdy nie myslałam , ze stane sie taaaką kociarą..., i już nie wyobrazam sobie zycia bez nich!
OdpowiedzUsuńI teraz jest tak, ze gdy jedne odchodza, a odchodza czesto, zaraz w to miejsce przychodza nowe... tak jak teraz dwa odeszły zimą robiac miejsce nowym...
Amelio, dlaczego "odchodzą często"? prowadzisz może hospicjum dla starych i chorych kotów?
UsuńHana, co ja tu mogę dodać? kot czy pies to członek rodziny, bezdyskusyjnie! a innych zwierząt też żal :( dziś byłyśmy z córką na obiedzie w knajpie "mamo, ten gulasz z sarny wygląda apetycznie, ale gdy pomyślę o jelonku Bambi ..." jadłyśmy więc placki ziemniaczane z sosem grzybowym
OdpowiedzUsuńElaja, tak niewiele jest zwierząt traktowanych przez człowieka tak, jak na to zasługują. Nasze zwierzęta to kropla w morzu. Gdziekolwiek spojrzysz, dzieje się źle. To mnie dobija.
OdpowiedzUsuńJa już marzę o odżywianiu praną,rośliny podobno też myślą i czują,a ja je tak łup do wyciskarki.
OdpowiedzUsuńRucianko, nie dajmy się zwariować:))) Stąd już krok do paranoi.
OdpowiedzUsuńHano,jestem już dwa kroki za nią ;)
UsuńMika, ekhm a w pierwszy dzień Świąt to one, te szare gdzieś nie wyjeżdżją do rodziny? Bo w zeszłym roku to się kurtularnie nie pokazywały.
OdpowiedzUsuńNo tak, zapomniałam, że naprawdę jesteś Marcinkiem.
OdpowiedzUsuńWałek niezwykle uroczym psem jest, ale Frodo też nic nie brakuje, wymiziaj ich Hana ode mnie :)
OdpowiedzUsuńU nas dzisiaj wyjątkowo obrodzili Mikołaje i to zmotoryzowani :))) Aże siem ćmiło od tej czerwoności ;) A na jakich maszynach przyjechali. Można zobaczyć u mnie na blogu dorzuciłam do Mikołajowego posta :)
OdpowiedzUsuńWymiziam Marija, wymiziam do samych kości!
OdpowiedzUsuńHanuś ino nie przesadzaj z tym mizianiem, coby chłopaki nie doznały uszczerbku na zdrowiu :))
UsuńFrodo to tylko musi sie zatrzymac w strategicznym miejscu i powloczystym spojrzeniem rzucic. I sie nie ruszac. i najlepiej zeby Hana byla w jakims rogu. Jedni potrzebuja fanty do wykupywania, inni mizianie ;))
UsuńOpakowana, Frodo rzuca powłóczyście bez przerwy. Sama wiesz, że trudno mu się oprzeć:)Ostatnio rzuca też powłóczyste spojrzenia Wałkowi. Wałek go mizia, liże mu uszy, "czyści" włos na głowie, itp. Kiedy przestaje, Frodo trąca go nosem i się domaga:))) Skutecznie! Można powiedzieć, że Wałek nas odciążył.
UsuńJa też w dzieciństwie wychowywałam się z psami i kotami. W wieku 9 lat dostałam małego pieska, przecudnej urody - miniaturkę Hanowego Frodo. Rudy z białym, długa sierść, był krótszy od Wałka. Kochałam go nad wszystko - odszedł po 9 latach. Coś się ze mną porobiło, że o nowym psie nie było mowy - tak jest do dziś, tęsknię za Hipem od prawie 40-tu lat. Moja miłość do kotów była inna - przytuliłam, pogłaskałam, nakarmiłam, ale nie czułam chęci posiadania. Pewnego dnia 14 lat temu, wracam z pracy do domu, a mama pokazuje mi małą czarno-białą kicię, którą mój mąż przyniósł z piwnicy. Oszalałam na jej punkcie. To było mi potrzebne, tylko nie miałam wcześniej odwagi się z tym zmierzyć. Po 13 latach odeszła za TM, a po miesiącu była już Beza - już nie potrafimy z mężem żyć bez kota.
OdpowiedzUsuńAnia
PS. Chwaliłam się u Gosianki - pochwalę się i TU. Dostaliśmy od Mikołaja kubeczki ze zdjęciem i imieniem naszej Bezy - wspaniały prezent.
Dzień dobry Kurniku:) ja jak dziecko cały czas żyłam nadzieja, ze dzis będzie biało jak wstane. Zawsze na urodziny mojego brata, na św. Marcina choć troszkę popruszylo..a tu tylko duje i śwista..buuu:(
OdpowiedzUsuńOby w ciągu dnia bylo spokojniej:) Miłego dnia Zwierzolubni:)
Ps. Ja protestuje! Wałek co i raz ma sesje pokazowa, ja należę do KWF i upominam się o sesję Frodo.
OdpowiedzUsuńSpoko, CzeKo, wszystko w swoim czasie. Zaaplikuję Wam tyle zdjęć, że Wam obrzydnie:)
UsuńA ja nie na temat, wczoraj w WENEZUELI ODBYLY SIE WYBORY PARLAMENTARNE, opozycja zdobyla 68 % chavisci 32%, przy frekwencji 74%, bardzo wysokiej jak na ten kraj poludniowoamerykanski...oj bedzie sie dzialo!
OdpowiedzUsuńGrażynko 74 % frekwencji? To u nas trzeba chyba ze 3 ostatnie wybory połączyć. Coś wenezuelscy wyborcy chcieli powiedzieć.
UsuńChcieli powiedziec, ze maja dosyc pseudosocjalistuycznych, populistycznych rzadow a la Chavez, ze maja dosyc kolejek kilometrowych, za maja dosyc belkotu typu imperializm wszystkiemu winny, ze maja dosyc kultu jednostki, za maja dosyc wplywow kubanskich etc etc...zaczyna sie trudny okres bo kraj wyglada jak po wojnie, ale zaczyna sie zmiana , taka mam nadzieje...to moja druga ojczyzna i uczuciowo jestem bardzo z nia zwiazana...Wenezuelczycy wczoraj pokazali taka twarz jaka ja pokochalam...
Usuńo jacie. bo jakby odwrotnie to mozna by podejrzewam o falszowanie. oby zmiany szly DOBRZE!
UsuńWszystkie sondaze pokazywaly na taki wynik, zachodzila powazna obawa, ze rzeczywiscie beda falszowac, ale mysle, ze trudno byloby taka determinacje narodu zafalszowac, skonczylo by sie niedobrze. Takie wyniki, przy calej presji rzadu, szczegolnie na urzednikow panstwowych i prostych ludzi, ktorych podobno dowozono autobusami etc...
UsuńOpakowana, ja tez mam nadzieje,ze pojdzie na DOBRZE, boje sie, bo to tytaniczna praca...
UsuńIde na kawe z kolezanka, bede kawa celebrowac...
UsuńŻyczę Ci Grażynko, jakiegoś koniaczka do kawy, bo jest, co świętować, za pomyślność sprawy!:)
UsuńGrażyno życzę najmocniej Tobie i wszystkim Wenezuelczykom aby szło ku normalizacji.
UsuńA co na to Wenezuello ?
Grażyno, w sobotę słuchałam w Trójce rozmowy z kimś, kto zna się na rzeczy, nie pamiętam nazwiska, ale to w programie Dariusza Rosiaka Raport o stanie świata. Gość programu mówił właśnie o sytuacji w Wenezueli. Strzygłam mocno uchem - także ze względu na Ciebie. Powiedział między innymi, że rządzący obecnie przewidując swoją przegraną, zapowiedzieli, że mimo zwycięstwa opozycji, nie oddadzą władzy. Jest więc obawa, że dojdzie do wojny domowej, która w gruncie rzeczy już trochę się dzieje... Straszna sytuacja. Bardzo mi przykro, że to spotyka ojczyznę Twojego męża, a i Twoją drugą, sądząc po Twoich słowach, nie raz tu zresztą wypowiadanych. Ech...
UsuńPozdrówka!
JolkoM a jak Twoje zdrówko?
UsuńO, dzięki, Mary, za troskę. :) Już dużo lepiej. W zeszły wtorek dostałam się jednak do dochtora, któren nazwał moją dolegliwość uszkodzeniem nerwów międzyżebrowych (oprócz znanego mi już z wcześniejszych czasów i diagnoz bólu kręgosłupa lędźwiowego), zapisał prochi przeciwbólowe, które pożeram (ale już chyba zaprzestanę) i zalecił oszczędzanie się - hurra! Nie myję okien! ;)
UsuńMnie tam żaden nerw nie dokucza i okien nie zamierzam myć. Teraz? Na zimę? Wiosną "się" umyje.
Usuńdeszczykiem? (jak spadnie, rhehre)
UsuńJolko - ZDROWIEJ A OSZCZEDZAJ SIE (czyt: dawaj sie obslugiwac dluuuugo)
Zdrowieję, Opakowano, a jakże, prawie całkiem już chyba jestem zdrowa, co udowodniłam sobie, myjąc jednak te zaświnione niemożebnie okna.
UsuńChętnie bym nie myła, ale jedno największe w największym pokoju jest od południowej strony i gdy tylko zaświeci słońce (a czasem świeci, dziś np. świeciło - dlatego nie zdzierżyłam), to po prostu zgroza, hańba i skandal! Umęczyłam się trochę, bo coraz to zapominałam, że coś mnie tam jednak boli i się rozpędzałam, a wtedy trzeba było znów spowalniać - nie dla mnie takie nierówne tempo, przywykłam do nieco innego. Ale widzę, że w związku z SKS-em trza się będzie pomału przestawiać. :]
Dzień Dobry Kurki.
OdpowiedzUsuńWieje średnio, 7 stopni, zachmurzone umiarkowanie. Koty na balkonie, otworzyły drzwi i ciągnie mi po plecach.
Idę pogonić towarzystwo. Miłego dnia Kurkom życzę.
Dzień dobry:)
OdpowiedzUsuńU nas pogodnie. Lecę do pracy. Ucieszyły mnie wieści z Wenezueli.
I ja życzę miłego dnia.
Tobie też miłego dnie Kalipso :)))
UsuńU nas pogodnie było wczoraj ;)
Czołgiem Kury! Bardzo się ucieszyłam wynikiem wyborów w Wenezueli, bardzo!
UsuńHana! jest z czego sie cieszyc, 17 lat czekalam na taka reakcje Wenezuelczykow...a teraz trzeba zaciskac kciuki by wszystko sie udalo i ludzie zrozumieli, ze nie od razu Rzym zbudowano, kraj tkwi w ruinie ( Boszsz..skad ja znam to powiedzenie..hrehrehre...)
UsuńGrażyna, myślę, że wreszcie zrozumieli, sądząc po frekwencji. Gorzej chyba być nie mogło.
UsuńWspomnianą przeze mnie rozmowę o sytuacji w Wenezueli Dariusz Rosiak przeprowadził z Piotrem Stasińskim, dziennikarzem Wyborczej - w sobotę, a więc tuż przed wyborami. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że tak dużo Wenezuelczyków zechce tak radykalnej zmiany i mimo zagrożenia (w ostatnich dniach m.in. zamordowano tam w czasie wyborczego wiecu opozycjonistę) nie zawaha się zagłosować przeciw rządowi. Tak duża przewaga opozycji w wyborach być może przytępiła nieco arogancję rządzących, którzy jeszcze niedawno deklarowali, że nawet jeśli to opozycja wygra wybory, nie oddadzą władzy. Może rzeczywiście się nieco zreflektowali. Albo właśnie obmyślają nową strategię... Oby nie była ona przeciw temu uciemiężonemu narodowi.
UsuńGrażyno, Twoje słowa o ruinie kraju (Wenezueli) chyba nie są jednak przesadzone - tam ponoć w ogóle nie ma gospodarki... To, co mówił ten Stasiński, to coś niesamowitego. Ale gdyby władza się opamiętała i dała ludziom w spokoju odbudować tę gospodarkę, nie tępiąc tych, którzy chcą i potrafią o nią zawalczyć, to już byłby jakiś początek.
Tak masz racje, nie ma gospodarki, budzet opiera sie na sprzedazy ropy naftowej a jej cena spada dramatycznie, wiec sprawa jest powazna, produkcja, ktora byla kiedys gdzies 30-40 procent rocznego dochodu zostala skutecznie stlamszona i bo uwaza sie tych , ktorzy mieli fabryki, zaklady, hodowle..za kulakow i spekulantow. Kiedys osobiscie poznalam Macieja Stasinskiego, rzeczywiscie jest znawca latynoameryki. Jak wybrnac z tej trudnej sytuacji, jak przekonac narod, ze trzeba pracowac i miec cierpliwosc, bo z pustego sie nie naleje? Niewatpliwie kraj jest bardzo bogaty ale trzeba wiele zrobic, naprawic zainwestowac by jakos wyjsc na prosta. 17 lat wyniszczajacej polityki nie latwo bedzie wygladzic...eh! tyle mam obaw!
UsuńMoj brat mi napisal, ze jakis politolog w Kanadzie obawia sie wojskowego zamachu stanu w Wenezueli...wojskowi zostali skorumpowani przez rzad, dobrze oplacani i byc moze ,ze obawa przed strata niewatpliwych przywilejow moze doprowadzic do takiego rozwiazania. Strach myslec!
No właśnie, to są strasznie pogmatwane i zarazem cynicznie postrzegane przez rządzących sytuacje. A także przez wspierające ich kraje, które mają w tym swoje interesy. Czytam akurat książkę o Kambodży i Demokratycznej Kampuczy z lat siedemdziesiątych, za Pol Pota. W głowie się nie mieści, jakie to wszystko pokręcone, jak zakłamane, zawoalowane, ukryta prawda i rzeczywista sytuacja, jak ludzie skołowani, sprowadzeni do podłej roli nic nieznaczących pionków i trybików. Upokorzeni, umęczeni, chwytający się ostatniej nadziei i ciągle jej pozbawiani... A przecież kraj jest dla całego narodu, nie dla wybrańców!
UsuńDzień dobry wszystiem kuriettą .
OdpowiedzUsuńMiłego przedświątecznego relaksu życzę... ;)
A w temacie głównym, czyli zwierząt, wszystko już tu zostało powiedziane. Dodam tylko, że ta ambiwalencja i, mówiąc delikatnie, dyskomfort w kwestii zjadania niektórych zwierząt jest także moim udziałem... Gdyby udało mi się przekonać do rezygnacji z jedzenia mięsa moich facetów, już bylibyśmy chyba wegetarianami. Ale tymczasem niełatwo mi idzie perswadowanie im. Może jestem za mało przekonująca albo jeszcze sama nie jestem na to przygotowana.
OdpowiedzUsuńW każdym razie jedno jest pewne, że zwierzaka, którego bym miała na podwórku (kury, kaczki, króliki, świnki), nie zjadłabym. Teoretycznie to bez sensu, ale przecież nie tylko takie bezsensy nam się zdarzają w życiu...
Mój syn kocha zwierzęta niesamowicie, ale mięso je.
UsuńNikogo przekonywać do nie jedzenia mięsa nie ma najmniejszego sensu. Nigdy się nie uda. Zresztą tym wierzącym, że mięso jest niezbędne dla ich zdrowia, wegetarianizm może wręcz zaszkodzić. Siła ludzkiej psychiki jest ogromna.
Zuza, w naszej kulturze to jest trudne i stosunkowo nowe. Nie wiem, jak to było na świecie, ale u nas - powiedzmy - 40 lat temu nikt nie słyszał o wegetarianizmie. A tradycja, nawyki kulturowe, jak zwał, tak zwał tkwią w nas bardzo głęboko. Bardzo trudno jest wyjść ze schematu.
UsuńNie tylko kultura i przekonania. Mięso to narkotyk - uzależnia jak każdy inny.
UsuńŻeby się udało przejść na wegetarianizm musi się coś wyjątkowego wydarzyć.
Tak jakby w jednej chwili odczuło się samemu ból, strach, rozpacz i przerażenie zabijanego zwierzęcia. Wtedy przejście na wegetarianizm , to zupełnie pestka.
A nagroda za to jest wspaniała.
Hana - nie bylo dan wegetarianskich, byly dania jarskie! i piatki bezmiesne (choc niekoniecznie bezrybne...). Jolka - podsuwaj facetom wyszczlowe dania jarskie badz wegetarianskie...nawet nie zauwaza, ze nie ma miecha. Moja Mama byla specjalistka w robieniu bigou bez miesa zupelnie. dawala ludziom jesc, im uszy podskakiwaly, chcieli zjesc i widelec i talerz i jak juz bylo po to mowila, ze tam W OGOLE nie bylo miesa i nikt nie wierzyl ;)))ja co roku usiluje odtworzyc to cudo ale mi srednio wychodzi. moze wiecej grzybow i lisci bobkowych trza...
UsuńWiem, Opakowana, ale to był raczej obyczaj (religia), albo bieda. Kiedyś mięso było luksusem.
UsuńNo nie wiem, czy Jolki faceci zechcą jeść wyszczlowe dania:)))
tak sie zastanawiam, co autor mial na mysli...czasem moje wlasne, rodzone literowki powalaja mnie na lopatki....po dluzszym zastanowieniu zdaje mi sie, ze to mialy byc wyszczauowe dania, ale wyszczlowe chyba bardziej obrazuje zagadnienie....
Usuńmieso znowu powinno byc luksusem...
Opakowano, w zasadzie przekonałaś mnie do tych wyszczlowych dań. :D I powiem Ci, że właśnie mi przypomniałaś, że i ja robiłam kiedyś całkiem dobry bigosik. Co prawda bywało w nim mięso, ale w zasadzie w szczątkowych ilościach. I bardzo ten bigos smakował chłopakom. Można go było jeść na zimno, bo ani trochę nie ociekał tłuszczem, choć trochę go tam było. Hm, może spróbuję ich jakoś podejść. W razie czego powiem, żeby nie marudzili, bo to są WYSZCZLOWE dania - to powinno im zamknąć (choć na chwilę konsternacji) pyskate mięsożerne gęby. ;) Tylko muszę sobie to słowo gdzieś zapisać, bo zapomnę - łatwe nie jest.
UsuńJolko, da się łatwo zapamiętać poprzez asocjacyję wiesz z czym:)))
UsuńOesu, że też nie wpadłam na taką prościznę! :D
UsuńChmurzy się bardziej, ze spaceru nici.
OdpowiedzUsuńTeż nie zjadłabym mięska z podwórka, jakkolwiek w dzieciństwie bywało, że szła pod nóż znajoma kurka, kaczka lub świnka. Tata kiedyś próbował hodować gołębie. Paskudziły, ale nikt tego nie tknął (kiedyś rosół z gołębia albo faszerowany ptaszek był daniem popularnym) musiał zrezygnować.
Bez sensu, ale kiełbaskę wiejską uwielbiam, no i święta tylko z chrzanikiem? Bez szyneczki?
Ach, i te cudowne ujęcia z Wałkiem przeważnie, ale nie tylko! Cudne sierście! Nie żałuj nam, PreKuro, gwiazdora Wałeczka i reszty gwiazdek! :)
OdpowiedzUsuńA Baluś, Hano, to w swej paszczy dynię taszczy? Hm...
Miny Wałka są obłędne! :)
UsuńTak Jolko, Baluś w paszczy dynię taszczy! Ma on paszczę jak krokodyl!
OdpowiedzUsuńja i Balusia fanka jestem...oj jestem...mam slabosc do zawadyjackich kudlatych, ale to juz chyba pisalam ;)
UsuńOj tak, Opakowana, w kwestii zawadiactwa Baluś usatysfakcjonowałby Cię z nawiązką!
UsuńJolkoM!jestem pozytywnych mysli, zbyt duzo jednak obywateli powiedzialo NIE dotychczasowym porzadkom, wiec jednak musieli uznac ten wynik i stulic uszy... widze na facebooku wiele opinii bylych chavistow, ktorzy zdecydowali sie na zmiane pogladow, sytuacja juz byla tragiczna. ludzie masowo podazyli do urn, mimo,ze atmosfera wokol wyborow pachniala brakiem bezpieczenstwa, ludzie sie zmobolizowali...ale w Wenezueli nie jest tak prosto, prezydent tworzy rzad , wybiera swoich ministrow, wiec teraz bedzie parlament opozycyjny i rzad chavistow, niewiatpliwie bedzie teraz ciezko dotychczasowej latwiznie rzadowej, Podejrzewam, ze bedzie sie dazylo do referendum i do przyspieszenia wyborow prezydenckich...mnie cieszy to ,ze cos ruszylo i ze narod sie obudzil z uspienia, w ktorym tkwil od 17 lat. W telewizji rzadowej teraz wykrzykuja, ze ultraprawica wygrala, bo kazdy opozycjonista taka etykietke dostaje, nie zastanawiaja sie jednak, ze tej skrajnej prawicy jest juz olbrzymia wiekszosc i wyglada na to,ze to oni taka sobie wyhodowali...
OdpowiedzUsuńJuz wrocilam z picia triumfalnego kawy, i to bez koniaczka niestety, bo moj zoladek nie znosi nic o wyzszym procencie alkoholowym.
Mario! Venezuejlos siedzi cicho jak trusia, a ja nie znecam sie nad nim, tak jak on to robil za kazdym razem kiedy jego "rewolucja" zwyciezala. Chyba mi go zal.
Grażyna, to światełko w tunelu. Rząd będzie pokrzykiwał, bo już nie ma nic do stracenia. To takie konwulsje i mam nadzieję, że skona ta hydra i nigdy się nie odrodzi. U nas przecież było podobnie. Nikt nie wierzył, że komunę trafi szlag, a jednak.
OdpowiedzUsuńVenezuejlos polubi, bo może wreszcie będziecie mogli tam wrócić i normalnie żyć.
Halo Kurnik - popatrzcie do Anais. Żle jest. Ja już wpłaciłam co dziś mogłam.
OdpowiedzUsuńczy Amelia w tej sytuacji nadal jest zdecydowana na te dwa koty? Też mogą być chore.
Barbara
Nie jest dobrze, ale też i nie beznadziejnie. Amelia już pisała gdzieś w poprzednich komentarzach że może jednak wziąć tylko jednego.
UsuńO jaką operację chodzi? Wie ktoś?
OdpowiedzUsuńAnais pisała po pierwszej wizycie w sobotę, że jest 7 zębów do usunięcia ?! i przy jednym ropień. To może o to chodzi.
UsuńBarbara
Czytalam u Anais chodzi o operacje i to dosc kosztowną, zadzwonilam do p. Basi pytajac w jakim stanie sa pozostałe koty, w tym ten MÓJ, moj ponoc zdrowy, a inne... i tu p. Bsia sie rozplakala, mowiac skad ona miala brac jeszcze na leki, majac nieco ponad 500 zl emerytury, co starczalo jedynie na wyzywienie,i to bylo najwazniejsze, a cala reszte to tak jakos latala na ile sie dalo, gdy byla jakas pomoc finansowa to leczyla...ale wszystkie sa wysterylizowane i wykastrowane
OdpowiedzUsuńDzis jest po wizycie u Wysokiego Urzednika i ma ostateczny termin opuszczenia mieszkania do 15, stycznia. Jest zalamana.
Ja nadal nie mam transportu, jest problem bo jestem 100 km od Szczecina na polnoc, wiec rzadko komu po drodze... napisalam do znajomej w W-wie, moze ona na weekend, na razie czekam...
Mika, u mnie jest miejsce na dwa koty, bo dwa zima odeszly i jeden pies... z tym ze tu do mnie zawsze cos podrzucaja, bo to las... ale u P. Basi nie ma duzo czasu... nie wiem w jakim stanie sa pozostale koty i nie wiem czy bedzie mnie stac na leczenie dwoch kotow...
OdpowiedzUsuńJedzenie mięsa jest łatwe. Żeby zjeść dobry posiłek wegetariański czy wegański, trzeba się wysilić. Generalnie, nie umiemy tak gotować, więc idziemy po linii najmniejszego oporu (oczywiście uogólniam). A tu trzeba szukać. Poza tym ostatnio słyszy się sporo złego o soi, która jest ważna w diecie bezmięsnej.
OdpowiedzUsuńJa jem coraz mniej mięsa, w dużej mierze dzięki córce, której się chce szukać nowych przepisów. Ale mój mąż jest niereformowalny. Jak nie dostanie mięsa, to jest głodny po godzinie od obiadu. Przynajmniej tak twierdzi.
Co roku jeździłam na wieś, na wakacje. Z zainteresowaniem i bez zahamowań przyglądałam się, jak moja ciocia zabija kurę na rosół (siekierką, na pieńku do rąbania drewna), a z jeszcze większym zainteresowaniem patrzyłam, jak się tę kurę patroszy. Ciocia nie traktowała psów dobrze. Kiedy my przyjeżdżałyśmy (moja siostra i ja, z babcią) psy przynajmniej od czasu do czasu dostawały lepsze jedzenie (a nie zlewki z ziemniakami i zielskiem, jak świnie) i miały wodę w miskach. I po niemal roku naszej nieobecności wylatywały z radością, żeby nas przywitać. A szczekały nawet na najbliższych sąsiadów. Jednak ta sama ciocia, znalazłszy nad rzeką psa, którego ktoś chciał zabić (miał poraniony, prawdopodobnie siekierą, łeb, a dla pewności wrzucono go do wody), przyniosła tego psa do domu, wyleczyła i już u niej został. Na początku nie pozwalała nam do niego podchodzić, ale ja, chyba instynktownie, bo miałam wtedy kilka lat, przychodziłam pod budę, zawsze z jakimś jedzeniem siadałam blisko, mówiłam do psów... Ten "stary" zawsze do mnie wybiegał, łasił się, a wkrótce to samo robił nowy.
Kiedy odszedł mój Songo, długo nie mogłam mówić o tym bez płaczu. Moja siostra wtedy powiedziała: No, teraz chyba nie będziesz miała nowego kota! Po co ci to wszystko, ten płacz, nerwy... Właśnie wtedy odpowiedziałam jej tak, jak już ktoś wyżej napisał, że jeśli dzięki mnie taki kot może mieć dobre życie, a mnie dać tyle dobrego, to ja się na tę cenę zgadzam. Tak się złożyło, że dotąd nie mam kota, ale w tej chwili to niemożliwe. Jednak jeśli tylko warunki się zmienią, to będę miała kota, a nawet od razu dwa :)
Cudny Waleczek rozkoszniak:)
OdpowiedzUsuńA teraz z zupełnie innej beczki: pamiętacie? "A emisje już od najbliższego poniedziałku w programie 1 Polskiego Radia, codziennie, przez cały tydzień. O godzinie 20.52."
OdpowiedzUsuńTo dziś ten poniedziałek! :) Ja już się nawet przestroiłam na Jedynkę, żeby nie przegapić.