piątek, 26 sierpnia 2016

O samotności

Autorkę poniższego postu trochę już znacie. Jest Kurą, chociażby z racji rodzinnych koneksji. Jest Kurą, bo czasem gdacze, no i przede wszystkim mentalnie jest Kurą!
Dzisiejszy tekst jest pierwszy, ale nie ostatni! Krótko mówiąc będę uprawiać nepotyzm. Oddaję łamy Marcie ze Złotnik zwanej MartaMarta. Dla niewtajemniczonych - mojej Siostrze!
*
Drogie Kury z Pastelowego! Jestem z Wami już dość długo, choć moja obecność nie jest tak bardzo widoczna – bardziej czytam niż piszę. Ale dzisiaj mam ochotę napisać do Was właśnie. A skąd ta ochota? Otóż z wpływu chwili, po prostu. A pisać chce mi się o samotności. Doświadcza jej przecież każda/y z nas niezależnie od statusu, że tak powiem matrymonialnego, niezależnie od statusu materialnego, niezależnie od tego czy mieszka w mieście, na wsi, w puszczy, czy też na bezludnej wyspie, pustyni czy w wielorodzinnym budynku. Wydaje mi się, że zjawisko samotności jest równie uniwersalne jak zjawisko śmierci. Nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek z jako tako świadomych siebie i myślących ludzi, mógł go w ciągu swojego życia nie doświadczyć. A staje się ona (samotność) oczywiście szczególnie dojmująca w czasie kiedy zabraknie tego kogoś, kto był z nami przez lata. To moje nie tak dawne doświadczenie.

I teraz zaczęłam się zastanawiać od kiedy wiem o samotności? Kiedy ona pojawiła się w moim życiu? Teraz? Czy może już w dzieciństwie? Czy może jakoś pózniej, gdzieś się czaiła, czy może wcale jej nie było? 


Psychologia mówi o samotności i o poczuciu samotności. Mówi o samotności społecznej i emocjonalnej. Poczucie samotności to właśnie samotność emocjonalna. To ona jest najbardziej bolesna, choć i ta społeczna czasem boli, ale raczej odczuwamy ją jako brak, a czasem nawet jej szukamy.
Ludzie bardzo różnie radzą sobie z samotnością. Ja uciekam do ludzi i zwierząt. Może nawet bardziej do zwierząt…


To mówiłam ja - MartaMarta.

A teraz mówię ja - Hana: przez chwilę mnie nie będzie, ale zajrzę do Was wieczorkiem. Gdaczcie sobie:)

257 komentarzy:

  1. O jaka niespodzianka!!! Fajnie, że napisałaś Marto.
    Co do samotności, jestem samotna. Czy sobie z nią radzę?
    Z tym bywa różnie, czasem tak, czasem nie bardzo. Kiedy nie bardzo dzwonie lub piszę do przyjaciół. Dobrze, że mam kilku:))
    Ps. Czy Baluś toczy dynię, czy to piłka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baluś toczy dynię garde

      Usuń
    2. Garde oczywiście, jak mogłam tak z małej litery... Wybacz

      Usuń
    3. Spokojnie Marto, nie obrażam się o drobnostki:))
      Baluś, jak widać, umie sobie znaleźć rozrywkę w każdej sytuacji.

      Usuń
    4. na bezpilczu i dynka pilka :))

      Usuń
    5. Trza się cieszyć , ze Hanuś na gumnie granatów nie posiada. Zabawa mogła by być nieco..........wybuchowa:))

      Usuń
  2. Najgorzej odczuwa się samotność wśród ludzi. Niby są, ale tak naprawdę ich nie ma.
    Wiele razy czułam się bardzo samotna, chociaż nie jestem sama.
    Fajny temat, ale może napiszę później, jak się już Kury rozgdaczą.
    Ania Bezowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo większość ludzi nie słucha, tylko mówi.
      Wyrzuca z siebie własne problemy, a druga strona tylko czeka na przerwę na oddech i robi to samo.
      Kurnik ma przewagę słowa pisanego.

      Usuń
    2. rucianka - jak rowniez slyszy ale nie slucha...

      Usuń
  3. Samotność to wiele różnych emocji......
    Rilke pisał o niej tak "samotność jest jak deszcz (......) mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu, kiedy ulice biegną witać ranek (....) samotność płynie całymi rzekami"
    a przecież można ją lubić.....
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubie byc sama, ale nigdy nie chcialabym byc samotna, choc bywalo, bywalo... wiec wiem, jak samotnosc smakuje, jak boli, jak powoli zabija. Czlowiek jest zwierzeciem stadnym z natury i ani troche nie jest stworzony do bycia samotnym. Samotnicy z wyboru to jednostki zaburzone, z gory nieprzystosowane do wspolistnienia w spoleczenstwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, naprawdę ? Hmmmm ...

      Usuń
    2. Kaja, chyba sie nie rozumiemy. Mozna mieszkac samemu z wyboru, ale przeciez nadal ma sie kontakty z ludzmi poza domem. Natomiast skazywanie sie na brak jakichkolwiek kontaktow spolecznych, unikanie ich za wszelka cene to juz zachwianie psychiczne.
      W jezyku polskim pod okresleniem samotnosc mieszcza sie i bycie samym z wyboru, i brak kontaktow, wrecz awersja do ludzi. Nielatwo wiec to wytlumaczyc. W niemieckim np. mozna dwojako: alleine i einsam, zaraz wiadomo, o co chodzi.

      Usuń
    3. alone i lonely.

      ale mnie zastanawia polski zwrot dotyczacy osob bez meza-zony-partnera zyciowego, ze sa to osoby "samotne". czy ten zwrot jest dobry??

      Usuń
    4. Nie ma dobrego, jednoznacznego określenia w j. polskim.
      Bo być samym niekoniecznie znaczy być samotnym.

      Usuń
    5. singiel? z wyboru lub konieczności..
      Hanna

      Usuń
  5. Jest różnica pomiędzy byciem samą/samym, a byciem samotnym, jak rzekła Pantera powyżej. Pierwsze jest tylko faktem, a drugie stanem emocjonalnym, który może być bardzo dojmujący.
    Osobiście bardzo doceniam bycie z sobą samą, że tak powiem, ale właściwie tylko dlatego, że mam pewność, że jest ograniczone w czasie. Nie odeszła jeszcze ode mnie moja druga połowa, i oby tak jak najdłużej pozostało.
    Więc teraz twierdzę, że lubię.
    Możliwe, że i tak nie za bardzo by mi doskwierało bycie samą, bo nie jestem specjalnie towarzyska a z wiekiem coraz mniej.
    W ogóle to MartoMarto, strasznie ciężki temat, i trzeba by pisać baaardzo długie komentarze, jak to Opakowana potrafi, a mnie to nie wychodzi.
    Jednak nie uważam, że samotnicy z wyboru to "jednostki zaburzone", bo różne są rodzaje samotności. I weźmy takiego Brevika, że przywalę z grubej rury, czy on był/jest samotnikiem z wyboru? Moim zdaniem absolutnie nie.

    Poza tym, wydaje mi się, że umiejętność bycia samotnym, czy też akceptacji tego stanu łączy się z poczuciem własnej wartości, z akceptacją siebie. Tak czy inaczej, w życiu jednostki w miarę świadomej, przychodzi taki moment, że człowiek rozumie, że tak naprawdę zawsze jest sam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecho; łączy sie z poczuciem własnej wartości, ale również w innym niż Twoje rozumieniu. Ludzie z brakiem poczucia własnej wartości też skazują się na samotność bo boją sie ludzi. Tak więc nie tylko, jak mówicie "wykolejeńcy" wola byc samotni. Chyba, że tych lękowych tez uznać za wykolejeńców.

      Usuń
    2. Ale ja tych ludzi nie wkładam w kategorię "wykolejeńców".

      Usuń
  6. Dzięki Marto, piękny tekst.
    Zgadzam się z Agniechą, człowiek jest zawsze sam. Czułam się czasem samotna, nawet jak byłam w towarzystwie, odczuwam mocno samotność od kiedy jestem sama.
    Myślę, że samotność jest stanem, który każdemu kiedyś tam dokuczył. Jedni sobie radzą lepiej, inni gorzej, jeszcze są tacy, którzy otaczają się murem swojego świata i wśród ludzi pozostają samotni.
    Ciężko mi o tym pisać, zdaję sobie sprawę, że nie potrafię ubrać w słowa swoich uczuć i myśli.
    Kurnik jest dobrym lekarstwem na samotność.
    Teraz komunikat: słońce, błękit, coraz cieplej. Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Marto, jakiś czas temu zmarli moi rodzice. I o ile poradziłam sobie ze stratą ojca, tak ze śmiercią mamy nie mogę sobie poradzić. Nie dalej jak wczoraj, łzy leciały ciurkiem.


    Dom który remontujemy od 2 miesięcy, Bogumił kupił od starszej pani. Rok temu pochowała męża. Na zupełnym bezludziu pozostała sama. Staram się o tym nie myśleć, ale bardzo boję się "takiej"samotności. Teraz, czasami, na krótką chwile lubię być sama ze sobą.
    A kiedy ja czuję się samotna? W towarzystwie, kiedy jest dużo ludzi. W takich sytuacjach nie potrafię się odnaleźć

    Trzymaj się dziewczyno :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Graszko, czymam się, czymam, ale to troche tak, że mimo iż mam gdzie i do kogo uciekać, samotna jak ta starsza Pani nigdy nie będę, to gdzieś tam w końcu pozostaję jakaś "częściowa", bez osoby która była ta druga częścią. To się nazywa symbioza, w długotrwałym związku w końcu prędzej czy później w nią wpadamy; w związku z partnerem, rodzicami, dziećmi

      Usuń
  8. W pierwszych slowach mego listu pragne podzikowac Agniesze za to, ze mie szturgnela, z ejest nowy wybieg.

    w drugich slowach mego listu pragne napisac, ze Balus jest NIEZWYKLE przystojny.

    W trzecich slowach mego listu chce napisac, ze Agniech ma racje ale tylko czesciowo, bo ja moge pisac i pisac na pewne tematy, na inne trzeba dobierac slowa, zeby pasowaly i nie byly trywialne, bo temat jest daleki od trywialnosci. Mimo tego, podejrzewam, ze wyjdzie mi tasiemiec (nieuzbrojony, bo to nie w moim stylu, hrehrehre).

    W czwartch slowach mego listu tez uwazam, ze kazdy z nas jest w jakis sposob samotny. Samotny z naszymi myslami. Mozemy o nich mowic, ale najczesciej jednak nie. nawet z najblizszymi. bo co nasze mysli, to nasze.

    Chyba nie doswiadczylam pelnej samotnosci, choc jak zmarla Mama (15 lat temu, Tato 29) poczulam sie prawdziwa sierota i to uczucie spadlo na mnie z nienacka i zaskoczylo mnie.

    Ale pewna forme samotnosci odczuwalam (i zdaje sie, ze odczuwam dalej, choc mi nie przeszkadza z baaardzo wielu wzgledow) po przyjezdzie do UK w 1979r. Cale zycie przedtem przezylam z Rodzicami, w tym samym domu, potem pierwszy rok ze slubnym, prawie pod skrzydlami Rodzicow. Potem ze slubnym i, w szybkich abcugach, z synusiem. Ta forma samotnosci, o ktorej mowie to to, ze PRZED wyjazdem drzwi sie nie zamykaly, telefon sie urywal, mnie szczeka bolala od gadania, smiechu etc etc.
    PO przyjezdzie zostalam sama. od tej pory nie mam w UK zadnych przyjaciol, takich z prawdziwego zdarzenia.No nie i juz. Probowalam i nic. Mam cala mase znajomych i srednio znajomych (bo Anglicy SA bardzo przyjaznie do ludzi ogolnie nastawieni, ci co mowia, z enie pewnie sa tylko w Londynie, to zupelnie inne zwierze jest i to, co sie robi na prowincji, w zasadzie w ogole nie dziala w stolicy, no moze w parku pustym ludzie zagadaja i sie usmiechna) i wrecz nieznajomych, jest z kim stanac u plota i pogadac. ale nie ma wiekszej jakby intymnosci, ktora powstawala i utrwalala sie za dziecinstwa i mlodosci w ogole.

    i tak sobie pomyslalam, z ejakbym nagle zostala sama w UK, to bym zstala calkiem sama. tam, gdzie jestem, bo wiem calamoja dusza, ze dzieci, a szczegolnie jedno dziecko, nie pozwoliloby na to, bo jest zwierzatko bardzo stadne :)). ale to nie dotyczy wszystkich. I teraz co? zapisalabym sie do klubu seniorow? chodzila na potancowki? jezdzila do teoartu z na wycieczki z tym klubem.? no wlasnie nie wiem, bo to by bylo troche na sile. Ale co dalej? Moze bym po prostu zyla w miare bezstresowo, na luzie, byle nie za duzym luzie, bo jednak ubrac sie trzeba, umyc trzeba, wyjsc kiedys tam tez. Moze trzeba znalezc w sobie to COS, co pozwala nie drazyc tematu samotnosci. I daje duzo przyjemnosci. Moze mozna docenic to, ze mozna byc calkiem egoistycznym (kazdy powinien, wedlug mnie, choc troche byc egoista) bez poczucia winy.

    kiedys poczulam sie strasznie w tlumie - wlasnie uczucie samotnosci mnie opanowalo ogromne. ALE wiedzialam, ze sa osoby, ktore te samotnosc rozpraszaja i sie w jakis tam sposob jest RAZEM...ale czy to jest razem czy osobno? Czy ja niemozebnie truje?

    MartaZeZlotnik - sciski. po prostu.

    p.s. znowu wystawil leb Chlopski Filozof, co to nie pisze dlugich wpisow na powazne tematy niby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To " jest do dlugich wpisow a nie tematu, jakby kto opatrznie przeczytal....niby"

      Usuń
    2. Opakowana, jakiś cichociemny dopierdalacz?
      Hanna

      Usuń
    3. Dzięki Opakowana. Uwielbiam Twoją "chłopska filozofię"

      Usuń
  9. Heh,Marto, temat rzeka a nawet ocean.Poczucie samotności czy osamotnienia zależy od wielu,wielu czynników,wychowania,danej społeczności i kultury.Wiadomo,że w cywilizacjach tzw.rozwiniętych zapanowały inne mody na samotność,małżeństwo,człowieka starego niż np.w wśród kultur plemiennych.
    Jak Kury wspomniały można być samotnym na balu i na głośnym koncercie,a eremita może nie być dość samotny w swojej samotni na pustyni;)
    Mój przykład.Jestem osobą raczej samotniczą,raz z natury,dwa z okoliczności.Oboje z mężem jesteśmy jedynakami, nie mamy dużej rodziny,kontakty z róznym kuzynostwem są serdeczne,ale coraz rzadsze (dzieci,wnuki,każdy ma swoje życie).Rodzice pracowali i odkąd wyrosłam z pieluch i nianiek,z kluczem na szyi radziłam sobie sama.I tak mi zostało, nie latam "po kominkach",wolę czytać itp.
    Jasne, nie doświadczyłam nagłego odejścia kogoś bliskiego (i oby tak było),rodzice zmarli,ale taka kolej rzeczy.Na obecnym etapie lubię być sama,wiele przyjaźni mnie zawiodło,małżeństwo jest rutyną.Samotność to jedyny towarzysz człowieka;)Potrzebę pogdakania realizuję w Kurniku;)
    Miło Cię poznać,Marto
    Hanna

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeżeli chodzi o samotność na emigracji ( odnoszę się do Opakowanej powyżej ) , też ten temat przerabiałam, i chyba wiele z Kur mogłoby tu coś dodać od siebie. Ja z czasem zrozumiałam, i pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę miała tego poczucia swojskości, własności, wygodności w innym kraju ( jak stary, własny, wypierdziany fotel ) , które to poczucie daje ci własny kraj tylko dlatego, że w nim się urodziłaś i dorosłaś. A w tym drugim, to ci wszyscy miejscowi siedzą w swoim fotelu, i mają już swoje przyjaźnie, znajomości i rodziny i Ty tam już nie wciśniesz się. Jest to bardzo trudne.
    I nie jest to problem samotności jako takiej, tylko samotności biorącej się z wyobcowania i niezrozumienia. I można by znowu nawijać dalej w nieskończoność i co z tego wyjdzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam już dawno wyjść, ale trudno się oderwać. Mimo trzeźwych wypowiedzi i w miarę pogodnego podejścia do tematu, dla mnie powiało smutkiem. Bo jednak dla mnie ta szczególna samotność jest też smutna.

      Usuń
    2. No ale, Agniecha, z trzeciej strony to slubny naciska zbey mieszkac (zcasowo) w Polsce a ja...nie jestem pewna. wroslam w tamten kraj (37 lat versus 23...). to chyba tesknota za mlodoscia, bo jak si emieszka w jednym kraju to zupelnie inaczej to wyglada. a jesli chodzi o akceptacje, to ...no wlasnie...jestem zdumiona, poniewaz zostalam i to juz jakis dluzszy czasa temu zaakceptowana, jestem czescia umeblowania a nie cieleciem o dwoch glowach. szczegolnie to widac jak pracuje...rodakow, ktorym tlumacze postrzega sie jak obcych ia - pomiedzy stronami jestem uwazana za "swoja" przez obie strony!

      a juz zupelnie schizofreniczne jest poczuccie swojskosci w obu krajach... a moze nie schizofreniczne a ciekawe, bo latwiej jest czlowiekowi. ale w sumie najpierw to sie wkolko przeprowadzalismy i ciagle sie kogos poznawalo nowego, jak bylam mloda, to mialam nadzieje na takie przyjaznie jak za dawnych lat szkoly i potem, a pozniej zauwazylam, ze w sumie gdybym sie nie wyprowadzila z Polski a ino na Krzyki (druga strona Wroclawia ode mnie) czy do Suwalk, to tez bylabym obca. czy na jakas, dowolna wies. czy we Wloszech czy w Borach Tucholskich.

      wyszlo na to, ze mam dwa wypierdziane fotele.

      a te przyjaznie z dziecinstwa i mlodosci...tez maja dwie strony medalu - od wielu lat mam niezwykle urywany kontakt z moja najstarsza stazem przyjaciolka Ewa (ta, co szyla moja suknie slubna i prawie ja raz pociela ogromnymi nozycami, hrehre), znamy sie chyba od 3go 4go roku zycia i nie musimy przelatywac przez te wszystkie plotki niewidzenia sie i jakby poznawania sie za kazdym razem. nic z tych rzeczy. druga to moja Anka we Wroclawiu, znamy sie od 3 klasy. i jest tak samo. podejmujemy tematy, rozmowy, jakby przerwane pare dni temu. zal tylko jest, z enie moge do niej wpasc z nienacka, z zapowiedza polgodzinna albo i bez. To samo z Ewa. Jest Ania, co wyjechala hen hen hen 30 pare lat temu i kilka lat temu wrocili pod Wroclaw. a jednoczesnie moja najblizsza p rzyjaciolka przez dobrych pare lat (troche przed, przez cale studia i troche potem), ja Zosia nr1 (bo ja dla draki wymyslilalam Zosie; potrzeba kamuflarzu zaszla i okazala sie niewypalem w najbardziej koniecznym momencie, co mnie doprowadza do glupawki za kazdym razem jak sobie przypomne)) a ona Zosianr2 (jeszcze byly 3 i 4 ale nie przetrwaly). No i co? No i sie rozlecialo...nie tak dawno, przez jej coreczke chcialam wznowic kontakt ale nie byla w sumie zainteresowana.

      a w sumie dobre ale niekoniecznie straszne scisle przyjaznie sa lekarstwem na samotnosc do pewnego stopnia.

      no wiec chyba moja samotnosc zagraniczna ma wiecej wspolnego z tym.

      natomiast Kurnik jest jakby kontynuacja podobnego fenomenu socjologicznego, ktorym bylo/jest Cafe Za Slupem (obcym wstep wzbroniony...), bo nie dosc, ze zrzesza osoby, ktore znaja tego kurzego Jozefa, to potrafi ludzi poprzyjazniac, tak na luzie i w ogole, co nie?

      p.s. i chyba Kurnik jest na tyle liberalny i otwarty, ze jesli przejadlam sie Kurom to prosze o poinformowanie, bo ja sie sobie przejadlam....

      p.s. w ludzkie fotele rzeczywiscie ciezko jest sie wcisnac, ale moze model fotela powinien byc inny na to...

      Usuń
    3. Agniecha to co napisałaś o emigracji, ja doświadczyłam w ostatniej pracy, trafiłam do środowiska które było już zasiedziałe i nie potrafiłam się do nich przebić.

      Usuń
    4. brońbuk,nie zaprzestywaj!!
      No właśnie,dobrze,że przypomniałaś, znać Józefa i czujemy się swojsko;)
      Hanna

      Usuń
    5. Agniecha, ooo, kupuje ten tekst o wypierdzianym fotelu. Trafne!

      Usuń
    6. Agniecha, to zalezym od mentalnosci spolecznosci w której sie znalazlas. W moim grajdolku czyje sie jakbym sie tu urodzila. Fakt, ze z natury jestem malo spoleczna, a po wyjsciu z pracy (caly dzien w tlumie), marze jedynie o byciu samej. (Leciwa)

      Usuń
  11. Taaaak samotność to bardzo pojemny temat...
    Bierze się także z wyobcowania, bo pomimo że każdy człowiek jest inny to są ludzie bardziej inni...

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja napiszę o samotności na wsi.
    Dziś wieś jest całkiem inna niż ta, którą pamiętam z dzieciństwa.
    Nikt już nie wysiaduje na ławeczce przed chatą, do kościoła wszyscy podjeżdżają autami.
    Rzadko widuje się osoby idące piechotą lub gadające przy płocie.
    Odwiedziny tylko po uprzednim telefonie.
    Anonimowość jak w mieście.
    Dla mnie, osoby osiedlonej tutaj przed paru laty, to zawód, ale cóż, chyba takie czasy mamy, że ludzie wybierają izolację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He,dobry tytuł Iza - samotność na wsi;)Nieprawdopodobne,kuriozalnie,nie?
      Hanna

      Usuń
    2. Mój sąsiad dowiaduje się co porabiam czytając mojego bloga!
      Czy to normalne???

      Usuń
    3. ja do coreczki na 2 pietrze w odmu w uk wysylalam emaile, ze kolacja gotowa. Bo inaczej isc na 1 pietro, lapac za papuge i lbem papugi walic w sufit. jak odpukiwala (nie wiem czym, nie psem na pewno ani myszkom ani chomikiem) to wiedzialam, ze slyszy i idzie .
      dla nas to zart, wczesniej do niej dzwonilam, hrehrehre

      Usuń
  13. Jesteście Wszystkie Bardzo Mądre i Wrażliwe Kury. Nie sadziłam, że mój mały tekścik bedzie miał taki odzew. Wszystko co piszecie jest takie prawdziwe i spod serducha. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marto, Twój tekst jest ważny i poważny.
      Myślę, że cały wybieg się zapełni :)
      Baluś cudny. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Dzięki Izo, co do Balusia tez sie zgadzam

      Usuń
    3. No bo to JEST magia Kurnika, ale chyba o tym wiesz :)

      Usuń
  14. Garde, Agnieszce, Graszce i Opakowanej odpowiedziałam pod Ich tekstami

    OdpowiedzUsuń
  15. Kurczę, muszę wyjść, a najchetniej zostałabym tu z Wami. Wracam wieczorem i na pewno sie odezwę.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wiesz, Marto, trafiłaś z tym postem niesamowicie. Ja właśnie już wróciłam z rynku (na który wybrałam się, aby uniknąć upału, dużo wcześniej. I właśnie kiedy szłam na rynek, przypomniało mi się, że wczoraj wychodziłam na zakupy z córką, i jak to będzie, kiedy ona się od nas wyprowadzi i w przyszłości - być może - zostanę całkiem sama. Przyznam, że trochę mnie to przeraża, bo, choć lubię być (zwykle przez kilka godzin dziennie) sama, to i lubię być z ludźmi, szczególnie z rodziną. Najchętniej żyłabym w dużym domu, w rodzinie wielopokoleniowej, nawet z pradziadkami lub prapotomkami (obie opcje są chyba niemożliwe:)
    Nie czuję się samotna, dopóki mogę z kimś dzielić myśli, uczucia, poglądy i to nie w sensie ich tożsamości, ale akceptowanej odmienności. Teraz mam przy sobie takich ludzi. Mam kogoś do kochania. Gdyby tego zabrakło, chyba czułabym się straszliwie samotna.
    A Kurnik magię posiada, zdecydowanie:))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  17. Mnie samotność też najbardziej kojarzy się ze smutkiem,chociaż przecież jest nieodzowną częścią naszego życia.Bywamy samotni,samotność jest w nas,czy to ta wybrana,czy ta która się wydarza i nie mamy na to wpływu.Ważne,by nie zatracić się,a o to czasami tak łatwo, jeśli się jest wrażliwcem,delikatną osobą, zamknąć się jak ślimak w swej skorupie.
    Jednak czesto instynkt samozachowawczy,jak ja to mówie,nie pozwala ulec i garniemy sie do innych, szukamy bratniej duszy,człowieka ,zwierzęcia,by nie byc zupełnie samotnym.

    OdpowiedzUsuń
  18. Samotność rzadko występuje pojedynczo.
    W takiej formie jest dla mnie do zaakceptowania, nawet ją lubię. Daje duże możliwości realizacji planów, projektów lub pierdzenia w przysłowiowy fotel. ;)
    Niestety, najczęściej występuje w parze z tęsknotą, cierpieniem lub lękiem o przyszłość.
    Wtedy boli bardzo.
    Strach jest najbardziej niszczącym uczuciem. Jest bardzo uniwersalny, do wszystkiego pasuje.
    Gdyby tak można by się go pozbyć, to samotność nie byłaby taka trudna, nawet ta nie z wyboru.
    Nie wiem czy wyraziłam się zrozumiale, tyle myśli cisnęło mi się do głowy.
    Marto, otworzyłaś puszkę z Pandorą, mam nadzieję że pomidorową. ;) Z pomidorami strawię wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trafnie to ujęłaś Rucianko.
      Mało kto ma taki luksus, by być samotnym bez strachu. Lęk dopada wszak chyba każdego, a powody bywają różnorakie, choć potrafią być tak samo wyniszczające.

      Usuń
    2. Macie na myśli lęki egzystencjalne,strach przed chorobą,niedołęstwem?
      Hanna

      Usuń
    3. Hanno, każdy ma swoje najstraszniejsze strachy, które go zżerają od środka.

      Usuń
    4. Tak,posyłam przytulanko,Rucianko (nawet z rymem;)
      Hanna

      Usuń
    5. Ładnie rozwinęłaś temat, Rucianko. Bo nie samotność jest straszna, tylko nasz strach przed nią. I może, gdyby przestać się bać...
      A z drugiej strony, strachy, lęki często powodują samotność, bo nie ma się z kim nimi podzielić - np. bliscy nie są w stanie zrozumieć, i wtedy człowiek zostaje sam ze swoimi upiorami, chociaż fizycznie sam nie jest.

      Usuń
  19. Rucianko, mądrze prawisz,strach i stres,cisi zabójcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najprawdziwsza prawda z tęsknotą i strachem. Tęsknota towarzyszy samotności zwłaszcza tej,która nie jest z wyboru. Kiedy zostaje się samotnym bo taka kolej rzeczy, albo taki los. Wtedy pojawia się też strach, zwyczajnie przed życiem.

      Usuń
    2. Obawiam się, że strach towarzyszy nam w życiu niezależnie od tego czy jest się samotnym, czy się nie jest. To zupełnie inna kategoria.Będąc samotnym można parę strachów odrzucić, albo w ogóle nie brać pod uwagę, bo nigdy nas nie będą dotyczyły. Np. strach o dziecko, o partnera itp. Strachy osoby samotnej to zupełnie inne strachy.
      Hana

      Usuń
  20. Samotność tak ale nie osamotnienie. Samotny człowiek się rodzi, samotnie umiera, może być w wielkim towarzystwie, ale w tym jest samotny zawsze. Samotnie przestrzeń zagospodarowujemy, jednak nie dla siebie tylko. Dobrze gdy jest ktoś kto współtworzy lub chociażby nie przeszkadza.
    Osamotnienie jednak jest z wyboru, brak więzi emocjonalnych, chociaż chyba jest to bardziej oparte na braku empatii w osamotnionym, brak współodczuwania tworzy osamotnienie. Tak myślę.
    Wtedy ludzie niszczą swoje człowieczeństwo w sobie, po to by się przypodobać innym, zdobyć ich podziw, sławę, nawet przez hańbiące go czyny, po to tylko by przestać czuć się być osamotnionym. Nazywają to samotnością.
    Tak, często jestem samotna ale lubię swoje towarzystwo :) a towarzystwo najbliższych także a już zwierząt to czuję się zaszczycona że chcą być z nami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadzam się z Tobą, stajesz się sędzią.Skąd wiesz dlaczego się izolują?Ludzie mają różne przeżycia.W poprzednim pokoleniu wielu,co przeżyło zagładę izolowało się nawet w rodzinach.Zakładali rodziny i żyli jakby oddzielnie,nie byli w stanie dać dzieciom miłości.
      Hanna

      Usuń
    2. Hanno pisałam o dwóch różnych stanach umysłu o samotności i osamotnieniu. Nie dobrze gdy człowiek jest osamotniony w sobie, w swoim centrum, w swojej duszy. Osamotnienie to stan który niszczy ducha niszczy więzi. A samotni bywamy często. Wiem że najgorzej gdy ukochana osoba odchodzi, ukochane stworzenie. Wtedy czujemy ból, ale każdy z nas samotnie w różnym również stopniu go odczuwa. Samotność to odkrywanie siebie, poznawanie siebie tylko w samotności rzecz możliwa jest. Tutaj kłaniają się miejsca takie jak pustelnie gdzie, w samotności poznają ludzie siebie. A osamotnienie to tęsknota za innymi, uzależnienie od innych, i stąd ktoś ma władzę nad takimi ludźmi osamotnionymi.
      Podoba mi się taki cytat:
      "Czym zatem jest osamotnienie? Jest to życie pozbawione głębokich, prawdziwych więzi: z ludźmi i z Bogiem .." Podparłam się cytatem a powyższe rozważania takie może nie końca zrozumiałe były moje li tylko.
      Wiersz o osamotnieniu:

      „Sam. Sam jeden. Czy wiesz ty, co ten wyraz znaczy?

      Ile on bólu kryje – zwątpienia – rozpaczy?

      Kiedy nikt nas nie żegna i nikt nas nie wita,

      Nikt się za nas nie modli – nie tęskni i nie pyta,

      I żadne dla nas serce nie drży i nie bije,

      I gdy nie ma istoty, co kocha i żyje

      W nas i dla nas!”
      Józef Namrzymki

      Usuń
    3. Ok,Elko, rozróżniam samotność i osamotnienie.Miałam uwagę do drugiej części,:
      cyt.
      "Osamotnienie jednak jest z wyboru, brak więzi emocjonalnych, chociaż chyba jest to bardziej oparte na braku empatii w osamotnionym, brak współodczuwania tworzy osamotnienie. Tak myślę.
      Wtedy ludzie niszczą swoje człowieczeństwo w sobie, po to by się przypodobać innym, zdobyć ich podziw, sławę, nawet przez hańbiące go czyny, po to tylko by przestać czuć się być osamotnionym."

      którą odebrałam jako oskarżenie, że osamotniony sam sobie winien i nie ma w sobie empatii itd.Bo wg mnie osamotnienie z reguły jest niezawinione,przychodzi z zewnątrz,z przeżyć,tragedii.W ogóle życie jest dramatem-jak dowodzą filozofowie;)
      Hanna

      Usuń
  21. MartaMarta, wlasnie przed chwila wysluchalam(obejrzalam tez) wywiad z Mankellem, polecam bardzo. Mowil o smierci, samotnosci, jak bardzo te dwie -wyklucza sie dzis z zycia. O tym sie nie mowi, to jest fe.

    Moj kuzyn, po smierci zony, daje sobie jakos rade, ale mowi mi czesto o tym, jak duza czesc niego samego umarla wraz z nia. Przeciez tu chodzi o wspolne wspomnienia, o to, ze ona pamietala tyle rzeczy , ktore robili razem. Z kim teraz o nich pogadac, z kim sobie przypomniec. Jest samotny, choc nie sam. Sa synowie, rodzina zony, jego mama. Ale , jak mowi T. to wszytsko jest dziwne, Chodzi po parku, w ktorym tyle razy byli razem, a jej nie ma. Jakze to brzmi:kogos NIE MA.

    Tez sie boje.Ostatnio bylo nam bardzo ciezko,poradzilismy sobie, bo nasza czworka, jakos umiala pomoc(chodzilo o mego syna, nie o operacje, o psyche.)

    W Kurniku jest cieplo, mozna sie ogrzac.

    OdpowiedzUsuń
  22. Czołgiem kureiry,idziemy do kina na boska florence. Opowiemy jak było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, pozdrówcie Meryl.
      Hanna

      Usuń
    2. niebierzcie cukierkow w szeleszczacych papierkach!!!!!!!
      ani smrodliwych kanapek...

      Usuń
    3. a popcorn może być?
      Hanna

      Usuń
    4. z Meryl nie może być źle czy nudno, na pewno wieczoru nie zmarnowaliście :) ja też się wkrótce na nią wybiorę

      Usuń
  23. Czołgiem Hano, bawcie się dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  24. ANI POPCORNU, ANI CUKERKÓW, ANI SMRODLIWYCH KANAPEK! Film jest boski jak sama Florence, albo raczej jak Meryl. Ona jest genialna, ale to wszyscy wiedzą. Nawet Hugh Grant nie wygląda źle, chociaż okropnie się zestarzał. Rola pianisty - perełka, chociaż dla mnie to zupełnie nowa twarz. W każdym razie piękny film - i wzruszający, i śmieszny, i skłaniający do refleksji nad życiem. Nam bardzo się podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyżej mówiłam ja, Hana.

      Usuń
    2. Słyszałam, że dobry. Może się wybiorę.

      Usuń
    3. Ewa2, idź do kina, piękne dwie godziny!
      Hana

      Usuń
    4. my to chodzimy czesciej do kina tu niz tam. jak bybyl we wersji oryginalnej be dubbingu i tak dalej, tylko z polskimi napisami to chodzimy. trza bedzie popatrzec co i jak.

      Usuń
    5. Bardzo chcielismy pojsc z moim Wu, ale jeszcze nie grali! A po sztuce Jandy(Boska) mielismy ogromna ochote zobaczyc inna interpretacje tematu:)

      Usuń
    6. Opakowana, kinowe filmy zawsze są bez dubbingu przecież.

      Usuń
    7. nie jestem pewna, bo juz nam sie zdarzalo wychodzic z kina...moze czytali???

      Usuń
  25. Tak, film świetny, równiez moim zdaniem. A wszystkie Wasze przemyślenia cenne. Bardzo zgadzam sie z tym, że izolacja od innych może mieć sto i więcej przyczyn. I nawet jeśli jest dobrowolna, to ta samotność boli zawsze albo prawie zawsze tak samo.Zresztą ta dobrowolność z reguły jest pozorna.

    OdpowiedzUsuń
  26. Mnie najbardziej dokucza, kiedy trzeba wracać do pustego domu, zazdroszczę wtedy tym, którzy wracają razem. I tu nasuwa się nowy, nośny temat: zazdrość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo; mnie też bardzo dokucza powrót do pustego domu. A do kina też fajnie iść z kimś. A zazdrość to całkiem inna sprawa...

      Usuń
    2. Całkiem inna, ja tylko nieśmiało podrzuciłam temat ewentualnego nowego postu :-)
      Kiedyś wyprawiłam rodzinę na tygodniowy wyjazd, bo chciałam zostać sama, nie gotować obiadu,nic nie musieć, ale to było dawno i nie była to samotność.
      Z czasem się człowiek przyzwyczaja, moja ciocia na przykład całkiem zdziczała w samotności, już jej ludzie przeszkadzali.

      Usuń
    3. O rany, Ewa, jak zdziczała? Gryzła?

      Usuń
    4. Wyrzucała nas z domu, jak przyjeżdżałyśmy w odwiedziny. Dziwne to było, bo jak wytłumaczyć dzieciom, że ciocia się przestaje odzywać, idzie i otwiera drzwi?

      Usuń
  27. Czołgiem Kureiry! Znałam jedną osobę, która była narzekającą wiecznie babą (całkiem mi bliską jednak), - że jest SAMA, ale każda próba zbliżenia się kogokolwiek była natychmiast i w sposób naprawdę aspołeczny załatwiana (nawet zdarzały się jakieś obserwacje incognito etc. - równie dziwne rzeczy i przewstrętne działania...)
    Ta osoba już nie żyje. Odeszła jako ktoś najbardziej toksyczny. I to jest gorsze. Bo jak odchodzi ktoś w porzo - jest trudno, ale nie masz wyrzutów sumienia. Jak odchodzi toksyk - zeżrą cię wyrzuty. Całe szczęście, ktoś, kto dłużej ją znał w porę mnie uświadomił - już by nie było co ze mnie zbierać. Takie żniwo potrafi zebrać toksyczna osobowość, wpierająca się na swojej "samotności"... To chyba kolejne oblicze problemu;) Pozdro.
    PS> Padam na pysk, cały tydzień w robocie - z dwudziestką toksyków-stażystów;) Dostałam na koniec bukiet róż i kopa w doopę - w moim zawodzie bez "mądrej samotności" zginiesz, jak Andzia w malinach;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kretowata, nas zra. Mama nie odchodzi, ma sie dobrze, ale nam jakos trudno sie cieszyc ze spotkan.

      Usuń
  28. jestem sama i wygodnie mi z tym ;)
    otoczona kochającą rodziną i przyjaciółmi samotność odczuwam chwilami (przelotnymi bardzo), najczęściej nocą na pustych ulicach ...

    OdpowiedzUsuń
  29. Idę spać Kurki Złotopiórki.
    Wcześnie wstałam i jeszcze sobie poczytam w łóżeczku.
    Dobranoc i miłych snów.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dobranoc Kury, do jutra! Wieczora!

    OdpowiedzUsuń
  31. Witojcie Kury,
    poranek jak złoto! Będzie gorąco. Ale niewątpliwie to już nie pełnia lata, jako że szerszenie do domu się pchają wieczorami. Dzisiaj znowu prawie dwa rozdeptałam bo leżały pod drzwiami na wycieraczce nieruchawe z zimna po nocy. Zmietłam je dobrotliwie na szufelkę i rzuciłam w krzaki. A krwiożerczy Holender zdziwiony, czemu nie rozdeptałaś, pyta? No deptać stworzenia boże w tak piękny poranek sobotni to nie uchodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Agniecho! Masz Ty stalowe nerwy, jeny szerszen ja na sam widok to już mam ciśnienie 300 i spocone ręce.

      Usuń
    2. Dzień dobry w piękny poranek.
      Słońce, słońce i jeszcze rzeźko.
      Boję się szerszeni, na szczęście w tym roku żaden nie wpadł do mieszkania.
      Miłej soboty.

      Usuń
    3. Ale Kocie, widać było, że one bardzo niemrawe. Ja też się ich boję. W domu, jak który wleci, to panikuję straszliwie. A wlatywały jesienią dość często, więc zmuszeni potrzebą,wykoncypowaliśmy w miarę bezpieczną metodę unieszkodliwiania, która działa. Mianowicie - wciągamy je odkurzaczem. A oprócz tego, w końcu założyliśmy siatki na okna.

      Usuń
    4. Dziędobry Kurniku.
      zapowiada sie piekny dzien :))

      szerszenie...no ja mam jak agniecha i nie tylko przy pieknej sobocie. jedyna zwierzyne, ktora trepem traktuje (badz reka) to wredne komary i wredne muchi. Karaluchy w zasadzie tez, choc te pierdykniete czyms ciezkim zagarniaja flaki i daja noge (jesli jeszcze maja).

      Przyszlo mi cos do glowy wzgledem samotnosci. Czy poczucie bycia potrzebnym ma na samotnosc wplyw? Bo jakos nie moge zdecydowac czy tak czy nie....

      Ewa2 - o zazdrosci, taaaa. przydalby sie wpis. od zazdrosci do zawisci na przyklad tylko kroczek...

      Usuń
    5. Zawsze się mówi, że jak się jest potrzebnym to nie jest samotnym. Jednak ta szczególna samotność pozostaje w środku człowieka i dopada w różnych momentach. Łapiesz się na tym, że czujesz pustkę, chociaż wokół ludzie, nawet rodzina. Nie uogólniam, mówię o sobie, każdy ma swoją samotność, czasem nawet o tym nie wie.

      Usuń
    6. Agniecha piękna jesteś. :) nie uchodzi i tyle. :)

      Usuń
    7. I święte słowa Ewo2. Każdy ma swoją samotność.
      Opakowana moja siostra jest bardzo potrzebna, małe wnuki w tym samy domu, ktoś musi się nimi zając gdy młodzi w pracy, i jest bardo samotna.

      Usuń
    8. czyli znaczy potrzeba bycia potrzebnym nie ma wplywu na samotnosc. czy to wobec tego jakis bodziec, ktory powoduje, ze w te slimacza skorupe sie chowamy, stajemy sie bardziej samotni i robi sie bledne kolo?

      Usuń
    9. Trudno nazwać bodzieć po imieniu, bo to dla każdego co innego. Czasem takie dojmujące, schowane gdzieś głęboko, na codzień nieodczuwalne, odezwie się znienacka poczucie, że jednak jest samotnym. Najgorzej gdy w trudnych momentach życia człowiek jest sam.
      Bycie potrzebnym na pewno tłumi poczucie samotności.

      Usuń
    10. O, właśnie, Ewa2, tłumi i tylko tyle. Jeśli bycie potrzebnym ogranicza się do świadczenia usług, co bardzo częste w naszym "systemie rodzinnym". Mam na myśli chociażby babciowanie na pełen etat i obsługę kulinarną dzieci/wnuków.

      Usuń
  32. Opakowana, temat powazny,ale ja tu rze od rana. Wlacze ostatnio z lesnymi karalucami i Twoj opis mnie rozbawil. Poluje na nim z ciezkim, drewnianym trepem, a te jakby sie natychmiast reinkarnowaly;)

    Ech z moja mama,mamy klopot. Bo narzeka na samotnosc, ale bardzo trudno z nia byc.

    Bosz, dzis znowu sie szykuje gorac.

    Trzymajcie sie Kurki ochane!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walcze z karaluchami-oczywiscie.

      Usuń
    2. domyslilam sie :)
      jak nasz synus mial dwa lata, to mial mala przepuklinke i trza bylo operowac. W Lagos byl swiezutenko otwarty prywatny szpitalik, prowadzony przez wysoce wyszkolona pare nigeryjsko - angielska. Posazni, wiec i szpitalik ekskluzywyny wrecz, tydzien chyba dzialal. Bez zarzutu jesli chodzi o opieke i fachowosc. siedzielismy z maluchem w jego salce. jeszcze wrecz pachniala farba. i nagle spod lozka wylecial bardzo zabiegany karaluszek (te karaluszki tam to byly tej wielkosci, ze na pamiatke ususzonego w pudelku od zapalek nie dalo sie zabrac, bo albo leb sie nie miescil albo odwlok, o wasach w ogole nie mowiac.

      No wiec gdziejsik spode i zza lozka wylecial w pedzie. moj slubny nie chucherko (choc wtedy vhyba wazyl co ja teraz...), JAK walnal butem w dziada. I dziad sie uplaskal i tak lezal, falszujac stan faktyczny. zadzwonilismy po personel, personel przyszedl ze sztoteczka i szufelka, kobita zaczela zagarniac tego plaskiego karalucha na szufelke aon sie ocknal, otrzasnal, zabral flaki pod pache i pedem zawrocil skad przyszedl...

      ale jak po raz pierwszy zobaczylam tubylczego karalucha, w pol godziny po przyjezdzie, to nie uwierzylam, ze to to karaluch - ogromny, przystojny, czekoladowo brazowy, wyglansowany na blysk zuczek....a w domu bylo tak, ze ktora szuflade y sie otworzylo w kuchni, to w zcasie otwierania slychac bylo szuranie i tupot i sie towarzystwo rozbiegalo po katach....czlowiek przywykl do tego, wiec jak w szpitalu we Wroclawiu zobaczylam karalucha to go wysmialam ;)))

      Kasia - starosc jest strasznie zle rozplanowana i zaprogramowana...co z tego, ze zyjemy dluzej..

      wyjatkiem moze jest moja tesciowa, ktoora:
      - nie narzeka
      - nie narzeka na samotnosc ( ato kobieta, ktora w wieku 37 chyba lat rozwiodla sie i juz nigdy nikogo nie miala)
      - fizycznie troche sie sypie
      -w glowie ma jeszcze dobrze poustawiane
      - ciagle cos robi
      - na wakacje zawsze z jakimis krewnymi/przyjaciolmi/przyjaciolkami jezdzila nei zawadzajac
      - zawsze pomagala komu sie da nie strojac fochow jesli nie bylo wzajemnosci
      - w ogole nie fochowa prawie, bo jakos nie zauwazylam, ale moze dusila w sobie
      - krytykuje, ale zazwyczaj ma racje jak sie potem okazuje
      - ale zlego slowa malo rozdaje (bo to nie to samo co krytykowanie, np ex-zona wnuka - sama w sobie baba okropna, ALE dobra matka etc etc)

      ogolnie starsy ludzie czesto narzekaja na samotnosc, ale jak im chce sie ulzyc w tym i np wziac do siebie, to sie nie zgadzaja i w ten sposob nie wiadomo co robic..bo czy to pomoze? wiec CO jest lekarstwem na samotnosc?

      Usuń
    3. I zgadzam się z Tobą Krysiu Opakowana, Twoja teściowa nie stroi fochów, zna przyjaźń i potrafi zorganizować sobie czas i przestrzeń, myślę że lubi siebie, lubi ludzi i nie ucieka ani przed sobą ani przed ludźmi. Rozbudowanie zainteresowań jest antidotum na osamotnienie. A samotność? wejrzeć w siebie i wynieść co mamy dla innych i nie ma samotności.

      Usuń
    4. Nie ma lekarstwa.
      Jeśli to czujesz, siedzi w Tobie, to nie pomoże mieszkanie z kimś. Trzeba polubić i nie dać się zwariować.
      Co innego osoba, która czuje się dobrze tylko wśród ludzi, dla takiej jest ratunek, czyjaś obecnośc.

      Usuń
    5. Polubić siebie Ewo? Zgadzam się, to najważniejsze, ważniejsze niż nam się wydaje. Za bardzo enigmatyczne moje słowa "wynieść co mamy dla innych" bo mamy czasem nienawiść długo tłumioną, czy złość. A więc rację masz Ewo2 najpierw polubić siebie a potem wynosić dobro z wnętrza na zewnątrz i wtedy dopiero nie będzie samotności.

      Usuń
  33. Opakowana, obie popłakałyśmy się ze śmiechu przy historii afrykańskich karaluchów. Mój siostrzeniec dziecięciem będąc miał przyrodnicze hobby. Miał pełno różnych stworów typu patyczaki, rybki, żółwie. Przywlókł też takiego afrykańskiego karalucha, który zwiał. Widocznie jednak klimat mu nie odpowiadał, bo zniknął jak kamfora, chociaż Marta czekała, że np. skrzyżuje się z ówczesnymi blokowymi karaluchami i wylezo spod szafy jakieś mutanty:)
    Hana

    OdpowiedzUsuń
  34. Oesu, Hana, moze wylazly po latach, tylko nie wiecie? W bloku, w warszawie, bylo tego od groma, tfu. Jak sie wyprowadzalam, to zaczelam wystukiwac radio, bo czulam , ze sie tam tez gniezdza . I wylazly...Albinosy. Trzesie mnie na to wspomnienie. Brr.

    MartaMarta, we Franji filmy kinowe-z dubbingiem zawsze. Nie dziwota, ze zle sobie Francuzy radza z obcymi jezykami. Nieosluchani .

    OdpowiedzUsuń
  35. Temat rzeka i kij w mrowisko. Dlatego ja pisze o mysich brewkach i ubikacjach bo nie chce poruszac tak glebokich tematow. Odpowiedzi na temat samotnosci bedzie tyle ile jest ludzi na swiecie. ma swoja sciezke i swoje wyobrazenia co do tego co jest OK a co nie. Trzymajmy sie tego co nam nasz wewnetrzny kompas podpowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Komunikat kulinarny:-)
    Spożywam kolację chlebek, masełko a na to dzemol z gorzkich pomarańczy. Zgadnijcie od kogo?:-)
    Na popitke mleczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smakuje?
      a-hem, specjalnsoc angielska :)
      ale ortodoksyjnie to powinna byc grzanka ;))

      Usuń
    2. Ostalo pół słoiczka by próbować z grzanka. To była taka potrzeba smaku i szybkiej kolacyjki.fajna goryczka, hihi teść mało mi nie padł bo dwie łyżeczki do buzi wpakował jak usłyszał że z pomarańczy ( bardzo lubi pomarancze).

      Usuń
  37. HSLO HSLO! MOWI SIE!

    Byla u mnie Kura. w gosci.
    zbieralysmy sie z ta (re) wizyta od maja i ciagle COS. az wreszcie owa Kura spiela sie w sobie, wsiadla w dryndolette (przepraszam najmocniej w/w Kure, ale to okreslenie pieszczotliwe) i przybyla MIMO i WBREW moim instrukcjom (mam problemy z odroznieniem skretu w PRAWO od skretu w LEWO...)> Mimo to dotarla , w dziki upal, ponad 30 stopni. Kura na to rada, bo lubieje.

    Zeby rozerwac Kure zabralam ja w ten skwar na targ w Szczakach. Rogaliki kruche z wisnia byly takie sobie, wedzona kielbasa byla dobra, a reszta czeka werdyktu, bo Kura odjechala obladowana niczem wielbuont. Dodalam jeszcze tkaniny oraz te welne do gobelinow, ktora reszta wzgardzila. Poszlysmy pode moja jablonke co to ni pies ni wydra, bo malusie sliczne jabluszka rumiane, w srodku zociutkie zdziebko cierpkie ale na tyle slodkie, ze jak zrobilam mus to wogle bez cukru. I Kurze smakowal. No potrzasalysmy drzewem rencyma (Kura w tem lepsza niz ja), naspadalo, nazbierano i Kura wziela do obrodki b. prostej, bo przecieranie onych to sama przyjemnosc (powiem tak - latwiej te jabluszki przecierac niz pomidory!!)

    Byl obiadek z daniem ANGIELSKIM, Kura nie plula, rhehrehre
    Rowniez nie plula tarta z masa migdalowa ze rumbarbarem. Masa miala byc inna, bo migdaly okazaly sie nie mielone a tarte...maka ryzowa byla z brazowego ryzu a ciasto francuskie na spodzie cienkim okazalo sie z grabiny chyba, twarde, ale to Kura dyplomatycznie ominela w komentarzach :)

    Przepedzilysmy troche czasu, polecialysmy dookola domu, posiedzialysmy i Kura pojechala sobie taskac te torby dobr wszelakich docelowo na 2 pietro. Ni e wlasnego domu. Wychodne Kura wyrwala prawie z gardla i bardzo sie ciesze, ze jej sie udalo.

    Kura rowniez stwierdzila, ze ja jestem kozucha klamczucha i ze u mnie nie ma balaganu. To Kurze wytlumaczylam,z e jutro am pani sprzataczka przyjsc to przeciez trzeba posprzatac zanim. Do tego zadnego porzadku w moim pokoiku nie bylo, to juz jakies pomowienia. owszem, zgarnelam wloczki z calej podlogi oraz zwalilam z kanapy roznosci na taka dyskretna kupe kolo kanapy, bo mniej widac. za to garaz byl pokazowy :)

    Mam zdjecia do zgadywania co to za Kura z ujawnieniem Kury jakby Kurnik nie zgadl ale chyba zgadnie :
    dzie slac zjecia na wsjaki sluczaj? Bo chwilowo MartaMarta i Przesowa to to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rabarbara? Jak wychodne wydarte to mus być Rabarbara na wnuczkowym:-)

      Usuń
    2. Foty śpij mi Prezesowej to sobie poogladmy przy weekendzie:-)

      Usuń
    3. Ty to jestes ostra Kurka :))))

      Usuń
    4. Hehehehehehe Krysia wygląda na to że Ci rekrame zrobiłam, jak pokazałam Twoje gumno to kury pchajo siem do Ciebie na wyprzódki :)))

      Usuń
    5. Twoje zdjęcia Mario pierwsza klasa. Dzięki nim trafiłam bez trudu:-)
      To nie wiem Krysiu, zgadlam?

      Usuń
    6. zgadlas, zgadlas, stad napisalam, zes ostra Kurka :))

      Usuń
    7. :)) To za koleją (bo jechałam częściowo wzdłuż kolei zresztą ;))
      no wienc tak, dodryndoliłam się wreszcie jak sójka za to morze skrzyżowań, świateł i innych przeszkód
      na targu w Szczakach było suuuper, jak to na targu prawie wsiowym i owszem ciepło
      werdykt w sprawie reszty, czyli szyneczki, kruchych ciastek maślanych oraz buchty drożdżowej oraz wrzosów pełen aplauzu, czyli warto było się obładować
      jabuszki cudo! a częsłam lepiej (w skutkach) ja, bo to ja chciałam jabuszek ;))
      obiadem angielskim się zajadałam! pyszny był! także samo tarta do której Opakowana kciała mie zniechęcić opowieściami o niemielonych migdałach i brązowym ryżu a ciasto było tak dobre, że nie zrozumiałam co o nim mówi ;)
      owszem jest kozucha kłamczucha i kręt !! porządek ma wszędzie na błysk!
      tak cudnie spędzonego wychodnego daaawno nie miałam :))
      Krysiu - buziaki!!!
      A Ty spryciulo, CzeKo - zaraz zgadłaś ;))))
      Barbara

      Usuń
    8. Dziękuję Drogie Kurki:-)Lubuje się w zagadkach (od czasów 07 zgłoś się i to w serii pisanej), szczególnie z podpowiedzia:-)

      Usuń
    9. Basiu widziałaś kolekcje grzybków? I żabek, których ponoć Krysia nie zbiera;-)

      Usuń
    10. Powiem tylko , ze zazdraszczam nieustająco:))

      Usuń
    11. Też zazdraszczam, bo się fajnie z nimi gadało i bym chciała jeszcze.

      Usuń
    12. Pfff, ja też od razu zgadłam!

      Usuń
    13. Barbaro - fajnei i, oczywiscie - za krotko, bo takie spotkania tak juz maja, conie?
      nastempnom razom Ewa2 sie zabierze z Basiom i jusz!
      Grzybki prawda, zaby - nieprawda, ani jednej z tych zab sama nei nabylam...i nie zamiaruje, bo rosnaca kolekcja potrzebna mi jak dziura w moscie. Ludzie znoszo, niech znoszo, hrehrehre
      ja to kiedys kolekcjonowalam pudelka po cygarach, bo uzyteczne i ladnie pachna, ale zaczelo brakowac miejsca dla mnie....

      Usuń
    14. Mialyscie bogaty program:)

      Usuń
  38. Kury drogie byłam właśnie i Graszki. Potrzebna pomoc dla Kudelka.
    Czy Skarpete możemy uruchomić w tym przypadku?

    OdpowiedzUsuń
  39. Dobry wieczór. Też byłam u Graszki, przecież Kudeł jest po troszce nasz, koniecznie trzeba pomóc.
    Piękny i upalny dzień był dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co sie dzieje z Kudełkiem?

      Usuń
    2. Miał wypadek i łapkę mocno niesprawną, potrzebne drogie leczenie.

      Usuń
  40. Kurki; milczym, bo mamy z Hana problem, mianowicie zgubiła Ona telefon i jest w trakcie blokowania karty i - ewentualnie zyskiwania nowej, co łączy sie z bytnością w pobliskim tzw. mieście. Mam nadzieje że coś załatwi. Stad milczenie, ale myślę, ze jeszcze dziś się odezwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o matku bosku, oby zalatwienie bylo szybkie i bezbolesne.

      Usuń
    2. O łał!! to dopiero i pech i kłopot:/
      Barbara

      Usuń
  41. O to pech. Trzymam kciuki za pomyślne załatwienie sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  42. Hej Kurki. Pisała Agniecha o szerszeniach, właśnie miałam wizytę. Wleciał bardzo wielki, kot go chciał złapać, ale na szczęście się nie udało. Bestia wleciała do lampy i trochę się przygrzała, ale zdołała wylecieć. Udało mi się wciagnąć go odkurzaczem i co teraz? Ma tam zostać? A jak wylezie?
    Mam uczulenie na osy i się boję, bo jak mnie użre taka bestia to co będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Matko! Mam tak samo i nie na żartów.szerszen dla nas to kaplica. Może wystaw ten odkurzacz na balkon. Rano jak będzie chłodno to wpakuj do torby foliowej ten worek z odkurzacza i wyrzuć do zsypu.

      Usuń
    2. Tak chyba zrobię, bo spać nie będę mogła z nerwów.

      Usuń
    3. Musiałam bestię ukatrupić, kot mi powiedział, że pcha się z odkurzacza z powrotem.
      Brrrr....nie było to miłe.

      Usuń
    4. Ewa dwa lata temu o tej porze ( też sobota była), nasz sąsiad piętro niżej postanowił zlikwidować gniazdo os. Jakim sposobem ,nie wiem. Tyle wiem, że wszystkie znalazły się u mnie, mimo siatki w oknie, pod parapetem se przelazły skubane. Mnie nie było, robiłam rocznice ślubu rodzicom przyjaciółki, moja biedna mama walczyła z tałatajstwem łapką i odkurzaczem. Jedna ją dziabła albo dwie , na szczęście nikt uczulony nie jest. Te zarazy jeszcze 2 dni właziły do chaty dopiero jak silikonem uszczelniłam szpary to przestały. Od tej pory nie mam dla nich litości, łapka i po bzykaczu. Szerszeniom też nie darowuję bo wywalone drzwiami wracają oknem. Więc rozwiązanie hm..... definitywne ,najlepsze.

      Usuń
    5. Ja takiemu odkurzaczowi z wkładem brzęczącym zatykam rurę i czekam parę dni. Aż zdechnie.
      Ewa2, ale miałaś emocje. Kot bohater!

      Usuń
    6. W ubiegłym roku przy kuchennym oknie budowały sobie gniazdo. Pierwszy raz widziałam jak to robią, byłam zafascynowana. Ale jak sobie przypomniałam, że nie będę mogła okna otworzyć i mogę je mieć w pobliżu musiałam gniazdo zlikwidować. Nawet się udało, ale mi trochę żal było.

      Usuń
    7. U nas rok temu właziły w dziurę między cegłami i znikały. Myślałam, że są na strychu, bo to była ta wysokość. Ale nie. Nie było ich nigdzie, ale po jednej, po dwie wyłaziły w domu przez jakiś miesiąc. Takie lekko oczadziałe. Do dzisiaj nie wiem którędy wyłaziły, obszukałam wszystkie ściany w domu. I nie wiem do dziś. To są tajemnice starych domów. Jak te myszy, co nam wyszły z rury teoretycznie odprowadzającej wodę spod kuchennego zlewu:)

      Usuń
    8. osy to swinstwo nad swinstwami. ja jestem uczulona jakby i mnie pare lat temu uzarla ledna od wewnetrznej strony bicepsa...az mie w szpitalu na drugi dzien gonila pielegniarka z flamastrem, zeby obrysowac czerwony placek spuchniety z instrukcja, ze jak czerwone bedzie szlo w strone pachy to extracugiem gnac na pogotowie a nie do apteki. dostalam antybiotyk i antyhistamine i po tygodniu zeszlo. flamaster musialam poprawiac co wieczor (czerwony), a sweterka ni letniego wdzianka nie moglam nosic przez ten tydzien.

      a raz to mialam na sobie, tu, spodnice krotka. i cos tam na gumnie robilismy. u nasz bywaja wielgie czarne mrowki. i osy. i potem usiadlam przy biurku i czuje, ze mi cus od kolana idzie w gore, po udzie, od wewnatrz. no to klapnelam kolanami razem PRZEKONANA, ze to mrowka. nie byla mrowka. odczyn mialam od polowy uda az za kolano w dol, ale byl po prostu wielki, czerwony i plaskiodczyn. swedzialo, ale nic w porownaniu z reka.
      szerszenia pewnie bym wypuscila z odkurzacza ale nie wiem jak i gdzie, pewnie trzebaby pojechac do jakiegos lasu i ubrac sie ochronnie...

      Usuń
    9. Musiałabym tą podróż do lasu okrakiem na odkurzaczu odbyć z szerszeniem w środku, bo nie jestem zmotoryzowana. Miotła by się nie przydała, a on był baaardzo wielki i już porządnie wściekły.

      Usuń
    10. O matko ,Ewa wybacz, ale sobie wyobraziłam Twoją potencjalną podróż na odkurzaczu:))
      Normalnie padłam:))

      Usuń
    11. Ja tez! Do tego w kontekscie wspomnianej mietly!!!!

      Usuń
    12. Bo współczesne czarownice, proszę Kur, latają na odkurzaczu.

      Usuń
  43. Hana z telefonem załatwiła, na szczęście "od ręki" - aż dziw, nie martwcie się, ale teraz musi odsapnąć po emocjach, dlatego relacjonuję ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to dobrze, że załatwiła. Skutecznej odsapki życzę, ale telefonu szkoda.

      Usuń
    2. Jak dobrze że poblokowane. Szans na odnalezienie nie ma? Gdzieś na gumnie bądź domu?

      Usuń
    3. O to dobrze ,że załatwione. Teraz Hanuś odpoczywaj i Ty Marto też. Wrażeń wam nie brakowało, tych mało przyjemnych.

      Usuń
    4. Spokój nie do końca, bo nie mogę cholerstwa uruchomić. Aktywny jest, ale nic poza tym. Zachowuje się, jakby chciał pinu, a on bezpinowy. Będę musiała chyba znów z g... pojechać do zródeł. Oessu, nienawidzę stopnia skomplikowania tej techniki.

      Usuń
  44. Dziewczyny, a moze kots z was albo z waszych znajomych/rodzina ma taka lampę, i mogłby Graszce pozyczyc na jakis czas?

    OdpowiedzUsuń
  45. Hano, wspolczuje, tez kiedys zgubiłam telefon, wiec wiem jak to jest.

    OdpowiedzUsuń
  46. Czołgiem Kureiry! Ale miałam dzień! Wracałam już sobie spokojnie na gumno, stanęłam na przejezdzie kolejowym bo mus był i z nudów chciałam wyjąć z przepastnej torby telefon, żeby zobaczyć, co tam nagdakałyście i w ogóle jakby co. I nie ma. Przetrząsnęłam cały wór (ogromny!) i wytrząsnęłam. Przeszukałam auto, ani śladu. Poprosiłam jakiegoś gościa, żeby do mnie zadzwonił i nic, cisza... No to w tył zwrot i nazad do Mamy, bo to była jedyna ewntualność, chociaż pamiętałam, że telefon wetkłam do torby, bo leżał na stole razem z kluczykami od auta. No ale, wiecie - skleroza nie pyta i nie wybiera. W tył zwrot to było ok. 40 kilometrów i licząc nazad, robi to 80. U Mamy telefonu ani śladu. Zgubiłam go między domem a samochodem stojącym pod bramą. Podejrzewam, że wypadł mi z torby (nie mam pojęcia jakim sposobem) gdzieś przy aucie, na ulicy i ktoś go sobie znalazł. Nigdzie nie byłam, więc nie ma innej możliwości. Dom i ogród Mamy przetrzepany. Pojutrze Ognio wyjeżdża na plener i wyobraziłam sobie, że zostaję na gumnie oddalonym od cywilizacji bez telefonu. Na szczęście ledwom gumienną bramę przekroczyła, Ognio zameldował, żeby natentychmiast lecieć do Punktu i myk-myk. Zdążyłam przed zamknięciem i mam nowy telefon z nową kartą, stara zablokowana. Ale nie mam już siły go rozkminiać. Pomyślę o tym jutro. A przy okazji: jeśli telefon się zgubiło, to duplikat karty kosztuje 35 zeta. Jeśli skradziony, to za darmoszkę. Więc jakby co, pamiętajcie, że Wam ukradli, a nie zgubiłyście jak jakieś gupie. Oesssu, cała jestem złachana jak koń pociągowy.
    Na tym przejezdzie, jak już zdałam sobie sprawę, że zgubiłam, dopiero czwarta osoba przyznała się, że ma przy sobie telefon! Chciałam tylko, żeby ktoś wybrał mój numer, żeby sprawdzić, czy nie dzwoni gdzieś w aucie. Jakoś trudno mi uwierzyć, że 3 osoby (młode, bo tak celowałam) nie miały telefonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś emocji bez liku.
      Młodym osobom nie chciało się dzwonić, nie wierzę, żeby nie miały telefonu.
      Wypocznij Hanuś, odpręż się, jutro zajmiesz się resztą.

      Usuń
    2. o rany...biednas Ty z tym jezdzeniem w te i nazad, ale w pore zablokowalas chyba. szkoda telefonu. ale trudno.
      nie wierze, ze mlode osoby byly bez telefonu, pewnie weszyly podstepy jakies ter-rorystyczne i chcialy Cie splawic...

      Usuń
  47. Ewa2, odprężyłam się, bo w sumie to nie dramat, tylko upierdliwość.
    Ci młodzi raczej z nieufności i braku empatii, niż z lenistwa dzwonić nie chcieli, tak sądzę. Przecież chodziło tylko o wybranie numeru, to nie pociąga za sobą żadnych kosztów!

    OdpowiedzUsuń
  48. Najważniejsze , że jesteś już w domu i nerwy ukojone.
    Idę spać, mnie emocje opadły po walce z szerszeniem. Mam jeszcze dylemat czy zgonić kota z bluzki na której sie ułożył czy nie. A niech śpi...
    Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  49. Niech śpi, i tak już przyklepał:)
    Dobranoc!

    OdpowiedzUsuń
  50. Witojcie Kury,
    i znowu dzień gorący się zapowiada, wiater dmie od gór, na szczęście nie gorący tylko przyjemnie ciepły.
    Przywiał szerszenia. Nosz niech. ( ewa2, czytasz to ?) Siedzi na szybie od drzwi tarasowych. I rusza odwłokiem. Poczekam trochę, może jednak odleci lub spadnie sam. Pochwalę Wam się, żem wyjątkowo mądra ( albo paranoiczna, jak kto woli ) Kura, bo już wczoraj, po wyniesieniu dwóch poprzednich intruzów, przestawiłam wszystkie buty , które normalnie tam stoją, po oczywiście wyobraziłam sobie jak taki szerszeń spada mi do buta, ja go nakładam, i dalej to już starczy. No i ten dzisiejszy właśnie dokładnie nad pustym miejscem po butach siedzi. Jak przyklejony. Ale z takim nigdy nie wiadomo.
    Hana! Masz za małą torbę. Taki wniosek jako jedyny wyciągam z Twojej przygody z telefonem. No i już wiadomo, dlaczego telefony noszone są na smyczy. Żeby nie uciekły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha ma rację. Jakby torba była wieksza na pewno by nie wypadł. A jak leżał z kluczykami to do kieszeni może włożyłas i gdy wsiadalas do auta wysunął sie?

      Usuń
    2. Nie miałam kieszeni, a torba jest ogromna!

      Usuń
    3. A jak nowy telefon? Dojszłaś już z nim do porozumienia ?
      Barbara

      Usuń
  51. Dzień dobry Kury!słonecznie cieplutko ostatnia niedziela sierpnia zapowiada się dobrze. Dzieci zgodnie z zasada przedłużenia weekendu wstaly raniutko.
    Dziś wyruszamy na wycieczkę piaseczyński ciuchcia. Mam nadzieję że dam radę z dwójka dzieci i tatusiem i kulach i nie będę chciała zostawić ich gdzieś po drodze.
    To ciekawe Hano że aż trzy młode osoby nie chciały zatelefonowac. Myślę że klamaly z tym nieposiadaniem teledonu. Mnie ostatnio zapomina się wziąć z domu, ale to zazwyczaj jak się pospiesznie pakuje razem z dziećmi.
    Racja Aga ta smycz to by się przydała i mnie. Często w domu do siebie dzwonię by zlokalizować swój aparat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moje zadanie:) dzwonic do chlopa, zeby odnalazl swoj telefon;)

      Usuń
    2. a ja teraz bardzo rzadko gubie telefon/dzwonie do siebie. pilnuje dziada od czasu jak w szpitalu gdzies polozylam i kamien w wode, a w tym szpitalu wylaczyli (wtedy) zasieg... wiec mozna bylo do mnie dzwonic i dzwonic....

      Usuń
  52. Dzień dobry Kurki. Będzie piękna niedziela. niebo bez chmurki, ciepło i będzie upał co już mnie mniej cieszy.
    Kot przespał na bluzce pół nocy, bardzo zadowolony. Trafiła mu się gratka.
    Agniecha, może gdzieś w poblizu jest gniazdo? Kiedyś u mojej mamy gnieździły się w starej wierzbie i przylatywały do sadu na gruszki, trzeba było uważać.
    Miłej niedzieli życzę Kurkom.

    OdpowiedzUsuń
  53. Dobrej niedzieli.
    Poburzylo chwile w nocy, ale niewiele to dalo. Znowu goraca noc i cieply poranek.

    Kiedys mnie szerszen ugryzl, ale bylam tak glupia, ze nie zglosilam tego opiekunom obozu, dopiero po dwoch dniach na pogotowie nnie zawiezli, a Ci co ze mna jechali(kumple i kumpelki) zamaist na duchu podtrzymac, straszyli, ze mi noge obetna, bo taka byla wielka, kolorowa i bolaca.

    OdpowiedzUsuń
  54. Piękny dzień a na działkę iść nie mogę. :( Wczoraj byliśmy bardzo krótko, bo muzyka nas wywaliła z miejsca, nie szło żyć tam. I mam pytanie czy macie może jakieś informacje na temat oddziaływania na zdrowie niskich tonów? Moje serce jakby tak nie koniecznie znosi to łup, łup.
    Młodzi ludzie mają działkę, kupili se, dziecko im nie przeszkadza w alkoholowych libacjach i głośnej muzyce. Ogrodzili wysokim płotem niestety nie jest dźwiękoszczelny. Szczęśliwie tylko weekendy spędzają na działce za to nie idzie tam wejść, przynajmniej dla mnie i mojego. No to się podpytuję czemu te niskie tony tak na mnie źle działają? Jedziemy do lasu, nie będziemy robić hałasu.
    Dobrego dnia Wam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mam pojecia, ale moze jestes odwrotnoscia psa i netoperka, ktore wysokie tony slysza. ale nie wiem czy im szkodzi.

      moze to blednik i tak dalej zle reaguja na lubu-dubu...

      Usuń
    2. Infradzwieki sa niebiezpieczne, a Ty jestes na nie wrazliwa.
      Wklejam linka:
      http://medikway.pl/wplyw-infradzwiekow-i-ultradzwiekow-na-nasze-zdrowie/

      Usuń
    3. Ja mam podobnie z tym łup łup. Szczególnie jak zajedzie taki jeden z drugim, otworzy samochód, a tam tylko łubu dubu słychać. Ciekawe jak on kieruje tym rydwanem w takim hałasie? Do szału mnie to doprowadza. Ale dlaczego ,to pojęcia nie mam.

      Usuń
    4. Gardenio, napisali, ze drgnia ktore wywwoluja te niskie dzwieki, powoduja rowniez dragania narzadow wewnetrznych, one wpadaja w rezonans i to jest niebezpieczne.

      Usuń
    5. Kurcze Kasie i to jest racja!!!
      Zawsze mam wrażenie. że mi coś drży w środku. Myślałam do tej pory ,że mi się zdaje, a teraz Ty potwierdzasz , że jednak nie zwariowałam. Dzięki!!!

      Usuń
    6. Też nie znoszę łubudubu ani kociej muzyki w sklepach.Piękna muzyka wywołuje we mnie dreszcze po plecach,oczarowanie i zamieniam się w żonę Lota.Po tym poznaję dobrą muzykę.;))
      Hanna

      Usuń
    7. a ja lubie lubudubu jesli jest dobre...teraz mielismy tynkarza u sasiada,ktory punkt 9 wlaczal jakies radio z muzyka z dawnych lat, muzyka z tanich bali sylwestrowych wszedzie i jakies chyba disco polo. Ja lubudubu, ktore lubie (i przeboje z mojej mlodosci), to puszczam TAK glosno w mojej malutkiej rakiecie, ze rakieta drzy i ludzie z innych aut sie gapia na starszawa dame, machajaca glowa w takt bardzo glosnej muzyki. Klasyki tez tak slucham w samochodzie. w domu udaje porzadnicka ;))
      No i lubieje chodzic na zywe concerty - najostatniejsze to z dzieckiem na Coldplay, David Gray x 2 oraz Oasis... ale jak dziecka w domku juz nie ma, to nie chodze...slubny woli takie, na ktorych sie siedzi. Dla mnie to to jest dobra muzyka.

      Usuń
    8. Nie lubię głośnej muzyki, a już takiej, która wprawia w drgania przeponę stanowczo unikam.
      Męczy mnie, nie słyszę co myślę, ze sklepu wychodzę, nie potrafię kupować w takich warunkach. Jeszcze na koncercie wytrzymuję, ale nie każdą muzykę.
      Właśnie wróciłam ze spaceru, cicho było w lasku, zaraz dobrze się poczułam.

      Usuń
    9. Ewa, dostaje szalu w galeriach handlowych, z powodou kakofonii dzwiekow. Dlaczego nikt tam nie puszcza klasycznej, spokojnej muzyki, tylko w kazdym sklepie cos inngeo, co wyplywa do glownych "alejek", a tam dodatkowo muzyka -odgorna i ogolna. Starsznie to meczace.


      Las-to dopiero muzyka. Uwielbiam!

      Usuń
    10. Weszłam na stronę młodzieży elektroda czy cóś i się dowiedziałam troszkę. Otóż słuchając głośnej muzyki, będąc w jej pobliżu w jej centrum, słyszysz muzykę a odbiorcy dalej od Ciebie słyszą łup łup łup bardzo niskie tony, które potrafią doprowadzić do choroby lokomocyjnej także, co chłopcy sami na sobie sprawdzili. Jeden napisał że uwielbia i często słucha w domu, już dwukrotnie odleciał, podczas skupienia się na tej muzyce, brat sadysta walnął go w plecy i wrócił. Aha zaznaczał iż on nie uznaje narkotyków.
      Słuchając takiej muzyki Krysiu w samochodzie, dla siebie i swojego bezpieczeństwa otwieraj okna, chłopcy napisali że można wylądować na drzewie, bo mała powierzchnia wibracje i odlot, może dlatego tak dużo młodych ludzi rozbija się bywa na prostej drodze samochodami, podkreślali konieczność otwierania okien.
      Jak i Ewa2 kocham ciszę i spokój, wróciliśmy z lasu z kotkiem i z pieskiem, grzybów nie ma ale co się zwierzaczki nalatały to ich i moje w nogach. :)
      Muzyki słucham na słuchawki kocham klasykę.

      Usuń
    11. Katarzyno to jest to właśnie, dopiero w nocy uspokoiło się wewnątrz mnie, "drgania narządów wewnętrznych".
      Myślę że oni (młodzi alkoholicy, wybaczcie ale nie potrafię ich już inaczej nazywać) popełnią morderstwo doskonałe, sąsiad obok nas ma tętniaka, nie mogą operować bo ma coś tam, już nie pamiętam. Sąsiedzi są cały czas na działce nocują tam i od rana do nocy łup łup chłop słyszy. W tygodniu nie, ale te dwa dni wystarczą by się mu coś zrobiło. Ostrzegałam ale on dziwny jest, "he he he, lubię muzykę", żonę mu tylko wystraszyłam i nic więcej.

      Usuń
  55. Opakoewana, ja mam od dawna zapakowane:) karteczki dla Ciebie. Slac?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze wiecej? slij! dzieki!

      Usuń
    2. Moze do Polski wysle?
      Podasz mi adres na mejla?:)
      kwsacha@gmail. com

      Usuń
  56. A ja se siedzę, a mi rośnie..;))Tak się złożyło,że dwa ciasta rozrobiłam na chlebuś i na pizzę,wystawiłam na słonko i rośnie,że ach.Piękny dzionek mamy.
    Hanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez siedze i tez mi rosnie. Szkoda, ze nie ciasto;)

      Usuń
    2. a ja jeszcze se nie siedze ale tez mi nic nie rosnie. Poza tylkiem.

      Usuń