Agniecha, a kozetka dzie??? (fot. Agniecha)
Teraz mówi MartaMarta. Rozbuchała się, co nie?
Dla ułatwienia i jasności troszku się powymądrzam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie te mądrości, zapewne wszystko to jest dla Was oczywiste i Ameryki nie odkrywam.
Ale - moim zdaniem - zawsze warto sobie sprawy poukładać po porządku. Otóż z samooceną to jest tak:
- Bywa ona zazwyczaj parcjalna. Oceniamy się różnie pod różnymi względami. Tu jesteśmy głupie, tam trochę mądrzejsze, nogi wprawdzie dobre, ale te cycki… Gadać z ludźmi umiemy, ale czy mądrze? Mamy zdolności językowe, ale w ścisłych ani dudu... itd.
- Globalny charakter ma zaś poczucie własnej wartości. Powstaje najprawdopodobniej (jego zręby) w dzieciństwie i w okresie dorastania, a zależne jest przede wszystkim od prawidłowej, opartej na bezwarunkowej miłości więzi z rodzicami (zwłaszcza z matką). Wpływa ono na samoocenę, utrudnia bądź ułatwia powstawanie samooceny pozytywnej, a z drugiej strony może być przez nią całe życie modyfikowane.
- Samoakceptacja jest kolejnym pojęciem związanym z obu powyższymi (samooceną i poczuciem własnej wartości). Bezwzględnie związana jest z poczuciem własnej wartości, ale z samooceną już nie tak bezwzględnie. Można więc nisko się oceniać w zakresie różnych umiejętności, cech, a jednocześnie się akceptować, ze wszystkimi swoimi słabościami, takim jakim się jest. I tutaj jest nam potrzebne wcześnie wbudowane rozwojowo poczucie własnej wartości.
Można też przyjąć, że poczucie własnej wartości i samoakceptacja są tożsame, będąc globalną, (co nie znaczy, że bezkrytyczną) akceptacją siebie jako jednostki – jedynej i niepowtarzalnej, cennej li tylko przez sam fakt istnienia, a nie dlatego, że zasłużyła sobie na to poprzez coś tam (bezwarunkowa miłość do samego siebie).
Wprawdzie psychoanalitycy twierdzą, że wszystko zależy od dzieciństwa (wczesnego), ale okazuje się, że możemy mieć na to wpływ i dużo później, włączając w to wiek dojrzały i nawet bardzo dojrzały. A psychologia humanistyczna uważa, że każdy człowiek rodzi się z potencjałem piękna i dobra, który nigdy nie umiera, choć czasami zagrzebany bywa pod różnymi gruzami. Ale jak się bardzo chce, to zawsze można go odgrzebać.
Pracę nad samoakceptacją, poczuciem własnej wartości i samooceną można zacząć od któregokolwiek końca, bo wszystko jest ze sobą - jak widać - ściśle związane.
Pierwszy krok to zdanie sobie sprawy z tego, jak to ze mną jest. Jakie są u mnie proporcje między tym, co widzę w sobie jako swój potencjał, a tym, co widzę jako słabość. I szukać, szukać, jeszcze raz szukać potencjału, jeśli naszym zdaniem jest go zbyt mało. Każdy ma w sobie coś, z czego bywa zadowolony, chociaż ciut. Chociażby to coś wydawało się banalne. Bo nigdy banalne nie jest, choć nam samym może się takie wydawać.
Proste ćwiczenie na początek to stworzenie listy cech, z których jestem dumna, które mi się podobają, czy z których jestem zadowolona. Ważne - JA, nie Inni!!! A najlepiej upublicznić te cechy w środowisku, w którym czuję się bezpiecznie, nie obawiam się pomniejszenia ich znaczenia, czy - nie daj Bóg - wyśmiania. Czyli – w Kurniku!
To mówiłam ja – MartaMarta
Teraz mówię ja – Hana:
Nasza „psychoterapia” jest oczywiście dobrowolna. Możecie ją potraktować żartobliwie, możecie podejść do sprawy poważnie, możecie gdakać o czym tylko Wam się zamarzy, albo wszystko naraz!
|
Witam Kurki:))) Widzę, że każda ma problem, żeby napisać o sobie coś dobrego, łatwiej nam dostrzec to u kogoś:( Dla tego ogłaszam, fszystkie jesteśmy empatyczne, enteligentne, dowcipne i nietuzinkowe, jedyne takie!!! Ja dodatkowo posiadam jeszcze "piękny" perkaty nos, który mam wrażenie, z wiekiem mi rośnie;-D
OdpowiedzUsuńDRUGAAAAA! lete ...myslec :)
OdpowiedzUsuńŁo matko, pierwsza????
OdpowiedzUsuńHaniu z Z. coś nam te nosy w życiu nie wyszły:)
UsuńMnie tam nos jest coraz mniej potrzebny, to co mi tam. Niech już będzie jaki jest!
akurat z nosa to jestem zadowolona ....i z palców i paznokci u rąk
Usuńreszta ....hm bez komentarza :)
matku bosku - ja mam male serdelki ze zlymi pazurami...sa strasznie miekkie i lopatowate...
UsuńFotografie swietnie dobrane! ja sie czasem czuje jak zdjecie numer 1 a czasem niestety jak numer 2..
OdpowiedzUsuńczy dalej mamy ciagnac te dorbe cechy? NO wiec w nocy myslalam sobie i doszlam, z ejestem zyczliwa. wystarczy?
donosze rowniez, ze pogoda belejaka. jako, ze weekend, to padalo caly dzien wczoraj, musialam jechac do naszego centrum to byla jedna wielga tragiedija. jak pada, to sa korki. jak sobota kolo poludnia - korki, ostatni weekend wakacji szkolnych - korki jak przed Boz. Nar. wszyscy wracaja do domu ileca jakby im os nawpuszczali w gacie, zeby dzieciom kupic co trza na wtorek, bo u nas zaczynaja szkole nie w poniedzialek a we wtorek (nie wszedzie), bo mniejszy szok dla systemu wszystkich zainteresowanych. czesci supermarketu zapchane po kukarde (do przymierzalni np, skad, w kolejce do kabiny, slyszalam straszne posapywania , gulgot i warkot naprzemiennie - Mam i dzieci (glownie synusiow...czy to wszystkie synusie tak majo, ze NIE...powtarzam NIE!!!!!!! przymierza spodni czy nawet maryniuki???? ja mojemu kupowalam spodnie na oko i szlam z centymetrem, bo kupowalam o X cm dluzsze niz stare, ktore mierzylam. a maryniurke szkolna kupowalam metoda, dzieki ktorej zatrzymalam zwmysly na miejscu - w domu przymierzalam stara marynarke, synus zatwierdzal, ze tak, rekawy musza byc dluzsze o tyle. szlam sama do sklepu i przymeirzalam chlopiece marynkarki szkolne...niektore mamy patrzyly na mnie z nieukrywana zawiscia i wygladaly, ze mnie z tej zawisci zadusza wieszakami... jak to dobrze, ze ja juz nie musze....czlowiek przez prawie rok odkladal kupony punktowe do sklepu, zeby umundurowanie nie zrujnowalo czlowieka, kupowalam nowiutkie szmaty, w pierwszy dzien dzieci wracaly ze szkoly JUZ nieco zaplamione, wyatrte, nawet czasem naderwane, a buty, w jakis cudowny sposob, od razu byly ublocone....
Zapomnialam napisac, ze wczoraj prawie caly dzien padalo, potem przestalo ale bylo szaro a dzis jest szaro i wilgotno, ale cieplo. Moze sobie tak zostac, drzwi na gumienko i tak mozna zostawic otwarte.
UsuńU mnie naprzeciwko,upalnie i lekki zefirek.
UsuńOpakowana, parę dni temu słyszałam z sąsiedniej przymierzalni taki dialog:
Usuń- No chodz, zobacz!
- A co tam byde oglundoł...
Ja też mam ciarki na plecach, jak sobie przypomnę początek roku szkolnego!
Opakowana, życzliwość mieści w sobie mnóstwo pozytywnych cech!
UsuńKrysiu, zapomniałaś o hojności wspomnieć. Ta cecha jest w Tobie mocno rozwinięta:))
UsuńO to, to, Garde!
UsuńNo co Wy!
UsuńJuz do znudzenia pisalam i pisze, ze doswiadczylam biedy. No to co, ze mialam Wujka W Anglii i wspaniale wielkie paki 2 czy 3 razy do roku (i przez to super ciuchy, jak pasowaly albo daly sie przerobic), w domu kasy nie bylo, Tatko zwyczajnie nie umial zarobic a Mamie odpadaly rece i wylatywaly oczy z nadgodzin i prywatnych fuch (miala do tego opinie najsolodniejszej i najszybszej laborantki w miescie w pewnym czasie - pracowala w pracowni histo-patologicznej na poloznictwie i ginekologii, no to wicie, widzicie...a pracownicy naukowi jak chceli do doktoratow i dalej DOBRE preparaty to lecieli do niej). no wiec - bida byla, mieszkanie na Biskupinie sie w koncu trafilo przez wygrana na loterri sporo wczesniej...ale kasy nie bylo. nosilam ciuchy z drugiej (trzeciej?) reki, nie mialam szynki w kanapkach do szkoly,Mama i potem tez Babcia, jak to mowily, zakrywaly biede szyjac wszystko co sie dalo do domu i szyjac i przerabiajac co sie dalo. Czyli...kasy na zbednosci nie bylo. a mimo to Mama chyba mi wpoila bez mowienia, zeby sie zawsze dzielic tym, co sie ma. I tak juz zostalo. Ba - przeszlo na nastepne pokolenie. No to to u siebie lubie. chcialabym moc wiecej ale bardzo czetso sie to wszystko o ...brak kasy rozwala. W ostatnich paru latach bylo kilka akcji pomocowych, w ktorych bralam udzial i okazaly sie pomylka, ale wolalam stracic te 20 czy 50 zlotych niz nie dac w ogole.
ale nie wiem czy nazwalbym to hojnoscia :)
O jaki przystojniak na fotce:)) I jeszcze w moim ulubionym, zimowym anturażu mniam:)))
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam zajawkę na blogerze to od razu pomyślałam ,że to Agniechy, no i trafiłam:))Agniecha masz może więcej przystojniaków no i fotek?????
Śliczne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia super. Zawsze uważałam, że zwierzeta sa dobre na wszystko. Nawet na zdjęciach. Konie dla mnie szczególnie na zdjęciach, jednakowoż gdy odwiedzałam stado Agniechy, to nawet muskałam palcyma skórę gładką jak aksamit i piękne grzywy. I ten odpoczywający traktorek.
OdpowiedzUsuńKomunikat pogodowy mogłabym skopiować z zeszłorocznego komentarza i wklejać co jakis czas, albowiem nihil novi. Słońce i sucho, ale lekko wieje wiatr, który rozwiewałby owcom mym długie kolorowe runo gdyby nie były ostrzyżone. A tak nie rozwiewa. Rozwiał mi natomiast łupiny cebulowew drodze do kompostownika. Przygotowuje strawę niedzielną dla nas i dla psów (dla nich bez cebuli ma sie rozumieć).
OdpowiedzUsuńIzydorze, czy Ty przypadkiem nie mieszkasz w Alzacji? Goronc i sucho.
Usuńjako dziecko i młoda bardzo osoba (nastolatka) nie miałam problemu z samooceną. potem natąpił okres 20 lat tłamszenia a moja samoocena nie tylko była niska, ale wręcz poszła sobie precz. po tych latach, na skutek rozmów z synami podjęłam decyzję, której nigdy nie żałowałam i moja samoocena nie dość, ze wróciła to wzrosła.a po kilku latach spokojnego życia, ciekawego życia zwrot o 180 stopni: choroba, jakaś tam niepełnosprawność i nie myślę o samoocenie. idę przed siebie, czekam co mi los przyniesie, o nic nie walczę, żyję praktycznie z dnia na dzień wkurzona, jak nie mam siły czegoś zrobić, a jak zrobię, to mnie dopadają silne bóle i wracają oznaki choroby. skończyły się jak ręką odjął wszystkie moje zainteresowania, wkurza mnie tylko polityka, mam internet, telewizję, książki. w kinie ani w teatrze nie byłam od 5 lat i nie brakuje mi tego. zmieniłam się niesamowicie, ale widać tak musi być.
OdpowiedzUsuńja to napisałam? naprawdę? o matulu!
UsuńEwo z M.tak sobie myślę, że w chorobie samoocena i poczucie własnej wartości schodzą na dalszy plan, a już na pewno przestaje mieć znaczenie wygląd zewnętrzny. To znaczy nie wiem czy na pewno, tak sobie wyobrażam. Mam na myśli wygląd w sensie takiego czy innego nosa, tuszy, nóg itd. No bo w gruncie rzeczy jakie to ma znaczenie? Racjonalnie myśląc wiem, że żadne. Choroba narzuca tyle ograniczeń, że w takiej sytuacji długość nóg to śmich na sali. A przymioty wewnętrzne przecież pozostają niezależnie od stanu zdrowia. Myślę, że w chorobie trzeba wycyckać co się da ze spraw i rzeczy, które pozostały dostępne. I nie dać się tęsknocie za tym, co już dostępne nie jest. Nie wiem, czy to możliwe. Na pewno bardzo trudne.
UsuńDobrze, że napisałaś. Do kina jakoś mnie nie ciągnie, choć filmy oglądam, telewizji nie mam od ponad 30. lat. Na koncerty chodzę czasem. Wczoraj się zaczął we Wrocławiu festiwal Wratislavia Cantans więc na paru koncertach.
Usuńsie pojawię.
UsuńIzydoru, to daj znać, chętnie na kawkę Cię zaproszę :)
UsuńEwo z Mazur, życzę Ci zdrówka kochana, a reszta, te nasze "wady" - nosy, nogi, kupry itd, nie mają żadnego znaczenia, a z wiekiem każda z nas coraz lepiej zdaje sobie z tego sprawę. Nic to!- jak mawiał Wołodyjowski :)
kiedy dla mnie wyglad ma znaczenie,zawsze dbałam o siebie, teraz tez, ale... po operacji mocno przytyłam, a leki którymi sie karmię nie pozwalaja schudnąć. ciagle mi sie wydaje, ze gdybym schudła, to miałabym wiecej siły a tu zonk. nie schudnę, zebym nie wiem co robiła. wściekam się, bo wiem, że lekarze mi spaprali wiele. pracuje mi 1/3 serca, wlazła rozedma płuc a przejście 100 metrów to tylko wolnym krokiem. przy życiu trzymają mnie te wiejskie koty, one są moja radością i dają mi napęd do byle jakiego, ale zycia.
UsuńPrzesowa ma racje zupelna. a poza tym pewne wydarzenia w zyciu, np choroba, badz odejscie kogos bliskiego (w jakimkolwiek znaczeniu) przesuwa oske zycia i wystawia inne rzeczy na naczelne miejsce i cala reszta, pozornie dotad TAKA wazna, okazuje sie w ogole niczym.
Usuńa za internet to tylko boginiom dziekowac.
Ewo, chciałabym Cię jakoś pocieszyć, ale wiem,że to trudne.To wielkie wyzwanie dla człowieka,gdy spadnie na nas choroba.Nagle stary świat się kończy i trzeba się nauczyć nowego życia i nowego spojrzenia.Najważniejsze,żeby się nie poddawać,szukać jakiś plusów.Najważniejsze,że chodzisz,mimo,że wolno.
UsuńPosyłam przytulanko,
Hanna
wiesz hanno, mnie jest czasem wszystko jedno. za dzień czy za rok, wiem, że aparatura wysiądzie.
UsuńEwa, wszystkim aparatura wysiądzie pewnego dnia, bywa,że i zdrowym "ta miss wykidajło wyłączy prąd w środku dnia".
UsuńPilnuj aparatury i zaglądaj do Kurnika;)
Hanna
Ewa z M., kurczę, jakbym o sobie czytała... Tylko choroby trochę inne. Dzięki, że napisałaś to za mnie:)) Też nie schudnę, choćbym nie wiem co robiła.
UsuńOesssu, Kury, któryś kot zwalił wypasiony monitor Ognio. Nie wiem który i nie wiem jak to zrobił, bo miałam trudności, żeby go podnieść. Jest wielki i ciężki. Ekran podrapany i nie zaskoczył. Od razu zadzwoniłam do Ognio, żeby się oswoił z tą wiadomością. Przyjął na klatę...
OdpowiedzUsuńOj to nieciekawie, współczuję szkody:(( Biedny Ognio....
UsuńSwoją drogą, jak one mu dały rade, skoro taki wielki i ciężki? Siłacze masz Hanuś nie koty:))
Ojej... Swoją drogą - silne masz koty.
UsuńNieźle. Może jednak odpali. Masz koty Goliaty.
UsuńŁudzę się, że coś mu się tylko rozłączyło. Tam jest taka plątanina kabli, że nie dojdę sama co do czego. No niewątpliwie jest dość mocno pośrupany.
Usuńłomatulu, biedny Ognio :(((
Usuńo mamuniu...a to dranie. znaczy u Was wszystko powinno byc przysrubowane i przylutowane do wszelkiego podloza.
Usuńcale szczescie monitory nie kosztuja (proporcjonalnie) tyle co kiedys. I szkoda, ze tego nie zrobily jakis miesiac temu, bo wydalam plaski monitor w daczy, bo nam niepotrzebny byl...moze jak cos do wydania bede to bede napjpierw pytac Kury czy sie przyda a potem ich koty...
Szkoda monitora, ale dobrze że żadnego kota nie utłukł.
UsuńOpakowana, zapasowy monitor mamy, ale tamten był (mam nadzieję, że jest) profesjonalny, taki do projektowania z odpowiednią rozdzielczością, wielkością i czym tam jeszcze:(
UsuńRucianko, serce miałam w gardle gnając do pracowni miszcza. Na szczęście koteczków ani śladu. Przybiegły za mną (psy też) z ciekawością nienasyconą w oku:)
UsuńKurna, nie wiem, jak to zrobił (-y). Usłyszałam łomot, a kiedy przyleciałam, nie było nawet śladu kota. Może on sam spadł??? Musiałybyście zobaczyć jaki ten monitor jest duży i ciężki. Jak wcale niemały telewizor. Cholera jasna. Uważajcie na monitory:)
OdpowiedzUsuńJeśli to ten, który widziałam, to jest ogromny naprawdę. Też sie zastanawiam, jak dały radę.
UsuńTen sam, Izydoru.
UsuńKoty sa znane ze zrzucania różności ze stołu. Jest taki obraz malarza martwych natur Sebastiana Stoskopfa, zwany martwą naturą z rybami i kotem. Tam jeden kot też zrzuca ze stołu parę rzeczy. Dobrz, że nie mieli wtedy monitorów.
UsuńStoskopffa lub nawet Stosskopffa.
UsuńJakos nie pamiętam żadnych początków roku. Może wyparłam, a może nie były szczególnie interesujące pod żadnym względem. Pamiętam tylko niektóre wywiadówki, na które chodziłam bedąc "na prochach", aby przetrwać. I to nie z powodu moich dzieci, żeby była jasność.
OdpowiedzUsuńIzydoru, na wywiadówki przestałam chodzić w okolicach 5 klasy podstawówki dokładnie z tego samego (tak przypuszczam) powodu. Nie mogłam zdzierżyć głupoty 2/3 rodziców i bezsilności wychowawczyni wobec powyższego.
OdpowiedzUsuńuwielbialam chodzic na wywaidowki do moich dzieci, glownie w sredniej szkole. dziala to zupelnie inaczej niz w PL. Kazdy nauczyciel ma stoliczku nakryj sie , siedzi sobie i wizawi sa 2 krzesla. dla rodzicow. czeka sie wkolejce, dziciaki sie uwijaja, robia nauczycielom herbatke, roznosza herbatniczki, czasem i rodzica sie zapytaja czy chce herbatki. Slychac glownie zdrowy smiech...Rodzic dostaje liste nauczycieli do widzenia okreslonego dnia i ustawia sie wkolejce albo myszkuje, gdzie najkrotsz akolejka albo wedlug waznosci przedmiotu. Mozna isc z wlasnym dzieckiem. i kazdy nauczyciel mowi/czyta swoje uwagi. Rodzic wdaje sie w konwersacje i czas milo mija, nikt nikogo nie obraza, dzieci nie gryza pazurow (najczesciej, o ile nie maja ohydnych rodzicow, ale co ma byc to bedzie juz poza szkola, w ahem, zaciszu domowym), ja z pania od angielskiego rozmawialysmy najczesciej o dorbych ksiazkach i sobie je wtedy pozayczalysmy (albo dzici przynosily, odnosily, etc). Pan dyrektor najczesciej kierowal ruchem i byl obsluga klientow. pelen luz. jedna nam sie tarfila formalistka w podstawowce, ale tylko rok byla. i chyba raz zobaczyla po naszych wyrazach twarzy, ze glupio gada, hrehrehre i przestala.
UsuńOpakowana, nie wiem jak to teraz wygląda w szkołach, ale obawiam się, że niewiele się zmieniło. Zwłaszcza w podstawówkach, licea to już inna sprawa.
UsuńNienawidziłam wywiadówek, jak jeszcze pracowałam. W ogóle bycie wychowawcą okropnie mnie stresowało i kosztowało sporo zdrowia.
UsuńOraz witam jako czystaosiemndzisiontodziewionta!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jeszcze to co dogdakałyśta wczoraj i dzisiaj i chcem przybić piontkie Orce
Orko, jak widać jest nas więcej :)
Pionteczka:)
UsuńKiedyś myślałam,że takich córek jest znacznie mniej.Dużo później zauważyłam,że wszystkie fajniste kobiety nie miały dobrych układów z matkami i może dlatego wyrosły z nich TAKIE kobiety?:)
Orko, ja przeszłam kilka faz moich relacji z matką.
Usuń1. nie zauważałam tego jako malutkie dziecko,
2. uważałam to za normalne
3. próby zasługiwania na miłość
4. wypieranie problemu, okłamywanie się
5. bunt i walka o miłość
w tym czasie nikomu o tym bym nie powiedziała, wstydziłam się tego, pewnie mając jakieś poczucie winy, z drugiej strony, chciałam pewnie stwarzać pozory, że moja rodzina/matka jest normalna
6. pogodzenie się z sytuacją
7. mówienie o tym bez poczucia winy
Boli mnie tylko jeszcze, że ona nie lubi mojej najmłodszej córki i jest dla niej szczególnie wredna, zresztą starszej też nie lubi, bo wie, że ona murem za mną stoi i mnie kocha nad życie i że z nią se nie pogada na mój temat. Mojego syna niby , tak mówi w każdym razie kocha( jeśli ona w ogóle potrafi kochać), ale z nim obecnie też na mój temat nie gada, bo przez skórę czuje, że on by wstał i wyszedł. Na co dzień jest niby spokój, ale każda rozmowa niemal to iskrzenie, bez jakiś wtrętów, złośliwości to ona nie może żyć.
Ja miałam prosta receptę na bycie perfekcyjną mamą- być dokładnie inną niż moja mama :)
Moje dzieci są przeze mnie inaczej traktowane niż ja byłam, kocham je równo, nie robię różnic, zawsze je chwalę, motywuję, rozumiem, nigdy ich nie upokorzyłam, nie zawstydziłam, nie obgadałam, stoję za nimi murem- to żadna moja zaleta, to mój matczyny obowiązek, taka rola mamy.
Masz rację, że często kobiety z naszymi doświadczeniami wyrosły na fantastyczne kobiety :)
Marto, czytasz to? Napisałam fantastyczne kobiety :P
Może być, Orko. Na złość.
UsuńSonic - tak, czytam, właśnie zaczęłam. Fantastycznie!
UsuńJa miałam tak samo i tak samo wychowywałam Syna.Odwrotnie niż ja byłam wychowywana.Moja matka też wolała dzieci mojej siostry/mądre,dobre,siostrzenica studia skończyła/ja zawsze broniłam Syna przed jej wychowaniem.Potrafiłam zwrócić uwagę,żeby nie mówiła źle o jego ojcu a moim mężu kiedy się z nim rozchodziłam.Nie pozwalałam sobie na tzw.dmuchanie w kaszę.Poszłam z domu nie mając 21 lat.Już jako mężatka i z 10 miesięcznym Synem i byłam bardzo niezależną osobą.Moja mama i siostra wiecznie jojczyły a ja rwałam do przodu,radziłam sobie sama,bez pomocy rodziców.Nie potrzebowałam ich łaski.Dawałam sobie radę sama.Z ojcem trzymałam sztamę i wiem,że jednak moje zachowanie bardziej sobie cenił niż młodszej siostry co nie znaczy,że nie trzymał przed obcymi jej strony.
UsuńLata temu siostrzenica stwierdziła,że zazdrości mojemu Synowi.Na moje pytanie:czego?odpowiedziała:uczucia jakie ja okazuję Synowi.Wcale nie jestem nadopiekuńczą mamuśką:)
Moja mama nie żyje od 2012 r.I na koniec zostawiła mi kolejną kłodę,która w rezultacie doprowadziła do tego,że...nie mam siostry.Ale co tam,se poradzę a jej się czasami pytam czy jest zadowolona,bo ja i tak chociaż trochę z tej kłody będę miała dla siebie i to tylko dlatego,że nie brano mnie pod uwagę i że nie prze-rozmawiano ze mną pewnego tematu.Niestety,żal jaki mam do niej wciąż siedzi w moim sercu.Zawsze uważałam,że matka odpowiada za wszystko co dzieje się w domu,że matka jest tą osobą,która kocha swoje dzieci i walczy o ich dobro,daje miłość i oparcie.
Hano,często sobie porównuję wiek mojej mamy z jakimś moim wiekiem i dochodzę do wniosku,że ze mną nie jest tak źle:)
Orko, znów podobnie- śp. tatę miałam bardzo dobrego i ze mną trzymał sztamę, często po cichu, bo bał się matki
UsuńJa paradoksalnie stosunkowo niedawno odzyskałam siostrę, bo całe życie matka nas poróżniała i wzajemnie na siebie szczuła, a my się w to dawałyśmy wmanewrować, aż przyszedł moment, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy i wspólnie obnażyłyśmy działania matki. Teraz mamy bardzo dobre relacje, sis i tak ma bliski kontakt z matką, ale już i ona doskonale się na niej poznała i patrzy na te jej poczynania już trzeźwo. Plan mamy się nie udał ;)
To by było na tyle, Hanuś i Marto, moich wyznań, bo wysiedziałam i nadwyrężyłam tę kozetkę, aż sprężyny czeszczo :P Na co dzień o tym nie myślę, nie mówię, u siebie też nie piszę, po co se zaśmiecać duszę? :)
Dobrze, że nasze Szczajkowate Sanatorium leczy nie tylko physis , ale i dusze :)
Dziefczynki, wydaje mi się, że porównując nasze matki z nami w wieku, w jakim teraz jesteśmy, to są lata świetlne, pod każdym względem. Nie wiem dlaczego. W ogromnej mierze to sprawa przemian obyczajowo-technologicznych, ale nie tylko. No nie wiem. Pokoleniowe to jest? Nasze dzieci powiedzą to samo?
UsuńJuż mówio,Hana;)
UsuńHanna
Soniczku dziękuję za miłe słowa za mnie w poprzednim wpisie.
OdpowiedzUsuńZmieniłam się a raczej zmieniam siebie cały czas, wybaczyłam mamie, tak, wybaczyłam a miałam co wybaczyć i to pomogło także w mojej samoocenie. Trwało to trwało bo chociaż przeszkadzało to twierdziłam że nie mam mamie co wybaczać przecież, mój głową kręcił ale ja swoje, aż w ostatnim tygodniowym wybaczaniu które od bliski 30 lat prowadzi mój Chłop, wybaczyłam wreszcie i ja zatwardziała baba. Choróbsko także zmienia, tak się lepiej siebie zaczyna traktować, mniej twardo - jam mocna wszystko udźwignę - a to g.... prawda.
Elko; a no właśnie - g...prawda. Kolejny problem to umiejętność zdania się na kogoś (jesli jest na kogo) i proszenia o pomoc. To jest dopiero trudne
UsuńOpakowana, takie wywiadówki jak Twoje też bym pewnie lubiła. Ale jak w szkole średniej słyszysz skargi, że dziecię twe za dużo czyta i w ogole jest przeintelektualizowane, to też by Cię trafił szlag.
OdpowiedzUsuńTeż to przerabiałam. Że córka czyta NIEODPOWIEDNIE książki i potem się wymądrza. Nie wiem jakie, bo nie czytała nieodpowiednich. Dla pani w szkole nieodpowiednie to były takie powyżej "Lokomotywy" w 4 klasie. A córka była już duuuużo dalej w czytelnictwie.
UsuńNo i że czyta na lekcjach pod ławką, ale to już inna sprawa:) Ja też czytałam pod ławką.
trafilby od reki i ciezko by mi bylo nie odpowiedzic jakos celnie....
UsuńI ja czytałam w szkole pod ławką i pewnie dlategoż jestem na bakier z...ortografią i gramatyką:)
UsuńBędąc szósto czy siódmoklasistką usłyszałam od koleżanki ojca/mieli dużo książek/stwierdzenie"rodzice ci pozwalają czytać takie książki". Na pytanie co czytałam ostatnio,odpowiedziałam zgodnie z prawdą"Ojciec Goriot":)
Bardzo fajny wpis :) Ciekawostka, mnie ostatnimi czasy temat samooceny tez wyszedł a raczej walnął jak cegłówka miedzy oczy. Skupiać sie na tym z czego jesteśmy dumne to dobra rada... tylko z wprowadzaniem tego w życie tak na codzien troche trudno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dlaczego trudno Kjujewno M? To wręcz pomaga w codziennym zyciu, bo jak w siebie wierzysz, to wszystko łatwiej wychodzi
UsuńKjujewno, na dobry początek uświadom sobie 3 pozytywne cechy. Codziennie dokładaj jedną.
OdpowiedzUsuńDo Opakowanej pod wczorajszym wpisem. Dla mnie słowo "musisz" nie istniało od dziecka, buntowałam się. Może, gdybym umiała się do czegoś zmusić, moje dzisiejsze życie wyglądałoby lepiej? kto to wie? Żałuję pewnych spraw, nie słuchając rad Mamy, ale to dziś nie ma już znaczenia.
OdpowiedzUsuńBezowa
a ja bylam straszliwie uparta....podobne.
UsuńA ja byłam pozornie spolegliwa,nie stawiałam na ostrzu, a swoje robiłam.Bo byłam pod lupą,więc musiałam robić zmyłki;)
UsuńHanna
Dziś jestem z siebie dumna.
OdpowiedzUsuńKupiłam onegdaj dwie szczotki co się zakłada na wiertarkie z myślo,że sobie poczyszczę różne zakamarki i sprzęty.No i dziś przy bożej niedzieli mię naszło.Bo musicie wiedzieć Kury,że baardzo lubię oglondać i kupować różne urządzenia mechaniczno-elepstryczne i chodzę po castoramie lub leroju i wynajduję różne nowości.Ostatnio kupiłam nową młoto-wiertarkę,bo stary dwa dni wiercił jednom dziurę, mimo,że był to udarowy bosch.Dlatego tak podziwiam bohaterkę z jagodowego zagajnika.
Otósh poczyściłam se wszystkie gary,patelnie,zlewy,krany i wszelakie duperele,wszystko lśni jak nowe;))
Wywiadówek unikałam,za to stary się nasłuchał,szczególnie o starszym ancymonku;)Ale bez problemu dostał się na PW,chociaż na trzecim roku rzucił,teraz słyszałam,że ma podjąć jakieś studia.Młodszy ambitniejszy,zapisał się nawet na podyplomowe.
Hanna
O, pisz o tych szczotkach. Nie znoszę rys. Muszę kupić i wypróbować pasty polerskie.
Usuńto latasz z wiertarka w dloni niczem ))& i pucujesz? czy to jest cos jak elepstryczna szczoteczka do zebow? tylko troche wieksze?
UsuńCo do dzieci, to jedno zrobilo zopoznieniem mature, bo miedzy kalasami maturalnymi dziecko oswiadczylo, ze ma w odwloku mature i studia architektoniczne, nie wraca do szkoly, idzie pracowac do sklepu i jak tylko skonczy 10tke, to idzie na kurs krupierski i to bedzie jego kariera. wczesniej pisalam, ze jestem strasznie uparta...przeszlo dalej, rhehrhre
pare lat pozniej zrobil mature, dostal sie na studia, chcial zarzucic, nei zarzucil, skonczyl jako jeden z dwoch (drugi to kolega) studentow roku u nich na uniwerku...
za to mlodsze ma za pasem dwa licencjaty i jednego magistra a matury NIE MA SKONCZONEJ.
no to juz wiecie dlaczego musze henna zapackowywac glowe....rherherhe
nie 10tke a 18tke...przy dziesiatce poszlabym do sanatorium w Rawiczu wczesniej niz regulamin kurnikowy przewiduje, bo to niewolnictwo i wykorzystywanie dzieci a ja niby bym na to pozwalala...albo nawet korzysci ciagnela...
UsuńAch, te dzieci..Widać na wszystko przychodzi czas,muszą sami dojść do rozumu,że jak sobie pościelą tak się wyśpią.
UsuńMam taką mniejszą wiertarkę;)
Hanna
Opakowana - jak ma magistra bez matury? To tam u Ciebie tak można?
Usuńjak widac mozna :) I wszystko przerazliwie uczciwie :)))) czyli gdyby wybrala kariere naukowa, to moglaby pewnego dnia zostac profesorem. Bez matury ;)
Usuńtu jakos biora pod uwage, co sie zrobilo i czego nauczylo a nie ten cholerny papierek..
No popatrz, nie wiedziałam
UsuńJa tego we Francji strasznie nie lubię, na wszystko trzeba mieć papier.
UsuńMyślę i myślę nad swoimi pozytywnymi cechami od wczoraj.Mam ich kilka ale one są w stosunkach między ludzkich mało pomocne w życiu.Jestem komunikatywna,odpowiedzialna,punktualna,prawdomówna,zdyscyplinowana,szczera,tolerancyjna,nadwrażliwa,zorganizowana,współczująca.Umiem dobrze szyć,haftować i parę innych rzeczy.Uważam tylko,że to są cechy na których nie raz i nie dwa się przejechałam i dziś mówię,że ze wszystkich ludzi to najbardziej współczuję i kocham...zwierzęta.Od śmierci mojego Partnera/2007 r/muszę tylko dwie rzeczy:po raz-nakarmić Pandę a po dwa-wyjść z nią na spacer.Cała reszta to mi"dryndo"jak mawiał też mój Tato.
OdpowiedzUsuńRaczej nie miałam i nie mam uwag do swojego wyglądu zewnętrznego.No,może widząc Rabarbarę chętnie oddała bym Jej...parę kilogramów:)))Ale jak się je tak jak ja jadam to później się robi w tali"koło ratunkowe"szczególnie w chwili wbicia się w spodnie:)
Ogólnie to mam...wredny charakter co twierdzi moja podopieczna bo nie chcę się jej podporządkować i nie doceniam jej"fałszywej"dobroci a ona,biedna pani profesor/nominowana/musi mnie znosić bo nie ma innego wyjścia.Szkoda,bo JA zaczynam mieć jej dosyć ino nie ma osoby,której bym mogła przekazać ten"zaszczytny"obowiązek.Ta moja odpowiedzialność:(
a na co Ci ta podopieczna?
UsuńKurnik chyba skupia zwierzeta kochajace Kury. to jakby warunek Kurnikostwa, co nie? Ja wprawdzie nie mam na stanie nikogo 4noznego, no bo tak..ale mamy dochodzacego prawnuczka Mr Kitty w daczy. Znalismy jego mamusie i babcie. tez dokarmialismy i trzeslismy sie nad zbukiem jakims!
Orko; może dlatego Twoje, wspaniałe skądinad cechy sa Ci mało pomocne, że jestes, jak piszesz, nadwrażliwa? Nadwrażliwość to nie jest dobra z jednostkowego punktu widzenia cecha. Inni lubią ją wykorzystywać. może trochę więcej zdrowego egoizmu?
UsuńCo by nie zdziwaczeć w domu i trochę zmienić klimaty domowe,że nie wspomnę o dodatkowej kasie.Niestety moja emerytura to z opłatami życie na dwa tygodnie/szyć mi się już nie chce a i haftowanie raczej dla koleżanek/a tak to sobie mogę pozwolić w większej ilości i na nalewki i na pomoc dla źwierzątek i insze przyjemności:)
UsuńMasz rację Marto,to mnie niszczy mimo mojej hardości czy umiejętności radzenia sobie z jakimś problemem.W domu"leję "łzy w poduszkę albo szukam u przyjaciół potwierdzenia swojej racji.W tym temacie trochę lepiej sobie radzę.Lata praktyki:)
UsuńOrka, pomyśl sobie, że ta Twoja podopieczna jest psem po przejściach. Czasami gryzie i warczy bo jest schorowana i bezradna.
UsuńMnie czasami pomaga, bo od zwierząt zniosę więcej niż od ludzi.
Rucianko,nie da rady:)pies nie myśli tak jak człowiek.Ona ma mózg sprawny a swój stan fizyczny to też zawdzięcza tylko sobie albo swojemu lenistwu.Myślę,że nie jestem złą opiekunką bo nie jestem ja w stosunku do niej złośliwa/buk broń!/,robię co do mnie należy a mam cały jej dom i wszystko co dotyczy jej potrzeb i zdrowia,na głowie.Ona nie robi NIC a może bo jest sprawna i fizycznie i umysłowo.Jej się nie chce bo...ona za to płaci!!!Całe życie miała w pogardzie sąsiadów bo nie jej poziom.Kiedy mi zachorowała na półpasiec a ja już padałam na pysk z przepracowania-opieki u niej i po rozmowie z jej synem/mieszka w Niemczech i jedyne co go interesuje to czy może od matki wyciągnąć jakąś kasę/wzięłam sobie do pomocy Zmienniczkę,która u niej kiedyś pracowała jako gosposia a mieszka w tej samej bramie co ona,to i ona i"synuś"byli zdziwieni,że tamtej pani też trzeba płacić!Moja Zmienniczka miała opiekować się"panią profesor"w ramach pomocy sąsiedzkiej!Bardzo prosty przykład z jej zachowania i mojej"wredności":przyjeżdża synuś,pani prosi o...pościelenie jemu łóżka bo przyjedzie zmęczony.Raz,drugi,trzeci to zrobiłam ale kiedy okazało się,że wyjeżdżając w południe,synuś nie schował pościeli to i ja powiedziałam"pani",że synuś ma rączki i sam sobie pościele łóżko,wystarczy,że po nim sprzątam.Synuś ma 58 lat.Mogła bym tak długo.Robię co należy do mnie i dla jej dobra,dbam o jej wszystkie potrzeby,pilnuję jej finansów,pilnuję żeby uczynne osoby nie dostarczały"pani"prochów na jej wymyślone dolegliwości,załatwiam wizyty lekarskie,żeby po raz kolejny usłyszeć,że"pani"jest zdrowa a i wyniki jak na wiek ma w normie,ale serce i szacunek do niej to ja już dawno straciłam.
UsuńJej się nawet nie chce wyrzucić do śmieci opakowania po tabletkach bo my jesteśmy od tego!Może to się i nie spodoba ale życie mojej Pandy jest dla mnie więcej warte niż jej życie:)Ale jestem obowiązkowa i odpowiedzialna i przychodzę do swojego domu i się wściekam na siebie,że sobie wzięłam takie coś ns głowę:)
Dlaczego ma się nie spodobać. Panda dzieli Twoje życie i czas. Odwzajemnia uczucia. Jest przyjaciółka i rodzinką. A z podopiecznej jaśnie pani. Może za bardzo się starasz?
UsuńOrko to Ty jesteś i tak święta. Ja wiem, że to praca, ale nie wytrzymałabym z ta paniusią ani sekundy. Szybciej by jej coś wylądowało na głowie. Jestem w stanie wiele zrozumieć ale takich osób organicznie nie znoszę.Wcale Ci się nie dziwie ze jej nie szanujesz , na szacunek trzeba sobie zapracować . Naprawdę Cię podziwiam.
Usuńo matku bosku, myslalam, ze takie dinozaury juz wymarly a nuworysze jeszcze tak daleko sie nie posuneli w wymaganiach, bo sa za mlodzi....
UsuńOrko, nie możesz po prostu zmienić tej pani na jakąś bardziej sympatyczną?
UsuńOrko, my, Kury, możemy Cię za życia beatyfikować, kcesz? My możemy tutaj sfsztstko hehehe Bo to robisz wymaga anielskiej cierpliwości, a anioły są śfiente, no tak że ten teges, tylko słówko i będziesz śfienta ! ;)
UsuńOrko współczuję Ci. Mam takiego osobnika pod dachem, żaden profesor a zachowanie to samo. Krysiu nie wymarli, to się bieze nie wiadomo skąd i truje otoczenie.
UsuńHej Kurki! Ja to sobie aż poleglam obaczywszy jakzem do tyłu. Właśnie przeczytałam braki z ostatnich 5 dni, bo dzieci śpią. Tzn zaraz wstana, więc pewnie nic nie zdarze dodać oprócz tego, że jestem na bieżąco.
OdpowiedzUsuńSamoocena to dla mnie teraz bardzo trudny temat. Te kilka lat temu czułam się dobrze w swojej skórze, że swoim umysłem i pomysłami. Tęskno mi za tą skóra:-( za bystroscia i elokwencja też. Teraz to jakieś zgliszcza we mnie siedzą. Nawet się zastanawiam od jakiegoś czasu czy to nie jakie chorobsko za łeb mój się bierze.
Na pewno mam dobra cechę zwana "wyparciem" robi to czarne dziury w życiorysie i pamiętam jak przez mgłę. Wiem że coś tam miało miejsce że było ale nie potrafię sobie przypomnieć. "Widzę" tylko jakieś obrazy ale w zasadzie bez większych emocji, choć dotyczą bardzo ciężkich okoliczności jak choroba czy śmierć.
Kocie - ja wlasnie doszlam dow niosku, ze tez wypieram, ale niektore musialam wyprzec tak skutecznie, ze w ogole nic nie pamietam, nawet tematu, ale na pewno wyparlam, bo sa smetne wspomneinai, ktore zostaly. dotycza glownie relacji wzajemnych moch Rodzicow, ale to inna bajka...
Usuńjakie zgliszcza??? Poza tym oczywistym, co Ci spedza sen z powiek ok. 5.30 co rano. czlowiek glupieje od dzieci, ale to mija. naprawde, wierz mi. ja sie wlasnie dowiedzialam, ze dzieci berlinskie zamiaruja wyjsc spod swoch zgliszczy - Krasnale maja isc do zlobka od listopada...ja nigdy ni moglam tak...wprawdzie Kasinek chodzil do opiekunki, jak mial rok, ale ja opuszczalam wszystkie zajecia po 13tej (bylam na studiach), bo lecialam po malenstwo...z nikim ze studiow sie nie widywalam, bo lecialam do domu.
Co do zazdrości, to zazdroszcze i to bardzo zdolności językowych Krysi, Hanie i Rogatej i wspaniałej pamięci szczególnie Rogatej. Niesamowitej ścisłej wiedzy Psu w Swetrze i Grazynce. Opakowanej cudnie rudych wlosow i ciepła jakim emanuje i swobody wypowiedzi..można słuchać i słuchać.
UsuńNa prawdę to minie? I mózg wróci do funkcji myślenia w szerszym zakresie? Nie wiem czy zdoła się odpieluchowac. Może by tak zle nie bylo ale to dookoła tzn w drugiej części domu męczy mnie straszliwie.
UsuńDo pracy Na pewno nie wrócę póki dzieci nie pójdą się edukować, bo z dwójką nikt mi nie posiedzi, a pensje mam taką że tylko by na opiekunkę i paliwo do pracy starczylo, więc sensu to nie ma. Staram się być dobrym rodzicem i mam nadzieję że z każdym miesiącem będzie łatwiej. Po córci widzę że bedzie, bo synek To na razie na pół twarzy opuchnięte i dziaslo olbrzymie, więc wszystko mu wolno.
Czeko; a nie jestes ty przypadkiem przemęczona troszeczkę. O ile sie orientuję, masz małe dzieci. One jakby trochę męczą...
UsuńMinie CzeKo,tak jak mija dzieciństwo naszych dzieci.Zmienisz tryb życia na bardziej"dorosły"i wszystko wróci do normy:)Musisz ino jeszcze trochi poczekać:)
UsuńCzeko, przeciez wiesz, że wszystko mija. Nawet najdłuższa żmija.
UsuńCzeKo - no wiec tak - minie na pewno, inaczej bysmy tu tak siedzialy jak jakies kapusty.
UsuńAle bardzo pamietam taki czas, kiedy do nas przyszli znajomi slubnego na kolacje, synus mial moze 4 miesiace, moze 8, nie pamietam. Wystroilam sie nawet, uwarzylam jakas wyszukana strawe...no i okazalo sie, ze ja to nie mam o czym z nimi wszystkimi rozmawiac...zrobilo mi sie tak strasznie przykro, wyszlam i sie poplakalam...
i zaczelam zapuszczac dom zupelnie zeby miec choc godzinke - dwie dziennie (czesciej godzinke niz dwie, rhehrehre) jak malenstwo spalo, zeby czytac, robic na drutach, szyc czy cokolwiek dla mnie - nawet gazete porzadna przeczytac, zeby wiedziec co i jak poza moimi 4 scianami. ale nie chcialam juz robic proszonych kolacji, bo i tak sie czulam gorsza i glupsza. no i jak sie najgorsze przejdzie (kiedy male sa bardzo male), to nagle czlowiek wystawia glowe ponad wode i juz nie tonie.
ALE - nie niecierpliw sie na ten czas, bo to, co masz teraz nie wroci. a potrafi minac tak szybko, ze nawet, z perspektywy zycia, nie zauwazysz i bedziesz zalowac. malenkosc trwa strasznie krotko...ja w sumie zawsze moim dzieciom, juz jak byly duze - tez, mowilam - badzcie dziecmi tak dlugo jak chcecie i mozecie, doroslosc trwa straszliwie dlugo. Jasne, ze to JESt oplacone naszym kosztem (choc ja tego tak nie nazywam, bo nigdy nie czulam, ze sie poswiecam, ze z czegos rezygnuje, ze cos mi mija), ale nie mozna zjesc ciastka i go miec (mnie sie wydaje, z emowienie miecie ciastka i jego zjedzenie jest bez sensu, bo chyba chodzi o cos odwrotnego, nie?). w koncu to tylko kilka lat.
Co do pracy...no to co, ze wydalabys cala pensje na opiekunow..., wyszloby na to samo, co teraz, ale jesli to jest wazne dla Ciebie i Twojej kariery (ja nie mialam zadnej) i postepu tej kariery i trzymanie glowy nad woda w sensie zawodowym i nei tylko, to...dlaczego nie? Jak juz dzieciny pojda do szkol , to bedziesz juz na jakism szczebelku a nie szczypiorek.
Opakowana ma rację,nie zatracaj się w tym macierzyństwie.Zważ,że teraz jest taki postęp,że za kilka lat nie będziesz miała do czego wracać,wypadniesz z obiegu zawodowego.A jeśli już chcesz być z dziećmi,to dokształcaj się i miej rękę na pulsie.
UsuńHanna
Ach i tu się wszystko rozbija o mój charakter. Nie umiem robić czegoś polowicznie, więc zatracenie się w tych moich brzdacach dzieje się samo. Tak jak pisała Krysia jak spotykam ludzi i...i nie wiem o czym z nimi porozmawiać, bo cały czas spędzam z dziećmi na zabawie i ich obserwacji, więc kończy się na tym że jak mam chwilę to słucham bo wolę się nie odzywać, żeby nie było że tylko o pieluchach gadam. Ja nie chce stracić niczego z tego małego życia bo wiem że się nie powtórzy, że szybko urosną i już mama nie będzie tak bardzo potrzebna. Nawet wskazane by nie byla;-). Tylko po prostu ciężko być cały czas na maksymalnych obrotach i stąd to moje zmęczenie. Ciąża mi bardzo te dni migrenowe i jakieś nieokreślone bóle głowy. To mnie strasznie męczy i przeszkadza. Nie wiem może to nerwy i niewyspanie a może "coś" .
Usuńchyba po prostu migernyy i zycie...
UsuńCo do pracy? To tu gdzie jestem wyżej się nie da, nic nowego i rozwojowego się nie uzyska. Żeby coś wyżej to musiałabym do stolicy do siedziby. Już raz odmówiłam, więc raczej spodziewam się że szybciutko po powrocie dostanę wypowiedzenie, bo szczypiorki są tańsze w utrzymaniu. Firma niestety nie jest nastawiona na rozwój poprzez inwestycje w sprawdzona kadrę. Nie zależy im. Jak byłam sama to mi nie przeszkadzało że pracuje po 12 -14 godz a pensje mam za 8. Po prostu nie lubię rozgrzebac robotę i zostawić, więc obecnie to nie ma co sobie tym głowy zawracać.
UsuńCzeko, migreny się nasilają przy brakach żelaza, może Ci dokuczają właśnie? Wcale to nie byłoby dziwne po ciąży i porodzie.
UsuńKiedyś( i znów się za to biorę), bardzo pomogła mi spirulina, algi z żelastwem.
w sumie to nie robiłam żadnych badań od tych przed porodem. Widziałam że Gosianka serwuje koktajle i myślę nad wprowadzeniem ich do swojego żywienia. Tylko nie wiem kiedy to nastąpi. Pobiore trochę zelastwa i witaminek, może to faktycznie z zaniedbania żywieniowego. Tak źle jak w ostatnich dwóch miesiącach to jeszcze nigdy nie było.
UsuńTo w 90% nerwy, CzeKo. Skontroluj też ciśnienie na wszelki wypadek, choć za młodaś, ale teraz wszystko sie pofyrtało.
UsuńSzkoda że jesteśmy nieco po Polsce rozrzucone, bo można by zorganizować kurze dyżury przy małolatach. Musiałabyś chodzić np. do kina i potem zdawać relację pt. "Fajny film wczoraj widziałam", żeby ściemy nie było. Niby że do kina, a CzeKo myk, tylnymi drzwiami i śpioszki na stryszku prasuje.
UsuńCiśnienie mi nie grozi. Też po tatusiu. Mama nas nazywa zimnokrwisci, bo górne w okolicy 100 dolne też takie pykajce.
UsuńHano ja i żelazko nadal nie żyjemy w komitywie. Się naczytalam głupot to prasowalam córce przez rok ubranka i syna tylko przez 4 m-ce, póki skóra się nie wzmocila i tkankę tluszowa. Od tamtej pory od wielkiego dzwonu. Ale przy malowaniu piwnicy to mogłabyś mnie najsc;-) zamiast na filmie.
UsuńHrehre, CzeKo, zleciałyby się Kury i obstawiły wszystkie wejścia. Nie doceniasz kurzego nosa.
UsuńCzeKo, zbyt niskie ciśnienie też niedobre. Możesz mieć lekko niedotleniony musk i dlatego Cię naparza.
UsuńCzeKo, a ruszasz się gdzieś BEZ dzieci, sama, choćby na dwie godzinki?
OdpowiedzUsuńYyy..eee..no..
UsuńCzasami planuje ale wychodzi inaczej.chyba że liczyć dwa wyjścia na omówiona wizytę do lekarza to by było że dwie godzinki;-)
A nie ma szans na opiekę nad dziećmi raz w tygodniu, na choćby dwie godzinki?
UsuńTakie zupełnie dla Ciebie?
Rucianko nie myślałam o tym, bo ja po tatusiu to mam taką ceche, Co to i pomóc nie prosi. Chyba że po coś konkretnego typu odebrać męża że szpitala czy wizyta u lekarza to organizuje teściów i lub moich rodziców lub siostrę.
UsuńI co ja bym miała robić w tym czasie? ;-) no chyba trawę pokosic bo od 3 tygodni nie miałam kiedy.
CzeKo, wszystko jedno, możesz i trawę kosić, jeśli sprawia Ci to przyjemność. Możesz przecież z koleżanką się umówić, przelecieć się do fryzjera/kosmetyczki, pójść w las z psem, no nie wiem. Pobyć chwilę tylko ze sobą. Dzieciaki masz w tak absorbującym wieku, że o matko!
UsuńCzeKo, każdemu należy się wychodne!
Usuńno wlasnie...a co do roboty? Nie da sie szukac czegos lepszego, zaczac nie za dlugo i zarabiac na te opieke nad drobiazgiem? znaczy w sumie masz czas zaczac szukac, co nie?
UsuńCzy zauważyłyście Kurki, że większość tych przymiotów, które tu sobie od wczoraj wymieniamy dotyczy takich naszych umiejętności, które dają pożytek przede wszystkim innym? Wrażliwa, empatyczna, lojalna, pomocna itd. A gdzie np. takie cechy jak dbałość o siebie, dbałość o własny interes, umiejętność cieszenia się z własnych osiągnięć, umiejętność dostarczania sobie przyjemności, zabieganie o to żeby inni nas doceniali i wyrażali to itp? Mówi się, że pomiędzy tym co dajemy i tym co bierzemy od innych powinna być równowaga, bo inaczej zostaniemy z pustką w środku i nie będzie już co dawać. Przecież powiedziane jest: kochaj bliźniego swego JAK SIEBIE SAMEGO. Troska o siebie jest fundamentalna. Ludzie, którzy nie kochają siebie, mają też trudności z akceptacją innych. Taka prawdziwą, związaną z bliskością.
OdpowiedzUsuńooo, ja juz dawno zauwazylam, ze kawalek dobrego egoizmu kazdemu jest potrzebny - dodam, Z DUMA, ze paru mezow przydeptanych kobiet mnie nie cierpi. Bo ja je podjudzam do egoizmu i buntuje przeciw, jak to nazywam, pastowaniu mezom butow. To pastowanie jest niestety prawda w jednym przypadku. ale przestala o na, on sie nie przejal i zaczal podsuwac buty sprzataczce....
Usuńa ja jestem baaaardzo zadowolona jesli udalo mi sie dobrze w pracy, czyli wiecej niz trzeba, o co nietrudno tak naprawde i jest to docenione. Bo nie m usi byc.
ale i tak wole dawac niz dostawac (a to tez trzeba umiec...)
MM., zauważyłyśmy. I tu jest pies pogrzebany (przepraszam psa za to gupie porzekadło). Niby cieszę się ze swoich osiagnięć, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy jest myślątko takie: e tam, tylko tak mówią, żeby mi nie było przykro, a tak naprawdę to jest do doopy, nie chcą mi tego powiedzieć itd.itd. No i wracamy do punktu wyjścia, czyli poczucia własnej wartości. Łatwiej być życzliwym, bo w tym nie ma elementu oceny. Albo się jest życzliwym, albo nie.
UsuńO, widzisz Opakowana, jestem egoistyczna w sensie o jakim mówisz (w innym pewnie też, ale człeku sie wydaje, że dzie tam). Daleko mi do pastowania butów, nawet swoich, oj, strasznie daleko! Teraz nie mam problemu z robieniem sobie przyjemności (ogród, czytanie, zwierzęta), ale nie zawsze tak było. Chodziłam do huty, po hucie zawsze dorabiałam tłumaczeniami, dziecko było małe, dom, zakupy itd. po prostu nie bardzo był czas. Praca była (prawie) przyjemnością, miałam to szczęście. Poza ostatnią etatową - fuj!
UsuńKurna usiłuje robić kilka rzeczy naraz, podczytuje ale cały czas podczytuje.
UsuńNo ale wtrącem trzy grosze.
Napisałaś Marto o umiejętności cieszenia się z własnych osiągnięć, otóż cieszą mnie własne osiągnięcia i napomykam o tym na moim blogu i nieraz w komentarzach w kurniku, ale wydaje mi się, tak wydaje mi się bo nie jestem tego pewna, że niektórzy odczytują to jako zarozumiałość.
Mario; jak tak odczytują to gupie som i nie warto sie nimi przejmować
UsuńDorzucę jeszcze, że uważam za swoje osiągniecie to że nie dałam się chorobie nowotworowej, była to walka z chorobą i samą sobą. To w trakcie choroby dogrzebałam się do pokładów siły jakie mam w sobie. Zepchnęłam gdzieś na dno depresyjną naturę mojej mamy, którą przekazała mi w genach a wydobyłam na wierz siłę i nieustępliwość w którą wyposażył mnie ojciec.
UsuńTa Marto "wiśta wio, łatwo powiedzieć" ;)
UsuńWiem Marto, że nie warto się tym przejmować, ale to uwiera...
UsuńMario, nawet gdybyś świętą była, to też obmówią. Przejmuj się tylko tymi, na których Ci zależy.
UsuńAno staram się Rucianko staram i na ogół nawet mi to wychodzi, tylko czasami tak coś w duszy zauuuka ;)
UsuńMario,robisz,tworzysz przepiękne rzeczy i masz się czym chwalić a zazdrośnikom pokaż...gest Kozakiewicza:)Ja Twoimi dyniakami i nie tylko,jestem zauroczona:)
UsuńMario,bo dusze som po to,by im ułkauło;)Bo one som poetyckie takie.
UsuńMnie jak zaczyna dusza podskakiwać, to od razu jej nakazuję, żeby siem zamkła,bo ją kopnę w doopę.
Maria - a wiesz, ze to sie czuje - spotkalam Cie pare razy i za kazdym razem sobie myslalam (nie wiedzac o Tobie wlasciwie ni=czego) - to jest dziewczyna, ktora siebie lubi i wie czego chce. wychodzi, ze na pierwsze juz oko sie zgadza. moze to wymagac roboty, ale sie czuje :)
Usuńp.s. a ci, co obrabiaja, to bec! pode tramwaj!
Ja mam też czuja na pierwsze oko.
UsuńAle jak mi się ktoś nie spodoba, to mam wyrzuty że nie można oceniać według pierwszego wrażenia. I daję się nabrać jak gówno na łopatę.
Dzieki kurencje za podbudowanie mojego poczucia własnej wartości :)
UsuńOpakowana to mnie kosztowało bardzo dużo pracy. To śmiertelne zagrożenie jakim była choroba obudziło mnie z letargu i uświadomiło mi , że strasznie chcę żyć, a jak już wiedziałam, że poradziłam sobie z chorobą, to naszła mnie refleksja,że jeśli żyć to tak aby być zadowolonym z tego życia. No i staram się i nieraz mi to wychodzi ;)
To tylko uczyć nam się od Ciebie należy.
UsuńCzłek to durny jest taki, że aż. Niby to wszystko wie, że nic nie jest dane na zawsze, ale często trzeba mu potężnego kopa w zadek, żeby się przecknął. Każdemu sie wydaje, że jutro, że zdąży. Mnie też.
UsuńRucianko to nie jest tak, że ja to sobie wypracowałam i to jest i mogę już z tego tylko czerpać. Niestety terapie onkologiczne pozostawiają po sobie całą masę skutków ubocznych, coraz bardziej pogarszających jakość życia, przede wszystkim sprawność fizyczną, ale zyskałam niezłomną wiarę w siebie i ona daje mi napęd. Właściwie jest nas dwie, jak ta jedna zaczyna roztkliwiać się nad sobą, a potrafi oj potrafi, to ta druga silniejsza, wykopuje ją do góry ;)
UsuńNiech tej drugiej nigdy nie zabraknie sił do onych kopów!:)
UsuńMM taki zdrowy egoizm to każda z nas w sobie ma bo inaczej balaby się tu pogdakac. Małe własne sukcesy są, ale ja również cieszę się nimi tak w srodku, by nikt nie odbieral tego jako pyszalkowatosc.Teraz rozmyślań nas tym jak to zrobić żeby odpowiednio wszczepic w dzieci odwagę i dumę z własnych osiagniec, a jednocześnie nie dac popaść w samouwielbienie.
UsuńCzytając wypowiedzi niektórych Kur o relacjach z Matkami... tak mi się smutno zrobiło. Ile to moja mama miała kłopotów ze mną, przez mój upór, a nigdy nie dała mi odczuć, że starsza siostra jest lepsza. Czasem słyszałam słowa "bierz przykład z Eli" - miałam to daleko. Wyrosłam z tego. Jaką ja byłabym matką? na pewno byłabym gorszą, tak mi się wydaje, że byłabym zaborcza.
OdpowiedzUsuńBezowa
Ania, byłabys na tyle zaborczą na ile pozwoliłyby Ci dzieci, wychowanie jest obopólne.Mój pierworodny codziennie stawał okoniem,że traciłam cierpliwość i chwilami bym go rozerwała,młodszy był posłuszny, taka przylepa.Różni są rodzice i różne dzieci,trzeba się dopasowywać;)
UsuńHanna
Znalazłam coś, co w sobie lubię.
OdpowiedzUsuńNigdy się nie nudziłam, nie nudzę i mam nadzieję że tak zostanie.
Rucianko to jest bardzo fajna cecha. A Hana ma rację, bo tylko ludzie ciekawi sie nie nudzą. Ja powiem skromnie że tez nie jest mi znane to uczucie
UsuńI ja też w tym klubie. Nigdy się że sobą nie nudzilam. Zawsze jest coś do zrobienia i przemyślenia, a to obmyslanie najlepiej idzie mi gdy ręce zajęte robotą:-)
UsuńRucianko, to znaczy, że nie jesteś nudna, a to znaczy, że jesteś interesująca!
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście że jestem nudna, ale zawsze znajdę sobie jakieś zajęcie, nawet bezsensowne z punktu widzenia innych. A nawet kilka na raz, co nie jest zbyt dobrym pomysłem. To znaczy, że nie mam nudności, hrehre.
UsuńNie mam do tego podzielności uwagi. Oczywiście, miałam na myśli robienie kilku rzeczy jednocześnie, czyli naraz, a nie jednorazowo.
UsuńNo masz. Rucianko, jesteś miszczem w umniejszaniu swoich zasług.
OdpowiedzUsuńA tak się ucieszyłam z odkrycia i też doopa?
UsuńNo paczaj,Rucianko jakiś paradoks;)
UsuńHanna
Agniecha, ale masz końskie cuda!
OdpowiedzUsuńJakoś chyba nie mam teraz napięcia na wiwisekcję własnej osobowości, zresztą w zasadzie wszystko, co moglabym teraz napisać napisała Ewa z Mazur, więc czuję się usprawiedliwiona:)
Kury u nasz leje.
OdpowiedzUsuńDobranoc, idę poczytać i posłuchać deszczu;)
Hanna
U nas pokropiło jak ksiądz kropidłem i tyle/
OdpowiedzUsuńW głowie szumi mi wino i padam z przejedzenia. Uwielbiam rozkosze stołu bardzo, bardzo. Ale wracając do meritumu. Mariji chcę powiedzieć, że ja podziwiam za siłę z jaka pokonała chorobę, za wielka kreatywność i te wielka radość tworzenia.
Ja również nie mam "nudności", oj nie mam.
Ja taka niby siłaczka (tak o sobie myślałam wcześniej) prawie się poddałam w chorobie, nie miałam siły i ochoty na żadna walkę i było mi naprawdę wszystko jedno. Dopiero po operacji ( a właściwie tuż przed) wstąpiły we mnie siły, chociaż panicznie bałam się, że sie już nie obudzę. Człowiek się uczy siebie przez całe życie.
A co do egoizmu. Jestem egoistką w egzekwowaniu czasu dla siebie. Zawsze tak było i nie zmieniło sie nic w tej materii. Miałam czas dla wszystkich (pracowałam dużo społecznie, też jako kurator dla nieletnich, prócz "normalnej" pracy), ale musiałam mieć czas dla mnie, na moje fanaberie. Dzieci od początku wiedziały, że np. we wtorki i czwartki noc zaczyna sie o siedemnastej, bo mama idzie do DKF na film i grzecznie wykąpane leżały w łóżkach, G. przychodził później (mieszkaliśmy w hotelu, ktoś zawsze zostawał z dziećmi bez problemu), wieczorami wychodziliśmy z G. bardzo często. Dzieci zostawały z "ciociami". Dzieciaki chodziły ze mną na koncerty już w wieku przedszkolnym. Bardzo lubiły, choć córcia początkowo głównie z powodu sukienek, butów i torebek, a nie muzyki. Miałam wyrzuty sumienia, miałam watpliwości, czy aby jestem dobrą matką, czasem myślałam, że jestem matką wyrodną. Bo jakże to tak. Koleżanki ustawiały dzieci na piedestale, ważne były tylko dzieci, one sie juz nie liczyły. Dziś myślę, że nikomu sie krzywda nie stała. A ja dzieki temu nie zwariowałam.
Izydorze,byłaś baaardzo rozsądną i mądrą mamą:)
UsuńIzydorze miałaś świętą rację egzekwując czas dla siebie, też staram się to robić. Ja mam dla siebie zarezerwowane niedziele i oprócz tego skubię kiedy mogę, albo staram się łączyć przyjemne z pożytecznym. Nie raz idąc na zakupy zabieram aparat fotograficzny idę na okrętkę i przy okazji robię sobie sesyjkę ;) Dodatkowo patrzę uważnie wkoło i wychwytują wszystko co niezwykłe, ciekawe i co mi się podoba.
UsuńMasz luksus czasu, prawda? Niby sa zajecia, ktore trzeba robic, ale masz troche choc czasu!
UsuńMoim zdaniem egoizm w egzekwowaniu czasu dla siebie w takim sensie jak u Ciebie Izydorze to najwspanialsza rzecz pod słońcem. Jestem przekonana, że dzięki temu Twoje dzieci miały Cię "pełniej". Bo nie tylko czas jako taki z nimi spędzony się liczy, ale przede wszystkim ten czas "wyłączny", kiedy naprawdę jesteś z nimi i dla nich. Podziwiam w Marii i Tobie odwagę i determinację w walce z chorobą.
OdpowiedzUsuńboszsz, ile wspaniałości ukrywają dusze Kur i jak dobrze, że się tym dzielą.
Każda Kura to osobna powieść. A i materiał do badań. ;)
UsuńTrza pisac Encyklopedie Kur.....
UsuńTak Rucianko to głównie to nas łączy w kurniku, bo każda z nas to osobna opowieść i to nie byle jaka opowieść!
UsuńMyślę Rucianko że te osobiste opowieści, osobne, czasem podobne, czasem niepodobne, a przecież jedyne i niepowtarzalne są Waszym wspólnym kurnikowym skarbem. Schowajcie go dobrze, żeby Wam nie zginął.
UsuńTo samo sobie pomyślałam, i że to są świetne przemyślenia, już gotowe do jakiegoś Zwierciadła czy Wysokich Obcasów.
UsuńJestem okropną zazdrośnicą, co mnie motywuje często do działania(np. zrzucenie wagi).
MM, chyba- Naszym. Przecież Kurejrą jesteś.
UsuńOj, jakbym chciała, żeby mnie coś w tym kierunku zmotywowało. Zamiast tego hedonizm (przy stole) uprawiam. Się nie uda mi zrzucić wagi z takim podejsciem nigdy. Nobody is perfect.
UsuńDzięki Rucianko, nie śmiałam rościć sobie do niego praw.
UsuńNo właśnie MM. Rucianko, dobrze że czuwasz!
UsuńNo weź nie żartuj, bo zaczęłam się zastanawiać nad tym czy ja mam prawo i czy na pewno jestem Kurejrą.
UsuńTo mi wygląda Rucianko na utratę poczucia tożsamości. Chcesz o tym porozmawiać?
UsuńNie, dziękuję. Mam kilka. ;))
UsuńTożsamości znaczy?
UsuńTak, ale utraty też posiadam, choć to trochę nielogiczne- posiadać utraty.
UsuńJak masz kilka to sie utratami nie przejmuj. Zawsze jakaś zostanie. Najgorzej nie posiadać żadnej
UsuńCzłowiek zapobiegliwy, zawsze sobie coś tam namnoży i ma. Na czarną godzinę.
UsuńBardzo rozsądnie. Nie ma to jak mieć zapasik takich tożsamościów
UsuńHrehrehre, zauważyłam ostatnio, że tożsamość mi się rozdwaja - cieszyć się, czy martwić?
UsuńI jeszcze paznokcie mi się rozdwajają.
UsuńJak idzie w kierunku namnożenia to się cieszyć. Zawszeć to jakieś zabezpieczenie, zwłaszcza na starość
UsuńZ paznokciami to nie wiem, spytam fachowca
UsuńMarta, takie mnie dwie na starość to może być kłopot. Dla otoczenia.
Usuńale mialabys stale towarzystwo ;))
UsuńKasia - ja z panicznego strachu schudlam 5kilo w 5 miesiecy do tego stopnia, ze i cukier opadl i cholesterol opadl po raz pierwszy od kilku lat (mimo zwiekszania dawki pigul, trzymal sie jak netoperek koafiury). Troche wrocilo (waha sie miedzy pol a kilem), ale reszta trzyma sie nowych wartosci. Motywacja byl naprawde strach.
p.s. tez jestem zazdrosnica, ale bardzo w tym nierowna ;)))
Witajcie Kury.
OdpowiedzUsuńWróciłam o 21 przeczytałam komentarze pod poprzednim postem i już pod tym nie mam siły. Doczytam, obiecuję, ale taki wysiłek intelektualny po dwudniowym lenistwie zbyt szybko mnie wyczerpał.
Nie jestem w stanie znalęźć w sobie ani jednej zalety. Tam było rzeźko i chłodno, tutaj duszno i gorąco.
Na razie melduję, że jestem.
A było miło?
OdpowiedzUsuńBardzo miło: cisza. las, jeżyny zbierane z wnuczką, wsoólny wieczór od świerkiem itp.
UsuńEwa2, spoko, jutro Cię przyciśniemy.
OdpowiedzUsuńWyciśniemy z Ciebie zalety, cieszysz się? ;)
UsuńMoże się Wam uda? Postaram się nadrobić jeszcze dzisiaj czytanie.
UsuńDeszcz właśnie zaczął padać.
Ewo; to Tobie ma sie udać, my Cię tylko przyciśniem
UsuńHmmm....możecie przycisnąć, a efekt będzie taki, że wyjdą wady. Mam ich tyle, że wypłyną niepowstrzymanie.
UsuńCzasami co dla jednych jest wadą, dla drugich może być zaletą.
UsuńEwo wady ma każdy, ja też mam swoje, ale daję sobie prawo do posiadania ich, jestem człowiekiem nie robotem, więc jakże bym mogła ich nie mieć :)
UsuńRucianko zgadzam się z Tobą.
UsuńEwa - przydusimy Cie, jasna sprawa, juz sie zaczynaj bac, ale ogolnie to mysl nad zaletami, ja sie czuje przyduszona posrednio i powiem, ze mi sie bardzo podobasz i to jak piszesz na blogu. to nie zadne tam takie tylko tak jest. I juz.
UsuńTo ile jeszcze Kur sie kamufluje i sa "wyszedlem . zajentyk"?
Dygam wdzięcznie kurzą nóżką i idę do wyrka poczytać.
OdpowiedzUsuńLeje deszcz, nie bardzo lubię ulewy, mieszkam w dołku.
Dobrej nocy Kurki, tez się oddalam w wiadomym celu.
OdpowiedzUsuńDobranoc. Przyszykuję się na jutro, a teraz trochę zmęczona jestem Droga powrotna szła jak po maśle, do Myślenic. Tam korek potężny, mała się obudziła i włączyła potężną syrenę, druga też dostała głupawki, mówię Wam sajgon i ja wciśnięta między dwa foteliki.
OdpowiedzUsuńEwa2., przyszykuj się. Jeśli z przyciśnięcia wyleją Ci się wady, to zostaną Ci tylko zalety. Kryształowe wnętrze!
OdpowiedzUsuńTo caly Kurnik poszedl spac? No to ja gasze latarenke i tez ide spac, jutro jakis tam poneidzialek i trza do huty zapylac. chco tylko dwukrotnie.
OdpowiedzUsuń