Chronologicznie to było tak, że Grażynka zawitała do mnie po raz pierwszy w grudniu, gdy bawiła w kurorcie wraz z rodziną na nartach. Odwiedziła mnie wtedy sama, bardzo miły wieczór spędziłyśmy na gadakaniu, jak to kury. Przez pomyłkę napisało mi się "gadakanie", ale uznałam, że to świetne określenie na kurnikowe gadulenie.
Tym razem miałam przyjemność poznać jej męża P., przemiłego pana, mówiącego bardzo ładnie po polsku. Razem z Grażynką przygotowali wspaniałe śniadanie po wenezuelsku, którego główną atrakcją były arepy, czyli placuszki ze specjalnej mąki kukurydzianej, jadane tradycyjnie w Wenezueli zamiast pieczywa na śniadanie i kolację. Robi się je na patelni, z bardzo małą ilością tłuszczu i je na ciepło. Przecina się je na pół i smaruje masłem, wkładając do środka co się chce. W naszym przypadku to był tuńczyk z pomidorami i keczupem lub bundz. Bundz to ser biały, ale twardszy, nie twarogowy, robiony z mleka owczego i krowiego. Dlatego też pisałam o śniadaniu wenezuelsko-góralskim:)) Jako dodatek było także awokado. A na deser kruche ciasteczka:)))
Powiem krótko: było pyszne!!! A zwłaszcza że ubarwione konwersacjami na przeróżne tematy polsko-wenezuelskie. No i tak się gadało i gadało, aż właściwie pora lunchu się zrobiła... Moi kochani goście na dodatek wszystko posprzątali i pozmywali, a ja udałam się na rehabilitacje mojego kolana.
To arepy jeszcze na patelni...
Tuńczyk jeszcze w garnku...
A tu już wszystko na stole...
Tropik jak widać, bardzo chciał spróbować arep...
A na koniec niespodzianka przyrodnicza, odkryta przez Grażynę na Krupówkach, a to jarzębina mająca i czerwone owocki i powtórnie rozwinięte kwiaty:))
P.S. Te zamazane zdjęcia to oczywiście moje z telefona, te porządne Grażyny:))
Wszystko mi się podoba, nabrałam apetytu na osławione arepy. Jarzębina niesamowita, dzisiaj widziałam spalone słońcem kwiaty magnolii. Ten niedosyt, to chyba przypadłość Kur, bo co rusz któraś po spotkaniu pisze, że ma niedosyt.
OdpowiedzUsuńPierwsza???
Nic tak dobrze nie wpływa na talię jak...niedosyt:)
UsuńAle to nie ten niedosyt:))))
UsuńAle piękne spotkanie:)) A jarzębina niesamowita:)) A jaki ślicznie stół nakryty:)) I nos Tropika też mi się na tle tych arep podoba:)
OdpowiedzUsuńWytrzymał dzielnie, nie wziął sam:)) Spotkanie zaiste piękne a jeszcze bardziej mnie cieszy, że nie ostatnie:)))
UsuńUściski dla Was wszystkich przy okazji kolejnego spotkania proszę sobie nawzajem przekazać ode mnie:)
UsuńDobrze, jutro będę przekazywać:)))
UsuńPierwsza, masz order z jarzębiny! I korale, a co! Ten niedosyt zawsze zostaje, chciałoby się gadać i gadać...
OdpowiedzUsuńDziękuję! Korale z jarzębiny są bardzo twarzowe.
UsuńTych przesławnych arepów chcialabym spróbować;))))
OdpowiedzUsuńMożna by sobie zrobić, ale musi być bardzo specjalna mąka kukurydziana do tego.
Usuńo to chodzi - ta nasza sie nie lepi wcale - ja dodaje puree z pyrek - wtedy lepiej;)
UsuńA nie wychodzą wtedy kopytka albo kluski śląskie?
UsuńOj tam, oj tam , Mika;))) Placki kukurydziane po polsku;)
UsuńCos to lato swiruje na pelny gwizdek. Niby susza, ze wszystko schnie jak na pustyni, rzeki znikaja z koryt, a z drugiej strony podczas owocowania kwitnie jarzebina, a kasztanowiec na poly zezarty przez tego tam szrotowka, tez sobie zakwita na przekor wszystkiemu.
OdpowiedzUsuńJuz na drugim blogu czytam o tych wenezuelskich pysznosciach i mam odruch Pawlowa, co skutkuje zapluwaniem klawiatury. To jest po prostu nieludzkie tak kusic zdjeciami, to jak lizanie cukierka przez szybe. Buuuu....
Zaraz tam nieludzkie... Ponapawać się można obrazkowo a i samemu coś do gotowania wymyślić...
UsuńNaturze się w głowie pokręciło od tych upałów i sama nie we co ma robić. A kasztanowce słusznie kwitną, matury poprawkowe wszak:))
a we Wisle to sie tak malo wody zrobilo, ze tam grasujo archeololodzy i wynajduja roznosci, a to luk a la tryumfalny z wojen szwedzkich, a to ruski samolot z pilotami w komplecie....nawet moja studnia wyschla. ale w niej ani luku ani ruskich pilotow, ueee.
UsuńOpakowana, żadnych zwuok w studni?
Usuńani kawalka!
UsuńTo coś wrzuć dla przyszłych pokoleń, żeby mieli co wyciągać.
UsuńNa ten przykład napalusznik jakiś mniej udany. Ale będą kompinować!
Usuńszczegolnie ci archeolololodzy....
UsuńCzuję dokładnie to samo, co Pantera! I nie dziwię się wcale Tropikowi...
OdpowiedzUsuńEch, Kury... Stęskniłam się za Wami... Dobrze, że ten tydzień się skończył. Może nadrobię zaległości blogowe:)
Spokojnie Kalipso, wszystko się pomału poukłada, to i czas na Kurnik się znajdzie, czekamy:))
UsuńTak myślę, że się poukłada, jednak czas to ostatnio towar deficytowy:)) Zaglądam tu do Was, czytam wszystko, ale sił nie mam na komentarze. I tak brakuje mi gdakania... Bu...:)
UsuńGdakaj ile chcesz i możesz, wiesz, że kurnik czynny 24h:))) Na początku roku zawsze jest obłęd, a potem jakoś wszystko idzie swoim trybem i człowiek się wdraża. Ściskam!
UsuńEch, Mika... Też ściskam:)))
UsuńO to widzę, że wysyp gości kurnikowych, wszyscy się nawzajem odwiedzają, na odległość nie bacząc. Fajnie, że kurnikowe znajomości przenoszą się też do realu.
OdpowiedzUsuńTe placuszki to mi przypominają mój ulubiony przysmak z dzieciństwa: placki z ciasta pierogowego pieczone na blasze.
Lepiej mi smakowały one niż same pierogi. Te Grażyny mają z pewnością inny smak ale kształt ten sam. Widać, że i Tropisiowi zapachniały i zapragnął się poczęstować:))
Jarzębina u Was zgłupiała nieco ale w zeszłym roku u nas , rosnąca pod blokiem ,zrobiła to samo .Co prawda mniej miała tych kwiatów ale miała, pobełtało się biednej roślince całkiem:))
Podobne do podpłomyków:)
UsuńTo prawda, u nas podobnie się jeszcze praśniaki piecze:))
UsuńGardenia mój przysmak też :))) Jeszcze kilka lat temu jak robione były pierogi, to sobie na patelni piekłam, kiedyś poczęstowałam bratanice też jej smakowało.
UsuńGarde, co to są praśniaki? Coś się gdzieś praska zapewne, ale co i gdzie?
UsuńHanuś praśniaki to inaczej proziaki, a praska się na blachę zapewne:))
Usuńhttp://www.podkarpackiesmaki.pl/pl/przepisy-i-kulinarne-lokale/wyroby-piekarnicze-i-cukiernicze/art44,proziaki-prozioki-prolzioki-prolozioki.html
Tutaj kilka przepisów, można wypróbować.Jak ktoś woli słodkie, nie dawać soli za dużo.
Mari ja piekę do dziś. Ojciec mi wyciął kawałek blachy ze starej kuchni, kładę to na palniku i piekę. Można też na patelni teflonowej bez tłuszczu. Jeszcze mi się przypomniało że i amoniaki podobnie się piecze.
To chyba jednak trochę co innego, one bardziej zbliżone może do pampuchów albo knedlików, bo one raczej miękkie, z wierzchu tylko trochę chrupkie.
UsuńGarde, dzięki, proziaki to wiem!
UsuńNo ja myślę, że wiesz :)))
UsuńMikuś a co to za mąka? Może tu dostanę. Tu różności z całego świata.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak, tylko muszę dokładnie Grażynkę wypytać.
UsuńIstnieje tez skrobia kukurydziana. Może ona by się nadała?
UsuńA to się Kury rozbisurmaniły:)) Leci spotkanie za spotkaniem. Oczywiście,że zazdraszczamy :) I w ogóle tak przesympatycznie dookoła, radośnie i kolorowo.Jedzonko też zachęcające bardzo.
OdpowiedzUsuńNo, szaleństwo wakacyjne trwa. Można zazdraszczać:)))
UsuńLato sprzyja przestwieraniu się z gumna na gumno, normalna rzecz. I oni, Wenezuejlos znaczy, tak codziennie bełtają arepy? Dwa razy dziennie nawet?
OdpowiedzUsuńTak, tylko że takie duże jak dłoń i napychają tam do środka różności.
UsuńChyba nie muszą bełtać ciasta tak często.Arte ma patent na świeżość tych placków.Śpiwór:))
UsuńPotwierdzam - śpiwór jest doskonałym środkiem podtrzymującym ciepłotę placuszków:)
UsuńMoje pelargonie i nie tylko, popalone słońcem, teraz jakby dostały drugie życie i kwitną jak gupie!
OdpowiedzUsuńA gebonie nie?
UsuńOpakowana, nieee, gebonie padły nieodwracalnie i na ament w pacierzu i po ptokach.
UsuńArepy- pierwszy raz słyszę ;) Pewnie i na słodko je można podać.
OdpowiedzUsuńMariolka, ja też usłyszałam pierwszy raz od Grażyny. Myślę, że na słodko też, ale chyba lepsze na słono i ostro:)
UsuńChyba może być na słodko, ale bardziej popularne na ostrzej.
UsuńNa slodko nieeee!!! nigdy nie slyszalam, ale zawsze sprobowac mozna!
UsuńA jednak wejszłaś!!! Może z dżemikiem domowym?
UsuńWejszlam, ale Ci inni , czyli dwoje ich, co w tym samym pokoju spiom, patrza na mnie wyczekujaco, po trudach szlakowych chcom spac, miedzy innymi ten venezuejlos co go poznalas...
UsuńZmęczyły się, trudno, odespać muszą:))) Pozdrów venezuejlosa!
UsuńArepy i znowuGrażyna kogoś częstuje arepami :)) Może ja kiedyś też sie załapię :))
OdpowiedzUsuńBlogowe spotkania w realu fajne som, sprawdzone na własnej skórze :))
U nas jarzębina ponownie kwitła na początku sierpnia, jednak w tamtym roku więcej roślin miało ponownie kwiaty. Kwitł na przykład czarny bez.
Jak zobaczyłam Tropika z nochalem przy tych słynnych arepach to mi sie przypomniał jak żywy, to jego asystowanie przy naszych przegryzkach i uparte wpatrywanie, no i odgłosy paszczowe hehehe. Dostał chociaż kawalątek ? Głaski dla bidoka :)
Okruszka dostał, żeby nie było że nic. Dzięki za głaski:))
UsuńDonosze ,ze w moich wedrowkach tatrzanskich w dwu roznych miejscach zrobilam zdjecia kaczencom!!!
UsuńNie może być, zgłupiała natura ze szczętem. (a co to ten szczęt to nie wiem)
UsuńJutro Ci wysle zdjecia..jeden kaczeniec kwitl na chocholowskiej a drugi nad Morskim Okiem...
UsuńKiedyś trafiłam na kaczeńce w listopadzie:) Chyba w Kościeliskiej:)
Usuńa co one sie majo czytac jakichs wytycznych. Born free!!!
UsuńA tak wogle to gdzie jest Ewa z B.?
OdpowiedzUsuńArepy chyba dość szybko się robi, co? Kwestia zapewne "mienia" odpowiedniej mąki.
OdpowiedzUsuńDrzwi się u Ciebie, Miko nie zamykają ;) ale to dobrze. Bawcie sie dobrze :))
U nas się mówi, że ktoś się przetwiera z miejsca na miejsce ;)
Grażynka je migiem zrobiła, nawet nie zauważyłam kiedy:)) Tylko rzeczywiście ta mąka jest konieczna.
UsuńU mnie też się mówi "przetwiera"
O, a ja myślałam, że to wielkopolskie określenie ;)
UsuńNo widzisz, szybko, smacznie i sprawnie. I coś innego na śniadanie, nawet Tropik się zainteresował ;)
Lidka, przetwiera, czy przestwiera?
OdpowiedzUsuńU nas się przetwieramy :) To pewnie podobna sytuacja jak z gzikiem i gziką ;)
Usuńwszystko piekne, ale ten noseczek slodki najladniejszy!
OdpowiedzUsuńTurnusy u Ciebie, Mika to zmieniaja sie czesciej niz gacie u meneli.....
a jaka ta monka jest ze jest specjalna?
Bawcie sie - ZNOWU - dobrze!!! i reportaz po nastepnej imprezce by sie nadal.
a propos niczego - tu w sasiedztwie, znaczy w okolicach bedzie juz zdaje sie 3. festiwal Piosenki...Dolujacej. autentyk!
Opakowana, to taki chwyt marketingowy. Od razu poleciałabym na taki festiwal trochę się podołować.
UsuńMoże by jaki festiwal piosenki cmentarnej?
Fakt, w tym roku odwiedzin miałam sporo, licząc jeszcze zimowe Mariji z Arte to ho, ho! Będziemy się bawić na pewno! Mąka jest chyba z jakiegoś specjalnego gatunku kukurydzy, dopytam Grażynkę jutro.
UsuńHana, na ten festiwal to zgłaszam marsz żałobny Chopina w wykonaniu Zembatego...
Hana - a nie wiem, ale bym zglosila bratanka, tego, co w wieku kilku lat, w czasie egzaminu do przedszkola/zerowki, zapytany o ulubiona PIOSENKE, odrzekl - Wisi na krzyzu....
UsuńAlbo w wykonaniu Zombiastego ;))
UsuńWisi na krzyżu wygrywa! I po festiwalu!
UsuńTak, bratanek Opakowanej ma pierwsze miejsce :))
UsuńA mój brat, kiedyś, dawno temu, na baliku noworocznym dla dzieci z zakładu pracy naszych rodziców, powiedział Gwiazdorowi wierszyk, którego nauczył się na religii: "Ta wysoka wieża woła, chodźcie dzieci do koscioła, do kościoła trzeba chodzić, żeby dostać się do nieba" - czy jakos tak.
Ale paczkę dostał, bo wierszyk powiedział? Powiedział.
Tematyka nie była okreslona ;)
a moj brat, ojciec w/w bratanka od piosenki, to jak byl maly chodzil do zakonnic do przedszkola. Dwie rzeczy stamtad wyniosl - 1. jak ja bylam maluska i w charakterze malego pakuneczku darlam pysk na tapczanie, kiedy Mama obierala kartofle, to moj braciszek zwymyslal mnie za zaklocanie spokoju tak niewybrednymi i brukowanymi zwrotami, ze ponoc Macierzy nozyk z rak wylecial. a druga rzecz to piosenka czy wlasnie wiersszyk - cos tam cos tam, sluzyc Bogu sercem szczerem, apostolem chcialbym byc. No i co Jacus spiewal/ mowil - a pod stolem chcialbym byc....
UsuńHrehrehrehrehrehrehre! To coś jak Gondol Jerzy znad Wisły!
UsuńMoja koleżanka J jak była mała to zamiast "In excelsis Deo" śpiewała "I esencja w stereo..."
Usuńprawie Zupa z Trupa Abby...
UsuńRobię czasami takie różne placuszki, z mąką kukurydzianą też, ale arepy to chyba śnić mi się będą, aż w końcu Grażyna zdradzi sekret, z jakiej to monki i czy można ją nabyć u nas.
OdpowiedzUsuńKiedyś w komentarzach było o arepach.Robi się je z białej mąki kukurydzianej.
UsuńChyba o tę chodziło:
http://sklep.kuchnieswiata.com.pl/product-pol-403-Maka-kukurydziana-biala-PAN-1-kg.html
Dzięki, Ksanthippe! Właśnie gugiel pokazał mi przepis na arepy:)
UsuńA ja sprawdzałam pampuchy,o których wspomniała Mika. Okazało się,że to nasze poznańskie (kiedyś) pyzy drożdżowe:) Guguś pomocny jest:)
UsuńNo widzicie, w necie wszystko jest! Grażyna wspominała właśnie o tym sklepie "Kuchnie świata"
UsuńKsanthippe, tak mi skojarzyły te pampuchy, ale arepy są bez drożdży.
Tak,wiem:) Sprawdzałam,bo nie wiedziałam co to pampuchy.
UsuńKsan, i po coś ty ten link dała??? Tam tyle ciekawych rzeczy...
UsuńTeż lubię ten sklep:))
UsuńI ja od razu zamiast dalej czytać, to do sklepiku:). Oj na parę rzeczy mimo pory apetyt mam:). A takie arepy musze spróbować zrobic, bo to może byc ciekawa przekąska do pracy dla M. i córci w domu.
UsuńDo pracy Kocie to nie wiem, bo one na ciepło z patelni chyba powinny być.
UsuńI mnie się sklep spodobał. A pampuchy robiła kiedyś mija babcia. Smaczne, szybkie i poręczne:)
UsuńNie dadzą sie odgrzac w mikrofali?
UsuńPewnie dadzą, ale będą rozlazłe i ciongliwe jak guma od chińskich gaci.
UsuńP kazał odgrzewać na patelni z odrobiną wody i pod przykryciem.
UsuńNie ! mikrofale nie...tak jak pisze Mika..pokropic woda i lekko podgrzewac na pateni!
UsuńSzkoda, że nie dadzą się szybko odgrzać w mikrofali, bo już widziałam oczami wyobraźni sakiewki wypakowane farszem z szynki, sera i keczupu i zainteresowanie pracowych koleżanek męża:-)))
UsuńHana! Próbowałaś gumy od chińskich gaci???
UsuńCzarny Kocie, zainteresowania pracowych koleżanek męża nie należy wzbudzać choćby i arepami!
UsuńAgniecha, nie próbowałam, ale mam wyobraźnię. Ona musi się ciągnąć, nie ma siły!
UsuńUważajcie Dziefczynki, bo o ile pamiętam, w tej mące jest jakiś myk. Nie każda się nadaje. Grażyna pisała o tym gdzieś w komentarzach, ale kto to znajdzie?
OdpowiedzUsuńJak to kto? Ksanthippe!
UsuńMoim zdaniem to ta mąka, opakowanie pamiętam i pod mąką w sklepie jest przepis na arepy.
UsuńWyobraziłam sobie kociambra Mariji w mące :))) Bo jemu Myk dali na imię ;) Słodziaczkowi .....
UsuńPisalam, pisalam...w Kuchniach Swiata mozna ja dostac! Ksan trafila na slad!!! Musze Was opuscic Kurki, bo nas jest troje w jednym pensjonatowym pokoju i chcom spac a ja tu zaczelam gdakac...strasnie duzo chodzilam w ostatnie dni, ze mi kulanko doskwiera i bedem sie jutro Mice skarzyc...ale tatry ciagle piekne som, mimo swierkow polamanych przez halny i tych zjadanych przez korniki... wczesnie rano zaczne gdakanie.....Dobranoc Kurencje!
UsuńDobranoc Grazynko:) a to kolano to jakas zakopiańska przypadłość - zarazliwa chyba, bo przecież Mika chodzi na rehabilitacje?
UsuńNo właśnie, może to z mojego kolana przelazło???
UsuńGrażynka śpijta grzecznie i jutro oszczędzaj kolanko, żebyś się do mnie doczłapała:))) Dobrej nocy dla wszystkich w pokoju!
Zdrówka życzę wszystkim kulankom!
UsuńDołączam się do kolankowych życzeń:)
UsuńOpakowana,a dlaczego ksanthippe?
Usuńbo Ty wszystko wynajdujesz..ja probowalam znalezc i guzik! w tym potopie komentow, co sie rozlazo na wszelakie tematy to trza UMIC!! znaczy Ty umisz.
UsuńDroga Krysiu,jesteś w błędzie.Ksan nie umi.Zresztą wielu rzeczy Ksan nie umi.A to,co dotyczyło tychże placków,wyjątkowo utkwiło mi w pamięci,bo kiedyś tam pytałam Grażynę o tę WYJĄTKOWĄ mąkę właśnie.Ot co! :)
UsuńKsan, a i tak splyndor na Ciebie spłynął! Nie być taka skromna!
Usuńno wlasnie - takich rzeczy glosno sie nie mowi przeca! splyndor leci i tak ;)
UsuńTak niewiele trzeba,aby ten splyndor leciał,spłynął i mnie dopadł??? Nie może być!
UsuńKsan, bo tak!!! Na Ciebie paduo!!!
OdpowiedzUsuńTylko nie wiem co autor miał na myśli...
UsuńSzukanie, gdzie Grażyna mówiła o arepach! Ale już jest przecież!
UsuńCo Opakowana miała na myśli wskazując Ksan. O to mi szło:)
Usuńno to wlasnie!!
Usuńhrehreherh
I uważajcie na paluchy u dużej nogi, bo to też jakieś zaraźliwe jest!
OdpowiedzUsuńOj uwaza, uważać, bo jakby to na stonogi trafiło, to nie ma biedy, ale kura o jednej nożyce na grzedzie to ciężko może miec ustac.
Usuń:)))))))
Usuń:)
UsuńŁojejku one tu o jedzeniu, a mnie się zepsuł soczek marchwiowy i ten no chłodnik litewski, bom zapomniała w pracy zjeść, a na drugi dzień już był fee. I trzeba się kanapkami tuczyć. Jutro jednak ugotuję prawdziwy obiad, rosołek czy cuś?
OdpowiedzUsuńGrażynka kiedyś dawała przepis na arepy, tylko gdzie???
Mnemo, w komentarzach, hrehrehre!
OdpowiedzUsuńChyba przełożę swoje rojenia o arepach na jutro. Kury śpiom, to i ja idę! Dobrej nocy:)
OdpowiedzUsuńDzien Dobry ! Jakby deszcz za oknem....kulanko jakby sie przyciszylo, tak po cichu sie przyznaje, ze chcialabym by dzisiaj deszcz zdrowo popadal, tobym nie wychodzila na orle perci ..hrehrehre...i moze jutro moglabym na te orle isc z wyleczonym kulankiem ...ale siedze cicho bo reszta rodziny pelna entuzjazmu gorskiego jest!
OdpowiedzUsuńMika , do Ciebie przyczlapie ochoczo bo to ino jest 3 km i to po ulicach a nie gorskich szlakach! podaje link do mego sniadania wenezuelskiego wydanego w Warszawie.. Tam jest zdjecie maki w opakowaniu oryginalnem .
http://i-tu-i-tam.blogspot.com/2012/11/sniadanie-wenezuelskie-w-warszawieel.html
Uważajcie na tych orlich ścieżkach:)
Usuńszczegolnie te orle w dolinach sa niebezpieczne...hre hre
UsuńGrażyna, zawsze można posyczeć trochę z bólu i w samotności podleczyć kulanko, albo lepiej w towarzystwie Miki:)
UsuńMam nadzieję, że nie polajzłaś w percie, chociaż padać przestało.
UsuńGrażynko dziękuję za link do Twojego przepisu, zaklepałam do zakładek i na pewno odgapię po zakupie mąki, bo Twoje zdjęcia narobiły mi jeszcze większego smaka :-)
UsuńWitam Kurki sobotnio. Za oknem 14 stopni, pochmurno, jakby przed deszczem.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia życzę Kurkom.
Dziędobry przy sobocie po robocie Kury!
Usuńzimnawo, szarawo, pieknie! znaczy sie przeciera, ale bez przesady.
U nasz piękniej! Rześko, słonecznie, mmmm! Żyć się chce!
OdpowiedzUsuńWitaj,Kurniku! U nas deszczowo,chłodno,jesiennie.Zaczynam narzekać...
OdpowiedzUsuńPołudnie minęło, przetarło się trochę, 25 stopni, nie narzekam, wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńWiatr się ruszył. Nadal życzę miłej soboty.
U mnie chłodnawo i pochmurnawo, a ponadto z awariami. Rano się okazało, że zwaliło mi się pół bzu i wyłamało płot, a poza tym wisiało na ulicę. Bez był chory trochę i przygnity u korzeni, ale stał, nie wiem czy przypadkiem go wczoraj nie zahaczyli koparą bo asfaltowali ulicę i cały czas tu jeździli, może mu trochę pomogli. Całe szczęście, że kolega T, anioł podręczny, przyjechał, ściął, pociął i płot podwiązał tymczasowo.
OdpowiedzUsuńSzkoda bzu, może by jeszcze trochę pożył.
UsuńTemperatura znów spadła i chmur więcej, ale nie pada.
Idę na imprezę, powoli robię się na bóstwo.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMika!Venezuejlo lubi takie roboty, ale Twoj przyjaciel juz go ubiegl...wlasnie wrocilismy z przebierania nogami...niedlugo zaczniemy przebieranie w Twoim kierunku!
UsuńMika, wichur był?
OdpowiedzUsuńpodobniez koparki byly i inne walce drogowe ....
UsuńWichura nie było.
UsuńTo sam z siebie się nie obalił.
OdpowiedzUsuńNabrałam ochoty na arepy. Głodna jestem po tym wpisie!!!!
OdpowiedzUsuńIza, jaglankę sobie zrób. To prawie jak arepy:)))
OdpowiedzUsuńa ja zapomnialam sie umizgnac zebys dla mnie zrobila....bede musiala SAMA!
UsuńZrobię za to nowy wybieg:)
OdpowiedzUsuńZrobiłam wybieg, ale blogger nie pokazuje nikomu, że jest! Znowu!
OdpowiedzUsuńMnie pokazuje:) a zastosowalas metode o ktorej ostatnio pisałam?
Usuń