A teraz ad rem... Post będzie historyczny i trochę melancholijny.
Był sobie niewielki, stary drewniany domek prawie naprzeciwko mojego. Domek ów pamiętam od zawsze i pamiętam ludzi, którzy w nim mieszkali, choć wszyscy już odeszli. Może te wspomnienia chociaż na krótko przywrócą ich do życia.
Mieszkała tam rodzina Ś. Mieszkała to może za dużo powiedziane, gnieździła się brzmiałoby lepiej. Do małej sionki domku wchodziło się po kilku krzywych drewnianych schodkach. Na lewo były drzwi do malutkiego pokoiku, na prawo małe drzwiczki do drewutni (w której mieściła się też toaleta w postaci deski z dziurką) a na wprost wchodziło się kiszkowatego pokoiku, z którego na lewo wiodły drzwi do kuchni, która była chyba największym pomieszczeniem w tym domku. Mieszkało tam w porywach osób 7, częściej 6. A więc pani Marysia. Była ona szkolną koleżanką mojej Mamy i bardzo serdeczną i pomocną osobą. Mieszkała w kuchni. Dorabiała sobie łapaniem oczek w pończochach a potem w rajstopach. Podziwiałam jej biegłość w operowaniu małym specjalnym szydełkiem do łapania oczek i pamiętam ją zawsze pochyloną nad jakąś robótką. Kręgosłup jej się od tego wykrzywił i miała pochyloną sylwetkę a włosy splecione w cieniutki warkoczyk upięty w kukiełkę. Zawsze w fartuszku i chusteczce na głowie. Przychodziła do nas często , lubiła sobie przyjść na telewizję i pogadać. Po śmierci mojej Mamy, gdy ja byłam jeszcze na studiach pomagała nam prowadzić dom. Zmarła dość nieoczekiwanie na wylew. Cały czas jest w mojej pamięci i modlitwie.
Siostrą pani Marysi była pani Hela, mieszkająca w kiszkowatym pokoiku z mężem panem Staszkiem i synem M. Pan Staszek był malarzem pokojowym, przemiłym, dobrym, cichym człowiekiem. Mówił bardzo mało, gdyż od wyziewów z farb dostał astmy i się dusił. Zawsze chętny do pomocy, uczynny, pomagający wszystkim sąsiadom. To zawsze on malował nasz domek. Pokoik jego i pani Heli był zawsze czyściutko wysprzątany, łóżko zasłane robioną na drutach kapą, na łóżku poduszka w kolorowej błyszczącej poszewce, a na poduszce lalka - plastikowy murzynek... Święte obrazki i zdjęcie ślubne na ścianie. A na mini stoliczku malutka Matka Boska na podstawce z muszelek... Pamiętam swój dziecinny zachwyt nad tym Murzynkiem:) Pani Hela zażywna, uśmiechnięta kobieta, pan Staszek bardzo chudy i wysoki. Najpierw odszedł on, potem ona. Syn wyjechał do USA i nie wiem co się z nim dzieje.
Zdjęcie Allegro
Kuchnia miała podłogę z surowych desek, zawsze do czysta wyszorowanych. W podłodze była klapa, prowadząca do piwnicy, gdzie trzymało się ziemniaki, kapustę i inne warzywa. Na ścianie duży obraz Pana Jezusa z owieczkami, pięknie pokolorowany i makatka z jeleniami. I wiszące radio kołchoźnik, trzeszczące niemiłosiernie. W kuchni mieszkał jeszcze pan Wojtek, brat pani Marysi i pani Heli. Pamiętam go zawsze z młotkiem lub innym narzędziem w ręku, zajętego jakimiś naprawami. Umiał naprawić wszystko, nawet buty. Jak tylko cokolwiek się zepsuło to wszyscy z całej ulicy lecieli do pana Wojtka.
Był jeszcze pan Władek, kolejny brat. Jego się trochę bałam, miał wadę wymowy i mówił trochę bełkotliwie, być może był trochę opóźniony w rozwoju, ale zawsze się serdecznie uśmiechał. Chodził w waciaku i gumofilcach, tak go pamiętam. On mieszkał w maluśkim pokoiczku na lewo od wejścia.
No i była jeszcze pani Zosia, która niestety sporą część swojego życia spędziła w zakładzie psychiatrycznym, gdzie też zakończyła życie. Była przeraźliwie chuda, zawsze jakoś dziwacznie poubierana, z potarganymi włosami... Jej to bałam się naprawdę, omijałam dużym łukiem i zwiewałam gdzie pieprz rośnie, chociaż Mama mi tłumaczyła, że ona nie jest groźna. Pani Zosia walczyła z głosami, które słyszała w swojej głowie i które kazały jej robić różne dziwne rzeczy. Miała takie swoje powiedzenie "Coś mi mówi, żeby..." Niestety to coś ją w końcu zabiło...
I tak znikali jedno po drugim, drugie po trzecim... W końcu została tylko pani Marysia, która odeszła ostatnia. Po jej śmierci nie było już nikogo. Syn pani Heli wraz ze swoją żoną i synem wyjechał do USA i nie wiadomo co się z nim dzieje. Dom opustoszał, popadał w ruinę, zapadał się jakby w ziemię... Malutkie okienka zarosły kurzem , dom zdawał się ślepnąć i kuleć. Ogródek naokoło zdziczał, chwasty wzięły go we władanie. Nikt już nie sadził cebuli i marchewki, nikt nie zbierał porzeczek, nie zrywał bzu, nie siał nagietek i nasturcji...
No i przygarnęli go sobie bezdomni z pobliskiego ośrodka, urządzając w nim huczne libacje i imprezy oraz przesypiając noce, których z racji upojenia nie mogli spędzić w ośrodku. Pewnej nocy doszło do nieszczęścia, któryś z nich zaprószył ogień i wybuchł pożar. Działo się to w środku nocy i wszyscy naokoło spali, na szczęście dwie dziewczyny wracały z dyskoteki i zadzwoniły po straż pożarną. Ja się obudziłam, gdy zrobiło się jasno od płomieni i świateł wozów strażackich. Pierwszy raz w życiu widziałam pożar z tak bliska. Koszmarne wrażenie. Dach małego domku płonął jak pochodnia, płomienie sięgały najwyższych jesionów w okolicy. Drewno trzeszczało, ludzie krzyczeli... Zaczęłam myśleć gorączkowo gdzie smycz psa, gdzie dokumenty, gdzie lekarstwa na wypadek ewakuacji... Czy odłączyli gaz??? Oczywiście, że nie, sprawdziłam na kuchence. Na szczęście dość szybko udało się pożar ugasić. Niestety zginęło w nim dwóch bezdomnych, nie wiem nawet jak się nazywali... Oni też są obecni w moich modlitwach, nie wiem, czy ktokolwiek o nich pamięta...
Zdjęcie SE. To nie ten domek, ale dach wyglądał po pożarze podobnie.
Ale część domku jeszcze przetrwała a pożar nie odstraszył kolejnych miłośników wina marki "Wino". Wybuchł kolejny pożar, tym razem bez ofiar na szczęście. Z domku został wypalony szkielet dachu i opalony dół. Straszył w tym stanie długi czas. Aż w końcu ktoś kupił tą parcelę i ponoć ma budować tam jakieś mieszkania. Ale na razie tylko rozebrali resztki domku, zrobili fundament i doprowadzili prąd i gaz. Został goły placyk. Ale póki co nie wycięli zdziczałych bzów i jaśminów od ulicy, potężne jesiony też stoją. Czekają na rozpoczęcie nowej historii tego miejsca. Stara odeszła wraz z domkiem...
Pięknie opisałaś, Miko mieszkańców tego małego domku. Tak to czasem z nimi bywa. Niszczeją, rozpadają się, a potem ktoś to kupuje i stawia nowe na starym.
OdpowiedzUsuńMoze nie wytną tych jesionów .... chociaż ludzie uwielbiają wycinać stare drzewa i krzewy i sadzić cmentarne tuje .... co to za moda, naprawdę ...
O, pierwsza :) Chociaż raz ;)
UsuńDokładnie w niedzielę o tej koszmarnej modzie rozmawiałam z koleżanką. Nasz cmentarz okropnie ogolili z drzew, nie wiem czemu...
UsuńGratuluję pierwszeństwa.
Liście, Miko, liście. To największe zuo. Debile. O fotosyntezie trzeba by takim przypomnieć.
UsuńAle te liście spadają na wymuskane nagrobki i trzeba je zgarniać ..... brak mi słów na taką głupotę. Batożyłabym takich pod pręgierzem bez litości.
Miko, ja już nie rozmawiam, ale wciąż rozmyślam i pojąć nie mogę, zwłaszcza tego wycinania pięknych, starych drzew na cmentarzach. Dawały cień tym co już poza cieniem....i taką dostojność należną temu miejscu....
UsuńW ubiegłym roku przeżyłam prawdziwe przygnębienie na cmentarzu małego miasteczka , cmentarzu który był w mojej pamięci od zawsze, chodziłam tam jako dziecko z moją Babcią, od lat przyjeżdżam na Jej grób .......okropne to wrażenie taki pozbawiony drzew cmentarz
Ups, znowu z wrażenia zapomniałam sie podpisać - to ja, Koguta Barbara :)
UsuńJa taki szok przeżyłam kilka lat temu na wiejskim cmentarzu, na którym pochowani są moi dziadkowie, pradziadkowie ..... argumentem były opadajace liscie i korzenie, które rzekomo nagrobki rozsadzały. Ręce mi opadają na taką głupotę i bezmyślność.
UsuńTaki łysy cmentarz to w ogóle jak nieubrany wygląda... A to nie muszą mieć jakichś zezwoleń na to wycinanie czy co?
UsuńU nas też ogolili cmentarz do zera, a takie piękne brzozy tam rosły:((
UsuńTeraz się niektórzy zasadzają na świerki bo nocują na nich ptaki i s......ją na nagrobki. To po jakiego czorta pchali te groby pod drzewa, mało miejsca na cmentarzu? Ale u nas panuje głupie przekonanie, że przy drodze to większy splendor dla nieboszczyka. A ptaki s......ją na ten splendor po całości.
A kto plebanowi odmówi tego zezwolenia?
UsuńO, o ptakach srających na drogocenne marmury zapomniałam.
Takie stare drzewo z rozlozystymi korzeniami zajmuje miejsce, a mozna przeciez na tym terenie kilka grobow wykopac i sprzedac za ciezka kase. Rachunek jest prosty - drzewo zabiera czyste pieniadze, trzeba wyciac.
UsuńMika, bardzo zajmujaca historia. Wiele takich, a po ostatniej fali emigracji bedzie jeszcze wiecej.
Ja to chciałabym, żeby ptaki obsrywały mój grup! Im więcej ptaków, tym lepiej!
UsuńNawet ja bedzie z drogocennego marmura ? ;)
UsuńBarbara
Dzięki Panterka. masz rację, że kasa decyduje o wszystkim, niestety.
UsuńZ drzewami na cmentarzach to chodzi o to, ze jeśli jest grób w bezpośrednim sąsiedztwie starego rozłożystego drzewa, to że względu na ochronę tego drzewa nie wolno zrobić pochówku w trumnie, aby nie uszkodzić korzeni, można tylko ewentualnie przez mały otwór włożyć do grobu urnę. I między innymi dlatego się ich pozbywają.
UsuńAle to jak Marija, trumny nie wolno a ściąć wolno? I wtedy już ochrona nie działa???
UsuńMika takie przepisy obowiązują na starych wrocławskich komunalnych cmentarzach, które całe porośnięte są starymi drzewami. Na nowym cmentarzu jest zakaz sadzenia drzew przy grobach, a na przy alejach posadzone są tylko drzewa niskopienne.
UsuńPodejrzewam ze w małych miejscowościach, gdzie kontrola jest mniejsza, albo króluje kumoterstwo, stare drzewa są tak okaleczane,aby same zakończyły swój żywot.
Mika, ja widziałam tego lata stanowczo zbyt wiele ognia i to stanowczo zbyt blisko mojego domu... To jest przerażające doświadczenie, choć nikt nie zginął na szczęście.
OdpowiedzUsuńI człowiek się czuje taki bezradny...
UsuńMika, piękna choć smutna historia domu i jego mieszkańców...
UsuńW mojej okolicy tego lata było kilkanaście pożarów - wszystko podpalenia...
Płoneły stodoły, ścierniska, lasy, traktory (!).
Policja się zasadziła i jedna osoba poszła siedzieć, lecz ...pożary nie ustały!
Jakaś paranoja :(((
Iza, jak można tak dalece nie mieć rozumu i mieć w sobie tyle okrucieństwa? To szaleństwo jakieś...
UsuńMika, też piszę, że paranoja...
UsuńNa szczęście te podpalenia są parę km ode mnie, ale nie wiem... może już powinnam się bać?
Wszak jestem tu obca i nawet nie wiem czym i komu mogę się narazić?
Do tego ludzie po wsiach gadajo, że łuni (strażacy) sami podpalali, bo z każdego gaszenia majo kase!
Pożar tak blisko to koszmar, współczuję ci Mika.
OdpowiedzUsuńTakie życie, my też przemijamy, chociaż trudno się z tym pogodzić, im jesteśmy starsi tym trudniej.
I tym bardziej chce się zachować okruchy wspomnień ze swojego życia.
UsuńWzruszyłam się tą opowieścią. Może dlatego, że przypomniał mi się inny dom, który spłonął w podobnych okolicznościach.
OdpowiedzUsuńPożar to straszny żywioł.
Dzięki za twoje wzruszenie Ewo:))
UsuńStanie się tak z nami wszystkimi.
OdpowiedzUsuńTak było jest i będzie. :(
Koło mnie wykupują i burzą całkiem fajne domy z ładnymi ogrodami i przerabiają na tzw.apartamentowce .Im gęściej tym większy zysk.
Kasa kasa kasa.
A drzewa, jak wiadomo, zajmują zbyt dużo cennego miejsca }:-[
UsuńBarbara
Na apartamentowce to już patrzeć nie mogę. Te pieniądze to jakieś przekleństwo... Już król Midas się o tym przekonał...
UsuńBradzo lubię takie historie. I my kiedyś przeminiemy, ale, czy to ktoś tak ładnie gdzieś opisze??
OdpowiedzUsuńJa to chcę tak przeminąć bezszelestnie.
UsuńA ja bym chciała, żeby ktoś mnie dobrze wspominał...
UsuńMika, masz to jak w banku. Pod warunkiem, że nie zejdę przed Tobą. A jeśli, to odwrotnie, dobra?
UsuńTeż masz jak w banku:))))))
UsuńDziewczyny, proszę się nie przepychać w kolejce:)
UsuńJa tam dziewczyny ustąpię Wam miejsca, ale będę Was bardzo ciepło wspominać ;))
UsuńMiko kochana, wzruszajacy post.
OdpowiedzUsuńPrzywolal moje wspomnienia o "Starej Budzie",ktora to kilkadziesiat lat temu splonela w pozarze pozbawiajac moich dziadkow ich przystani zyciowej...
Lalka murzynek tez byla moim wielkim dzieciecym marzeniem, ktoregos dnia dostalam ja od znajomej rodzicow, pani Jadzi :)
Sciskam Cie Mika bardzo mocno :***
Mam takiego chłopczyka,dostałam od Dziadka.
UsuńNa początku go nie chciałam,bo nie lubiłam lalek,potem zeżarły mnie wyrzuty sumienia.
Ja taka podła a on biedak cierpi.
Rasistka.
UsuńI może seksistka? (bo to chłopczyk był....)
UsuńBarbara
Gender. Tfu!
UsuńTfu.
UsuńBarbara
Orszulko, a masz jeszcze tego murzynka? Ja ciebie też bardzo mocno ściskam:)))
UsuńMika, mysle, ze gdybym dobrze pobuszowala po strychu w domu rodzinnym to murzynek by sie odnalazl ;)
UsuńW obecnej emigracyjnej rzeczywistosci mam w zasiegu oczu duzo murzynkow i to zywych ;)
To pobuszuj po strychu jak przyjedziesz:))))
UsuńJa tam murzynka nie mam, bo i nigdy go nie miałam, ale kilka lat temu kupiłam w jakiś starociach małą plastykową laleczkę, jaką na pewno każda z nas miała, moja ta z dzieciństwa, o ile pamiętam żywot skończyła dosyć marnie.
UsuńTo taka historia zwyczajnego domu ze zwyczajnymi ludzmi. Takimi, co to juz chyba nie ma na swiecie...Dobrze, ze napisalas o nich, bo o zwyczajnych ludzich malo sie pisze, a opowiesc taka to mientko kiele serca robi.
OdpowiedzUsuńLali takie pamietam, ale nigdy nie mialam. ja chcialam taka, co MAMA mowi, ae tez nie dostalam za to mam do dzis dwa misie - jeden prawdiwy pluszowy, z trocinami w wontpiach i piszczykiem na sprezynke..co ten mis mial ze mna, raz go wypralam (piszczyk DALEJ dziala!), a tak na codzien to bawwilam sie z nim w...dentyste, slady tych zabaw mis ma do dzis. Dostala go, jak mialam cos 3 lata. a drugi mis to przyjechal z Anglii - Tato mi go przywiozl w 1963 roku. dziwny , z duzym odwlokiem, takim, ze jak misiu se usiadzie to juz tak bedzie siedzial, bez stawow mial nogi ;)
a przedmioty na postumencikach zawsze byly moim marzeniem, ale jakos nigdy w domu nie bylo....a druga rzecz, to te kule ze sniegiem w srodku, jak sie je popotrzasa. U mojej kolezanki byl taki uabondz w kuli. Kiedys mojej coreczce o tym opowiadalam i...zaraz potem dostalam cos takiego od niej, przez nia robionego.
Jak juz cos stanie po pogorzelisku, to trzeba bedzie wielu lat, by historia sie uwila..
Uwielbiam takie historie, dzieki, Mika.
Tak, to piękna i dobra historia i wiesz co, Opakowana, tak myślę, że każda z nas jak zajrzy w swoje wspomnienia, znajdzie wiele takich historii.....ja to o dozorczyni kamienicy w której mieszkałam - opiekunce wszystkich kamienicznych dzieciaków; o sąsiadach moich Dziadków w małym miasteczku - tym co hodował pszczoły i tym który zabierał nas na ryby i tej która........ no, na pewno też masz w pamięci niejedną taką historię, prawda ? :)
UsuńBarbara
Opakowana, dostałam taką lalkę co mówi mama i której zamykały się oczy z prawdziwymi rzęsami, kiedy byłam w szpitalu, gdzie wyrżli mi migdaułki!
UsuńTeż miałam tako - Tata przywiózł mi z Angliji ! Robiłam za celebrytke podwórka !
UsuńBarbara
Ergo Koguto, potem dostałam wózek, który był jak prawdziwy, tylko mniejszy!
UsuńPrzebiłaś! Wózka nie miałam......
UsuńBarbara
Opakowana, tak właśnie, to historia o najzwyczajniejszych ludziach na świecie, żyjących sobie skromnie i nie pozostawiających po sobie zbyt wielu śladów.
UsuńBarbara, nie mogłabyś tak tych swoich historii opisać? I gościnnego posta u nas zrobić?
Właśnie? Koguto?
Usuńja jakos pozniej dostalam lalke, co miala rzensy, ale sie nie odzywala....wozka nie mialam, ale raz, u ojcow krzestnych bawiac z Tatkiem, bedacy tez okropna zolza, rudo malpo i niejadkiem, wydebilam od krzestnych lezaczek dla lalek za zjedzenie odrobiny kurczaka z nadziwka....potem wysepilam i inne rzeczy, ale drobniejsze juz..
Usuńjasne ze daloby sie napisac wspomnien a wspomnien o sasiadach blizszych i dalszych...poczawszy od Tadzia Topytta, oprzez pania katechetke, na prof. Steinhausie konczac..a wlasciwie to tez nie konczac, bo o kazdym prawie na ulicy cos sie wiedzialo, dorabialo po dzieciencemu caly scenariusz jak sie nie wiedzialo....
No to już, tylko bez literówek uprzejmie proszę:)))
UsuńMika, Opakowana BEZ literówek???
UsuńPO 1 - to nie jest możliwe
Po 2 - straci koloryt
Po 3 - zestresuje się
no wlasnie - to "bez literowek" to bylo do mua?? JUZ sie zestresowalam....
UsuńTadzit Topytto to stad, ze nie wymawial "k", no to ja bylam Trysta (s = si), bo jak sie go zapytalo, co najbardziej lubi jesc, to mowil topytta ze stwartami...jego Mama byla niezla plotkara... no i kiedys wreszcie Tadzit sie ozenil. Mama jego z moja rozmawia i mowi o tym. I mowi, ze ta zona to kaleka. Moja Maman nie wiedziala za bardzo co powiedziec, to mowi - ale pewnie gospodarna i dobra zona. na to Mama Tadzita - no przecie mowie, ze kaleka!
Mieszkali na rogu naszej ulicy, dalej byl kawaleczek ulicy dlugosci, ktora byla gruboscia dwoch duzych ogrodow, bo jeszcze jest ulica Noakowskiego i zaraz potem jest park i uonki nadorzanskie. I Mama Tadzita patrzyla zawsze przez okno co i kto idzie i co robi...kiedys skomplementowala mojego brata (oczywiscie do Mamy), ze jak idzie z dziewczyna na spacer nad Odre to nie tak, jak ten Maciek, co to juz od rogu zaczyna sie z Malgosia calowac...
a prof Steinhaus mia zawsze dla dzieciakow cukierki Z AMERYKI. I ja raz wygralam cukierki, bo gralismy na ulicy w manco i on szedl z pieskami Toto i Reksiem, zatrzymal sie, postal, postal i popatrzyl na nas. I potem zapytal czy ktos chce wygrac cukierki. no to my wszyscy - TAK!! i prof powiedzial, ze widzial W AMERYCE jak dzieci bawia sie w podobne gry, ale jest JEDNA roznica. I kto zgadnie jaka, to dostanie cukierki. zgadlam ja - prawidlowa odpowiedz brzmiala - w ameryce bawia sie w to CISZEJ!!! mieszkali na 1 pietrze willi dwa domy od nas i mieli jakby oszklona werande, ktora byla KOMPLETNIE zarosnieta roslinnoscia piekna. a w lecie, jak okna byly otwarte, to ktores z nich gralo na pianinie, co bylo slychac i w naszym ogrodzie. a w naszym domu sa 3 mieszkania. mysmy mieszkali na parterze. na 1. pietrze mieszkal tenor operowy, tez czasowo dyrektor owej z zona sopranem i teciowa (matka sopranu), mieli pudelka - chyba Ami mu bylo i byl perfumowany a moi Rodzice i ci z 2 pietra mowili z zupelnym przekonaniem, ze pudruja Ami pod ogonem...usilowalam pare razy sprawdzic, ale pudelki to ruchliwe zwierzatka...ja sie tej tessciowej balam okrutnie, bo patrzyla surowo. podobno uciekalam do domu i jak mnie pytali, czego sie boje, to podobno wyduszalam z siebie - pani...Kowa. (pani byla pani Szczepanikowa). Jej maz byl malarzem. obrazowym. Nie zadawali sie z byle kim, czyli z nikim na naszej ulicy. I patrzyli na wszystkich z gory. No to reszta ulicytez nie zadawala sie z nimi!
a teraz to ide spac, bo jutro trza jakos wczesnie wstac, ogarnac sie i jechac....
A co to była za"nadziwka"w onym kurczaku:)))))))))))))
Usuńtradycyjna - wontrupka, buleczka oraz pietruszka ;)
Usuńw zasadzie rzeczy, ktorych do pyska nie bralam za zadna lapowke.
a slowa nadziwka nie znalas??????
Trysta, piękna opowieść!
UsuńPiekna, to prawda. I profesora Steinhausa znalas osobiscie, no, no!
UsuńCiekawe z tym pudrowaniem pod ogonem...
Opakowana-pojęłam całość ino se pomyślałam o"literówce" i ten wyraz mi się ładnie podłożył-:na-dziwka-dziewczyna letkich obyczajów:)
Usuńno masz! to NIE literowka. u mnie w domu sie zawsze mowilo nadziwka! takich figlarnych mialam Rodzicow :)
UsuńSteinhausa znalam i cala kupe zupelnie slynnych naukowcow, bo zagniezdzeni byli na Biskupinie po wojnie. za rogiem, kolo Ewy, o ktorej sie ciagle bawilam i ktora uszyla moja sukienke slubna, mieszkal dyrektor PANu, prof Kowarzyk - dalej na naszej ulicy, Tato mojej przyjaciolki byl kiedys tam rektorem uniwerku i bardzo znanym matematykie, jego kolega pozniej - pozniej nastal jako rektor, to pare ulic dalej. I to byli ZWYKLI ludzie, widzialo sie ich na codzien, skromni, NORMALNI. Moze dlatego nie czuje zadnego ekstra respektu dla osob, ktore maja jakies niezwykle wysokie stanowisko. mysle, ze mialabym trudnosci z unizeniem wobec takiej na przyklad krolowej, bo nie :) Kazdy musi zarobic na respekt. Ci ludzie akurat zarobili przez swoja prace i wsyilek i geniusz (tu nawionzywam do Steinausa, ktory mial cudownie ciety jezyk - po internecie kraza cytaty, ba listy jego cudow jezykowych! Ja pamietam jedno piekne - przyjechali po niego do domu, ze musi leciec na dworzec i przyjac delegacje radzieckich naukowcow. na co Steinhaus powiedzial do umyslnego - kolego! Jestem chory na ciele a zdrowy na umysle. Jakby bylo odwrotnie, to bym z panem pojechal! Poszukajcie, bo naprawde warto! a o innych ludziach to moge pozniej :)
Błyskotliwa riposta, chociaż ryzykowna na owe czasy! Czekam na owych innych ludzi:)
Usuńzmiany, miara upływającego czasu, mijającego życia.
OdpowiedzUsuńpamięć, jedyne świadectwo.
nastroiłaś mnie jesiennie. lubię jesień.
Też lubię . I właśnie onaż mnie tak refleksyjnie nastraja.
UsuńPrzeżyłam taki paraliżujący strach, kiedy palił nam się komin w środku i płomienie buchały z niego ze dwa metry w górę. Ręce tak mi się trzęsły, że nie mogłam wybrać numeru straży. Coś takiego uzmysławia człowiekowi, że wobec żywiołu jest pyłkiem. Kocie transportery czekały w pogotowiu, smycze też.
OdpowiedzUsuńOgień to chyba najbardziej przerażający z żywiołów. I taki rozszalały...
Usuńoj, woda nie jest gorsza :(((
UsuńMika, każdy żywioł tak ma, tak myślę. Szczęśliwie nie miałam okazji doświadczyć tych pozostałych. Chociaż miałam w tym roku namiastkę tornado. Też okropne.
UsuńKiedy byłam dzieckiem, nasz dom stał przy drodze, za którą rósł las. To była taka odnoga właściwego lasu. Po drugiej stronie tej odnogi stała stara stodoła , tylko on została po gospodarstwie, które kiedyś tam było.W linii prostej było to jakieś 150-20 m od naszego domu. Którejś nocy wybuchł pożar, iskry leciały w górę i spadały na las, niektóre nawet na nasz drewniany dom. Rodzice w pogotowiu stali z wiadrami pełnymi wody. Do dziś to pamiętam. Pożar udało się ugasić. Spłonęła doszczętnie stodoła i 3 sosny z lasu rosnące najbliżej. Dzięki Bogu nie zajął się las, bo zagrożone byłby nie tylko nasz dom ale dobre pół wsi.Potem jeszcze spaliła się stodoła u mojego stryja, tez w nocy.
OdpowiedzUsuńPożar to okropna rzecz, a nocą wygląda przerażająco.
Całe szczęście, że udało sie ten pożar opanować. A idiotów, którzy podpalają lasy udusiłabym gołymi rękami.
UsuńWczoraj w wiadomościach słyszałam o dwóch nastolatkach z Mazur, które chciały się przenieść do miasta i żeby rodzinę do tego zmusić, to podpaliły własny dom... Przy tej okazji sąsiedzi stracili swój. Co trzeba mieć w głowie, żeby zrobić coś takiego?????? Nie rozumiem dzisiejszego świata...
Mikuś ja tez nie rozumiem.
UsuńA tym dwom idiotkom to bym wtłukła własnoręcznie tak żeby popamiętały.
Mika w głowie mają filmy i gry komputerowe. Pamiętam dyskusję z moim 6 letnim wychowankiem, który twierdził że rozwalił by cały świat, nie przemawiał do niego żaden mój argument, nawet taki ze stracił by przy tym rodziców.
UsuńWiesz co Marija, czasem to mi się wydaje, że te gry to dzieciakom zaburzyły normalny ogląd świata... I co gorsza nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów albo też w ogóle ich nie biorą pod uwagę.
UsuńTym kretynkom to bym kazała w tych zgliszczach pomieszkać. A tak będą miały poprawczak w wielkim mieście.
UsuńNa Mazurach nie ma galerii handlowej! W każdym razie nie na wsi! A galeria handlowa to jest dopiero prawdziwe życie!
OdpowiedzUsuńNa calych Mazurach? To co ludzie robio w weekendy????
UsuńOpakowana, gupiejo.
Usuńi gnusniejo...
UsuńW tym domku też zawsze był jakiś psiak. Najlepiej pamiętam pięknego kasztanowatego (chyba setera irlandzkiego) z którym M. wychodził na spacery. A pani Marysia to chyba zawsze miała w kieszeni nieśmiertelnego fartuszka coś dla Mukiego?
OdpowiedzUsuńJak pierwszy raz zobaczyłam te zgliszcza to zabolało jakby kawałek dzieciństwa zniknął.
Pierwszy, którego pamietam to był kulawy Kajtek, na 3 łapkach biegał. A tego setera to M uratował i zabrał go od kogoś, kto go prawie zamorzył głodem. Tarzan się nazywał.
UsuńBacha, bo zniknął...
UsuńNo właśnie kurna... co rusz coś znika, albo ktoś
Usuńa Trzana to pięknie odchuchali
Obudziłyście Kurki i moje wspomnienia. O lalce, która zamyka oczy, o wózeczku z wikliny wyplatanym z firaneczkami i falbankami, o sąsiedzie, który był ogrodnikiem Księcia Sanguszki i obok nas miał dom i gospodarstwo, o innym domu obok gdzie rosły dwie morwy itd, itp. Dzieciaki bawiły sie razem, starsze opiekowały młodszymi, ganiało się w lecie do zmroku.
OdpowiedzUsuńEch....wspomnienia.
na mojej ulicy z dzieciństwa rosły morwy. do dziś tęsknię za ich smakiem.
UsuńJa z tej tęsknoty posadziłam sobie dwie ....białą i czarną :)
UsuńBarbara
Mam białą morwę, starą!
UsuńO rany morwy!!!
UsuńNa czarne chodziłam do kowala, przyjaciela taty, białe miał babci sąsiad. Rosły przy drodze i jak spadały to goniłam na wyścigi z kaczkami ( one też wiedziały co dobre), żeby się raczyć tą pysznością.
Ale bym teraz zjadła.......
Rosna na ul. Borowej w Powsinie, jadac od Konstancina ZA ogrodem bot. raz tam stalam czekajac na taskowke i morwy mnie pacaly po glowie. poniewaz wyznaje zasade 5 sekund, to co spadlo to szybko podnioslam i zjadlam....
UsuńA wiecie, że ja nigdy morwy nie jadłam?
UsuńA u mnie wyrosły- ptaszki posadziły :)! Nie wiem, czy czarne, czy biale, ale sadzonki mogę Wam wysłać! :) BDB
UsuńMika żałuj, pyszne są. Mój dziadzio mówił na nie - mordy:))
UsuńA czarne brudzą jak czort, nie spierzesz niczym.
Dobranoc Kury, nie daję rady już:(
OdpowiedzUsuńdobranoc :)
UsuńI moje też. I rozkleiłam się...
OdpowiedzUsuńPrzemijanie,nieuchronność tego,co nas czeka.I pamięć o tych,którzy odeszli.Przejmujący tekst.Czy ktoś tak pięknie o nas wspomni...?
UsuńA teraz to cały czas za mą chodzi " Ocalić od zapomnienia",więc czytam znowu i słucham.
miało być - za mną ;)
UsuńDobranoc, nie rozklejajcie się, tylko śpijcie dobrze. Słodkich snów. Ja też już zmykam.
OdpowiedzUsuńTo i ja zamykam nokturnik. I niech wam się kraj dzieciństwa przyśni...
OdpowiedzUsuńOjej, to już prawie pierwsza godzina, to ja też na grzędę sypialnianą się wdrapuje. Branoc Kurki.
OdpowiedzUsuńJako Koguta pierszam i kuuuukkkkuryyykuuuu!!!! Jak ogarne podwórko to szystko przeczytam bo tam widze że jakieś podchody przespałam.......
OdpowiedzUsuńBarbara
Przeczytałam, kocham takie opowieści, a domku strasznie szkoda, i tych ludzi szkoda...
OdpowiedzUsuńDzięki Kalinko, bardzo się cieszę, że przeczytałaś:))
UsuńWzruszajaca opowieść, Miko. Ci ludzie odeszli, przemineli jakby ich nigdy nie było. Żyją tylko w Twojej pamięci i w tej opowieści. Dobrze, że ją spisałaś, że ocaliłaś kawałek czyjegos istnienia!***
OdpowiedzUsuńOlu, niedawno byłam w miejscu, gdzie był mój dom rodzinny. Teraz go już nie ma. A ja tam stałam, i widziałam dzieci biegające po podwórku, sąsiadów na ławeczce, gwar, śmiechy, rozmowy, najpiękniejszy w dzielnicy ogród mojej mamy. I po chwili uzmysłowiłam sobie, że tych ludzi, dzieci, życia, jakby tam nigdy nie było. Że teraz to teren bardzo atrakcyjny dla deweloperów, bo ścisłe centrum. Tylko teren który należy zabudować jak największą ilością mieszkań, bo ma to przynosić konkretny dochód.
UsuńOlgo, jakoś mi się tak wydało, że jak nie napiszę to już nikt nigdy o nich nie wspomni i nie będzie pamiętał. Chciałam jakoś ich uchronić przed niebytem... I bardzo, bardzo się cieszę, że tyle z was to przeczytało i ich poznało:)))
UsuńMy tez sie cieszymy, bo od takich opowiesci sie cieplo w duszy robi...
UsuńTrysta! Doleciauaś? Matkę ziemię ucauowauaś?
Usuńdokladnie, a potem zezarlam rypke z frytkami oraz piure z groszku. a potem zasnela. zaraz ide spac jak czlowiek. Aaa - i tu jest chlodno...kaloryfery ie zalaczyly - spadlo w domu do ponizej 17.5!
UsuńDzień dobry. Melduję się i zmykam bo zaspałam. W nocy burza była, teraz ciepło (20) i słonecznie.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Kurki.
Dzień dobry :) Doczytałam resztę komentarzy. Miałam lalkę - śliczną Murzynkę, ale ktoś mi ją ukradł :( Pewnie jakaś "koleżanka", która przyszła się pobawić. Ale kiedy to było .... tego domu już dawno nie ma, została tylko stara akacja i murek od płotu, a na miejscu domu jest parking.
OdpowiedzUsuńRodziciel mój pojechał kiedyś na wycieczkę do ZSRR i tam kupił mi wypasioną lalkę - Marusię, w takim żołnierskim, czy pionierskim bardziej może, mundurku, czapkę też miała z gwiazdą. Zamykała oczy i mówiła mama :) Duża była. Wózek też miałam....
A na śmierć drzew nie mogę patrzeć i wkurza mnie to, że NIC nie jestem w stanie zrobić. Głupie, bezmyślne ludziki, kiedyś się uduszą w tych betonach i żadne tuje im nie pomogą.
No właśnie, parkingi, deweloperka, beton, beton, tuje , tuje... "Pamiętajcie o ogrodach..."
UsuńJa też dostałam od taty na Mikołaja lalkę Nataszę a Mama przerobiła ją na krakowiankę:)))
No właśnie Miko, Kofta tak prosto to ujął - " w żar epoki nie użyczy wam chłodu, żaden schron, żaden beton...."
UsuńDziękuję Ci za to wspomnienie, bo poruszyło te moje, znowu w bieganiu codzienności odłożone w kurz, na inną półkę........a tyle razy mówiłam sobie, że muszą to spisać, bo jak już i mnie nie będzie to kto będzie wiedział, że byli, że było i że było pięknie.....
Barbara
Barbara pisz!!! Póki jeszcze ci się chce , bo tak wszystko przepadnie w niepamięci. W tej codziennej bieganinie żyjemy bieżącą chwilą, a przecież przeszłość to też część nas...
UsuńMasz talent do bajdurzenia i chciałbym przeczytać Twoją książkę, o ludziach, o domach, o zwierzętach z Twoich stron. Pomyśl o tym... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAnko, tak sobie tylko bajdurzę i wspominam... Gdzie mi tam do książki... Ale bardzo ci dziękuję za ciepłe słowa i za to, że moja pisanina sprawia ci przyjemność:)) Pozdrawiam serdecznie
UsuńCześć Kury! U nas piękny dzień nastał, słoneczny i ciepły. Osy jak latały do ula w postaci naszego domu, tak latają. Pszczelarz nic nie pomógł. Może trzeba poszukać osiarza.
OdpowiedzUsuńJak ciengiem smażysz te śliwki, to coś myślała.....ja zebrałam tylko połowe gruszek i śliwek, to żrejo tą reszte i do domu sie nie pchajo. Chytrym nie trza być ;)
UsuńBarbara
Miko, historia tego domu nie odeszła, dopóki Ty masz ją w pamięci.
OdpowiedzUsuńOby szczęście miały zdziczałe bzy, jaśminy i jesiony...
Ściskam czule ;)
Odściskuję, Inkwi. Chciałam właśnie jakoś ocalić tą historię i pokazać, że zwykli, szarzy ludzie też na nią zasługują.
UsuńPiękna opowieść i pięknie napisana. Wzruszyłam się i ja, i przypomniał mi się od razu dom, w którym mieszkałam jako dziecko. to była jakaś stara służbówka czy dozorcówka - jeden pokój, malutka kuchnia i ciemna sień służąca za przedpokój i za spiżarnię. W tym jednym pokoju mieszkało nas sześcioro: dziadkowie (rodzice mamy), rodzice, moja siostra i ja. Pokój był nawet duży, ale miejsca było mało, bo przecież łóżka (do czasu wyprowadzki jedna z nas spała w dziecinnym łóżeczku, a druga na amerykance, na zmianę), stół, a w zasadzie trzy stoły - jeden na którym jedliśmy i który był miejscem pracy dziadka (dziadek retuszował zdjęcia, to taki dawny fotoszop), drugi sześciokątny na jednej nodze, już nie pamiętam do czego, ale stały na nim różne rzeczy i trzeci, składany, przymocowany do ściany pod oknem, który służył nam do odrabiania lekcji. Zawsze było czysto; wypastowane podłogi, świeże firanki, obrus na stole... Między innymi dlatego rodzice długo nie dostawali przydziału na mieszkanie - przychodziła komisja i stwierdzała, że "tu są całkiem dobre warunki". Tego domu też już nie ma - pokazywałam dzieciom, gdzie stał, wtedy były tam jeszcze schodki prowadzące do sieni, ale niedawno byłyśmy tam z córką - nie ma już i schodków. O dziwo, zostały stare drzewa - orzech włoski i wiśnia... I jeszcze na łóżkach siedziały lalki, takie plastikowe, w typie tej murzynki; było ich chyba z siedem i babcia szyła im sukienki. Miały fajne imiona - Michalina, Karolina, Dorota, nie pamiętam więcej... Jeśli chciałyśmy się nimi bawić, musiałyśmy prosić o pozwolenie; Dorotę kiedyś posadziłyśmy przy piecu i od tej pory miała z tyłu spłaszczoną głowę... ale przetrwała najdłużej ze wszystkich lalek, już moje dzieci były chyba na świecie... a na pewno córka siostry.
OdpowiedzUsuńA i jeszcze była Balbina :)
UsuńTen dom czasem mi się śni; że przychodzę tam, dziwię się, że stoi, bo przecież już go nie było, i że to taka ruina. I zawsze w takim śnie, kiedy wchodzę do środka, spotykam kogoś, kogo już nie ma...
To ciekawe z tymi snami, bo mnie się też czasem śni, że jestem w tym naszym starym domu, mam świadomość, że już tam nie mieszkamy i zdziwienie, że on stoi, bo w realu go już dawno nie ma.
UsuńNinko, dziękuję za twoje wspomnienia:)) Dawniej ludzie żyli naprawdę w ciężkich warunkach ale starali się jakoś stworzyć choć trochę piękna wokół siebie. No i niestety okazywało się, że "właściwie mieszkają w niezłych warunkach"... Biedna Dorota ze spłaszczoną główką:))
UsuńDziewczyny, to niesamowite, co piszecie o tych snach... To tak jakby dusze tych domów przypominają wam, że kiedyś były i żeby o nich nie zapominać...
Ninka, jak to bylo, ze tyle ludzi na kupie mieszkalo i ...jakos sie zylo , traumy przez to nie masz...a teraz? to by bylo...
Usuńto sa wspomnienia, co to mozna sluchac/czytac bez konca.
Ziemia w mojej okolicy należała do Hansa Klossa.
OdpowiedzUsuńChyba do Brunera (tej świni...)... ;)
UsuńBarbara
ja na poważnie
UsuńTo przepraszam i wykreślam.
UsuńBarbara
Barbara,niby za co przepraszasz?
UsuńBrunera też lubię,może nawet bardziej ;)
Przynajmniej nie był farbowanym lisem, co nie ;)? i typ urody bardziej w moim guście.......
UsuńBarbara
Emil Karewicz bardzo ładnie się spatynował.
UsuńRucianka, ale że co, naprawdę ktoś się tak nazywał???
UsuńPodobno przed II wojną mieszkała tu rodzina o tym nazwisku i między innymi Hans.
UsuńPowiedział to nam człowiek który pochodzi stąd z dziada pradziada.
Ale numer! Takich co z dziada pradziada też coraz mniej...
UsuńSzukałam czegoś na ten temat w Necie.
UsuńNie znalazłam.Na hasło Kloss-wiadomo co się ukazywało a na Klos,wyświetlało Kłos.
Piękna opowieść:) Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńDzięki Arte, że jesteś!
UsuńPrzeżycie straszne taki pożar. Pięknie opowiedziałaś o tych, którzy odeszli. Mikuś, to chyba o tym domku mi opowiadałaś, jak u mnie się paliło.
OdpowiedzUsuńZgadza się Ewuś, o tym.
UsuńHistoria tamtego Zakopanego, ladnie opisalas, i tak przetrwa w pamieci. Oby pozostaly przynajmniej jasminy, bzy i jesiony..popros nowych wlascicieli by uszanowali w ten sposob to miejsce...moze posluchaja.
OdpowiedzUsuńJak tam halny, podobno duje!
Mam nadzieję, że zostaną te drzewa, a rozmawiać to by trzeba z deweloperem niestety...
UsuńHalny wieje mocno, trzeci dzień karetki jeżdżą jak opętane i nocami leje. Ale w dzień jest OK.
Rozmawiałam kiedyś z developerem.
UsuńNie ma już drzew które przez lata podlewałam. Ptaków też w związku z tym dużo mniej.
Ścinali wiosną,kiedy już lęgi były,myślałam że mi serce pęknie.Developer jest ważniejszy niż starzy mieszkańcy.
Od nas kasa tylko raz w roku,chyba że katastralny wprowadzą.Wtedy będzie dużo wolnych domów .
Próbuj ,jeżeli są stare,to do Urzędu Miasta idź.
Te jesiony to chyba bardzo stare, dewelopera trochę znam, choć nie wiem, czy mnie pamięta. Ale na razie zupełnie nic się tu nie dzieje, podejrzewam , że pewnie w przyszłym roku coś zaczną.
UsuńDeveloper wycinkę sobie załatwi i tak. Niestety.
UsuńBDB, jeśli zajrzysz, napisz do mnie maila z czymkolwiek, np. z "a kuku", dobrze? Na 3babyzwozu@gmail.com
OdpowiedzUsuńMiko, piękna historia ze smutnym zakończeniem, ale nie moze być inaczej... Wszystko wciąż wokół nas się zmienia, czy tego chcemy czy nie. Tylko w sercach i pamięci zostają drogie dla nas wspomnienia.
OdpowiedzUsuńI ja przeżyłam pożar. To trauma na całe życie.
Wiem, tylko to przemijanie jakoś człowieka melancholijnie nastraja.
Usuńto przez te jesien cholerna!
UsuńAle Cię wzienło Mika!
Usuńja odpędzam sentymenty cobym nie zgupła.
UsuńDobry wieczór Kurnikowi.
OdpowiedzUsuńDziecię niedawno zabrali rodzice, zmęczona trochę jestem, bo nie jestem przystosowana do życia w saunie i oddychania parą wodną. Okropnie duszno.
Ewa2, znów upał? U nas bardzo przyjemny wieczór!
OdpowiedzUsuńByło 30 około szesnastej, trochę chmur, potem więcej i lepkie, ciężkie powietrze. Jutro też tak ma być.
UsuńEwa, to wszystko przez ten nasz halny, chyba w piątek ma się coś pozmieniać.
UsuńOby, bo ciężko to znoszę. Na starość mi się pozmieniało, kiedyś mi upał nie przeszkadzał, chociaż parówy nigdy nie lubiłam.
UsuńWiecie co........jest ciepły, pochmurny, wrześniowy wieczór, pachnie jeszcze trochę latem a trochę już jesienią......siedzę sobie na werandzie, w ciemności, koty szaleją łapiąc myszy......i czuję , że ".... z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami jest to ciągle piękny świat....." Cieszę, że trafiłam na Wasz blog :)
OdpowiedzUsuńBarbara
Baśko Koguto, my też się cieszymy, że do nas dołączyłaś. Najfajniejsze jest to, że nawet gdyby Kurnik zniknął z jakiegoś powodu, nasze znajomości przetrwają - jestem o tym przekonana.
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc, jak nas znalazłaś?
Przypadek nami rządzi......szukając wiedzy ogrodniczej (co jej nie mam i mój ogród to droga przez mękę prób i błędów z przewagą tych ostatnich ..) także w internecie, trafiłam na blogi ogrodnicze i ze zwykłej ciekawości zaczęłam wchodzić po linkach do odwiedzanych, poczytując co to ludzie robią i o czym to piszą. Tak wpadłam na Twoje Hano obrazki i resztę już wiesz i wuala - oto jestem zakurzona ;))
OdpowiedzUsuńBarbara
Barbara, przypadków nie ma i już! Tak być miało i tak się stało. I to trafiłaś wtedy gdy byłaś bardzo potrzebna...
UsuńCieszę się bardzo i ja:))))
Ech, Baśko, renka opaczności:)
OdpowiedzUsuńNo chiba ..... ;))
UsuńBarbara
cześć,jest tu kto?
OdpowiedzUsuńJes, a co masz?
OdpowiedzUsuńhehe,dobre słowo na czwartek
Usuńi bałagan w chałupie
Usuńwidzę że oferta niezbyt kusząca
Usuńeee, bagauan to ja sama moge z try miga wykonac, ae dobre slowo na czwartek to dlaczego nie :)))
Usuńjuż dotarłaś do celu ?
UsuńBałagan robi się sam. Jestem z doskoku, coś dzisiaj pustawo.
OdpowiedzUsuńSąśmy, sąśmy. Bałagan to nie dość, że się robi sam to jeszcze pączkuje.
UsuńNie no, atrakcyjna, bardzo! Możemy się wymienić. Ja tez mam bałagan w chałupie, może mamy go nie w tych samych miejscach?
OdpowiedzUsuńno i składniki bałaganu mogą być różne
UsuńI to jest pociągające! Np. ja mam bajzel w szafie, Ty na biurku - zamieniamy się i... siurprajz!!!
OdpowiedzUsuńMam okropną cechę,nie lubię nic robić z grubsza.
UsuńZamiast ogarnąć żeby było jako tako to ja chcę wszystko na raz i do tego w kant.
Oczywiście wiadomo jak to się kończy.
Dobre słowo mi się przyda, rano muszę nadrobić, co dzisiaj sobie odpuściłam.
OdpowiedzUsuńEwa,masz odpuszczone i na czwartek.
UsuńPomyśl sobie że nic nie musisz ale możesz.
Jak tylko będziesz chciała ,to zatyrasz się że hoho . ;)
Mówisz, masz! DOBRE SŁOWO, leć do Ewy2, niech się jej piękny dzień jutro poukłada! I niech nie będzie duszno!
UsuńWkładasz rękę do szafy i znajdujesz tam (wprawdzie z trudem) budzącą lubieżny dreszcz bieliznę.
OdpowiedzUsuńA czyją , czyją ;) ?
UsuńBarbara
Jak to czyją? Mojom!!! Myślicie, że co? Jak PrezesKura, to barchany???
UsuńTo do Rucianki! O szafie z bieliznom!
OdpowiedzUsuńZa chwilę będę namacywać barchanowe ciepłe gacie ( z powodu dreszczy jesiennych)
Usuńa co? jesienne nie mogo być lubieżne?
UsuńJa też mam bałagan, bo po weselu siostrzeńca (w Dolsku- Hana , to chyba blisko Ciebie?) nie mogę zastartować ! :) A jutro zapowiedziała się koleżanka, i nie wiem, czy to wizyta będzie, czy wizytacja :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę? W Dolsku? To 30km może. To Ty, Baśko?
UsuńTo nie ja ;) to nowa mama Belli ;)
UsuńBarbara
Oessu Hana naprawdę????!!!
OdpowiedzUsuńBacha, ale co naprawdę? Ale się naplątało!
UsuńTo pisałam ja -BDB :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie,chciałam namówić Ciebie i Kogutę na zarejestrowanie się na blogerze.
UsuńTo proste i będzie łatwiej.
BDB - to Ty o Dolsku?
UsuńCo łatwiej? Komu łatwiej?
UsuńBarbara
Łatwiej będzie Wam pisać komentarze ,bo podpis sam będzie się automatycznie pojawiał.
UsuńNam łatwiej będzie rozpoznać.
Lubieżne barchanowe, tego jeszcze nie było jak Kurnik Kurnikiem.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej.
UsuńBarchan najseksowniej wygląda na każdej Kurze.
Jeżu, kto jest kim???
OdpowiedzUsuńmoże to zupełnie kto inny
Usuń