czwartek, 30 czerwca 2016

Poddaję się presji!

W odpowiedzi na liczne prośby i pod ich straszliwą presją umieszczam pierdylion zdjęć dla odmiany - z gumna. Część z Was już je widziała na skutek samowolki Ognio, który powiesił je na fb. bez konsultacji. W tej sytuacji te z Was, które rozbuchane czerwcowo gumno już widziały, mogą je oglądać szybciej:)
Jest ciepło i popaduje deszcz, więc roślinki oszalały. Jutro jadę na kilka dni do Mamy, a kiedy wrócę, będę przebijać się maczetą chyba.
Z deszczu się cieszę, z powodu nawałnicy padło "tylko" pół czereśni, ale powodów do radości nie ma Kinga Lawendowa. Ulewa zniszczyła jej 2/3 lawendy w rozkwicie, a wichura kompletnie zdemolowała duży, "profesjonalny" namiot, który miał służyć różnym celom, przede wszystkim miały się tam odbywać letnie warsztaty. Dzisiaj Kinga z ekipą zaprzyjaznionych wolontariuszek ścina zniszczoną lawendę, aby mogła zakwitnąć jeszcze raz. O ile pogoda się ustabilizuje. Od rana kapie deszcz, mam nadzieję, że Dziewczyny mimo to dadzą radę. Na taką pracę kręgosłup mi nie pozwala, więc chociaż ugotowałam im pyszną zupkę.
U Mamy dostęp do internetu będę miała, chociaż pewności nie mam. Ale gdaczcie sobie do woli - specjalnie nie jestem Wam do tego potrzebna, hrehre! Dobrze Wam idzie!

Od strony niebieskiej furtki i niebiesko-białej szczynki (listkowy był zachwycony, co wyraził soczystym przymiotnikiem "zaj...a") oraz zrobił zdjęcie:




Tak w ogóle, tu i tam:







Za radą Magdy z Plewisk puściłam tunbergię na iglaki. Wygląda na to, że jej się spodobało (tunbergii):


Firletka, która wzięła się nie wiadomo skąd:




Mojej lawendy deszcz nie zniszczył...


Jest i łąka oraz arboretum. 8 lat temu nie było tam nic, ani jednego drzewka:


Sama z trudem wierzę w to, co widzę. Przez jakieś pięć lat wyglądało to bardzo mizernie. Aż nagle, wtem! Jakieś trzy lata temu rośliny "zaskoczyły" i odtąd trwa ich triumfalny pochód. Chwilo, trwaj!

Na zakończenie i dobry humor:

Co za upojna woń!





Niebieskie szkło w odwrotnej roli

Teraz idę moczyć pazureiry, bo nie wpuszczą mnie za rogatki miasta.
To zapitalamy:



Suplement: gumno BDB i Bella!






BDB, nie zrzuciło mi wszystkich zdjęć! Ale najważniejsze są! Bellunia, mon amour!

wtorek, 28 czerwca 2016

Pytania o szczęście oraz dwa liliowce

Post Miki o szczęściu absolutnie się nie wyczerpał, za to wyczerpała się moja cierpliwość do bloggera. Nie wpuszcza mnie! Mnie!!! W tej sytuacji ze starą treścią przenosimy się na nowy wybieg.
Od siebie dodam, że od rana chodzę w euforii na widok liliowców od Elżbiety J. (Elu, gdzie jesteś???). Nie mogę się od nich oderwać - takie są piękne. Normalnie zapiera mi dech. Rozkwitły jakoś tak ścichapęk, rankiem. Wieczorem jeszcze były zupełnie zamknięte. Wychodzę rano, a tam... Pokażę Wam tylko dwa zdjęcia, aby nie nie zaciemniać postu Miki. Resztę pokażę Wam w następnym wpisie. I w ogóle. Rośliny na gumnie się rozszalały - był deszcz, było (i jest) ciepło - po prostu dżungla!
Zdjęcie liliowców na końcu. Te zakwitły jako pierwsze.
Mika, nie opanowałam dotąd wklejania filmów. Wybacz i wklej nazad, dobrze?
Acha, mam wieści od Kalipso. Pojechała Dziewczyna na wycieczkę do Berlina. A co!

*

"Pytania o szczęście" to tytuł filmu dokumentalnego , nakręconego przez Roko Belica. W oryginale film nosi tytuł "Happy". Reżyser zadaje ludziom na całym świecie pytania na temat szczęścia. Czym ono jest, kiedy czujemy się szczęśliwi, co nas uszczęśliwia... Zadaje te pytania ludziom na całym świecie, naukowcom,  ubogiemu rikszarzowi, kobiecie o twarzy niegdyś pięknej, a zniszczonej przez ciężki wypadek, ludziom z pierwotnych plemion...  To fascynujące, jak wiele jest dróg do szczęścia, a jednocześnie, jak wiele jest punktów, w których te drogi się przecinają, a nawet stają się węzłami komunikacyjnymi. Te punkty przecięcia tworzą coś w rodzaju osi, wokół której buduje się indywidualne szczęście. Tą osią są przyjazne wspólnoty, w których żyjemy. Taką wspólnotą  może być rodzina, sąsiedzi, przyjaciele, krąg współpracowników...
 Z wypowiedzi ludzi w filmie wynika, że szczęście jest prawdziwe, gdy jest dzielone z innymi. Nie żyjemy szczęśliwie i  samotnie w złotej klatce, przesypując złoto i kosztowności ze skrzyni do kufra. Ale można być szczęśliwym, żyjąc w slumsach, jak rikszarz, dla którego szczęściem jest , gdy po dniu ciężkiej pracy spotyka się z żoną i dzieckiem i może je wziąć na ręce , pobawić się z nim. Jego szczęściem są też dobrzy sąsiedzi ze slumsów, z którymi się przyjaźni i żyje spokojnie i radośnie. 
Czasami nieszczęście prowadzi do szczęścia, te drogi bywają bardzo pokrętne. Piękna kobieta, mająca męża i syna, ulega koszmarnemu wypadkowi, którego skutkiem jest deformacja jej pięknej twarzy. Mąż nie może tego znieść i opuszcza ją. Ale wtedy pojawia się inny człowiek, który potrafi z nią rozmawiać o tym nieszczęściu, potrafi ją wesprzeć, zaakceptować taką, jaka jest. I to on zostaje jej drugim mężem, przynosząc jej nowe szczęście. 
Zafascynowała mnie opowieść grupy starszych kobiet, chyba z jednej z wysp karaibskich, chociaż nie zarejestrowałam dokładnie. Opowiadały o zwyczaju grzebania ich zmarłych po kremacji. Otóż nie ma tam indywidualnych grobów, prochy wsypuje się do wspólnego dołu , gdzie leży już wiele warstw prochów poprzednich pokoleń... Pomyślałam , że to piękne, że po śmierci dołączamy do poprzednich generacji, tworząc glebę dla tych co po nas... Taka wspólnota śmierci. Ale i życia, bo te kobiety opowiadały też o wspieraniu się wzajemnym i dzieleniu radością.


Dużo dał mi ten film do myślenia. Na co dzień przecież nie zastanawiamy się nad odpowiedziami na tak fundamentalne pytania, jak to, czy jesteśmy szczęśliwi. Szczęśliwi mimo chorób, przeciwności losu, codziennych zmartwień. Często te właśnie sprawy przesłaniają nam samą istotę poczucia szczęśliwości... Stanowią zasłonę, nie pozwalającą nam dojrzeć tego najważniejszego. A gdy się ją odsłoni, wszystko nabiera innego wymiaru, innej perspektywy, utracone proporcje zostają przywrócone, spojrzenie wyostrzone. Wydaje mi się, że ten film pomógł  mi usunąć tą zasłonę i ujrzeć sprawy takimi jakie są. Ujrzeć siebie na przecięciu trzech okręgów, będących wyobrażeniami wspólnot w jakich żyję: mojej dość rozległej rodziny, kręgu przyjaciół i życzliwych, pomocnych osób oraz ... Kurnika:)) Tak właśnie, Kurnik jest jedną z trzech przyjaznych wspólnot, w których żyję i funkcjonuję, otrzymując ciepło i wsparcie. W miarę poznawania się w rzeczywistości, krąg Kurnika przenika do do drugiego kręgu, przyjaciół i osób życzliwych. Za moją przyczyną poznają się też osoby z wszystkich trzech kręgów, wszystko zaczyna rozrastać się i pączkować, jak kręgi na kałuży, gdy wrzucimy do niej kamień... I to my jesteśmy tym kamieniem  , siłą sprawczą nowych, dobrych kontaktów międzyludzkich. Jakkolwiek górnolotnie by to brzmiało, tak właśnie jest:))

Film "Happy" można obejrzeć na YT w wersji angielskiej.



I liliowiec:

fot. Ognio

fot. Ognio

poniedziałek, 27 czerwca 2016

PYTANIA O SZCZĘŚCIE

To tytuł filmu dokumentalnego , nakręconego przez Roko Belica. W oryginale film nosi tytuł "Happy". Reżyser zadaje ludziom na całym świecie pytania na temat szczęścia. Czym ono jest, kiedy czujemy się szczęśliwi, co nas uszczęśliwia... Zadaje te pytania ludziom na całym świecie, naukowcom,  ubogiemu rikszarzowi, kobiecie o twarzy niegdyś pięknej, a zniszczonej przez ciężki wypadek, ludziom z pierwotnych plemion...  To fascynujące, jak wiele jest dróg do szczęścia, a jednocześnie, jak wiele jest punktów, w których te drogi się przecinają, a nawet stają się węzłami komunikacyjnymi. Te punkty przecięcia tworzą coś w rodzaju osi, wokół której buduje się indywidualne szczęście. Tą osią są przyjazne wspólnoty, w których żyjemy. Taką wspólnotą  może być rodzina, sąsiedzi, przyjaciele, krąg współpracowników...
 Z wypowiedzi ludzi w filmie wynika, że szczęście jest prawdziwe, gdy jest dzielone z innymi. Nie żyjemy szczęśliwie i  samotnie w złotej klatce, przesypując złoto i kosztowności ze skrzyni do kufra. Ale można być szczęśliwym, żyjąc w slumsach, jak rikszarz, dla którego szczęściem jest , gdy po dniu ciężkiej pracy spotyka się z żoną i dzieckiem i może je wziąć na ręce , pobawić się z nim. Jego szczęściem są też dobrzy sąsiedzi ze slumsów, z którymi się przyjaźni i żyje spokojnie i radośnie. 
Czasami nieszczęście prowadzi do szczęścia, te drogi bywają bardzo pokrętne. Piękna kobieta, mająca męża i syna, ulega koszmarnemu wypadkowi, którego skutkiem jest deformacja jej pięknej twarzy. Mąż nie może tego znieść i opuszcza ją. Ale wtedy pojawia się inny człowiek, który potrafi z nią rozmawiać o tym nieszczęściu, potrafi ją wesprzeć, zaakceptować taką, jaka jest. I to on zostaje jej drugim mężem, przynosząc jej nowe szczęście. 
Zafascynowała mnie opowieść grupy starszych kobiet, chyba z jednej z wysp karaibskich, chociaż nie zarejestrowałam dokładnie. Opowiadały o zwyczaju grzebania ich zmarłych po kremacji. Otóż nie ma tam indywidualnych grobów, prochy wsypuje się do wspólnego dołu , gdzie leży już wiele warstw prochów poprzednich pokoleń... Pomyślałam , że to piękne, że po śmierci dołączamy do poprzednich generacji, tworząc glebę dla tych co po nas... Taka wspólnota śmierci. Ale i życia, bo te kobiety opowiadały też o wspieraniu się wzajemnym i dzieleniu radością. 


Dużo dał mi ten film do myślenia. Na co dzień przecież nie zastanawiamy się nad odpowiedziami na tak fundamentalne pytania, jak to, czy jesteśmy szczęśliwi. Szczęśliwi mimo chorób, przeciwności losu, codziennych zmartwień. Często te właśnie sprawy przesłaniają nam samą istotę poczucia szczęśliwości... Stanowią zasłonę, nie pozwalającą nam dojrzeć tego najważniejszego. A gdy się ją odsłoni, wszystko nabiera innego wymiaru, innej perspektywy, utracone proporcje zostają przywrócone, spojrzenie wyostrzone. Wydaje mi się, że ten film pomógł  mi usunąć tą zasłonę i ujrzeć sprawy takimi jakie są. Ujrzeć siebie na przecięciu trzech okręgów, będących wyobrażeniami wspólnot w jakich żyję: mojej dość rozległej rodziny, kręgu przyjaciół i życzliwych, pomocnych osób oraz ... Kurnika:)) Tak właśnie, Kurnik jest jedną z trzech przyjaznych wspólnot, w których żyję i funkcjonuję, otrzymując ciepło i wsparcie. W miarę poznawania się w rzeczywistości, krąg Kurnika przenika do do drugiego kręgu, przyjaciół i osób życzliwych. Za moją przyczyną poznają się też osoby z wszystkich trzech kręgów, wszystko zaczyna rozrastać się i pączkować, jak kręgi na kałuży, gdy wrzucimy do niej kamień... I to my jesteśmy tym kamieniem  , siłą sprawczą nowych, dobrych kontaktów międzyludzkich. Jakkolwiek górnolotnie by to brzmiało, tak właśnie jest:))

Film "Happy" można obejrzeć na YT w wersji angielskiej :



A więc: DON'T WORRY, BE HAPPY!!!



sobota, 25 czerwca 2016

Uwaga! Drastyczne sceny!!!

Myron

Spencer
Opakowana ubuagaua mnie o dodatkowe miejsce dla Krasnali. Wybieg się zapchał, to ja chętnie, nawet bardzo chętnie spełniam takie życzenia. Święty Mikołaj ze mnie, a co!
Za treść i obraz nie biorę odpowiedzialności, ale od okrzyku grozy: omatkozcórkojacieżflorek nie mogę i nie chcę się powstrzymać. Nie wiem doprawdy jak się zachować i gdzie to zgłosić. Macie jakiś pomysł?

Nie wiem też, co ręka Ewy2 ma do Krasnali, ale chyba maczała w tym palce...

Dla złagodzenia wymowy drastycznych scen Błyskotek Rabarbary zmożony upałem i ciężką pracą w ogrodzie:


piątek, 24 czerwca 2016

Opakowana chwilowo nie w podróży

Słyszę często narzekania, że za Opakowaną nie można nadążyć. Otóż dementuję te niecne pogłoski. Na jakieś trzy tygodnie mamy jasność:)))
H.

To mówię ja - Opakowana. Zgłaszam się do gościnnych występów w Kurniku. Powody są dwa:
Numero uno - jak Marija była u nasz, porobiła zdjęcia i było jeszcze dość łyso, więc tu są zdjęcia gumna w daczy sprzed ok 10-15 dni. Najbardziej mi żal poziomek, bo codziennie były gotowe, a tu mi jeszcze nie dojrzały, poza tym przetrzebiłam wszędobylskie wąsy.


Są też zdjęcia wierzb na nodze przed wizyta fryzjera i po. Nieco nam wyłysiały z zadniej strony i nikt nie wie dlaczego.



Trawnik ci u nasz ma być angielski, z wiadomych powodów, jest pielęgnowany, ale w sumie ciągle coś nie tak. Podejrzewamy niewłaściwą trawę. Może trzeba było przywiezć stąd nasienie...no nic, jest nawożony i cięty. Brzegi mogłyby być bardziej wyraziste, ale w sumie inaczej nie będzie, a w krokieta bądz bule DA się grać, będzie też wystarczająco dobry (mam nadzieję...) dla Krasnali.

 *
Za to gumienko tutejsze, zadnie, pokazuję w całej krasie, są 3 strony świata pokazane, ale nie czwarta, bo czwarta to ściana moja kuchenna z wielgim, paronamicznym oknem przez które podglądamy ptaszki.
Na jednym miejscu widać też suszące się portki sąsiadki na JEJ gumnie - podkreślam to, żeby pokazać ogrom gumien.






Więc na ścianie z oknem (i drzwiami, też szklannymi) stoi kilka doniczek z rzeczami, co nie mają nic przeciwko cieniowi, bo tam stale jest on oraz stoi wór na chwasty. Prawie pełny oraz jakiś pustostan, to co będę pokazywać. Drzwi do szopki są stale otwarte, bo się nie chcą zamknąć, w lecie wolę otwarte, bo drzewienne krzesła się wysuszą. Ostatnio gouomp tam zaglądał i zaglądał. Może chciał jednakowoż uwić gniazdko w luksusowym miejscu - na oponach samochodowych, które już się nigdzie nie chciały zmieścić...

Widać małe naczynko białe na wodę dla ptaszków. Mogę nie podlać kwiatków, ale na pewno podleję ptaszki...oraz myszkę, bo gdziejsik mieszka w gąszczu i czasem wyłazi po prowiant i wodę.

Całość mojego gumna to ok 12 - 13 metrów kwadratowych, z których większość to taras/patio.

Ten wściekły bluszcz co wszystko obrasta jest tępiony przez sąsiadów po obu stronach, jak również chyba zadusił tuje. Stoją chyba dlatego, że są zamocowane bluszczem. Obrasta on dokładnie szopkę oraz ścianę - mur chiński. Rośnie od 28 lat. Przez pierwsze dwa występował jako mały patyk wsadzony w ziemię obok szopki. Chyba ze dwa trzy listki miał i tam stał. Stał, bo wyraznie NIE rósł, a potem JAK się rozszalał, to ho ho. Jest stale przycinany żeby był płasko wedle muru. W ten sposób mamy uformowane bardzo ciekawe i wygodne lokumy dla ptaszków. Z których korzystają.
Dodam, że za murem chińskim mamy niewielki mal (jako żywo, nie wiem, co to jest mal. Przyp.Hana), trawę i trochę drzew różnych, co się ptaszkom podoba.

*

A na koniec zostawiam cacuszko. Otóż tuż przed wyjazdem udało mi się skusić kogoś do nas na pogadanie wieczorową porą. Szkoda, że tylko wieczorową porą i szkoda, że na tak krótko. Powinnam była osobę wywiezć do metra Kabaty i nie mogę sobie darować, bo biedna KURA jechała okrutnie długo do domu. Będę musiała się poprawić.
Która to była Kura to chyba będzie łatwo zgadnąć po wyrobie jubilersko- artystycznym, który dostałam od rzeczonej Kury.



Jadąc do nasz ostrzegała mnie, że może mi się nie spodobać. Czy mogę powiedzieć publicznie - CZY ONA NA GŁOWĘ UPADŁA? Jak takie cacuszko może się nie podobać? A kolorami trafiła tak, że mnie
wewnętrznie zatchnęło. Te Kury, co mnie znają chyba się zgodzą, co nie?
Wisiorek już przykuł parę par oczu. Na mojej ceramice dwie nowe dziewczyny raz koło razu się gapiły nań. Aż zagadały - jedna była zachwycona kształtem oraz oprawą, czyli spiralowata stalą chirurgiczną (zgadza się?) w DWÓCH kolorach, że pasuje do kamienia jak raz. Sama kobiecina miała na szyi zbieg
okoliczności, bo miała kawał srebra w tym samym kształcie co mój wisior, tylko pusty w środku - po prostu srebro jako gruby drut uplaskany. Ładne ale moje ładniejsze ;))
Druga miała na szyi w sumie dość podobne, też srebrne i wyciągnięte wzdłuż, ale nie pamiętam detali. Ona mnie zaczepiła, że kolor kamienia jest niesamowity i się komponuje z oczętami memi. No!
Mogę to dostać na piśmie jakby kto chciał, hrehrehre.
Jakbym zdążyła, bo kursa ceramiczne się już kończą wakacyjnie a ja mam nie po drodze na parę zajęć...no bo zaraz wracamy do daczy, znaczy za 3 tygodnie.

Kto pierwszy zgadnie od kogo dostałam to cudo nic nie wygra, tylko może się ponapawać :P

No to idę pić komput rumbarbarowo - truskawkowy czego Wam wszystkim życzę ja, Wasza Opakowana.

wtorek, 21 czerwca 2016

A ja znów nie o meczu!

Żyję, żyję i mam nadzieję trochę jeszcze pociagnąć. Dziękuję za troskę i rady, kuruję się szałwią, lipą, mniszkiem, pędami sosny, solą emską. Byłam dzisiaj u lekarza, który stwierdził zapalenie krtani. Jeśli do jutra się nie poprawi, mus włączyć antybiotyk. Póki co poprawy nie widzę, dalej skrzypię, a właściwie szepczę. Ogólnie mętna jestem i dokucza mi kaszel. Ale nie jest najgorzej. Funkcjonuję, chociaż na zwolnionych obrotach i jakby niechętnie. No ale raz na 15 lat dam radę. To tyle w kwestii zdrowotności.
Urodziny, których nie obchodzę, przebiegły bardzo hucznie, a nawet dwudniowo. Ognio skrzyknął chętnych w tajemniczości - w związku z tym niczego nie musiałam robić! Żadnej napinki! Jednak jakaś kobieca intuicja szepnęła mi, abym ogarnęła dom. Tak zrobiłam, aż sama się dziwię, bo już wtedy trochę skrzypiałam. Wiecie przecież jak to jest z kobiecom intuicjom. Łatwo jej wyperswadować.W każdym razie mojej.
Siedzę więc sobie spokojnie na gumnie, aż tu, wtem! Jeden samochód, drugi samochód, trzeci samochód, a w każdym z nich pełne obłożenie, a nawet nieco ponad! Niczego nie podejrzewałam, kompletnie! Lodówka migusiem zapełniła się jedzeniem (i piciem naturalmą), a ja nadal siedziałam jak żona Lota. Nawet stosownej ilości talerzy nie musiałam szukać, bo goście przywiezli jednorazówki - jak improwizacja, to improwizacja! Zgodnie z tradycją Ognio przystąpił do krzesania ognia i można było zacząć igrzyska. Dzień i potem wieczór był wyjątkowo piękny, ciepły i pogodny - w każdym sensie! Była również moja Córka oraz Siostra. W związku z tym na gumnie pałętało się pięć psów. Frytka tym razem uwzięła się na Balusia - działo się, oj działo! Przeoczyliśmy, że nie miała w paszczy świnki. Bo kiedy ją ma, można spać spokojnie... Taki to z niej rottweiler.


No i tak to obeszłam urodziny, których nie obchodzę:)

Zapewne również dlatego (że nie obdchodzę) płyną prezenciki. Na przykład taka kartka w niebieskiej (oczywiście) kopercie:


Mogłabym kazać Wam zgadywać kto jest jej autorką, ale w swojej łaskawości nie zrobię tego. Każdy widzi, że to zdolna rączka Ewy2! Ewa, dziękuję, wiesz, wzruszył mnie płotek ze skrzynką:)

Albo taka kartka, chociaż wcale nie dla mnie. Niestety, przeczytałam, zanim zorientowałam się, że nie ja jestem adresatką:



TG, dziękuję w imieniu szczynki, ale - wiesz - mętna jestem i zamulona. Nie odszyfrowałam skrótu P.C.O, więc może jednak kartka jest do mnie, nie do szczynki?
Haniu z Zielnika, widzisz ile zabawy z jedną skrzynką? Musi ona jakieś fluidy wysyła!

Z gumiennych ciekawostek: jaskółki jeszcze siedzą w gniezdzie, ale są już taaakie pękate! I jest ich z całą pewnością sześć!
Poza tym wczoraj wieczorem Frodo przyniósł sobie do swojego łóżka jeża. Jeż był spory, oczywiście zwinięty w kłębek. Nie obyło się bez walki, Frodo wcale nie miał zamiaru jeża oddać. Daliśmy radę, Frodo ma trochę pokłuty pysk, ale jeżu nic się nie stało, bo Frodo nie dał rady go rozwinąć, a jeż wyniesiony na gumno spokojnie się oddalił. Zachodzę w głowę, jak Frodo to zrobił? Aż tak wielkiej paszczy nie ma. Za kolce niósł? Nie wiem, bo wpadł do domu i natychmiast pognał na swój materac, a to zawsze jest podejrzane...

PS. Na czym stanęła sprawa strychowych okien? Dwa zaokrąglone niebieskie dla Orszulki, pozostałe dwa zaokrąglone dla Rogatej? Zgadza się?

sobota, 18 czerwca 2016

POCZTÓWKA DŹWIĘKOWA

Zanim przejdę do tematu chciałam tylko usprawiedliwić moją chwilową nieobecność, pisałam na końcu komentarzy pod poprzednim wpisem, ale było już ponad 300, więc nie sądzę, żeby jeszcze ktoś się tego dogrzebał.  Dziękuję za troskę, informuję, że żyję, aczkolwiek trudności z tym mam spore, chwilami mam wrażenie, że wszystkie plagi egipskie się na mnie walą, nie wiem zresztą za co. Poszłam do laryngologa z zatkanym uchem prawym, pani przy okazji przepłukała mi drugie i wyszłam z zatkanym lewym... Za 70 zł. Ziałam żywym ogniem i używałam wszystkich możliwych przekleństw, bardzo mi się przydały nasze komentarze pod wpisem o inwektywach:)) Ofiarą tego padła Bacha, która zadzwoniła akurat w momencie jak dotarłam do domu i byłam w stanie furii totalnej, Bacha przepraszam!  Na szczęście dzisiaj pod wieczór ucho zaczęło puszczać i kłąb waty jakby zaczął się zmniejszać.  Tropik znów rzygał, w poniedziałek idziemy na badania. A na koniec to halny wyłamał mi część płotu i trzeba trzy nowe słupki zamawiać... To tyle tytułem usprawiedliwienia.

A teraz ad rem: czy ktoś pamięta jeszcze tak zwane pocztówki dźwiękowe z lat 70-tych? Prostokątne, plastikowe, do odtwarzania na adapterze, z nagranymi dwoma piosenkami. Potem były na nich nadrukowywane jakieś obrazki lub wzorki, na początku były gładkie w różnych kolorach. Oczywiście piractwo totalne, o żadnych zgodach czy prawach autorskich przy ich produkcji nikt nie myślał, a wytwarzane były przez zwykłych producentów  rzeczy z plastiku a nie żadne wytwórnie płytowe. 

Wyglądało toto tak: 
Znalezione obrazy dla zapytania pocztówki dźwiękowe

Bardzo się zdziwiłam, jak  zobaczyłam, że można kupić teraz na Allegro albo OLX. 

Ja miałam ich dość sporo, do dziś pamiętam, jaki kolor miała która pocztówka z jakimi piosenkami. A więc czerwona z The Beatles "Get back" i "Don't Let me down", różowa ze Scottem McKenzie i hipisowskim hymnem "San Francisco": " If you're going to San Francisco, be sure to wear some flowers in your hair..."  Seledynowa z Januszem Laskowskim i jego "Beatą" - "Siedem dziewcząt z Albatrosa, tyś jedyna..."  Ciemnoczerwona  z Haliną Kunicką i "Niech no tylko zakwitną jabłonie" i "Orkiestrami dętymi"... 
Najbardziej lubiłam "San Francisco" i próbowałam sama sobie tłumaczyć chociaż kawałki tekstu. Za młoda byłam na hipisowanie, ale ideologia mi się podobała, lubiłam stare samochody pomalowane w kwiatki, długie włosy chłopaków, powłóczyste i kolorowe stroje dziewczyn. 



Jakiś znajomy Taty miał w Warszawie wytwórnię pocztówek, pamiętam  wielką radość, gdy Tato przywiózł mi ich całe pudło :))) No i się słuchało i słuchało... A jaka rozpacz była, jak któraś pękła! 
Wróćmy więc sobie na chwilkę do tamtych lat...


Chciałam wam puścić "Beatę" Laskowskiego, ale na YT zastrzeżone licencją nagrania, więc trudno:) Mogę więc sobie tylko zanucić: "A na imię miałaś właśnie Beata..."

A tu dodatek pocztówki od Ewy2:
Na tych zielono-niebieskich są: Grzesiuka "Felek Zdankiewicz" i "Na Czerniakowskiej", "Mały Książę" Kasi Sobczyk, "Barwy jesieni" Czerwonych Gitar i jakaś piosenka Sipińskiej tylko tytuł się zatarł.