Jak dobrze mieć wokół siebie życzliwą rodzinę (co wcale nie jest regułą) i w ogóle życzliwych ludzi - przyjaciół. Moja Córuś, moja MM i moja kol. D., która wstała o 4.40 rano, żeby mnie zawieźć gdzie trzeba. MM, która czuwała pod telefonem, odebrała mnie i odwiozła do domu, Córuś, która zajęła się stadem i czuwała, jakby trzeba było zostać dłużej. I upiekła chałkę, na którą rzuciłam się jak wygłodniała hiena:). Bo też byłam wygłodniała. Do 14.30 na czczego głodniaka, nawet bez picia, a potem szpitalny obiadek, nad którym spuszczę zasłonę milczenia, chociaż trochę go podziabałam.
Spałam jakieś 16 godzin i wstałam dzisiaj jak młoda (no dobra, podstarzała) bogini. A po południu, na kamieniu u wejścia do domu znalazłam garnuszek zupki i czekoladę, co wzruszyło mnie do łez.
Córuś, MM i kol. D. dziękuję!
Zdjęcia od czapy. Dawno nie było moich kociaczków:
I witam nową-starą Kurę Gannę!
Jesteś szczęściarą, boś tego warta. Zrobiłabyś to samo dla rodziny i przyjaciół.
OdpowiedzUsuńPościel masz śliczną i kiciom na niet bardzo twarzowo.
Ewuś, staram się być jeszcze większą cwaniarą. Życie nas zawsze wycwani. Nie ma totamto.
UsuńEwa2, wartość czyjaś to sprawa względna... Tak, zrobiłabym, z piesnia na ustach. Niestety, to nie jest reguła.
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie ma reguły, a co do wartości to też zależy bo " życie jest niezłą cwaniarą" czy jak to tam szło....
UsuńEwo,😀😀😀😀
UsuńEwo i Hano. Dla mnie nie ma schematu. Teraz robię wszystko ponad. Małż prowadzi campering warmiński, bo znajomi, bo psiapsiele, bo tak zdecydowaliśmy. A ja jak zwykle zajmuję się sprawami przyziemnymi. Trza z czeguś żyć. Nasz Drugi i Jego Małża zostali rodzicami naszej Wnusi. Dałam im tyle wolnego, ile zechcą. A ja do roboty.
UsuńOj, SaBała, pofyrtało mi się. Nie pojechałaś na Warmię? Pilnujesz wnusi? Zostałaś w robocie?
UsuńOgarniam robotę. Od września nowy sezon szkoleniowy. Przetargi by trza powygrywać to szykuję się. A wnusię odwiedzam oczywiście.
UsuńMiało być na niej. Dobrze, że nie musiałaś dłużej zostać i mam nadzieje wszystko w porządku.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko ok! Dobrze, że masz bliskich blisko, i maja fsjne pomysły jak ten z zupką na kamieniu.Jakie to miłe.
OdpowiedzUsuńKociaki miód malina😀
Też witam ujawnioną kurę, teraz nie ma,lekko , ganno, czekamy na Twoje komentarze.
OdpowiedzUsuńDora, zupka mnie kompletnie rozwaliła.
UsuńMam nadzieję, że Ganna nie ucieknie w panice!
Ewa2, póki co, wszystko jest ok. A bo to kto wie, co dalej? Nie zawracam sobie tym ślicznej główki. Pościel to moja ulubiona. Piorę na okrągło:) Więcej na niej kudełów, niż wzorków w róże!
OdpowiedzUsuńDobrzy ludzie mają wokół wystarczająco dużo dobrych ludziuf
OdpowiedzUsuńZdrówka!!
Kurczę, Rybeńko, nie zawsze. Mam szczęście i jusz!
UsuńMoże nie som dobre te ludzie ? Czasem ktoś wygląda na dobrego tylko
UsuńA Ty to nawet trolla nie masz!!
No nie mam trolla Rybeńko, nad czym ubolewam:)))
UsuńHanuś, zdrowiaaaaa życzę! A jak jesteś taki człowiek., jak jesteś, to i dobro przyciągasz.
OdpowiedzUsuńEch, Kasia, sama nie wiem. Ciągle mi się wydaje, że to niemożliwe, że otacza mnie tyle dobra. Ale to te cholerne schematy...
UsuńCo za pozy! Zniewalające. :-D Dobrze że dohtory za Tobą, przeżyłaś. :-) Dobre duszyczki wokół cenniejsze niż złoto a nawet platyna.
OdpowiedzUsuńTaba, to są codzienne (coranne) pozy, których dobrowolnie się nie pozbawię, never! Chociaż w tym celu budzą mnie z łomotem.
OdpowiedzUsuńDuszyczki nie mają ceny.
Kociaki cudowne, ale przede wszystkim najważniejsze, że wszystko się udało zorganizować. Pozdrawiam serdecznie pisząc pierwszy raz tutaj, ale na pewno nie ostatni :)
OdpowiedzUsuńZa moim oknem, przybywaj!
UsuńUdało się dzięki ludziom, którzy mnie otaczają! Miło jest mieć poczucie, że jakby co...
Karma wraca, więc ten, wróciła, a to w postaci zupki czy innych takich. Kocinki słodkie, jaka komitywa!!
OdpowiedzUsuńMasza, karma wróciła konkretnie. W postaci zupki i czekoladki!
UsuńKocinki meldują się na moim brzuchu codziennie rano!
Dobrze Hanuś, że ten problem zdrowotny okazał się drobny i niech tak zostanie i pod żadnym pozorem się nie rozrasta!!!
OdpowiedzUsuńJak bym była Malinką to bym się za pierwsze zdjęcie obraziła, bo ją to ujęcie tak jakoś za bardzo pogrubiło czy cuś ;)
Takie widoki po otwarciu ocząt to muszą uzdrawiać! Nie mogę się nacieszyć środkowym portrecikiem Malinki, choć pozostałe fotki też cudne! Zdrówka!
OdpowiedzUsuńHesiu, Malinka to jest absolutny cud! Przychodzi tak każdego ranka, wywala brzucho i każe się miziać do bólu ręki! Nigdy, przenigdy nie wysunęła nawet pół pazurka. Do tego gada! Można łapeczki brać do paszczy normalnie. Jeszcze tego nie robię:)))
UsuńMarija, dzięki, też życzę sobie, żeby tak zostało i ament.
OdpowiedzUsuńOjtam, zaraz pogrubia...
Jak to człowieka cieszy, jak wszystko się dobrze układa. Tak, jak dziewczyny piszą powyżej "dobro, przyciąga dobro", też się o tym przekonałam, nawet wczoraj. Robić 30 km w te i nazad, tylko po to, aby mi przywieźć pierogów z borówkami, "bo lubisz" usłyszałam.
OdpowiedzUsuńKociska przecudne. Trzymaj się zdrowo ♥♥♥
Jejku, Bezowa, Bezowy, czy Gaba?
OdpowiedzUsuńNie, Justynka od Bezy. Z rodziną ostatnio mi nie po drodze. Oprócz pierogów były też pizzerinki i bułeczki drożdżowe. Nawet śmietanę do pierogów kupiła po drodze. Co za wspaniały człowiek z niej. W moje imieniny tej przyjechała z pierogami o 9-tej wieczorem.
UsuńZdrowia, Hano. I masz rację, strasznie ważna jest świadomość, że są w pobliżu ludzie, na ktorych - w razie by coś - można liczyć.
OdpowiedzUsuńJulita, to bezcenne, daje poczucie bezpieczeństwa.
UsuńW takich wlasnie okolicznosciach, kiedy trzeba kilku osob do pomocy, bo dowoz, bo przywoz, a najwazniejsze bo zwierzeta, czlowiek przekonuje sie, jak bardzo sam jest bezbronny. Bo o ile przy zdrowotnosci ciagnie jakos ten swoj kieracik, tak przy chorosci klops. Na szczescie masz wokol siebie rodzine i przyjaciol gotowych Cie zastepowac tu i tam, a nawet zupkie na kamieniu postawic, czego juz nie bylo w rejestrze obowiazkow pomocowych. Taka swiadomosc uspokaja, ze w razie czego dzieci beda zabezpieczone, a chalupa pilnowana. Czlowiek bowiem coraz starszy...
OdpowiedzUsuńNa razie jednak masz sie czymac zdrowo i juz!
AMP, i tego się trzymam. Zdrowotności znaczy.
UsuńJak się okazuje, nie zawsze przy chorości jest klops, czasem nawet są bonusy:)
Chciałoby się być pewnym, że kiedy przyjdzie ciężka pora, to przyjaciele i bliscy pomogą. Ale nigdy się pewnym nie jest. Cieszę się, że u Ciebie wszystko sprawnie poszło i bliscy dopisali.
OdpowiedzUsuńA w sprawie sformułowania " podstarzała bogini" chciałabym tu raz na zawsze wyjaśnić ( a autorytet mój w tej sprawie jest niezmierny, studiowałam przecież teologię prawie że rok :-) ) , że boginie są wiecznie młode.
Pozdrawiam wszystkie tu bywające boginie!
Ok, Agniecha, masz świętą rację. Mnie też się wydawało, że bogini to bogini, postać bez wieku, aczkolwiek raczej młoda.
UsuńAhoj BOGINIE, najbardziej boskie ze wszystkich KUR!
Mła bezczelnie będzie polemizować. Demeter, to była podstarzała bogini. No ale nie ma się co dziwić, duże problemy z potomstwem ( małżonek dziecięcia z tych kontrowersyjnych ) i nawet boginię ruszyło. Takiem bogiństwu jak u Demeter to stanowcze nie.
UsuńBogini to bogini, bogini nikt o wiek nie pyta :) wiek to mitologia :)))
UsuńHana,pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńMagda z Plewisk
Dziękuję, Magda. Przyjedź i zobacz, jak pięknie rośnie Twój barwinek!
Usuńu mnie tez szaleje,pomimo suszy.Przyjade,na bank,na poczatku wrzesnia.
UsuńOdezwe sie wczesniej
UsuńAa
UsuńMagda, czekom.
UsuńI ja pozdrawiam z Podlasia i dobre fluidy ślę :) Uważam również, co sprawdza się w moim życiu, że podobne przyciąga podobne. To nie szczęście, to oczywistość ;)
OdpowiedzUsuńKoty na brzuchu leczą i tak ma być. Malinka jak bułeczka jest, dobrze wypieczona ;)
Przy okazji podziękuję za Muggę :) Nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Komary nie mają szans!
Bzikowa, dzięki za pakę fluidów podlaskich. Z przyciąganiem podobnego mam pewne wątpliwości, ale to inny temat. Najwyraźniej przyciągam dobro i oby tak pozostało.
UsuńZ zaskoczeniem zobaczyłam Muggę w aptece, dotąd istniała tylko w internecie. Drogie to jak zaraza, ale warte swojej ceny.
Dziękuję za miłe powitanie, pomimo morderczej gryki, która oczywiście MIODUJE, a nie morduje ��, jak sobie to wymyślił telefon. Dobrze, że pobyt w szpitalu nie trwał długo. A garnek zupy wzruszył mnie do łez. I czekolada na osłodę gorzkich chwil:).Ja sama również zaznaję bezinteresownych odruchów dobroci. Ot, choćby mój wakacyjny wyjazd na Kaszuby jest możliwy dzięki kochanemu Synowi, który przejmuje opiekę nad moją 89 letnią mamą i dwoma pieskami, i ogrodem gęsto usianym kwiatami, warzywami, które przecież trzeba podlewać. Tak więc rozumiem Hana Twoją wdzięczność i radość. No i fajnie mieć bratnią duszę za płotem. A kocury rządzą w łóżku, w pięknej pościeli i zawsze są gwarantem bezgranicznej miłości❤
OdpowiedzUsuńGanna, tacy Ludzie wokół są bezcenni, przywracają wiarę w wartości, które w zaniku.
UsuńMyślałam, że mordercza gryka to jakieś regionalne określenie i wcale się nie zdziwiłam domyśliwszy się, że chodzi o miód! Korzystaj z wakacji do wypęku, następne dopiero za rok...
Ganno, mam wrażenie, że gdzieś już, w czeluściach internetu, się z tobą zetknęłam, niestety, nie pamiętam gdzie...
UsuńA co do gryki, to - przeczytawszy twój komentarz pod poprzednim postem - poważnie zastanawiałam się, czy nie mamy do czynienia z jakimś regionalizmem, tylko nie miałam pojęcia, o co z tym mordowaniem chodzi :D:D:D
Hano, pisałyśmy równocześnie, tylko ja później opublikowałam :D
Usuń:)))
UsuńDzien dobry.Zachmurzyło się i delikatnie pokropiło, chlodniej ale duszawo.
OdpowiedzUsuńLeniwie na razie.
Dora, chwilo trwaj!
UsuńCieszę się, Hano, że wszystko ok. I że masz wokół takich fajnych ludzi.
OdpowiedzUsuńKociaki śliczne, Malinka na drugim zdjęciu ma świetną minę:D
Dzięki Ninko, ośmielam się myśleć, że takich ludzi jest więcej, mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńMina Malinki to absolutna ekstaza. Było ich (min) więcej, ale spróbuj zrobić zdjęcie lewą ręką z leżącej perspektywy z takimi dwoma kluskami na memłonie!
Malina jaka czyściutka jest, aż jak nie Malina tylko coś śnieżnego bardziej :)
OdpowiedzUsuńOch, taka czekolada na kamieniu pod drzwiami, jest dobro na świecie.
czajko, i to jaka czekolada! Cocoa mousse Ritter Sport, jejku, jaka dobra!
UsuńMalinka przez chwilę była Inką, potem dodałam jej M. Jest słodka jak malinka!
Miło czytać takie posty. Hana dużo w tobie optymizmu i wiary w człowieka. To piękne
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Warmii wysyłam :-)
Graszko, czy ja wiem? Doświadczyłam dużo zła, ale dobra więcej! Podnoszę ueb i idę dalej.
UsuńNo to i ja sie dolaczam do ogolnej kurzej radosci z powodu pomyslnych wiesci! Dobrze,ze wyjasnilas watpliwosci co do zdrowia, i jak dobrze byc otoczona troska bliskoch!
OdpowiedzUsuńTylko sie cieszyc!!
A jeszcze optymizmem powialo, mialas w sumie dobra opieke szpitalu.
Grażyna, dlatego nigdy - chociaż jestem sama - nie czułam się samotna. I oby tak pozostało.
OdpowiedzUsuńNa szpital nie mogę złego słowa powiedzieć. Nie spotkało mnie tam nic przykrego.
Hanuś, nie zapominaj, że masz cały Kurnik w razie potrzeby.
UsuńBacha, wiem i pamiętam. Dziękuję.
UsuńBry. A dla mnie opieka nad Haninym zwierzyńcem byłaby wyzwaniem, którego jeszcze nie doświadczyłam. Ale wrazieco, wezmę wszystkie do dom.Słowo. A one droższe piniędzy. Witam NowoKury. Opakowana będzie Was egzaminować jako i mnie rok temu do przodu. Dajcie do wiwatu komentami.
OdpowiedzUsuńNo i zapomniałam. Jezdem szczęściarą-cwaniarą, czego Wszystkim Kuriencjom życzę.
UsuńSaBała, dzięki za dobre chęci, trzymam Cię za słowo:)))
UsuńHrehrehre.
UsuńJak dobrze, że wszystko w porządku zdrowotnie. Tak, mieć wokół życzliwych ludzi. Przyjaciel pieniędzy jest droższy.
OdpowiedzUsuńU nas dziś piękna pogoda. We wtorek mielismy oberwanie chmury i woda rwącym strumieniem wpłynęła mi do sieni przez jedne drzwi i wypłynęła drugimi. Takie to atrakcje. Dziś natomiast zdejmowaliśmy u kolezanki z dachu dachówki. Bardzo liche, ale potrzeba mi starej trochę karpiówki, albowiem naprawiamy następny dach. Miłego popołudnia Kury!
Witam sie tez z nową Kurą Ganną.
Izydoru, dzięki!
UsuńNie gniewaj się, ale wyobraziłam sobie ten potok rwący na pokojach i rozśmieszyło mnie to nieco:)))
Ostatnie kocie zdjęcie wyszło Ci fantastycznie :-)! Wyglądają jak pozytyw/negatyw ;-)
OdpowiedzUsuńA ja wywinęłam sobie dziś numer, który jest dowodem na to, że pycha kroczy przed upadkiem :-) - otóż jeżdże ja samochodem jako kierowca lat prawie czterdzieści , bez wpadek a dziś zostawiłam sobie auto z włączonymi światłami......Tak se stało te 8 godzin i akumulator wziął pad.....
Nigdy nie byłam blondynkom więc to już chyba to na A ........
o czym zawiadamia
Wasza, zgnębiona sobą i duchotą
Rabarbara
Rabarbara, gdyby moja szczała nie darła się, jeśli nie wyłączę świateł, miałabym już piąty akumulator. Tak że ten...
UsuńMoze wogle trzeba wozic akumulator w bagazniku.....
UsuńTaaa, Opakowana, jak się jeździło maluchem, to woziło się w bagażniku różne rzeczy, akumulator też. I kijek do rozrusznika, obowiązkowo.
UsuńKijek czy korbkę? Bo już nie pamiętam.
UsuńPamiętam natomiast, jak jeździliśmy rodzinnie maluchem zimą w czasie ferii z Gorzowa Wielkopolskiego do Zakopanego. Była to wyprawa dwudniowa, z noclegiem u Babci w środku trasy mniej więcej, z obowiązkowym błądzeniem w labiryncie dróg Górnego Śląska, połączonym z kłótniami, darciem mapy, wrzaskiem i groźbami rozwodu, oraz straszliwą ciszą na przednich siedzeniach aż do Zakopanego. Acha, no i pies zawsze rzygał. No i że na dużych górkach jechało się maluchem tyłem do przodu, bo inaczej by nie podjechał.
Prawda Agniecha, jak ekscytujące było niegdyś życie codzienne ? Nie to co tera...pstryczek, guziczek i albo działa albo pfff, nie. I sama nie poradzisz. I kłóć się tu z techniką.
UsuńKorbki to były przed erą maluchów. Do maluchowego rozrusznika starczał kijek. I jeszcze stara pończocha elastyczna jako pasek klinowy.
Rabarbara
Ja woziłam szczotkę z uchwytem :) OK, kijkiem ;)
UsuńDziękuję za taki post. Dziękuję za taki blog. Czuję jakbym dostała kopa w dupę postawiona do pionu:). Kocham koty. Zdjęcia cudne. Jakby trzeba było coś pomóc to jestem. Radzę sobie z wieloma sprawami.
OdpowiedzUsuńJoaśka, nie miałam zamiaru kopać kogokolwiek, ale jeśli Ci w czymś pomogłam, to ni ma sprawy.
UsuńI dziękuję za propozycję pomocy. Bardzo dziękuję.
Kochana, wiem, że Ty nie kopiesz. Ty mnie stawiasz do pionu.
UsuńAsia, nie śmiem nawet przypisywać sobie takich zasług.
UsuńNinka. może to było u Gosianki za Jej drzwiami, bo ja raczej rzadko się odzywam. Tylko tam, gdzie czuję bluesa.
OdpowiedzUsuńNa Kaszubach potworna susza. Oczy wypatrzone, a grzyba ni hu hu. I znowu dobra dusza, w tym przypadku lesniczyna Marysia, bez zastanowienia obdarowala mnie ogromną ilością pięknych, zeszłorocznych grzybów suszonych, "bo przecież ona sobie jesienią nazbiera".
Serce rośnie ❤
Dzięki, Hana, za życzenia. Tak, wypoczywam całą gębą, żadnego musu, nawet owocowego, żeby nie było stania przy garnuszku.
Muszę się jeszcze przyznać, że Kaszuby są dla mnie jak narkotyk. Przywiózł mnie tutaj 30 lat temu 🙈 mój mąż i tak wracamy i wracamy. Najpierw z dziećmi pod namioty przez wiele lat. A następnie w gościnnych progach wiejskiego gospodarstwa. I powiem Wam Lazurowe Wybrzeże, gdzie mamy przyjaciół tylko dwa razy, na te 30 lat, wygrało. Jaką siłę daje Las, widok jeziora, nawoływanie żurawi i kormoranow. Szum skrzydeł zrywajacych się do lotu łabędzi ... no ludzie, idę na pomost, bo mnie zaraz wywalicie za gadulstwo.
Drzewiej to albo chcialam byc zona weterynarza na wsi/ w lesie badz lesniczyna (gajowa?)...
Usuńa na Kaszubach to juz w ogole by byl raj....
p.s. Ganna - tu nie ma limitu ni kar za gadulstwo, jakby byly, to juz wielokrotnie by mi Kury leb urwaly...
Gajowina lub gajówka!
UsuńGanna, nawijaj ile chcesz, wszystkim nam są bliskie takie klimaty. Nie bez powodu wylądowałam szczęśliwie w takiej namiastce Kaszub. Gdyby nie bliskość rodziny, kto wie, czy swego czasu nie szukałabym szczęścia gdzieś w tamtym rejonie.
OdpowiedzUsuńCzasem łabędzie przelatują nad willą Kuriozą i dźwięk, jaki wydają ich skrzydła w locie nie da się porównać z niczym. Z daleka słychać, że lecą. Uwielbiam to.
Ooo, to tak jak ja! Wyskakuję wtedy z domu jak kukułka z zegara, zadzieram głowę i szukam ich na niebie.
UsuńGanna, my lubimy gaduły.Fsjnie, że masz swoje ukochane miejsce,i zieziorko i fajną rodzinkę, że mogłaś wyjechać i oderwać się od codzienności i obowiązków.
OdpowiedzUsuńBARDZO sie ciesze, ze niby nic okazalo sie stuprocentowym niczym.
OdpowiedzUsuńa tak poza tym to powiem, za Kurami, dobre ludzie sa jak magnesy i przyjagaja innych dobrych ludzi.
Zupa na kamieniu (oraz czekulada) jest tego dowodem. Jaka zupa? Wczoraj wymienialam komus zupki, jakie jadlam i jadam (i czesciowo dlaczego/jakie sa/etc). wyszlo DLUGO....
I w ogole mialas dzien rozstawnymi dobrymi ludzmi, a ze dobro wraca i sie kreci, to i do nich przyjdzie. Najczesciej niespodziewanie.
w ogole lubie ludzi dobrych, gdzie wrecz o nic nie trzeba prosic, bo instynktownie wiedza, a jak sie i tak poprosi, to pomoga. I nie czekaja na rewanz. OGOLNIE ludzi nie lubie, ale odzywa we mnie nadzieja w takich przypadkach.
Posciel piekna, a kociny - jakie wypozowane, wspaniale.
Obkladaj sie kotkami-pieskami i jedz te zupe . I chalke, jesli cos zostalo. p.s. Hieny lubia chalke???
Opakowana, nie wiem, czy hieny lubią chałkę, ale ja tak. Dzisiaj rano wyszedł ostatni kawałek. Z mascarpone, mmm...
UsuńZupka to były flaczki robione przez kol. D wg maminego przepisu. Omatko, jakie pyszne!
Oglewam wzgledem flakow.....jutro musze zorganizowac, znaczy zakupic flaki w rosole, bo nigdy bym nie zrobila jednak.... zazdraszczam takich domowych. Ostatni raz jadlam u kuzynow. Flaki z pulpetamy.
UsuńByłam na spacerze wieczornym, po deszczu jest ciepła wilgoć, pachnie sianem i obornikiem końskim, puściutko, za wioską, więc nawet potruchtalam , żeby stwierdzić, że kondycja moja jest antykondycją raczej. Jak mi praca nie będzie dawwć popalic to będe wieczorami chadzac z kijkami , nie ma to tamto.
OdpowiedzUsuńDora, ja kijki polecam bardzo. Po pół roku chodzenia z nimi, codziennie raczej, choćby nawet 15 min, wlazłam na Ślężę ;) I następnego dnia nie miałam zakwasów. A w grudniu spędziłam miesiąc leżąc plackiem z powodu kręgosłupa. Chodzenie działa, kijki pomagają ;)
UsuńChodze wokol kijkow i jakos sie nie przemoglam i nie wiem dlaczego....
UsuńBo może myślisz, że będziesz głupio wyglądać ;)
UsuńKijki stoją koło drzwi, ale nie używane. Po pierwszych próbach, kiedy to co rusz się o nie potykałam, stwierdziłam, że jak biorę aparat, to nie kije, a że aparat biorę prawie zawsze to wiadomo.
UsuńBrak mi zupelnie koordynacji na stare lata, z dwiema dodatkowymi nogami bym nigdzie nie doszla...
UsuńJa w kwestii tego dobra co to piszecie, że powraca. Niestety, jak wynika z moich życiowych doświadczeń, te powroty to mit. Nie chcę oczywiście powiedziec, że nie doświadczam w życiu dobra. Ale niekoniecznie z tej strony, z której powinno wracać. A może tak to juz jest, że wraca z innej strony niż powinno. A w ogóle, to nie uważacie, że czasem zwyczajnie POWINNOŚĆ nam nakazuje,oraz OBOWIĄZEK i PRZYZWOITOŚĆ bycie dobrym dla bliźniego naszego? To trochę odziera nas ze szlachetności, choć nie ujmuje chyba dobroci samym uczynkom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gannę, nowa Kurę.
Ale - MM - to dobro to wcale nie musi wracac ze zrodla, z ktorego oczekujesz. To dobro to chodzi w kolko ale swoimi kretymi drogami. Obowiazek i przyzwoitosc moze byc wstepem do po prostu bycia dobrym, z rozpedu.
UsuńTytułem uzupełnienia; chodzi mi o to, że kiedy mówimy o dobru które do nas wraca, to tak jak byśmy oczekiwali wdzięczności, rewanżu. A na to często nie ma co liczyć. I myślę, że kiedy robimy coś dobrego dla innych to często właśnie dlatego, że nakazuje nam to powinność, obowiązek i przyzwoitość, a nie oczekiwanie na rewanż.
OdpowiedzUsuńMarta, wraca, tylko własnie chodzi o nieokreślanie skąd, kiedy i jakie itd..
UsuńJuż tu kiedyś rozmawiano o tym, że czasem robimy coś "dobrego", a dostajemy potem tortem w twarz. Z tym obowiązkiem i przyzwoitością to jak z tym harcerzem: druhu drużynowy, melduję, że wykonałem zadanie! Dwadzieścia staruszek przeprowadzonych przez pasy, kilka się opierało, ale dałem radę.
W sumie nie ma nic złego w oczekiwaniu na rewanż, to normalne, ludzkie. Zrobię coś dobrego, ktoś się cieszy i ja się cieszę. To fajne.
Ale słowa przyzwoitość, obowiązek, powinność...tu już radości nie ma. Z tego będzie tylko złość, smutek i zawód wielki...
Te wszystkie córki z przyzwoitości zajmujące się rodzicami, te wszystkie żony, zostające w fatalnych związkach dla dobra dzieci, te wszystkie nasze NIE, których nie wypowiedzieliśmy, bo przyzwoitość nakazuje..Z tego będzie tylko ból.
Najpierw bądź dobry dla siebie, choćby " przyzwoitość, obowiązek i powinność" mówiły co innego. I sąsiedzi, i rodzina, i cały świat też...Miej odwagę być nieobowiązkowa, nieprzyzwoita i niepowinnościowa. A wtedy, magicznie, dobro przypłynie. Dziwne? Nie, wypróbowalam ;)
W punkt. Uważam jednak, że przywoitość jest tu ważna. Bo warto być przyzwoitym. Zawsze.
UsuńZależy co kto uważa za przyzwoitość ;) Przyzwoite jest zachowywać się przyzwoicie ;) Czyli jak? Stosować system reguł, które dostaliśmy do rodziców, nauczycieli, społeczeństwa? Pamiętasz Chłopów Reymonta? Za co wywieziono Jagnę? Przyzwoici ludzie są czasem bardzo straszni...właśnie dlatego, że uważają z betonową pewnością, że wiedzą co jest przyzwoite.
UsuńTak jak harcerz z żartu ;)
Każdy z nas powinien zacząć od siebie i na sobie skończyć. Ustalić co sprawia, że czuje, że jest Ok. I tego się trzymać. Szczęśliwi ludzie nikogo nie krzywdzą, dzielą się szczęściem po prostu. Ale to trudne, bo nam się wszystko pomieszało, przez to kochaj bliźniego :)
Bo najpierw trzeba polubić siebie całego, przecież z pustego nawet Salomon nie naleje.
Może to i kwestia tłumaczenia. Dla mnie bycie przyzwoitym to po prostu bycie przyzwoitym, nie potrafię tego wytłumaczyć.
UsuńSię z Tobą zgadzam Anonimowa72, przyzwoitość nie jest pojęciem relatywnym. I zawiera w sobie to , co napisałą MartaMarta, że nie oczekuje na rewanż
UsuńRabarbara
Rabarbaro, relatywna jest cała Ziemia ;)
UsuńKażdy ma jakąś definicję przyzwoitości. Moja aktualnie (bo to się zmienia) brzmi: pozwól ludziom żyć swoim życiem. Jest to jedno z trudniejszych wyzwań jakich się podjęłam w życiu. Ciągle się tego uczę. Nie bez kozery ukuliśmy przysłowie: dobrymi chęciami piekło wybrukowane ;)
Ale...każdy po swojemu pojmuje wszystko, bo jednak wsio relatywne ;)
W przykazaniu: "Kochaj bliźniego" jest drugi człon "jak SIEBIE SAMEGO"
UsuńPrzykazane jest więc że mamy kochać siebie i równie mocno bliźniego swego.
W tym przykazaniu zawarta jest prawda psychologiczna, że jeżeli nie kochamy siebie to mamy problem z kochaniem innych. Bo przecież kochamy bliźniego swego jak siebie samego, znaczy się nie kochamy bliźniego swego jak i siebie nie kochamy ;)
To bym ludzi nie lubila.....moze swoje braki przerzucam na innych....
UsuńMario, ja nawet poprawiłam to przykazanie: kochaj siebie samego, a będziesz kochał bliźniego. Można zacząć od: polub siebie samego, a będziesz lubił bliźniego ;) Mniej straszne, ciut łatwiejsze do wykonania.
UsuńTak Opakowana, to się zazębia: im bardziej chcesz, masz potrzebę pomagania ludziom biednym i zwierzakom, tym bardziej wiedz, że tak naprawdę potrzebujesz pomocy TY.
Trudno dostrzec tę oczywistość za tymi swoimi "dobrymi uczynkami" o które czasem nawet nikt nie prosi. Bo staruszka czasem ma ochotę samodzielnie przejść przez pasy i nikomu nic do tego.
Ania Bzikowa - ja splacam dlugi i to jest m.in. ta potrzeba pomagania, ale nie jako obowiazek, ale takie odbicie lustrzane - dluuugo w zyciu nam pomagali obcy i malo obcy.a poniewaz widzialam to oczami odbiorcy (bardzo malego na poczatku) i nie wychowalam sie myslac, ze daja, bo nam sie nalezy (ciekawe, jak to sie stalo....), to moge latwo zauwazac potencjal pomocowy, w subtelny sposob tez... p.s. tez przezywalam katusze , jak kazano nam dobre uczynki robic i z kolezanka sie zasadzalysmy na rogu, kolo poczty i probowalysmy na sile przeprowadzac staruszki (pewnie takie w moim obecnym wieku, badz mlodsze...) i jak one sie od nas oganialy. Za kazdy dobry uczynek mialysmy wkladac zdzblo trawy do koperty i potem zaniesc zaklejona koperte, ale z imieniem i nazwiskiem. Bylysmy tak sfrustrowane z koleznaka, bo uznawalysmy, ze tylko grubsze dobre uczynki sie licza, ze po prostu zerwalysmy po kepce trawy i wtrynilysmy do kopert....
UsuńKocham koty :))) zdrówka!
OdpowiedzUsuńAldia, dzięki, wszystkie Kury zakocone!
Usuńja mam tylko kota dochodzacego i tylko w 1. domu. ale jestem bapciom pieska przepieknego ;)
UsuńDzien dobry, rozpadalo się z rana dość porządnie, duchota nadal, troche powiewa wiatr.prognozowane jest ochlodzenie i deszczowy przyszly tydzien, no ale moze się cos zmieni, jak to często bywa.
OdpowiedzUsuń32 stopnie w cieniu, bez wiatru i niebo bez chmurki.
OdpowiedzUsuńDużo myślałam o tym co napisałaś Ty i Kury w komentarzach. Doszłam do niewesołych wniosków: tłucze się we mnie to, co mówiła moja mama. "Nie ma nic za darmo, cokolwiek ktoś zrobi dla Ciebie, oczekuje rewanżu i wdzięczności." Stwierdziłam, że to we mnie tkwi i parę innych rzeczy, ale jest upał i mózg mi się lasuje, więc o nich nie napiszę.
Przyjemnej reszty dnia.
Ewa2, większość - zwłaszcza kobiet - naszego pokolenia tak została wychowana. Dlatego to w nas ciągle pokutuje, chociaż jesteśmy tego świadome. Ale świadomość to pierwszy krok w kierunku zmian. Nie zrobimy nic, jeśli będziemy się bać tego, że należy się zrewanżować. Moja Mama bardzo niechętnie chodziła w gości, bo "trzeba będzie się rewanżować". W końcu powolutku odsunęła się od ludzi i ludzie od niej i została sama, nie miała żadnych przyjaciół. Miała potem pretensje do świata, że jest sama. To uproszczony przykład, ale taki jest mniej więcej mechanizm.
UsuńEwa2 znam Cię ! Jesteś życzliwa i uczynna, po prostu. Nie oczekujesz rewanżu. A jeśli sama czujesz potrzebę odwdzięczenia się komuś za cokolwiek to jest to piękna cecha.
UsuńI buziki, jak mówi Opakowana :)).
Telefon mi zdech (jakiś pomór techniczny mam), jak odzyskam to zadzwonię :).
Rabarbara
Bardzo lubię robić niespodzianki, małe upominki i bardzo mnie cieszy jak ktoś się cieszy. Natomiast z przyjmowaniem podobnych gestów mam problem, właśnie przez to "wbudowanie", nawet jeśli jestem pewna, że to ze zwykłej życzliwości, albo ktoś ma tak jak ja, lubi takie drobne gesty.
UsuńU nas chyba jakiś rekord temperaturowy, nie da się wytrzymać. Załatwiłyśmy z MM sprawy bankowo-wieczyste, nareszcie. Ale miasto jest jak rozprażona patelnia. Wróciłam z ulgą do Kuriozy, a tu w środku 21 stopni! Ale wszystko szczelnie pozamykane. Otworzę dopiero wieczorem.
OdpowiedzUsuńNo to z głowy, teraz mozesz plawic sie w chlodku,okropnecte upaly w PL.
UsuńDzis u nas potwornosc - w cieniu na tarasie 37 stopni o 3 po poludniu. sprawdzilam, ze u Coreczki jakies 24 - 23 czy cos. Rozmawiam z nia i mowie - u nas wsciekly gorac. a ona, ze u nich tez i sie smieje jak glupia (do sera). na co ja, ze jak to....a ona, ze nie zauwazyla, ze patrzyla na prognoze Warszawy, rhehrehrerh. patrzylam teraz - w sypialni (od poludnia) temperatura teraz to 27.5. trza bedzie wiaterki-wiatraczki wlaczac. Bylam dzis w tzw miescie, ale z klimatyzowanego samochdou od razu do klimatyzowanego budynku...za to jak dojechalam do domu, to jakos nie chcialam z auta wyjsc......
UsuńKurki, po prostu imperatyw kategoryczny się kłania; jedni mają to wbudowane, inni muszą się "na starość" uczyć. A przynajmniej powinni.
OdpowiedzUsuńAle to prawda. Wielu ludzi oczekuje wdzięczności za to, co dla nas robią. Znam takich, dla których ta wdzięczność musi mieć konkretny materialny wymiar. Na przykład wypasionego prezentu. Kurde, ja tak nie umiem; coś się po prostu robi, bo tak trzeba, i tyle. A jeśli robi się to dla kogoś bliskiego (i nie mówię tu o rodzinie tylko), to robi się to tym chętniej. Wdzięczność jest miła, ale bez przesady. Jak już ktoś koniecznie MUSI, to niech , no nie wiem: upiecze ciasto, przyniesie kwiatki z własnej działki - coś niewielkiego, ale miłego i tyle.
OdpowiedzUsuńNo właśnie Ninko; "bo tak trzeba". To właśnie uważam za powinność i przyzwoitość.
OdpowiedzUsuńOpakowana; wiem, że dobro (tzw) teoretycznie może "wracać" skądkolwiek. Rzecz w tym, że ono często w ogóle nie wraca niestety, a te niby gwarantowane powroty są raczej mitem. Tak więc jak robię coś dobrego, to nie dlatego że liczę na coś w zamian. To zresztą stary psychologiczny problem - czy istnieje tzw. czysty altruizm. Jedni twierdza że tak (Korczak np.), inni że zawsze jak coś robimy niby to bezinteresownie, to jednak liczymy na jakąś nagrodę, którą może być chociażby poprawa samopoczucia, albo zwyczajna satysfakcja z dobrze wypełnionego obowiązku czy powinności. To problem raczej nie do jednoznacznego rozstrzygnięcia.
Wiesz Marto, zawsze uważałam to twierdzenie, że altruizm to sprytnie kamuflowany egoizm, za psychologiczny wygibas dla obniżenia wartości ludzi zwyczajnie dobrych i uczynnych. Choć, zapewne jest sporo ludzi, którzy dobrymi działaniami podbudowują swoje ego. To wszystko trochę jak w starym dowcipie - "Czy można mieć jednocześnie manię wielkości i kompleks niższości ?
Usuń- Można, jeśli się uważa, że ma się największy na świecie kompleks niższości".
Dowcip zapamiętałam z któregoś baardzo starego Przekroju.
U mnie upał stoi w powietrzu.
Rabarbara
Ja NIGDY nie oczekuje nagrody/rewanzu czy cos tam. bardzo czesto jednak mam nadzieje na "dziekuje". Ale nie rozpatruje tego tzw dobrego uczynku, com go dokonala, a ino lece naprzod i sobie glowy nie zaprzatam, choc czasem sobie mysle - mam nadzieje, ze im to pomoglo, mam nadzieje, ze spodobalo sie, a jak nie to swiat i tak sie nie rozleci. To tak, jak dzis, w basenie - nawlatalo zwierzyny roznej, a to jakas oska na waskim listku ledwo sie trzymala, a to pszczole zlapalam na wiekszy lisc, ato mucha jaka ledwo plynela, pozbieralam to towarzystwo i wypuscilam na lad trwaly. Jedyne, czego oczekuje, ze mnie nie pogryza te uratowane zwierzeta, hehehe. Dzialam troszke na zasadzie z jednej z historyjek z ksiazki Chicken soup for the soul (rosol dla duszy) - ktos na plazy, z brzegu wody wrzucil meduze do wody, inny ktos sie smieje i mowi - przeciez ich sa miliony, roznicy nie zrobisz. Na co ten pierwszy - owszem, zrobi roznice TEJ meduzie. Troche ide z bitego traktu, ale co tam.
UsuńNo właśnie, mam w podobie jak Ty.Miło mi jak ktos o mnie czasem pomyśli,ze z serca, bo mnie lubi, nie dla rewanżu, i ja trzymam sie tego samego.
UsuńNo i z tą meduzą, oczywiscie,że jejcrobi różnicę.Tu uparcie na korytarz wlatują motyle , co ja się namachsm, żeby znalazly drogę powrotną, najczęściej kierunek strych, bo tam bliżej do wylotu na zewnątrz.
A właśnie, że tak Opakowana - zawsze chodzi o TĄ meduzę. Tyle na pewno możemy, choć tyle powinniśmy.
UsuńBuziki :).
Rabarbara
No tak. Świata nie zbawisz - bardzo nie lubię tego powiedzenia. Pada często w dyskusjach na temat bezdomnych zwierząt. To bardzo wygodny pretekst, żeby nic nie robić. Wszystkie moje zwierzaki to takie meduzy.
UsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuń20 stopni, słońce, niebo bez chmurki, bez wiatru. To ma być ostatni taki gorący dzień, niech Wam upłynie przyjemnie mimo wszystko.
raczej nieprzyjemnie, zar sie leje z nieba, wichurek-zefirek, jak w Nigerii, tej samej temperatury, co powietrze. W domu (na dole) prawie przyjemnie.
Usuń34 w cieniu, na balkonie dociągnęło do końca skali, czyli 45 stopni, lekki wiaterek, też zbyt ciepły. W mieszkaniu 25 stopni, nie wychodzę.
UsuńOkropność, tylko leżeć, okladać się chlodnym i pić wodę, z kostkami lodu, wtedy miły brzęk lodu powoduje, że jakby chlodniej było.
OdpowiedzUsuńU nas wreszcie troche lepsza mniej duszna noc, wiec w miare dobrze spałam jak na warunki.
Po za tym wieje, chmury przelatują i może będzie padać.Niby to oststni cieplu dzien.Jutro ma lać i temperatura ma spadac do 20 st.
Ha, u mnie dzisiaj pada, pięknie i równiutko, właściwie od rana. Nareszcie! No i chłodniej w związku z tym, chociaż nieprzesadnie.
OdpowiedzUsuńDoczytałam wszystko i u mnie tak samo upalnie. Wyjdę dopiero całkiem wieczorem na drobne zakupy, bo sklepy mam do 22.30 otwarte.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się jakoś.
Mielismy dzis gosci, z trzema malymi chlopaczkami - anielskimi. najmniejszy - niecale pol roku domagal sie jedzenia caly czas i wynagradzal to usmiechem calym czlowieczkiem. Tacy goscie to sama przyjemnsoc - jakby nasze dzieci wizytowaly, jak bum cyk cyk. przyjechali na 15, na najupiorniejszy obled temperaturowy. poszli do basenu, wyszli, grilla sie odpalilo, wynioslam salatki, dobrze nie zaczelismy jesc jak lunelo! przy tych 27 czy8 stopniach na zadaszonym, powtarzam to zawsze, tarasie. maluchy sie rozebraly i zacely na tarasie po kaluzach skakac i co i raz przylatywali zafrapowani faktem, ze woda byla (w tych kaluzach) ciepla jak w wannie... teraz sa niby 24 stopnie, zachmurzone , wiaterek powiuwa, a ja sie boje isc do sypialni, bo tam pewnie 28. Chlodku prosze nieco.
OdpowiedzUsuńNad Klodzkiem przeszlo obereanie chmury, grad,pozalewanexw ciul ulice, spywala woda naweet po schodach pod kosciolem Jezuitow, studzienki oczywiscie nie oczyszczane to dodatkowo utrudnialo splywanie wody.
OdpowiedzUsuńU nas spokojnie pada, to mocniej, to słabiej, ale żadnej burzy nie było, ani gradu (mimo alertu), za to temperatura siadła o 10 stopni - z 30 na 20.
OdpowiedzUsuńU mnie wtem 16 st
OdpowiedzUsuńNa Kaszubach Gochach też ochłodzenie cudowne nastąpiło, chmurami się zanioslo, a nawet w porywach pokropiło obficie. Przyjęłam to z wielką ulgą, ale tylko ja, bowiem inni się zasępili okrutnie, że już nie mogą się dalej grilować.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa dyskusja tutaj trwa na temat pomagania. Dawno chciałam się wyżalić w tym temacie, ale nie miałam komu, bo delikatny on jest. Otóż ja osobiście bardzo wyrywna jestem do pomagania, ale co inicjatywę wykażę, to się okazuje, że dobrymi moimi chęciami, to piekło jest wybrukiwane. Otóż chciałam ja pomóc pewnemu chłopaczynie w przygotowaniu do egzaminu gimnazjalnego, żeby trochę więcej tych punkcikow zdobył. A nauka mu akurat nie szła za bardzo, jak to się dzisiaj mawia. Zaznaczylam, ze zupełnie bezinteresownie itd. No dobrze, dobrze. Po trzech spotkaniach mamusia grzecznie, ale jednak stanowczo odmówiła dalszej syna edukacji. Chłopiec piłkę kopaną trenuje, na treningi chodzi, a ja mu czas i energię zabieram. Na wynikach im zależy owszem, ale w branży piłkarskiej. Nie wiedziałam, gdzie oczy podziac. Rakiem się wycofałam w podskokach. Innym razem bratu mojemu rodzonemu zaproponowalam, że syna mojego, a jego chrzesniaka zresztą, wyślę autem, aby go do mamy w odwiedziny przywiózł. Szmat drogi to jest, a brat mój kochany wielokrotnie skarżył mi się na liczne dolegliwości zdrowotne. W dobrej wierze propozycję złożyłam, wierzcie mi. A brat się na mnie żywcem obraził, że za takiego dziada go mam, który sam do matki nie może dojechać. I do tej pory nie dojechał ( 3 lata).
Innych przykładów już nie przytoczę, bo mi samej siebie żal. Ale rzecz jest pewna, że trzeba UMIEĆ pomoc przyjąć. Tak mi jakoś przykro za każdym razem. Więc się już nie wyrywam. Ale wezwana przybędę zawsze, pamiętajcie Kuriery.
Ganna nie znam brata twego, ale znając trochu życie to przypuszczam, że on się po prostu migał zasłaniając się dolegliwościami, a twoją propozycje uznał pewnie za złośliwy przytyk.
UsuńMam ja 4 braci i 3 bratowe. Jeden brat jak założył rodzinę to wybył z rodzinnego miasta za mieszkaniem . No i z tą rodziną żyją sobie nie tak znowu daleko od nas. Z tej naszej licznej rodziny to oni migają się od opieki nad naszą mamą, no bo przecież oni są daleko. Jak przyjeżdżają do rodzinnego miasta, to w odwiedziny przychodzi już tylko brat, bratowa przestała przychodzić od jakiegoś czasu, no bo skoro mama jej nie poznaje to po co...
Ech, Marija, szkoda, że to życie tego Cię nauczyło:(
UsuńPozostali Bracia pomagają Ci?
Ganna, wychodzę z założenia, że lepiej o dwa razy za dużo dostać w doopę, niz o raz za mało. To jest trochę tak, jak z datkami na różne cele. Wolę dać dwa razy bez sensu niż nie dać, bo może akurat ratuję kogoś z opałów? Nie wiemy tego nigdy. To jak z tą meduzą, o której pisała powyżej Rabarbara. Ważne, żeby nie przekraczać granicy i nie zatracić siebie gdzieś po drodze.
UsuńNie dostałam jeszcze po doopie od życia i niech tak zostanie. Datków bez sprawdzenia nie daję. O "meduzy" dbam. Każda jest ważna. Nie robię nikomu, co mnie jest niemiłe. A przynajmniej usilnie się staram.
UsuńGanno, ja sie nauczylam nie wyrywać przed szereg w wielu sprawach, bo też póżniej obrywam, i jest niemiło ,przykro i po co mi to było.
OdpowiedzUsuńAle z gestow życzliwości, czy po prostu normalnosci nie zerwalam.
Mruczy gdzieś w oddali, błyska i pada deszcz, temperatura spadła do 25 stopni i powietrze pachnie deszczem, mokrą trawą i czymś jeszcze co jest takie przyjemne. Bardzo lubię jak tak pachnie.
OdpowiedzUsuńU ns pachnie wilgocią i konskim łajnem, sianem, w koncu na wsi mieszkam.Leje nadal.
OdpowiedzUsuńDora, dajbuk tylko takich woni...
UsuńJasne, ale czasem jak poleją nawozem pola to można zdechnąć.
UsuńPoczytałam i po raz kolejny stwierdziłam, że Kurnik to piękne miejsce, a Kury to mądre i wiecznie młode boginie:)
OdpowiedzUsuńHej, Ganna!
Kalipso, Ty jesteś przewodniczącą bogiń, bo ja aby PrezesKurą.
UsuńDobry wieczór. Ja dopiero dziś przeczytałam wszyćko i powiem jedno, że czasami nie warto być za dobrym dla ludzi, bo jest powiedzenie - dasz palec, a zabiorą rękę. Wczoraj urwałam się ze smyczy i pojechałam do najmłodszej siostry teściowej. Spędziłam miło pół dnia z Nią i Jej córką. Wyjazd mi się posypał, bo w przyszłym tygodniu będę ganiać dalej po lekarzach z Mamcią. Takie fatum na mój urlop. Brrr
OdpowiedzUsuńHano, braciszek mój, że tak powiem, ma wywalone na wszystko i stwierdza, że skoro chce iść do lekarza, to może sama. Dopiero, gdy jemu coś się dzieje, to jest potulny i do rany przyłóż. Czasami mogę się wyręczyć Córcią lub Jej Małżem, ale to trzeba uzgadniać dużo do przodu, bo rehabilitacja Małej i wożenie Jej do przedszkola. Moja córcia wreszcie wsiadła za kierownicę i zgarnęła auto Zięciowi.
OdpowiedzUsuńOmatko, są mi obce problemy z rodzeństwem, o których tu piszecie. Zauważcie, że na ogół nie wywiązują się bracia. Tak ich mamy wychowały. Jeśli bida w rodzinie, zwłaszcza czyjaś choroba, to braciszek jest zwolniony i usprawiedliwiony, bo siostra wręcz przeciwnie. Brat jest przeznaczony do celów wyższych. To jest okropne, denerwujące, niesprawiedliwe. Nie miałam takiej sytuacji, ale wydaje mi się, że egzekwowałabym choćby siłą.
OdpowiedzUsuńBoguśka, pamiętam przecież jak latałaś, kiedy Brat złamał nogę. Mógłby teraz Ci pomóc. Zwłaszcza, że Mama jest na chodzie i nie wymaga obsługi. Poza wszystkim to nie łaska, a obowiązek ze strony Brata. O ile nie czuje o co chodzi. To jest właśnie przyzwoitość.
Hana z tymi braćmi nie jest aż tak źle, ja mam tylko jednego odszczepieńca, a mam ich tak jak wyżej napisałam 4 ;) Gdyby nie ten z którym mieszkam już dawno bym zwariowała, on ma więcej cierpliwości do mamy niż ja. Dwaj pozostali też się udzielają, gdyby nie ten najmłodszy nie przeżylibyśmy zimy w naszej remontowanej kamienicy. To on co tydzień wnosił dwa 30 kilowe worki węgla po zdezelowanej klatce schodowej. Mniej udzielają się bratowe, ale żona tego najmłodszego brata przez kilkanaście lat borykała się z demencją swojej mamy, która zmarła dopiero rok temu. Druga bratowa zaś boryka się z synem z zespołem Aspargera i łatwo jej nie jest. Najmniej problemów mają Ci zamiejscowi, no a oni jak napisałam sie migają.
UsuńMam 3 szt braci, w tym 2 bliźniaki. Wszystkie poszły w świat. Zostaliśmy z Małżem z Mamcią sami. Ale Braty zapewniały wsio. Od łóżka ful wypas, balkoniki, windy, sprzęt wszelaki i dla nas kaskę za opiekę, bo opiekunkę znaleźć na 24 h to cud. Braty moje się sprawdzili, ale mieli za co. Gdyby nie, to nie wiem jakby wyglądał ich altruizm.
UsuńA mój Brat wczoraj zabrał mnie do okolicznych dolinek, żebym trochę świeżym powietrzem odetchnęła. I wogóle to on podobny do twoich SaBała-ciak.
UsuńMiałam dzisiaj fatalny dzień, a raczej popołudnie i wieczór. I to troche a propos naszej dyskusji o pomaganiu. Otóż niestety pomagałam przyjaciołom (prawie)w transporcie piesia za tęczowy most. Nie było komu przewieźć Doga de Baurdaux (nie wiem czy dobrze napisałam)do weterynarza na ostatnią posługę. Żaden weterynarz w wielkim mieście Poznaniu nie był w stanie przyjechać do domu. Pies się męczył. Moja przyjaciółka chora poważnie, nie może już jeździć, jej mąż nie ma prawa jazdy. Synuś na wakacjach i ma gdzieś. Reszta rodziny też. Był też problem ze zniesieniem psiny do samochodu (blok). Na szczęście jakiś sąsiad się zlitował i pomógł. A mnie chyba długo będzie prześladował widok bidulki w moim samochodzie w tej ostatniej drodze. Ech...
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu piesia ,znajomych a wkurzona na weterynarzy, żeby żaden nie chciał do domu przyjechać, okropność.
Usuńserce mi sie scisnelo, MM.....
UsuńCzytam i jezdem raczej na nie. Pomagam, bo chcę się czuć potrzebna. I ZAWSZE chcę coś w zamian. Choćby swoje dobre samopoczucie. Nie wiem, czy jestem w stanie być altruistką. Raczej nie. Egoistką jestem na pewno.
OdpowiedzUsuńKazdy potrzebuje choc troche egoizmu...w dowolnej formie (u mnie w umyslowej)
UsuńBez zdrowej dawki egoizmu przyszłoby zwariować!
UsuńOczywiscie, że tak.
OdpowiedzUsuńDzień dobry,u nas deszczowo,i nie zapowiada się lepiej. Moja cierpliwość jest wystawiona na wielką próbę, dobrze, że kupiłam wino, to będę się znieczulać.
Dora, ale że tak od rana?
OdpowiedzUsuńSzczęściem wypatrzyliśmy lukę między jednym deszczem a drugim i fru z domu. Tam gdzie pojechaliśmy nie padalo i bylo fajnie.
UsuńCzesio Kureiry! U nas dzisiaj arcyprzyjemny chłodek, ach, jak miło! Może nawet w obejściu coś porobię?
OdpowiedzUsuńA tu - ocho! albo oho...wylazi sloneczko - pora wlaczyc pranie i zmywarke...
OdpowiedzUsuńWitajcie. Dziś daje żyć, popaduje sobie deszczyk co chwilę, nic raptownego i ochłodziło sie do 17 stopni. Nie mam pojęcia co wczoraj zjadłam takiego, że czuję dziś wstręt do jedzenia, ale głodóweczka dobrze mi zrobi.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się zdrowo. Buziaki.
U nas juz po upalach, 16 st , a w porywach ,kiedy slonko zza chmur wygladnie do 20. Juz mozna pomykac w dlugich portksch i cienkiej kurtce, ale nogi w morzu pomoczyłam😁
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńPo porannym deszczu słonko wyjrzało, na wycieczkę dzieci zabrały, teraz jest 25 stopni.
Mnie to się nawet dzisiaj zachciało na gumienku pogrzebać!
OdpowiedzUsuńJa grzebałam wieczorami.
UsuńCześć Kurki, na tym blogu meteorologiczno-psychologicznym ;-).
OdpowiedzUsuńU nas z rańca było poniżej 10 stopni. Brr. To chyba chłodzenie w chałupie wyłączymy, bo już niepotrzebne.
Załączyłam u siebie na blogu cudne zdjęcia mojego warzywnika. Nie widać na nich cudnych podziemnych myszek, które - bo wczoraj mieliśmy miniwykopki - zeżarły nam ( szacuję porównując do zbiorów z poprzedniego roku ) - ze 3/4 ziemniaków. Z zagona słusznych rozmiarów zebrałam mizerną jedną skrzynkę kartofli. Na zagonie obok odkryłam pierwszą dynię wygryzioną od środka. Nauczona doświadczeniem, gdy dynie zaczynają dojrzewać, podkładam pod nie kawałki desek, żeby nie leżały na ziemi bezpośrednio. A tu i tak zdążyły jednej dopaść.
Kiedy właśnie podczas wykopków przyszła do mnie nasza słodka kociulka Pipi, w pyszczku trzymając myszkę, poczułam dziką satysfakcję. A kiedy ją przy mnie zeżarła, to tylko sobie pomyślałam, że o jedną mniej. Zła ze mnie baba. Nie lubię, jak myszki zżerają mi aż tak dużo owoców moich trudów. Nie zachowują ci one w tym roku umiaru. Pewnie nie słyszały o złotym środku.
Pozdrawiam poniedziałkowo!
Agniecha, obawiam się, że trzeba pogodzić się ze stratami...
UsuńNooo...
UsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuńSłońce, trochę chmurek, leki wiaterek, 20 stopni i tak mogłoby zostać. Zanosi się jednak na wyższą temperaturę. Dyżur mam dzisiaj.
Dobrego poniedziałku.
Agniecho, myszka tez lubi pojeść dobrego,a pewnie ma rodzinę, dzieci...podziel się posiłkiem😃
OdpowiedzUsuńJak widać masz w kici wsparcie a tak jej nie doceniasz.
Dzień mokry, chłodno również, zaraz chyba znow lunie, 18 st.
Ja nie doceniam? Kiedy?
UsuńA, co tam kiedyś na kićkę narzekałaś😃😃
UsuńNo, patrzcie, jak to się wydarzenia zbiegły z tematyką posta; w sobotę znajoma (w zasadzie mojej córki, ale i moja też), została potrącona przez samochód (złamany obojczyk i ogólne potłuczenia), kiedy jechała na rowerze. Natychmiast dziewczyny zorganizowały dla niej pomoc, obiady, dyżury (nie chcą jej zostawiać samej, bo ma skłonności do depresji, a ostatnio miała w życiu trochę ciężko). A przecież nikogo o nic nie prosiła, napisała tylko, że miała wypadek. Sama od razu się zastanowiłam, co mogłabym dla niej zrobić, ale wszystko zostało ogarnięte w mig, a ja się dowiedziałam o sprawie po kilku godzinach.
OdpowiedzUsuńNinko, zawsze mozesz po prostu miec chwilę na rozmowe z koleżanką.
OdpowiedzUsuńDora, ona jeszcze nie do rozmów. Środki przeciwbólowe i sen. Raczej spokoju jej potrzeba teraz, a na rozmowy przyjdzie czas.
UsuńNo tak, fajnie, że koleżanki się tak zorganizowaly z pomaganiem.
UsuńZapraszam serdecznie na fotograficzną relację z wystawy prac Małgorzaty "Ryby" Rybickiej pt. "KUryRYby". Wystawa miała miejsce na Jarmarku Jagiellońskim w Lublinie. Prace bardzo ciekawe, mam nadzieję, że wielu z Was się spodobają.
OdpowiedzUsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuń18 stopni, trochę chmurek i wiatru.
Udanego dnia.
Cześć Kury, u nas słonko i chłodny wiaterek.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzien dobry, 17 st, na razie nie pada.
OdpowiedzUsuńChcecie posłuchać opowieści kreminalnej?
OdpowiedzUsuńCzęsto oglądam ID i wczoraj była historia o tym,żeby uważać o czym się marzy i w ogólności podobno piniendze szczęścia nie dają.
Otóż,pewien 38-letni Afroamerykanin z Chicago z wielodzietnej rodziny,gdzie się nie przelewało raptem wygrał na loterii 20 mln$.Oczywiście w dyrdy kupił rezydencję na Florydzie,poślubił niezłą laskę ze swojej rasy i począł żyć jak cysorz.Cygara przypalał mu biały lokaj;)
Wziął na utrzymanie dwie siostry żony (młode siksy),opłacał im mieszkania,szkołę,i kupował gwiazdki z nieba.Dla najmłodszej siostry sprowadził dawnego narzeczonego,któremu również zapewnił wikt i opierunek.Nie krył się z majątkiem,wszyscy sąsiedzi wiedzieli że ma wielką kasę,w kieszeni zawsze nosił drobne ok.10 tys$ :))Zresztą Floryda ściąga magnatów z całego świata.
Klaps.Reklama.
W końcu żona zaprotestowała,zdała sobie sprawę,że takie szastanie w krótkim czasie zrobi z nich żebraków.Zakazała mu finansowania krewnych,na co milioner pozornie się zgodził.Jednak po kryjomu dalej ich dotował.
Klaps.Reklama.
Pewnego letniego popołudnia bogacza znaleziono w wypasionym vanie w kałuży krwi,z przestrzeloną głową ze związanymi sznurówkami rękami,niedaleko samochodu śledczy znaleźli rewolwer.W tym czasie inny patrol zatrzymał w okolicy dziwnie zachwującą się jedną z sióstr.
Policja zastała żonkę w domu,czekała na męża,gdyż wcześniej mieli spędzić czas na mieście.Ale mężu się nie pojawił.Spokojnie przyjęła wiadomość o jego śmierci.
Klaps.Reklama.
Co chwilę są reklamy,trzeba wielkiej cierpliwości.
Kto go zabił?Czy to rodzinka poderżnęła kurę znoszącą złote jajka czy obcy?
Macie swoje typy?
Nie wiem, jesli sppnsorowal rodzinke, to raczej woleli żeby żył, żonce się moglo nie podobać, to mogla ukatrupić, żeby w spadku odziedziczyć.Mogli tez jacys obcy łasi na gruby portfel.
OdpowiedzUsuńLogicznie kombinujesz,Dora,też miałam oko na żonę.
UsuńAle nie.
W skrócie:okazało się że bogacz miał romans z najmłodszą siostrą żony,mimo iż ta miała owego narzeczonego.Oboje byli sponsorowani.Uknuli plan,zwabili bogatego szwagra do siebie,zamieszana w spisek była też trzecia siostra żony,ta którą przypadkowo zgarnął z ulicy patrol.No więc zwabili,zagrozili bronią,związali i wsadzili do jego auta,prowadził narzeczony.Nie byli usatysfakcjonowani łupem,bo miał w portfelu tylko 7 tys$,do sejfu nie mogli się dostać.Nie mieli innego wyjścia,za spust pociągnęła ta kochanka,najmłodsza siostra żony.
Spadek przejęła żona,sprawcy dostali podwójne dożywocie (trzeciej siostrze uszło na sucho).
Dlaczego ludzie są idiotami,którym wciąż mało.
Omatko, Hanna, co Ty oglądasz?
UsuńNo wlasnie,co Ty ogladasz?? W miejscu, w ktorym obecnie jestem, najgorszym zagrozeniem jest ogromny byk, ktorego nalezy omijac - sztachety w ogrodzeniu sa podobno mikre, a byku nie nalezy w ogole patrzec w oczy...
Usuńa ludzie sa idiotami, bo im sie wydaje,z e sa madrzejsi.
Opakowana, a dzie Ty jesteś???
UsuńOpakowana,czy to Minotaur?
UsuńOglądam Investigation Discovery,program o śledztwach.Niesamowite współczesne techniki dochodzeniowe,dzięki którym jest możliwość udowodnienia przestępstw nawet po kilkudziesięciu latach.Oczywiście liczy się też dedukcja i intuicja Sherlocka wsparta właśnie najnowszymi możliwościami.
Na razie pochmurno.Noce chłodniejsze,budzę się pod kołdrą, a nie na kołdrze.
Miłego.
Jestem chwilowo w okolicach Mazur - wicie, co to z glownej drogi sie skreca w lewo, w lokalna, zaraz potem w nieoznaczona za chalupami, trochu nierowna, a z tej skreca sie w polna z pieknym krajobrazem. I sie dojezdza. Panstwo tu maja krowy niezwykle szlachetne i drogo-miesne. I na stanie jest wlasnie byk. Chyba nie Minotaur, ale z opowiesci o nicm tak mi troche na to wyglada...W drodze tu widzielismy sporo czapli - chyba...czym na oko rozna sie zurawie od czapli siwych, poza odglosem? Odglosy dzis od 6 rano, wymieszane z dzieciolem pukajacym w drzewo. Tu jest ciszej niz na naszej wsi, bo nie ma odglosow aut i motocykli. i pil mechanicznych i kosiarek i innego warkotu.
UsuńOdglosy klangoru z bardzo daleka jeszcze slychac. Podobno odlatuja dopiero w pazdzierniku.
Chwalę się: umyłam okna i spotkałam z Bachą. Pogoda była wymarzona.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnego wieczoru.
Ewo, czyli pożyteczne z przyjemnym😃
OdpowiedzUsuńOwszem, owszem, dwie godziny ploteczek uskuteczniłyśmy z Ewa.
OdpowiedzUsuńCześć, znow leje, 16 st.Jutro ma byc jednodniowa przerwa w padaniu.
OdpowiedzUsuń