Sport to zdrowie, ale - jak widać - nie zawsze. Wyczynowy to raczej zdrowy nie jest, raczej opłacalny, mnie jednak zapaść z przetrenowania nie grozi. Ani z nadmiaru dochodów:)
Uprawiam survival na miarę możliwości starszych pań (kol. D. zapewne dałaby mi teraz w paszczu). Naiwnie myślałam, że tym razem będzie łatwiej niż poprzednio, bo spływaliśmy tylko rzeką, a tydzień temu było jeszcze jezioro po drodze. O święta naiwności! Rzeczka z pozoru niewinnie meandruje sobie po przepięknych okolicznościach przyrody, jednak niewinnie to ona wygląda tylko z brzegu. Miejscami rozlewa się jak jaka Wisła, miejscami jak potoczek, że ledwo można się przecisnąć nie utknąwszy kajakiem w poprzek. Pełno zakrętów, mielizn, kłód i zielonych mosteczków, co to ani wierzchem, ani pod spodem. Przy takim mosteczku wpakowałam się po kolana w bagno ratując kol. D. przed spłynięciem bez wioseł. Otóż wzięła ona mosteczek od spodu, rozpłaszczywszy się w kajaku jak naleśnik. Mnie się zdawało, że nie da rady, że ueb mi urwie na amen, więc wzięłam mostek wierzchem wygramoliwszy się z kiwającego się na wodzie kajaka. Na brzeg nie dało się wyjść, bo był stromy z 2-metrowym sitowiem i bagienkiem - jak się okazało:). Łatwo nie było. Zwłaszcza, że śmiałam się przy tym wyobraziwszy sobie, jak to musiało wyglądać. Kol. D. przepłynęła i łba jej nie urwało, ale to ja miałam wiosła. Prąd żwawo znosił kajak z kol. D. w środku, a ja gnałam wzdłuż brzegu z wiosłami. Udało się odzyskać kajak z zawartością, ale ja - z rozkosznym mlaśnięciem wpakowałam się w przybrzeżne bagienko. To była pierwsza przygoda. Potem było wyciąganie kajaka z mielizn, kamienne uskoki do przebycia (żeby nie powiedzieć wodospady, hrehre), kilka rozpłaszczeń pod mostkami i kłodami z bobrowych tam i jedna zapora, przez którą trzeba było przenieść kajak. Przy którejś mieliźnie nóżka wpadła mi do dziury pod wodą i skąpałam się do pasa. Kol. D. dodatkowo poślizgnęła się na kamieniu i poleciała po całości. Od góry zlał nas wcześniej ulewny deszcz, tak że kąpiel nie zrobiła już na nas specjalnego wrażenia. Obśmiałyśmy się, bo nic nam nie groziło, rzeczka jest bezpieczna - utopić się nie sposób.
Okoliczności przyrody wynagradzają wszelkie trudy. Naprawdę, nie przesadzam. Niesamowicie bujna zieleń i magiczne światło dają wrażenie odrealnionego wręcz spokoju. W takim miejscu bardzo łatwo być tu i teraz.
Kol. D. zapisała nas na wszystkie spływy w sezonie (w tym Wartą). Na pewno nie zaliczymy wszystkich, bo imprezy współfinansuje gmina, więc nie mamy monopolu. Chyba że będzie niedobór, na co liczymy.
Z narażeniem życia (zwłaszcza aparatu) udało mi się zrobić trochę zdjęć - nie są najlepsze, bo niełatwo je robić z kiwającego się kajaka. No i deszcz sprawił, że zaparował mi obiektyw i na zdjęciach widać krople wody. Ale są. Puszczam mniej więcej od startu.
Tu już lało:
Tu trzeba było się rozpędzić i przeskoczyć tym kawałkiem bez kamieni:
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńPodiuuuuuuuum!
OdpowiedzUsuńCudna wycieczka,zazdraszczam!
OdpowiedzUsuńI zdjecia cudne!
OdpowiedzUsuńCo do zdjęć mam niedosyt, ale trzeba było kursu pilnować!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście okoliczności przyrody cudne! Druga?
OdpowiedzUsuńNinko, zaskoczyło mnie, że taka niepozorna rzeczka, a takie skarby kryje. Ile tam ptaków!
OdpowiedzUsuńNo to teraz rozumiesz moją wieloletnią kajakową namiętność! Spłynęłam wieloma polskimi rzekami ze studentami, z ojcem mojego dziecka wraz z dzieckiem (pierwszy spływ w wieku 1 rok i 3 mies), z wnukami 2 lata temu *). Na meandry trzeba mieć kajak ze sterem. A takie uciechy po drodze (dodatkowo z tzw. przenoskami) nazywały się w przedwojennym przewodniku "malowniczymi" - najwięcej ich było na Czarnej Hańczy. Chętnie bym z Wami popłynęła ;)
OdpowiedzUsuńMam kilka spływów zaliczonych. M.in Czarną Hańczą i przez Wielkie Jeziora, Pisą do Narwi, i Krutynią dwa razy. Super imprezy! O zwykłym pływaniu po naszym miejskim jeziorze nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńKiedyś Jacek pojechał tylko z dziećmi, bo ktoś - czyli ja - musiał zostać z kotem. Jacek płynął z bratem i podczas takiego manewru, jaki wykonała koleżanka D. przechylili się obaj na jedną stronę kajaka, co poskutkowało wywrotką oraz utopieniem wszystkich rzeczy łącznie z chlebem na kolację. Dzieci były autentycznie zachwycone.
I jeszcze przypomniała mi się historyjka nadająca się do poprzedniego posta. Któregoś poranka, po śniadaniu, brat Jacka robił kawę udając trochę szefa kuchni prowadzącego program kulinarny, a trochę kucharza z Muppet Show. Na końcu zamieszał zakręciwszy kubkie, spróbował i siorbnąwszy głośno powiedział: Mmmm... Al dente!
Odtąd, kiedy coś nam bardzo smakuje mówimy: Mmmm... Al dente!
Kubkiem, oczywiście, zakręciwszy :D
UsuńUsunęłam, bo napisałam nie w tym miejscu:)
UsuńKolKa, była i przenoska!
OdpowiedzUsuńNinko, to Ty weteranka jesteś! Normalnie al dente!
OdpowiedzUsuń:D:D:D:D:D
UsuńAl dente mi się przypomniało, bo to było właśnie na jednym ze spływów. Krutynia, biwak nad jeziorem Mokre.
Usuń:)))
UsuńJakis kajakarski szał Was ogarnął😄
OdpowiedzUsuńMoją kol W . z mężem wężem rownież, wybrali się nad Poznań, gdzies tam nie wiem gdzie, rowniez w celu kajakowania, samodzielnie! Tydzien surwiwalu, mieszkali w agroturystyce.
Dora, nieee, to nie szał. Po prostu są warunki bez żadnych wyjazdów i cudowania.
OdpowiedzUsuńNo tyz prowda. Turystyka krajowa teraz na topie, a Wy macie pod nosem warunki że hej.
UsuńZ opisu - horrir
OdpowiedzUsuńZe zdjęć - bajka
I bądź ryba mondra...🤒
No weź, Rybeńko, było ciepło, mimo deszczu (nie przez cały czas) i wywrotka tylko zwiększa atrakcyjność. Jest o czym nawijać!
UsuńJa moja wyprawę na kajaki do pobliskiej Belgii wspominam zawsze z sikaniem po nogach.
UsuńKolega zatopił niezatapialny kajak a potem napięcie rosło do rechotu
Rybeńko, nie powiem, rechot też był. Kiedy ktoś przewraca się w wodzie sięgającej kolan, a jest mokry po czubek głowy, to można pęknąć ze śmiechu:))) Albo jeśli ktoś nie może wyciągnąć nogi z mułu i wyciąga ją w końcu, ale bez bucika, to po prostu boki zrywać!
Usuń🤣🤣🤣🤣🤣
UsuńMoja koleżanka przy tej przewrotce zgubiła buty i nie mogła chodzić bo tam były ostre kamienie i tak stała i rechotała
Kochamy te kajaki 🤣🤣
Ojejku, jak ja bym chciała!
OdpowiedzUsuńAniuM. wszak masz Mazury na wyciągnięcie ręki.
UsuńEch, no przecież sobie sama nie wsiądę w kajak.
UsuńAniuM. możesz i sama, to nic skomplikowanego. Może z córką? Z tatą?
UsuńKoło moich rodziców akurat nie ma rzek do spływów, naprawdę. Ani nawet jezior 🙂
UsuńAle trochę dalej... Masz kajakowe raje.
UsuńBardzo pozytywnie wspominam spływ Czarną Hańczą. Było to co prawda już ze 20 lat temu, ale przeżycie niezapomniane - nawet dali dyplom po skończeniu. I dowiedziałam się, że ścięgna w nadgarstku potrafią skrzypieć oprócz boleć.
Też dobrze wspominam spływ Czarną Hańczą, mimo że gzy żarły. Ale tam wymyśliłam Grzanki z patelni, które wszyscy rzucili się robić, a ja ich w końcu nie jadłam, bo mi za bardzo pachniały dymem. I herbata też za bardzo. I piłam tylko wodę lub mleko. A potem okazało się, że jestem w ciąży (co już trochę podejrzewałam) i to były pierwsze objawy. Znaczy się moja córka zaczynała spływy jako naprawdę bardzo małe dziecko :D:D:D
UsuńFantastyczna zabawa ze spływem. Do tego zdjęcia i opisane przygody. Pełna satysfakcja z mojej strony. 😍
OdpowiedzUsuńBoguśka, miło mi, że za moją sprawą masz satysfakcję:)
OdpowiedzUsuńAle pięknie! W ostatnie wakacje popłynęłam Czarną Hańczą. Przepiękna rzeka i wspaniałe widoki, ale ból w ramionach czuję do tej pory. Płynęłam z jednym dzieckiem, mąż z dwójką. Pomocy znikąd, tylko płacz, że znowu wylądowałyśmy w sitowiu:)
OdpowiedzUsuńKalipso, hrehre, sitowie ma moc przyciągania!
Usuńojacie. a to zdjecie z kroplami deszczu. w ogole fajnie i zielono i zielono i zielono. I tam takie dzrewo, co lezy prawie w poprzek i wygladajakby z tego prawie lezacego pnia w gore zielenina rosla.
OdpowiedzUsuńRece-nogi wrocili do normy?
Nastepnym razem beda zdjecia ptaszkow?
Opakowana, trochę jeszcze boli mnie kark i nadgarstki, ale takie bolenie to pikuś.
UsuńZdjęcia ptaszków są raczej nieosiągalne, bo słychać je, al nie widać. I żaby słychać. Zdjęcia z kajaka to wyczyn jest, mnóstwo nie wyszło w ogóle.
I tak to, co wyszlo, wyszlo jak lalunina!
UsuńJesteś bardzo dzielną dziefczynką, bardzo ( już wyraz bagienko bagienko wygląda groźnie ). Mam nadzieję że na poskromienie Warty przywdziejesz stosowną kamizeleczkę unoszącą w coolorze pomarańczowym. Okoliczności przyrody boskie, mimo deszczu. :-D
OdpowiedzUsuńTaba, kamizelki są przywdziewane za każdym razem. Tym razem musiałam założyć kurtkę przeciwdeszczową, więc zdjęłam kapok. Na jeziorze nie zrobiłabym tego, chociaż dobrze pływam. Tutaj nie było żadnego zagrożenia, rzeka ma może metr głębokości w porywach.
UsuńTe krople deszczu na zdjęciach nie przeszkadzają, a wręcz naprzeciwko :)
OdpowiedzUsuńZwizualizowałam sobie to co napisałaś i...uśmiałam się jak norka ;)
Ja kajakiem pływałam tylko po jeziorach i to na krótkie dystanse jakiem była młoda i sprawna, tera nie dałabym rady ani wejść ani wyjść z kajaka.
Marija, chodzi mi o krople na obiektywie, które na zdjęciach są białawymi plamami. Zaręczam Ci, że my też się nieźle uchichrałyśmy.
OdpowiedzUsuńDałabyś radę, jak bum cyk.
Ja o tych kroplach na obiektywie pisałam, przez to zdjęcia są takie "prawdziwsze" :)
UsuńCUDNOŚCI, ale dziękuję, pływajcie sobie beze mnie.
OdpowiedzUsuńBezowa, ale dlaczego bez Ciebie?
OdpowiedzUsuńW październiku 1975 r. miałam dylemat: zostać w lesie, czy przejść przez rzekę, bo widziałam w oddali światła w domach. W grubej kurtce, spodniach, cholewiakach, przeszłam przez tę rzekę z duszą na ramieniu, nie znając jej głębokości. Zgubiłam się szwagrowi na grzybach. Udało mi się. W najgłębszym miejscu było mi po tyłek, i na dodatek padał deszcz.To, co sie działo potem, nadaje się na film. Wróciłam cała, zdrowa i z grzybami. To nie była era komórek, że zadzwonisz, powiadomisz. Szukało mnie pół wsi. Całe życie bałam się wody, a weszłam.
UsuńMówią, że do trzech razy sztuka, ja już te trzy razy wyczerpałam.
Bezowa - neizle, niezle...a pprzypomnialas mi jak pojechalam do campingow chyba uniwersyteckich czy jakichs pod zamkiem Czocha, Trzy dziewczyny w przasnym domku campingowym. Ja mam w kieszeni klucz i numerki na kolacje. Tuz po przyjezdzie poszlysmy na spacerek, bo jeszcze byl czas. Brzegi jakiejs rzeczki nisko, trzeba zejsc, a tam sucho, cos tam leniwie miedzy kamieniami plynie, to po tych kamieniacj kic, kic. Jedna zostala na brzegu, a my dwie te kic kic. poszlysmy dalej, ale tam niczego nie bylo, wiec wracamy. a tam niespodziewajka, ze nic tylko rechotac - rwaca rzeka pod sam brzeg. zglupialysmy od tego, bo co? tsunami? Kolo zamku Czocha??
Usuńnie bylo odwaznej, wiec postawilam noge w wode liczac na te suche kamienie gdzies blisko. i w jedna sekunde zorientowalam sie, ze rwaca rzeka dosiega mi prawie pod pachy i - jak sama nazwa wskazuje - porwala mnie. A bylo to przy jednym z wielu zakretow rzeczki. I wtedy mnie olsnilo, ze NIE przeplyne w poprzek za Chiny (ludowe), ALE jak sie rzece i pradowi poddam, to mnie powinien on ten nurt i prad wyrzucic na zakrecie odrzutem. Byle tylko dac sie splawic.
Co tez zrobilam (kolezanka walczyla, a ja wrzeszczalam PUSC SIE!!!!!!. nota bene ta, co zostala, stala na grzegu tej szalejacej Amazonki i nam piescia wygrazala, ze juz kolacja, spoznimy sie i w ogole!
za pierwszym podejsciem nie udalo mi sie zlapac trawy na brzegu, bo woda byla SZYBKA, ale chyba za 3 uchwycilam sie jakichs traw i wywleklam sie na brzeg. Otrzasnelysmy sie i dla draki poszlysmy na kolacje jako takie Goplany z chlupoczacymi butami, obkapujace. numerki na kolacje sie jedynie sklepily, klucz do domku nie wylecial, a zegarek, ku mojemu zdumieniu, dzialal...
potem sie okazalo, ze spuszczaja wode z tamy w Czosze/Lesnej co wieczor na 20 minut przed godz. 19 i akurat trafilysmy.
bezowo, Opakowana, ależ przeżycia!
UsuńAjajajajaj! Hana!!! ale przygoda! jak mi się to podoba i w takich okolicnościach przyrody!! strasznie się rozentuzjazmowałam! Ale tam pieknie, to zdjecie 23 to puszcza amazonska, w ogole to Amaznonia w Polszcze. Ta kalina praktycznie w rzece....ojejej! Ale masz fajnie z koleżnka D.! noo i z gmina! Ale gmina,,szczesciara z Ciebie. Ogladam i ogladam te okolicznosci przyrody!
OdpowiedzUsuńGrażyna, słusznie się rozentuzjazmowałaś, ta rzeczka to perełka w środku cywilizacji.
UsuńMam super fajnie i jestem szczęściarą.
Pojutrze śmigamy z kol. D. na dwa dni nad morze. Stadem zajmie się moja niezastąpiona MM. Na dłużej nie da rady, ale i tak się cieszę - to mój pierwszy wyjazd od lat.
Wspaniale, pomacham Ci!
UsuńAle fajosko Prezesowo - zdarzycie nad morze przed wakacjami szkolnymi - skarb! Bawcie sie dobrze i nawdychajcie jodu.
UsuńAch, Opakowana, czym sobie zasłużyłam to nie wiem, ale biorę!
UsuńDora, już odmachiwam!
UsuńJuz jesteś, no,no,,to macham, w koncu to ten sam Baltyk, tylko trochę dalej😄
UsuńTaka rzeka to jest niesamowita rzecz. Kiedy patrzysz na to samo miejsce z perspektywy wody a z brzegu, to zupełnie inne światy. Zresztą, komu ja to piszę.
OdpowiedzUsuńPięknie to wygląda, te zielone, tajemnicze tunele, i to dziwne poczucie, że ludzki świat zniknął, i jest jakiś mały i nieistotny. I wcale do tego nie potrzeba Wisły i Amazonki, wystarczy mała rzeczka w Wielkopolsce.
Czy na tej wierzbie, co to Opakowana już o niej pisała, rośnie jemioła?
Spytam jeszcze z praktycznej ciekawości - jak tam komary itp. paskudne stworzonka?
Agniecha, zgadza się, rzeczka jest niesamowita i trafnie to ujęłaś - ma się poczucie bycia w innym świecie. Woda i zieleń to fantastycznie uspokajające połączenie.
UsuńTak, na wierzbie to jemioła.
Paskudnych stworzonek dziwnym trafem nie było. Może z powodu deszczu?
Ale pięknie! Ale fajnie! I jaka grrrrroźna rzeczka, a tak niewinnie wygląda.
OdpowiedzUsuńJulita, wiesz, jak jest: cicha woda brzegi rwie...
UsuńMnie to zawsze zastanawiało i zastanawia: a jak się wraca,czy tak samo? Piękne okoliczności miałyście po drodze.
OdpowiedzUsuńNa ogół kajakiem z punktu A do punktu B, a stamtąd do domciu innym środkiem lokomocji - ludzie osobno, kajaki osobno, na specjalnej przyczepie. Chyba że jest możliwość zrobienia kółka z punktu A do punktu A. :D:D:D
UsuńOrko, jedziemy jednym autem na start, następnie porzucamy tam współkajakowicza i tymże autem udajemy się na metę. Stamtąd kierowców zabiera busem organizator i dowozi na start. Lub ludzie sami się organizują z podwózką.
UsuńOooo, Orka - dobre pytanie. plyniesz z pradem a nazad to co? Pod gorke?
UsuńZawsze mnie to nurtowało.Nawet czytając książki w których pisano o spływach kajakowych/Wańkowicz?/ jak to jest ze startem,metą i powrotem.Bez sensu wydawał mi się powrót...samochodem albo inszą możliwością.Bo jakby tak spływali pod prąd to dopiero by się namachali wiosłami ;) Dzięki Kurki za wyjaśnienie :)
UsuńTo już możecie w "Dzikiej rzece" występować. Tam było podobnie, ale bez błota :))
OdpowiedzUsuńCzajko, jeszcze ze dwa spływy i wystąpię.
UsuńAle fajosko,urocza ta rzeczka,meandry,zieleń,nawet ten deszczyk się dobrze wpasował,aż widać tę ciszę i spokój.I tyle przeszkód do pokonania i konary nad głowami.W nocy byłoby wrażenie jak w domu strachów w Disneylandzie.
OdpowiedzUsuńHana, czy organizator nie nawrzucał specjalnie tych kamieni w jednym miejscu,żeby uatrakcyjnić wam ten slalom?;)
Hmmm,może nawet dałabym się namówić na taką eskapadę.
Opakowana, chleb nie bardzo się udał, za bardzo przyśpieszałam procedury wyrastania i daleko mu do pęcherzystości czy plastra miodu.Potraktowałam jako próbny balon,będę powtarzać aż dojdę do kunsztu.Ale tak się nastawiłam na włoski,że dziś sobie kupiłam w Grzybkach,oliwkowo-pomidorowy;)
U nasz dziś bardzo przyjemny dzień,słońce i rześkość.
Hanna, kamieni raczej nie nawrzucał, ręcymi nie dałby rady, a sprzęt nie dojedzie, bo utknie w bagienku. Takich straszliwie groźnych miejsc było więcej, ale albo zdjęcie nie wyszło (ze strachu trzęsły mi się ręce) albo nie było czasu na głupoty, życie trza było ratować.
UsuńCześć, ależ lato! Miłego nowego tygodnia, niedowiary że to polowa czerwca, to jestem tu juz prawie miesiąc.
OdpowiedzUsuńHanus, od samego oglądania zdjęć błogo się robi, a Ty to miałaś w realu :)
OdpowiedzUsuńKiedyś kajakowalam, różne rzeczy robiłam, a teraz mam wrażenie jakbym cofała się do tylu...
Pięknie korzystasz z życia i to jest super :)
Orszulko, było błogo. Chętnie popłynęłabym jeszcze raz, ale sama ( w sensie w jeden kajak). Gdzie by mnie zniosło, tam płynęłabym.
OdpowiedzUsuńNo to brawo Słowacja. Ja pierdziu ale żenada,samobój bramkarza,czerwona kartka.Znów pajace zagrają trzy mecze,otwarcia,o wszystko,o honor i urlop na Malediwach.
OdpowiedzUsuńIdę spać.
Prawda....a mialo byc tak pieknie. A optymalna dlugosc urlopu na Malediwach to podobno 5 dni. Ja, jak mysle o Malediwach, to daje sobie 4 dni....
UsuńCzy ktoś liczył na coś innego?
UsuńNie wybieram się na Malediwy ale dlaczego nie da się na nich żyć dłużej niż 5 dni a nawet 4 ?
UsuńRabarbara
Rabarbara - jak pobędziesz na tych Maledivach dłużej niż 4-5 dni, to bankructwo murowane! 😉
UsuńAa ! To o to się rozchodzi ;)))!!! No, to nie będę bankrutować na bilecie samolotowym ;))).
UsuńRabarbara
a dzie tam, mnie nie o to sie rochodzi, ale o brak czegokolwiek poza domkiem hotelowym i plaza. w 4 dni i sie powygrzewasz w cieniu na plazy, ponurkujesz, po cos tam. a potem co? na abarot? Ja to potrzebuje cos ogladac, sprawdzac, probowac i wyszli mi te 4 dni. I bylam nader zdziwiona, jak jakas osoba, co handluje wakacjami powiedziala o tych 5 dniach. Jak sie chce nic tylko na tej plazy w cieniu, to juz wole na Kaszuby. I wracamy zatem do kasy. ale na takie Indie Zachodnnie to chetnie - znajomi byli na rejsie i ich okret tez organizowal zajecia w podgrupach na roznych wyspach. Bo jednak, hrehrehre, sa one rozne o roznych kulturach. No i wreszcie bym kupila bialy rum, najlepszy na Martynice jest. Niby mozna (nie niby, hrehrehrer) mozna go latwo kupic w Paryzu (w takich malych, naroznych , osiedlowych sklepach), ale to nie to samo. I cygaro na Kubie bym wypalila.
UsuńCygaro mnie nie pociąga, rumu nie mogie a już na plaży choćby w cieniu to myśle, że 2 dni by mi starczyło. Tak, że reasumując - nie jadę ;)))).
UsuńRabarbara
Opakowana, z tego co mówiła moja psiapsiółka, najlepszy rum to na Dominikanie, tańce do rana na plaży, niebieskie bursztyny , o. Ale miałaś przygodę z ta rzeczką i tamą, bosz.
UsuńNo patrzaj, Kasia - ja dominikanskiego nie pilam, ino jamajski i martynikanski, bo maz kolezanki stamtad i mnie tym poili. z sokiem pomaranczowym i mala kostka brazowego cukru. bardzo zacne. Niebieskie bursztyny??? z czego? Tance omijam.
UsuńRabarbaro - nie myl miejsc - Malediwy to 4 dni i wystarczy. Cygara i rum to wycieszka po wyspach karaibskich. Sa i inne rzeczy do robienia, nie tylko picie i palenie, ale chcialabym obejrzec panie jak skrecaja te cygara i architekture Havany bym chciala obejrzes, zanim to sie w proch zamieni... Kiedys palilam cygaro pare razy i dziwne to bylo. ciekawe, czy teraz by mi sie wydalo dziwne.
a siedzenie na plazy, to wspominam Badagri Beach w Lagos jako ciekawa rzecz, bo ciagle chodzili handlarze wszystkim z wielkimi tacami na glowie. Robilismy sobie obiad z szampanem a plazy, bo Lagos jest tuz kolo granicy z Beninem (kiedys Dahomej, francuski) i handlarze zadnymi granicami glowy sobie nie zawracali, szli tam i na zamowienie przynosili bagietki, serek topiony (na wage zlota!) i wina francuskie. Im starsze tym tansze, no bo stare..., a na polnocy, kto jechal do Sokoto, to koniecznie jechal za granice do Nigru (tez ex francuski), bo przy samej granicy byla prawdziwa francuska cukiernia!!!!
Patrzaj Opakowano, jakie te granice bywają względne.Politycy powinni o tym pamiętać.
UsuńBosko!!!
OdpowiedzUsuńAsiu, bosko. Ciągle mam w głowie tamtą zieleń i obezwładniający wręcz spokój. I śmiech po pachi z powodu np. łapania czyjegoś płynącego z prądem klapka albo kompromitującego wręcz skąpania się NA MIELIŹNIE. Rozejrzyj się w swojej okolicy, w gminie, może ktoś organizuje coś takiego. Rzek i rzeczek u nas nie brakuje.
OdpowiedzUsuńNiektóre z opisanych przez Ciebie kajakowych przygód, też mamy zaliczone. Prawie nam urwało głowy pod mostkiem, ale ja się zapierałam wiosłem, a Wojtek skoczył z brzegu, żeby nas(mnie i córkę ratować). Tak to bywa, jak się poziom wody podniesie...Ale poza tym-uwielbiam, woda mlaszcze, ważki sprawdzają kto zacz, raz nam spod wiosła i trzcin , żuraw wyskoczył.
OdpowiedzUsuńHano,zazdroszczę, bo to super sprawa.Ja sto lat temu byłam na 2 albo 3 spływach Krutynią - też przecudna,malownicza trasa.Bardzo lubię taki swoisty zapach rzeki,wody,blota..sama nie wiem czego.No i te widoki:) Brawo dla cię za mobilność.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy gasić światło, czy może już zapalać jako że mamy już środę, a więc nowy dzień. Pięknej, słonecznej, spokojnej środy wszystkim! 😘
OdpowiedzUsuńTo może ja zgaszę???
OdpowiedzUsuńJa zapala dziś światło w Kurniku, mówiąc wszystkim - dzień dobry. Za oknem sine chmury, jamy miało padać. Udanego dnia. 😘
OdpowiedzUsuńBywają też przygody straszliwe.
OdpowiedzUsuńMy kiedyś płynęli łodzią po systemie wodnym w okolicach wiejskich Amsterdamu, łodzia miała maszt, ale złożony na płasko, bo te mostki wysokości różnej, podnoszone albo nie, co chwila. I dziewczę roztargnione na pokładzie, w niebo zapatrzone, rodzice raz nie zdążyli krzyknąć "schyl się", i do dziś ma okazałą bliznę u nasady włosów przez całą długość czoła. Most był stalowy nieuchylny. Wiadro krwi, nieprzytomne dziecko, spanikowani rodzice, woda donikąd, droga donikąd. Ale Latający sprawną dłonią doprowadził łodzię do miejsca gdzie karetka mogła podjechać, wcześniej zadysponowawszy karetkę na 112. I wszystko dobrze się skończyło. Chociaż wycieczka zachowała się w pamięci wszystkich biorących udział jako raczej nieudana.
Gorąc nadchodzi. Chłodnego cienia Wam życzę, Kurrry.
o matko....
UsuńCześć, czy macie jakieś sprawdzone sposoby na pozbycie się starych plam z rdzy na mstrriale?
OdpowiedzUsuńJa nie.
UsuńZ rdzy niestety nie. Znalazłam już sposób na stare, nawet uprane plamy z krwi, ale nie na rdzę.
UsuńDora, spryskaj plamy z rdzy lakierem do włosów, odstaw na jakiś czas, wypłucz, potem ponownie rób to kilka razy już na zmoczona rzecz, najlepszy jest najmocniejszy lakier
UsuńDzięki, wypróbuję.
UsuńZadna metoda nie pomogła.
Usuńwoda utleniona umieszana z soda, badz ocet/sok z cytryny. Albo jakis vanish...nie pamietam czy plamy zniknely, hrehreher
UsuńNie pomogło.
UsuńMam wrażenie, że plamy z rdzy są niezniszczalne. A co takiego Ci się przyrdzewiło, że koniecznie chcesz doczyścić?
UsuńTo nie mnie, tylko szefowej, dala sukienke żeby sprobowac czy da sie cos zrobić, ja bym ja wydzucila😄
UsuńWyrzuciła.
Usuńhrehrehrhr
UsuńWspaniała wyprawa, pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńPrezesso, najlepszego z okazji urodzin!
OdpowiedzUsuńWycieczka cudowna. Przyroda jest niesamowita. Ja płynęłam ino Bugiem dawno temu i mi sie bardzo podobało.
Kurki, udanego dnia!
No wlasnie, dzis Prezesowej urodzinki. ja juz pozyczylam Jej duzo dobrego na fb, ale tu tez mozna, a wrecz nalezy. Zyj nam dlugo, szczesliwie, zdrowo, tfurczo,z usmiechem i zwierzyna pod pacha - tak, jak jest!
OdpowiedzUsuń3 X TAK!!!
UsuńPodpisuję się pod tymi życzeniami obiema rękami! 🌺🌼🌹🌸
UsuńI ja też :)
UsuńI ja, i jeszcze ja. 🎂🍾🥂
UsuńDołączam do urodzinywch życzeń, dużo wycieczek z kol. D. ., może najpierw duzo zdrowia...no ipociechy z pociech i niech kffiatuszki Ci rosna jak na drożdżach!
OdpowiedzUsuńUrodzinowy zestaw wędruje, mocno schłodzone napitki i zimne przekąski. Trafiłaś z pogodą w 10 tkę, przyjemnego schładzania ciała w morskich falach🥂
OdpowiedzUsuńHej, co tam, upał doskwiera? Cisza tu od wczoraj.
OdpowiedzUsuńCzołgiem Kureiry! W pierwszych słowach bardzo, bardzo dziękuję Wam za życzenia, niech się spełnią. Tylko dwa dni, a czuję się, jakby nie było mnie z miesiąc. Totalny reset, chociaż go nie potrzebuję, bo mi tu dobrze, to jednak zmiana perspektywy dobrze robi na głowę. Tam było pięknie, i tu jest pięknie - czego chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńDobrze jest nawet na chwilę pobyć gdzieś z dala od codziennosci.
UsuńOtóż to, Dora. Bardziej się potem ją docenia:)
UsuńDzień dobry w sobotni poranek. 😀 żarówka za oknem mocno świeci i ma dawać dziś do wiwatu. Szykuję się po drobne zakupy, bo od poniedziałku zaczynam rehabilitację.
OdpowiedzUsuńUdanego dnia
No to udanej rehab.
UsuńCześć Kurencje!
OdpowiedzUsuńU nas już zaczyna prażyć. Załączyłam podlewanie ogródkowe i samo się podlewa pod ziemią - cud! W tym czasie poszłam do szklarni i wiązałam sznurki pomidorom, coby miały podparcie. Teraz przerwa na kawkę a po niej lecę podlewać wężowo krzaki porzeczek, konewkowo pomidory w szklarni, kapustę na grządce i różne takie pojedyncze kwiatki, co inaczej nie przetrwają. A potem to już chyba będę się ukrywać w domu przed słońcem, robiąć krótkie wypady na dwór, coby pranie powiesić, czy stonkę zebrać.
Przyjemnej soboty, Drobie.
Wprawdzie kapusty nie widzialam, ale slicznie tam u Was, Agniecho!
Usuń25 na zewnatrz, a jeszcze słonko dobrze nie wyszło. Zły start w dzień, bo z ciepla spać juz nie mogłam, kot obudził bo wode wypił, a w łazience mu nie smakuje 😄 , J się obudził i już slowotok, jezu jak to męczy, a tu trzeba strategie opracować z wynoszeniem starej szafy, rzeczami, wnoszeniem nowej, i w ogóle zebrać sie jakoś do zycia.
OdpowiedzUsuńNoooo, nie mam takiego problemu - nie mam przedpokoju - nie mam szafy. W sumie zaluje, ze przywloklam tu kredens, jaka szafa by tam stanela!!
UsuńW upale ciezko myslec, Dora.
Ojoj, jednak kredens jest zawalidrogą.
OdpowiedzUsuńSzafa juz stoi.
W końcu doczytałam jak należy. Ahoj. Cieszę się każdym zapaleńcem wodnym. Od maja pływam i biorę udział w akcjach wszelakich. Aż sama się sobie dziwię. Sprzątam linie brzegowe, nauczam ekologicznie i jest mi fajnie. Pływajcie Kureiry kiedy tylko możecie. Życie pod żaglami przecudnej urody jest. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSaBała, zapaleńcem nie jestem, ale lubię!
UsuńA u mnie armagedon przeprowadzkowy - torby, pudła, kartony, kartoniki, meble z Ikei w kawałkach, karnisze, żaluzje, zasłony… już nie wiem za co się chwytać. Wiertarka, śruby, wkręty. Mocowanie żyrandoli itp. itd. Jazda do IKEI, i z powrotem, i jeszcze raz, i jeszcze, bo zakupy ogromne i nie mieszcza się na jeden raz w samochodzie. Pomocników brak, więc wszystko sama. Przychodzi noc i padam. A od rana znów od poczatku. Najgorsze jednak, że w nowym domu nie mam internetu i nie wiem kiedy będę go mieć bo kabel na ulicy jeszcze nie ułożony. Ale pierwsza noc już przespana na swoim. Zmęczona jestem ogromnie, ale przeszczęśliwa!
OdpowiedzUsuńNooo, wielce sie ciesze, wielce. Dasz rade, pospiechu nie ma, mozesz sobie skrecac, rozwijac z papierkow, jezdzic do Ikei (blisko, to nie problem), mocowac zyrandole jak dlugo chceszz. Wiadomo, ze kazdy by chcial jusz jusz, ale nie pruj flakow, posiedz na progu do ogrodu jeszcze nieistniejacego z sokawako, z kotem pogadaj, co o tym mysli. A wlasnie - jak kot w nowym pokoju?
Usuńp.s. my mamy dalej stare zyrandole po poprzednikach - ani na jedne ani na drugie nie moge patrzec, wiec nie patrze. dla mnie wazniejsze jest znalezc walek do ciasta (juz mnie ludzie o to pytaja), ale tez nie pruje flakow.
Komu kcesz przyłożyć wałkiem ? Za coś czy profilaktycznie czyli za darmo ? (jak mawiała pewna moja znajoma ). ;))))
UsuńRabarbara
Ktosiu, trudno wałkiem przywalić w żyrandol, nie? Chyba że chodzi o ludzi, co pytają.
UsuńOpakowana, w żyrandol łatwiej przywalić jako tyczko ze szopki.
Alez Rabarbaro, alez skad takie mysli zebym chciala komus walkiem przywalic - glodnemu wyraznie chleb na mysli ;)
Usuńja jestem pacyfistka i chcialabym tylko rozwalkowac ciasto sklepowe na nieco ciensze, walkuje tez plasterki boczku do zawijania innej zywnosci w one a im ciensze tym lepsze. tyczki podpieraja mojego ogorka, ktory juz ma ponad metr, zjadlam juz dwa wlasne ogorki - spore sa i grube jak na miniatury. moze to miniatury wezowych ogoreczkow (apropo - zajrzalam, z lezka w oku, a nawet kilkoma, z kilku wzgledow, do zakladki z rzepisami Kur...jak bede w Polsce, to zrobie krokodylki, ale z mniejsza iloscia oliwy i chili. ament.
Brawo Nietutejsza, jesteś super women.
OdpowiedzUsuń😘
UsuńNietutejsza, gratulacje! Pamiętasz co Ci się śniło w pierwszą noc?
OdpowiedzUsuńPrezesowo - a kiedy reportaz znad wiadomo-czego?
OdpowiedzUsuńOpakowana, reportaż tuż-tuż, bardziej z wieczora, bo gorąc...
UsuńU nas...12 stopni i ogrodek sie sam podlewa....ja tam specjalnie nie narzekam, bo sie nie zaparzam, ale mogloby byc troche slonka.
UsuńJA tez czekam na reportaż!!!
UsuńKurczę, upał mnie nieco zmiętolił... o wybaczenie upraszam.
UsuńNietutejsz, gratulacje z okazji przeprowadzki i nowego! Spiesz się powoli!
OdpowiedzUsuńU nnas goraco juz bardzo, ale w końcu nie pada. Ma byc pono burza wieczorem. Moze siano mi zwiozą dziś wieczorowa porą...
OdpowiedzUsuńRóże szaleją, wszystko szaleje. Remont sie ciagnie jak makaron i porzucił mnie główny działający na niewiadomo jak długo. No i tak to.
Mam nową sunię. Będzie duża, niebawem skończy 6 miesięcy.
Udanego dnia Kurki!
Izydoru, jaka to sunia?
Usuńno wasnie - jaka sunia???
UsuńIzydoru,trzymam kciiki za pogode, żeby zdążyli siano zwieźć. Doszło Ci szkolenie suni, półroczna, gejzer energii.
OdpowiedzUsuńOpakowana za wałek zawsze może poslużyć butelka.
U mnie obecnie 14 st i mocno pada.
uzywam butelki, ale nie lubie.
UsuńDora, 14 stopni??? Niemożliwe!
OdpowiedzUsuńMożliwe, do 16 ma wzrosnąć.Pada deszcz cały czas.
OdpowiedzUsuńZnaczy jak u nasz, tylko u nasz chlodniej niz u Dory.
UsuńHa! Przebiję was wszystkie. Byłąm w Jeleniej, w Auchan, straszliwy upał na zewnątrz. W środku milutko. W pewnym momencie zaczęły się jakieś dziwne hałasy, coraz bardzie i bardziej, myślałam, że im się wentylacja psuje, albo coś remontują pod dachem, z hałasu zrobił się huk i łomot taki, że nic, kompletnie nic nie było słychać. Okazało się, że nastąpiła gwałtowna zmiana pogody i na dworze odbyło się 10-minutowe pandemonium. Post faktum w trawie leżały gradziny wielkości orzechów włoskich. Wróciłam do domciu - tu jeszcze ani kropla nie spadła. A siano zwiezione pod dach. Ufff.
OdpowiedzUsuńWlaczylam tv na chwilkę i pokazywali skutki burzy w J.G.
OdpowiedzUsuńPo pierwszej burzy. Zerwało ze scian winobluszcz, róże się słaniają biedne. Ponoc ma jeszcze nastapić ulewa z nawałnicą.
OdpowiedzUsuńA z innej beczki. G. dzis rano, gdy mnie nie było, znalazł zwłoki kota. Pochował pieknie w sadzie, przy ulubionym drzewku L. Gdy wróciła, powiadomił smutno, że jego ulubienica Lenka nie zyje i juz ją zdążył pochować.Na moje zapytanie, czy to na pewno był lenka, odparł, że tak, ale była zmieniona, opuchlizna, rigor mortis etc. Już mi więc cuś nie pasowało. Wszystkie procesy posmiertne musiałyby odbywac sie z prędkością światła, gdyż albowiem nad ranem ją widziałam. Nasz kicia Lena właśnie przyszła na posiłek.
Uff, szkoda kotka, ale miał przynajmniej dobry pochowek, dobrze że Lenka zyje😄
UsuńOgladam grace i Frankie, nie przypuszczalam, ze mi sie jednak spodoba😄😄😄😄
OdpowiedzUsuńOmatulu, Izydoru, co za horrory!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkie Kurki. Nimam nic ciekawego do zakomunikowania.
OdpowiedzUsuńDzień dobry☀ 🌝⏰. Kurnik chyba wypał na urlop, bo tu taka cisza. Szykuję się na rehabilitację, a później do lekarza, bo dziś ostatni dzień zwolnienia. Zobaczymy, co dalej.
OdpowiedzUsuńCześć Kuraki!
OdpowiedzUsuńU nas miły chłodek. Co prawda zapowiadany deszcz jakoś się rozmył po okolicy i do nas nie dotarł. Prognoza mówi, że dziś, po południu. Zobaczymy. Na razie idę odkręcić kranik do polewania rurkowego. I właściwie ( 2 godz. minęły a ja ciąglę piszę ten sam komentarz, mogę już kranik zakręcić, bo leje jak z cebra. Tylko, że jak tu wyjść na dwór w ścianę deszczu? Parasol trzeba będzie wziąć. W międzyczasie wyrwałam rzodkiewkę z marchewki, wyplewiłam w marchewce, wyplewiłam w pietruszce i buraczkach. Przerwałam rzepki majowe ( już koniec czerwca a one jeszcze muszą podrosnąć.
I tak to.
Miłego wtorku!
U mnie się rozpogadza, 14 st, wiatr, trzeba mi bedzie wyjść i co nieco porobić, czekam aż trawa podeschnie.
OdpowiedzUsuńA u nas juz po pieknej pogodzie. Pada od wczorajszego południa i zimno sie zrobiło.
OdpowiedzUsuńZa chwile robię za woźnicę i jadę z sąsiadką do J.G.
Udanego dnia!
U nas zaczynają się zbierać chmury, ale jeszcze gorąco, 33 stopnie. Ma padać podobno, oby.
OdpowiedzUsuńOpakowano - kot na razie ze mna nie mieszka. Niespodziewanie jest walka o kota. Prawie jak o dziecko. Będzie chyba w sondzie sprawa o niego. Podobno u mnie “kot nie ma warunków”, jako że dom nie umebllowany i ogród nie wykończony. Na razie Nordusia odwiedzam, ale któregoś dnia znienacka go ukradnę 🙂.
OdpowiedzUsuńZwariowal ten czlowiek, a wygladal dosc porzadnie ;) ukradnij, jasna rzecz. Jakbym byla pod reka, to z Toba bym kradla i wrecz zal, ze Coreczki mojej tez pod reka nie ma, bo ona chetna na takie draki ;) Kot ma byc z Toba i sie przyzwyczajac. Mam isc i interweniowac zdechla ryba w jednej rece a patelnia w drugiej zdalaczynnie????
UsuńUmrzywam z gorąca. Żadnego wiaterku, żadnego deszczu. W domu mam 27,5 stopnia, a na zewnątrz 24. Jak żyć? Ja na takie tropiki się nie nadaję. Dobrze, że już do huty nie trzeba latać.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się Kureczki.
Bezowo, tylko woda ratuje,i wachlowanie.
OdpowiedzUsuń