Opowiem Wam dwie zabawne historie z życia wzięte. Każdy, absolutnie każdy ma takie anegdoty w zanadrzu. Liczę na to, że podzielicie się nimi i trochę się pośmiejemy.
Pierwsza opowieść, to opowieść Danki C.: moi Teściowie rozmawiali w domu po francusku. Szczególnie, kiedy temat był, jak to się mówi, delikatny .
Ojciec czasem używał słowa putain (putain=kurwa). Mama ze skrywanym uśmiechem mówiła wówczas "Stasiek, te tła" (Stasiek, tais-toi=Stasiek, zamknij się) albo "Stasiek, ferm ta busz" (Stasiek, fermes ta bouche= zamknij paszczu)... A ja dodawałam "dzieciaki podsłuchują".
A kiedy ktoś przy ludziach mówił coś głupiego, albo już, już miał się z czymś wypaplać, ja albo mój mąż mówiliśmy "Stasiek te tła" .
Ojciec czasem używał słowa putain (putain=kurwa). Mama ze skrywanym uśmiechem mówiła wówczas "Stasiek, te tła" (Stasiek, tais-toi=Stasiek, zamknij się) albo "Stasiek, ferm ta busz" (Stasiek, fermes ta bouche= zamknij paszczu)... A ja dodawałam "dzieciaki podsłuchują".
A kiedy ktoś przy ludziach mówił coś głupiego, albo już, już miał się z czymś wypaplać, ja albo mój mąż mówiliśmy "Stasiek te tła" .
Moja historia jest taka: miałam wujka Gienka, którego los rzucił do Kołobrzegu, chociaż pochodził z Podkarpacia. Pozostawił tamże serdecznego kumpla od kieliszka, albowiem obaj "lubieli wypić". Któregoś lata kumpel ów przemierzył pociągiem calutką Polskę, by udać się do sanatorium. W Kołobrzegu u Gienka miał popas z przespanką i poranną przesiadką. Panowie ostro popili, pociąg odjeżdżał wcześnie rano, więc musieli się zwlec (przy wydatnej pomocy Ciotki-Małżonki). Nietrudno sobie wyobrazić, jak to mogło wyglądać. Udało się w końcu wypchnąć kumpla na klatkę (najpierw musiał wrócić po buty). Wreszcie zebrał lary i penaty i pognał po schodach w dół. Zatrzymał się wszakże na półpiętrze i zaniepokojony zapytał:
- Ale, Gienek, dzie ja jadę?
Od tego czasu, kiedy nie wiem co zrobić, gdzie pójść lub co rzec i ogólnie jestem zakręcona, mówię (nie ja jedna): ale Gienek, dzie ja jadę?
Zdjęcia bez związku, dla uprzyjemnienia przekazu.
Przysięgałam sobie, że w tym roku ze dwie doniczki postawię na tarasie i koniec:
Proza życia, ale tło ładne:
Pierwsza????
OdpowiedzUsuńJeżu kolczasty, jak Ty tam masz przepięknie.
UsuńJak sobie przypomnę coś ciekawego z życia to dopiszę, bo na razie tylko o capku dunajowskim, co skakał po plecach, (pisałam u Rzon), pamiętam.
Bezowa, pisz o capku, bo niefejsbukowe przecież nie znają. A jest śmiesznie.
UsuńDobra.
UsuńKiedy moja Mama była dzieckiem, mieszkali w dzielnicy odległej od centrum Lwowa. Mieli maleńkie gospodarstwo i moja babcia przyprowadziła capa z miejscowości Dunajów. Capek ten, ciągle się zrywał i uciekał. Cwaniak był z niego i wiał w miasto, przeważnie w dni targowe. Na targu, jak tylko jakaś baba schyliła się do koszy, w których miała towar, to capek hop jej na plecy. Mama opowiadała, że zupełnie obcy ludzie przyprowadzali go, bo wiedzieli czyj jest.
Moja siostrzenica, jak była mała, lubiła tak skakać na plecy i Mama mówiła, że znów jest z nami capek dunajowski.
Capek - wariat!
UsuńPierwsza po przeczytaniu!
OdpowiedzUsuńKurna,Bezowa się wcięła.
OdpowiedzUsuńhahaha
UsuńAnegdot by sie kilka znalazło, J.lubi palnąć coś i potem mamy ubaw. Np. 1 listopada bylismy na spacerze w lesie, pozniej mielismy podjechac na cmentarz, poszlismy nie tą ścieżką co zawsze, na co J.,,gdybym poszedl tak jak chcialem dawno juz bym byl na cmentarzu", czaeny humor nam sie wlaczyl i teraz ciagle sie smiejemy i przypominamy, kiedy musimy nadlozyc drogi.
OdpowiedzUsuńPieekne!
UsuńNo dobra, jest jeszcze jedno miejsce na podium.
OdpowiedzUsuńHano, gumno zazielenione jak należy, kwiatki sa,drzewa są, pięknie.Czy sprawilas sobie brzozkę?
OdpowiedzUsuńTak, Dora. Jedną brzózkę sobie sprawiłam, mam też jedną samosiejkę.
UsuńOooo,świetne to z Gienkiem, krótkie i treściwe. Capnę je dla siebie,ale Hanka, no dzie!;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie czegoś takiego mi brakło,takie lasso zatrzymujące w pędzie.
Dora, Twojemu też się udało;)
UsuńHanno, mówią tak nawet moi znajomi, bo opowiedziałam im tę historię. Za każdym razem przypomnienie jej mnie śmieszy.
UsuńHistoria Danuśki, koleżanki Twojej po prostu rozbawiła mnie do łez, a i Twoja z Gienkiem przezabawna. W tej chwili nic nie kojarze z własnego podwórka ale jak coś, to dopiszę.
OdpowiedzUsuńGumienko Twe Hanuś przepięknej urody, a z kwiatkami tak jest, my mamy dokładnie to samo. Obiecujemy sobie, że nie kupujemy a jak wpadniemy do sklepu to cały wózek zapełniony, ech.
Nagrodą jest to, że ładnie wyglądają i cieszą "łoko".
Przypomniało mi się; odwiedzili nas znajomi i rozmowa zeszła na temat grzybów leśnych, gagdamy, gadamy, które najbardziej lubimy a mąz koleżanki cały czas milczał i przysłuchwiał się naszej konwersacji, w pewnym momencie zaczeliśmy rozmawiać o grzbach trujących, a on przerwał nam rozmowę i mówi, cytuję
Usuń" ja wiem, ja wiem, są takie grzyby trujące które nazywają się MIMOCHORY, patrzmy na niego w osłupieniu, a jego żona na to, sam jesteś mimochry, i tłumaczy nam, że on miał na myśli muchomory.
Od tego czasu Filip, bo tak ma imię znajomy, został przechrzony przez nas na mimochorego.
A może on mimozdrowy?
UsuńMimochory to jest przepiekny wynalazek jezykowy! Moj slubny, widzac ulice Muchomora (Powsin, w bok od ul. Borowej i ul. Prawdziwka), czyta Muciamora.
UsuńAtaner, kwiatki to mus i przymus, no nie daję rady się oprzeć.
OdpowiedzUsuńMimochory - coś pięknego! Lepsze to, niż hipochondryk.
😄😄😄
OdpowiedzUsuńZ Gienkiem dobre, z mimochorem też,
OdpowiedzUsuńO capku dunajowskim napisałam na samej górze.
OdpowiedzUsuńPięknie masz na tarasie, idealne miejsce na przedpołudniową sokawkę .
OdpowiedzUsuńAnegdotki pyszne , niestety, nie dodam żadnej własnej, bo jakoś nic nie przychodzi mi do głowy, ale dziękuję za wywołanie uśmiechu :)
mp, sokawka tarasowa na okrągło, nie tylko przedpołudniowa. Rano w piżamie - uwielbiam to. I ciszę, tylko ptaki się drą.
UsuńPisalam o tym wprawdzie na starym blogu, ale powtorze, bo smieszne.
OdpowiedzUsuńRodzice mieli sasiadow, on mial w ajencji stacje benzynowa i najpierw bylo u nich bardzo bogato, choc z kultura bywalo roznie. Pozniej Wojtus sie rozpil, no bo jak nie mial sie rozpic, kiedy na wyprzodki znoszono mu napoje wyskokowe, zeby dal reglamentowanej benzyny, a byly to lata 70-te i poczatek 80-tych. Po kolejnej pijatyce i awanturze miedzy Wojtusiami, jego zona chciala go mozco upokorzyc i dowalic tak, zeby nie wstal. Zwykle "sqrwysynu" czy "ch***ju" bylo za malo dosadne, wiec postanowila dowalic mu bardziej. Po zwyczajowej wiazance, a ich dyskusja miala miejsce na klatce schodowej, bylo wiec dokladnie slychac, wytoczyla najciezsze dziala.
- Ty... ty... - brakowalo jej odpowiednio ciezkiego slowa - ty alfredzie!!!!!
Pewnie chodzilo o alfonsa, ale ok, niech bedzie alfred, my mielismy niezla zabawe. Jesli myslicie, ze to koniec, jestescie w mylnym bledzie. W rodzinie zostal ten alfred, powtarzany pozniej gosciom jako anegdota.
Kilka lat pozniej, kiedy bylam juz mezatka, zmarla moja tesciowa i na pogrzeb przyjechala kuzynka slubnego z mezem, ona w wieku mniej wiecej mojej mamy. Ta kuzynka to historia sama w sobie, taka, co to bulke przez bibulke i gówno przez RZ. Ja mloda mezatka bardzo sie staralam, zeby ich gosnie podjac obiadem. Pamietam jak dzis, zrobilam na pierwsze pomidorowa. Konwersujemy zatem przy stole, byla tez moje mama. Jeszcze dodam, ze ona na swojego meza mowila Ali, choc nie byl zadnym Arabem. Pytam zatem grzecznie:
- A Ali to skrot od czego?
- Od Alfreda - odparla z gracja kuzynka.
No i niestety parsknelam ta pomidorowka do talerza, a katem oka widzialam, ze moja mama prawie sie dusi, poczerwieniala na twarzy i ledwie utrzymala zupe w jamie gebowej. Na szczescie kuzynka nic nie zauwazyla zajeta ratowaniem mi zycia, bo myslala, ze sie tylko zakrztusilam.
Qrde, literowki sie wdarla:
Usuń- mocno upokorzyc
- godnie podjac obiadem
No wdarly sie, cholera!!!
UsuńAMP, chyba miałabym uraz do pomidorówki.
UsuńHrehrehrerher
UsuńHana!!!! przepieknie masz!! ile dokonałas wokoł domku!! no w domku też. Te niebieskosci w słońcu..ehhh
OdpowiedzUsuńA jezeli chodzi o temat rzucony przez Prezesse to proszę..może nie takie śmieszne ale sympatyczne..
moja Mama wychowała tez sie pod Lwowem,, podobnie jak Bezowej, w Krystynopolu, i tam jak zawsze wspominała mieszkali w wielkiej zgodzie Polacy, Zydzi i Ukraińcy ( to pokojowe wspołistnienie przerwało się w czasie wojny, co zawsze ją niezmiernie dziwilo), ale jak ona była małą dziewczynką to tak było, wiec ona miała bardzo bliskiego koleżkę, Icka, Żyda. I on, jak się pokłócili zawsze zawiadamiał..."Nuśka! to ja się obrażę"
i tak już pozostało u nas w rodzinie...zawiadamiamy " to ja się obrażę"
Dzień dobry, za oknem sloneczko!
Grażyna, to jest bardzo praktyczne, taka zapowiedź obrażania się. Można w porę temu zapobiec!
UsuńGumienko mi odpłaca i za to też je lubię:)
Trzeba mieć głowę do takich historyjek. Nic nie pamiętam, chociaż pewnie były.
OdpowiedzUsuńOgródek przepiękny Prezesso. Jeszcze troszkę, a będzie się sam kręcił, a ty tylko ścieżki wycinać będziesz maczetą w dżungli do hamaka i do furtki.:-)
Agniecha, powoli się kręci. Niczego nowego nie dosadzam (w każdym razie niedużo), a maczetą będę się przedzierać za chwilę przez rabarbar.
UsuńDzień bardzo dobry Kurniku! Piękny letni rajski ogród Prezesso, szacun za ogrom pracy!
OdpowiedzUsuńPowiem wam taka śmieszna historyjkę ;) Siedzę ja sobie na plaży, a obok mnie małżeństwo z synkiem. W pewnym momencie synek poszedł popływać. Matka z plaży woła do kąpiącego się synka:
- Stasiu! Nie wypływaj za daleko!
- Dobrze mamo! Przecież płynę na nadmuchanej dętce!
Matki to nie uspokaja i zwraca się do męża:
- Idź i go wyciągnij na brzeg, albo pilnuj w wodzie. Jego życie zaczęło się od pękniętej gumy i nie chcę, żeby tak się skończyło!
Nietutejsza, paduam! Dobrze że dziecko tego nie słyszało.
Usuńhrehrhehrehr
UsuńHano,co tu duzo mowóc - przepieknie!!! Wydawało mi sie,że widok z tarasu jest na bramę wejsciowa,a tu mi wygląda,że nie:)) Tak czy owak teraz dopiero widać,jaki ogrom pracy wlożylaś,ale efekt jest.
OdpowiedzUsuńNie, Ewo, brama jest z drugiej strony domu. Taras jest fajny, bo kameralny, nie widać mnie. Ciągle coś mi po głowie chodzi (w sprawie ogrodu), ale na razie pasuję.
UsuńPięknie u Ciebie!
OdpowiedzUsuńA ja mam dość szkodników niszczących mi rośliny i w tym roku postanowiłam wytrwać - tylko pelargonie i lawenda! Podobno się nie dają, zobaczymy.
Anegdotka przypomniała mi się jedna. Mieliśmy wtedy jeszcze telefon z bezprzewodową słuchawką. Dzwoni moja siostra, odbiera Jacek i po porcji żarcików (z nim się inaczej nie dało) siostra pyta: czy jest twoja siostra? Na co Jacek: nie ma! A siostra: A moja żona? Jacek: to ty masz żonę? I w śmiech. Siostra też, bo się zorientowała, co palnęła :D
Jacek, kiedy moja siostra dzwoniła, pytał czasem czy chce rozmawiać, ze swoją żoną :D
No nie; trochę spaliłam te anegdotę. Nie spytał, czy ma żonę, tylko droczył się z nią przez jakiś czas, aż się zorientowała.
UsuńNieważne, Ninko, opowiastka urocza.
UsuńZ pelargoniami i lawendą prawda. Nie imają się ich szkodniki. Nie przelej lawendy, ona nie znosi podlewania (w gruncie). W doniczce podlewać mus, ale bardzo ostrożnie.
Dzięki, wiem, ale na moim balkonie trudno coś przelać, to patelnia. A ja i tak raczej przesuszę, niż przeleję :D
UsuńPiekne!! a ja pamietam, jak dzwonil moj brat i jak odbieral Tatko, to pytal - to nikogo nie ma w domu? A Babcia, co z nami mieszkala, czasem odbierala telefon, ale koordynacja jej szla marnie...moja Mama czesto miewala bole glowy i popoludniowa drzemka ja ratowala. I tak - Mama spi, telefon dzwoni, leci Babcia i juz po podniesieniu sluchawki wola glosno do Mamy - mam mowic, ze jestes czy Ciebie nie ma?
UsuńHre,hre,hre.
OdpowiedzUsuńOgród piękny.
OdpowiedzUsuńJest lepiej?
UsuńHano, ogród i gumienko przecudne. Ja w tym roku, nie sadzę kwiatów na balkonie, bo nie mam siły codziennie nosić trzech dziesięciolitrowych konewek z wodą. Szkoda tylko, że zmarnują się szczawiki w piwnicy, ale ja nie mam siły na kwiaty.
OdpowiedzUsuńBoguśka, co roku sobie powtarzam, że dosyć tego szaleństwa i co roku dygam te konewki.
UsuńMoże chociaż ten szczawik uratuj?
Hano, to jest 6 skrzynek do podlewania, plus winorośl w dwóch skrzyniach, bo małpiszon przetrwał mój pobyt w szpitalu, plus brak sił na podlewanie, więc muszę go podlewać, rzadko, bo rzadko, ale raz w tygodniu dostaje pięć litrów wody...
UsuńBoguśka, no dooobra, trudno, rozumiem. Szkoda, żeś daleko, przyleciałabym na ratunek.
UsuńDzięki, Asiu, też go lubię. Chociaż wczesną wiosną wydawało mi się, że nic się nie przyjęło. A tu niespodzianka! Wszystko się przyjęło, a nawet powyłaziło to, co w ubiegłym roku zmarniało!
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi się historyjka mamy mojej koleżanki. Mama chorowała na Alzheimera, niestety. Była już bardzo chora i od dłuższego czasu już nie mówiła. Koleżanka mamę przebierała i niechcący gdzieś tam zahaczyła ją pazureirem. Jęła mamę przepraszać, mówiąc jaką okropną jest niezdarą. Na to milcząca od miesięcy mama pełnym głosem i pełnym zdaniem oznajmiła: Przez grzeczność nie zaprzeczę...
OdpowiedzUsuńTen zwrot często pojawia się w naszych rozmowach, to też forma pamięci.
Cześć Kurki.
OdpowiedzUsuńU nas lato.
Ogrzewanie wyłączyliśmy w końcu, już miałam myśli ponure, że trzeba będzie grzać do września, przez okrągły rok. A tu nie! Już chałupę zamykać trzeba, coby gorąc nie wlazł do środka.
Jest dokładnie tak, jak się chce.
Miłego poniedziałku.
Dzień dobry kurencje.
OdpowiedzUsuńAnegdot rodzinnych trochę mam w zanadrzu ino bez finalnych powiedzonek ;)
Jednakoż zacznę od takiej covidowej ciekawostki, otóż mój siostrzeniec od 2 tygodni wozi covidowe wymazy, no niby normalka ino taka ciekawostka, że on z Wrocławia jedzie po nie do Legnicy aby je przywieźć do Wrocławia i nadać jako paczkę na pociąg który wiezie te próbki do...SOPOTU do prywatnego laboratorium. I dlatego to niektórzy czekają na wyniki tyle ile czekają, no i wykonanie tych operacji odpowiednio kosztuje!
O rety! Gdzie sens, gdzie logika?! Znaczy że Wrocław nie ma swoich laboratoriów? Albo Legnica? Szok!!!
UsuńPonoć mają niewystarczającą ilość.
UsuńJakoś nie wierzę Marija.Albo czyjeś "szwagry" prowadzą laboratoria w Legnicy i Zoppot albo to filie wrocławskiego właściciela.Jest okazja jest zabawa.
UsuńHanna jest takie prawdopodobieństwo.
UsuńNajzabawniejsze rodzinne wydarzenie to ujeżdżanie makaronu przez moje dwie bratanice ;)
OdpowiedzUsuńOtóz moi bracia mają córki prawie w tym samym wieku różnica pomiędzy nimi to 4 miesiące.
Jak miały około 2 lat to wymyśliły sobie taką świąteczną rozrywkę
Rodzina biesiadowała w pokoju, a w kuchni na półeczce stał sobie na półeczce ugotowany makaron. Otóż owe dziewczątka na ten czas najmłodsze w rodzinie szukając jakiegoś frapującego zajęcia zawędrowały do kuchni i wypatrzyły owy makaron. Siedziałam także wśród biesiadników, ale w pewnym momencie doleciał mnie rozkoszny śmiech dziewczątek, kurna zaśmiewały się do rozpuku. Zachodzę ja do kuchni sprawdzić cóż je tak rozbawia, no i cóż ja patrzę??? Ano po całej kuchni porozrzucany jest makaron a te małe zołzy ślizgają się na tym makaronie ;) Finałem zabawy było sprzątanie moje kuchni przez bratowe :)
W tym samym okresie czasu robiłam za Mikołaja, poszłam w przebraniu do mieszkania jednego z braci, a były tam obie wyżej wspomniane. Jak mnie zobaczyły to młodsza wyła ze strachu, starsza zaś stwierdziła: o ciocia Maisia ;)
Nie ma to jak zaprosić do siebie gości 😉
UsuńTaaaaaa szczególnie jak ma się dużą rodzinę z potomstwem, jednak o wiele fajniej jest się z nimi spotykać na ich gruncie ;)
UsuńMale dziewczynki to piekielna zaraza ;)
UsuńNoooo tak. Wszystkie byłeśmy kiedyś małymi dziewczynkami, to wiemy najlepiej.;-)
UsuńAgniecha - dokladnie to mialam na mysli...zawsze sie zastanawiam, JAK moi rodzice ze mna (nami) wytrzymali. Bo, ze osiwieli szybko to chyba tylko dowodem...choc oni zawsze wspierali moje pomysly i ludzkie podniesione brwi a nawet komentarze brali na klate.
UsuńMarija, kreatywne dziewczątka! Czy tak im zostało?
OdpowiedzUsuńAż taka kreatywność to na szczęście był jednorazowy wybryk ;)
UsuńNooo, to niezle gagatki byly z dziewczynek.
OdpowiedzUsuńPrzez 20 lat mnie intryguje która to wymyśliła ;)
UsuńO matko bosko, jak tam u Ciebie pieknie, siedzialabym tam caly czas, bez wschodzenia do domu. No moze na siku. I po hierbatkie. Zielono i kolorowo i ten rabarbar...u mnie na gumienku lysawo, choc kwiatki sie przyjely i rosna, ale jakos nie umiem umiejetnie zageszczac ogrodu.
OdpowiedzUsuńw sobote byl pogrzeb mojej przyjaciolki we Wroclawiu oraz 1. rocznica smierci Babci. Pojechalismy na ten lesny cmentarz i nie chcialam stamtad wracac. Tak pieknie. Nie pozwalaja tam pluszu, atlasu ni metalu. Porobilam zdjec, bo jakby mi ktos opowiadal, to bym nie uwierzyla, ze to cmentarz.
co do historyjek, to kupuje te powiedzonka, bo sa cudne. ja chyba wiekszosc moich opowiadalam. chyba o krotki leb na prowadzenie wychodzi szafa w ikei. Kupilysmy z Coreczka zlozona szake lazienkowa, 2m wysoka, ze szklem. Dostawa powiedziala, ze za 30 funtow dowiezie. A co ze szklem? a to ja mam zabezpieczyc i nie moge z szafa jechac i jej piastowac. No to co mam robic. stoje przy wyjsciu, gdzie podjezdzaja wehikuly zabierac towar - a to auta, a to dostawczaki i powoli mi cos sie wykluwa. Zza jednego dostawczaka, co go sobie upatrzylam wychodzi jakis starszawy gosciu, to ja sie rzucilam do niego i w najdyplomatyczniejszy sposob mowie - przepraszam, czy zawiozlby mi pan szafe do domu - tu w te strone i zaplace ile pan chce. Zza pana wyszla starszawa pani i wywalila na mnie galy. Panu odjelo mowe. Pan slabym glosem - ale dlaczego? no to ja - no ten dostawczak. Na co pan - dalej slabym glosikiem - ale to nie moj, ja jestem samochodem, tam stoi. i wtej chwili z szoferki dostawczaka wyszedl jakis mlody pan...p.s. po opanowaniu straszliwego ataku smiechu, z Coreczka ZAPKOWALYSMY 2mtrowa szafe do auta, dla Coreczki wlasciwie nie bylo miejsca, a metr szafy wystawal z bagaznika. Od tej pory nikogo o nic pochopnie nie prosze. No i tez od tej pory pytamy sie wzajemnie czy szafy nie trzeba przewiezc.
Opakowana - padłam!😂😂😂
UsuńOpakowana, nie siedziałabyś dzisiaj, za gorąco.
UsuńNikt Cię nie przebije w temacie historii z życia wziętych.
Masz racje z tymi historiami...
UsuńCo do zaciepla - znaczy sie na tarasie za cieplo? a w hamaku? Moze postaw jakis turecki namiot bez scian dla cienia i przewiunu?
W ub. czwartek bylam u Coreczki i zieciaszka. Onze pracowal, a mysmy zasiadly parafie w takiej balii ogrodowej z babelkami (opcjonalne, malo mnie nie zatopily, bo sie poziom wody podniosl od tych fal). Boszsz, jak to pomaga na upal! Oni stawiaja to ustrojstwo, nastawiaja temperature wody i moczo sie codziennie jak upal, przez cala pozna wiosne i lato. Coreczce bardzo pomaga w roznych objawach boreliozowych. I byl leciutki wichureczek, zefirek taki, co cudnie chlodzil lekutko mokre wystajace kawalki czlowieka. I takie dolce farniente.
Opakowana, taras mam od południa i można się ugotować. Powoli rozpada się balustrada i coś będę musiała z tym zrobić, ale nie kce mi się na razie. W przyszłym roku o tym pomyślę, mam całą zimę. To za jednym zamachem zaordynuję jakąś markizę czy cuś. Za to letnie wieczory na onym są super, bo wszystko jest wygrzane. Na hamaku można zalegać w cieniu od 14.00. Dzisiaj mi nie szło, jakaś przymulona byłam od rana i snułam się jak nie powiem co.
UsuńNo tak...od poludnia to dobrze jesienia, zima i wiosna ;) a moze postaw wysokie drzewo w strategicznym miejscu. Przeliczajac kat slonca wedle domu i tarasu, hrehrehr. Markiza mus. ja upaly wsciekle w Polsce przeczekuje w przeciagu w domu. A najprzyjemniejsze wtedy miejsce w domu to albo na ganku (komary zreja), albo w wychodku. w tym wychodku kiedys pol nocy spala jedna kolezanka.
UsuńOpakowana, przez 2 godziny mam na tarasie cień, kiedy słońce wisi za świerkami. Dobre i to.
UsuńNajpierw wyraze swoj zachwyt-ogrod piekny i zazdraszczam Ci, tak pozytywnie:), ze mieszkasz w tak cudnym miejscu.
OdpowiedzUsuńCzytam, choc rzadko komentuje.
Historie z zycia wziete, takie o Staskach, Gienkach, ciotkach czy siostrzencach zawsze przywoluja wspomnienia i usmiech:). Tez mam kilka, ale jedna wraca kazdego roku podczas zmiany czasu. Przypomina mi sie wtedy wujek Kazik. Dawno, dawno temu odwiedzilam go z kuzynka poznym popoludniem. Bylysmy zdziwione, ze wujek Kazik juz w pizamie, gotowy do snu. Spytalysmy, dlaczego tak wczesnie, na co wujek odpowiedzial, ze musi sie polozyc, bo o 2.00 w nocy trzeba wstac przestawic zegarki, bo tak mowila pani Loska w telewizji. Dzis zmaiana czasu przywoluje tamta sytuacje i wujka Kazika.
I jeszcze jedna historyjka, zw.takze z wujciem. Jechal z malym wnukiem pociagiem, kiedy do przedzialu wsiadla ladna, mloda dziewczyna. Wujcio nachylil sie i bardzo cicho powiedzial wnuczkowi na ucho: Podoba ci sie ta pani, co? Na co wnuczek na caly przedzial: Chyba dziadkowi sie ta pani podoba! Wyobrazacie sobie miny wspolpasazerow?
Pozdrawiam z gorącej Wielkopolski:)
Irmina, z wnuczkami trzeba uważać! Zdemaskował dziadka po całości - nie dość, że wypaplał, co wypaplał, to jeszcze wydało się, że dziadek!
OdpowiedzUsuńSkąd jesteś, mniej więcej? Bo nadaję też z Wielkopolski.
Okolice Grodziska Wlkp.
UsuńA co do dziadkow, to przypominam sobie opowiesc mojej mamy - pielegniarki. Przyszedl do gabinetu zabiegowego bardzo przystojny, starszy pan z malym chlopcem. Mama zrobila chlopcu zastrzyk i pochwalila malca, mowiac, ze dziadek powinnien byc dumny z wnuczka. Pan na to: To jest moj syn:) Mama zapomniala języka w gebie...
UsuńIrmino, znam tamte okolice, niedaleko Grodziska mam rodzinę.
UsuńJak to nic nigdy nie wiadomo, nie? Gdybym była starszym panem, koniecznie przystojnym, byłabym dumna, że mam maniuniego synusia. Starszym paniom to się raczej nie przydarza...
Kiedyś byłam na ślubie
OdpowiedzUsuńJakieś dziecko rozrabiało i matka musiała wyjść z nim z kościoła. Dziecko się opierało, więc matka za rękę ciągnęła je po podłodze.
Dziewczynka całkiem przytomnym głosem głośno pytała
Dokąd ja idę, dokąd ja idę?
Skojarzyło mi się
Rybńko, wypisz-wymaluj, jak wujcio Gienek. A raczej jego kumpel.
OdpowiedzUsuńDlatego od razu mi się przypomniało
UsuńTo w sumie tez idzie w parze z wchodzeniem gdziekolwiek i glosnym pytaniem - a po co ja tu przyszlam?
OdpowiedzUsuńDobrze znam "a po co ja tu przyszłam" ale "dzie ja jadę" jednak lepsze :)
Usuńprawda Hesiu, to dzie ja jade to mi sie tez zdarza, jak jade autem....
UsuńMnie w szczególności.
UsuńOjtam, Izydoru, w aucie to się nie liczy. Normalna rzecz.
UsuńWchodzimy z koleżanką do windy, w ostatniej chwili "dosiada się" elegancka pani i po wymianie uśmiechów mówi: Ależ córka podobna do mamy! Ja na to zbolałym głosem: Ale ja jestem TYLKO 13 lat starsza! A urocza pani: Widocznie genom to nie zaszkodziło. I tak mam córeczkę nieplanowaną, co do dziś mawia do mnie "mamo".
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi Hesiu taką sytuację :)
UsuńJako nastolatka i jedyna dziewczyna spośród piątki dzieci moich rodziców, byłam szczęśliwą posiadaczką swojego pokoju. Doskwierał mi niestety brak siostry, w szkole średniej więc, w tym moim pokoju zamieszkała ze mną moja szkolna koleżanka.
Pewnego razu zaprosiła ona swojego kolegę. Na dzwonek do drzwi wyległy do przedpokoju 3 osoby. Koleżanka, takoż i ja oraz mój najmłodszy brat sporo ode mnie młodszy. Przybyły chłopak był poinformowany, że jego kumpela mieszka u koleżanki, no więc wszedł, powiedział dzień dobry, następnie zaś mojego smarkatego brata...pocałował go w rękę!!! No cóż brat zawsze poważnie wyglądał, no i miał włosy dłuższe ode mnie ;)
hrehrherher, Marija, nie wiedzialam, ze Twoj braciszek to capo di tutti capi. w sygnet go pocalowal czy w gola reke?
UsuńOpakowanaaa! słowa dotrzymałam po łikendzie !
UsuńRabarbara
No, prawda, prawda, tak sie zdziwilam, ze jeszcze sie nie pozbieralam, hrehrehrehr
UsuńHesiu, pozazdrościć starszej pani refleksu!
UsuńMarija, brata wziął za mamę?
UsuńJaki szarmancki, hre,hre,hre, a jak zareagoeal brat?
UsuńHana to dla mnie chyba był przeznaczony ten pełen czci pocałunek, no i dobrze że padło na Pietrka, nie cierpię całowania rączek ;)
UsuńDora chichrał się braciszek :)
Gumienko wygląda dokładnie tak jak Gumienko w czerwcu powinno wyglądać. Znaczy jest wyględne. Zwróćcie uwagę że wyraz Gumienko napisałam dużą literą na znak szaconku dla gumienkowatości Gumienka.
OdpowiedzUsuń😄😄😄
UsuńTaba, spuchłam z Dumy!
OdpowiedzUsuńGoraco Kurniku, najprzyjemniej rano i po 21. Po srednio przespanej nocy padlam po południu , mialam tylko poleżeć ale cóż, przynajmniej pospalam porzadnie.
OdpowiedzUsuńNa pewnej imprezce, po pewnej ilosci alkoholu, rozmawialam z kolezanka o jednym znajomym i wylecialo mi z glowy jego nazwisko, a ona akurat potrzebowala je znac. Zaczepilysmy wiec wlasnie przechodzacego gospodarza i ja pytam:- Jak Krzysiek ma NA IMIE? Tenze zdumiony odpowiada:- Krzysiek! Ja sie poprawiam:- Nie, jak on ma NA NAZWISKO? I slysze:- Czekaj. Wiec ja czekam, ale widze, ze zdumienie gospodarza siegnelo zenitu i wtedy sobie przypomnialam - Krzysiek nazywal sie Czekaj! Nie moglysmy przestac sie smiac :)))
OdpowiedzUsuńKurczatko, nie moglam tego nie dopisac! Pracowalam kiedys z duzo starsza kolezanka, ktora czyszczac krany w lazienkach zawsze wzdychala "ach, co ja sie tych ..ujkow naobciagam!"
Usuńhrehrehrehrehrhehrehr
UsuńKiedys czyjs znajomy zostal zawleczony do naszego rodzinnego domu.. I zostal przedstawiony jako pan Gorecki. Moja Mama NIE POTRAFILA inaczej o nim mowic, jak pan Ogorecki.
Dee, hrehrehrehre, paduam i nie wiem z czego bardziej!
UsuńDzień dobry w piękny, czerwcowy poranek !
OdpowiedzUsuńNie mam czasu bo ogród wzywa !
Pogodnego dnia Kurniku !
Rabarbara
Ja też już sobie owocnie popracowałam w ogrodzie. Ach, ach. Idealna pogoda.
OdpowiedzUsuńOkulary upaprałam w błocie bo ciągle się zsuwały z nosa, i trzeba je poprawiać, a ręce w rękawicach, a rękawice całe w ziemi świętej utytłane. Rozważam nabycie okularów dla rowerzystów, z gumką. Chociaż gumkę mam, przywiązać do okularów dam radę sama.
Przyjemnej środy ( a myślałam, że to wtorek jest ).
Już się chciałam ponatrząsać z rowerzystów z gumką, a tu nic z tego; przecinek jak byk :D
UsuńAntykoncepcja to ważny temat. :-DDD
UsuńJak to sroda? Dla mnie wtorek....
UsuńA to nie czwartek?
UsuńDzie? U Wasz?
UsuńTo nowy skecz o sęku?:)
UsuńMowio mi, ze dzis piatek. Prawda to?
UsuńHanna - na pewno nowy ;)
O 8 to ja zaczynam robótki. Opadajace okulary wkurzają, ale do ogrodowych prac nie nakładam okularów.
OdpowiedzUsuńTeraz przerwa, na małe co nieco i dużo wody. Słonko smali, ale zaparłam się , że dziś skonczę pielić tę cholerną kamyczkową drogę, niewiele zostało, poźniej będę wiekszość czasu w cieniu, więc nie będzie źle.
Środa?
Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńAle że jak środa to co ?
OdpowiedzUsuńRabarbara
Szybko zleciało, jeszcze dwa dni i weekend!
OdpowiedzUsuńJeśli to środa, czeka nas przygoda!
OdpowiedzUsuńNie no, Haana, bez ograniczeń ! Każdy dzień jest przygodą, co tam się zastanawiać jak się nazywa!
Usuń;))).
Rabarbara
Jutro jest czwartek, a czwartek to dzień bez majtek :)
UsuńJutro chodzimy z gołymi kuprami ;)
Ja to w domku w upaly chadzam bez cycelnika i bez majtek, ino w luznej wsiowej sukienczynie. Bo po co?
UsuńOpakowana, ale na drabinę nie wchodzisz?;)
UsuńMyslisz, ze drabina by zadrzala z podniety? a frontonow wysokich sklepow nie maluje.
UsuńOrszulko, jesli bylabym w domu, to i owszem, chodzilabym tylko w portkach od pizamy, ale w innym przypadku gatki wskazane😄
OdpowiedzUsuńDora, zwłaszcza gdy człek się wypina np. przy pieleniu. A kto się wypina, tego wina.
OdpowiedzUsuńNo to dzień dobry Kurniku we czwartek ;)).
OdpowiedzUsuńPieliłam, kawę wypiłam, idę sadzić :)
Ach! jaki piękny czerwiec :)!
Rabarbara
Dzień dobry, ja jeszcze w pieleszach, rety Rabarbaro , w nocy pieliłaś?
OdpowiedzUsuńOd czwartej jasno.
UsuńAle wyobrażam sobie Rabarbarę, wstającą o 2.30, na czoło wkładającą czołówkę, i ruszającą w ogród. Ślimaki, drżyjcie!
O 2.30 to niee, ale po 22 robię obchód z latarką ;)).
UsuńDoro, ja tak już mam całe życie, mnie się dzień zaczyna ok.5 rano a wiosną i latem to ze wschodem słońca :)).
Agniecha, Ty jaśniejesz od 4 ? :). U mnie wschód 4.30 (lubię patrzeć jak słońce wschodzi....) a w twoich stronach ?
Rabarbara
U mnie konfiguracja terenu jest taka, że latem słońce wschodzi za wzgórzem i dopiero około ósmej mogę je zobaczyć.
UsuńRabarbaro - Ty o 22 nie w lozeczku? O matku bosku!
UsuńJa sie budze po 3 rano i, jesli slubny uciekl do drugiej sypialni, to otwieram zaslony, okno szerzej i czekam na pierwsze ptaszki. I one mnie usypiaja i tak do 7, 7.30. Wtedy ptaszki tez dosypiaja. Dzis nam mlody wrobel wlecial do palmiarni sie okropnie denerwowal. Ja tez. przegonilam dziecko ptasie ostroznie i nie gwaltownie. a wszystko pod czujnym okiem starego, co regularnie siedzi w jednym miejscu na plocie (albo na rogu dachu) i nadzoruje, pilnuje i pewnie instruuje, bo gadatliwy wielce. a wczoraj mlody kos usiadl na ziemi jak podlewalam i przygladal mi sie. No to uzupelnilam wanienke dla ptaszkow.
Dla mnie najwiekszą karą jest wstawanie rano. Byl czas ,,kiedy do pracy musialam wstawać o 5 i jeszcze iść na autobus, koszmar.Najlepiej sie czuję jak nieskrepowanie mogę wstac o 8.
OdpowiedzUsuńKto rano wstaje temu Pan Bóg daje;) Jestem ze skowronków, co wstają wcześnie.
OdpowiedzUsuńStraśnie tną komary i meszki,całe przedramiona mam w bąblach.Na noc się popsikałam mugga strong,ale i tak jestem udziabana na karku,skroni.
Ale pogoda cudo!Dawno takowej nie bywało 🌞
A wez obstaluj moskitery. Nam chyba, w PL, uratowaly i zmysly i calego czlowieka. Najglowniejsza jest drzwiami na taras. No i w sypialni. I w lazience. I w kuchni. Czasem mi brakuje opcji pyrgania czegos za okno, ale sie przyzwyczailam. Takie cosie mordercze do pradu sa tez dobre, ale nie wystarczajaco.
UsuńMam siatki, ale w piwnicy;)
UsuńJak mi te bzyczące dokuczą bardziej to założę.
Nasze życie również stało się przyjemniejsze po założeniu siatek na drzwi tarasowe oraz co najmniej jedno okno w każdym pomieszczeniu. Polecam.
UsuńAleż ja piszę po polskiemu;)Bez logiki.
UsuńJeszcze raz:mam siatki,które stoją w piwnicy, na razie ich nie zakładałam w sypialniach, o tak.
Znaczy wolisz byc podgryzana i spurchlona?
UsuńPokazały się niedawno, te bzyki.Poza tym nienawidzę zakładać i zdejmować tych siatek;)
UsuńSynuś założył tylko u siebie 😞
My przestali zdejmować. :-DDD
Usuń"Takie cosie mordercze do pradu" przypomniały mi historyje ;)
UsuńW trakcie powodzi 1997 byłam w Niemczech, po powrocie wybrałam się do koleżanki, która mieszka pomiędzy Odrą a Parkiem Szczytnickim. Nie trudno się domyślić, że komarów było tam mrowie a mrowie!!! Koleżanka zaserwowała cuś do zjedzenia, a żebyśmy spokojnie jedli zamiast żeby nas jedzono, wetknęła w kontakt "takie cosie mordercze do pradu". No i po kilu minutach komarzyska zaczęły nam spadać na talerze i tak to mieliśmy dodatkową przystawkę ;)
Mam moskitiery na oknach i drzwiach tarasowych. U mnie są one druciane, za jednym zamachem nie wypuszczają kotów i nie wpuszczają owadów. Rewelka.
UsuńMarija - o to chodzi! Moze nie z tymi talerzami, ale tak to dziala. Kiedys obserwowalam CO sie dzieje, jak komar przylatal wedle tego cosia, to zaczynal sie zataczac, zataczac, ale sie w locie przewracal. a zjedliscie te posypke?
UsuńOpakowana, wywrotka w locie działa mi na wyobraźnię.
UsuńCalkowite zachmurzenie u nasz bylo na zacmienie. Coreczka szczula psem, bo pies lubi szczekac na wszystko, tak dla fasonu, ale to nic nie dalo; gupie slonce TERAZ wylazi. Ptaszki tez nie odczuly zadnego zacmienia.
OdpowiedzUsuńU nas było widać, piękna pogoda. Ale takie małe raczej ono było. U was, gdyby było widać, byłoby większe. Tzn, ono było większe. No, ale nie było widać, tak że ten :D
UsuńNo wlasnie, ten....w czasie tego w 1999 r. tez bylam w zlym miejscu...na Kaszubach. Bylo polzachmurzone, na przed sie lekko rozjasnilo, zeby pociemnniec, ale tak wieczorowo, za to u nasz w uk byla noc jak byk i ptaki szly spac nagminnie.
UsuńNie widziałam uszczerbku na słońcu, chociaż paczałam. I pogoda była dobra.
UsuńObecywałam sobie, że zobaczę zaćmienie słońca i okazało się, że widziałam, ale gabinet lekarski, bo łam na kontrol. Jeszcze do tego, komputer zaczął mi fksować i jak go włączę, to mam chodzący traktor. Wrrr
OdpowiedzUsuńBoguśka, pewnie wentylator się zepsuł.
OdpowiedzUsuńW sobotę znów się spławiam. Tym razem biorę aparat, trudno, kol. D. będzie musiała pilnować kursu.
OdpowiedzUsuńA Wam to nie za dobrze ? :)))
UsuńOrszulko, nie. Mówię, jak jest.
UsuńKorzystaj z lata, bo w zimie nie bedziesz sie splawiac, a z tom aurom to nigdy ic nie wiadomo. U nasz ma byc wsciekly upal jutro, jedziemy do takiego jednego parku i ogrodow, trza wziac pasarolke zeby nie mglec raz kolo razu w tem sloncu.
UsuńOpakowana, korzystam, ile mogie!
UsuńNo i masz, Opakowana, zlało nas do suchej nitki zaraz na początku. Ale potem utaplałyśmy się w rzece, więc to bez znaczenia. A jak się macha wiosełkami i targa kajak przez mielizny, to człeku ciepło.
UsuńNo, no!
OdpowiedzUsuńU nas akurat zachmurzyło się przedburzowo, a potem to już pokropywało i chmurska i nie było żadnego zaćmienia, zresztą i tak dopiero po fakcie się dowiedziałam.
OdpowiedzUsuńDziś też zachmurzone i może popada bo już by się przydało, jakkolwiek od niedzieli już nie bo się czaić zaczynamy na sianokosy.
Dziś zwalczałam ślimaki biologicznie, za pomocą Agniechy i wiadra z wodą oraz rękawiczki nitrylowej. Brrry. Ni umią pływać.
Dobrego piątku.
Agniecho - jak juz topic to lepiej w piwie przeciez, umarna z usmiechem na ustach.
UsuńW piwie to golonka dobra;)
UsuńTo tym bardziej trzeba sie ze slimakami podzielic.
UsuńPoza tym, Hanna, pewna jestes CO jesz w tym piwie?
UsuńOpakowana, po testowaniu w zeszłym roku wiem, że lokalne ślimaki ( chciałam napisać moje, ale aże mnie odrzuciło od klawiatury ) są niepijące. Nosz kutwa jedna, tyle piwa się zmarnowało, po namyśle dochodzę jednak do wniosku, że może im nie smakowało, to był produkt tani, w plastikowych litrowych butlach. Także ten, nie jestem jednak pewna, albo abstynenci, albo wytrawni smakosze. Jednakowoż sprawdzać, które piwo im odpowiada z tych lepszych nie zamierzam. Niebieskie kulki.
UsuńDzień dobry, kochany Kurniku, odzywałam się kiedyś,ale jestem raczej małomówna, co nie znaczy, że nie śmieję się i nie płaczę razem z Wami.... Tutaj jednak muszę podzielić się pewną wiedzą w tym temacie. Otóz w zeszłym roku zabrakło mi w domu piwa w podobnym celu. Chlusnęłam ci więc do wiadra nieco octu. Efekt piorunujący, a przecież ekologiczny. Śmierć natychmiastowa i mam nadzieję - bez mąk. Tylko obrzydliwe to mocno. Może ktoś w desperacji wypróbuje. Ja wtedy już byłam w stanie nie do opisania,myślałam, że to ślimaki mnie zeżrą - teraz nie ma jeszcze tylu.
UsuńStacha, aż mnie ocząchło. Wyjątkowo mnie to dziadostwo brzydzi. Na szczęści u mnie nie ma ślimaków, nie przedrą się przez igliwie.
UsuńStacha - swietny, choc obrzydliwy, sposob. I tani. Byleby sie nie okazalo, np u Agniechy, ze lubia tylko francuski, cytrynowy ocet...
UsuńCześć, uwijam się przy bukszpanach, slonko i wiatr.Mam nadzieję dzisiaj skończyć, oby się udało. Odpukać jakos tu slimaki jeszcze nie szaleją, ale niebieskie wysypane w strategicznych miejscach.
OdpowiedzUsuńPiąteczek!
A ja dziś zrobiłam roztwór z czosnku i walczę z mszycami 🙈
OdpowiedzUsuńDziś bardzo mi smutno. Bezowy przekazał mi, że zmarł nasz wspólny kolega (z mojego roku). W młodości tworzyliśmy zgraną paczkę 10 osób, potem baletowaliśmy na kolejnych weselach. Z czasem troszkę poluzowały się więzi, bo dzieci, potem wnuki. Też byli nierozerwalną parą, prawie tyle samo lat, co my. Pojechali do córki do Wrocławia na długo weekend i tam sobie zmarł. Ech życie... do doopy.
OdpowiedzUsuńOoo, wspolczuje, ja nie moge sie otrzasnac z wyjazdu do Patagonii tej mojej przyjaciolki, z kazdego kata jakies wspomnienia wylaza.
UsuńPrezesowa ma racje - zyc, ile sie tylko da. Nawet jak sie nic nie robi. Jak siedze i nicnierobie, to i tak slucham lekkiego szumu debow wizawi domu, slucham wrobelkow na plocie, patrze jaki piekne ogoreczki mi rosna, ogladam zdjecia, ogladam jelonka (byl dzis 3 razy) i jestem wdzieczna za to, co mam (wlacza mi sie funkcja chlopskiego filozofa).
Przytulam.
UsuńBezowa, dlatego trzeba żyć, na ile się da. Robię, co mogę, dosyć czasu straciłam na beznadziejne głupoty.
OdpowiedzUsuńNo trzeba,trzeba,ale trudna ta miarka,,na ile się da" . Opakowana fajnie pisze, nawet jsk sie nic nie robi, to się przeciez robi.
UsuńDora, ciągle uczę się tego "ile się da". Nauka nie idzie w las:)))
UsuńGumienko przecudne. U nas lato do środy. I to takie na całego. Komarów_milyjony.
OdpowiedzUsuńWasze anegdotki cudowne.
Mam całkiem świeżą. Otóz zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, po dłuższej drodze, więc wypadłam jak strzała do toalety, już jestem w drzwiach, kobitek pełno,jak to w damskim WC, a mój telefon gada:turn left, turn left. :))) Nie wyłączyłam nawigacji w pośpiechu;) Wszystkie miałysmy ubaw;))
Niezłe!
Usuńhrehrehrehrehr. ja tez tak mam i baba mapowa sie z nienacka odzywa.
UsuńDobre, ha,ha,ha.
OdpowiedzUsuńKasia, teraz możesz mówić "turn left" zamiast "siku".
OdpowiedzUsuńA "turn right" zamiast hm, hm ekhem, bardzo przepraszam za ordynarne słowo, "kupa"?
UsuńAgniecha, właśnie nam się narodzła własna anegdotka.
UsuńHe,hre,hre.
UsuńCzołgiem Kureiry! Jestem spławiona, i to gruntownie! Z góry (ulewa) i z dołu (przymusowa kąpiel). Było przepięknie, chociaż nieco survivalowo. Ale dałyśmy radę z paluszkiem w uszku! Sprawozdam jutro, dzisiaj boli mnie kark, ramiona i czuję mięśnie brzucha! A już myślałam, że tam to już tylko - hm - tkanka:)))
OdpowiedzUsuńBrawo Ty, Wy!
OdpowiedzUsuńDora, była tam też młodzież. Łomatko, co za sflaczałe i niezdarne cieniasy! W naszym wieku to oni na wózkach będą jeździć chyba. My dawno na mecie, a oni godzinę po nas, jak bum-cyk!
UsuńMoże zajmowali się sobą, zamiast wiosłować?
UsuńMlodzi tocteraz delikatesy, a roznice pokoleniowe sa duże.
UsuńHohoho, Prezesowo, w Pudziana bedziesz sie przemieniac z temi miesniami i tkankami?
OdpowiedzUsuńOpakowana, nieee, skromniej...
OdpowiedzUsuńCześć, u nas prognozy się sprawdziły,ochlodzenie, pochmurno,16 st. wczoraj dziś ma byc podobnie, wiatrzysko porywiste.
OdpowiedzUsuńTruskawek nazbieraliśmy, a w klamociarni wypatrzyłam nożyczki do knotów😄
Zaraz zabieram się za robienie zapiekanki gołabkowej , może poźniej jakiś spacer.
A jaka to zapiekanka? Czy to moze golabki leniwej gospodyni?
UsuńElo Kury,a wczora z wieczora lało,dziś też pochmurno i letko wietrznie.
OdpowiedzUsuńGotuję gar gołąbkuf,za dużo kupiłam mięsa i wołowe i wieprzowe,więc nolens volens zużyłam.I takoż piekę dziś chlebek włoski na lievito madre,które od miesiąca hoduję w lodówce;)
Oraz mam coś dla kur dla poprawy samopoczucia.Stylistka Zosia pociesza nas,że owe zdjęcia pinterestowe to ściema:
https://www.youtube.com/watch?v=8J1uLWevQ0c
Tak więc niech lustereczko się wami zachwyca.
Hana,czekamy na fotorelację,mówio,że sport to zdrowie.
Chociaż jak zasłabł wczoraj duński piłkarz to trochę, hmmm nie wiem.
Pogoda kiepska,więc życzę pogody ducha.
Eriksen nie tylko zaslabl, widzialam mecz. Upadl jak wor kartofli, na twarz, mial drgawki, potem cos 7 minut go reanimowali intensywnie. To bylo tak dramatyczne, ze obie z Coreczka sie rozplakalysmy. Ostatni raz ogladalam mecz z czyms takim w 2003r (mowili, to nie moja szalona pamiec), jak podobne sie wydarzylo i - uwaga! - przez to, ze jako kibic siedzialo dwoch kardiologow blisko, czyli nisko, to dolecieli w dwie minuty i uratowali mu zycie. I w sumie to chyba nie mozna mowic, ze upal etc, bo gosciu gra we Wloszech (Mediolan), a tam cieplo jest.
UsuńChcialabym troche marnej pogody, bo moje podlewanie ogrodka to paruje/wsiaka migiem.
Jak sie chleb udal? Nie mam reki do tych hodowli chlebowych :/
Ja też oglądałam. Zmartwiałam po prostu. Całe szczęście reanimacja się udała.
UsuńGumienko przecudnej urody. Nic mi nie przychodzi do głowy, może to...ojciec im był starszy tym bardziej pyszczył na" czerwona zarazę" i " czarne sukienki", w koncu odmówił chodzenia do koscioła, co ekstra wkurzało mamę. Wygadywała mu, ze na starość mu sie we łbie poprzewracało, nie reagował bo spokojny czlek był. To ją jeszcze bardziej wkurzalo i już nie wiedząc jak mu dokuczyć kiedyś wypaliła..ty ...kalwinie jeden.
OdpowiedzUsuń