Osobiście jestem pełna podziwu, w zasadzie zbieram szczękę z podłogi. Podziwiam konsekwencję w realizacji pomysłu na życie i konsekwencję, żelazną wręcz, w urządzeniu mieszkania. Jest śliczne! Mój "eklektyzm" zaczyna mnie przytłaczać:). Coś czuję, że idą zmiany...
Historia EEG jest niesamowicie inspirująca, doskonale ilustruje powiedzenie, że nigdy nie jest za późno! Zawsze warto zmienić coś, co nas uwiera, zawsze!
EEG, dziękuję, że zechciałaś podzielić się z nami swoją historią.
Teraz już oddaję Ci głos:
***
Związek z ojcem mojej córki trwał 20 lat, nie mieliśmy ślubu, bo ja przez całe życie uprawiałam wieloletnie narzeczeństwa (w sumie takie poważne były 3). I gdyby nie córka, to pewnie zerwałabym się znacznie wcześniej.A po pięćdziesiątce uświadomiłam sobie, że przecież to jest jedyne moje życie i wolę je spędzić sama, niż w nieudanym związku. I nie mam złudzeń, że jeszcze się z kimś zwiążę; nie jestem atrakcyjna, nie mam czasu na randkowanie i przede wszystkim - nie mam już cierpliwości do mężczyzn. W momencie kiedy brałam kredyt hipoteczny (w sumie cudem dostałam, rzutem na taśmę, chwilę potem musiałabym mieć jakiś wkład własny, którego nie miałam) nie zarabiałam dużo, po odliczeniu 1000 zł na ratę zostawało mi naprawdę tylko na jedzenie i opłaty. Nie miałam forsy na remont mieszkania, ale znalazłam cudne w starej kamienicy, wyremontowane, z kompletnym wyposażeniem kuchni i łazienki w nowe sprzęty, do tego w takim stylu, że innego sama bym nie zrobiła. No miałam farta jednym słowem. Spędziłam tam fajne 5 lat, a jedynym minusem było położenie prawie w centrum Łodzi, zimą było ciepło i miło, do przystanku blisko, ale latem brakowało mi zieleni - poprzednie 20 lat mieszkałam w wielkim ogrodzie (6800 m kw). No i stąd się wzięła desperacja, żeby na wieś. A że w tzw. międzyczasie się ogarnęłam i znalazłam 5 dodatkowych prac, to nagle zaczęłam przyzwoicie zarabiać i nie bałam się wziąć kolejnego kredytu na następne mieszkanie. I jeszcze miałam kupę szczęścia, że koleżanka poznała mnie z fachowcem o wdzięcznej ksywie " Pan Malutki", bo facet potrafi wszystko. Do tego jest zwyczajnie dobrym człowiekiem, bo kończył u mnie prace kiedy już mieszkałam z kotami, no i wymyśliłam sobie jeszcze pomalowanie na niebiesko szafki w kuchni. To była farba wodna, ale jednak trochę śmierdziała. I raptem w pracy dostaję sms-a "kotki zaczęły kichać, zabieram szafkę do siebie". Rozmontował tego metalowego ciężkiego grzmota, wyjął szyby i własnym samochodem osobowym przewiózł szafkę do Łodzi, gdzie ją u siebie w domu pomalował, żeby kotkom nie sprawiać przykrości ! No nie słodkie? Nie wiem co bym bez niego zrobiła, pewno ten remont trwałby do dzisiaj.
Miałam 56 lat i tkwiłam w beznadziejnym związku (jako kucharka, sprzątaczka, utrzymywacz domu z niespecjalnie wysokiej pensji). Córka poszła właśnie na studia, a ja wzięłam kredyt hipoteczny, kupiłam sobie własne 30 metrów kwadratowych i ulotniłam się z dotychczasowego domu.
Strasznie się denerwowałam tym kredytem, no bo a jak zachoruję ? A jak to? A jak śmo? Ale jednak wzięłam.
W zeszłym roku latem odwiedziłam koleżankę na wsi, trochę u niej pomieszkałam z moimi kotami i zadałam sobie pytanie, dlaczego właściwie duszę się w centrum miasta? Najpierw znalazłam 100-letnią chatę, taką na letnisko. Dom był wspaniały, drewniany, malutki i niziutki, miał 100 lat i stał pod stuletnią lipą, która akurat kwitła, pachniała i brzęczała pszczołami, no marzenie, w dodatku miałam w sam raz pieniędzy na kupno. Poprzednia właścicielka mieszkała tam od wiosny do późnej jesieni. I kupiłabym go natychmiast, gdyby nie to, że dom stał w środku wsi, zaraz za płotem była szosa i trochę bez sensu było zamieniać miejski hałas i smród samochodów na taki sam, tylko wiejski. A potem otworzyłam googla i znalazłam powojskowe bloki na skraju tej samej wsi, prawie w lesie. I stwierdziłam, że to jest to - wieś, a odpada mi problem grabienia, odśnieżania, naprawiania cieknącego dachu i podobnych przyjemności, które przerabiałam przez 20 lat w poprzednim życiu. Koleżanka powiedziała, że to powojskowe osiedle, natychmiast zarządziła wyprawę zwiadowczą i pojechałyśmy. Bloki okazały się całkiem porządnie wyremontowane i zadbane, małe, bo tylko dwupiętrowe. Upatrzyłam sobie jeden, bo był najdalej od torów, miał okna na południe, na trawnik cały w stokrotkach, za trawnikiem płot i las. Akurat przy pierwszej klatce stał starszy pan palący papierocha, więc spytałam, czy nie wie, kto by tu chciał sprzedać mieszkanie. A on na to, że jego żona:). On za nic nie chciał sprzedawać, więc sytuacja nie była łatwa. Przeleciałam potem po tych wszystkich parterowych mieszkaniach (parter żeby koty mogły wychodzić), rozwiesiłam we wszystkich klatkach ogłoszenia, no i dupa. Nikt nie chciał sprzedawać. To wprosiłam się do tego pierwszego pana i zaczęłam go poważnie namawiać. Mieszkanie zostało wyremontowane 7 lat wcześniej, miało dobudowany balkon i ogólnie poczułam, że to, albo żadne, muszę w nim zamieszkać! I tym razem nawet się nie przejmowałam, że znowu kredyt ( poprzedni oczywiście niespłacony), no i od grudnia ubiegłego roku mieszkam w lesie, szczęśliwa jak prosię. W mieszkaniu, które sobie upatrzyłam i przekonałam dotychczasowych właścicieli, że marzą o sprzedaniu go właśnie mnie i właśnie natychmiast:). I koty szczęśliwe, bo z balkonu na parterze mogą zejść na trawnik.
Koleżanka wybudowała sobie śliczny domek z drewnianych bali w tej właśnie wsi pod Łodzią i to u niej spędziłam w zeszłym roku 6 miesięcy z kotami. Mieszkałam na piętrze, na dole rezydowało 5 drobnych piesełów koleżanki, a moje koty schodziły do wydzielonej części ogrodu po drewnianych stopniach przykręconych do ściany domu, a z ogrodu po drabinie szły sobie do lasu. Widziałam jakie są szczęśliwe (u mnie w mieszkaniu w Łodzi miały tylko malutki osiatkowany balkon), ja też czułam się jak na wakacjach mimo codziennego dojazdu do pracy i stwierdziłam, że ja też chcę na wieś!
Właściciele mieszkania się zastanawiali. To mocno starsi państwo, mający rodzinę w jednym z podwarszawskich miast. Ona chciała się tam przenieść, on wolał zostać tutaj. Zaczęli szukać w ogłoszeniach i uświadomili sobie, że to są już warszawskie ceny, no i zadzwonili, że jednak nie sprzedają. Się podłamałam, ale postanowiłam, że jeszcze raz do nich pójdę i spróbuję przekonać. No i w czasie tej rozmowy pani stwierdziła "ale pani przecież nie da nam za mieszkanie 200 tysięcy", na co ja "dam". Ta dammm. I pozamiatane, na drugi dzień zadzwonili, że się zgadzają. Oczywiście, że sporo przepłaciłam, ale...
Mój znajomy hodował pszczoły, wydawał duże pieniądze na leki dla nich, jedzenie , itp., a miód, zamiast sprzedawać, rozdawał przyjaciołom. I twierdził, że pszczoły kocha, a do miłości trzeba zawsze dopłacać:) No to ja właśnie już byłam zakochana w tym mieszkaniu i jakby nie miałam wyjścia. Po miesiącu starsi państwo się wyprowadzili, mieszkanie zostało wybebeszone do gołych ścian, mój ukochany Fachowiec Od Wszystkiego zlikwidował 3 ( słownie trzy !) łuki Karwowskiego, pomalował ściany na jedyny słuszny i zbawienny kolor, wyremontował łazienkę, zrobił kuchnię, przecudnej urody parapety, złożył meble, itede, itepe. A jeszcze wcześniej inny pan fachowiec położył parkiet przemysłowy, który zawsze mi się podobał, to pomyślałam, a niech tam, raz się żyje, i tak biorę kredyt na te fanaberie, to co mi tam. Widocznie wszystkie lęki przed zadłużeniem mi się wyczerpały przy pierwszym kredycie, na tamto mieszkanie w mieście. No i 10 grudnia zamieszkałam na wsi. Rano dziarsko maszeruję 1400 m na stację kolejową, bardzo mi to dobrze robi na całego człowieka. Gorzej z powrotami, zwłaszcza teraz - w upale trochę zdycham. Wieś wybrałam właśnie ze względu na połączenie kolejowe z Łodzią, bo tam cały czas pracuję ( w końcu trzeba ten kredyt spłacić), no i też ze względu na koleżankę, bo to zawsze raźniej , jak jest jakaś znajoma dusza w okolicy. Dusza ma do tego samochód, też pracuje w Łodzi, więc czasem się z nią zabieram.
Koty przetrzymałam w domu do kwietnia, w czasie wietrzenia zamykając je w łazience, bo tam mam jedyne drzwi, oprócz wejściowych. A w kwietniu wystawiłam im pod balkon stołek z Ikei i teraz sobie wychodzą w świat, który okazał się nie całkiem przyjazny, bo przychodzą tu wiejskie koty i troszkę leją moje. Muszę je wspierać moralnie przy pomocy szyszek, którymi rzucam w kierunku napastników. Oczywiście nie trafiam, ale jednak trochę pomaga.
No i ogólnie czuję się jak na wakacjach. I gdyby nie jedna sąsiadka, to byłby raj. No i gdyby nie zaraza oczywiście, chociaż akurat zaraza spowodowała, że mniej pracuję i mam wreszcie czas, żeby pomieszkać, bo do lutego wychodziłam z domu o 9, wracałam o 21 i to było bez sensu, a nie potrafiłam sama zrezygnować z tej harówy (forsa, forsa!). W marcu wszystko pieprznęło z hukiem, raptem pracowałam 3 dni w tygodniu, wracałam do domu o 16 i stwierdziłam, że to mi się podoba. Tylko koty były niezadowolone, że im się plączę po mieszkaniu i nie mogą spać. Teraz wróciłam znowu do 5 dni, ale już nie do 21, mam nadzieję, że nie wpadnę znowu w kołowrót. Bo podobno jest też życie pozazawodowe, tak słyszałam, nie wiem, dawno nie prowadziłam :)
I jeszcze coś - w ramach nowego życia zrobiłam sobie pierwszy i jedyny tatuaż, z moimi 5 miłościami:
Uchwyty dla Marii! |
Piersza! Intryguje mnie ryczka przywiązana sznurem. Żeby koty nie wyniosły?
OdpowiedzUsuńRyczkę wystawiłam spuszczając ją z balkonu na tymże sznurze, bo mi się nie chciało wychodzić. I te zwieszające się koty, to właśnie chwila tuż po wystawieniu stołka, kiedy zastanawiały się , czy można iść w świat, czy jednak strach. Teraz ryczka jest przywiązana dwoma cienkimi sznurkami, bo jak moje uciekały przed wiejskimi kocimi bandziorami, to przewracały stołek.
Usuńciągle zapominam, że muszę się podpisywać
Usuńto ja oczywiście
EEG
EEG, taka była pierwsza moja myśl - nie kciało Ci się chodzić w tę i nazad:)))
UsuńPierwsza!!!!!
OdpowiedzUsuńEEG, podziwiam Cię bardzo. Ja to boję się wyzwań, a na coś takiego, to nie zdobyłabym się w życiu. Śliczne masz mieszkanko, uwielbiam biel ścian. Koteczki cudowne.
UsuńJa zamiast tej ryczki, zrobiłabym (no nie sama) drabinki kociakom. Mój siostrzeniec tak miał na parterze kota, na desce poprzybijał listewki i Fredi wchodził sobie na balkon.
SUPER!!!
Nie, bo drugaś, Bezowo!
OdpowiedzUsuńFcale, że nie druga, tylko pierwsza. Ty publikowałaś, to się nie liczy Twoje pierwszeństwo i juszszsz.
UsuńNo i ja jestem pierwsza PO czytaniu.
OdpowiedzUsuńczecia
OdpowiedzUsuńZaklepuje 6 miejsce i zabieram się za czytanie.
OdpowiedzUsuńTo chwila, jedtę szfsrta?
OdpowiedzUsuńWow,kłaniam się i podziwiam za determinację i żelazną konsekwencję i odwagę. Los sprzyjał wspaniale.
OdpowiedzUsuńMieszkanie śliczne, kotostwo przecudne, wypisz wymaluj aniołki z wyglądu jak moj Rysiulek. Bardzo serdecznie pozdrawiam EEG.
dzięki i odpozdrawiam
UsuńEEG
Gratuluję odwagi wytrwałości i determinacji. To wszystko potrzebne do realizacji marzeń i jeszcze drobiazg, widzieć dokładnie czego się chce.
OdpowiedzUsuńPiękne, przytulne mieszkanie, a zwis koci z parapetu wymiata.
dziękuję
UsuńEEG
Chapeau bas EEG! To się nazywa wiedzieć, czego się chce. Gratuluje serdecznie odwagi i konsekwencji w dażeniu do celu.
OdpowiedzUsuńKoty cudne i jakie szczęśliwe.
Burza sie właśnie skończyła i oddali prund.
Miłego wieczoru Wszystkim!
Ładnie u ciebie EEG, podobają mi się wysmakowane szczegóły, na przykład jak ten wiszący wieszak z gałązek, on ten wieszak to mi się bardzo podoba :) Bardzo zainteresowała mnie ta ciemna szafka na kółkach, ona ma jakieś nietypowe zawiasy, mogłabyś pokazać ją dokładniej.
OdpowiedzUsuńTwój sposób na życie nie dla mnie niestety, panicznie boję się kredytów, w życiu nie kupiłam nic na raty, wszystko za żywą gotówkę. Ja nie posiadam nawet karty płatniczej, wszystko za gotówkę kupuję ;)
Marijo, siostro moja. Też tak mam jak Ty, chociaż na raty kupowałam, kartę płatniczą posiadam, ale tylko wybieram kasę z bankomatu, nie płace nią NIC.
UsuńU nas tylko było urwanie chmury, bez urwania prądu.
OdpowiedzUsuńHana, chyba mam podobnie jak Ty, wciąż to straszliwe rozdarcie pomiędzy umiłowaniem pierdołków a dążeniem do puryzmu i minimalizmu.
Fajowskie różne meble na zdjęciach, a postawa EEG godna naśladowania. Chciała , to ma. I szczęśliwa.
Pa, pa. Idem spać.
Agniecha, żeby zaraz puryzm i minimalizm to nieee...
UsuńI ja podziwiam za konsekwencję. Mieszkanie jasne, piękne, przyjazne. Cudny ogródeczek różany wokół balkonu.
OdpowiedzUsuńHany eklektyzm uwielbiam.
EEG, i jeszcze chciałabym wiedzieć, gdzie można kupić taką lampę, jaką masz w kuchni przy oknie? Bardzo mi się podoba i do mojej kuchni byłaby idealna!
OdpowiedzUsuńKalipso, nie masz pojęcia, jak ciężko nad sobą pracuję usiłując okiełznać ten eklektyzm:)
Nie ograniczaj się! Ten eklektyzm to magia.
UsuńPodziwiam za konsekwencję i realizację marzenia. Podziwiam, ale ja na taki ruch, jeśli się zdecyduję, to dopiero za 5 - 6 lat... Brawo Ty
OdpowiedzUsuńBoguśka, trochę szkoda czasu...
UsuńTo tu podziękuję zbiorczo za gratulacje i zachwyty.
OdpowiedzUsuńMario, ja nigdy w życiu nie brałam kredytów i pożyczek, ale inaczej nie miałam szans na kupno mieszkania i wyprowadzkę. To się przemogłam. Tym bardziej, że moja koleżanka ma coś koło 6 i żyje :)
Jasne, że mogę pokazać szczegóły szafki, bo wreszcie się nauczyłam przesyłać do Hany zdjęcia na maila.
Hana, pokazałaś tylko pół tatuażu, tam są tylko 3 miłości.Cały mi się na jednym zdjęciu nie mieści.
I obawiałam się, że nie spodoba Wam się mój minimalizm w urządzaniu mieszkania, ale tak mi się porobiło na starość. Kiedyś miałam całe mnóstwo durnostojek, durnozwisek i podobnego kramu, u kogoś nadal mi się to podoba, ale postanowiłam jednak, że nie. Zwłaszcza kolejne przeprowadzki mnie obierały z nadmiaru rzeczy, nawet wzięłam tylko najukochańsze książki, a resztę sprzedałam.
EEG
EEG, gdzieś mi musiały zdjęcia uciec, zaraz poszukam.
OdpowiedzUsuńKurczę, EEG, nie mogę znaleźć pozostałych zdjęć z tatuażem, może nie przeszły. Daj jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńHano,
Usuńwysłałam jeszcze raz, także drugą część łazienki, bo nie wiadomo skąd się wzięła rybka, a to uchwyty do szuflad, które sama zmajstrowałam i przymocowałam ( znaczy rybek nie wyrzezałam osobiście, przykleiłam do gotowych uchwytów).
Lampa, wieszak, szafka, kanapa, fotele i jeszcze parę drobiazgów są z czegoś, co się nazywa Westwing. Przysyłają na maila katalog, tam sobie wybieram i przywożą do domu, gdzie płacę.
I jestem bardzo szczęśliwa, że poprzednia właścicielka nasadziła tyle róż pod balkonem, są w różnych kolorach, co jedne przekwitną, to zaczynają nowe, tylko zupełnie nie wiem, co z nimi robić i mam nadzieję, że mi podpowiecie. Na razie tylko posypałam nawóz do róż i przykryłam korą, żeby ziemia im nie wysychała.
EEG
Ta szafka z odjechanymi uchwytami jest odjazdowa. Jakaś szafka warsztatowa, czy cuś?
UsuńEEG, zaraz skoczę do maila. Róże podlej czasem i w lutym przytnij stare pędy, dla odmłodzenia.
OdpowiedzUsuńJakby to powiedzieć, nie lubię tatuaży, a ten mi się podoba. Szafka też, te zawiasy są oryginalne.
OdpowiedzUsuńPrzeleciałam lampy w Westwing i tej nie ma, albo mnie oślepiło.
OdpowiedzUsuńTatoo ciekawe i chyba samodzielnie wymyślone.
OdpowiedzUsuńHano a czy lampę nieceykonałabyś sama, kabel i stosowne żarówki zamotałabyś na jakimś pręcie, kiju czy czymś co by było akurstne?
Sorki za literowki, to nie fb, że można poprawić😀
OdpowiedzUsuńDzień dobry. "Dawno nie padało", więc mży. Gutek w nocy doszedł do wniosku, że skoro baba zdjęła mu opatrunek z kitku, a założyła kloszem, to będę kręcił się z kloszem, w tą i z powrotem. Kitka jest prawie zagojona, ale u bzdura sobie nie wiem co, bo na dwór nie chce wychodzić bez opatrunku. Może mu jest zimno w kitkę. Szykujemy się do pracy. Udanego dnia.
OdpowiedzUsuńCześć Kurki!
OdpowiedzUsuńU nas słońce po deszczu. Błyszczy każda kropla rosy.
I nie chce mi się pisać.
Miłego wtorku.
Nawet rybka jezd🤩🤩🤩
OdpowiedzUsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuń19 stopni, pochmurno ale się przejaśnia.
Dobrego dnia.
Cześć, u nas pochmurno i ma być deszczowo bardziej, chodniki mokre.
OdpowiedzUsuńWtorek potworek czy wtorek fetorek, a może wtorek radości worek?
Wybieram odp.nr 3!
UsuńOjacie.... szczeki i zeby dalej zgarniam z gleby...w pewnym momencie sie zgubilam ILE razy wychodzilas i nie wracalas, porzucalas miejsca (i ludziow?), szlas w nowe.... niby y sie przeprowadzilismy 14 razy w czasie pierwszych 8 lat malzenstwa, ale to pikus. maly pikus. Zawsze uwazalam, ze przeprowadzka to idealna okazja pozbywania sie gratow. no i - chaliera - mieszkam w jednym domu od 34 lat, a w drugim od 16. Drugi nie ma szans na nic, ale pierwszy nie za dlugo bedzie bylym domem. Niemniej jednak baaaardzo zazdroszcze decyzji, zmian i wychodzi na to, ze w sumie kazda zmiana byla dobra. Mieszkanko i okolice piekne. za nic nie da sie krytykowac. ja to nie wiem, czy dalabym rade mieszkac w mieszkaniu, bo nigdy tak nie mieszkalam, ale doceniam wygody (doceniam z perspektywy mego wieku64 i pol). Kiedy splacisz kredyt i bedziesz sie byczyc z kotkami? P.S. Pan majster, co nie chcial szkodzic kotkom, to skarb jakis w ogole. Strasznie mi sie podoba Twoja historia, jest wielce budujaca.
OdpowiedzUsuńOpakowana, co i raz czytam sobie historię EEG i podziwiam, i podziwiam. Mnie życie postawiło w sytuacji w zasadzie bez wyboru i musiałam zrobić, co zrobiłam. No i nie mam kredytu, chociaż zasobów też nie. A EEG rzuciła się ze skały i to na główkę! To dopiero jest odwaga!
UsuńOpakowano, przeprowadzki tu opisałam 2, ale Hana zrobiła kompilację z mojego komentarza do poprzedniego wpisu na blogu oraz z tego, co jej napisałam w mailach i dlatego pewne rzeczy się powtórzyły. Sama miałam wątpliwości, ileż tych przeprowadzek :)
UsuńMam traumę po dwudziestoletnim mieszkaniu w starym, rozsypującym się domu z cieknącym dachem i koniecznością grabienia liści spadających z 20 wielkich, stuletnich lip. A blok jest mały, w każdym mieszkaniu jest po 1 starszej osobie , no góra 2, jest cicho i spokojnie, a za płotem las- nie jest to Puszcza Białowieska, ale na spacery daje radę.
Majster to chyba jakaś nagroda losu, co mi ją życzyła pewna wdzięczna mi kobitka.
EEG
No i masz, ale synchronizacja ;) Ja właśnie wrzuciłam post o domu, który odziedziczę i czy ja go w ogóle chcę. Podziwiam EEG. Ja się muszę zastanowić, dobrze, że mam jeszcze czas ;)
OdpowiedzUsuńBzikowa, lecę zobaczyć co i jak i powiem Ci, czy go chcesz.
OdpowiedzUsuńI tak trzymać! To jest właśnie preferowane przez mła podejście do życiorysu, nie trzeba się bać i czaić tylko łapać falę! :-) Uchwyciki łazienkowe super, kotowskim się na pewno podobajo.
OdpowiedzUsuńEEG; super. Podziwiam i gratuluję. I baaardzo podoba mi się Twoje mieszkanie. Minimalizm zawsze mi imponował (choć nie jestem pewna czy Twój minimalizm jest taki minimalny)ale jakoś nie potrafiłam go utrzymać. Z biegiem czasu nawet jak się odgracę, to stopniowo sie zagracam. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę długiego szczęśliwego życia w miejscu, które, zdaje się pokochałaś.
OdpowiedzUsuńDziękuję MartoMarto. Rzeczywiście- jak tak stanęłam przy oknie i popatrzyłam na las za płotem, to poczułam, że to jest wreszcie to miejsce, gdzie mi dobrze i gdzie chcę mieszkać.I zamierzam tu być szczęśliwa.
UsuńEEG
łał podziwiam i gratuluję! chociaż dojazdów, szczególnie zimą, nie zazdroszczę
OdpowiedzUsuńE tam, Elaja, wszystko się zmieniło. I zimy, i dojazdy.
OdpowiedzUsuńNo właśnie -od 20 grudnia, kiedy tam zamieszkałam, śnieg spadł 2 razy i leżał po 2 dni, tak, że takie to i zimy w łódzkiem. Bardziej mi dokuczają upały, niż zimno, bo na zimno to zawsze można założyć dodatkowy sweterek, a z upałem nic nie zrobisz.
UsuńDo pracy jadę pociągiem 10 minut, a z tego mieszkania w centrum Łodzi jechałam tramwajem 40 minut. Więc w sumie jestem na plusie, nawet doliczając piętnastominutową drogę na dworzec.
EEG
Na początku w naszym domu było bardzo minimalistycznie. Białe ściany, szare meble w kuchni, pustawo... Podobało mi się. A później zaczęłam wyjmować z pudeł obrazki i figurki, wieszać gałązki i sadzić kwiatki. I tak jakoś zagęściło się. I też mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńChcieć to móc. I wiedzieć czego się chce. I do przodu. Wczoraj to przeszłość. Jest tu i teraz. A jutro zawsze może być inne. Abo go nie być. Kręci i kręciło mnie ryzyko. Nieznane. Jutro jest nieznane. Nigdy nie musiałam podejmować takich decyzji. Nigdy nie mieszkałam w bloku. Ale dlaczego nie? Zawsze to inne doświadczenie. Lubię Nowe. I wyzwania. Kibicuję. I wszystkiego życzę. I doradzam z własnego doświadczenia. Odpuść kierat. Niewarto. Pozdrawiam EEG i Kureiry wszelkie. Bawcie się dobrze jako i ja.
OdpowiedzUsuńCo do wystroju wnętrz. Każdy pokój mam w innym klimacie. Telewizyjny, kuchnia i łazienka w nowoczesnym, jak ja to określam. W stołowym mieszanka a sypialnia po Babci w koronkach i bibelotach i dornostojkach i kurzołapach. Taki miszmasz. Bo taka jestem.
UsuńNie wiem jak nazywacie Wasze pokoje. U mnie nie ma salonu. Jakoś inaczej kojarzę takie pomieszczenie.
UsuńWielki szacun dla EEG! Mamy tylko jedno życie więc warto czasami zaryzykować i zrobić coś dla siebie, jak jest nam źle. EEG, stworzyłaś piękne miejsce dla siebie i swoich milusińskich, a najważniejsze jest to, Ze jesteś szczęśliwa. Powodzenia i tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńTatuaż, super!
SaBała, salon też średnio przechodzi mi przez ust pąkowie, to raczej pokój dzienny, ale to z kolei jest za długie. Jakoś trzeba to pomieszczenie nazywać. U mnie mogłoby się nazywać "korytarz", bo głównie przechodzę tędy do kuchni, pracowni, sypialni, na taras. No i pieski tu się poniewierają. To może psiarnia?
OdpowiedzUsuńFajnie, że korytarz a nie hol. Tak bardziej swojsko. U Ciebie korytarz jest reprezentacyjny. I psiarnia, i kociarnia się mieści. Jak to w korytarzu. Taki se "korytarz życia". Zapomniałam o swoim,bo to raczej przedpokój jest. Wąski i długi. Na jednej ścianie retro a na drugiej nowoczesne. Bo ja tak mam.
UsuńWysłałam foto na 3baby. Dojechalim na Śląsk. Czekamy na wnusię. Ponoć za tydzień ma się zjawić na świecie.
UsuńSaBała, która to wnusia? Pierwsza?
UsuńPierwsza. Zostanę prawdziwą babcią a nie tylko żoną dziadka. Mamy już Wnuka. Ma 16 lat.
UsuńHej Kurki.
OdpowiedzUsuńChyba coś mi zaszkodziło, brzuch mnie boli i słaba jestem.
Niemniej jednak fryzjera zaliczyłam, zaplanowane zakupy zrobiłam (po jedną rzecz do miasta musiałam jechać). Pogoda w sam raz, chociaż w słońcu piecze i ponad 30, w cieniu da się żyć bo wiaterek chłodzi.
Dobrej reszty dnia.
Ewa2, miętki się napij, abo co...
UsuńDietę sobie zafundowałam i przespałam resztę dnia. Chyba pomogło.
UsuńSalon? Salon to miała siostra plenipotenta księcia Sanguszki. Pokój na pół domu, lśniący parkiet, mnóstwo kwiatów i bibelotów, stylowe fotele, sama mieszkanka, malutka starowinka ginęła w tej przestrzeni.
OdpowiedzUsuńU mnie duży i mały pokój, oba by się tam zmieściły.
O to to. U mnie sypialnia i pokojokuchnia. I oba na pewno nie duże.
UsuńPoprzednio miałam sypialniopokojokuchnioprzedpokój, więc się polepszyło :)
EEG
Ewa2, hrehrehre!
UsuńA mogło być sypialniopokojokuchnioprzedpokojopiwnicostrychoogród.
UsuńEwa2, no popatrz, nie dość, że mamy identyczne mieszkania, to nawet pokoje tak samo nazwane. Też mam mały i duży hahaha. Masz rację salon, to co najmniej 40m kw. śmieszy mnie nazywanie pokoju w bloku salonem.
UsuńTo ja moja graciarnie nazwe "gabinetem"... w tymze gabinecie mam fotel i kanape rozkladana. nie jest rozlozona i jest zastawiona roznosciami. Zaloze sie, ze jakbym rozlozyla, to tez by byla zawalona....
UsuńBuuuuuuuu, ja też chce. Niestety mnie już kredytu nie dadzą.Ale się nie poddaję, chociaż lata kurcze lecą jak jambojet.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego co mi się najbardziej podoba: kremowe ściany, takież same mam, powiekszają mieszkanie, podłogi, PARAPETY o właściwej szerokości, szafka w kolorze Hany, róże pnące się po balkonie no i oczywiście kociambry. Jestem zwolenniczką minimalizmu, chyba znów coś wyrzucę z tej mojej dziupli, zainspirowana zostałam EEG.
Bacha, dlatego nie ma na co czekać, tylko należy spiąć posladki i do przodu!
UsuńAcu mnie jest salon, chocisz J. mawia stołowy, ale usilnie staramy się przyjmowac gosci ,,na salonach", bo wszyscy zawsze pakowali sie do naszego stolowo telewizyjnosypialnianego,wiec zmieniamy nawyki. Salon , bo tam jest duza kanapa, porcelana, slucha sie muzyki i w ogóle reprezentacyjny ha,ha.
OdpowiedzUsuńDora, stołowy kiedyś się mawiało, pewnie od stołowania się. Stał tam kredens z paradną zastawą, kwietnik i - jak sama nazwa wskazuje - stół.
OdpowiedzUsuńAlbo klunkrowaty bufet i tzw. pomocnik.
OdpowiedzUsuńTak też i posiadam takowy.
UsuńU moich starszych funkcjonuje nazwa salon. My mamy pokój dzienny. Kiedy się człowiek wsłucha, to oba słowa jakieś dziwne.
OdpowiedzUsuńMamy dwa pokoje; większy to pokój, mniejszy - pokoik. I tyle. Zresztą całe mieszkanie ma czterdzieści metrów, gdzie tu miałby być salon.
OdpowiedzUsuńJa tam nie mam problemu z nazewnictwem, bom ci ja w poniemieckim domu. A tam to już od średniowiecza wszystko ponazywane i poustalane. Jest więc Flur, czyli sień albo westybul (i jest to część reprezentacyjna domostwa), Stube, czyli ogrzewana izba (lub kilka takich izb), kilka Kammern, czyli pomieszczeń nieogrzewanych, mogących służyć do spania latem, Kueche (nie działa mi umlaut), czyli kuchnia i pokój dzienny razem i schwarze Kueche albo Waschkueche (dziś u nas łazienka). I żadnych salonów.
OdpowiedzUsuńIzydoru, kiedy znów uchylisz rąbka? Proooszę...
OdpowiedzUsuńIzydoru, przyłączam się do prośby:)
OdpowiedzUsuńU nas niby salon, ale rzadko tak mówimy. Jest dół i jest góra - sypialnia, pokoiki dziewczynek.I raczej mówię, że idę na dół, a nie do salonu.
Izydoru, ja też proszę♥
OdpowiedzUsuńDzień dobry.
15 stopni, trochę chmurek w zaniku. Będzie ładny dzień, niech dla Was będzie udany.
U nas tez salonu nie bylo i nie ma, ale dla draki tak nazywam tzw duzy pokoj. I tu i tu, a po angielsku i tak sie mowi sitting room, wiec tego. Natomiast na wychodek bardzo mi pasuje "sralon".
OdpowiedzUsuńHrehrehre
OdpowiedzUsuńja też chcę czasem pogdakać
OdpowiedzUsuńWreszcie się udało! Hurrra! Technika mnie na ogół obezwładnia. Od razu mówię, że EEG mnie rzuciła na kolana swoją odwagą i determinacją w dążeniu do celu. Mieszkanko bardzo ładne, koty cudowne - jakie mają płcie? Ogródeczek super. Teraz pytanie a propos poprzedniego posta: jak się zwą te kwiatki wśród których poleguje Frodo? Kiedyś pamiętałam, ale mi uciekło. Tak się cieszę, że wreszcie mogę tu otworzyć dziób...
OdpowiedzUsuńTo rodzeństwo z łódzkiego śmietnika - strachliwy Boluś i odważna Zofia. Ale nie przepadają za sobą :/
UsuńEEG
Dziękuję, EEG. Też mam dwa warczące na siebie :/
UsuńOpakowana, sralon mnie ugotował, dzięki za tę radość w ponurym nastroju, który mi towarzyszy od paru dni.
OdpowiedzUsuńHesiu - to ku wiekszej ilosci rozweselania, moja znajoma mowila o ktoryms ze swoich kotkow, ze zostawil kupon w sralonie....
UsuńBardzo elegancko :)
OdpowiedzUsuńHesiu, kwiatek to nachyłek dwubarwny, często mylony z rudbekią. Jest przepiękny i niezwykle żywotny. I kwitnie całe lato, a następnie się rozsiewa. Ten ze zdjęcia był bidny taki, skarlały, tkwił w trawie. Odkopałam, wychuchałam, podlałam biohumusem i tadam!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię nachyłka tego ;)
UsuńKurki, pozdrawiam z Podlasia. Pogoda jest piękna, chmurkowe baranki nad głową, wiśnie prosto z drzewa, wieczorem ogniska. Poza tym pełno dzieci i krzyków. Powinnam odpocząć po tych wakacjach...:)
OdpowiedzUsuńKalipso, i tak zrób. Odeślij kogo trzeba gdzie trzeba i zostań jeszcze ze trzy dni:)
OdpowiedzUsuńKalipso, jakiś ustronny kącik mus znaleźć. Nie daj się.
OdpowiedzUsuńKalipso, może słuchawki z szumem drzew i śpiewem ptaków, jeśli inaczej nie można?
OdpowiedzUsuńDzień dobry. 16 stopni, słońce i trochę chmurek.
Koty się tłuką, a kicia łaziła mi w nocy po głowie.
Dobrego dnia.
Dziewczynki, jakoś wytrzymam. Nie mam odesłać kogo gdzie trzeba, bo tenże musi pracować:)))
UsuńDzień dobry, słonko od rana. Kotom się nie chce bawić, czekają na moją inicjatywę, leniuszki.
OdpowiedzUsuńCześć Kurki. Nic mi się nie chce. Nic. Zupełnie nic. I nic nie mam do napisania.
OdpowiedzUsuńOpakowana - kupon w sralonie trochę mi pomógł. Z pewnością był w gratisie.
Idę se dalej męczyć się egzystencją.
Agniecho, to jest męka, to niechcenie, mam to samo .
OdpowiedzUsuńDora, i dlaczego mam wrażenie, że i w Twoim i w moim przypadku ma to związek ze związkiem (że się wyrażę dowcipnie)?
UsuńWrażenie Cię nie myli, to się nazywa zmęczenie lub bardziej dokładnie zamęczenie materiału, u mnie dochodzą jeszcze menopauzowe nastroje pewnie i różne fizyczne dolegliwości.Przeniosłam się ze spaniem do pokoju balkonowego,chociaż tu mam trochę spokoju i mogę wygodniej spać.
UsuńTrzymaj się,kłopotu wiecznie czyhają, żeby zaburzać nam jako taki spokój wewnętrzny.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Dziewczęta. Okres przejściowy miałam bardzo wcześnie i raczej bezboleśnie, niestety jedna dolegliwość mi została i zanosi się na to że zostanie do końca żywota.
OdpowiedzUsuńNapady niechciejstwa totalnego mam nadal, ale to chyba też zmęczenie materiału tylko trochę inne bo związane z wiekiem. Trzymajcie się.
Ech, Kureiry, każdego takie cuś dopada, co nie jest żadną pociechą. Dopada i mnie, ale wtedy po prostu sobie odpuszczam. Snuję się jak ćma, chce mi się czytać, proszę bardzo, chce mi się spać, proszę bardzo, chce mi się nie chcieć, też proszę bardzo. Byle nie był to dół psychiczny, to już wtedy gorzej. Z czasem i wiekiem nauczyłam się trochę tego odpuszczania, łatwo nie było i nadal nie jest tak do końca. Ale idzie mi to zdecydowanie lepiej. TEN okres mam za sobą, bez śladu. Ale tak było, dobrze pamiętam. Trzymajcie się więc, jeśli się da, puśćcie - o ile Wam się zachce:))). Ja dzisiaj po raz trzeci startuję w sprawie pewnego świstka związanego ze sprawami spadkowymi. Dotąd zrobiłam w tej kwestii jakieś 130 km i 20 zł za parkowanie. Dzisiaj zrobię kolejne 70 (km) + parkowanie. Kurdybanek ich mać. Zapytajcie, czy mi się chce.
OdpowiedzUsuńo matku bosku!
UsuńJak napomknęła Dora i Agniecha wszystko co ma związek ze związkiem może dać niezłego łupnia. Wiem coś o tym i ja, w związku ledwie od 4 lat (po wieloletniej przerwie). Może jakiś błąd tkwi w nas, a nie w innych członkach związuniów, ale coś mi się widzi, że płeć odmienna bywa trudna do zniesienia. Tęsknię do samodzielności choć mi dokuczała, ale za daleko mi do Hany czy EEG, żeby się wybić na samodzielność. Taka jestem beznadziejna bardziej to i w dołku siedzę. Strasznie się rozgadałam, wybaczcie.
UsuńWłaśnie zupełnie rozwaliło się 30 letnie małżeństwo, które uważałam za najlepsze , bo dogadywali i wspierali, ale jednak nie przetrwali, zdaje się że klamka już zapadła i żyją osobno, chociaż jeszcze bez rozwodowego papierka.
UsuńHasiu, powinnas już wiedzieć, że rozgadane to tu jesteśmy jak jedna Kura oraz Kogut Sztuk1. Wprawdzie mało rozgadany, ale wiem, że czyta! Heloł, Kogucie na A. pozdrawiam!
UsuńW związku ze związkiem natomiast - trudność polega na tym, że obie płecie (jako był rzekł niedawno któryś z pisowskich orzełów), mają swoje za uszami. Nie dzieliłabym matrymonialnego świata na kobiety i facetów, tylko na ludzi. Kużden jeden ma coś za uszami, ma wady, zalety, bywa nieznośny - chłop, czy baba, po równo. Nie będę się wymądrzać, bo wiele już na ten temat powiedziano. Łatwo nie jest (obu stronom), to jeden pewnik.
Jeśli chodzi o mnie, widzę lepiej z perspektywy czasu. Gdyby nie sytuacja, jaka się przydarzyła, pewnie do dzisiaj tkwiłabym w związku, który być nim przestał. Bo tak jest bezpieczniej i wygodniej. I wydawałoby mi się, że jestem szczęśliwa albo przynajmniej pogodzona. Tak więc moje wybicie się na samodzielność zostało niejako wymuszone. Są w nas moce, o które nawet się nie podejrzewamy. 3 lata temu nie śniłam nawet, że zrobię, co zrobiłam, że dam radę. Owszem, miałam plany, ale one wydawały mi się kompletnie abstrakcyjne. Szukałam, myślałam, ale bez większej wiary. A jednak, kiedy się przydarzyło, po prostu zaczęłam działać. I już. Nie bójcie się!!!
Hesiu, małymi kroczkami, jeśli życie stawia Cię w nieciekawej sytuacji - jakieś własne poletko aktywności - blog, rękodzieło, joga, cokolwiek, co będzie tylko Twoje. Nikt nie jest beznadziejny, nikt.
Dziękuję, Hana, dziękuję bardzo.
UsuńNo coś Ty, Hesia!
UsuńTo ja Was zabawie w bawialni, bo gdzie by indziej, dentystyczna opowiastka.
OdpowiedzUsuńUmowilam sie z nim na 9ta. bylam na pore, zabral sie do dziela ras ras i o 11 bylam bogatsza o dwa wkrecane zeby, usypana gorke kosci (wolowej, wiec mozna o mnie bez krepacji mowic "doooopa wolowa" badz "stara krowa", bo sproszkowane zeby do odbudowy kosci szczekowej (badz zuchwy) jest tego pochodzenia. NIE, nie mam wystajacych zebow wolu.
Jako, ze nie mam 8, 7 i 6 na gorze po lewej, a idiota detysta w uk nie przypomnial mi czym to grozi, kosc se wziela i sie roztopila, zatoka szczekowa sie rozsiadla zachwycona, ze ma tyle miejsca. Bo kosci powinno byc ok 9-10mm a ja w najgorszym miejscu mialam 3. Okazuje sie tez, ze mam nienaturalnie malutkie usteczka i "prooosze szerzej" bylo jak grochem o sciane. Omawialismy czy byloby lepiej, gdybym sflaczala, a oni niech ciagna (duzy swider musial jakos do tej 8mki dojsc w kacie 90 stopni), czy mam sie sama starac i strasznie sie naprezac i dretwiec. Dretwosc zostala wybrana.
Pozniej mnie jeszcze poklul, bo czulam jak mi szwy szyje, wiec wiecej znieczulenia (myslalam, ze kominem wylece, jestem jak sito, po gornej lewej stronie) i mam chyba 6 szwow w dziasle. Okazalo sie, ze nie mialam czym zaplacic, wiec pojechalam do domu niczem grand prix italia po karte, wrocilam jeszcze szybciej, po drodze zrobic miekkie zakupy (wyjadam miazsz z bulki) w pedzie, bo wiedzialam, ze musze zdazyc... i w drodze do domu znieczulenie tak samo szybko odeszlo jak i przyszlo...pochlastane dziaslo ciagnie, sruby daja znac, ze sa, a cala reszta jest straszliwie obolala od tej szarpaniny i gmerania i odsuwania roznymi narzedziami tortur. Biorac pod uwage, z enie moge paracetamolu, ibuprofenu, kodeiny ani aspiryny, przykladam mrozony oklad - podobno opuchlizna bedzie MNIEJSZA. Mowie przedziwnie i bardzo niechetnie, zupa mi sie ulewala i siorbalam dziko, zaraz sie zloze z widokiem na zielonosc i ptaszki, bo i kark mnie boli od wbijania mnie w fotel i mojego sztywnienia od glowy do plec. Znaczy nie jest zle ;)
Opakowana, kłaniam nisko, dla mnie jesteś bohaterka.
Usuńchyba dla siebie tez jestem, bo narywaa okrutnie...
UsuńOpakowana, nie mam słów dla Twojego heroizmu. Przy starej krowie szczerzyłam swoje mostki w górnej szczęce, przy malutkich usteczkach jeszcze chichotałam nerwowo, ale póżniej już mdlałam i myślałam tylko że grand prix italia to jakiś mount everest ludzkich możliwości!? Jak dałaś radę kobieto?? Zazdroszczę uśmiechu, ale wybieram "szufladę" o ile dożyję, a już niewiele trzeba. Serdeczności ślę i oby działały zagraniczne środki przeciwbólowe! Lubisz chyba lody?
UsuńHesia - NICZEGO nie wzielam przeciwbolowego i nie biore. Do drugiej w nocy nie spalam, potem padlam, mimo tego, ze na prawym boczku ciagnie, na lewym boczku pcha...ale spalam na kanapie, bo tylko tam mozna na pol siedzaco. Lody mi wyszly. a co to szuflada? takie zeby do straszenia malych dzieci?
UsuńOpakowana, jesteś bardzo dzielna, niech to już będzie koniec historii z zębologiem.
OdpowiedzUsuńno nie, za pol roku, jak to sie ulezy i uklepie bedzie dorabial koronke doczepiona do tej 8ki i 6tki, to w najcienszej czesci kosci. I mowil - tylko TROCHE trzeba bedzie znieczulic, bo musze wkrecic takie male srubeczki...jak mialam znieczuleie dzis, to igielek bylo z 8, plus jedna z takim automatem, co warczy...a apropo wiercenia i krecenia, to implant byl wkrecany najpierw recznie a potem wyraznie kluczem francuskim....
UsuńOpakowana, współczuję tego bólu. Czy próbowałaś brać ketonal na ten ból, bo z tego, co wiem, to tam nie ma ani paracetamolu, ani ibuprofenu.
Usuńnie, bo ie znam sie na lekarstwach polskich...
UsuńHelou Opakowano, cicha bohaterko.
UsuńJa też miałam wrażenie u dentysty, kiedy śrubę do implantu wkręcał mi Pan Dentysta ( un silniejszy niż Panie Dentystki i dlatego implanty obsługuje ) w szczękę, że narzędzi budowlanych używa. A wcześniej był młot udarowy, kiedy wiercili mi dziurkę wewszczęce. Ale ja tam mogę łykać przeciwbólowe, to się jakoś dało przeżyć. Pamiętam ten cudny moment, gdy wracałam do domu samochodem i miałam od dentystów tę zimną poduszkę, którą miałam według nich trzymać na twarzy, ale też miałam tylko dwie ręce, jedną kierownicę i umysł otumaniony zabiegiem. I tę poduszkę odłożyłam, bo nie posiadałam wolnej ręki do trzymania, nastawiłam klimę na minimum i skierowałam te strumienie zimnego powietrza sobie na twarz i tak dojechałam do domu. Teraz, z perspektywy świata maskowego, przywiązałabym sobie tę poduszkę do twarzy. Wtedy na to nie wpadłam.
Ketonal jest mocny. I ponoć już bez recepty?
O jeżuuuu, Opakowana...
OdpowiedzUsuńO jeżuuuuniuuuu, Opakowana...
OdpowiedzUsuńJa bym tego nie przeżyła.
Ja sie balam okrutnie, bo kazdy sie boi nieznanego, potencjalnie torturowatego. ale balam sie dwutorowo. Kazali mi zaczac brac antybiotyk rano przed zabiegiem. Zawiozlam sie ok, potem jak juz zaczeli to i owo, to sie zaczela ta dwutorowosc - ze moge zaslabnac. I to bylo realne zagrozenie, ALE moglo byc od wrazen sluchowych oraz szarpaniny (bo oczy mialam scisle zamkniete przez 2 h) ale tez od antybiotyku - mialam reakcje na wieksza dawke penicyliny raz i nie biore 500mg. a tu augmentin ....875mg, co oczywiscie zauwazylam dopiero jak bralam. No i potem sie nieco martwilam, ze mi sie cos zrobi za kierownica.....no ale sie nie zrobilo, bo jak pisalam, do gabinetu jezdzilam w te i nazad. Izydoru - musialam przezyc, bo tej kosci tak malo zostalo w jednym miejscu, ze jeszcze pare lat (doslownie) i by mi sie szczeka zapadla, a wtedy CO?
OdpowiedzUsuńWobec tego życzę Ci, żeby Ci kość odpowiednio grubo narosła.
UsuńOpakowana, podziwiam .
UsuńAgniecha - podobno jak dosypuja tej wolowej kosci na wierzch tej uszczuplonej szczeki, to ona sie jakos spaja z mojom kosciom, a zatoka szczekowa naciska i jest git, z zadnym klajstrem sie nie bawili. Mlot udarowy oczywiscie dwukrotnie, bo dwa implanty, jedno to osemka...to chyba wspominam najgorzej, pan mowil SZERZEJ - nie chce chyba pani zeby w szczece zostalo wiertlo albo zab bedzie pod katem ;)
UsuńA nie wpadł na pomysł, że można wiercić od zewnątrz? Troszkę rozciąć, potem by się zaszyło...
UsuńO nieeee!
UsuńOpakowana dalsze wyrazy podziwu i życzenia końca boleści.
OdpowiedzUsuńDzień dobry.
Słonko lekko zamglone, 18 stopni. Jakoś mi na duszy niewyraźnie, może przejdzie. Koty po śniadaniu, już chyba będą się tolerować jak zwykle. Kawkę dokończę i pójdę na spacer.
Dobrego dnia.
Dzien dobry, gadalam do 1 z kol.amerykanską i jestem jeszcze spiaca.
OdpowiedzUsuńDzień dobry Kury.
OdpowiedzUsuńDzisiaj mi lepiej. Wczoraj wykonaliśmy pewne czynności, których chyba się podświadomie bałam od dawna. Poooszło i już za nami.
Tutaj pogoda przepiękna, jakkolwiek ciągle sianokosowo - niestabilna. Znowu przełożyliśmy.
Rogato, jak tam u Ciebie? Zrobili siano czy też czekasz?
Dziś zamierzam mało robić.
Miłej soboty, Kurencje.
Czekam, niestety. Próbują kosić mniejsze powierzchnie rano, po południu maja przegrabiać. Zobaczymy. Ziemnia wilgotna więc trudno będzie.
UsuńPiękne słońce dziś. Wiozę zaraz gości nad Bóbr, bo się chcą moczyć w wodzie.
Miłej soboty i niedzieli!
Moze ja Wam jakiegos siana wysle w paczce - tu slonko, wichurek i cieplo. I sucho!
UsuńAgniecho, nie da się sianokosować na raty, bo pogoda idealna niexwiadomo kiedy sie trafi.Strasza burzami , ale u nas np. ogolnie pogoda jak zloto codziennie, ani kropli deszczu.
OdpowiedzUsuńRAny!!! Opakowana!!! podziw moj jest bezgraniczny, mnie tez czeka rewolucja w jamie ustnej ale nie wiem!!! ciagle czekam na lepsze czasy. Strach myslec. Jestes moja bohaterka!
OdpowiedzUsuńA Powyzsze zdjecia z mieszkania EEG ogladam i ogladam i siem zachwycam. Baaadrdzooo
OdpowiedzUsuń26 stopni,duszno, w południe lunęło z dziury w niebie, na szczęście już byłam na osiedlu. Teraz chmury poszły można by wyjść na drugi spacer ale mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńPoczytam sobie.
Ach, te zęby! Teraz powinny rosnąć nowe, a nie w przedszkolu! Mam tę batalię za sobą i wiem, że odkładanie na później tylko pogarsza sprawy. Piję do Grażyny:)
OdpowiedzUsuńCiepło i nie pada, musiałam podlać ogród.
Wracam ze wsi do Warszawy i dzownie do dentysty...czas zaczac batalie!
UsuńTzymam jednego kciuka, bo drugi nalezy do reki, ktora trzymam sie za obolala czesc twarzy.
UsuńJestem w Warszawie i strach zlapac za telefon...ufff
UsuńTaaaa, Opakowana bohaterkom jest. A
OdpowiedzUsuńja Właśnie rozmawiałam z moim dentystą czy mnie przyjmie jak przyjadę w sierpniu. Tutejsza dentystka zamiast ratować moje 7-ki i ósemki po prostu je usunęła twierdząc, że nic sie nie da zrobić.
A pan denstysta w Krakowie, szóstki dolne uratował, sztyfty z włókna szklanego zrobił, wyrównał co trzeba było i nałozył licówki. To było sporo lat temu i długo na to oszczędzałam. A teraz czas na nowe i drżę czy konto nie będzie miało anoreksji.
No i sprawdzam codziennie czy przypadkiem lotu mi nie odwołali.
Bacha, do sierpnia moze być z lotami różnie. Wirus niepokojąco się rozłazi.
OdpowiedzUsuńHana, ten bilet. który już nabyłam już jest nieaktualny ale są inne linie, które póki co latają. Nie ma nic pewnego, tylko na zapas nie chce sie martwić. Codziennie sprawdzam sytuację.
UsuńKwarantanna mnie nie obowiązuje ale jakby to bedę mieszkać sama. Maseczek na codzień nie używam, więc trzeba będzie nabyć. No i robię test (podobno są niewiele warte ale zawsze), coby mieć dowód, że jak wyjeżdżałam to byłam zdrowa.
Poza tym, nie wiem czy wspominałam, że ja to paskudztwo chyba miałam jak wróciłam z Hiszpani tylko, że to się jeszcze tak nie rozlazło i nikt nie wpadł na to co mi jest a ja myślałam, że już opuszczę ten świat.
Bacha, to całkiem prawdopodobne.
UsuńKurki, martwię się z powodu tego wirusa.
OdpowiedzUsuńNa Podlasiu pogoda piękna. Siano nawet zebrali, pomagałam ograbiać.
Pola schodziłam, na lasy patrzyłam, za domem się stęskniłam.
Zabieram dziecka i wracam. W domu spokojniejsze. I tylko trzy:)
Ej Kurki.... czytam i czytam ,,,i albo jesteście dzielne bo zmiany w życiu swym robicie wielkie (EEG) albo bohaterki zębowe i nie tylko z Was... i nabawiam sie kompleksów. Bo ja nic a nic. Ani bohaterka jak Opakowana (strasznie się boję bólu)ani życiowa - zmian życiowych też się boję. No i tak to. Tyle dobrego, że życia juz zmieniać nie chcę i nie muszę, JUŻ - nie muszę. Ale kiedyś, dawno, przydałaby mi się odwaga EEG. A teraz juz tylko mogę z nostalgią stwierdzić - ech...Tak więc zmieniajcie które jeszcze możecie, póki możecie i póki chcecie....
OdpowiedzUsuńNiedzielne dzień dobry.
OdpowiedzUsuńNa południu bez zmian. 20 stopni, błękitne niebo, będzie upał.
Dziecka Wyjeżdżają do Chorwacji, będę się martwić, bo droga daleka, bo nie wiadomo czy bezpiecznie.
Udanej niedzieli.
Tak sobie z rana pomyslalam cos. Otoz mam kolezanke, nazwijmy ja B. i kolezanka postanowila zmienic prawie wszystko w swoim zyciu, jak EEG. No i to bylo troszke szokiem dla innej osoby. Ja nie wnikalam w szczegoly, bo to dla mnie niewazne - ona, ta B. potrzebowala pary uszu , klap do smarkania w oraz laseczki do podtrzymywania. Bezwzglednie ja podtrzymywalam (jako ta laseczka), bo widzialam, jak bardzo byla nieszczesliwa i godzilam sie ze wszystkim, co chciala podjac. Po fakcie ciecia tylko sie wtracalam, zeby glupot nie robila (z poczucia winy) i chyba po raz pierwszy w zyciu ktos moich rad posluchal. Rady byly z zycia wziete nota bene. Czyli czasem ta odwaga, ktorej komus brakuje na te DUZE kroki i zmiany, powinna miec podporke jakas.
OdpowiedzUsuńJestę szczęściarą. Miałam MM i Was.
UsuńNo wlasnie. Ciesze sie, ze choc jakis mikro wklad mialam.
UsuńCzasem trzeba poglaskac, a czasem dopa w de strzelic, bo to tez pomaga ;)
Cześć Kuraczki!
OdpowiedzUsuńNiedziela i dmucha ciepłym wiatrem w twarz. Za taką pogodą nie przepadam. Trochę połażę po ogrodzie teraz, a potem trzeba się będzie chować w domu, z zaciągniętymi zasłonami i zamkniętymi oknami i drzwiami.
Nasadziłam wszędzie, gdzie można było poziomki, i teraz mam drobne przyjemności co chwila. Te, których nie dopadły ślimole zwyrole.
Wczoraj u somsiadów była impreza na wolnym powietrzu, chyba któreś z dzieci miało swoje święto bo leciały przeboje w rodzaju "Mam chusteczkę haftowaną", i dzieci śpiewały, i dorośli, a i ja u siebie mruczałam pod nosem przy wyrywaniu chwastów...: "wszystkie cztery rooogi"...
Przyjemnego odpoczynku.
Agniecha rogi to u Inkwi, widziałam niedawno, Twoje koniki też mi się pewnie uda zobaczyć :)
UsuńAgniecha, nie mam w otoczeniu dzieci w stosownym wieku i nie sądziłam, że "wszystkie cztery rogi" nadal mają się dobrze!
UsuńAgniecho, znam to, nieopodal jest przedszkole i czasem są imprezki, wtedy podśpiewuję,,ogórek,ogórek,ogórek, zielony ma garniturek..."
OdpowiedzUsuńChyba upalik ale wieje wiatr, jedziemy na spacer w las jakiś, może grzybek jakiś się trafi.Fajnej niedzieli, a wszystkim Aniom dużo , dużo wszystkiego dobrego .
Do nas dziś koleżusia wieczorem przychodzi , więc będzie miło.
Moja córka w wieku przedszkolnym będąc, podśpiewywała sobie: taaańczymy laaabada, małeeego walczyyykaaa, stop i w drugą stronę, taaańczymy laaabada...
UsuńEEG dziękuję za pokazanie okuć, szafka niezwykle ciekawa :)
OdpowiedzUsuńOpakowana współczuję zębowej historii!
Kalipso toż se widać odpoczęła ;) Jeszcze trochu wakacji przed tobą, postaraj się nadrobić :)
U mnie też nareszcie ciepły wiaterek i plus 23 to popracuję na działce bo dwa dni odpuściłam.
OdpowiedzUsuńŻeby to ciepły... gorąc i pierońska Sahara.
OdpowiedzUsuńU nasz tez Sahara (pieronska), wichurek jest cykany, jakby dozowany, siedze w chalupie, bo mi chlodniej wewnatrz. drzwi otwarte - wystarczy. zeby mi za zimno nie bylo, to w piecyku faszerowany kabaczek siedzi....od ponad pol godziny piecyk chodzi a kabaczek, pod folia siedzial na blacie...niech no mi ktus milorzebu czyki gingko nakupi....
UsuńU nas wieje od rana. Raczej rzesko jest i chyba zaraz lunie. Lato w tym roku chłodne i deszczowe tu w wąwozie. Błoto nie zdąży wyschnąć i znów mokro.
OdpowiedzUsuńA ja wróciłam do domu. U nas też Sahara. Dzieciom rozstawiliśmy basen, to się chlapią. Ja się nie chlapię, bo sąsiedzi niektórzy mają na ten basen świetny widok. Nie będę im wrażeń dostarczać:) A jutro muszę do pracy pojechać.
OdpowiedzUsuńNareszcie trochę chłodniej (25) cały dzień było 30 i duszno. Nie padało nic.
OdpowiedzUsuńBezowa nasza dziś Imieniny ma. Hip hip, hura! A ja Jej życzę żeby marzenia miała i sobie je spełniała. Aniu - wiele marzeń - tych spełnianych, a nawet tych mniej. Ważne żeby były. No i zdrowia oczywiście, bo bez niego trudniej spełniać marzenia.
OdpowiedzUsuńMarteczko kochana, bardzo dziękuję za pamięć i życzenia. Niech spełniają się te malutkie marzenia, bo na duże, to nie mam odwagi.
UsuńBezowa, marzenia wcale nie wymagają odwagi. One są i już. Kto Ci zabroni marzyć? To jest przyjemne, nawet jeśli bez szans na spełnienie.
UsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuń18 stopni, pochmurno.
Dobrego startu w nowy tydzień.
Cześć, slonko, chmurki, w domuprzyjemny chłód, na zewnątrz dusznawo.
OdpowiedzUsuńKleszcz mi wlazł do pępka, była akcja wyciągania, nie udało się całego, fuj.
uwazaj! a on sie wgryzl? Rumien jest? ja juz mam krecka na punkcie tego swinstwa....
UsuńWgryzł się,ciezko bylo usunąć, bo w tskim miejscu, ale jeszcze nie byl opity. Swędzi troszkę jak zwykle i tyle.Zawsze mnie dosc dlugo swedzi miejsce po kleszczu.
UsuńParno jak w maglu parowym. leje sie ze mnie - nie-para.
OdpowiedzUsuńRano trochę polało i zrobiło się gorąco.
OdpowiedzUsuńJutro jadę na wycieczkę, będzie jakaś odskocznia od codzienności. Wprawdzie na jutro zapowiadają 30-stopniowy upał, ale kto nam każe chodzić po słońcu? Zobaczymy.
Trzymajcie się Kurki.
Bawcie sie dobrze, Bezowo, w klimatyzacji i cieniu! masz wachlarz? ja nigdzie sie nie ruszam bez wachlarza. albo malego porecznego wiatraczka.
UsuńU mnie też porno. I sucho, niestety. Tak więc zamiast ogrodu, uprawiam życie towarzyskie. Tutaj ono się toczy jakoś tak naturalnie, bez zapowiedzi i przygotowań. Jak 30 lat temu...
OdpowiedzUsuńPierwsze dzień dobry dzisiaj.
OdpowiedzUsuń20 stopni, bez chmur i wiatru, ma być upał.
Ciężką noc miałam, dyżur mnie czeka.
Dzień dobry, w domu przyjemnie, na zewnątrz gorąco.
OdpowiedzUsuńAle od jutra juz ma być chłodniej.
Fsjnego ettoku mimo upału, ciekawe czy popada, bo nas omija caly czas.
Fajnego wtorku, oczywiście.
OdpowiedzUsuń35 stopni w cieniu, niebo bez chmurki, trochę wiatru.
OdpowiedzUsuńTo był gorrrący dzień!
OdpowiedzUsuńWeekend tez ma byc podobny.
OdpowiedzUsuńOesssu, Dora, zdychnąć przyjdzie.
OdpowiedzUsuńWystaw jaką balię i zażywaj kąpieli.Masz jakiś cień od drzew?
OdpowiedzUsuńBalia mi niepotrzebna, mam jezioro. I cień też, ale w cieniu komary tną.
UsuńChciałabym mieć wannę w ogrodzie... Ale mam ogród taki nie do wanny:)
UsuńHana, Dora ma świetny pomysł.
Ziezioro, zieziorem, a balia w ogródku to insza inszość.
UsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuńW nocy burza była, teraz zachmurzone, trochę wiatru, 22 stopnie i dalej duszno.
Sny jakieś katastroficzne miałam i niewyspana jestem.
Dobrego dnia.
19, wiatr,nie padalo.
OdpowiedzUsuńZazdroszcze 19tu....
OdpowiedzUsuńByło srana, póżniej dobijało do 29.
UsuńU mnie było dzisiaj 23 stopnie i chłodny wichurek, rewelacja. Po wczorajszych 32 w cieniu, prawie zmarzłam! Nawet na gumienku porobiłam, bo się dało!
OdpowiedzUsuńTeraz zimno wręcz po upalnym dniu.
UsuńTaaaa, dawajcie kilka stopni bo u mnie od dwóch dni deszcz i tylko +16.
OdpowiedzUsuńJestem w wyjatkowym dołku i nic mnie stamtąd nie wyciągnie. Dowiedziałam się, że ŻADEN przewoźnik nie lata w sierpniu do Polski ze stąd. No chyba wpław się rzucę, mam już już powyżej uszu tych kretyńskich obostrzeń. Więcej nie piszę bo mogłoby być mało dyplomatycznie.
Bacho,przykro mi, przytulam.
OdpowiedzUsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuńBacha współczuję, może jeszcze polecą.
19 stopni, bezchmurnie, znów noc przemęczona, bo co to za spanie jak się człowiek budzi po godzinie i następną usiłuje zasnąć. Może mi przejdzie.
Dobrego dnia życzę.
Mam nadzieję, że cos się zmieni, na razie trzy dni niemyślenia o tym, mózgowie przewietrzę zbierając czarne porzeczki.
UsuńEwo,wspólczuję, oby przeszło, znam to, tu w domu lepiej sypiam.
OdpowiedzUsuńNiby miało być chłodniej, ale nie jest, nadal żarówa z nieba, powinnam iść i nakupić jakiejś zieleniny,więc zaraz rusze z domu.