Pierwszy
wyjazd z Teatrem za granicę, do Niemiec, do Oldenburga. Spektakl
„Doktor Faustus” grany w niezwykłym, czarownym miejscu, dawnej
zajezdni tramwajów albo pociągów. Ogromna hala z biegnącymi
szynami. Na środku hali scena w postaci ringu z okalającymi ją
miejscami dla widzów w postaci zwykłych drewnianych ławek. I
zimno, zimno, zimno. Halę nagrzewano wielkimi dmuchawami z ciepłym
powietrzem, ale i tak było zimno. Każdy z widzów dostał koc, żeby
móc się zawinąć i mniej marznąć. Hala została ubrana w czarne
płótna, tworzące przestrzeń teatralną, powiesiliśmy duże
sztandary teatralne, a droga dla widzów, wiodąca ku scenie była
obramowana płonącymi świecami stojącymi na podłodze. Atmosfera
była zupełnie niesamowita... Widzów zbyt wielu chyba nie było,
ale ci, którzy przyszli, z pewnością nie żałowali. Drugim
niezwykłym miejscem, gdzie był grany „Doktor Faustus” były
krużganki klasztoru (może opactwa??) w Saint Die, partnerskim
mieście Zakopanego. A może to było "Sic et Non", czyli opowieść o Heloizie i Abelardzie? Pamięć figle płata. Zmierzch i wieczór, i nagle skądś pojawiają
się dwa białe gołębie, fruwające ponad głowami aktorów... Może
jakieś dusze... A może Heloiza i mistrz Abelard?
Spektakl,
przy którym miałam dyżur, a którego bardzo nie lubiłam z
początku, „Pieśń Abelone”. Trudny tekst Rilkego, ascetyczny
obraz, cudowna muzyka i pieśni. Gdyby nie to, że musiałam na nim
być, chyba nigdy bym się do niego nie przekonała... A jednak z
czasem, zaczynałam odnajdywać w nim znaczenia wcześniej nie
zauważone, docierały słowa wcześniej lekceważone, a muzyka
porywała. I tak się stało, że jest to jeden ze spektakli, których
mi najbardziej brakuje w repertuarze . Tęsknię też za „Wielkim
teatrem świata”, za „Don Juanem”, za „Pokusą”, za
„Herbatką przy samowarze”, za „Jak wam się podoba”...
Węże...
Węże występujące w spektaklu „Np Edyp”, sporych rozmiarów
chyba pytony. Trzymane w terrariach w pracowni i magazynie, które
mieściły się wtedy tam, gdzie teraz są toalety na dużej scenie.
I pewnego dnia jeden jakoś się wydostał z terrarium i zaszył się
gdzieś w tkaninach i kostiumach. Piotr Sambor, który był opiekunem
węży robił wszystko aby go odnaleźć i w końcu chyba się
znalazł:))) Ale świadomość, że spory pyton chodzi sobie po
teatrze luzem nie była przyjemna...
DKF
„Appendix”, to moja działka. Projekcje filmowe odbywały się w
kinie „Giewont” (dziś „Sokół”) o godzinie 22.00... Jak na
te czasy, gdy nocne życie jeszcze nie kwitło, pora była dość
ryzykowna, tym niemniej trochę ludzi bywało na projekcjach.
Aczkolwiek zdarzało się, że widownia liczyła 3 osoby... Program
DKF-u układałam sama na cały miesiąc, z reguły były to
przeglądy tematyczne.: ekranizacje „Makbeta”, kino amerykańskie
lat 70-tych, kino nieme... Filmy wypożyczałam głównie z Filmoteki
Narodowej, przyjeżdżały pociągiem w ciężkich metalowych
skrzyniach, trzeba je było zaraz po seansie ekspediować dalej.
Bardzo te seanse przeżywałam, denerwowałam się, czy będą
ludzie, czy z filmem w porządku, czy operator nie uszkodzi starej
kopii, czy, czy, czy... Czasem nie mogłam z nerwów usiedzieć na
miejscu i chodziłam tam i z powrotem po hallu. A gdy raz kopia
zaczęła się palić, o mało zawału nie dostałam... Szkoda, że
kino wypowiedziało nam umowę i trzeba było zakończyć
działalność.
Bardzo
lubiłam wyjazdy ze spektaklami w Polskę, czułam się trochę jak
na szkolnej wycieczce. Dzięki tym wyjazdom poznałam wiele miast i
miejsc, do których nigdy bym nie pojechała. Wymieniać szkoda,
musiałabym pół mapy przywołać. Tyle miejsc, tyle spotkań, tyle
ludzi, migawki mieszają się w jeden obraz. Nie wiem, co było w
Szczecinie, co w Elblągu a co w Poznaniu, pamiętam, że gdzieś
przyjechaliśmy wcześniej i obejrzeliśmy koncert Jacka
Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego, gdzieś oglądałam
spektakl teatru „Wierszalin”, gdzieś spektakl Pawła Szkotaka,
gdzieś, gdzieś, gdzieś... Łabędzie na plaży w Ustce, stadnina
koni pod Elblągiem, zimowy spacer w Bielsku, okruchy, obrazy,
migawki.
Mój
wiekopomny występ sceniczny przy okazji niespodzianek
urodzinowych:)) Niespodziankę wymyśliła Dorota, miała wziąć w
niej udział żeńska obsługa, tj księgowa, dział literacki,
sekretariat czyli ja. Dorota śpiewała „The Moon of Alabama” a
my śpiewałyśmy refren, ubarwiając go choreografią... Skromną,
ale z wrodzonym wdziękiem... O matko, co to były za nerwy!!! Jak
już wyszłam na tą scenę, to mi było już wszystko jedno, ale sam
moment znalezienia się tam to była zgroza. Miałyśmy jednakowe
czarne sukienki z błyszczącej podszewki i chyba korale... Już nie
pamiętam...
Imieniny
i spotkania towarzyskie u mnie w domu. Z okazji i bez, te z okazji
liczniejsze. Jak tyle osób mieściło się w moim małym pokoiku to
nie wiem. Anegdoty, żarty, śmiech, P. i T. w
mojej góralskiej chustce, wcielający się w kabaretową postać
Genowefy Pigwy:)) Płakaliśmy ze śmiechu! Zdjęcia gdzieś mam do
dziś:)) I tylko szkoda, że tylu osób z tych spotkań nie ma już w
teatrze. Ale cóż, trudno liczyć, że po 25 latach będzie tak
samo... To wszak ćwierć wieku, chociaż nie potrafię tego przyjąć
do wiadomości. Tak się czuję, jakby tych lat w ogóle nie było...
Mogłabym
jeszcze pozbierać trochę tych okruchów, ale to już byłoby nudne,
każdy ma swoje okruchy i każdy pamięta te same sytuacje nieco
inaczej. Pełnego obrazu nigdy się nie złoży, zbyt dużo okruchów
będzie brakować. A ja cieszę się, że mam te moje. To było
bardzo piękne pięć lat, ciekawe i niezwykłe i bardzo, bardzo
bogate... I wiele mi dało, a to ,co mi dało, mam do dziś. Bardzo
Wam za te lata dziękuję.
Pięknie to napisałaś Miko. Widać, że był to ważny okres w Twoim życiu.
OdpowiedzUsuńO powstawaniu teatru mówiło się w Krakowie, nigdy nie miałam okazji być na spektaklu.
Melduję się po powrocie, nadrabiam zaległości.
Dzięki Ewuś, dobrze, że już jesteś:)) Może jeszcze nadrobisz i zaległości teatralne? Kto wie...
UsuńJak było nad morzem?
A myślałam, że będę pierwsza:) Lecę czytać:)
OdpowiedzUsuńi ja myślałam, że będę pierwsza- lecę czytać ;)
UsuńJa tam nic nie myślałam, przez cały dzień i wieczór prądu nie miałam. Ech, te wiejskie uroki!
Usuńznaczy mialas swiety spokoj....hrehrhe
UsuńPiękne wspomnienia o występie - i pomyśleć, że znam jedną z osób, związanych z Teatrem Witkacego:)
OdpowiedzUsuńZwiązanych kiedyś, Arte...
UsuńTo nic, że kiedyś. To i tak zostaje w człowieku:)
UsuńA wiesz, że chyba masz rację...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwitaj, Ewciu :) a co Ty tak dzisiaj solo ?;)))
UsuńEwuś, odpowiedziałam ci przy pierwszym komentarzu:)))
Usuńo kurde, nie zauważyłam tego zdublowanego komentarza, bo tym razem wskoczył pod inne :)))
Usuńcuda, panie, cuda :)))))))
Blogger się uparł na Ewę.
UsuńTo już pod stalking podpada - blogger znaczy.:)
UsuńEwcia, Ty się nie kasuj, bo my zbieramy kwity na Bloggera!
Usuńpójdzie siedzieć, jak nic!
ojej, aż nie wiem co napisać..
OdpowiedzUsuńdobrze, ze te okruszki ocaliłaś od zapomnienia :)
Też się z tego cieszę, muszę sobie jeszcze poprzypominać:))
Usuńdużo tych okruchów, fajnie, że trochę nam ich sypnęłaś :) a jak to było z tą niespodzianką urodzinową? przed publicznością teatru śpiewałyście, czy tylko jubilat był i załoga??
OdpowiedzUsuńPrzed całą publicznością... Koszmar.
Usuńo rany, to tym bardziej podziwiam!! serce widać masz mocne jak dzwon, że przy takich dawkach stresów nie zastrajkowało!
UsuńNajgorzej było za kulisami, jak już wylazłam na scenę to mi już było wszystko jedno... Byle się szybciej skończyło:)))
Usuńa wskoczyłaś na stól jak opakowana, której po wejściu na scenę też już było wszystko jedno ???:D
UsuńStołu nie było...
Usuńi to było niedopatrzenie ;)
UsuńA St. Die tuz za rogiem:) Nooo, moze przesadzilam, ale za tunelem, niedaleczko.
OdpowiedzUsuńPiekne to byly czasy Miko. I dla Ciebie i dla tylu ludzi. Jakos sie laknelo poezji, teatru, kultury.
Lubie zdanie Witkacego z Nienasycenia , ze "swiat jest tylko blekitna wklesloscia chinskiej filizanki".
O, nie wiedziałam, że to tak blisko ciebie:)) Pierwszy raz w życiu mieszkałam w takim hotelu-motelu a la plastikowa kapsuła, taki jakby wydmuchany z plastiku, tak jak się dmucha bańki. Pokoiki były w pomarańczowym plastiku i mieściło się w nim tylko łóżko i wszystko było mikroskopijne:))
UsuńTak, masz rację, ludzie byli jakoś tego spragnieni, interesowało ich to, nikt im nie kazał.
Piękny ten cytat.
Ciekawe zycie prowadzilas.
OdpowiedzUsuńTak, Panterko, było ciekawe... Z naciskiem na było:))
UsuńMiko, coś Ci powiem: łabędzie na plaży w Ustce wciąż na Ciebie czekają. :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie i bardzo ciepło Cię pozdrawiam.
Aha, próbuję sobie wyobrazić Waszą skromną, acz z wrodzonym wdziękiem, choreografię do The Moon of Alabama. :D
Yhy, lepiej sobie nie wyobrażaj... Nadmienię tylko, że nie byłam najszczuplejszą osobą w chórku, a raczej trzymałam się w czołówce, zaraz za księgową:)))
UsuńPowtórze się, bardzo rzeczywiste Twoje okruchy Miko :) Może dlatego wydają mi się takie rzeczywiste ,że ja kiedyś też otarłam się o taki teatr . Nazywali to teatrem Otwartym ,we Wrocławiu były festiwale . Na początku lat dziewiędziesiątych dokształcałam sie na Kursie Teatralnym zorganizowanym dla nauczycieli i w ramach tego kursu uczestniliśmy w wolontariacie przy tym festiwalu . W tym czasie tez obejrzałam sporo ciekawych spektakli . A po skończonym kursie przygotowywałam razem ze swoimi wychowankami spektakle które brały udział w przeglądach teatrów przedszkolnych . Miałam na tym polu swoje sukcesy :)
OdpowiedzUsuńPiszesz ,że każdy ma swoje okruchy ,ja też mam fajne , zarówno z pierwszej jak i zdrugiej pracy . Ale to praca w przedszkolu uczyniła mnie tym kim jestem .
O widzisz, następna z doświadczeniami teatralnymi! Niby to takie niszowe, ale już kilka osób się przyznało, że miało jakieś związki z teatrem. To bardzo ciekawe. I znowu się różnych ciekawych rzeczy o was dowiaduję...
Usuńteatralnych nie mam, ale grałam w szkolnej orkiestrze ( nie pytajcie na czym), bo często były próby, a że orkiestra była oczkiem w głowie dyrektora, to mieliśmy różne przywileje typu - nagła próba orkiestry, tym bardziej nagła im bardziej prawdopodobna była jakaś koszmarna kartkówka;)
Usuńwówczas szło się do nauczyciela astronomii - szefa orkiestry i on zarządzał próbę
z tego wszystkiego wynikło kilka wycieczek i koncert w Auli Leopoldyna ;)
Muzyka też sztuka. Ale NA CZYM grałaś??? Na puzonie?? Czy trójkącie?:))
UsuńMikuś, zaczynałam od trójkąta, skończyłam na perkusji ;)))
UsuńSonic, wszechstronnie!
UsuńOwacje dla Sonic:)
UsuńOwacje ,mocno uderzająca z niej kobieta :)))
Usuń:DDDD
Usuńmocno, ale czy do rytmu??? ;P
No to pięknie trafiłam z trójkątem:)))
UsuńMnie wychodzi najlepiej granie na nerwach. Próbowałam na gitarze, ale chyba nie mam dość cierpliwości, ja muszę się szybko nauczyć, a tu się nie dało.
UsuńDobranoc powiem, od piątej nie spałam, bo mnie dziabał nerwoból w nodze, dziabie nadal, ale z mniejszym natężeniem. Biorę tabletkę i idę spać. Dobrej nocy kurki wszystkie!
OdpowiedzUsuńJakby co, to ja czuwam...
OdpowiedzUsuńCofłam się w czasie. Też mi się różne rzeczy przypomniały. Też okruchy. I to te fajne. Fajne to były lata :)
OdpowiedzUsuńAha, pozdrowienia wszystkim Kurkom od Kalipso !
Ewa dlaczego w czasie przeszłym ? Przecież cały czas nam sie przytrafiają fajne rzeczy :)) To są inne fajne rzeczy ,może dlatego tak trudno nam je dostrzec . Jak osieją się już od nich wszystkie upierdliwości codziennego życie ,będziemy o nich kiedyś z rozrzewnieniem wspominać :)))
UsuńW czasie przeszłym te, co były :) A były naprawdę wariackie :) Bo według mojej własnej opinii, to ja teraz anioł spokoju jestem. No, a teraz jednak czasem włącza się myślenie analityczne albo kalkulujące, że jakby co ... to może nie warto. A te teraz, też są całkiemcałkiem :) Też będzie co wspominać :)
UsuńEwuś, natychmiast proszę o wariackie wspomnienia i od razu publikujemy na blogu! Raz, raz, nie ociągać się! Ja już płonę z ciekawości, jakie to szaleństwa panny Ewy wyczyniałaś. Bardzo proszę, spręż się i rzuć kurom trochę okruchów...
UsuńMika Ewa chyba nie wywiązała się z należnego nam posta ,chyba ,że coś przeoczyłam .
UsuńCzekamy na szaleństwa panny Ewy :))))
Przyłączam się do molestowania Ewy. Z czasem posunę się do stalkingu.
UsuńDziefczynki, to jeszcze przez jakiś czas bendem podpadnienta :( Po pierwsze wogle, ale to wogle weny nie mam, po drugie łepetynka zaprzontnienta robotom skumulowaną, po czecie Skarpetom też skoncentrowana (co siendę na chwilę, to łapię za szydełko. Marijka nie bońć taka skrupulatna - bo z przyczajki już myślałam, że po kościach się rozejdzie :) Bo mię gryzie jeszcze to, żem Ci Marija obiecała, a jeszcze nie wykonała :))) Ale PAMIĘTAM :)
UsuńEwa, napisz w punktach, my to rozwiniemy!
UsuńEwuś, chociaż szkieletora napisz, się ubarwi!
UsuńEwa spokojnie ,ja wiem ,że pamiętasz :))) Poczekam :))
UsuńA dzie podziewa się Kalipso?
OdpowiedzUsuńEwa, ta nasza młodość...
OdpowiedzUsuńLeć na maila.
OdpowiedzUsuńEkhm, ja co prawda nigdy na scenie nie występowałam ale pracowałam kilka miesięcy w księgowości w Teatrze Groteska w Krakowie. Ta księgowość też miała inną atmosferę niż w normalnych firmach bo fajni ludzie przychodzili.
OdpowiedzUsuńWystąpiłam dwa razy przed... kilkutysięczną publicznością:) Koszmar:)))
OdpowiedzUsuńArte bo tylko dwa razy ..... z każdym następnym byłoby lepiej :)))
Usuń"Pamiętajcie: zawsze można wkroczyć na nową drogę... czasem dobrze jest z niej od razu zejść, ale te przeżycia się liczą!" - tak napisała Monika Szwaja po jednym z koncertów na Festiwalu Shanties w Krakowie:)
UsuńArte, a przy jakiej okazji? Na szantach?
UsuńWszystkie przeżycia sie liczą :))) Nie każda droga do nas pasuje :)))
UsuńMiko, tak:) W Krakowie i Giżycku:)
UsuńPowiem tak: nie zazdroszczę...:))
UsuńBrrr:)))
UsuńDla Kalipso dużo dobrej energi potrzymującej na duchu :))))
OdpowiedzUsuńI zdrowia dla całej Rodziny. Zresztą, nie tylko dla Kalipso:)
UsuńCześć Dziefczynki!
OdpowiedzUsuńDziędobry !
UsuńŁadny dzień się zapowiada:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMiko, może to i okruchy, ale - jeśli nawiązać do jedzenia - smakowite, a jeśli do klejnotów - pełne blasku :) Cieszmy się więc naszymi okruchami wspomnień, a najlepiej spróbujmy je utrwalić, jak Ty, Miko, bo one niestety umykają i bledną...
OdpowiedzUsuńA w ogóle, to tak jak poprzednio uruchomił mi się cały ciąg skojarzeń. Tym razem z DKF-ami; należałam do dwóch: zakładowego (z pracy ojca) i studenckiego. Ileż ciekawych filmów obejrzałam wtedy! Jak już powiedziałyście, Kurki, wtedy jakoś ludzie nie mieli z tym problemu. Teraz muszę się zastanawiać, czy stać mnie na to, żeby iść do kina, do teatru czy na koncert.
Mario, a propos tego, co odpisałaś Ewie: jest taki stereotyp, że fajne rzeczy zdarzają się nam tylko do pewnego wieku, ale masz rację, to nieprawda, potem zdarzają się inne fajne rzeczy, tak, ale często też te same fajne rzeczy, tylko albo inaczej je odbieramy, albo uważamy, że nie wypada się nimi cieszyć... A właściwie dlaczego? Przyznaję, że sama niedawno miałam bardzo zły czas i uważałam przez chwilę, że już nic mnie w życiu nie czeka, ale na szczęście potrafiłam sobie wytłumaczyć, że jest inaczej. Jest inaczej! Naprawdę!
PS. Usunęłam komentarz, bo źle przeniosłam fragment tekstu i stał się niezrozumiały :)
pamięć jest zawodna i im dalej tym gorzej, dlatego namawiam wszystkich naokoło, do choćby skrótowych notatek z ważnych i ciekawych momentów życia, choćby po to, żeby sobie samemu po latach przypomnieć.
UsuńJa też namiętnie chodziłam na studiach do DKF-ów w Krakowie, a potem zrobiłam nawet kurs dla organizatorów DKF i mam legitymację stosowną:)) (Nawiasem mówiąc , to ten kurs zaowocował pewną znajomością, dzięki której córka mojej znajomej wyszła za mąż i ma trójkę dzieci...)
Cieszę się bardzo Ninko, że wytłumaczyłaś sobie co trzeba, naprawdę nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć, jaki splot okoliczności spowoduje takie czy inne następstwa, co na nas czeka za zakrętem. Czasem zależy to od nas, czasem nie, ale radość trzeba czerpać ze wszystkiego co możliwe. Pozdrawiam cię serdecznie
Tak Ninko powinniśmy polubić to "inaczej " :))
UsuńCaly czas cos sie dzieje!!! jestem o tym przekonana, tylko trzeba patrzec i dostrzegac , nie chowac sie , tylko brac to co daje zycie...wczoraj po raz pierwszy dostrzeglam szczygla, zauwazylam przebisniegi w jakims zakamarku cudzego ogrodu...czyli proste zdarzenia ale mile zdarzenia. Dzisiaj ide na opere, jutro de teatru, w srode bylam w muzeum entograficznym...sie dzieje..a aktorka bylam w podstawowce, mielismy podstawowkowy teatr, zawsze bylam ksiezniczka poki nie pojawil sie w szkole nowy kierownik, stary przeszedl na emeryture, i ten nowy mial corke, odtad ona byla ksiezniczka a ja pamietam dostalam role zaby!!! przezylam to ale dzisiaj ten fakt mnie bardzo bawi!
UsuńBylam w szkole muzycznej, uczylam sie gry na pianinie, i zawsze bylam delegowana do przeroznych akademii, strasznie tego nie lubilam, trema mnie zjadala, raz pamietam mialam zagrac jakas sonatine, tak bylam zdenerwowana ze pomylilam szyk, najpierw zagralam koncowa czesc potem poczatkowa, straszne to bylo, taka zmaltretowana poszlam tlumaczyc sie do mego profesora a on mi powiedzial, bym sie nie martwila, bo i tak nikt na tym sie nie poznal...w krotkim czasie doszlam do wniosku, ze lepiej isc na wagary niz na lekcje muzyki, i tak skonczyla sie moja kariera pianistki...Tato byl niepocieszony...
Mika!!! masz godne zazdrosci wspomnienia!
UsuńGrażyna, zanim doczytałam do końca, już w głowie miałam myśl, że nikt się nie zorientuje od jakiej części zaczęłaś grać:)))
UsuńJakiś czas temu, podczas koncertu Jean Michel Jarre'a w Gdańsku, moja Koleżanka K. tłumaczyła rozmowę tegoż z Lechem Wałęsą. Wiadomo, że L. Wałęsa język ma kwiecisty. Wokół panował hałas, jak to po koncercie. Wałęsa w pewnym momencie powiedział do Jarre'a: "pana muzyka jest jak..." W tym momencie coś kwieciście splątał, albo Koleżanka K. nie dosłyszała, albo jedno i drugie. Akurat zbierało się na burzę, więc Koleżanka K. palnęła "pana muzyka jest jak burza". I poszło w eter, dziennikarze podchwycili i nazajutrz ta odkrywcza metafora znalazła się w gazetach.... L. Wałęsa raczej się nie zorientował, w każdym razie nic nam nie wiadomo. Tak to tłumacze wpływają na losy świata!
Mika!!! masz godne zazdrosci wspomnienia!
UsuńHana!! przypomnialas mi wizyte Lecha Walesy w Wenezueli...zrobiono , byla tlumaczka obok niego caly czas, wiadomo hiszpansko -polska...i nie moglam wyjsc z podziwu jak una ugladzala dosadne uwagfi Walesy! Rola tlumaczacych jest nie do przecenienia!
UsuńA pewnie! Całe życie to powtarzam! Tłumacz czasem bywa lepszy od oryginału:)
UsuńOj prawda to prawda z tymi tłumaczami, to bardzo istotna rola.
UsuńGrazyna, degradacja z Księżniczki na żabę to okrucieństwo!!! Dziwię się, że nie masz do dzisiaj traumy:))
Ale wyjść nie mogę ze zdumienia, że przy okazji moich wpisów rocznicowych okazało się, że tyle Kurek miało lub ma styczność z teatrem, filmem, muzyką. Wniosek wysnuwam taki, że stąd się bierze podobna wrażliwość i wzajemne zrozumienie:)))
A'propos tłumaczy - M. Stuhr i Garou:)))
UsuńMistrzostwo świata, hrehrehre!
UsuńTak też sobie pomyślałam, że zebrało się tu wiele osób otwartych wrażliwych :)))
UsuńMiko toż to są piękne i ciekawe WSPOMNIENIA! Ocal od zapomnienia jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńU nas pogoda kapryśna jako i moje samopoczucie.
Hej Doro! Sobie właśnie pomyślałam, że co mi się jeszcze przypomni to będę skrzętnie notować, jak się uzbiera to jeszcze coś puszczę. Już mam parę rzeczy nie zapisanych w głowie:))
UsuńU mnie szaro i wilgotno, ale za to przebiśniegi wylazły w ogródku!!!
A krokusy kiedy?:)
UsuńMoże w marcu, kto ich tam wie...
UsuńI ja mam związki z teatrem...
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Puścisz farbę?
Usuńja tylko z tvp, pierwsze 9 lat tam pracowałam, najpierw na pl. Powstańców, później na Woronicza ;) oczywiście nie było to artystyczne zajęcie, ale na korytarzach czy w bufecie "wielkich" małego ekranu spotykałam na codzień
UsuńO proszę, kolejna artystyczna dusza! Chyba też było ciekawie?
Usuńciekawie :) ale daleko dojeżdżać więc jak dzieci były małe poszukałam pracy koło domu, zresztą w budynku, w którym dwa kina były ;)
UsuńE tam, nic specjalnie ciekawego, tyle, że związek jest, jakby kto pytał:)
OdpowiedzUsuńale jakby kto pytał, to my tu wszystkie jesteśmy niezłe Artystki ;)
UsuńOtóż to!
Usuńi czasami mamy tu niezły cyrk ;)
UsuńDziewczynki, mąż przywiózł mi dziś swojego służbowego laptopa, więc mogę skrobnąc kilka słów. Jutro badania kontrolne mojego dziecka. Trzymajcie kciuki. Wydaje się, że wszystko idzie ku dobremu. Bardzo mi Was brakuje, a jeszcze trochę pobędziemy w szpitalu.
OdpowiedzUsuńMika, przepiękne masz wspomnienia. Przeczytałam, ale jeszcze tu wrócę, jak już będzie spokojnie:*
trzymajcie się, kciuki zaciśnięte ♥
UsuńTrzymamy kciuki!!! niech wszystko bedzie dobrze...
UsuńKalipso, ściskam mocno kochana, trzymajcie się dzielnie! I wracajcie w zdrowiu do domu! Całusy!
UsuńKalipso dla Ciebie i dla rusałki ♥♥♥♥♥♥♥♥☺☺☺☺☺☺☺☺
Usuńwracajcie zdrowe do domu!
UsuńKalipso, czekamy na dobre wiadomości.
OdpowiedzUsuńZ filmem to miałam kiedyś styczność. Nagrywali jeden odcinek serialu z Kotem ( wtedy nie był znany) w mojej hucie. Nazwy serialu nie pamiętam, to było ponad 10 lat temu. A huta ma wtedy była nowiuchna, czyściuchnej. Bajzlu narobili, tu urwali tam łupnęli!!!!! Dubli nakręcili!!! Nawet byłam statystką przez przypadek, ale ponieważ nie oglądałam serialu to nie wiem, czym się załapała. Powiedziałam - nigdy więcej!! Nie wpuszczę za nic! Jedyne, co to dali jeść w taki wozie na kółkach. Siedzieliśmy cały dzień nad jedną sceną. A drugie doświadczenie, z Młodym, który był w Tik -taku, też cały dzień i też sto dubli. Nudaaaaa
OdpowiedzUsuńNo Mnemo, jak mogłaś nie obejrzeć siebie w serialu! A może by ci się spodobało i za gwiazdę seriali byś robiła???
UsuńTak mnie wnerwili, tą destrukcją mojej nowiuchnej huty, żem nie obejrzała. A to chyba był gupi serial, bo coś było o pogoni, i była krew i zderzenie w drzwiach szklanych, jakieś gangsterskie porachunki...
UsuńMnemo, bardzo wyczerpujące streszczenie:)))
UsuńI film jaki oryginalny:)))))
UsuńBo to była, ta scena jedna, co jom kręcili cały dzień w mej hucie. Co było dalej nie mam pojęcia:) Nigdy się nie dowiadywałam:)
UsuńMnemo, ciężkie jest życie celebryty, nie? Jak to dobrze, że niom (celebrytom) nie jestem!
OdpowiedzUsuńjak nie, jak tak?? Twoja sława Cię wyprzedza!!!
UsuńMie się nie podobało...
UsuńMnemo, przywykłabyś! Celebrytki nie majo letko:)
UsuńTaaaa? A gdzie ona teraz? Pod Odziom?
OdpowiedzUsuńUSA, Anglia, Szwecja, Francja, Niemcy, Wenezuela, Kolumbia .. mało Ci ? ;)))
UsuńNo tak, w zasadzie masz rację. Ale zapomniałaś o Finlandii, Danii, Irlandii, Belgii, Szkocji, Włoszech, Austrii, Czechach, Bułgarii, Australii (tak, tak!) i in. że o Tai-Pei nie wspomnę, bo zakładam, że to spam, chociaż w spamie nie ma spamu z Tai-Pei....
UsuńAle mię to nie krenci! Bo krenco mnie pogaduchy z Wami, a nie jakiś tam wielgi świat!
UsuńZapomniałaś o Kenii???
UsuńBardziej egzotyczne były, niż Kenia! Ale nie pamiętam. Przyjmuję, że to spam był.
UsuńZapomniałam o Szwajcarii i Ontario in Canada. I Adelaida mnie dręczy. Adelajdo, odezwij się!
UsuńNo nie mogę wytrzymać. Takie fajne gadanie tutaj. Pamiętam swoje DKF-y, kiedy na jedna legitymację ze trzy osoby wchodziły w krakowskiej Rotundzie. A filmy szły tam takie, których w kinach nie było.
OdpowiedzUsuńEwa2, dlatego tak czekało się na Konfrontacje i latało po DKF-ach. Tam wiało wielkim światem i wielkim kinem!
UsuńJa to nawet z roboty się urywałam, jeśli jakiś film z Konfrontacji mi z nią kolidował:)
UsuńNo, w DKFie pierwszy raz Pasoliniego widziałam i Polańskiego i Herzoga, w którym się zakochałam. "Szklane serce" to był szok totalny, ze scenami, które aktorzy grali pod hipnozą...
UsuńI te kolejki po karnety na Konfrontacje... Święto wielkie było:))
A ten gupi dubluje Cię z uporem maniaka! Wywalam, żeby miejsca nie zajmował, durak...
OdpowiedzUsuńMartwię się o Maryjankę. Okropnie.
OdpowiedzUsuńAle przecie pisała, że jest lepiej trochę? To nie tak szybko... Możemy tylko trzymać kciuki za badania kontrolne.
UsuńMy tu gadu-gadu, a Kalipso sama z dzieckiem w szpitalu:(((
OdpowiedzUsuńCzymiemy przecież, ale nerw jest.
OdpowiedzUsuńDobranoc kurza twarz, idę spać, bo jutro nie mogę mieć zmarszczkuf na paszczy, gdyż będę zbierać splyndory. Ale Was zaintrygowałam, co?
OdpowiedzUsuńO żesz ty, a jednak celebrytka!!! Aleś tajemnicza, mam nadzieję, że się jutro przyznasz???
UsuńI śpij dobrze!
UsuńDobranoc:)
UsuńDziędobry! Jeśli będzie do czego, to się przyznam:)
OdpowiedzUsuńDzień dobry:) Hanuś, do niczego się nie przyznawaj! Jak Cię złapią za rękę, to krzycz, że to nie twoja!
UsuńJeszcze Cie nie dajbuk zamkną i kto będzie nam tu malował ???
Dzien dobry...ale jestem ciekawa..przyznaj sie kiedy juz uznasz to za sluszne!
UsuńDziędobry, mię też żre ciekawość !
UsuńI mię żre. Sołtyską została. Mówię Wam.
OdpowiedzUsuńAle by było :) Cało patologie by eksterminowała !
UsuńA może Burmistrzynią? Wojewodziną? Jesssu, ale by było!
UsuńMarszałkinią???
UsuńDziewczyny, nowy post jest, Hanusiny. Ona jeszcze nie dotarła do domu, a ja miałam awarię zasilacza do komputera. Ale już ok, zapraszamy do zabawy z nowym postem!
OdpowiedzUsuńSpóźniłam się, a tu takie piękne wspomnienia. A to sobie w spokoju poczytam, pooglądam, pozachwycam się.
OdpowiedzUsuńCzeka mnie więc dobry wieczór przy ciekawej lekturze:)