czwartek, 16 sierpnia 2018

Czym skorupka trąci na starość?


Dzięki rodzinnym powiązaniom z PrezesKurą mogę, w nawiązaniu do dyskusji na ostatnim wybiegu, wypowiedzieć się nieco szerzej w interesującej nas sprawie. Nie ma to jak zdrowy nepotyzm! 
Otóż, nawiązując do tytułu, z całą odpowiedzialnością stwierdzić mogę, że będziemy kiedyś zbierać to, co sobie posialiśmy. Prawda stara jak świat („czym skorupka za młodu…”) Jeśli nie mamy bowiem znaczących zmian chorobowych w obrębie centralnego układu nerwowego, to rdzeń naszej osobowości pozostaje niezmienny. Charakterystyczne dla starości w tym zakresie jest jedynie to, że pewne cechy osobowości mogą (choć nie muszą) się nasilać, a inne słabnąć. Czyli – zmiany ilościowe, nie jakościowe. Ale już i to może być nieznośne. Ktoś oszczędny może stać się sknerą, zamknięty w sobie – odludkiem, drażliwy – agresorem, wylewny może stać się lepki itp. Dobra zaś wiadomość jest taka, że z wiekiem ubywa nam agresji, zwłaszcza mężczyznom. Socjobiologowie twierdzą, że to dlatego, iż nie muszą już oni (mężczyźni) walczyć o samice, jako że obowiązek reprodukcyjny na ogół jest za nimi.
Podobnie jak z cechami osobowości dzieje się też z naszymi potrzebami. Oznacza to, że przemieszczenia następują na ogół w obrębie hierarchii, a nie struktury potrzeb. Mamy więc takie same potrzeby jak mieliśmy niegdyś, ale niektóre z nich stają się dla nas ważniejsze, inne zaś mniej ważne. Zmienia się też czasem, zazwyczaj z konieczności, sposób zaspokajania tychże. Przykładem mogą być potrzeby seksualne. Z badań wynika, że owe potrzeby, wbrew temu co do niedawna na ten temat sądzono, nie wygasają z wiekiem. Nie mając jednak często możliwości ich zaspokojenia (dotyczy to zwłaszcza kobiet, co spowodowane jest nadumieralnością mężczyzn), spychamy je w niebyt wierząc, że co jak co, ale to już mamy z głowy. A one (potrzeby) i tak wyłażą. W snach, fantazjach, upodobaniu do romansowych filmów i literatury oraz na sto innych sposobów. Seksualizm ludzi w podeszłym wieku to zresztą oddzielny, szerszy problem.
To wszystko jednak dzieje się wtedy, gdy na starość pozostajemy w tzw. normie. Jeśli dopadnie nas demencja, niezależnie od tego jakiego typu – Alzheimer czy coś innego, wszystko zaczyna się sypać. Łagodne baranki stają się agresywne (agresja jest charakterystyczna np. dla Alzheimera), skąpi mogą stać się rozrzutni, a rozrzutni skąpi, rodzina staje się wrogiem, a nienawistny kiedyś sąsiad - powiernikiem trosk. I na ogół wszyscy kradną, czyhają na majątek, czasem znęcają się, biją, ogólnie źle życzą, a świat jest w ogóle dziwny i podły. Coraz częściej zastanawiam się, dlaczego to idzie właśnie w tym kierunku? Dlaczego nie mogłoby być tak, że taki dementywny staruszek nurza się w poczuciu pełnej szczęśliwości, otoczony aniołami w ludzkiej skórze i światem uśmiechającym się do niego. Czy to pokuta za grzech pierworodny? Jeśli tak, to odbywają ją tylko wybrani. Szacuje się bowiem, że zmianom dementywnym podlega ok. 6 – 8% populacji ludzi po 65(70) roku życia. W kolejnych przedziałach wiekowych ten odsetek oczywiście wzrasta, ale i tak nie są to zastraszające ilości.
I problem kluczowy – co robić. Praktycznie jesteśmy bezradni. Jak do tej pory, nie znaleziono środka nawet znacząco spowalniającego chorobę, nie mówiąc już o cofnięciu objawów. Może nastąpić lepszy lub gorszy okres, ale zmiany idą do przodu nieubłaganie, trochę wolniej, trochę szybciej, ale nieodwracalnie. Kiedy miałam z tym do czynienia głównie teoretycznie, uczyłam, że: cierpliwość, ciągła nauka od nowa zapomnianych umiejętności, stymulowanie aktywności fizycznej i – na ile się tylko da – dostarczanie stymulacji zmysłowej (aktywność fizyczna też jej dostarcza), ciągłe, uparte przywoływanie do rzeczywistości (pomoc w odzyskiwaniu orientacji w miejscu i czasie) itp. itd.
Teraz jestem zupełnie pogubiona. Dalej wierzę w słuszność tego wszystkiego, ale wydaje mi się, że pracować nad tym efektywnie mogą ludzie spoza najbliższej rodziny. My, rodzina, nie jesteśmy chyba w stanie całkowicie uwolnić się od odbierania naszych rodziców jako rodziców właśnie. Do gry wchodzą emocje, w tym różne żale wymykające się spod kontroli i będące częściowo poza świadomością. Łatwo o irytację, przychodzi złość kiedy słyszymy jacy jesteśmy źli, kłamliwi i w dodatku kradniemy. A ze złością przychodzi poczucie winy, a ono może powodować różne następstwa, łącznie z chęcią pozbycia się problemu, zapomnienia o nim. Nie mówiąc już o tym, jak bardzo poczucie winy człowieka wypala.
No i tak to się toczy. Obyśmy zdrowe były(byli) i zostały (zostali) sobą do końca naszych dni.
Czego Wam i sobie życzę
MM.


139 komentarzy:

  1. Ojesu, zabraklo mi konceptu, nie wiem, jak sie do tego ustosunkowac. Musze jeszcze raz/dwa/trzy przeczytac i pomyslec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej rodzinie kobiety raczej lagodnialy na starosc i szczesliwym zbiegiem okolicznosci nie mielismy przypadkow demencji. Moja mama jest bardzo sprawna umyslowo, ale niestety coraz slabsza i chorsza. Naprawde nie wiem, jak to sie skonczy, czy do konca pozostanie samodzielna, czy bedzie ja stac na dom opieki, bo ja niestety nie bede miala z czego dolozyc. Sama chcialabym umrzec, zanim stane sie przypadkiem zdanym na opieke innych, najlepiej jak najszybciej, bo powoli trace wiare w sens zycia.

      Usuń
    2. AMP - co Ty gadasz, co Ty gadasz - począsnąć?

      Usuń
    3. AMP - z takimi genami - po Mamie - żyj ino długo i szczęśliwie. Mnie pozostaje ino zazdrościć. POCZASAM!

      Usuń
    4. Co mi po genach, kiedy sens poszedl sie bujac.

      Usuń
    5. Potrząsam znaczy się AMP!

      Usuń
    6. Sens czasami lubi odpocząć AMP. Ale na ogół wraca, tylko chwile poczekac trzeba.

      Usuń
    7. To mną tez możesz potrząsać do woli, bo mój sens też zwiał i rozumiem Panterę.
      Generalnie mam nadzieję, że w stosownym momencie się zawinę i nie będę się męczyć sama ze sobą, ani nikt ze mną. Ostatnio w mojej rodzinie idzie to nieźle, czyli jest szansa.

      Usuń
    8. Psie; "w stosownym momencie" to każdy by chciał. Ja uważam, że jeśli mamy na tym świecie obowiązki które sami sobie nałożyliśmy (przede wszystkim dzieci), to musimy sie z tych obowiązków wywiązać (wychowując te dzieci, czy wywiązując sie z obowiązków innych). Kiedy zaś załatwimy już sprawy w których byliśmy Innym cos winni, wtedy dopiero możemy decydować o tym czy chcemy dalej tego sensu szukać czy nie.

      Usuń
    9. Ja też rozumiem Psa i Panterę. Nie chciałoby się być ciężarem dla innych, nie chciałoby się cierpieć niepotrzebnie dużo. Chciałoby się wiedzieć, że gdy będzie naprawdę źle, można będzie zdecydować samemu i odejść. Mnie się to wydaje dość cywilizowanym podejściem do zagadnienia.

      Usuń
  2. Ach, kochana MM, wróciło wszystko, co przeżyłam...te same pytania, brak odpowiedzi, miłość do Mamy plącząca się z niefajnymi uczuciami. Moja Mama odeszła 30 lat temu - ja nie mogę zapomnieć...braku jednoznaczności :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to właśnie najgorsze Felka - te niefajne uczucia zaplątane w to co być powinno, czy jest...człowiek już sam nie wie co jest naprawdę. I ta cholerna niemoc, bezradność.

      Usuń
    2. Tyle lat minęło, a ja czuję...a może o to chodzi, mamy czuć...

      Usuń
    3. Felka, chyba trzeba wymazać z pamięci tamten okres na ile się da.

      Usuń
    4. Felka, to jest nasz czyściec niestety.

      Usuń
    5. Bardzo chcę, ale jestem w wieku mojej Mamy i tak bardzo nie chcę, aby było tak samo...

      Usuń
    6. Felka - jesteś w Jej wieku i nic sie nie dzieje. Prawdopodobieństwo zdecydowanie spada!!!!!

      Usuń
    7. Oby naprawdę, wiesz póki rozumiem, póty się boję...

      Usuń
    8. Felka na bojanie się rady nie ma, ja tez siem boję. Ale cieszmy się póki rozumiemy.

      Usuń
    9. Wszyscy sie bojamy i wszyscy chyba niesiemy ten bagaz. ja poszlam na terapie przez ten bagaz i dobrze trafilam....JEST o wiele lepiej od bardzo dawna.

      Usuń
  3. Wyobraź sobie, że raz, jeden jedyny, spotkałam taką staruszkę, która stawała się coraz bardziej anielska. Miała już ponad 90 lat, malutka, chudziutka i z lekką demencją, ale taka słodka! Jej pierwsze słowa to zawsze była troska o innych, czy im nie zimno, czy nie głodni itp. Zawsze mówiła też coś dobrego albo pięknego, co przeczytała, słuchała z uwagą, chociaż niewiele rozumiała. Była bardzo wierząca, ale w taki łagodny, dobry sposób. Psociła też, niechcący, ale człowiek jej wszystko wybaczał, nawet jak urwała zlew, bo jej się pomylił z sedesem. Ale ona była jedyna, a dorabiając w Warsiawie opieką nad staruszkami widziałam ich rocie. Na ogół szło tak, jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzka; a myślisz, że Jej było dobrze na tym świecie? Bo mnie chodziło o to, że ci ludzie przeżywaja czyściec na ziemi. Przecież to musi byc okropne myślec że wokół jest samo zło. A jeśli ta staruszka tak się o wszystkich troszczyła, to też musiało byc męczące. Miała pewnie przekonanie, że musi zbawiać niedobry świat. To lepsze dla otoczenia. Ale dla niej?

      Usuń
    2. U niej to było jakieś takie naturalne. I była raczej zachwycona światem, nie uważała, że jest niedobry. Dużo też się śmiała i była pierwsza do płatania figli. Kiedyś z Basią na prima aprilis przebrałyśmy ją za niemowlaka, za jej zgodą i przewiozłyśmy wózkiem po znajomych. W takim czepeczku z falbankami i z butelką w ręce. Ona bawiła się świetnie, chichotala, czasem puszczała oczko i pociągała ze smoczka, ale też z taką jakąś godnością. Nie umiem tego powiedzieć, ale wtedy mnie to uderzyło. Że bawi się i rozwesela innych, ale nie robi z siebie błazna na siłę. W ogóle była bardzo pogodna, a ta troska to była raczej czysta życzliwość. Więc myślę, że jej było łatwiej, niż niektórym. I ona naprawdę, a nie obłudnie cieszyła się, że będzie w niebie, innej opcji nie dopuszczała, chyba dla nikogo. Potem pomalutku słabła coraz bardziej, coraz więcej spała, aż w końcu cichutko usnęła. Wtedy po raz pierwszy w życiu spotkałam kogoś, kto był tak pogodny naturalnie. W każdym razie ona twierdziła, że wprawdzie starość jej trochę dokucza, ale poza tym ma wszystko, co można zapragnąć. No i była autentycznie kochana przez nas, może to jej trochę pomagało. A my czułyśmy się autentycznie lubiane przez nią.

      Usuń
    3. Acha - żeby nie przesłodzić: chowała jedzenie, jakieś kromki chleba czy inne rzeczy po różnych zakamarkach. Ale przeżyła dwie wojny, to można zrozumieć.

      Usuń
    4. Gorzka; to super - przywracasz mi wiarę - właśnie w co? Chyba w to, że i demencja nie musi być okropna. Szkoda że to takie rzadkie. Ale ważne że bywa.

      Usuń
  4. Gorzka, chyba miałaś szczęście. Mnie się nie udało dotąd spotkać nikogo takiego. Kiedy odwiedzam Mamę, widzę coś wręcz przeciwnego. Ludzie tam są w zasadzie bez kontaktu albo jest on bardzo ograniczony. Ale spróbuj trącić niechcący wózek, na którym ktoś siedzi albo spróbuj przecisnąć się między nimi na taras. Gdyby spojrzenie mogło zabić, dawno padłabym zimnym trupem. Złość wisi w powietrzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja spotkałam tylko raz w życiu. Ona była urodzona w XIX wieku, może dlatego?

      Usuń
  5. Heh,napiszę tylko,że Madame Calment to moja ulubiona bohaterka;)
    Otusz wykiwała swego prawnika,który licząc na to,że starsza pani szybko się zawinie z tego świata podpisał z nią słynną umowę.Niestetyż,żyła i żyła, a adwokat pierwszy zeszedł ze świata, i jeszcze jego żona wypłacała się staruszce.Słowem wyszli na interesie jak Zabłocki.

    Pozdrawiam Kury, zalatana jezdem.

    OdpowiedzUsuń
  6. W takim razie miałam szczęście jeśli brać pod uwagę łagodność i pogodę ducha. Moja mama do końca pozostała pogodna. Ostatnia z opiekunek, która zastępowała na kilka tygodni Natalię ( Ukrainkę na stałe ) nie mogła się nadziwić, że takie staruszki ( 92 lata ) istnieją naprawdę. Mama traciła czasami kontakt z rzeczywistością ale szybko wracała do realu. Niestety inne objawy miała typowe. Musiała mieć przy sobie pieniądze, które bez przerwy przeliczała, a które potem poszukiwałyśmy z Natalią po poszwach, poszewkach i innych zakamarkach. Oczywiście na początku znajomosci z opiekunką natychmiast oskarżyła ją,że ukradła jej jakąś spódnicę czy inne ciuchy. Bez przerwy musiałam gasić te drobne konflikty. No i co jakiś czas chciała wracać na stare mieszkanie. Chyba prawdą jest, że nie przesadza się starych drzew. Wiele razy traciłam cierpliwość i do tej pory to sobie wyrzucam. Ale akurat wtedy, kiedy traciła kontakt z rzeczywistością była zabawna a ja grałam w tą grę bo ona uśmiechała się gadając te swoje głupotki :))). MM niestety nasi rodzice w takich chwilach są zupełnie kimś innym, niż wtedy, kiedy byli z nami i w naszym świecie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lilka, Twoja Mama nie miała demencji raczej - z tego co piszesz i co wiem. Albo miała ją w początkowym stadium.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej tak... może początkowe stadium. Ale umordowała mnie za to tym nocnym wstawaniem co parę godzin. A kiedy ja do huty to ona w kimę uderzała. To był okropny czas :(

      Usuń
  8. A ja miałam doświadczenia z innej strony- jasny umysł i szybko postępujący całkowity paraliż czyli SLA- stwardnienie zanikowe boczne. Mój tato zmarł w wieku 66 lat- rok po zdiagnozowaniu. I nie wiem, co jest gorsze- wybór między dżumą i cholerą! Pamiętam, że płakałam wysadzając Go na specjalne krzesło toaletowe, bo niemożna było wjechać wózkiem do łazienki...płakaliśmy oboje... Człowiek, który trzy lata wcześniej był głównym księgowym dużego zakładu, podpisywał milionowe umowy nagle nie może podrapać się po nosie...Jasny umysł zachował do końca, nawet gdy porozumiewaliśmy się mrużeniem oczami...BDB

    OdpowiedzUsuń
  9. BDB, obie "wersje" są koszmarne.

    OdpowiedzUsuń
  10. BDB, też nie wiem co gorsze. Współczuję. Nie o ranking nieszczęść przecież chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam na myśli licytacji :), ale widziałam w oczach taty udrękę i bezradność i całą masę innych negatywnych emocji.I on był cały czas świadomy- wiedział ,że jego czas się kończy, a ostatnie dwa miesiące nie mogliśmy już się porozumieć werbalnie. Do tego jeszcze dochodziły kurcze i ból...Z perspektywy chorego, chyba lepiej żyć we własnym świecie, choć tam też czają się demony...

      Usuń
    2. BDB, i to jakie! Mama bywa przerażona, krzyczy, ucieka, płacze, coś/kogoś widzi i nie można z tym przerażeniem nic zrobić, kompletnie. Próby uspokojenia tylko pogarszają sytuację. To musi być piekło.

      Usuń
  11. Jedno jest pewne, że na starość przeważnie się dziecinnieje. Może wtedy łatwiej jest przebrnąć przez ten trudny okres ?

    OdpowiedzUsuń
  12. Ula, to dziecinnienie to nic innego jak demencja...

    OdpowiedzUsuń
  13. Jesssu, starość to nie dziecinnienie! Dziecko idzie do przodu, rozwija się. Demencja to stopniowa utrata dotychczasowych umiejętności, ale nie jest to powrót do dzieciństwa. Człowiek stary, ten z demencja tez, to jest dalej człowiek, który ma w mózgu cały bagaz dotychczasowych doświadczeń, tylko, w przypadku demencji, one sie tam wymieszały. Dziecko nie ma natręctw typu złodzieje, zły świat, majątek itp. Porównywanie ludzi starych do dzieci jest krzywdzące dla jednych i drugich. Ale jest to typowy błąd. Myślę, że może on wynikać stąd, że częsta jest u ludzi starych potrzeba, czasem przesadnie okazywana, kontaktu fizycznego, fizycznej i emocjonalnej bliskości. Wszyscy ją mamy na każdym etapie życia, tyle że w demencji puszczają hamulce i jest ona okazywana bez powściągu który narzucamy sobie wcześniej, gdy mamy jeszcze kontrolę.

    OdpowiedzUsuń
  14. ech, zdołowałam się na dobranoc:( jestem za eutanazją
    chciałabym zejść z tego świata godnie i kiedy uznam za stosowne
    a jak nie, to trzeba będzie sobie żyły pruć i tyle
    oby mi tylko rozumu starczyło, by nie umordowac dzieci

    OdpowiedzUsuń
  15. Sonic, i tu jest problem. Mając doświadczenie które mam, uważam, że nie rozpoznasz tego momentu. Na tym m.in. polega dramat. Jak to się już zadzieje, choćby w minimalnym stopniu, to już tego nie rozpoznasz. Może się mylę. Oby.

    OdpowiedzUsuń
  16. U nas w rodzinie jakoś tak się dzieje, że odchodzą wszyscy szybko, nawet nagle. Jedynie prababcia trochę leżała i myliła mnie ze swoją siostrą albo z córką, różnie. Ale tylko miesiąc. A wszyscy inni bardzo szybko odeszli: dziadek - zator, wyszedł rąbać drewno, wrócił zataczając się i zanim pogotowie dojechało, już odszedł. Babcia - 5 dni w łóżku, do końca przytomna, potem jakiś atak, może wylew i w kilka godzin po niej. Mama - krwotok wewnętrzny spowodowany tabletkami przyjmowanymi na zlecenie lekarza. Na stole został garnek i przygotowane do kiszenia ogórki. To i ja liczę na coś podobnego. Kiedyś, kiedy już będę zmęczona i słaba. Teraz cieszę się każdą chwilą, póki jestem.

    OdpowiedzUsuń
  17. i tak sobie myślę, że dawniej nasi dziadkowie, rodzice nie myśleli o tyym, nie martwili się tym, a teraz te choroby postępują, a my jeszcze się nie nażyliśmy a już myślimy o smierci
    qrfa mac, do dupy z tym wszystkim

    OdpowiedzUsuń
  18. Kurcze pieczone w pisk, jak mawiał dziadek Posiepszyński - przestańcie już sie dołować i idźmy spać. Pięknych snów o kolorowym, pozadementywnym świecie Wam Kury życzę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja mieszkam z geriatrią i różne momenty przeżywałam. Starość bywa "każda inna" ale demencja niezależnie od jej etiologii zawsze jest do dupy. Zacytuję Małgoś - Sąsiadkę lat dziewięćdziesiąt - "Jak by mi się zaczęło króliczyć to nie dawaj mi pić, trzy dni i po wszystkim." Tyle sama żywotnie zainteresowana problemem. Według moich dziewczyn po osiemdziesiątce człowiek przestaje bać się raka a zaczyna bać się "pokróliczenia". Pocieszam je że póki się tego boją to jest OK. Kontakt z takim odchodzeniem, bo choroby demencyjne to odchodzenie w zwolnionym tempie, zawsze zostawia w człowieku ślad i strach przed tym jak może wyglądać jego starość i jego odchodzenie. Nie ma zmiłuj, każdego to podgryza bo chciałoby się zawinąć bez męczenia siebie i innych. Z chorymi w fazie końcowej choroby demencyjnej najlepiej sobie radzą profesjonaliści. Nie ma w tym nic z niewdzięczności dzieci które to "do domu starców biedaka oddały" bo żeby zapewnić chorej osobie opiekę całodobową to dzieci muszą być cholernie wdzięczne i pracowite że ho. Piniądz cinżki takowe placówki od staruszków którzy drzewiej umierali w szpitalach ( albo w domach bo za mało piniędzy ordynator w łapę dostał ) pobierają. A staruszki z emeryturami to tak sobie, dzieci płacą bo się starają żeby matka czy ojciec mentalnie odleciani nie leżeli w zafajdanym pampersie i nie czekali aż porzygująca córka czy syn przebierze z tą miłością przemieszaną ze wstrętem. Płacą żeby odleżyn nie było ( bo imienia własnego można nie znać ale ból się czuje ) , żeby chory był nawodniony ( z dopajaniem staruszków jest jak z dopajaniem dzieci, z czasem może zrobić się paskudnie bo zanika odruch łykania - wtedy tylko sonda, czasem kroplówki i chemiczne żywienie ), żeby robiono dla staruszka zdemenciałego wszystko co może utrzymać jakość uciekającego życia. Obumieranie mózgu może trwać parę lat i nie dziwię się ludziom którzy chcąc go uniknąć podejmują tzw. trudne decyzje ( o to tym łatwiej bo przy niektórych rodzajach otępień depresja jest jednym z objawów ). Trzymajcie się dziewczyny i nie dajcie się przygniatać emocjom staruszków wiszącym w powietrzu, jak znika intelekt to zostają emocje i dzięki nim staruszki jeszcze wiedzą że żyją. A że to są złe emocje? - ponoć to sprawa "konstrukcji mózgu". Te "złe" są najbardziej pierwotne i najsilniejsze, w toku ewolucji pomagały przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak emocje, im mocniejsze tym lepiej, awantura pozwala rozładować się i wrócić do równowagi i wtedy można na nowo się uśmiechnąć i nawet okazać sympatię.

      Usuń
  20. Wiem, bywa różnie. W mojej rodzinie też bywało... ale ja wierzę, że nie musi być źle, że starośc może być dobra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starość może być znośna a w porywach to nawet dobra to demencja jest do dupy.

      Usuń
    2. No i do d. jest przydługie umieranie. Nie wiem dlaczego ale natentychmiast mam skojarzenie z aforyzmem Leca "Są sztuki tak słabe, że nie mogą zejść ze sceny.".;-)

      Usuń
    3. Ech, Taba, aleś mi trafiła z tym Lecem.

      Usuń
    4. Jakby to ładnie ująć - w tym roku odeszły dwie bardzo bliskie mi ludzkie osoby i kocia osoba. Ludzkie osoby odchodziły w bardzo ciężki sposób, kot miał więcej szczęścia. Choroba prowadząca do śmierci, a konkretnie jej faza terminalna ( i nie mam na myśli tu tylko choroby nowotworowej a każdą chorobę kończącą się zejściem ) ma swoje paskudne fizjologiczne "ja", które z czasem rozrasta się do "Ja" z dużej litery, często niszcząc niemal w całości "ja" chorego. Napiszę coś bardzo brzydkiego ale niestety prawdziwego - tzw. dobra śmierć czyli spokojne umieranie charakteryzujące się tym że obserwatorzy nie są w stanie zauważyć poszczególnych etapów odchodzenia ( nie ma drgawek i tak dalej ) nie oznacza że chory jest wyautowany z procesu i ta śmierć to dla niego lighcik. Brzydko kontynuując, sam proces umierania rozciągnięty w czasie, jego fizjologia to jest coś czego bym dla siebie nie chciała i nikomu tego nie życzę. Kiepska sztuka takie cóś, recenzenci nie wiedzą gdzie oczy podziać, wszystkich boli. :-( Po mojemu powinno być zgrabnie, jednoaktóweczka najwyżej, niezbyt długa i bez morału. Refleksja i owszem ale bez moralizatorstwa. No nie żeby farsa, nudna akademia ku czci tyż odpada - może być komedia podszyta melancholią, coś w klimacie Hrabala. ;-)

      Usuń
  21. Taba; nic dodać, nic ująć. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  22. I macie rację. Starość naprawdę może być nawet fajna, ale demencja jest do dupy dup, jaka by tam nie była, nawet ta radosna. Do dupy z nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i z tym się zgadzam. Demencja jest do dupy dla wszystkich stron

      Usuń
  23. Poczytałam wszystko i tylko powiem, bardzo mi przykro, że Was to spotkało.
    Nie miałam styczności z tą chorobą, moja Mama była sprawna umysłowo do końca, rozwiązywała krzyżówki, była bardzo pogodna, nigdy się na nic nie skarżyła. Zgasła w jeden dzień, mając 91 lat, zasnęła i koniec.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ech... Trudny temat. I smutny. Moi rodzice odeszli młodo i z powodu - najogólniej - chorób. Tak samo matka ojca i ojciec mamy. Ojciec ojca miał prawie 90 lat, mama mojej mamy też. Oboje do końca życia byli sprawni umysłowo, tylko ciało im odmówiło posłuszeństwa. A prababcia, czyli babcia mojego ojca, zmarła mając prawe 101 lat, pamiętam huczne obchody jej setnych urodzin (miałam 16 lat, o ile się nie mylę, nie chce mi się sprawdzać). I mogłaby żyć dłużej, gdyby miała dobrą opiekę. Niestety, dopiero krótko przed jej setnymi urodzinami, kiedy dziadek zabrał ją do swojego domu, zajęto się nią jak należy.
    Babcia (mama mamy) ciągle powtarzała, że nie chce umrzeć w łóżku, nie chciała, żeby ktoś musiał się nią opiekować. Niestety, los zrządził inaczej, przez ostatnie pół roku życia leżała; na dodatek przeżyła śmierć jedynej ukochanej córki (mojej mamy) i zwyczajnie nie chciała żyć.
    Ja sama mam mnóstwo lęków związanych z odchodzeniem, ale wolałabym być jak pani na załączonym zdjęciu, tylko bez papieroska(na szczęście nie palę) :D:D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  25. bardzo trudny temat , dobrze że o tym piszesz

    OdpowiedzUsuń
  26. Mnie to sie widzi, ze to, co pisze MartaMarta - o ciaglej nauce zapomnianych umiejetnosci, to w praniu moze byc, jesli to bedzie dzialac...jesli demecja, w jakiejkolwiek formie, jest dosc zaawansowana, to robimy to chyba dla siebie i dla wlasnego sumienia... moja Mama nie dozyla 80tki. m iala mikro wylewy i afazje. ale to bylo cos 5 lat wczesniej. Fizycznie lewa strona jej nieco szwankowala, ale niemoznosc mowienia (i pisania!) ja dobijala. Moj przyjaciel neurolog wyslal Mame (ze mna) do najlepszej specjalistki od pamieci, bo afazja to w tym siedzi - trzeba sie uczyc slow. przy duzym wysilku, ale bez udzialu pani specjalistki, bo mama sie obrazila, ze kobieta jej kaze wskazywac i powtarzac slowa jak w elementarzu, mowa wrocila w ok 65%. i jakby Mama sie przykladala, bo by bylo wiecej. czyli tu byla choc szansa na poprawe czegos... a w demencji chyba nie jest to tak naprawde mozliwe. i chyba zostaje pomaganie a nie uczenie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to Krysia, moja mama też się obraża jak podsuwam jej bajki do czytania, bo skomplikowanej fabuły już nie ogarnia. Kolorowanie jest też be.
      Z moich obserwacji wynika, że ona nie ma ochoty już na wysiłek, chciałaby cudowności, aby jakimś cudem znów mogła być w pełni sprawna, ale jednakowoż bez wysiłku. Oczekuje cudownego lekarstwa na starość...

      Usuń
    2. Oooo, popatrz. Mojatez nie miala juz ochoty na wysilek, bo..."po co"...wiec raczej przyjecie tego, co jest i rezygnacja. strasznie sie wewnetrznie na Nia wpierniczalam i czaem cos mowilam, na co ona - mnie sie juz nie chce chciec. no to co ja moglam na to...zachecalam dzialaniem - stare zdjecia og;ladac, stare piosenki spiewac, czytac jej ksiazki. weszyla podstep i srednio chciala. bardzo lubila ogladac te seriale tragiczne, co nic sie nie dzieje, kamera zawisa na twarzy bohatera i tam siedzi jak najdluzej. pare slow jest wypowiedzianych. smiala sie - ooo, patrz, odcinek 7864352226ty. i mowila, ze w ogole nie ma znaczenia czy pamieta co bylo wczoraj, bo i tak sie nic nie dzieje.

      Usuń
    3. Marija, na Mamę też nic nie działało, pamiętacie, jak szukałam dla niej jakiegoś zajęcia? Działało jedno, bo było praktyczne i była z tego oszczędność (teoretyczna, ale to przemówiło). Kupowałyśmy fasolę, groch i soczewicę i mówiłyśmy, że to za pół darmo, tylko trzeba to przebrać. I Mama przebierała do osobnych miseczek. Przez jakiś czas to działało, teraz już nic nie działa.

      Usuń
  27. Jak tak borykam się z moją mamą, to rodzi się we mnie postanowienie, że nie dam się!
    Uważam, że nie można sobie odpuszczać, tak wewnętrznie, trzeba być czynnym do samego końca. Moja mama, gdy nakłaniam ją do aktywności, szczególnie umysłowej, protestuje mówiąc, że ona ma już 100 lat i już ma prawo sobie odpuścić. A mój ociec żył siłą woli. Miał olbrzymią przepuklinę, całe jelita poza jamą brzuszną i z tym worem pomiędzy kolanami codziennie latał po mieście, pokonując nasze 3 pietro. Po powrocie, siadał na wersalce i patrząc na niego miało się wrażenie, że za chwilę umrze, a on w pewnym momencie zrywał się i leciał znowu na miasto. Z tą przepukliną w wieku 84 lat, od czasu do czasu wnosił jeszcze wiadereczko węgla na opał, bo miał przekonanie, że prawdziwy mężczyzna powinien pracować fizycznie i reagował gniewem jak chciało się go wyręczać.

    OdpowiedzUsuń
  28. To odpuszczanie sobie nie wynika tylko z charakteru, to jest niestety jeden z objawów otępienia. Jak jest się przerażająco aktywnym to stan jasnego umysłu zachowuje się dłużej bo wysoka aktywność sprzyja "konserwacji urządzenia" ( wiadomo - narząd nieużywany marnieje, aktywność wymusza działanie ). Jednak jest takie cóś czego przeskoczyć się nie da - patologia, te wszystkie cholerne zmiany typu genetyczne uwarunkowanie miażdżycy, skłonność do mikroudarów i nie tylko mikro, choroby zmieniające chemię krwi. No i zaczyna się jazda, człowiek się broni całym sobą ale w pewnym momencie nawet aktywny tryb życia jaki do tej pory prowadził nie jest w stanie zatrzymać zmian. No dzieje się. :-/ Co nie znaczy że należy siedzieć na tyłku i czekać na syndrom emeryta ( wicie rozumicie, masowe uszczęśliwianie ZUSu padnięciem po dwóch latach na emeryturze na skutek zmiany trybu życia ). Na wszystkich przychodniach geriatrycznych powinien być olbrzymi napis "Nie siadaj na dupie staruszku!" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakich przychodniach? Geriatrycznych? A ile ich jest w całym pięknym kraju?

      Usuń
    2. Taaa, przychodnie... Nawet geriatrów jest jak na lekarstwo, bo z tego nie ma kasy. Wiem coś o tym. Borykałyśmy się, szukałyśmy pomocy, bezskutecznie. Człowiek stary, do tego chory jest sam. Jeśli ma szczęście, to z rodziną. I na tym koniec.

      Usuń
    3. U nas się trafiają geriatrzy w PeOZetach, no i są w prywatnych ZOLach. Mama Wujka Jo ma taką dohtorkę w osiedlowej przychodni, całkiem sensowną ( "Jak pacjent ma prawie sto lat to raczej nie ma czego mu już zabraniać. Pacjent może fiknąć z błachej przyczyny a czasem po prostu się wyłączyć" ). Maman obecnie przebywa w Kuźnicy na wywczasach, zaraz po przyjeździe udała się na poszukiwanie księdza coby się wyspowiadać na wszelki wypadek. Ta troskliwość o czystość duszyczki utwierdza nas w przekonaniu że maman Wujka Jo ma się całkiem dobrze. Raportowała już przez telefon Cio Mary że ryby bałtyckie wydają jej się podejrzane, ciekawe kiedy zdążyła się przewinąć koło smażalni? Wujka Jo natomiast zapewniała że je głównie dietetyczne zupki. Niewątpliwie maman kombinuje, jak na razie nie widać oznak demencji tylko cwaniznę. ;-) Co do poniższego wpisu Opakowanej - my cóś ostatnio długo żyjemy, zazwyczaj po tym kiedy kończą się możliwości reprodukcyjne osobnik tyż się kończy. Albo ewoluujemy ku lepszemu i bardziej wydajnemu albo wdepnęliśmy w ślepą uliczkę. Czas pokaże. :-)

      Usuń
    4. Taba, wolę cwaniznę.
      Osobnicy wykruszają się zdecydowanie wcześniej niż osobniczki. Albo oddalają się do nowszych modeli w nadziei, że jeszcze zreprodukują albo oddalają się w ogóle bez żadnej nadziei. To jest raczej ślepa uliczka, wziąwszy pod uwagę rzeczywistość, a jakiej przyszło nam żyć. Nie mam na myśli polityki.

      Usuń
    5. Zgadzam się ze św. pamięci Vetulanim - samce starzejo się bardziej na gupio, znaczy neurony im zdychajo i samcom mózgi usychajo. Tak straszę Tatusia, który radośnie odpowiada "Dziecko nie pie...l, czuję że kwitnę!". No to ja na to że Iwan Groźny i angielski Henio VIII tyż czuli że kwitną za to ich otoczenie jakby więdło. Tatuś wzdycha jakby o szafociku dla mła myślał. Ostatnio zwierzył się mojej sister że nasze trucie na temat jego zdrowia i zdrowia jego kocurro wpędza ich obu w depresję, w związku z czym jak się nie uspokoimy to on złośliwie zapadnie w demencje i kot też. Z pełną premedytacją! Taa... cały Iwanek.:-/

      Usuń
    6. Taba, jeśli wzdycha i przewraca oczami, to raczej ma na myśli stos.
      Mózgi usychajo. Tak. Z tym się zgadzam. O ile ma co usychać.

      Usuń
  29. Wniosek? jestesmy strasznie marnie zaprojektowani. a ze staroscia to sobie programator w ogole nie dal rady, to odpuscil.

    OdpowiedzUsuń
  30. Opakowana; nie tylko odpuściL, ale wręcz spuścił

    OdpowiedzUsuń
  31. Marta, Siostro, chyba wypłoszyłyśmy Kureiry tą tematyką, od której i tak uciec się nie da...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chyba nie takie strachliwe jesteśmy :) ! Uciec się nie da, życie nas doświadcza, choć nie wszystkich jednakowo...ot, ruleta losu...BDB

      Usuń
    2. Mnie nie tak łatwo odstraszyć ino jak zwykle czytata a nie pisata.
      Miłego dnia Kurnikowi:)

      Usuń
  32. A wcale nie wypłoszyłyście. Przeczytałam wszystko od początku do końca i fajnie, że MM napisała na taki ciężki temat. Każdy o tym myśli, nie da się chyba uciec, bo zawsze jest ktoś w otoczeniu bliższym czy dalszym, kogo demencja czy Alzheimer dotyka. Meine Mutter, na przykład, bardzo się boi, żeby nie skończyć jak meine Grossmutter, ale co bardzo jest budujące, działa a nie jojczy. Sudoku, gry umysłowe, książki najróżniejsze, komputer, nowe wyzwania, sporty, ogródek, wyjazdy w nowe miejsca. Biedny Tatunio nie ma wyboru, i antydemencjuje się razem z nią. Ja chyba też już powinnam zacząć, bo mam wrażenie, że pamięć mi zaczyna szwankować, a artystyczne roztargnienie przybiera coraz bardziej artystyczne formy.

    Poza tym, wczoraj kuń, a właściwie kunica, wyrwać się próbowała na wolność, kiedy wjeżdżaliśmy samochodem na pastwisko w celu dostarczenia wody do poidła. Samochód wjechał, Agniecha stała przy jednym końcu bramy, by ją zamknąć, kuń zaczaił się przy drugim końcu za samochodem. Samochód wjechał, Agniecha zabiera się za zamykanie, a kuń czmych zza samochodu i na wolności. UUUuuuu. Agniecha w krzyk. Latający w samochodzie nie słyszy. Koń słyszy i myśli, jezusicku koński, jak ona wyje, chyba się oddalę. Stado za bramą wykazuje odruch przyłączenia się do uciekinierki. Latający zajarza, że coś nie tak. Opuszcza pojazd na pastwisku, otwiera bramę by mi pomóc zagonić Muszelkę do środka. Nikita stwierdza, no to ja też wyjdę. Latający nie widzi. Nikita wychodzi. Agniecha znowu odpala syrenę. Latający zobaczył i zagania Nikitę do środka, oraz jeszcze parę innych koni, które również zdecydowały się na spacer. Muszelka ma wątpliwości. Nie dajemy jej wyboru i zaganiamy jakoś na pastwisko. Brama zamknięta. Szóstka turystów z Italii + dwa psy obserwuje akcję i zatacza się ze śmiechu. W międzyczasie niektórzy poważnie zainteresowali się samochodem i zaczynają sprawdzać trwałość przymocowań różnych wystających części. Agniecha i Latający nalewają wodę do poidła równocześnie odganiając konie od auta, i ciężko dyskutując na temat histerii kobiet oraz winy mężczyzn. Dyskusja zostaje zawieszona bez konkretnych rozstrzygnięć.
    Cebulę wyrwałam bo sąsiad powiedział, że już trzeba.
    Pozdrawiam w tę piękną, chłodną, zachmurzoną sobotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy, Agniecha, nie nudzi sie Wam zupelnie....

      Usuń
    2. Rżę razem z końmi i tymi Italiano! :-) A tematyka wpisu? No cóż wszystko jakoś tam zamiera, nie ma nic wiecznego w wieczności - samo życie. A poza tym czuję schyłek lata więc schyłkowa tematyka jakby na czasie.;-) Jedno co mnie pociesza że jesień ma być ciepła. Oby była też mokrawa.

      Usuń
  33. Dzien dobry, jasnosc bije od okna, ale noc byla chlodna. Ogolnie nie ma juz strasznych upalow i mam nadzieje, ze nie bedzie.
    Temat siła rzeczy bedzie sie przewijal, bo zycie nas nim doswiadcza. Dodam tylko, ze nie nie wiadomo kogo dopadnie i jak sie ustrzec i to najgorsze.

    OdpowiedzUsuń
  34. Agniecho,to Wam koniki zrobiły brzebieżkę!

    OdpowiedzUsuń
  35. I znowu sobota ! :) Miłego dnia wszystkim Kurom ! Dziś muszę ogarnąć chaupkę, bo duże dziecki zostawiają większy bałagan ,jak mniejsze :). Zosia z mamą wróciły do siebie, a ja idem sprzątać. BDB

    OdpowiedzUsuń
  36. Agniecha; obśmiałam sie nieco, choć Wam pewnie do śmiechu nie było. Twoje koniki maja najwyraźniej kabaretowe zacięcie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MM - mozliwe, ze pokazy cyrkowe byly przeznaczone dla turystycznej widowni!
      u nasz w daczy przez jakis czas nie bylo czesci plotu, dom byl wykanczany i znajomi zajezdzali rzucic okiem czy wszystko gra. no i jako, z e to bylo k iedys pole truskawkowe, to cala zwierzyna z okolic lubila tam isc i sie pasc. No i zajechali raz, a tu idzie kun z lancuchem. od razu poszedl patrzec na samochod, lancuch (!!) mu sie gdzies zaplatal i jak tak obchodzil samochod to szorowal tym lancuchem po blachach.......innym razem ciekawska krowa zrobila dokladnie to samo a wyskoczyla z zupelnego nienacka, wiec nie zdazyli jej wytlumaczyc niczego...

      Usuń
  37. Zwierzeta są bardzo ciekawskie:))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestały bać się samochodu, nawet trąbiącego. Trudno jest jechać kiedy na drodze przejazdu stoi koń i nie chce się cofnąć. :-)

      Usuń
  38. Z Alzheimerem nie miałam, nie mam i mam nadzieję, że nie będę miała "przyjemności", ale wiem, że takie spojrzenie na chorego rodzica jako nie na rodzica, a człowieka, nawet obcego, któremu trzeba pomóc, powoduje, że życie nasze jako jego opiekuna, staje się lżejsze.

    OdpowiedzUsuń
  39. Wróciłam, przeczytałam i boję się jak wszyscy, bo będąc na równi pochyłej coraz szybciej zbliżam się do końca. Mama nie miała demencji ale zmieniła się pod koniec życia. Zaczęła być podejrzliwa i uważała że nikt nie potrafi pomóc bezinteresownie. Chciałabym odejść jak ona, w miarę szybko, jakby się wyłączała stopniowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa2, na równi pochyłej jesteśmy wszyscy, bez wyjątku. Nikt i nigdy nie wie, kiedy mu się pochyli ponad miarę. Weź i nie pitol.

      Usuń
    2. Masz rację, "kurczę pieczone" jak zwykł mawiać mój tata, może to pitolenie to jeden z objawów zjazdu? Bo mi się ostatnio takie myślenie częściej zdarza.

      Usuń
    3. Ewa2, tak, to jeden z objawów!

      Usuń
    4. Ewa2, a zjazd poznasz, kiedy wreszcie porządnie się stoczysz!

      Usuń
  40. Takie wrocławskie realia opieki wspomagającej rodzinę, jest u nas taki program współfinansowany przez miasto. Teściowa mojego brata ma bardzo zaawansowaną demencję, moja bratowa zmaga się z tym już bardzo długo. Ponieważ wyjeżdżali do Niemiec na wesele postanowili skorzystać z tego programu. Program przewiduje 3 tygodniowy pobyt. Minęło dwa tygodnie, oni wrócili, od dwóch dni chodzą do ośrodka i karmią ją bo jakoś zakonnice prowadzące ośrodek tego nie ogarniają. Stan ogólny kobiety jest o wiele gorszy niż był i postanowili zabrać ją do domu wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marija, tak to właśnie wygląda. Nie ma specjalistów, nie ma opiekunów, rehabilitantów, niczego. W teorii jest wszystko, ale spróbuj szukać pomocy. A niedajbuk powiedz, ile Mama ma lat.

      Usuń
    2. Mama bratowej właśnie kilka dni temu skończyła 90 lat

      Usuń
    3. Marija, kiedy szukasz pomocy i mówisz jednemu z drugim, że mama ma - dajmy na to - 90 lat, możliwości pomocy gwałtownie się kurczą. Nie mówią tego, ale czujesz, co im się ciśnie na usta. Coś w rodzaju "nieno, w tym wieku, po co babo w ogóle zawracasz głowę".

      Usuń
  41. Noszszszs!!! I po co ja tu wlazlam i to wszystko przeczytalam….. wszystko do mnie wrocilo, cztery lata opieki nad ojcem i szesc nad mama, non stop, bez wolnego, a z mama jeszcze ta najtrudniejsza decyzja na koniec… tego sie nigdy nie zapomina!!!
    I jak zapobiegac, zeby nas to nie wzielo? Oni byli obydwoje niesamowicie ruchliwi, czytajacy, piszacy, krzyzowkowi, a potem nagle pstryk! i lampka zgasla! Mnie nie bedzie mial kto pielegnowac, a moja bidarenta nie starczy na dobra opieke…………………………. :(
    Wypisalam moje strachy, ale nawet pisanie i intensywne zycie nie zagluszy moich wspomnien :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, każdy się boi, bez wyjątku. Chyba że ktoś nie miał takich doświadczeń albo kompletnie nie ma wyobraźni i nic nie kuma.
      Wspomnień, zwłaszcza takich, nic nie zagłuszy i nie ma co się łudzić. Trzeba nauczyć się z tym żyć. I mieć nadzieję, że wreszcie ktoś znajdzie jakiś lek na to cholerstwo.

      Usuń
    2. Basiu, też mam takie doświadczenia z opieki nad ojcem i wiem, jak ciężkie są to przejścia dla obu stron. Bardzo cię podziwiam i mocno ściskam. Życzę ci też, żeby te wspomnienia nie nękały cię za często. Kiedy mnie nachodzą, to staram się przypominać sobie Tatę w pełni sił, jak chodziliśmy razem na wycieczki i zwiedzali Europę...

      Usuń
  42. Czołgiem Kureiry! Na razie żwawe jesteśmy, że aż i tego się trzymajmy. Lokatorka miała dzisiaj imieniny i zaskoczyła mnie tartą czekoladową. Ludzie!!! Czegoś tak pysznego dawno nie jadłam! Ni o czekolada dobrze robi na smuty - na podjęty trudny temat też.

    OdpowiedzUsuń
  43. Basiu nalezy Ci sie wiwlki krnikowy przytul.Szacun za tyle lat opiwki nad rodzinami, szczerze podziwiam ale i wspolczuje.

    Hano, rzepisa trzeba, bo brzmi pysznie.

    OdpowiedzUsuń
  44. Tak więc Kury do czekolady - raz, raz!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam czekolady, lody zjadłam. Mniam :-)))

      Usuń
    2. Tyż dobrze, ewa2, lody doskonale potrafią zastąpić czekoladę, zwłaszcza jak są czekoladowe

      Usuń
    3. Rzepisu nie będzie, to tajemnica szefowej kuchni.

      Usuń
  45. Basiu; jeśli przeszłaś przez to wszystko o zdrowych zmysłach (wpis świadczy o tym że tak)to znaczy że jestes bardzo silna i żadna za przeproszeniem cholera alzheimerowska i inna Cię tak łatwo nie ucapi. Bardzo, bardzo serdecznie Cie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  46. Basiu; a czekoladę masz? Albo lody?

    OdpowiedzUsuń
  47. Mnie się dzisiaj jak na złość wszystkie słodycze skończyły, mam tylko swój dżem... Jutro za to przybędzie koleżanka z austriackimi kulkami rumowymi, kupionymi dziś na Słowacji:)) Aby do jutra!

    OdpowiedzUsuń
  48. Gaszę, dobranoc. Taki piękny koment poszedł mi w kosmos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kosmos na pewno go przygarnął i utulił, Bezowo.

      U nas dziarsko, 15 st., ale oczywiście sucho. Trawa skrzypi i zgrzyta pod nogami, liście spadają z drzew. Wczoraj oglądałam sobie tv z innego kraju. W kontekście suszy i jej możliwych kontynuacji w przyszłych latach. I mówili specjaliści - trzeba sadzić drzewa. Co prawda, nie mieli pewności, jakie gatunki lepiej. Czy te lokalne, czy takie bardziej z południa Europy, bardziej odporne na brak wody.
      A w naszym pięknym kraju? Drzewa tną, o poziom wód gruntowych nie dbają, jakby spytać takiego jednego z drugim p-osła, albo ministra to oczy otworzy i powie "beeee co?" Ale dużo o bozi myślą, to ona im pewnie pomoże, jak przyjdą ciężkie czasy.
      Dzie ta czekolada? Bo sobie zepsułam humor od rana.
      Miłej niedzieli, jednakowoż, Kurzęta.

      Usuń
  49. Miłej niedzieli Kurki.
    Pogoda bez zmian,już 20 stopni. Na przyszły raz muszę zostać dłużej, tak pięknie pachnie las i kurzu nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  50. Dzien dobry wszystkim, noc zatarla smutki. Bardzo dziekuje za psychiczne wsparcie, czasem i twardzielowi tez potrzebne :)*
    Kawa poranna wypita, wybieram sie na pchli targ.
    Jak cos fajnego upoluje to pokaze na moim blogu.
    Milego dnia zycze!!!

    OdpowiedzUsuń
  51. Helou Kurniku!porzadnie zasnelam po 3, a tak to sie kręcił z,boku na bok i nie mogłam zasnąć. Sąsiedzka młodzież tez kursowala po nocy i dudniła schodami, bo oni nie porafia chodzic tylko jak stado sloni w i zbiegaja po schodach. Koty tez nie spaly tylko lobuzowaly,juz juz zasypialam, kupa w kuwecie, poszlam posprzatac, juz, juz , czuje, ze zapadam w letarg,a tu bieganina i zabawa, Robin dostał szwunka do zabawy, juz juz znow robi mi sie slodko spiaco, slysze jednym uchem podejrzany szelest, zwlekam sie, patrze, a tu w przedpokoju smieci rozwleczone z zoltego worka, opakowanie po wedlinie akuratnie Rysiu chcial lizac.No biedne zaglodzone kotecki!Dla spokoju sypnelam garstke suchego żarła i wreszcie zasnelam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale worek tez posprzatalas? :))))
      Coz, koteckow nie nalezy glodzic :)))

      Jak ja tak sie z boku na bok przekrecam i nie moge zasnac, to wkladam do ucha sluchaweczke i puszczam audiobuka, pomaga natychmiast! Tylko musi byc spokojny i taki, co juz znasz. Ja wlaczam Tajemniczy ogrod, albo Male kobietki, albo Blekitny zamek, klasyka z dziecinstwa :)
      Glos mi sie snuje do ucha a ja po 10 minutach spie! Rano sie budze owinieta dookola szyi sznureczkiem :)))

      Usuń
    2. Kotek mojej znajomej znajdywal w nocy kasztany i oczywiscie turlal, bo podloga daje najlepsze efekty. w dzien znajoma za cholere kasztankow nie mogla znalezc.....

      a worki ze smieciami to w ogole trofeum!

      Usuń
  52. Basiu , na szczescie to nowy worek o malo smieci bylo, tak posprzaralam. No wlasnie nie mam nic so sluchania,moze i dobrze by sie sprawdzilo.
    Opakowana kasztanki,noooo, grubo, to na panelach efekt rewelacyjny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basia, a uważaj, żeby Cię jakaś literatura kabelkiem nie przydusiła!

      Usuń
  53. Basiu kotki glodne dla zasady, zazwyczaj w nocy spia i nie jedza, ale w upaly im sie pozmienialo, teraz mus przestawiac na nowo.waga jednego to 9,5 kg , ale to MCO a Rysiulek kot rasy europejskiej, 5,5 kg, przytyl o pol kg, wiec nie szkoduje sobie. Zleca z wagi troche jak poganiaja w drugim domu, tak miejsca duzo, a tu mala kawalerka niestety.

    OdpowiedzUsuń
  54. Witajcie, znowu było upalnie. Po obiedzie padłam na godzinkę i przysnęłam.
    Miłego wieczorku życzę Kurkom.

    OdpowiedzUsuń
  55. A ja oberwałam resztę śliwek, bo szpaki i osy chciały zjeść wszystko :)a gruszki zżarły wszystkie- same skóreczki wiszą na gałązkach...Pozdrawiam wieczornie- BDB

    OdpowiedzUsuń
  56. BDB, dzięki. Kuryjer zakosztuje więcej niż one śliwki. Zagospodarujesz. Dla Zosi.

    OdpowiedzUsuń
  57. Dzień dobry, ciepło, 20 stopni i bez chmur. Ciężki dzień mnie czeka, nie cierpię niczego załatwiać, a muszę.
    Kurencjom życzę żeby tydzień dobrze się zaczął.

    OdpowiedzUsuń
  58. Dzień dobry! Choć ma być gorąco. Ostatnio padam około 21-szej, to masakra jakaś. Fakt, że w tygodniu wstaję o 5.30, ale przecież w weekend mogłabym pospać! Niestety, mój organizm uznał, że należy się budzić co dzień o tej samej porze:)))

    OdpowiedzUsuń
  59. Dzień dobry Kurniku! Udanego calutkiego tygodnia, żeby się same dobre rzeczy działy!
    Tu tempratury sa juz przyjemne,wczoraj21-23 st.Pochmurno bardziej niz slonecznie.W nocy popadało,rano zdążyłam pozamiatać pod gruszą, zauwazyłam,ze os duzo,a pszczół jakos niespecjalnie na tych rozwalonych gruszkach.
    No i znów pada,ale to taki dobry siapiacy deszcz, zatem niech pada.

    OdpowiedzUsuń
  60. Czołgiem Kureiry, gorąco, nie pada, spać kce mi się, jak żyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leniwie :) ! ja w kolejkę do neurologa- nr 17, przyjmuje od 12, ale starsze panie (75+) pilnują, żeby było "po kolei- jak kto przyszedł", bo siedzą już od 8 :). Z domu wyjdą, pogadają, zbiorą wieści i dzionek zleci :) BDB

      Usuń
    2. w kontekscie upałow i notki MM chyba lepiej zdechnąć :(

      właśnie się dowiedziałam- w nocy zmarł znajomy, połozył się i nie obudził
      piekna śmierc, ino przedwczesna - 45 lat :(

      Usuń
    3. O matko, sonic, co za okropna wiadomość.

      Usuń
  61. U nas w przychodni rozwiązano ten problem ekranami, na których wyswietla sie dany numer i nie ma ,ze boli, trzeba czekać na soj ,od razu kolejki ,,baciowe" się zmniejszyły.

    OdpowiedzUsuń