Naszło mnie na wspominki na fali psiejsko-wiejskich tematów. Odkąd sięgam pamięcią, a sięgam dość daleko, niestety, zawsze towarzyszył mi pies, lub psy. Był seter irlandzki, były dwa wyżły gładkowłose, ale wtedy byłam smarkata i nie miałam większego wpływu ani na wybór rasy, ani na wychowanie. Dopiero jako osoba bardzo dorosła mogłam decydować o tym czy i jakiego chcę mieć psa, co w sumie jest dosyć naturalne. Pierwsza była więc bokserka znaleziona przez koleżankę w osiedlowej piaskownicy. Była już dorosła, ale młodziutka i bardzo przestraszona. Wzięłam ją na kilka dni, pewna, że ktoś jej szuka. Jakoś nie szukał i Sonia zwana Sunią została z nami na 10 lat. Cóż to była za słodzinka! Nigdy nie podejrzewałam, że boksery są takie łagodne, inteligentne, miłe, towarzyskie i rozrywkowe! Sunia otworzyła mi oczy na tę rasę i narosłe wokół niej stereotypy o zaciskających się szczękach, agresji itp. Wiem, co mówię, bo na Suni się nie skończyło, ale o tym za chwilę. Była cudowna, mądra i słodka do wypęku. Niestety, mam tylko stare zdjęcia, kiepskiej jakości (cyfrówek wtedy jeszcze nie było), a skaner jest podłączony do komputera Mojego, którego nie ma. On ma bardzo skomplikowana maszynownię, a w niej całą skarbnicę projektową - ja tego nie dotykam ze strachu, że coś skasuję. Sunia po 10 latach z nami umarła na raka w ciągu miesiąca. Tęsknię do dzisiaj i tak już będzie do końca moich dni. Tęsknię za każdym moim psiakiem, każdy był inny i każdy najukochańszy. Po śmierci Suni przez kilka miesięcy nie miałam psa. Któregoś dnia zadzwonił kolega, żebym przyjechała na sokawkę i przy okazji zobaczę psa, którego pani odumarła. I, że to bokserka... Pojechałam ze smyczą i kocykiem... Sunia miała już 5 lat i wyszukane imię Daisy. Jakoś mi nie pasowało to imię i Daisy została... kto zgadnie? Tak! Została Sunią. Była równie słodka, jak Sunia I. Była z nami 8 lat. Po jej śmierci nie chciałam innego psa, zakochałam się w bokserach i koniec. Był swego czasu w Poznaniu targ zwierząt, dla zmyłki zwany Sielanką. Można tam było kupić wszystko - od chomika po krokodyla. Z hodowli, pseudo-hodowli, z kradzieży, przemytu, co kto chce. Na szczęście nie ma już w Poznaniu tej wątpliwej sielanki. Dość, że wtedy, przypileni brakiem psa, postanowiliśmy tam pojechać i kupić jakąś bokserską sierotkę. Krążyliśmy po tym paskudnym miejscu, bokserów oczywiście nie brakowało. Chodząc tam w tę i nazad mijaliśmy dwóch facetów z psem na smyczy. I nie był to bokser. Pies był młodziutki, wilkowaty, miał oszałamiające uszy i tak patrzył...O tak:
|
Oto Julek! |
|
Julek był mieszańcem owczarka niemieckiego i stafforda. Na własne potrzeby stworzyłam nową rasę - kiedy ktoś mnie pytał co to za pies, mówiłam, że lufford nowozelandzki. O Juleczku mogłabym napisać książkę. Był przyjazny, łagodny i bardzo inteligentny. I nie chodził po schodach, po prostu nie i już. Na szczęście mieszkaliśmy na parterze - trzeba było pokonać tylko dwa stopnie. Julek brał je skokiem. Kochał aportować i wiecznie coś w pysku tyrpał. Piłeczka ciągle wpadała mu pod meble, więc dla ułatwienia sobie zadania powiesiłam na kaloryferze laskę - taką zwyczajną, zakrzywioną laskę - i z jej pomocą wyciągałam tę piłeczkę skąd trzeba. Julek bardzo szybko nauczył się, że jeśli piłka wpadnie pod mebel, należy zastukać laską o kaloryfer. Trącał ją pyskiem, ona stukała o kaloryfer, a ja w innym pomieszczeniu wiedziałam, że trzeba natychmiast poszukać piłeczki. Nie musiałam zresztą szukać, bo Julek pokazywał, gdzie jest. Juleczek żył tylko niecałe 4 lata, zabiła go mocznica. Podejrzewam, że od początku był chory. Czasem miewał bóle nóg, wet twierdził, że to młodzieńcze rośnięcie kości. Dzisiaj sądzę, że to mogły być napady kolki nerkowej. Dobrze go żywiłam, dlatego zapewne przeżył te 4 lata. Jeszcze za panowania Julka, pewnego zimowego dnia pojechaliśmy na spacer za miasto. Jechaliśmy wolno leśną drogą, gdy z naprzeciwka nadbiegł piesek. Mały, bardzo kudłaty, czarno-biały. W pobliżu była jakaś wieś, ale dość daleko, jak na takiego malucha. Minęliśmy go, patrzę w lusterko, a on za nami biegnie! Zatrzymaliśmy się, wysiadłam z auta, a on po prostu do niego wskoczył. I tyle. Był bardzo chudziutki, zarośnięty, miał za długą, straszliwie splątaną i brudną sierść, a w niej pierdylion pcheł, błoto, zielsko i bukwie co jeszcze. Ostrzyżony, wykąpany i nakarmiony okazał się ślicznym pieskiem. Zaprzyjaźnił się z Julkiem, a kiedy tenże był już chory, Hukała układał się przy nim i grzał go swoim małym ciałkiem. Przedtem tego nie robił, czasem, bardzo rzadko leżały razem w koszu...
Proszę Państwa, oto Hukała:
Wałek z charakteru bardzo Hukałę przypomina. Dzisiaj podejrzewam, że Hukała wracał do wsi z jakiejś nocnej wycieczki, a my go po prostu uprowadziliśmy... Nawet jeśli tak było, zważywszy jego stan wtedy, nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia. Był młodym pieskiem, 3, może 4-letnim. Spędził z nami 8 lat. Zdążył jeszcze zasmakować tutejszego, wiejskiego życia i biegania do woli. W przeciwieństwie do Wałka nie przenikał przez płot. Przedtem chodził wyłącznie na smyczy, bo uciekał i głuchł na wszystko. Kiedyś, na takiej ucieczce po łąkach utytłał się w padlinie. Byliśmy za miastem i było to zimą. Wracaliśmy do domu z Hukałą w foliowym worku (tylko nos mu wystawał), przy otwartych oknach.
Bardzo boli, kiedy odchodzą. Boli cały czas, są z nami tak krótko. Jednakże mimo bólu cieszę się, że mogłam z nimi być. Kochane moje pieski.
Resztę dobrze znacie. To Frodo, Wałek, Grażynka i Czajnik:
|
W kolejności od dołu: Czajnik, Wałek, Frodo |
|
Grażynka |
Czyż można ich nie kochać?
PS. W DAT's jest anioł z KACZKĄ!
Piękne te twoje zwierzaki -wszystkie ,ale najbardziej podoba mi sie zdjęcie zbiorowe z bieżącymi urwipołciami . Mam zdjęcie Morusa podobne do zdjęcia Julka , z oczami wiernymi jak pies . Takimi oczami patrzył na mnie Morus w trakcie każdej wizyty u weterynarza . Jego oczy mówiły jak dobrze że jesteś , nie dasz zrobić mi krzywdy .
OdpowiedzUsuńJulek na tym zdjęciu usiłuje zahipnotyzować ślimaka. To było niedługo po tym, jak do nas trafił.
UsuńPS. Grażynka nie chciała się udrapować do rodzinnego zdjęcia:)
UsuńGupia nie jest, wiedziała, że jak pójdzie się drapować, to jej Czajnik zajmie najlepszą miejscówkę we wsi. ;)
UsuńMario, miałam wilczura długowłosego -Morusa:) To był anioł, mądry, dostojny pies na baby, upsss na suczki;) Madry, kochany... na zawsze w moim sercu. Żył 12 lat i nagle schorowany znikł.. teściowa powiedziała, że poszedł umrzeć.. hmmm nigdy się z tym nie pogodziłam
UsuńW taki sposób odszedł jeden z wyżłów, kiedy byłam zbyt smarkata, żeby zrozumieć.
UsuńJolko, i tak to zrobił! Zajmuje jednocześnie szufladę i drapak! A przed chwilą próbował wyeksmitować Grażynkę z szafy. Grażynka dała odpór. Obwieś nad obwiesie!
UsuńA u mnie jeden z kotów, stary Burek... A w piwnicy znaleźliśmy kiedyś jakiegoś obcego kota, który przyszedł tu umrzeć...
UsuńGdzies w poczatkowych zakamarkach mojego bloga opisalam po kolei swoje zwierzaki. I masz racje, najbardziej bolesne jest to, ze tak wczesnie od nas odchodza. Jednak zawsze wczesniej zdaza nas ubogacic ogromem swojej milosci. Kazde na swoj sposob, kazde inaczej, indywidualnie i niepowtarzalnie.
OdpowiedzUsuńPewna moja znajoma mawia: Po co Ci to, potem będziesz rozpaczać i płakać. Rozpacz jest, niestety, wpisana w życie. Można nie mieć zwierząt, dzieci, nikogo i niczego, po czym można płakać i tęsknić. Tylko co wtedy byłoby warte życie? Rozpacz nie jest fajna, nigdy, ale te wszystkie lata miłości warte są wszystkiego.
Usuńnie wiem, ja to mam tak że mi smutno ale mam też satysfakcję że dałam zwierzakowi te kilka czy kilkanaście lat kiedy nigdy nie był głodny nigdy nie był zmarznięty i bity. 18 lat miałam kotkę Mietkę to był taki najbardziej mój z moich zwierzaków, ale kiedy odeszła mimo że bolało, wiedziałam że bida z pod śmietnika nie jest temu winna -no i tak nastała era Puszkina a teraz jest Mikser i Benio. Największą satysfakcję miałam z odchowania przez dwa lata Gdasia-kawki która łysiutka jeszcze wypadła z gniazda i była spacyfikowana przez durne małolaty ,a ja wzięłam ją do domu z założenia że przynajmniej zdechnie spokojnie. Moja wiekowa mamusia wzięta została za wariatkę ganiając po łąkach ze słoikiem, żeby ptaszek miał świeże koniki polne , nauczyliśmy go latać a potem zaprzyjaźnił się z Kawką za okna. Najpierww wylatał na spacery potem na całe dnie aż poleciał na wolność . Niesamowite jak inteligentne są te ptaki i ile to to kup dziennie wali !
Usuńa po co nam to Hanuś?
Bo życie nie ma być egoistyczne iwygodne tylko sensowne tak se myślę :)
Małgoś, dla kochania nam to! Co za życie bez kochania, ktokolwiek to jest! Życie może być wygodne, dlaczego nie. Ale nie egoistycznie wygodne!
UsuńHano, masz rację, dla kochania nam to!!!!
Usuń:*
:)))
UsuńMoja Lu jest pierwszym moim psem, bo przedtem, jako dziecko, miałam Hucka, ale on był bardziej taty.
OdpowiedzUsuńKotkę Dziką mam już prawie 16 lat. Miałam jeszcze szczura Helmuta. Helmut żył tylko dwa i pół roku, ale byliśmy w sobie zakochani bez pamięci niemalże.
AniuM, niestety, szczurki żyją króciutko. Za to Dzika powoli zacznie bić rekord długowieczności. Moi przyjaciele maja 24-letnią suczkę Danię. Nie ma mowy o pomyłce, mają ją od szczenięcia - jest starsza od ich córki.
OdpowiedzUsuńMiałam wrażenie, że rozpacz po śmierci Helmuta złamała mnie. Ale ona raczej otworzyła bramę - dla całej masy innych trudnych emocji. A potem dla przemyśleń. Doświadczenie bycia z nim zmieniło mnie, pozwoliło się rozwijać, otworzyło różne furtki...
UsuńMój dziadek przywiózł ze sobą z Wilna psiuńka. Nie chcieli go tam zostawić, bo miał już 10 lat. Tutaj żył następne 11.Żył 21 lat !
UsuńU sąsiadw kotka żyła 20 lat.
Ewa, kocham Twojego Dziadka.
Usuńja tez:)
Usuńmój dziadek był zza Buga, czyli ze Lwowa:)
drugi zez Wilna:)
Mój Dziadek i Babcia i mój Tata też!
UsuńNo to zakładać Koło Wnuczek Wilniuków! U mnie tylko jeden dziadek był z Kresów.
UsuńMika, i partię zoologiczną. Sama nie wiem, co pierwsze?
UsuńHana, może się nasi znali. Bo U mnie też Babcia, dziadek i tata :)
UsuńCóż, jeden z moich był z Wehrmachtu...
UsuńAnia, też się mogli znać.
UsuńTak...
UsuńTylko ja go nie znałam.
Nasi dziadkowie to - w większości zdaje się - wojenne pokolenie bardziej, lub mniej sponiewierane przez wojnę. Odchodzili w kwiecie wieku obarczeni problemami tamtego czasu.
UsuńAniuM, m. in. dlatego uważam, że dzieci powinny się wychowywać ze zwierzęciem, ale wychowywać, nie bawić! Zwierzątko uczy pokory, odpowiedzialności, miłości, wszystkiego! Oswaja z chorobą, ze śmiercią właśnie. Przecież śmierć to też życie, jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
OdpowiedzUsuńrekordzista jakiego znałam osobiście to był młyński kot Burek 27 lat -ale myślę że tu ważna była zdrowa dieta -myszy to on miał we młynie ile tylko zechciał :) Pod koniec życia nie miał już ani jednego zęba i nadal polował i skubany łykał swoje ofiary podduszone jakby był wężem .
OdpowiedzUsuńO rany, co za Matuzalem! Pogromca myszy, normalnie!
UsuńMatko, aż niemożliwe! Pyton normalnie. A zawsze myślałam, że myszy nie są najlepszym pożywieniem dla kota. Wiem, wiem, białko itd. Ale te myszy też roznoszą różne świństwa. Ja tam moim kotom zabieram, o ile uda im się złapać!
OdpowiedzUsuńPodobno są bardzo dobre, jeśli się je zjada całe - z kostkami i tłuszczykiem - a nie fileciki:)
UsuńNastępnym razem zabiorę i zjem:)))
UsuńSmacznego:)
Usuń:))))))))
UsuńMoja Kitka to myszy zanosiła na swój talerzyk stojący na kredensie i konsumowała kulturalnie. Niestety, czasem coś zostawało na rano niedojedzone...
UsuńMika, pewnie dla Ciebie zostawiała. Na śniadanko.
UsuńPrzestańcie dziewczyny o takim menu opowiadać, bo jestem obrzydliwa.
Usuńpaw nieożywiony !
Chciała się serdecznie podzielić z pańcią:))
UsuńDlaczego nieożywiony? W takich razach ożywiony raczej. Nawet bardzo!
UsuńOżywiony krótkotrwale.
UsuńLepsze to, niż nic...
Usuńa ja tesknie za Als...ale sytuacja jest taka jaka jest i nie mam serca brac sieroty po przejsciach i zaraz, w szybkich abcugach oddac do hotelu bo do uojczyzny jedziem :((((, trzebaby to zweryfikowac, bo Sal juz nie ma od dwoch lat, a ja dalej tesknie.
OdpowiedzUsuńJulek - hipnotyzer jest wspa-nia-ly!
filecik z myszki...czy ja wiem, ja lubie mieso z koscia ....
Opakowana, a może coś malutkiego? Mogłabyś zabierać do samolotu jako bagaż podręczny:)
Usuńjuz tez o tym myslalam.
Usuńa tak poza tym co do zwierzat to nasz ogrodek, jak ktos zacznei rozkopywac, to znajdzie kostki myszek, chomikow, takze rybek....
A kto miałby Ci kopać w osobistym Twym ogródku? Jedynie Wałek, ale tu możesz spać spokojnie.
Usuńno jak ten tego, sprzedamy dom na starosc, jak nie damy rady kicac po piontrach i zachce przekopywac DWIE zagracone zielenina grzadki....Walek jako ta taka machina co przekopuje trawniki dla ulepszenia - mozesz go wynajmowac do robot ziemnych!!
UsuńOpakowana, oba kopią, z tym, że Wałek z większym zapałem. Frodo raczej pogłębia temat.
Usuńno bo ma czym!!
UsuńAch, gdyby chciał kopać ze wskazaniem! Miałabym tu Ogrody Tuileries!
Usuńodpowiedz na to jest gdziejsik na dolku wsszystkiego, nie wiem jak tak wskoczylo, ale sa refereencje do tuileries...
UsuńA może by Szanowne Kury wiewiórczyny zechciały spróbować?
OdpowiedzUsuńMoja kotka przynosiła właśnie takie mięsko, prócz myszy i szczurów oczywiście.
ja nie moglaym, z lojalnosci rudej!
UsuńJa z lojalności ogólnej.
UsuńNo toście się na kulinaria przeniosły :)
UsuńNo dzie przeniosły!? Ten temat już omówiłyśmy, to Ty się spóźniłaś!
UsuńU nas duchota, i burza z piorunami przechodziła w te i nazad, to kompa wyłączyłam, bo siostrze trzy lata temu pieron spalił komputer. I listwa przepięciowa była.
UsuńGardenia, mięsko nie bardzo mnie pociąga, a już ślicznej wiewióreczki, w życiu never!
OdpowiedzUsuńMnie też było zwierzątka żal, ale wytłumaczyć kotu się nijak nie dało:(((
OdpowiedzUsuńSwoją droga to sprytna była strasznie ta kotka, ale dobór zwierzyny miała nie najlepszy.
W końcu skończyło się to dla niej niewesoło.
Ze zwierzakami chowałam się od dziecka. Babcia pochodziła ze wsi i chciała w podmiejskim domu mieć namiastkę gospodarstwa. Plątały się pod nogami psy, koty, kury, czasem nawet świniak lub owieczka. Potem zostały już psy i koty. Kiedy zamieszkałam w bloku, dzieciaki miały chomiki. Niestety krótko żyją i rozpacz była często. Potem był kotek, znaleziony, odratowany, żył z nami 15 lat. Po nim była długa przerwa i dopiero teraz mam kocie towarzystwo.
OdpowiedzUsuńNie rozpuściłam dzieci, wnuków, a to stworzenie rozpuszczone jak żadne. Na starość nie chce mi się wychowywać.
Ewa2, a co tam, rozpuszczone! Co to zresztą znaczy w stosunku do kota? Że włazi pod kołdrę i spaceruje po stołach i blatach? I tak zrobi, co zechce, jak to kot. Nie znam kota, który tego nie robi, mimo prób "wychowywania". Mnie to absolutnie nie przeszkadza, żyjemy sobie w miłej symbiozie. Psy do łóżka się nie pakują, a ja ich nie zachęcam. No, Wałek czasem się pakuje, ale tylko wtedy, gdy w łóżku nikogo nie ma. W nocy tego nie robi. Poza tym bardzo lubię kocie mruczanki przy uchu. Oj, strasznie lubię!
UsuńMój do łóżka się nie pcha, chodzenie po blatach i "mycie" patelni to pikuś. On mnie uważa za kota, "mryka" jak na kotkę, bawić się chce kiedy mam najwięcej roboty, zrobił się okropnie pyskaty. i łobuz nie zawsze chowa pazury.
UsuńToż to całkiem normalne! Moje koty uwielbiają np. walczyć z nogami pod kołderką. Jakoś nie kojarzą, że te nogi to też ja. Dla nich to osobny stwór i wróg. Bywa gorąco i z pazurmi, i owszem! A nawet z zębami. A potem, załatwiwszy porachunki ze stopami, przychodzą pod pachę, tam się układają i zaczynają swoje mruczanki. O matko, rozpływam się wtedy jak wosk!
UsuńŻuk, wilczur syn Sary, cudo nasze wspólne pierwsze, przedtem Sara którą otrzymała siostra moja bo chciała bardzo. :) Krótko za krótko żył. Potem kocurek mój naj naj naj za którym do dziś tęsknię a trochę go kituś przypomina. Czarny piękny kocurek ale mądry i kochany bardzo.
OdpowiedzUsuńKotka zwana Pazurą, też czarna, przylepa wielka, tylko brać na ręce i iść w kierunku drzwi niekoniecznie miło się dla rąk kończyło, rozorane pazurami na całej długości bywały.
I wilczur ukochana rasa ma, kilka lat temu odszedł i do dziś tęsknię, ustawiłam zdjęcie i patrzę czasem w te mądre brązowe ślepka co na zdjęciu zostały. A teraz kotuś kotusiek kotulek słodycz wielka.
I to co przybyło ostatnio, za grzechy pewnie jakieś dawno popełnione i zapomniane ze 20 nóg posiada co najmniej i uszy na których podlatuje w górę, przysięgam żem widziała jak nogi i uszy ją wciągnęły na stół prawie. :) A i zęby posiada, więcej niż trzy paszcze krokodyla.. :) Wszystko to leci wielkim pędem gna i pędzi teraz szczęśliwie śpi uffff.
Ciekawe czy ja dam radę wytrzymać z tym szałaputem?
Dasz, dasz, szałaput trochę dojrzeje i się uspokoi. Albo i nie:)
UsuńWitam. I tak powinno byc, jak czlowiek decyduje sie na zwierzaka to na dobre i zle. Moj Bentleyek daje nam popalic, oj daje pobudka o 4 rano, bo kotek sie nudzi., Pysiulek mu sie nie zamyka, caly czas ma cos do powiedzenia, idzie do kuwety miauuu, jest w kuwecie miauuu, nadal psoci i rozrabia, ale jak zaczyna mruczec i patrzy na mnie tymi bursztynowymi slipkami wszystko mu wybaczam. Jest to maly cwaniak kiedy mowie mu, ze nie wolno dokuczac Fibi natychmiast przestaje, ale i tak tylko czeka kiedy wyjde z pokoju.On chyba czuje (tak jak Twoj uciekinier Walek), ze i tak dostal wyrok dozywocia w tym domu i wszystko mu wybaczymy. Pozdrawiam Bozena z Pragi. Glaski dla Twojego przepieknego i szczesliwego zwierzynca..
OdpowiedzUsuńBożena, jak dobrze, że się odezwałaś! Myślę czasem o Tobie, Bentleyu i tej niesamowitej historii. Czy to znaczy, że sytuacja się unormowała i jakoś się kociska dogadują? Bardzo jestem ciekawa, jak Twój obwieś teraz wygląda. Czajnik (znaleziony w krzakach, taki był maleńki, że w dłoni się mieścił) też nie daje spokoju Grażynce, ani nikomu zresztą. O 4 rano wstaję i idę jak zombie, żeby na chwilę przymknąć go w łazience, bo robi Sajgon wszystkim - i nam, i psom! Ja już nawet nie pamiętam, czy i kiedy wstałam. Robię to jak lunatyk, nie przerywając snu:))) One dojrzeją, trzeba więcej czasu. Czajnik jest już po kastracji, ale nic a nic nie złagodniał.
UsuńPS. Co one mają z tą czwartą rano?
UsuńMój śpi tak długo, jak spię ja. 4 rano nie wchodzi w grę on wtedu śpi, jak trup........
UsuńPieski też śpią, i Grażynka, tylko Czajnik rozrabia!
UsuńOj Bożenko, jak fajnie, że zaleciałaś do kurnika. Też czasem o Tobie myślę. Z Bentleykiem w komplecie oczywiście. Pokazałabyś nam szczęściarza, jak teraz wygląda. Pozdrowienia, i drapanko za uszkiem Bentleykowi :)
UsuńDodam, Twoja Grażynka wygląda jak nasz kotuś do złudzenia, nawet strzałka biała na czole takiej samej wielkości i futerko dokładnie takie samo kolorystycznie pręgowane.:)
OdpowiedzUsuńElka, Grażynka ma jeszcze śliczne kółko na plecach, jak narysowane i bardzo charakterystyczne.
OdpowiedzUsuńKółko, moje ulubione!!!
UsuńTo troszkę się przewinęło Ci psiulów przez życie:)) Aż sprawdziłam szybko u wujaszka gugla ile żyją yorki, ponoć to najdłużej żyjące pieski rasowe. Oby, tak było i w przypadku Mopa. Bokserki chyba nie żyją zbyt długo. Oj trudno i smutno, jak przychodzi ich kres. Był płacz, był smutek.......W domu rodzinnym, dlatego, że czasem ich jednocześnie było sztuk 4 pożegnaliśmy ich sporo. Najbardziej mi było szkoda Kubusia, pinczerka- ratlerka, niezwykle mądrego. To ze mną jeżdził do pracy w koszyczku, to on wieczorami siadał na progu i patrzył w gwiazdy. Był wierny i rozmumny. Nie mogę, bo jeszcze teraz mi się oczy szklą, ale zginął w bardzo smutny sposób. Nasze psy nigdy nie biegały, jak inne, po wsi. Mieszkały w domu, a wybieg miały na podwórku. Pewnego razu, ktoś wyjeżdżał i zostawił otwarta bramę, na moment, Kuba znikł. Szukaliśmy, pytaliśmy, kamień w wodę, inne psy zostały, Kuba znikł. Podejrzewamy, że mógł wyjść przed furtkę i ktoś go zwyczajnie zabrał, wtedy u siąsiadów była, jakas imprezka, byli obcy....Obawiamy się, że nie żył tam długo, on już wtedy był staruszkiem, nie miał wszystkich zębów. Inne maluchy poodchodziły ze starości (Lala -myślę, że też miała ze 20 lat) Sinia i jej córka na raka, Berek miał padaczkę..........
OdpowiedzUsuńJa na wsi miałam Beja, dużego, białego, nie mogłam go zabrać do miasta, on nie trawił innych psów, tu w mieście byłby to straszny kłopot, znalazłam mu tam dom. Był też kot Bonifacy, niestety lubił sąsiadowe gołębie straszyć, kiedyś przyszedł do domu z krwotokiem z odbytu i umarł zanim mu zdązyliśmy pomóc. Podejrzewamy, że został kopnięty w brzuch......
W mieście nie miałam zwierzaków, oprócz kolejnych chomików...........choć zawsze chciałam psa, ale nie do kawalerki ......
A 8 lat temu pojawił się Mop, miał zostać tylko na chwilkę i już został na zawsze. Dlatego, że wiem ile niebezpieczeństw czyha na takie maluchy tak bardzo się boję o Mopa, a, że większy go pogryzie, a że wyjdzie za ogrodzenie i ktoś go zabierze, a, że dziabnie go kleszcz i załapie babesziozę ( już miał), a to inne dziadostwo..............
Dlatego z oka nie spuszczam!!!!!!
Krótko mówiąc jestem trochę pier.......ta na jego punkcie.
Słodko wyglądają w tej kupce Twoje zwierzaki Hana........dobrze, że tam jesteś na tej wsi...........
Jesuuuuu, ale się rozpisałam.........
Usuń:)
UsuńDlatego ja nie zaczynam opowiadać o swoich zwierzakach. Powieść by była.
UsuńJa tylko nadgryzłam temat. Historii wszelakich z Suniami, Julkiem i Hukałą naprawdę starczyłoby na książkę! A Czajnik starczyłby na trylogię!
UsuńJak je wszystkie przypominam, to aż w sercu kłuje.
UsuńJa od razu ryczę:(
UsuńNo bo każdy ma swoją historię. Aż kiedyś chyba napiszę, bo to historie nie na trzy zdania . No, właśnie, przydałby się własny blog .
UsuńA widzisz Ewuniu;)
UsuńEwa, na co czekasz? To bez sensu, w końcu i tak to zrobisz. Zwlekałam chyba z rok. Całkiem niepotrzebnie:)
UsuńJak o tym myślę, to mam w głowie Wielki Chaos. Kosmiczny ! Na razie niech jeszcze pomysł dojrzewa !
UsuńByle nie był jak stuletnie jajo do wysiadywania...
UsuńE tam, Ewa, ja mam chaos permanentny przez cały czas. I jakoś żyję.
UsuńHukała słodki, ma takie spojrzenie , jak czasem Mop patrzy.........
OdpowiedzUsuńObecnie to ja jestem zakochana we Frodku,od pierwszego wejrzenia............
Frodek jest mój i koniec!!!!
UsuńMnemo, mnie się oczy pocą, kiedy myślę o moich psach za Tęczowym, niezależnie od tego, ile minęło czasu. I tak zawsze będzie. Ale dały mi taki bezmiar miłości, że już sama nie wiem, czy płaczę z tęsknoty, czy ze szczęścia, że były. Hukała po doprowadzeniu do porządku zaskoczył nas urodą. Był śliczny. Trochę terierowaty, miał fajne loczki i kropki na skórze, które pokazały się po strzyżeniu. dopiero. Jak dalmatyńczyk. Układał się na kolanach jak kot, chociaż aż taki malutki nie był. Ważył tyle, co Wałek (prawie 12 kilo), do tego kudłaty był i sprawiał wrażenie większego. Naga prawda wychodziła na jaw, kiedy wychodził np. z jeziora. Szczurek po prostu, był wtedy rozczulający.
UsuńDziefczynki, raz się pobijecie o frodkowe względy! A on i tak jest mój! MójCiOn!
UsuńFrodka nie można nie kochać, on jak spojrzy tymi bursztynowymi slepiami i ten jego wielki okrągły nosal!!!!
UsuńWiesz Hana, ostatnio się zastanawiałam, co to będzie, jak Mop wybierze się za TM, a ja tego dożyję. Nie wyobrażam go sobie zostawić gdzieś u weterynarza po uspieniu, nawet nie wiem, co się wtedy w mieście robi. Na wsi chowaliśmy pod " Wisienką". Ja chciałabym go pochować w Kaczorówce. A jak to będzie zima? I ziemia zamarźnięta???
Każdy ma takie myśli, ja też. O ile wiem, w miastach, jeżeli pies umrze u weta, to teoretycznie nie wolno Ci go zabrać. Wet musi zgłosić i dać skremować. Ale zawsze można to obejść, a w W-wie jest psi cmentarzyk. Juleczek i Hukała odeszły latem. Cóż Ci rzec mam? Nie martw się na zapas.
UsuńMorus odszedł w wigilię Bożego Narodzenia ,na dworze -20 stopni . Swieta przeleżał w piwnicy , a po świętach zadzwoniłam po faceta ,adres miałam od weterynarza i zabrał go do kremacji . Darek został pochowany na terenie posesji znajomej ,w willowej części miasta .
UsuńTaki pochówek zwierzaka na cmentarzyku ,to niestety bardzo kosztowna sprawa .
U mnie w ogródku wszystkie oprócz jednego... Trochę był szok, jak odkopali w czasie zakładania gazu... Ale panowie byli porządni, zasypali z powrotem i nic nie było.
UsuńMnemo, nie myśl aż z takim wyprzedzeniem, dobrze? W Warszawie i tak macie dobrze z tym cmentarzykiem dla zwierzaków.
To jest bardzo trudny temat. A dla tych, którzy mieszkają w np.bloku- po prostu dramat. Ja, przez kilka miesięcy w ubiegłym roku obsesyjnie myślałam, gdzie pochowam Małą, jeśli umrze. Dochodziło do tego, że na każdym spacerze szukałam miejsca, gdzie dam radę wykopać grób, bo jeszcze mam taką osobowość, że wydaje mi się- a zresztą co tam, Mika wie o co chodzi i jeszcze wczoraj kolejny raz mnie ochrzaniała.
UsuńMała została pochowana w ogrodzie bardzo bliskich mi ludzi, którzy wszystko zrobili za mnie, zabrali mnie razem z psem z lecznicy- i jest koło mojej ukochanej Luny i innych naszych psów. Nasza lecznica ma umowę z firmą z Krakowa, z gwarancją, że wszystko odbywa się godnie.
I potem już tylko trzeba myśleć: "jeśli jest niebo psie, zabierzcie do niego mnie". Ja liczę na to, że wszystkie moje psy kiedyś spotkam, a mój były partner zawsze powtarza : zobaczysz, jeszcze pójdziemy z naszymi wszystkimi psami na piękny, długi spacer.
Od lat jest w USA i po prostu przyjaźnimy się- i choć zawsze wydawało mi się, że amerykańce to naród dość płytki- to Testament Psa jest właśnie stamtąd.
Maja, masz szczęście. Pochówek psa to makabra. Ciągle mam to przed oczami.
UsuńTo ja wrzuce coś o kruku . Niedawno wróciłam z Festiwalu Wysokich Temperatur ,który odbywa się w Akademi Sztuk Plastycznych . Grupa ludzi formowała z płynnego szkła kruka w locie siadającego na czaszce, rzezba była naturalnej wielkości . Wkoło dziesiątki gapiów . I jak rzezba była na ukończeniu facetowi się omskła ręka i kruk rozleciał się w kawałeczki . Trochę nie na temat ,ale ciekawe .
OdpowiedzUsuńMarija, założę się, że specjalnie gość to zrobił, żeby suspens był.
OdpowiedzUsuńMasz rację Hana ,bo wcale się nie przejął stratą . Nie słyszałam jego komentarza bo w tym momencie oglądałam go od góry z galerii ,tłumek wokół tez nie wyglądał na nieszczęśliwy . Chłopak koło mnie też tak to skomentował . Zrobili pokazówkę i efektownie zakończyli pokaz . Ale było mi szkoda tyle ciężkiej pracy w to włożyli . Tak patrzyłam, to pierońska charówa taka skomplikowana rzezba ze szkła .
UsuńHano, może się mylę, ale jakoś tak pomyślałam, że ten post to tak po moim poście powstał i w kontekście...
OdpowiedzUsuńJestem psiarą,.... koty lubię, psy kocham
Miałam kilka, każdy ma miejsce w moim sercu
Szerci brak jest okrutny, ale i wspomnień jest i będzie mnóstwo
Jest stare powiedzenie, ze do póty żyjemy, do póki o nas ktoś pamieta
Moje psy są póki co nieśmiertelne
Dziękuję Ci za ten wpis:********
Wróciłam po gościach, a tu taki zwierzyniec!!! Piękne te wasze wspominki o ukochanych zwierzakach. To ja swoje dołożę. Pierwszego psa dostałam, jak miałam pięć lat i było pól seter a pół puli węgierski, spory, kudłaty, z wydłużoną mordką setera i jego uszami. Był chodzącą poczciwością aczkolwiek jednego wroga w okolicy nie tolerował, słynne były gryzienia na całą ulicę, większość psów wtedy chodziła luzem. Miał 17 lat i zakończył życie jak ja już byłam w połowie studiów, kawał życia spędziliśmy razem, chociaż to był raczej pies Taty.
OdpowiedzUsuńNieee, nie będę dalej pisać, zrobiłby się kolejny wpis, a może jeszcze kiedyś o tym napiszę, były jeszcze trzy i dwa koty... A nie mogę któregoś skrzywdzić przecież.
Dziewczyny drogie, dostałam od Mai zaległy prezent imieninowy!!!! I jest to.... DZIKA KURA!!! Ceramiczna, bardzo kolorowa i bardzo dzika:))) Zademonstruję niebawem:))
O kurcze Mika, zazdraszczam zaocznie i na wyrost. Jeśli kura od Mai, to jestem pewna jej dzikości!
UsuńA jak!!!!
UsuńDawaj jakie zdjęcie, bo nie strzymam!
UsuńHa, będZie niespodzianka!
UsuńNo dooobra, zawiążę sobie na supełek i przetrzymam. A długo?
UsuńTeż zazdraszczam, i też się niecierpliwię z ciekawości. Może strzymam bez supełka. Ale nie ociągaj się Mikuś z abardzo z tom niespodziankom .
UsuńEwa, jak znam Maję, nie strzymiesz. To na pewno jest dzika kura nad dzikimi kurmi.
UsuńNie strzymię napewno. Ceramikę uwielbiam. A ona ceramiczna . Zazdraszczam zaocznie, nie widząc jeszcze nawet czubka dzióbka.
UsuńCzubka dzióbka nie widziała
UsuńChociaż bardzo się starała.
Czubek to był tajemniczy
Wyłącznie dla dziewicy.
:)))))))))))) wariatka :)))))))))))
UsuńTak rechoczę, że nie zasnę przez Twom poezyję !
UsuńEwa, i co, zasłaś? Śniłaś o czubku dzióbka? Czubku dzióbku? Dzióbku czubka? Co za wdzięczny słowotwór!
UsuńW końcu zasłam. Nie o dziubku śniłam. Minimalistycznie to nie dla mnie.
UsuńMatulu, o DZIOBIE? DZIOBASIE?
UsuńPterodaktylu???
UsuńOczywiście, że o DZIOBIE !
UsuńOj, Mika, to pojszłaś na całość! Ewa, może być pterodaktyl?
UsuńMikuś PTERODAKTYLA bardziej !
UsuńHana, żeby nie miał skrzydeł, to może. Bez dodatkowych atrakcji wystarczy !
UsuńEwa, skrzydełka można podciąć...
UsuńOKALECZAĆ ???
Usuńmiłośniczka zwierząt !
Hana, no wiesz co??? Skrzydła biednemu pterkowi podcinać???? Co ty kiwi chcesz z niego zrobić?? Czy inkszego emu?
UsuńOj tam, podcinanie skrzydełek nie boli. Wiem, bo mnie to spotkało. Wku... ale nie boli.
UsuńMnie by bolało, ale ja ze swoim paskudnym charakterkiem nie dam podciąć sobie skrzydełek! Niech się wku... ten, co chciałby podciąć :)
UsuńViki, tak jakoś samo się napisało, tak tu ostatnio było zwierzęco, napisało się trochę podświadomie, trochę świadomie i w kontekście. Szerci zawsze będzie Ci brakowało, kochałaś ją. Z czasem będzie łatwiej, ale tęsknota i żal nie mija. Przynajmniej ja tak mam. Nauczyłam się z tym żyć.
OdpowiedzUsuńNie wchodzi mi wyżej........a miało być lepi po przeinstalowaniu.....
UsuńMyślałam Hana o zamrażalniku w razie, co,ale to trochę makabryczne........
Cmentarzyk jest w Koniku Starym chyba.....wolałbym w Kaczorówce.......
Mnemo, proszę cię, nie myśl o tym tak uporczywie, na wszystko przyjdzie właściwy czas i wtedy na pewno rozwiązanie się znajdzie...
UsuńHano, bo i ja napisałam o moim Wielkim Najmniejszym Szczęsiu...
Usuńech....
bo my takie Człowieki som
Właśnie, Mika dobrze mówi. Jesteś lepsza w martwieniu się na zapas niż ja, a to nie lada wyczyn!
UsuńI dzięki Bogu, Viki, że człowieczeństwo w nas drzemie, a nawet nie śpi, chociaż uwiera czasem gorzej, niż kamyk w bucie. Kanalia o nic się nie martwi, ale ja kanalii nie zazdroszczę, bo żyje jak ameba-pełzak. I to jest jego kara, chociaż o tym nie wie. Szkoda...
UsuńViki, zbieżność tytułu jest absolutnie przypadkowa. I zadziwiająca. Jednak podświadomość:)
Usuńkarą to by było gdyby kanalia o tym wiedziała, że jest amebą...
UsuńNo właśnie mówię. Ale kanalia musiałaby wiedzieć, co to jest ameba. Dla kanalii to zapewne taki wszechstronny samochód, co to i po wodzie, i po lądzie.
UsuńI jeszcze po bagnie też ameba pójdzie !
UsuńA niech idzie i zatonie razem z kanalią!
UsuńNajlepiej, żeby kanalia amebę połkła .
UsuńHano, no to nie pierwsza taka sytuacja zaobserwowana przez kilka już osób na blogach- zdarza się często, że zaprzyjaźnione blogowo osoby piszą podobne notki, poruszają niemal w tym samym czasie podobne tematy:)
UsuńA kanalii to ja zabrałam Lulkę i tylko tak sobie czasem myślę, czy ta kanalia nie sprawiła sobie nowego psa:(((
U mnie we wsi takich pełno. Jeden miał 3 psy, które dokarmiałam, budę dałam, bywało, że zimą przez 3 dni nikogo nie było, to latałam tam, spać nie mogłam. O interwencji w gminie nie będę pisać, bo zaraz mi ciśnienie skoczy. Psy zniknęły, wolę nie dociekać gdzie i jak. Z pół roku nie miało ścierwo psa, a teraz słyszę, że coś szczeka na podwórzu. Małe raczej. Ja kiedyś z bezsilności kogoś utłukę.
UsuńProponuje układ Hitchcocka (żeby nie było kto i co)- ja dokonam zemsty u Ciebie, Ty u mnie jakby trzeba było, a może jeszcze ktoś się dołączy i sprawcy nie dojdą po Polsce całej, a kanalii będzie nieco mniej.
UsuńMaja, wchodzę w to.
UsuńNie, nie uporczywie, tak przez te wspominiki mnie naszło.........
OdpowiedzUsuńSpać idę kury i kurczaki
OdpowiedzUsuńChoć wyczyn to nie byle jaki
Ominąć mus Czajnika
On już w moim łóżku bryka.
Dobranoc!
Dobranoc :)
OdpowiedzUsuńFrania leży na podusi
Kajcia ją uszami dusi
Idę spać do starej wanny
Nie przyplączą się tam panny .
Wrocilam z imprezy w plenerze, nery mi zmarzly, popijam herbatke i sie rozplywam nad Twoja gromadka Hana.
OdpowiedzUsuńA wszystkim majacym psy-zazdroszcze.
Kota wypuscilam wlasnie na nocna lazege.
Dobrej nocy!
Dobrej nocy wszystkim i ja. Kasiu, samą herbatką się rozgrzewasz? Może ciut naleweczki?
UsuńŚpij dobrze.
Kasia, mimo zimna musiało być fajnie, skoro dopiero wróciłaś?
UsuńPrzygruchaj sobie jakąś psią sierotkę, że niby sama przyszła - przecież Ci Chłop nie pozwoli NIE wziąć do domu!
Cudna jest moja gromadka, wiem...
Kury śpią a ja o zwierzakach chciałam pisać. Też kilka miałam i też wszystkie pamiętam... Kochać je trzeba, bo one do tego stworzone. Teraz to tylko odwiedzam psy i koty rodziców. Kotka Grażynka na ostatnim zdjęciu wyszła niezwykle dostojnie. Gdyby nie Wałek, lubiłabym ją najbardziej z wszystkich zwierząt Hany.
OdpowiedzUsuńKalipso, ty w rzeczy samej nie sypiasz w ogóle czy jak?? To ja czekam na wpis u ciebie o zwierzakach, bardzo upraszam. Ja o swoich napiszę potem. Poskanuję trochę starych zdjęć (dochrapałam się skanera wreszcie!!!) i pokażę moje kochane słoneczka. A tymczasem czekam na twe.
UsuńDziędobry w ten piękny słoneczny majowo-letni poranek :)
OdpowiedzUsuńMikuś, no nie strzymam. Dzie niespodzianka ???
Dziędobry, dzie on słoneczny pytam grzecznie, dzie???
UsuńChodź do mnie, to zobaczysz. LATO mamy. Bo trzeba w porządnym regionie mieszkać !
UsuńZaraz Ci pokażę :) Zazdraszczaj !
Kurna, Ewa prawdę mówi! Widziałam na zdjęciu lazur nieba! Pewnie, że zazdraszczam, chociaż jakby coś na horyzoncie w tym temacie drgło, jakby jaśniej trochę? Możliwe wszak, że to widzenie życzeniowe.
UsuńNawet u mnie są przebłyski słoneczne spośród chmur:))) I NIE PADA!!!
UsuńKura grzecznie poczeka na prezentację, nie mogę przecież tak od razu przykryć wpisu Hany!
Hi, hi, same zdziczejecie:)))
Mikuś, trenujesz moją cierpliwość, oj trenujesz. Tobie też zara pokaże że u mię lato :)
UsuńAha, no tak! Najpierw gadajo po nocy (beze mnie, bom odpadła, zanim się tu rozkręciło), a potem śpio do południa. Ale żeby nie było, bardzo obrażona nie jestem. Przeczytałam sobie szfystko, powzruszałam się, pośmiałam (to przeważnie przy amebie i kanalii), a teraz idę czekać w chwastach na ruch w Kurniku - prędzej czas minie przy uczciwej robocie. :)
OdpowiedzUsuńDobrej niedzieli, Kury przemiłe. :)
PS. Też zaliczam się do tych, co mają korzonki na Kresach. Moi od strony taty stamtąd, z Wilna. :)
Jolko, od strony taty też z Wilna, od strony mamy ze Lwowa :)
UsuńNie ma rady. Mus zakładać Stowarzyszenie Wschodnich Kur.
UsuńNo już wczoraj postulowałam. Stowarzyszenie Kur z Rubieży.
UsuńKur z Rubieży Unia Stowarzyszona. W skrócie KRUS.
UsuńStowarzyszenie Kur Unionistek Rubieżowych. W skrócie SKUR
UsuńMoże być również RUSK lub SRUK, albo KURS.
UsuńSKUR - Stwoarzyszenie KUR
Usuńśfietne;)
Mika, Unioniosek chyba?
UsuńNo, SKUR wymiata! Zawsze można dodać: czy BYK?
UsuńHano, jeśli pozwolisz...:)
OdpowiedzUsuńKury mądre i pocieszne!
Jeśli któraś z Was miałby ochotę czasem zajrzeć i na moją grzędę, to zapraszam na mojego zamkniętego bloga. To że jesteście czytaczkami dzikich kur jest wystarczającą dla mnie rekomendacją :)
A ze lada moment ogłoszę fajny konkurs z nagrodą z "La Silla" może się Wam spodobać:)
wystarczy napisać do mnie na vikiblog@vp.pl
Viki, my kury dziękujemy za zaufanie.
UsuńDziefczynki, znam blog Viki, tam jest fajnie!
Viki, czy w adresie mailowym jest vp, czy powinno być wp?
V jak viki;)
Usuńna moim blogu ostatnio smutno po Szerci, ale mam nadzieję, że kury zrozumiom, w końcu to nie bele jakie kury som!
Pewnie, że zrozumiom, bo Kurki umiom rozumieć.
UsuńDobra Viki, niech Ci będzie ! Zaraz napiszę do Ciebie. Konkursem mnie zanęciłaś, bo przyznam, że mi te fotele bardzobardzo :)
UsuńBardzo mi jest miło i zaszczycona się czuję i w ogóle tentego wszelkie wyrazy:)) Zaraz napiszę, muszę Ewci konkurencję zrobić do konkursu!
UsuńKonkurs trudny na pewno będzie. Nie dacie rady...
UsuńDobra Hana, nie obrzydzaj. Przejrzałam Twą taktykę !
Usuńzaproszenia poszły :)
Usuńczekam na kolejne :)
Dziękuję, już zajrzałam. Bardzo mi przykro z powodu Szerci... To wielki ból, wiem. Kilka psów i kotów już ode mnie odeszło...
UsuńKalipso, zadziwiasz mnie. Wcale nie sypiasz, czy jak?
OdpowiedzUsuńGrażynka jest indywidualistką. Co nie znaczy, że nie miewa głupawek. Miewa, i to jakie! Jednak zasadniczo jest zdystansowana i osobna. Resztę stada toleruje, ale nie przyjaźni się. Przychodzi na mizianki niezbyt często i nie mogą one być nazbyt wylewne. Ale ja ją znam i wiem, kiedy przestać, nawet jeśli nic nie mówi. Do mizianie mam Czajnika. Pod warunkiem, że właśnie jest śpiący. Jeśli nie jest, natychmiast przystępuje do zabawy polegającej głównie na drapaniu i gryzieniu:)
Też miałam kiedyś kota podobnego charakterem do Grażynki. Jak miał ochotę na zabawę to przychodził sam, jeżeli nie, to lepiej go było nie ruszać.On nauczył mnie, dziecko wtedy, pazurami a i zębami czasem, że kot to indywidualista o silnym charakterze i ma swoje drogi. Fajny był, choć o mały włos nie straciłam przez niego prawego oka. Duża była w tym moja "zasługa" oczywiście.
UsuńGrażynka jest cudowna! Czułam się zaszczycona jak raczyła zanocować na moim łóżku, gdy bawiłam u Hany i bałam się drgnąć.
UsuńGardenia, koty jakoś mają większą moc wychowawczą. Pewna 6-latka nie słuchała ostrzeżeń w sprawie Grażynki i się doigrała. Jedno pacnięcie i mała od razu nabrała szacunku do kota!
OdpowiedzUsuńTak, to pacnięcie działa bezbłędnie, nawet jeśli pazurki schowane.
UsuńBo koty nie do międlenia som!!!
UsuńFakt, choć czasem to lubią.
UsuńKot mojej koleżanki kładł się na leżaczku, przy nogach jej półrocznego synka. Mały wierzgał, kopał nóżkami kota, ten ani drgnął. Chłopczyk aż piszczał z radości, a kot i z godzinę potrafił tak leżeć. Fajnie to wyglądało.
Mika, ja tam bym sobie pomiędliła! Ale jeden zdystansowany, a drugi nic, tylko bawić się chce pazurmi i paszczom.
UsuńOt, właśnie posrucał naczynia z kredensu - na szczęście mosiężne. Ale był huk!
Ech, Gardenia, ludzie to majom koty... Już widzę Czajnika w takiej sytuacji! DWIE wierzgające nogi, a Czajnik nic!
OdpowiedzUsuńMoże lepiej nie sprawdzać, co by Czajnik zrobił.
UsuńMaluszek mógłby to boleśnie odczuć.
U niej w ogóle zwierzaki fajne były, z wyjątkiem dalmatyńczyka. Suczka coli Kaja pilnowała wózka, który stał na polu. Jak mały zaczynał płakać ona biegła po mamę albo babcię. Oczywiście obcego do wózka nie dopuściła.
Musiałby być pod wpływem środków nasennych...
UsuńI to w dużym stężeniu...
UsuńAle sadystki w Was dżemiom!
OdpowiedzUsuńRealistki Hanuś, realistki.
UsuńA tak na marginesie, to kocimiętkę mogłabyś Czajnikowi posiać.
Może by mu podpasowała?
Gardenio, kocimiętki mam w ogrodzie pełno. Nie robi na nim wrażenia.
OdpowiedzUsuńJa w kwestii formalnej : JAK TO NIKT NIE CHCE ANIOŁA Z KACZKĄ?????
OdpowiedzUsuńatam, masz lepsze, ze zdjec widac, ze ogrody tuileries to zapyziale cos w porownianiu z Glazem, Tarasikiem, Machinami, Krzewo-drzewami, rustykalnym plotkiem (czy gacie juz wisza??) i teczami, ktorych u Ciebie niemalo. Oraz grusza itepe.
OdpowiedzUsuńOpakowana, to taka kokieteria:))) Liczyłam na taki odzew! Doniczki wiszom, na gaciach nikt tu się nie pozna! Idę sadzić kfiatki, wreszcie przestało lać. Mam wrażenie, że przez kilka dni wszystko urosło o meter!
UsuńA kto powiedział, że nikt nie chce?
OdpowiedzUsuńKochamy nasze zwierzęta czy można głupim ludziom wybić głupoty z głów? Jeśli nie, to co możemy zrobić? Tylko reagować gdy się najmniejszą plotkę usłyszy, mój Boże kto by pomyślał że tu w tym kraju takie średniowiecze. Proponuję gdy usłyszymy o takim smalcu, puścić plotkę że gdzieś tam na wsi, jest handel grubymi chłopami i babami i smalczykiem z nich wytopionym, bo podobno gdy się z nich sadło wytopi człowiek wcale już nigdy nie zachoruje na nic. Parę z wyobraźni dodać przeraźliwych opisów i może jakieś taksujące spojrzenie, lekki uśmieszek, który będzie sugerować iż może by tak podrzucić adresik komuś kto zarżnie na smalczyk? :)
OdpowiedzUsuńhttp://wiadomosci.wp.pl/kat,1019401,title,Psi-smalec-Przerazliwy-skowyt-zarzynanych-psow,wid,16610308,wiadomosc.html
Ja po prostu nie umiem znaleźć właściwych słów. :((
Ja chce Aniola z kaczka:))
OdpowiedzUsuńDo nas dzis wrocilo lato;)
Hana, na razie psa nie przygarne, bo nie chce, zeby czul, ze cos przez niego trace, i ze komus w domu przeszkadza ( moj syn nie lubi psow).
Jak juz przestane podrozowac, syna wyprawie na swoje, to wtedy chetnie.I najlepiej, zeby mial dom z ogrodkiem, moz gdzies w Karkonoszach?;))
Tak wymowka troche, nie?;))
Elka, toz to skrajny debilizm, jest.
Kasia, licytuj! Może być Twój!
UsuńPrzecież masz dom z ogródkiem? Masz na myśli Syna, czy psa?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń