środa, 18 czerwca 2014

CO SIĘ STAŁO Z NASZĄ KLASĄ...

Na pewno znacie tą piosenkę Jacka Kaczmarskiego sprzed lat. Mnie przypomniała się ona dzięki  wydarzeniom z ostatnich dwóch dni. Otóż przedwczoraj szukałam w pudłach starych zdjęć związanych z historią mojej rodziny, potrzebnych mi do pewnego przedsięwzięcia, w którym pomaga mi CudArteńka:))) Ale o tym kiedy indziej... Szukając, natknęłam się na  grupową fotografię mojej klasy 8a pod kolumną Zygmunta podczas wycieczki do Warszawy. A wczoraj kolega z liceum przysłał mi na maila kolaże fotografii z naszych czasów licealnych, przygotowywane na jubileusz naszego liceum, który miał miejsce dwa lata temu. Była prezentacja "Tacy byliśmy..." i  "Tacy jesteśmy"... No cóż, nie muszę mówić, że rozbieżność wizerunków w niektórych przypadkach była zaiste wielka:)))  Uznałam , że to impuls do popełnienia posta o "naszej klasie".



Wspomnienia pchają się drzwiami i oknami, wracają twarze, wydarzenia, cytaty... Kalipso u siebie na blogu napisała, że dziwne rzeczy się pamięta... Bardzo dziwne, potwierdzam.
A więc klasa ósma, wycieczka do Warszawy, hurrra!! Nie pamiętam muzeów, ani noclegów, pamiętam jak na Starym Mieście koleżanka X dała w pysk koledze Y , bo ją klepnął w pupę... Koleżanka X doktor historii sztuki, kolega Y niestety nie żyje... Nie żyje trzech chłopaków z tej klasy, nie żyją dwie koleżanki.  Z tej wycieczki pamiętam również jak zatrzymaliśmy się na obiedzie w restauracji w Białobrzegach, gdzie uraczono nas niezbyt smaczną zupą pomidorową, a gdy z kuchni wychynął kucharz, który zapragnął przyjrzeć się naszej wycieczce i uśmiechnął się szeroko, ukazując JEDEN JEDYNY ząb na środku paszczy, to pół zupy wylądowało na obrusie, bo się tak krztusiliśmy ze śmiechu. No i wożenie się po schodach ruchomych, które były wielką atrakcją w owym czasie:)) Ja się alienowałam i uważałam, że to straszny obciach...

( przepraszam za te plamy, ale przez te lata coś się mogło wylać...)

Z częścią osób z tej klasy poszliśmy razem do liceum, z częścią już się nie spotkałam i nie wiem, co się z nimi dzieje. A chciałabym... Składanki zdjęciowe otrzymane od kolegi przypomniały czasy licealne, przystojnych kolegów, fajne dziewczyny... Najlepsze były z pochodów pierwszomajowych! Panowie z flagami i szturmówkami, dziewczyny z bibułkowymi kwiatami... Pamiętam ten pochód, gdy miałyśmy pokazy grupowe pod skocznią. Przedsięwzięcie było duże, bo obejmowało kilka szkół średnich i koordynacja nie była prosta, było mnóstwo prób i w szkole, i na stadionie. Miałyśmy czerwone bluzki-tuniki z kloszowymi rękawami, czarne bądź granatowe spodnie-szwedy, pałętające się wokół nóg a w rękach bibułkowe kwiaty przymocowane gumkami do rąk. Cały pokaz odbywał się do melodii "Moja droga ja cię kocham..." Masakra! A clou wszystkiego było to, że podczas pochodu zaczął padać śnieg i jak pokazy się odbywały to padało już nieźle, bibułkowe kwiatki rozmiękły i wszyscy się modlili, żeby jak najprędzej się skończyło. Na drugi dzień 2/3 dziewczyn nie przyszło do szkoły, bo się przeziębiły w tych kloszowych rękawach. Mnie się udało, dzięki zapobiegliwości mojej mamy, która kazała mi ubrać pod tunikę biały golf (elastyczny, fuj!!!).

Bardzo żałuję, że nie mam żadnych zdjęć z tzw. Dni Klasowych. Każda klasa miała swój tydzień i miała na dużej przerwie przygotowywać jakieś atrakcje, a potem nauczyciele mieli oceniać, która klasa najlepiej wypadła i miały być nagrody ( z których chyba nic nie wyszło, o ile pamiętam). Najpiękniejszy był pokaz mody, w którym poprzebierałyśmy chłopaków za dziewczyny. Pomysł oklepany, ale jakie wykonanie!!! Na przykład kolega J ubrany w czarną balową suknię mojej mamy oraz żółty kapelusz z szerokim rondem, puszczający oczko do panów ( nawiasem mówiąc mało nie umarłam ze śmiechu, jak na sali gimnastycznej, gdzie się przebieraliśmy, nudziło mu się czekać, wziął piłkę, zgarnął fałdy sukni i kopnął na bramkę, kapelutek mu się ździebko przekrzywił:)) Nawet część nauczycieli go nie poznała... A drugi kolega, o niebanalnej urodzie, w kwiaciastej mini i glanach... Był także mecz bokserski Dawida z Goliatem, czyli najmniejszego kolegi z naszej klasy z największym (rozmiar buta 46, teraz to norma, ale wtedy takich numerów nie było i ciągle był wyrzucany z klasy za brak obowiązkowego obuwia zwanego juniorkami - dopiero jak przyniósł zaświadczenie, że takiego rozmiaru nie produkują, to mu dali spokój). Oczywiście wygrał Dawid .

Wracam do tytułu, co się stało z naszą klasą? Różnie się koleje losu ułożyły, jedni zostali, inni wyjechali w Polskę albo i w szeroki świat. Są i prawnicy, i lekarze, i biznesmeni, a są i tacy, którym nie do końca się powiodło, a niektórych po prostu już z nami nie ma... Są i matki wielodzietnych rodzin, są dziewczyny samotne, są i wdowy. Przekrój jak w całym społeczeństwie. Chciałabym wiedzieć, co się z niektórymi dzieje, straciliśmy kontakt po szkole. Z niektórymi przyjaźnię się do dziś i utrzymujemy stałe kontakty.
Gdy patrzę na zdjęcia ze składanki "Tacy jesteśmy..." widzę ten upływ czasu (chociaż niektóre koleżanki nietknięte zębem czasu, co stwierdzam z zazdrością!) , ale go nie czuję... Kiedy, jak, minęło te 37 lat od matury???? Jakim sposobem?? A mnie ten czas licealny wydaje się na wyciągnięcie ręki, pamiętam go tak dobrze, jakby to było wczoraj, najdalej przedwczoraj... Lepiej go pamiętam niż okres studiów, dziwne... Dziwne jest to poczucie czasu, teoretycznie zdaję sobie sprawę z tego ile mam lat, ale wewnątrz tego w ogóle nie odczuwam, jestem tą mną sprzed iluś tam lat, tylko z większym doświadczeniem... Tylko chyba rzadziej spoglądam w lusterko:))

Na koniec chciałam was uraczyć piosenką Leonarda Cohena "Anthem" (Ring the bells...) wykonaną cudownie przez  Perlę Batalla i Julie Christensen na koncercie poświęconym Cohenowi w Australii. Ma to związek z moim wspomnieniami, bo jako oddana jego fanka spisywałam w liceum z kaseciaka jego teksty i usiłowałam tłumaczyć na własną rękę...  I nie chwaląc się, byłam na jego słynnym koncercie w Sali Kongresowej w latach 80-tych:)))



A co stało się z waszymi klasami?

184 komentarze:

  1. Chyba każdy w 8 klasie jechał do 'Warszawy:)) Pod kolumną zdjęcia nie mam, za to w Wilanowie tak:))
    Nie wiedziałm wtedy, że kiedyś zgodnie z życzeniem podczas wrzucania pieniążka do jakiejś fontanny, wrócę tu jeszcze i to zdjae się, że na stałe:)))
    My chyba w tym roku będziemy mieć zjazd klasowy z podstawówki. Licealny zjazd był na 20 lecie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, jak to trzeba uważać z tymi życzeniami?? Lepiej się dobrze zastanowić, zanim się wypowie życzenie... Wybierasz się na zjazd?

      Usuń
    2. Zgadzam się, że z wypowiadaniem życzeń trzeba uważać - mogą się spełnić:)

      Usuń
    3. Oczywiście!!!! Pojadę do mamy, może będzie w tej samej miejscowości?
      A ze zjadem licealnym to miałam przeboje. Zadzwoniła do mnie niejaka Ena, że organizują zjad i czy przyjadę. Jasne, że tak, tylko, że jak rozmawiałam o tym to byłam chora i chyba coś pokręciłam. Bo w dany dzień wsiadłam z Wu do samochodu (to było zimą) i pojechałam te 300 km. W domu u mamy odstawiłam się na bóstwo i jazda do umówionej sali takiej na imprezy weselne..Podjerzam, a tam ciemno i głucho, dzwonię, wiec do Eny i pytam, gdzie wszyscy, a ona, kobieto, zjad jest za tydzień, za tydzień!!!! No i musiałam przyjechać za tydzień:))))

      Usuń
    4. Za to odwiedziłaś mamę dwa razy i to wielki plus:)))

      Usuń
  2. Nie mam, niestety, jakichś specjalnych wspomnień z liceum. Klasa była niezbyt zżyta, same baby zresztą, może dlatego? Mam kontakt z jedną tylko koleżanką, za bardzo nie wiem, co się z nimi dzieje. Jasne, że były fajne momenty, np. byłam na wagarach w czwartek i na usprawiedliwieniu napisałam sobie, że byłam nieobecna z powodu chrzcin. Wychowawczyni jakoś w to nie uwierzyła, ale jakoś się rozlazło po kościach. Albo wycieczka do Krakowa w maturalnej klasie, w którym to Krakowie poznałam pewnego Węgra, który zapałał. Pałał coś ze dwa lata, dwa razy tu był, ja raz w Budapeszcie i to by było na tyle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O masz, przecież Polak Węgier dwa bratanki, a dwa lata pałania nie w kij dmuchał!

      Usuń
    2. Co to za pałanie! Na taką odległość? Wtedy się tak nie jeździło! Co nie zmienia faktu, że chłopina pałał. Po 3 roku studiów wybierałam się na rok do Francji. On wtedy postawił ultimatum! Ja, albo Francja! Zgadnij, co wybrałam! Ale piękne listy pisał! Po polsku, za pomocą słownika tylko, można było skonać ze śmiechu. Strasznie żałuję, że te listy przepadły, jakoś nie przywiązywałam do nich wagi. Szkoda:)

      Usuń
    3. Ojeju, jak mogłaś!!! Ale by był post!

      Usuń
    4. O, Hana, takie listy to byłby skarb! Czy to prawda, że jeszcze parę minut temu były Twoje urodziny? Wszystkiego naj, naj, naj... Wielu pięknych przyjaźni blogowych, kolejnych cudownych postów i jeszcze fajniejszych rozmów pod nimi:)

      Usuń
    5. Hana, naprawdeś z 18 czerwca? To ściskam w "bliźniaczym" pozdrowieniu:) Dużo zdrowia i żeby zawsze Ci się chciało!

      Usuń
    6. Wieelki żal, że listy nie zachowały się:) Ja mam wszystkie, ale trochę mi strach zaglądać do nich:)

      Usuń
    7. Bazylio, Siostro bliźniacza, dziękuję, jam z 17. Skoro już się wydało...
      I ja Cię ściskam!

      Usuń
    8. Arte, ja też żałuję listów. Ale wiesz, jak ma się 20 lat, inne rzeczy wydają się ważne.

      Usuń
    9. Kalipso najmilejsza, dziękuję, wzruszam się:)

      Usuń
    10. Hano, bliźniaków jest tu więcej:) BLIŹNIAKI z wszystkich blogów łączcie się :))))) - żeby tak nawiązać do tematyki pochodów pierwszomajowych:))))

      Usuń
    11. Ja też nie mam listów różnych absztyfikantów, zostały tylko listy Wu i zasuszone kwiatki.....
      A kiedyś zapała do mnie afektem ....malarz. Byłam na wycieczce w Świnoujściu, miałam lat 17. I tak mieszkaliśmy w jakims hotelu, robotniczym chyba. To była wycieczka z Koła Gospodyń
      Wiejskich, moja mama nie mogła pojechać, bo sisotra właśnie urodziła dziecko i dostała jakiegoś zapalenia, została, żeby jej pomóc. Wysłała mnie na tą wycieczkę, na szczęście było kilka młodych osób ze wsi. Wieczorem przychodzi do mnie kobitka i mi mówi, że taki pan chciałby mnie poznać i zaprasza do swojego pokoju. Za chiny nie chciałam tam sama iść, wieć poszłam z koleżankami. A tam w tym pokoju atelier, sztalugi, obrazy, świece,zwiewne błękitne zasłony. Facet zapałał, ale ja się wystraszyłam, pisał do mnie piękne listy z wierszami i chciał do mnie przyjechać poznać moich rodziców. Nie pozwoliłam, bo to był dla mnie starzec zgrzybiały, miał 37 lat i miał na imię Czesław. Ale obciach- wtedy myślałam:))
      A jak rozpoczęłam swoją pierwsza pracę to takim samym afektem zapałał do mnie fotograf, ten to był chyba jeszcze starszy, przyłaził do mnie do pracy, wystawał godzinami i czekał aż skończę potem mnie odprowadzał na przystanek. Twierdził, że jestem okrutna i on zwariuje przez tą moją niedostępność. Błagał, żebym sobie dała zdjęcia zrobić, nigdy się nie zgodziłam, a teraz żałuję, miałabym ładne, profesjonalne.
      Jakoś w młodości miałam wzięcie u starszych panów, ponoć to przez te moje usta, ha, ha.
      A potem pojawił się Wu i zaiskrzyło, ale on nie był zgrzybiałbym 40 letnim starcem....
      Ale mi przypomniałyście czasy, o matko........

      Usuń
    12. Oj Mnemo, Mnemo, miałabyś i portret, i fotografie i jakieś namacalne dowody uczuć. No Czesław faktycznie, chyba żeby Miłosz... Hi, przypomniałaś mi taki romans wakacyjny ze zgrzybiałym inżynierem z huty "Katowice", ja miałam 16 lat a on 26... Straszliwie stary mi się wydawał:)))

      Usuń
    13. No nie wiem, jak się mogłaś z takim starcem zadawać ! Pamiętam, jak mając 17 lat rozmawiałyśmy z koleżankami, że 25 lat, to już starzec. A 40 to w ogóle już do piachu :) I pamiętam, jak kiedyś jechałyśmy autobusem, i jedna babka taka pod 40 była bardzo modnie ubrana. I nie mogłyśmy się nadziwić po co takiej babie tak ładnie się ubierać, kiedy jest już taka stara :)

      Usuń
    14. Ha, punkt widzenia zależy od punktu wiekowego... Czterdziestolatek z serialu to przecież stary facet był! A 25-latkowie to już do niczego się nie nadawali...

      Usuń
    15. Mnemo! Miałabyś portfolio!

      Usuń
    16. Kolega historyk opowiadał dzieciakom (IV klasa) o bitwie pod Grunwaldem, a one spytały, czy on to pamięta.

      Usuń
    17. Aż się zakrztusiłam ze śmiechu:))))

      Usuń
    18. No nie, tu już przegięli... Mnie się kiedyś zapytali, czy pamiętam pierwszą wojnę światową...

      Usuń
    19. Kolega był nie pierwszej młodości to i zapomniał:))) Fajne jest to, że te dzieci były szczerze zaciekawione:)

      Usuń
    20. Miko, żałuję serdecznie, że JUŻ nie pamiętasz I wojny światowej:))))))))))))))))))))))))))
      Miłego dnia dla wszystkich Blogowianek:))))

      Usuń
    21. No właśnie, pacz pani , ta skleroza... Opowiedziałabym wam na przykład o Verdun...

      Usuń
    22. Wtedy byłam okropnie wstydliwa, dziś bym se dała i portret i zdjęcia zrobić, a co. Tylko, że już mi nikt tego nie oferuje:))))

      Usuń
    23. Nie mów hop, może jakiś abstrakcjonista się trafi? Mnie by się zdał taki co lubi formy obłe... Braque odpada...

      Usuń
    24. Mika, chyba nie myślałaś o Rubensie???

      Usuń
    25. Nie bądź taka dowcipna! Nie, nie myślałam o Rubensie, wyraźnie pisałam o ABSTRAKCJONISTACH!

      Usuń
  3. Ja też byłam na koncercie Cohena w Poznaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łapka w łapkę żeśmy szły:))

      Usuń
    2. No właśnie. Największe wrażenie to na mnie zrobiły te suki milicyjne i milicjanci z pałami przed Sala Kongresową. Wychodzisz z takiego koncertu a tu taki widok... Dwa światy, proszę pani.

      Usuń
    3. Nieeeee!!! To byłyśmy na tym samym koncercie????

      Usuń
    4. No byłyśmy! Czy to nie jest niesamowite!

      Usuń
    5. To jest absolutnie niesamowite!

      Usuń
    6. No, patrz!!!! Jak długo się znacie:) Mika, Ty się zastanów - może i my się gdzieś w tym Zakopanem spotkałyśmy - w końcu od 1986 r. ja tam często bywam:))))

      Usuń
    7. Ja też pałałam do Cohena miłościom wielkom. Miałam być na koncercie w stolycy, ale wyjazd nie doszedł do skutku. Bardzo żałowalam. Teraz jakby wyrosłam z Cohena. Jest tak smutne to jego śpiewanie, że się można przy tym pochlastać :)

      Usuń
    8. Arteńka, jest to bardzo możliwe, że gdzieś nasze ścieżki się skrzyżowały, ale obawiam się, że do tego to już nie dojdziemy...
      Ewo, ja z Cohena nie wyrosłam i chyba nie wyrosnę nigdy, jego śpiewanie mnie bardziej rozrzewnia niż dołuje, z tym, że wolę starsze utwory, chociaż z nowych też jest kilka ładnych.

      Usuń
    9. Ja też nie wyrosłam, tak, jak nie wyrosłam z Dylana......i Marleya:)))

      Usuń
    10. O nie, z Marleya to też nigdy nie wyrosnę. I z Hendrixa, Janis Joplin, Lennona, i jeszcze paru innych .

      Usuń
    11. Mnemo, wiesz, że Dylan będzie miał koncert w Dolinie Charlotty?
      Ja byłam na jego koncercie z Tomem Petty w Sztokholmie, jak byłam tam 3 miesiące na takiej praktyce z pracy. Bilet mam do dziś:))

      Usuń
    12. Gnać to mi się chcieć nie będzie, może kiedyś zawita do stolycy......

      Usuń
  4. A ja moją klasę wspominam nie tak wcale najlepiej i na żaden zjazd się nie wybieram;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie się układa, czasem zbiorą się fajni ludzie, czasem jest trudno. Ja na zjeździe też nie byłam, chociaż może troszkę żałuję...

      Usuń
    2. No właśnie, różne te klasy bywają. Ja z wieloma osobami mam kontakt, ale do zjazdów nie tęsknię. Zresztą do tej pory nikt czegoś takiego nie zorganizował, chociaż pomysły były. Zero zgrania, za słabe więzi...

      Usuń
    3. Ja tam nie tęsknię...

      Usuń
  5. Rozumiem to, Krecie, nie miałabym teraz tym kobitom nic do powiedzenia. 4 lata liceum to za mało, żeby czuć jakąś więź. Nigdy nie chodziłam na żadne zjazdy, bo i po co? Zobaczyć, jak się zestarzałyśmy? I się nie rozpoznać? Bez sensu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale zdjęcie pod kolumną fantastyczne!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam żadnego kontaktu z moimi koleżankami i kolegami z podstawówki. Z liceum o wielu wiem, co u nich, ale jakichś bliższych kontaktów nie mamy. Większość z mojego roku wyjechała za granicę, a nas mało było. Krzysztof i Jacek już nie żyją, niestety. Bliźniaki w Danii dobrze sobie radzą. Na zjazdy klasowe licealne chodzę, bo zawsze mam przemowy, gdyż żadna nie chce - jak za czasów nastoletnich.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja nie byłam w ósmej klasie w Warszawie. A w tym roku wybieram się na zjazd mojego roku ze studiów w Poznaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to fajnie. U mnie to chyba nikomu by do głowy nie przyszło organizować zjazdu ze studiów... Zresztą bardzo dużo nas było na roku.

      Usuń
  9. W ósmej klasie to my byliśmy w Krakowie, w którym bywałam z ojcem dziesiątki. Wolałabym wtedy do Warszawy, ale wybrano Kraków i potem Pieniny, bo wycieczka trwała tydzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. współczuję opiekunom tygodniowej wycieczki... Przeżywałam wyjazdy jako wychowawca ale to był dla mnie koszmar i potworne nerwy.

      Usuń
    2. Wycieczki to jeszcze pół biedy. Gorzej z biwakami.
      Dla dzieciaków to wielka frajda, a dla opiekunów niemały horrorek. Trzymasz wartę przez ileś tam dni na okrągło. I w dzień, i w nocy. Ktoś podpowie, że można się wymieniać...Teoretycznie tak, można.
      Śpią jednak tylko ci, którzy nerwy mają ze stali...

      Usuń
    3. O to, to, to! I tysiąc myśli w głowie, co też oni mogą wymyślić, a wymyślają całkiem coś nieprzewidzianego...

      Usuń
  10. Ja chyba z żadną klasą nie byłam w Warszawie. Do podstawówki chodziłam wiejskiej, a nawet do kilku, bo Tatę przenosili ze wsi do wsi, toteż z podstawówki nikogo praktycznie nie kojarzę. Tzn. kojarzę, ale poszczególne postacie, nawet nie pamiętam kto w jakiej szkole.
    Lidka, zjazd roku to zupełnie co innego. Miałam w grupie super ludzi i przyjaźnie trwają do dziś. Na taki zjazd to chętnie. Ale chyba sama musiałabym go zorganizować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie to byłam w okresie średnioszkolnym u koleżanki poznanej na obozie młodziezowym . Przez tydzień kursowaliśmy po stolicy malą grupka znajomych z tego obozu Tylu kawiarenek to w zyciu nie odwiedziłam ;) Dodam ze nie było to życie nocne ,byliśmy bardzo porządne młode ludzie .
      Zwiedzalismy nie tylko knajpy ,one były w międzyczasie ;)))

      Usuń
  11. Kocham was dziewczynki, ale nie mam już sił na komentarz do rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma musu! Komentarze są dobrowolne:))

      Usuń
    2. Też już wczoraj nie miałam sił:) Ale post ma świetny temat, choć nie do końca optymistyczny. Mieszkam w mieście, w którym chodziłam do podstawówki i liceum, więc od czasu do czasu spotykam na ulicy koleżankę lub kolegę, a nawet swoich nauczycieli. Czasami bywam w swoich szkołach, pamiętam, w której klasie się uczyłam:) Na oficjalnych szkolnych zjazdach nie bywam, bo nie lubię tego typu imprez, ale czasami odbywają się spotkania klasowe w jakiejś knajpce, to z miłą chęcią na nie chodzę. Z moich obserwacji wynika, że z reguły mężczyźni starzeją się szybciej:) A może po prostu koleżanki przychodzą prosto od fryzjera, ładnie ubrane, a ja je pamiętam z długimi włosami w nieładzie i w wyciągniętych szarych swetrach:)))) Pochody pierwszomajowe też pamiętam, szczególnie jeden w takim upale, że co i raz ktoś mdlał.
      Najlepszy kontakt mam ze znajomymi ze studiów (nasz rok liczył w porywach do 25 osób:)))) Mieszkam blisko Lublina, w którym studiowałam, więc dojazd nie jest trudny, a w Lublinie mam taką KOLEŻANKĘ, że tylko mi pozazdrościć można:) Od ponad 30-tu lat się znamy i nadal się lubimy:)))) Jest to osoba, do której można powiedzieć wszystko o każdej porze dnia i nocy:) Nasze wzajemne relacje dobrze opisują słowa Pameli Dugdale: "Kiedy dzwonię do ciebie, żeby się wyżalić, ty wydajesz wszystkie właściwe dźwięki nieartykułowane. Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś, kto zawsze jest po mojej stronie.":))))) Z koleżankami i kolegami ze studiów zorganizowaliśmy kilka spotkań, w tym kilkudniowe zjazdy rodzinne w wynajętym ośrodku na Roztoczu:). Rodzinne, bo większość przyjechała ze swoimi małżonkami i potomstwem:) Myślę, że jest to wynik małej liczebności na roku i tego, że połowa z nas mieszkała w tym samym akademiku, a druga połowa, mieszkająca w Lublinie, przychodziła do nas na imprezy. Ostatnio odwiedziła mnie koleżanka (mieszkająca pod Warszawą) ze swoim mężem i najmłodszym synem (maturzystą:), u której 26 lat temu świadkowałam na ślubie:) Z innymi od czasu do czasu wymieniamy się e-mailami z życzeniami świątecznymi (dobrodziejstwo internetu:)))) Niestety, kilku osób już na tym świecie nie ma...

      Usuń
    3. Zdecydowanie łatwiej jest się spotykać po studiach, jak rok jest nieliczny, u mnie było około 200 osób na roku...

      Usuń
    4. Z mojej podstawówki jednego kolegi już nie ma, to był też mój sąsiad i towarzysz dziecinnych zabaw, kochiliśmy na "tańcyrki", bawiliśmy się w "ludki" i inne wymyślone zabawy. Niestety popełnił samobójstwo, po powrocie z wojny w byłej Jugosławii, powiedział tylko, że to, co tam widział nie pozwala mu już żyć. Najpierw pił po powrocie, a potem się powiesił......
      Szkoda Tomka, byl taki spokojny, flegmatyczny.....

      Usuń
    5. Wojna na Bałkanach to traumatyczne przeżycie z pewnością, wielu żołnierzy tego nie wytrzymywało...
      Mnemo, a co to "kochiliśmy"??

      Usuń
    6. Miało być, chodziliśmy, to przez tą wytartą klawiaturę. A tańcyrki, wiecie , co to było??? Taki gospodarz miał dużo świnek i te świnki miały takie wybiegi ogrodzone metalowymi rurkami, chodziliśmy tam, siadaliśmy na tych rurkach i gapiliśmy się na świnie, one tak "tańcowały" po tych wybiegach, świnki są bardzo fajne i potrafią się bawić przez, co czasem są śmieszne.

      Usuń
    7. O masz, a ja myślałam, że to potańcówki! Ze świnkami bynajmniej tego nie kojarzyłam...

      Usuń
    8. Ja też! Myślałam, że to literówka!

      Usuń
  12. Ojtam GosiAnko, kto powiedział, że ma być DO rzeczy???

    OdpowiedzUsuń
  13. Przez ten nasz wyjazd wszystkie kontakty nam sie pourywaly. Podobno byly jakies zjazdy klasowe w miedzyczasie, ale z tak daleka zawsze trudno sie zorganizowac, a to dzieci nie ma z kim zostawic, a to cos tam, cos tam. Czasem telefonujemy z kolezanka z podstawowki i to cale moje kontakty.
    Slyszy sie od czasu do czasu, ze ktos z nas odszedl za Teczowy Most, a z uplywajacym czasem takich wiesci przybywa. Sypiemy sie... :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj, Panterko, optymistycznie pojechałaś!
    Wiesz, gdyby człek więź prawdziwą zadzierzgnął, to i byłby się zorganizował. A tak? W gruncie rzeczy jesteśmy sobie obcy, bo parę lat w szkole to epizod w życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami te parę lat wystarczy, żeby zadzierzgnąć więź z niektórymi. Z całą klasą to jednak się nie da i nie ma zbyt wielkiej przyjemności z klasowego zjazdu. Tak myślę. Po przeczytaniu posta Miki zaczęłam się jednak zastanawiać, co się stało z moimi znajomymi z podstawówki. Mojego najlepszego kolegę z klasy znalazłam na portalu społecznościowym. Do pozostałych wprawdzie nie czuję sentymentu, ale ciekawa jestem, jak potoczyły się ich losy. I może nawet bym się spotkała?

      Usuń
    2. Cieszę się, że dałam impuls:))

      Usuń
    3. Mika, ja takie impulsy często od Was łapię:)

      Usuń
    4. Mnie do spotkań klasowych nie ciągneły jakieś szczególne więzy ,ale zwykła ciekawość ,zaspokoiłam ciekawość i na tym poprzestanę .

      Usuń
    5. Ciekawość to też dobry motyw działania:)
      Kalipso, impulsy są wzajemne:))

      Usuń
  15. Dziędobry :)
    Mikuś, a któraś Ty na zdjęciu ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie .Ja obstawiam tą z długimi warkoczami w pierwszym rzędzie ,bo ona mi wygląda na taką co się dystansuje ;) Od jeżdżenia na ruchomych schodach :)))

      Usuń
    2. Zgaduj zgadula, tyle mogę powiedzieć, że stoję, a nie siedzę i nie widać mnie zbyt dokładnie:))) Ta w pierwszym rzędzie z warkoczami to Marysia, niestety już nie żyje.

      Usuń
    3. Ja obstawiam trzecia od Kolumny Zygmunta, w opasce na wlosach?

      Usuń
    4. Ty się nie liczysz w zgadywance, bo rodzina!

      Usuń
    5. Kurcze, znowu gafa, czyli moja specjalnosc. No tak dla zartu to napisalam.

      Usuń
    6. Ja też obstawiam tą w opasce :)

      Usuń
    7. No dobra, ta w opasce:)))

      Usuń
    8. No i znalazłam tę ładną dziewczynę w opasce:) Piękne zdjęcie. Ja jak odglądam swoje, czuję się , jakbym przenosiła się w czasie. Zazwyczaj pamiętam chwile uchwycone na nich.

      Usuń
    9. Nie przesadzajmy z tom urodom. Ale powiem ci, że jak oglądam różne swoje zdjęcia z lat szkolnych i ze studiów, to sobie myślę, że człowiek wyglądał wcale przyzwoicie, a całe życie w kompleksach, że nieładna, że za gruba (teraz to już nie kompleks, tylko przykra rzeczywistość) i tak dalej. Zamiast się kurna cieszyć i być zadowolonym z tego co jest to się wymyślało nie wiadomo co. Ej gupi, człowiek, gupi...

      Usuń
    10. Ja też tak mam:) Jak człowiek młody, to zawsze ładny, a wydaje mu się nie wiadomo co. I wiesz co? Jak spojrzysz na swoje obecne zdjęcia za kilka lat, to też pomyślisz, że nieźle wyglądałaś. Zatem to, co teraz widzisz, to nieprawda,zafałszowany obraz siebie:)))

      Usuń
    11. Oczywiście, że zafałszowany, my teraz widzimy się w krzywym zwierciadle naszych problemów, kompleksów, złych dni. Dlatego trzeba się jak najczęściej fotografować, za 10 lat będziemy się tymi zdjęciami zachwycać;))) Albo śmiać:))) Co i tak nam dobrze zrobi:)

      Usuń
    12. Macie rację dziewczyny ,jak zobaczę się na zdjęciu ,to często pierwszy odruch jest negatywny ,ale jak sie oswoję z widokiem to siem sobie podobam ,zreszta ja dosyc fotogieniczna jestem ;) Najwazniejsza dla mnie rzecz muszę sie sama sobie podobać ,to czy podobam sie innym jest dla mnie sprawą drugorzędną ,co wcale nie oznacza ,że nie istotną .

      Usuń
    13. Nic dodać, nic ująć, święte słowa!

      Usuń
    14. Podniosłyście mnie dziewczyny na duchu, muszę sobie tylko wmówić, że to co widzę w lustrze to fałszywy obraz:))

      Usuń
    15. Takie krzywe zwierciadło.

      Usuń
  16. Nas na roku było około 200 osób i znalazła się grupka zapaleńców, która zorganizowała zjazd 10 lat temu, na 10-lecie ukończenia i teraz znowu. Jakoś tak skrzyknęła się spora grupa osób za pomocą telefonów, maili i to działa.
    Z osobami z podstawówki nie mam jakiegoś bliskiego kontaktu - chodziłam zresztą do dwóch i kiedyś na jednym spotkaniu z tą pierwszą klasą moją byłam. A klasa licealna zgrana nie była, aczkolwiek spotkania też organizowaliśmy i bywałam - było lepiej niż w szkole :))

    OdpowiedzUsuń
  17. Chłop mi przypomniał - w ósmej klasie byliśmy w Częstochowie :)) Ale to z księdzem, a nie ze szkoły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziliście z chłopem do szkoły razem??? Ale fajnie! U mnie też kilka par z liceum się pobrało.

      Usuń
    2. Nieee, ale na religię do tego samego kościoła i z tym samym księdzem, który ładnych kilka lat był w naszej parafii. Chłop jest 3 lata starszy ode mnie. I twierdzi, że mnie z dzieciństwa pamięta. Z kościoła właśnie. A ja jego nie :(

      Usuń
    3. I ksiądz ten co roku organizował wyjazdy ósmoklasistów do Częstochowy, z noclegiem w tym samym miejscu.

      Usuń
    4. Ważne, że już teraz go pamiętasz, Chłopa, znaczy.

      Usuń
    5. A nie pomyl Go z księdzem!

      Usuń
  18. Mika wygląda na to ,że miej więcej w tym samym czasie przyszłyśmy na świat ,ja zdawałam maturę w 78 .
    Moja edukacja jak na dziewczynę była lekko nietypowa .... Po niedostaniu się do technikum elektronicznego miałam wybór albo szkoła gastronomiczna ,albo budowlana ,wybrałam ...zgadłyście budowlaną ;) Mała być klasa stolarska ,a wyszło że ....... no co ? jak myślicie No to wam powiem BETONIARZ-ZBROJARZ było nas 8 dziewczyn w klasie ,przez dwa lata uczyłam się tego zawodu ,mając także praktyki na budowie i w zakładzie prefabrykató . Tak nieraz sobie myślę że jakąś proste zbrojenie dała bym radę zmontować ;))) Fajnie wspominam ten okres ,niektórych ludzi pamiętam . Potem w technikum było nas 10 bab i ten okres był bardzo fajny , mieliśmy grupę z którą jezdziliśmy na biwaki włóczyliśmy się po górach . Spotkaliśmy się po 30 latach ,ale nie wszyscy ,było bardzo miło ,ale to nie były " te same drzewa " To obcy ludzie ,każdy zyjący swoim zyciem . Byłam także na spotkaniu z podstawkówymi ludzmi i ta sama historia . A piosenka Kaczmarskiego ,moja ulubiona :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No masz, o betoniarza-zbrojarza tobym cię nie podejrzewała... Twarda z ciebie sztuka, Marija! U mnie w szkole proporcje męsko-damskie były odwrotne, na 35 osób 7 chłopa...

      Usuń
    2. Rola dziewczyn na praktykach betonowych polegała na pracach porządkowych , w zakładach prefabrykatów wiazałysmy zbrojenie drutem wiązałkowym ,ale to była lekka praca .
      Szkoła do której chodziłam to nie była typowa szkoła zawodowa ,tylko tak zwana kuratoryjna , chłopcy to rzeczywiscie zaiwaniali na budowach , my miałyśmy luz . Pieniądze za naszą prace na praktykach brała szkoła . Na takich praktykach bywało bardzo wesoło :)))))

      Usuń
    3. Aaaa, to już wiem skąd u Ciebie umiejętność robienia takich ślicznych ptaków:)

      Usuń
    4. Masz chyba rację Arteńka ,że ten drut to został ze mną od tamtych czasów :)))

      Usuń
    5. Ale jak pięknie Ci to teraz wychodzi:)

      Usuń
    6. Wszystkie Kury umieją robić coś pięknego:) Chciałabym zobaczyć te ptaki Marii:)

      Usuń
    7. Melduję, że ja nic nie umiem robić manualnie!!!

      Usuń
    8. Piękne bajki i niebajki piszesz:)

      Usuń
    9. I dżemy, marmolady i inne powidła:))))

      Usuń
    10. A Bóg zapłać, dobre koleżanki, zapomniałam o dżemach:)) I bajkach:))

      Usuń
  19. Wycieczki pamiętam dwie z tymi zbrojarzami byłam w Kotlinie Kłodzkiej i w maturalnej klasie w Krakowie i tą pamiętam tak jak Mika ,czyli nie te wszystkie skarby kultury ,tylko to że wychowawczyni ,która była niewiele starsza od nas nie zapanowała nad nami i część uraczyła się większą ilością alkoholu .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, mam nadzieje, ze do matury wytrzezwieli ? Moje dwie kolezanki przyszly na egzamin dojrzalosci zupelnie niedysponowane...tlumaczyly sie tym, ze chcialy stlumic stres.

      Usuń
    2. Orszulka, i co? Zdały?

      Usuń
    3. No to nieźle stłumiły:))

      Usuń
    4. Afera byla na cale wojewodztwo :) Pani dyrektor zwana przez nas Zoltym Ptakiem sinoburaczkowa byla :)
      Dano im szanse i pozwolono zdawac rok pozniej gdy bylysmy w piatej klasie :) Pojszlo im dobrze, bez stlumiania tym razem ;)

      Usuń
    5. Zdążyły wytrzeźwieć:)))

      Usuń
    6. Z powodu alkoholu afery nie było ,może dlatego że nauczyciele nie byli tacy święci ,wuefista na ten przykłam ,miał podejrzany nos ;)
      Myśmy wywineli coś innego i od tego chuczała cała szkoła . Była zapowiedziana klasówka z fizyki , strasznie nam nie pasowała więc ,kupiliśmy kwiaty i poszliśmy prosić o przełożenie . Weszliśmy do klasy każdy stanął przy swojej ławce ,jakiś chłopak podszedł negocjować ,pani stanowczo odmówiła ,powiedziała proszę siadać i wyjąć kartki .Ktoś dał hasło wychodzimy ,no i wyszliśmy .

      Usuń
    7. Kolega w tym dniu przyniósł aparat ,szukalismy dobrego oświetlenia na grupowe zdjęcie ,najlepsze było pod oknami pokoju nauczycielskiego . Wyszlo na to że jesteśmy beszczelni do entej potęgi ,to zdjęcie dopełniło miary .Na rok przed maturą rozwiązali nam klasę i kazano pisać podanie o ponowne przyjęcie . Przyjęto ponownie prawie wszystkich ,poległy dwie osoby z najgorszymi ocenami ,był pretekst żeby się ich pozbyć :))

      Usuń
    8. Mocno poszliście, nie da się ukryć, ale zemsta też niezgorsza:)

      Usuń
    9. U nas była grubsza afera jak zginął dziennik w niewyjaśnionych okolicznościach...

      Usuń
  20. Byłam na 10-leciu matury (drętwe), potem na gali liceum 90 lat, potem unikałam i w ubiegłym roku na ...-leciu matury. I było bardzo fajnie. Zjazd po studiach się odbył po dłuuugim okresie i też było sympatycznie.
    Ale ząb czasu jest bezlitosny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trudno przewidzieć, jaka atmosfera będzie na takich spotkaniach, czy będzie o czym gadać, czy nie i kto przybędzie a kto nie. Co do zęba czasu to mam propozycję, żeby nasłać na niego (na czas) jakiegoś wrednego dentystę, który by mu ten ząb wyrwał i byłby święty spokój...

      Usuń
    2. Proponuję inne rozwiązanie - niech go ten dentysta... wyleczy:)

      Usuń
    3. Obojętne co mu zrobi, byle nie nadgryzał zbytnio.

      Usuń
    4. Do NFZ z nim! Tam wiedzą, co zrobić z zębem!

      Usuń
  21. Dobre pytanie Miko kochana...Co sie stalo z naszymi kolezankami i kolegami z klasy. Tak jak wiekszosc i ja nie wiem gdzie Oni sa, jak zyja, co robia. Nasze drogi sie rozeszly ale milo jest powspominac jak to Piotrus ciagnal mnie za warkoczyki, a Magda powiedziala, ze mam krowie oczy ;)
    Milo wspominam moje szkoly, kolegow i kolezanki. Nauczycieli rowniez, nawet tych, od ktorych udalo mi sie czasem zlapac dwoje ;)
    Pozdrawiam serdecznie w ten pochmurny tutaj dzien :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś warkoczyki?? Takie mysie ogonki?:)) Dobre wspomnienia są bardzo ważne:)
      U nas dzisiaj było raczej pogodnie i troszkę wiało.

      Usuń
    2. Dokladnie, mysie ogonki :) I kokardki mialam na nich :)

      Usuń
    3. Ja też miałam warkocze, czesałam się tak jeszcze w szkole średniej ,bardzo lubiłam taką fryzurę .

      Usuń
    4. Orszulka, a ruda nie byłaś, a Piotruś nie miał na drugie Gilbert przypadkiem??

      Usuń
  22. Bardzo ciekawie czyta się takie komentarze, a już szczególnie wzajemna relacja nastolatki i starca, który ma... 26 lat - bezcenna:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgrzybiałego starca, nie zapominaj!! Rudą brodę miał:))

      Usuń
  23. Wspomnienia i jak się zmieniliśmy, ciała się poszerzyły, zmarszczki porobiły i ubyło nas, żyje się jednym lepiej, innym gorzej - czas w miejscu nie stoi a podobno - według fizyków niektórych, nie ma go, tzn czasu nie ma. :)) Trza nie brać przykładu z przodków i otoczenia i się nie starzeć. :)) Żyć wiecznie, ha to dopiero by było chciałybyście tak? :) Wiecznie młode, pełne energii i pasji co byśmy robiły mając możliwość zatrzymać czas, w wieku powiedzmy czterdziestu paru lat, już nie młode lecz jeszcze nie stare, już z bagażem ale jeszcze nie znudzone i chcące i pełne entuzjazmu i tak przez sto dwieście lat, co byśmy robiły? :))) Czy chciałybyście tak? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym chciała tak, żeby zakończyć życie, kiedy nam pisane, ale do końca być zdrowym i sprawnym i zatrzymać proces starzenia na tych czterdziestu paru latach... Byłoby fajnie... Żyć wiecznie nie, nie chciałabym, nie bardzo chyba mnie interesuje, jak cywilizacja będzie wyglądała za 100 lat:))

      Usuń
    2. Ja bym spróbowała...

      Usuń
  24. A uczyć się rozwijać i umieć pomóc tej cywilizacji stawać się mądrą dojrzałą cywilizacją, też nie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba aż taką społecznicą nie jestem...

      Usuń
    2. Poza tym wieczne życie to okropnie męczące.

      Usuń
    3. Mika, nie zapieraj się, spróbuj chociaż!

      Usuń
    4. O tak, Mika, spróbuj:) Chociaż ja Cię rozumiem. Przez sto, dwieście lat to można się porządnie zmęczyć życiem, nawet jakby ciało przestało się starzeć:) A cywilizować cywilizację to ciężka robota:)

      Usuń
    5. E tam, nie znacie się. Ja mam tyle do zrobienia, że i 200 lat nie wystarczy!

      Usuń
    6. Zazdroszczę entuzjazmu:)

      Usuń
  25. Bardziej mnie taka perspektywa przeraża niż cieszy, chyba.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ktos madry mowil, ze gdyby sie zylo wiecznie, to nie ceniloby sie zycia. Nie powstalyby rozne wielkie dszila, no bo skoro ma sie przed soba wiecznosc, to po co sie spieszyc...

    OdpowiedzUsuń
  27. Zaintrygowało mnie, dlaczego nie powstałyby wielkie dszila? Powszechnie wszak wiadomo, że dszila, zwłaszcza wielkie, tworzy się całą wieczność:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, na dszila trochę czasu schodzi... A taka wieczność do dyspozycji toby tylko rozleniwiała...

      Usuń
    2. Dszila zrobi kariere, jak rorby:))

      Usuń
    3. A niech się tworzą całą wieczność te dszila:)))))

      Usuń
    4. Kiedy właśnie nie mamy wieczności na tworzenie dszilów. Chyba musimy pozostać przy rorbach...

      Usuń
    5. A co na to potomni, że wiekopomnych dszilów zbraknie?
      Pójdą z rorbami...niecywilizowani....:(

      Usuń
    6. Ale mnie rozśmieszyłaś:))))) Ta wizja niecywilizowanych potomnych z rorbami...

      Usuń
    7. Woleliby dszile, ale jak się nie ma, co się lubi...

      Usuń
    8. Woleliby dszile? W żadnym razie! Potomni gadają du sie ino
      skrótowcami, a i te potrafią jeszcze skracać:))
      Komunikują się za pomocą sms-ów i innych strzałek.
      Nie widzę ich przy dszilach. Ugrzęzną w nich na wieki.
      Zostają więc rorby.
      I skarpetki ;)

      Usuń
    9. Rorby zawsze się przydadzą, można do nich schować skarpetki... Dszile chyba faktycznie nie byłyby dla nich do ogarnięcia.

      Usuń
  28. Mnie to idzie jak po grudzie!

    OdpowiedzUsuń
  29. Niestety, Dziefczęta, padam i odpadam. Nagadałam się dziś i naśmiałam, beczek naturlałam i muszę ochłonąć. Dobranoc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z podstawowki nie pmietam wiele, za to z liceum!!. Klasa byla super, chociaz niezbyt zgrana, byly rozne grupy. Troche rozrabialismy, a ze ja mialam sklonnosc do przebywania w towarzystwie z tzw. fantazja to na poczatku 2-giej klasy po pewnej wycieczce w malym gronie i bez opieki doroslych, obnizono nam (8 osob) zachowanie. Ja i moja przyjaciolka do 4-ki, koledzy do 3-jek, dwoch musialo opuscic szkole albo powtarzac rok. Jeden odszedl, a razem z nim jego przyjaciel w ramach solidarnosci, drugi sie zaparl i powtarzal rok . Mnie dyrektor powiedzial ze jestem czarna owca w rodzinie, no to ja mu na to zeby sie nie martwil, przyjdzie Brat to opinie naprawi (naprawil).Takie odezwanie za bezczelnosc wtedy uchodzilo ale mial poczucie humoru. Po 2-gim roku klase nam podzielono na pol i pomieszano z innymi, wychowawca zrezygnowal. Dostalismy nudna pania profesor. Ale silnej grupy i tak nie udalo sie rozdzielic. Wogole to liceum bylo tak rygorystyczne ze czasem mowiono o nim Zaklad nr I. Okropna dyscyplina byla. Natomiast wycieczki mielismy organizowane co roku jesienia w gory (rozne) i byly cudwne. Spalismy w schroniskach, gotowali na koch(h)erach (kto jeszcze pamieta co to bylo). Na jednej znowu podpadlam bo poszlam z kolega na spacer wieczorowa pora. No i tak chodzilismy sobie lapka w lapke po lesie i nie zauwazylismy ze juz sie sciemnia. Pani pofesor chiala nas udusic. To byl ten kolega, ktory musial opuscic szkole. Teraz pan architekt. I jeszcze jedno wspomnienie. Do matury uczylam sie z kolezanka u niej. Ma mieszkanie , ktorego okna wychodza na Rynek Glowny i maja b. szerokie parapety. Siadalysmy na nich i z tesknota patrzyly na Juwenalia. Teraz szycha w Urzedzie Miasta. Bylam tylko raz na spotkaniu klasowym , kilka lat temu i wystarczy. Wiem ze sa organizowane co roku ale nie ciagnie mnie do nich. Za to caly czas mam kontakt z przyjaciolka z ktora studiowalysmy razem i jeszcze jedna z czasow kiedy tanczylam w studenckim zespole piesni tanca (na studiach i po) i to wlasnie z dizonaurami z tego zespolu spotykam sie na kolejnych jubileuszach i ta sa jedyne kontakty, ktore podtrzymuj. A klasa? Sporo za granica (moja przyjaciolka w Kanadzie), wiekszosc poza Krakowem, kilka osob juz nie zyje, czasem zdarzy mi sie spotkac kogos ot tak na ulicy, kilka slow i to wszystko. Ale zdjecia (oczywiscie z kolega ze spaceru glownie) zachowalam i wszystkie listy z czasow licealnych!!!! nic nie wyrzucilam, Lubie czasem do nich wracac, zwlaszcza jak robie kolejne porzadki , sa urocze, a kolegow od ktorych je dostawalam wspominam z lezka w oku no i wiem gdzie sa i co robia. A niedawno odzwal sie do mnie no ten, ze juz nie podkreslam ktory. Gadalismy i gadali.
      A tak wogole to okropnie sie rozpisalam. Mika taki temat poruszyla. A poza tematem to zjadlabym domowy dzemik .

      Usuń
    2. Bacha, miałaś malownicze życie klasowe, aż zazdraszczam. Moja klasa była nudna jak flaki z olejem.

      Usuń
    3. No, pamiętam opowieści rodzinne o wybrykach Bachy:)) A takie to niewiniątko z pozoru było... Ale życie klasowe miałaś ciekawe.

      Usuń
  30. a mysmy tylko w tzw okolice jezdzili z klasa....nigdy tak daleko. Ale i tak dzialo sie , dzialo....szczegolnie w starszych klasach, hrehrehreh a w autobusie na wycieczke - ho ho....mam w zasadzie dwie kolezanki z najdawniejszych czasow - wczesna podstawowka, potem liceum, w jednej kupie. Potem kazda swoja droga ale utrzymujemy kontakt...jedna jest maupa, bo nie lubi pisac, ale jak sie widzimy to tak jakbysmy sie widzialy tydzien temu. Jak zaczela dzialac Nasza Klasa to moja klasa z podstawowki jakos energicznie sie zebrala, nawet bylam na jednym spotkaniu, takim wczesniejszym, wiec kazdy kazdego troche ogladal. podobno pozniejsze sie mocno rozluznily (tance oraz chowanie wodki w fortepianie)

    A duze zjazdy to jakos mnie nie ciagna, poza tym kolezanki, z obserwacji, jakos sie trzymaja, natomiast koledzy = stetryczale grube, lyse pryki. juz wole ich pamietac jak mieli po 17 lat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opakowana, jeśli chemia jest, to obojętne skąd tego kogoś znasz. Ze szkoły, ze studiów, czy z internetu.

      Usuń
    2. To prawda, ważna więź a nie jej pochodzenie:)) Ale żeby wódkę w fortepianie chować???? Co za nieużytki!

      Usuń
  31. No proszę, jakie tu się zrobiło liczne cohenowe towarzystwo :-) A niby taki niszowy artysta, w moim środowisku w realu próżno szukać fanów :-) Ja nie jeździłam do Warszawy z wycieczkami szkolnymi, mam zatem więcej do powiedzenia o Cohenie :-) W latach 80-tych byłam małym szczylem, słuchałam go dzięki siostrze z kaset magnetofonowych, zaczynając oczywiście od Zembatego. Na koncert udało mi się osobiście stawić dopiero w 2008 roku we Wrocławiu. To było mistyczne dla mnie przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, jak to swój swego znajdzie? Dla mnie tamten stary koncert to było właśnie też mistyczne przeżycie... Jak byłam w Londynie w 1980 to jedną z niewielu rzeczy (i pierwszą), które kupiłam, była kaseta z piosenkami Cohena, która potem wraz z moim kolegą była na strajkach studenckich na UJ...

      Usuń
  32. Riannon, witaj w klubie! Wahałam się w 2008 roku, ale jednak na koncert nie pojechałam. Cohen budzi tyle wspomnień i skojarzeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam w szoku. Taki staruszek, a śpiewal tak czysto, że przez 3 utwory byłam pewna, że to z playbacku. Oczywiście, myliłam się.

      Usuń
    2. Tego właśnie się bałam. Że się rozczaruję i czar pryśnie. Teraz trochę żałuję, że nie byłam, pewnie to ostatni koncert w Polsce.

      Usuń
    3. Riannon, błagam, tylko nie staruszek o Cohenie!!!

      Usuń
  33. Ja nie mam kontaktu z nikim z moich dawnych klas, zupełnie z nikim... Chociaż, sorry, spotkałam niedawno koleżankę z jednej z podstawówek (z jednej, bo przez przeprowadzkę, to chodziłam do dwóch, a właściwie do trzech). Spotkałyśmy się w sklepie, po nie wiem ilu latach, ale dużo ich minęło, i rozmawiałyśmy chyba z półtorej godziny. I Igor to zdzierżył. :] Wymieniłyśmy się telefonami, ale zaraz chyba minie rok, a my się nie spotkałyśmy.
    Jakoś tak się odcięłam, i nie żeby specjalnie, tak wyszło.

    Zastanawiam się, czy ten pierwszomajowy dzień ze śniegiem, o którym piszesz, Mika, to nie był czasem ten sam, w którym mnie pochód ominął, bo leżałam złożona ospą (w tym wieku!) i czytałam ku swojemu wielkiemu zadowoleniu Chłopów. :)
    Ileż to lat minęło od tamtego dnia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojtam, mgnienie oka po prostu:)) Może być, że to ten sam... "Chłopi" zamiast pochodu to znacznie lepsza opcja:))
      A może by zadzwonić do tej koleżanki, co?

      Usuń
  34. Jako licealistka mieszkałam na obrzeżach Poznania i z pochodów byłam zwalniana jako "dojeżdżająca". Autobus dojeżdżał do centrum w 10 minut:))) Ale nie chwaliłam się tym. Zawsze miałam wymówkę, że autobus nie jechał, wypadł, zepsuł się, spóźnił. Tego rodzaju przestępstwa zawsze uchodziły mi na sucho. Wystarczyło przebiec ostatnie kilkadziesiąt metrów, zasapać się i efektownie wpaść do klasy tuż przed końcem lekcji:)

    OdpowiedzUsuń