Wspomnienia pchają się drzwiami i oknami, wracają twarze, wydarzenia, cytaty... Kalipso u siebie na blogu napisała, że dziwne rzeczy się pamięta... Bardzo dziwne, potwierdzam.
A więc klasa ósma, wycieczka do Warszawy, hurrra!! Nie pamiętam muzeów, ani noclegów, pamiętam jak na Starym Mieście koleżanka X dała w pysk koledze Y , bo ją klepnął w pupę... Koleżanka X doktor historii sztuki, kolega Y niestety nie żyje... Nie żyje trzech chłopaków z tej klasy, nie żyją dwie koleżanki. Z tej wycieczki pamiętam również jak zatrzymaliśmy się na obiedzie w restauracji w Białobrzegach, gdzie uraczono nas niezbyt smaczną zupą pomidorową, a gdy z kuchni wychynął kucharz, który zapragnął przyjrzeć się naszej wycieczce i uśmiechnął się szeroko, ukazując JEDEN JEDYNY ząb na środku paszczy, to pół zupy wylądowało na obrusie, bo się tak krztusiliśmy ze śmiechu. No i wożenie się po schodach ruchomych, które były wielką atrakcją w owym czasie:)) Ja się alienowałam i uważałam, że to straszny obciach...
( przepraszam za te plamy, ale przez te lata coś się mogło wylać...)
Z częścią osób z tej klasy poszliśmy razem do liceum, z częścią już się nie spotkałam i nie wiem, co się z nimi dzieje. A chciałabym... Składanki zdjęciowe otrzymane od kolegi przypomniały czasy licealne, przystojnych kolegów, fajne dziewczyny... Najlepsze były z pochodów pierwszomajowych! Panowie z flagami i szturmówkami, dziewczyny z bibułkowymi kwiatami... Pamiętam ten pochód, gdy miałyśmy pokazy grupowe pod skocznią. Przedsięwzięcie było duże, bo obejmowało kilka szkół średnich i koordynacja nie była prosta, było mnóstwo prób i w szkole, i na stadionie. Miałyśmy czerwone bluzki-tuniki z kloszowymi rękawami, czarne bądź granatowe spodnie-szwedy, pałętające się wokół nóg a w rękach bibułkowe kwiaty przymocowane gumkami do rąk. Cały pokaz odbywał się do melodii "Moja droga ja cię kocham..." Masakra! A clou wszystkiego było to, że podczas pochodu zaczął padać śnieg i jak pokazy się odbywały to padało już nieźle, bibułkowe kwiatki rozmiękły i wszyscy się modlili, żeby jak najprędzej się skończyło. Na drugi dzień 2/3 dziewczyn nie przyszło do szkoły, bo się przeziębiły w tych kloszowych rękawach. Mnie się udało, dzięki zapobiegliwości mojej mamy, która kazała mi ubrać pod tunikę biały golf (elastyczny, fuj!!!).
Bardzo żałuję, że nie mam żadnych zdjęć z tzw. Dni Klasowych. Każda klasa miała swój tydzień i miała na dużej przerwie przygotowywać jakieś atrakcje, a potem nauczyciele mieli oceniać, która klasa najlepiej wypadła i miały być nagrody ( z których chyba nic nie wyszło, o ile pamiętam). Najpiękniejszy był pokaz mody, w którym poprzebierałyśmy chłopaków za dziewczyny. Pomysł oklepany, ale jakie wykonanie!!! Na przykład kolega J ubrany w czarną balową suknię mojej mamy oraz żółty kapelusz z szerokim rondem, puszczający oczko do panów ( nawiasem mówiąc mało nie umarłam ze śmiechu, jak na sali gimnastycznej, gdzie się przebieraliśmy, nudziło mu się czekać, wziął piłkę, zgarnął fałdy sukni i kopnął na bramkę, kapelutek mu się ździebko przekrzywił:)) Nawet część nauczycieli go nie poznała... A drugi kolega, o niebanalnej urodzie, w kwiaciastej mini i glanach... Był także mecz bokserski Dawida z Goliatem, czyli najmniejszego kolegi z naszej klasy z największym (rozmiar buta 46, teraz to norma, ale wtedy takich numerów nie było i ciągle był wyrzucany z klasy za brak obowiązkowego obuwia zwanego juniorkami - dopiero jak przyniósł zaświadczenie, że takiego rozmiaru nie produkują, to mu dali spokój). Oczywiście wygrał Dawid .
Wracam do tytułu, co się stało z naszą klasą? Różnie się koleje losu ułożyły, jedni zostali, inni wyjechali w Polskę albo i w szeroki świat. Są i prawnicy, i lekarze, i biznesmeni, a są i tacy, którym nie do końca się powiodło, a niektórych po prostu już z nami nie ma... Są i matki wielodzietnych rodzin, są dziewczyny samotne, są i wdowy. Przekrój jak w całym społeczeństwie. Chciałabym wiedzieć, co się z niektórymi dzieje, straciliśmy kontakt po szkole. Z niektórymi przyjaźnię się do dziś i utrzymujemy stałe kontakty.
Gdy patrzę na zdjęcia ze składanki "Tacy jesteśmy..." widzę ten upływ czasu (chociaż niektóre koleżanki nietknięte zębem czasu, co stwierdzam z zazdrością!) , ale go nie czuję... Kiedy, jak, minęło te 37 lat od matury???? Jakim sposobem?? A mnie ten czas licealny wydaje się na wyciągnięcie ręki, pamiętam go tak dobrze, jakby to było wczoraj, najdalej przedwczoraj... Lepiej go pamiętam niż okres studiów, dziwne... Dziwne jest to poczucie czasu, teoretycznie zdaję sobie sprawę z tego ile mam lat, ale wewnątrz tego w ogóle nie odczuwam, jestem tą mną sprzed iluś tam lat, tylko z większym doświadczeniem... Tylko chyba rzadziej spoglądam w lusterko:))
Na koniec chciałam was uraczyć piosenką Leonarda Cohena "Anthem" (Ring the bells...) wykonaną cudownie przez Perlę Batalla i Julie Christensen na koncercie poświęconym Cohenowi w Australii. Ma to związek z moim wspomnieniami, bo jako oddana jego fanka spisywałam w liceum z kaseciaka jego teksty i usiłowałam tłumaczyć na własną rękę... I nie chwaląc się, byłam na jego słynnym koncercie w Sali Kongresowej w latach 80-tych:)))
A co stało się z waszymi klasami?
Chyba każdy w 8 klasie jechał do 'Warszawy:)) Pod kolumną zdjęcia nie mam, za to w Wilanowie tak:))
OdpowiedzUsuńNie wiedziałm wtedy, że kiedyś zgodnie z życzeniem podczas wrzucania pieniążka do jakiejś fontanny, wrócę tu jeszcze i to zdjae się, że na stałe:)))
My chyba w tym roku będziemy mieć zjazd klasowy z podstawówki. Licealny zjazd był na 20 lecie:))
Widzisz, jak to trzeba uważać z tymi życzeniami?? Lepiej się dobrze zastanowić, zanim się wypowie życzenie... Wybierasz się na zjazd?
UsuńZgadzam się, że z wypowiadaniem życzeń trzeba uważać - mogą się spełnić:)
UsuńOczywiście!!!! Pojadę do mamy, może będzie w tej samej miejscowości?
UsuńA ze zjadem licealnym to miałam przeboje. Zadzwoniła do mnie niejaka Ena, że organizują zjad i czy przyjadę. Jasne, że tak, tylko, że jak rozmawiałam o tym to byłam chora i chyba coś pokręciłam. Bo w dany dzień wsiadłam z Wu do samochodu (to było zimą) i pojechałam te 300 km. W domu u mamy odstawiłam się na bóstwo i jazda do umówionej sali takiej na imprezy weselne..Podjerzam, a tam ciemno i głucho, dzwonię, wiec do Eny i pytam, gdzie wszyscy, a ona, kobieto, zjad jest za tydzień, za tydzień!!!! No i musiałam przyjechać za tydzień:))))
Za to odwiedziłaś mamę dwa razy i to wielki plus:)))
UsuńNie mam, niestety, jakichś specjalnych wspomnień z liceum. Klasa była niezbyt zżyta, same baby zresztą, może dlatego? Mam kontakt z jedną tylko koleżanką, za bardzo nie wiem, co się z nimi dzieje. Jasne, że były fajne momenty, np. byłam na wagarach w czwartek i na usprawiedliwieniu napisałam sobie, że byłam nieobecna z powodu chrzcin. Wychowawczyni jakoś w to nie uwierzyła, ale jakoś się rozlazło po kościach. Albo wycieczka do Krakowa w maturalnej klasie, w którym to Krakowie poznałam pewnego Węgra, który zapałał. Pałał coś ze dwa lata, dwa razy tu był, ja raz w Budapeszcie i to by było na tyle...
OdpowiedzUsuńO masz, przecież Polak Węgier dwa bratanki, a dwa lata pałania nie w kij dmuchał!
UsuńCo to za pałanie! Na taką odległość? Wtedy się tak nie jeździło! Co nie zmienia faktu, że chłopina pałał. Po 3 roku studiów wybierałam się na rok do Francji. On wtedy postawił ultimatum! Ja, albo Francja! Zgadnij, co wybrałam! Ale piękne listy pisał! Po polsku, za pomocą słownika tylko, można było skonać ze śmiechu. Strasznie żałuję, że te listy przepadły, jakoś nie przywiązywałam do nich wagi. Szkoda:)
UsuńOjeju, jak mogłaś!!! Ale by był post!
UsuńO, Hana, takie listy to byłby skarb! Czy to prawda, że jeszcze parę minut temu były Twoje urodziny? Wszystkiego naj, naj, naj... Wielu pięknych przyjaźni blogowych, kolejnych cudownych postów i jeszcze fajniejszych rozmów pod nimi:)
UsuńHana, naprawdeś z 18 czerwca? To ściskam w "bliźniaczym" pozdrowieniu:) Dużo zdrowia i żeby zawsze Ci się chciało!
UsuńWieelki żal, że listy nie zachowały się:) Ja mam wszystkie, ale trochę mi strach zaglądać do nich:)
UsuńBazylio, Siostro bliźniacza, dziękuję, jam z 17. Skoro już się wydało...
UsuńI ja Cię ściskam!
Arte, ja też żałuję listów. Ale wiesz, jak ma się 20 lat, inne rzeczy wydają się ważne.
UsuńKalipso najmilejsza, dziękuję, wzruszam się:)
UsuńHano, bliźniaków jest tu więcej:) BLIŹNIAKI z wszystkich blogów łączcie się :))))) - żeby tak nawiązać do tematyki pochodów pierwszomajowych:))))
UsuńJa też nie mam listów różnych absztyfikantów, zostały tylko listy Wu i zasuszone kwiatki.....
UsuńA kiedyś zapała do mnie afektem ....malarz. Byłam na wycieczce w Świnoujściu, miałam lat 17. I tak mieszkaliśmy w jakims hotelu, robotniczym chyba. To była wycieczka z Koła Gospodyń
Wiejskich, moja mama nie mogła pojechać, bo sisotra właśnie urodziła dziecko i dostała jakiegoś zapalenia, została, żeby jej pomóc. Wysłała mnie na tą wycieczkę, na szczęście było kilka młodych osób ze wsi. Wieczorem przychodzi do mnie kobitka i mi mówi, że taki pan chciałby mnie poznać i zaprasza do swojego pokoju. Za chiny nie chciałam tam sama iść, wieć poszłam z koleżankami. A tam w tym pokoju atelier, sztalugi, obrazy, świece,zwiewne błękitne zasłony. Facet zapałał, ale ja się wystraszyłam, pisał do mnie piękne listy z wierszami i chciał do mnie przyjechać poznać moich rodziców. Nie pozwoliłam, bo to był dla mnie starzec zgrzybiały, miał 37 lat i miał na imię Czesław. Ale obciach- wtedy myślałam:))
A jak rozpoczęłam swoją pierwsza pracę to takim samym afektem zapałał do mnie fotograf, ten to był chyba jeszcze starszy, przyłaził do mnie do pracy, wystawał godzinami i czekał aż skończę potem mnie odprowadzał na przystanek. Twierdził, że jestem okrutna i on zwariuje przez tą moją niedostępność. Błagał, żebym sobie dała zdjęcia zrobić, nigdy się nie zgodziłam, a teraz żałuję, miałabym ładne, profesjonalne.
Jakoś w młodości miałam wzięcie u starszych panów, ponoć to przez te moje usta, ha, ha.
A potem pojawił się Wu i zaiskrzyło, ale on nie był zgrzybiałbym 40 letnim starcem....
Ale mi przypomniałyście czasy, o matko........
Oj Mnemo, Mnemo, miałabyś i portret, i fotografie i jakieś namacalne dowody uczuć. No Czesław faktycznie, chyba żeby Miłosz... Hi, przypomniałaś mi taki romans wakacyjny ze zgrzybiałym inżynierem z huty "Katowice", ja miałam 16 lat a on 26... Straszliwie stary mi się wydawał:)))
UsuńNo nie wiem, jak się mogłaś z takim starcem zadawać ! Pamiętam, jak mając 17 lat rozmawiałyśmy z koleżankami, że 25 lat, to już starzec. A 40 to w ogóle już do piachu :) I pamiętam, jak kiedyś jechałyśmy autobusem, i jedna babka taka pod 40 była bardzo modnie ubrana. I nie mogłyśmy się nadziwić po co takiej babie tak ładnie się ubierać, kiedy jest już taka stara :)
UsuńHa, punkt widzenia zależy od punktu wiekowego... Czterdziestolatek z serialu to przecież stary facet był! A 25-latkowie to już do niczego się nie nadawali...
UsuńMnemo! Miałabyś portfolio!
UsuńKolega historyk opowiadał dzieciakom (IV klasa) o bitwie pod Grunwaldem, a one spytały, czy on to pamięta.
UsuńAż się zakrztusiłam ze śmiechu:))))
UsuńA pamięta?
UsuńNo nie, tu już przegięli... Mnie się kiedyś zapytali, czy pamiętam pierwszą wojnę światową...
UsuńJuż nie...
UsuńKolega był nie pierwszej młodości to i zapomniał:))) Fajne jest to, że te dzieci były szczerze zaciekawione:)
UsuńMiko, żałuję serdecznie, że JUŻ nie pamiętasz I wojny światowej:))))))))))))))))))))))))))
UsuńMiłego dnia dla wszystkich Blogowianek:))))
No właśnie, pacz pani , ta skleroza... Opowiedziałabym wam na przykład o Verdun...
UsuńWtedy byłam okropnie wstydliwa, dziś bym se dała i portret i zdjęcia zrobić, a co. Tylko, że już mi nikt tego nie oferuje:))))
UsuńNie mów hop, może jakiś abstrakcjonista się trafi? Mnie by się zdał taki co lubi formy obłe... Braque odpada...
UsuńMika, chyba nie myślałaś o Rubensie???
UsuńNie bądź taka dowcipna! Nie, nie myślałam o Rubensie, wyraźnie pisałam o ABSTRAKCJONISTACH!
UsuńJa też byłam na koncercie Cohena w Poznaniu!
OdpowiedzUsuńŁapka w łapkę żeśmy szły:))
UsuńZ Cohenem.
UsuńNo właśnie. Największe wrażenie to na mnie zrobiły te suki milicyjne i milicjanci z pałami przed Sala Kongresową. Wychodzisz z takiego koncertu a tu taki widok... Dwa światy, proszę pani.
UsuńA ja w Warszawie!
UsuńNieeeee!!! To byłyśmy na tym samym koncercie????
UsuńNo byłyśmy! Czy to nie jest niesamowite!
UsuńTo jest absolutnie niesamowite!
UsuńNo, patrz!!!! Jak długo się znacie:) Mika, Ty się zastanów - może i my się gdzieś w tym Zakopanem spotkałyśmy - w końcu od 1986 r. ja tam często bywam:))))
UsuńJa też pałałam do Cohena miłościom wielkom. Miałam być na koncercie w stolycy, ale wyjazd nie doszedł do skutku. Bardzo żałowalam. Teraz jakby wyrosłam z Cohena. Jest tak smutne to jego śpiewanie, że się można przy tym pochlastać :)
UsuńArteńka, jest to bardzo możliwe, że gdzieś nasze ścieżki się skrzyżowały, ale obawiam się, że do tego to już nie dojdziemy...
UsuńEwo, ja z Cohena nie wyrosłam i chyba nie wyrosnę nigdy, jego śpiewanie mnie bardziej rozrzewnia niż dołuje, z tym, że wolę starsze utwory, chociaż z nowych też jest kilka ładnych.
Ja też nie wyrosłam, tak, jak nie wyrosłam z Dylana......i Marleya:)))
UsuńO nie, z Marleya to też nigdy nie wyrosnę. I z Hendrixa, Janis Joplin, Lennona, i jeszcze paru innych .
UsuńMnemo, wiesz, że Dylan będzie miał koncert w Dolinie Charlotty?
UsuńJa byłam na jego koncercie z Tomem Petty w Sztokholmie, jak byłam tam 3 miesiące na takiej praktyce z pracy. Bilet mam do dziś:))
Gnać to mi się chcieć nie będzie, może kiedyś zawita do stolycy......
UsuńA ja moją klasę wspominam nie tak wcale najlepiej i na żaden zjazd się nie wybieram;))))
OdpowiedzUsuńRóżnie się układa, czasem zbiorą się fajni ludzie, czasem jest trudno. Ja na zjeździe też nie byłam, chociaż może troszkę żałuję...
UsuńNo właśnie, różne te klasy bywają. Ja z wieloma osobami mam kontakt, ale do zjazdów nie tęsknię. Zresztą do tej pory nikt czegoś takiego nie zorganizował, chociaż pomysły były. Zero zgrania, za słabe więzi...
UsuńJa tam nie tęsknię...
UsuńRozumiem to, Krecie, nie miałabym teraz tym kobitom nic do powiedzenia. 4 lata liceum to za mało, żeby czuć jakąś więź. Nigdy nie chodziłam na żadne zjazdy, bo i po co? Zobaczyć, jak się zestarzałyśmy? I się nie rozpoznać? Bez sensu...
OdpowiedzUsuńAle zdjęcie pod kolumną fantastyczne!
OdpowiedzUsuńHi, hi...
UsuńMam takie zdjecie. Tylko nie klasowe,ale wycieczkowe;) Jesli znajde to moze pokaze:)
UsuńCzekamy!!!
UsuńNie mam żadnego kontaktu z moimi koleżankami i kolegami z podstawówki. Z liceum o wielu wiem, co u nich, ale jakichś bliższych kontaktów nie mamy. Większość z mojego roku wyjechała za granicę, a nas mało było. Krzysztof i Jacek już nie żyją, niestety. Bliźniaki w Danii dobrze sobie radzą. Na zjazdy klasowe licealne chodzę, bo zawsze mam przemowy, gdyż żadna nie chce - jak za czasów nastoletnich.
OdpowiedzUsuńTrybun ludowy:))
UsuńJak to Owieczka:) Gdzie diabeł nie może, tam Owcę pośle.
UsuńJa nie byłam w ósmej klasie w Warszawie. A w tym roku wybieram się na zjazd mojego roku ze studiów w Poznaniu.
OdpowiedzUsuńO, to fajnie. U mnie to chyba nikomu by do głowy nie przyszło organizować zjazdu ze studiów... Zresztą bardzo dużo nas było na roku.
UsuńW ósmej klasie to my byliśmy w Krakowie, w którym bywałam z ojcem dziesiątki. Wolałabym wtedy do Warszawy, ale wybrano Kraków i potem Pieniny, bo wycieczka trwała tydzień.
OdpowiedzUsuńwspółczuję opiekunom tygodniowej wycieczki... Przeżywałam wyjazdy jako wychowawca ale to był dla mnie koszmar i potworne nerwy.
UsuńWycieczki to jeszcze pół biedy. Gorzej z biwakami.
UsuńDla dzieciaków to wielka frajda, a dla opiekunów niemały horrorek. Trzymasz wartę przez ileś tam dni na okrągło. I w dzień, i w nocy. Ktoś podpowie, że można się wymieniać...Teoretycznie tak, można.
Śpią jednak tylko ci, którzy nerwy mają ze stali...
O to, to, to! I tysiąc myśli w głowie, co też oni mogą wymyślić, a wymyślają całkiem coś nieprzewidzianego...
UsuńJa chyba z żadną klasą nie byłam w Warszawie. Do podstawówki chodziłam wiejskiej, a nawet do kilku, bo Tatę przenosili ze wsi do wsi, toteż z podstawówki nikogo praktycznie nie kojarzę. Tzn. kojarzę, ale poszczególne postacie, nawet nie pamiętam kto w jakiej szkole.
OdpowiedzUsuńLidka, zjazd roku to zupełnie co innego. Miałam w grupie super ludzi i przyjaźnie trwają do dziś. Na taki zjazd to chętnie. Ale chyba sama musiałabym go zorganizować.
W Warszawie to byłam w okresie średnioszkolnym u koleżanki poznanej na obozie młodziezowym . Przez tydzień kursowaliśmy po stolicy malą grupka znajomych z tego obozu Tylu kawiarenek to w zyciu nie odwiedziłam ;) Dodam ze nie było to życie nocne ,byliśmy bardzo porządne młode ludzie .
UsuńZwiedzalismy nie tylko knajpy ,one były w międzyczasie ;)))
Kocham was dziewczynki, ale nie mam już sił na komentarz do rzeczy :)
OdpowiedzUsuńNie ma musu! Komentarze są dobrowolne:))
UsuńTeż już wczoraj nie miałam sił:) Ale post ma świetny temat, choć nie do końca optymistyczny. Mieszkam w mieście, w którym chodziłam do podstawówki i liceum, więc od czasu do czasu spotykam na ulicy koleżankę lub kolegę, a nawet swoich nauczycieli. Czasami bywam w swoich szkołach, pamiętam, w której klasie się uczyłam:) Na oficjalnych szkolnych zjazdach nie bywam, bo nie lubię tego typu imprez, ale czasami odbywają się spotkania klasowe w jakiejś knajpce, to z miłą chęcią na nie chodzę. Z moich obserwacji wynika, że z reguły mężczyźni starzeją się szybciej:) A może po prostu koleżanki przychodzą prosto od fryzjera, ładnie ubrane, a ja je pamiętam z długimi włosami w nieładzie i w wyciągniętych szarych swetrach:)))) Pochody pierwszomajowe też pamiętam, szczególnie jeden w takim upale, że co i raz ktoś mdlał.
UsuńNajlepszy kontakt mam ze znajomymi ze studiów (nasz rok liczył w porywach do 25 osób:)))) Mieszkam blisko Lublina, w którym studiowałam, więc dojazd nie jest trudny, a w Lublinie mam taką KOLEŻANKĘ, że tylko mi pozazdrościć można:) Od ponad 30-tu lat się znamy i nadal się lubimy:)))) Jest to osoba, do której można powiedzieć wszystko o każdej porze dnia i nocy:) Nasze wzajemne relacje dobrze opisują słowa Pameli Dugdale: "Kiedy dzwonię do ciebie, żeby się wyżalić, ty wydajesz wszystkie właściwe dźwięki nieartykułowane. Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś, kto zawsze jest po mojej stronie.":))))) Z koleżankami i kolegami ze studiów zorganizowaliśmy kilka spotkań, w tym kilkudniowe zjazdy rodzinne w wynajętym ośrodku na Roztoczu:). Rodzinne, bo większość przyjechała ze swoimi małżonkami i potomstwem:) Myślę, że jest to wynik małej liczebności na roku i tego, że połowa z nas mieszkała w tym samym akademiku, a druga połowa, mieszkająca w Lublinie, przychodziła do nas na imprezy. Ostatnio odwiedziła mnie koleżanka (mieszkająca pod Warszawą) ze swoim mężem i najmłodszym synem (maturzystą:), u której 26 lat temu świadkowałam na ślubie:) Z innymi od czasu do czasu wymieniamy się e-mailami z życzeniami świątecznymi (dobrodziejstwo internetu:)))) Niestety, kilku osób już na tym świecie nie ma...
Zdecydowanie łatwiej jest się spotykać po studiach, jak rok jest nieliczny, u mnie było około 200 osób na roku...
UsuńZ mojej podstawówki jednego kolegi już nie ma, to był też mój sąsiad i towarzysz dziecinnych zabaw, kochiliśmy na "tańcyrki", bawiliśmy się w "ludki" i inne wymyślone zabawy. Niestety popełnił samobójstwo, po powrocie z wojny w byłej Jugosławii, powiedział tylko, że to, co tam widział nie pozwala mu już żyć. Najpierw pił po powrocie, a potem się powiesił......
UsuńSzkoda Tomka, byl taki spokojny, flegmatyczny.....
Wojna na Bałkanach to traumatyczne przeżycie z pewnością, wielu żołnierzy tego nie wytrzymywało...
UsuńMnemo, a co to "kochiliśmy"??
Miało być, chodziliśmy, to przez tą wytartą klawiaturę. A tańcyrki, wiecie , co to było??? Taki gospodarz miał dużo świnek i te świnki miały takie wybiegi ogrodzone metalowymi rurkami, chodziliśmy tam, siadaliśmy na tych rurkach i gapiliśmy się na świnie, one tak "tańcowały" po tych wybiegach, świnki są bardzo fajne i potrafią się bawić przez, co czasem są śmieszne.
UsuńO masz, a ja myślałam, że to potańcówki! Ze świnkami bynajmniej tego nie kojarzyłam...
UsuńJa też! Myślałam, że to literówka!
UsuńOjtam GosiAnko, kto powiedział, że ma być DO rzeczy???
OdpowiedzUsuńPrzez ten nasz wyjazd wszystkie kontakty nam sie pourywaly. Podobno byly jakies zjazdy klasowe w miedzyczasie, ale z tak daleka zawsze trudno sie zorganizowac, a to dzieci nie ma z kim zostawic, a to cos tam, cos tam. Czasem telefonujemy z kolezanka z podstawowki i to cale moje kontakty.
OdpowiedzUsuńSlyszy sie od czasu do czasu, ze ktos z nas odszedl za Teczowy Most, a z uplywajacym czasem takich wiesci przybywa. Sypiemy sie... :(
Oj, Panterko, optymistycznie pojechałaś!
OdpowiedzUsuńWiesz, gdyby człek więź prawdziwą zadzierzgnął, to i byłby się zorganizował. A tak? W gruncie rzeczy jesteśmy sobie obcy, bo parę lat w szkole to epizod w życiu.
Czasami te parę lat wystarczy, żeby zadzierzgnąć więź z niektórymi. Z całą klasą to jednak się nie da i nie ma zbyt wielkiej przyjemności z klasowego zjazdu. Tak myślę. Po przeczytaniu posta Miki zaczęłam się jednak zastanawiać, co się stało z moimi znajomymi z podstawówki. Mojego najlepszego kolegę z klasy znalazłam na portalu społecznościowym. Do pozostałych wprawdzie nie czuję sentymentu, ale ciekawa jestem, jak potoczyły się ich losy. I może nawet bym się spotkała?
UsuńCieszę się, że dałam impuls:))
UsuńMika, ja takie impulsy często od Was łapię:)
UsuńMnie do spotkań klasowych nie ciągneły jakieś szczególne więzy ,ale zwykła ciekawość ,zaspokoiłam ciekawość i na tym poprzestanę .
UsuńCiekawość to też dobry motyw działania:)
UsuńKalipso, impulsy są wzajemne:))
Dziędobry :)
OdpowiedzUsuńMikuś, a któraś Ty na zdjęciu ?
No właśnie .Ja obstawiam tą z długimi warkoczami w pierwszym rzędzie ,bo ona mi wygląda na taką co się dystansuje ;) Od jeżdżenia na ruchomych schodach :)))
UsuńZgaduj zgadula, tyle mogę powiedzieć, że stoję, a nie siedzę i nie widać mnie zbyt dokładnie:))) Ta w pierwszym rzędzie z warkoczami to Marysia, niestety już nie żyje.
UsuńJa obstawiam trzecia od Kolumny Zygmunta, w opasce na wlosach?
UsuńTy się nie liczysz w zgadywance, bo rodzina!
UsuńKurcze, znowu gafa, czyli moja specjalnosc. No tak dla zartu to napisalam.
UsuńJa też obstawiam tą w opasce :)
UsuńNo dobra, ta w opasce:)))
UsuńNo i znalazłam tę ładną dziewczynę w opasce:) Piękne zdjęcie. Ja jak odglądam swoje, czuję się , jakbym przenosiła się w czasie. Zazwyczaj pamiętam chwile uchwycone na nich.
UsuńNie przesadzajmy z tom urodom. Ale powiem ci, że jak oglądam różne swoje zdjęcia z lat szkolnych i ze studiów, to sobie myślę, że człowiek wyglądał wcale przyzwoicie, a całe życie w kompleksach, że nieładna, że za gruba (teraz to już nie kompleks, tylko przykra rzeczywistość) i tak dalej. Zamiast się kurna cieszyć i być zadowolonym z tego co jest to się wymyślało nie wiadomo co. Ej gupi, człowiek, gupi...
UsuńJa też tak mam:) Jak człowiek młody, to zawsze ładny, a wydaje mu się nie wiadomo co. I wiesz co? Jak spojrzysz na swoje obecne zdjęcia za kilka lat, to też pomyślisz, że nieźle wyglądałaś. Zatem to, co teraz widzisz, to nieprawda,zafałszowany obraz siebie:)))
UsuńOczywiście, że zafałszowany, my teraz widzimy się w krzywym zwierciadle naszych problemów, kompleksów, złych dni. Dlatego trzeba się jak najczęściej fotografować, za 10 lat będziemy się tymi zdjęciami zachwycać;))) Albo śmiać:))) Co i tak nam dobrze zrobi:)
UsuńMacie rację dziewczyny ,jak zobaczę się na zdjęciu ,to często pierwszy odruch jest negatywny ,ale jak sie oswoję z widokiem to siem sobie podobam ,zreszta ja dosyc fotogieniczna jestem ;) Najwazniejsza dla mnie rzecz muszę sie sama sobie podobać ,to czy podobam sie innym jest dla mnie sprawą drugorzędną ,co wcale nie oznacza ,że nie istotną .
UsuńNic dodać, nic ująć, święte słowa!
UsuńPodniosłyście mnie dziewczyny na duchu, muszę sobie tylko wmówić, że to co widzę w lustrze to fałszywy obraz:))
UsuńTakie krzywe zwierciadło.
UsuńNas na roku było około 200 osób i znalazła się grupka zapaleńców, która zorganizowała zjazd 10 lat temu, na 10-lecie ukończenia i teraz znowu. Jakoś tak skrzyknęła się spora grupa osób za pomocą telefonów, maili i to działa.
OdpowiedzUsuńZ osobami z podstawówki nie mam jakiegoś bliskiego kontaktu - chodziłam zresztą do dwóch i kiedyś na jednym spotkaniu z tą pierwszą klasą moją byłam. A klasa licealna zgrana nie była, aczkolwiek spotkania też organizowaliśmy i bywałam - było lepiej niż w szkole :))
Chłop mi przypomniał - w ósmej klasie byliśmy w Częstochowie :)) Ale to z księdzem, a nie ze szkoły.
OdpowiedzUsuńChodziliście z chłopem do szkoły razem??? Ale fajnie! U mnie też kilka par z liceum się pobrało.
UsuńNieee, ale na religię do tego samego kościoła i z tym samym księdzem, który ładnych kilka lat był w naszej parafii. Chłop jest 3 lata starszy ode mnie. I twierdzi, że mnie z dzieciństwa pamięta. Z kościoła właśnie. A ja jego nie :(
UsuńI ksiądz ten co roku organizował wyjazdy ósmoklasistów do Częstochowy, z noclegiem w tym samym miejscu.
UsuńWażne, że już teraz go pamiętasz, Chłopa, znaczy.
UsuńA nie pomyl Go z księdzem!
UsuńMika wygląda na to ,że miej więcej w tym samym czasie przyszłyśmy na świat ,ja zdawałam maturę w 78 .
OdpowiedzUsuńMoja edukacja jak na dziewczynę była lekko nietypowa .... Po niedostaniu się do technikum elektronicznego miałam wybór albo szkoła gastronomiczna ,albo budowlana ,wybrałam ...zgadłyście budowlaną ;) Mała być klasa stolarska ,a wyszło że ....... no co ? jak myślicie No to wam powiem BETONIARZ-ZBROJARZ było nas 8 dziewczyn w klasie ,przez dwa lata uczyłam się tego zawodu ,mając także praktyki na budowie i w zakładzie prefabrykató . Tak nieraz sobie myślę że jakąś proste zbrojenie dała bym radę zmontować ;))) Fajnie wspominam ten okres ,niektórych ludzi pamiętam . Potem w technikum było nas 10 bab i ten okres był bardzo fajny , mieliśmy grupę z którą jezdziliśmy na biwaki włóczyliśmy się po górach . Spotkaliśmy się po 30 latach ,ale nie wszyscy ,było bardzo miło ,ale to nie były " te same drzewa " To obcy ludzie ,każdy zyjący swoim zyciem . Byłam także na spotkaniu z podstawkówymi ludzmi i ta sama historia . A piosenka Kaczmarskiego ,moja ulubiona :)))
No masz, o betoniarza-zbrojarza tobym cię nie podejrzewała... Twarda z ciebie sztuka, Marija! U mnie w szkole proporcje męsko-damskie były odwrotne, na 35 osób 7 chłopa...
UsuńRola dziewczyn na praktykach betonowych polegała na pracach porządkowych , w zakładach prefabrykatów wiazałysmy zbrojenie drutem wiązałkowym ,ale to była lekka praca .
UsuńSzkoła do której chodziłam to nie była typowa szkoła zawodowa ,tylko tak zwana kuratoryjna , chłopcy to rzeczywiscie zaiwaniali na budowach , my miałyśmy luz . Pieniądze za naszą prace na praktykach brała szkoła . Na takich praktykach bywało bardzo wesoło :)))))
Aaaa, to już wiem skąd u Ciebie umiejętność robienia takich ślicznych ptaków:)
UsuńMasz chyba rację Arteńka ,że ten drut to został ze mną od tamtych czasów :)))
UsuńAle jak pięknie Ci to teraz wychodzi:)
UsuńWszystkie Kury umieją robić coś pięknego:) Chciałabym zobaczyć te ptaki Marii:)
UsuńMelduję, że ja nic nie umiem robić manualnie!!!
UsuńPiękne bajki i niebajki piszesz:)
UsuńI dżemy, marmolady i inne powidła:))))
UsuńA Bóg zapłać, dobre koleżanki, zapomniałam o dżemach:)) I bajkach:))
UsuńWycieczki pamiętam dwie z tymi zbrojarzami byłam w Kotlinie Kłodzkiej i w maturalnej klasie w Krakowie i tą pamiętam tak jak Mika ,czyli nie te wszystkie skarby kultury ,tylko to że wychowawczyni ,która była niewiele starsza od nas nie zapanowała nad nami i część uraczyła się większą ilością alkoholu .
OdpowiedzUsuńMario, mam nadzieje, ze do matury wytrzezwieli ? Moje dwie kolezanki przyszly na egzamin dojrzalosci zupelnie niedysponowane...tlumaczyly sie tym, ze chcialy stlumic stres.
UsuńOrszulka, i co? Zdały?
UsuńNo to nieźle stłumiły:))
UsuńAfera byla na cale wojewodztwo :) Pani dyrektor zwana przez nas Zoltym Ptakiem sinoburaczkowa byla :)
UsuńDano im szanse i pozwolono zdawac rok pozniej gdy bylysmy w piatej klasie :) Pojszlo im dobrze, bez stlumiania tym razem ;)
Zdążyły wytrzeźwieć:)))
UsuńZ powodu alkoholu afery nie było ,może dlatego że nauczyciele nie byli tacy święci ,wuefista na ten przykłam ,miał podejrzany nos ;)
UsuńMyśmy wywineli coś innego i od tego chuczała cała szkoła . Była zapowiedziana klasówka z fizyki , strasznie nam nie pasowała więc ,kupiliśmy kwiaty i poszliśmy prosić o przełożenie . Weszliśmy do klasy każdy stanął przy swojej ławce ,jakiś chłopak podszedł negocjować ,pani stanowczo odmówiła ,powiedziała proszę siadać i wyjąć kartki .Ktoś dał hasło wychodzimy ,no i wyszliśmy .
Kolega w tym dniu przyniósł aparat ,szukalismy dobrego oświetlenia na grupowe zdjęcie ,najlepsze było pod oknami pokoju nauczycielskiego . Wyszlo na to że jesteśmy beszczelni do entej potęgi ,to zdjęcie dopełniło miary .Na rok przed maturą rozwiązali nam klasę i kazano pisać podanie o ponowne przyjęcie . Przyjęto ponownie prawie wszystkich ,poległy dwie osoby z najgorszymi ocenami ,był pretekst żeby się ich pozbyć :))
UsuńMocno poszliście, nie da się ukryć, ale zemsta też niezgorsza:)
UsuńU nas była grubsza afera jak zginął dziennik w niewyjaśnionych okolicznościach...
UsuńByłam na 10-leciu matury (drętwe), potem na gali liceum 90 lat, potem unikałam i w ubiegłym roku na ...-leciu matury. I było bardzo fajnie. Zjazd po studiach się odbył po dłuuugim okresie i też było sympatycznie.
OdpowiedzUsuńAle ząb czasu jest bezlitosny.
To trudno przewidzieć, jaka atmosfera będzie na takich spotkaniach, czy będzie o czym gadać, czy nie i kto przybędzie a kto nie. Co do zęba czasu to mam propozycję, żeby nasłać na niego (na czas) jakiegoś wrednego dentystę, który by mu ten ząb wyrwał i byłby święty spokój...
UsuńProponuję inne rozwiązanie - niech go ten dentysta... wyleczy:)
UsuńObojętne co mu zrobi, byle nie nadgryzał zbytnio.
UsuńDo NFZ z nim! Tam wiedzą, co zrobić z zębem!
UsuńDobre pytanie Miko kochana...Co sie stalo z naszymi kolezankami i kolegami z klasy. Tak jak wiekszosc i ja nie wiem gdzie Oni sa, jak zyja, co robia. Nasze drogi sie rozeszly ale milo jest powspominac jak to Piotrus ciagnal mnie za warkoczyki, a Magda powiedziala, ze mam krowie oczy ;)
OdpowiedzUsuńMilo wspominam moje szkoly, kolegow i kolezanki. Nauczycieli rowniez, nawet tych, od ktorych udalo mi sie czasem zlapac dwoje ;)
Pozdrawiam serdecznie w ten pochmurny tutaj dzien :)
Miałaś warkoczyki?? Takie mysie ogonki?:)) Dobre wspomnienia są bardzo ważne:)
UsuńU nas dzisiaj było raczej pogodnie i troszkę wiało.
Dokladnie, mysie ogonki :) I kokardki mialam na nich :)
UsuńJa też miałam warkocze, czesałam się tak jeszcze w szkole średniej ,bardzo lubiłam taką fryzurę .
UsuńOrszulka, a ruda nie byłaś, a Piotruś nie miał na drugie Gilbert przypadkiem??
Usuń:)))
UsuńBardzo ciekawie czyta się takie komentarze, a już szczególnie wzajemna relacja nastolatki i starca, który ma... 26 lat - bezcenna:))))
OdpowiedzUsuńZgrzybiałego starca, nie zapominaj!! Rudą brodę miał:))
UsuńWspomnienia i jak się zmieniliśmy, ciała się poszerzyły, zmarszczki porobiły i ubyło nas, żyje się jednym lepiej, innym gorzej - czas w miejscu nie stoi a podobno - według fizyków niektórych, nie ma go, tzn czasu nie ma. :)) Trza nie brać przykładu z przodków i otoczenia i się nie starzeć. :)) Żyć wiecznie, ha to dopiero by było chciałybyście tak? :) Wiecznie młode, pełne energii i pasji co byśmy robiły mając możliwość zatrzymać czas, w wieku powiedzmy czterdziestu paru lat, już nie młode lecz jeszcze nie stare, już z bagażem ale jeszcze nie znudzone i chcące i pełne entuzjazmu i tak przez sto dwieście lat, co byśmy robiły? :))) Czy chciałybyście tak? :)
OdpowiedzUsuńJa bym chciała tak, żeby zakończyć życie, kiedy nam pisane, ale do końca być zdrowym i sprawnym i zatrzymać proces starzenia na tych czterdziestu paru latach... Byłoby fajnie... Żyć wiecznie nie, nie chciałabym, nie bardzo chyba mnie interesuje, jak cywilizacja będzie wyglądała za 100 lat:))
UsuńJa bym spróbowała...
UsuńA uczyć się rozwijać i umieć pomóc tej cywilizacji stawać się mądrą dojrzałą cywilizacją, też nie? :)
OdpowiedzUsuńChyba aż taką społecznicą nie jestem...
UsuńPoza tym wieczne życie to okropnie męczące.
UsuńMika, nie zapieraj się, spróbuj chociaż!
UsuńO tak, Mika, spróbuj:) Chociaż ja Cię rozumiem. Przez sto, dwieście lat to można się porządnie zmęczyć życiem, nawet jakby ciało przestało się starzeć:) A cywilizować cywilizację to ciężka robota:)
UsuńE tam, nie znacie się. Ja mam tyle do zrobienia, że i 200 lat nie wystarczy!
UsuńW to nie wątpię!
UsuńZazdroszczę entuzjazmu:)
UsuńBardziej mnie taka perspektywa przeraża niż cieszy, chyba.
OdpowiedzUsuńKtos madry mowil, ze gdyby sie zylo wiecznie, to nie ceniloby sie zycia. Nie powstalyby rozne wielkie dszila, no bo skoro ma sie przed soba wiecznosc, to po co sie spieszyc...
OdpowiedzUsuńZaintrygowało mnie, dlaczego nie powstałyby wielkie dszila? Powszechnie wszak wiadomo, że dszila, zwłaszcza wielkie, tworzy się całą wieczność:)))
OdpowiedzUsuńNo fakt, na dszila trochę czasu schodzi... A taka wieczność do dyspozycji toby tylko rozleniwiała...
UsuńDszila zrobi kariere, jak rorby:))
UsuńA niech się tworzą całą wieczność te dszila:)))))
UsuńKiedy właśnie nie mamy wieczności na tworzenie dszilów. Chyba musimy pozostać przy rorbach...
UsuńA co na to potomni, że wiekopomnych dszilów zbraknie?
UsuńPójdą z rorbami...niecywilizowani....:(
Ale mnie rozśmieszyłaś:))))) Ta wizja niecywilizowanych potomnych z rorbami...
UsuńWoleliby dszile, ale jak się nie ma, co się lubi...
UsuńWoleliby dszile? W żadnym razie! Potomni gadają du sie ino
Usuńskrótowcami, a i te potrafią jeszcze skracać:))
Komunikują się za pomocą sms-ów i innych strzałek.
Nie widzę ich przy dszilach. Ugrzęzną w nich na wieki.
Zostają więc rorby.
I skarpetki ;)
Rorby zawsze się przydadzą, można do nich schować skarpetki... Dszile chyba faktycznie nie byłyby dla nich do ogarnięcia.
UsuńMnie to idzie jak po grudzie!
OdpowiedzUsuńNiestety, Dziefczęta, padam i odpadam. Nagadałam się dziś i naśmiałam, beczek naturlałam i muszę ochłonąć. Dobranoc!
OdpowiedzUsuńNo to buźka!
UsuńJa z podstawowki nie pmietam wiele, za to z liceum!!. Klasa byla super, chociaz niezbyt zgrana, byly rozne grupy. Troche rozrabialismy, a ze ja mialam sklonnosc do przebywania w towarzystwie z tzw. fantazja to na poczatku 2-giej klasy po pewnej wycieczce w malym gronie i bez opieki doroslych, obnizono nam (8 osob) zachowanie. Ja i moja przyjaciolka do 4-ki, koledzy do 3-jek, dwoch musialo opuscic szkole albo powtarzac rok. Jeden odszedl, a razem z nim jego przyjaciel w ramach solidarnosci, drugi sie zaparl i powtarzal rok . Mnie dyrektor powiedzial ze jestem czarna owca w rodzinie, no to ja mu na to zeby sie nie martwil, przyjdzie Brat to opinie naprawi (naprawil).Takie odezwanie za bezczelnosc wtedy uchodzilo ale mial poczucie humoru. Po 2-gim roku klase nam podzielono na pol i pomieszano z innymi, wychowawca zrezygnowal. Dostalismy nudna pania profesor. Ale silnej grupy i tak nie udalo sie rozdzielic. Wogole to liceum bylo tak rygorystyczne ze czasem mowiono o nim Zaklad nr I. Okropna dyscyplina byla. Natomiast wycieczki mielismy organizowane co roku jesienia w gory (rozne) i byly cudwne. Spalismy w schroniskach, gotowali na koch(h)erach (kto jeszcze pamieta co to bylo). Na jednej znowu podpadlam bo poszlam z kolega na spacer wieczorowa pora. No i tak chodzilismy sobie lapka w lapke po lesie i nie zauwazylismy ze juz sie sciemnia. Pani pofesor chiala nas udusic. To byl ten kolega, ktory musial opuscic szkole. Teraz pan architekt. I jeszcze jedno wspomnienie. Do matury uczylam sie z kolezanka u niej. Ma mieszkanie , ktorego okna wychodza na Rynek Glowny i maja b. szerokie parapety. Siadalysmy na nich i z tesknota patrzyly na Juwenalia. Teraz szycha w Urzedzie Miasta. Bylam tylko raz na spotkaniu klasowym , kilka lat temu i wystarczy. Wiem ze sa organizowane co roku ale nie ciagnie mnie do nich. Za to caly czas mam kontakt z przyjaciolka z ktora studiowalysmy razem i jeszcze jedna z czasow kiedy tanczylam w studenckim zespole piesni tanca (na studiach i po) i to wlasnie z dizonaurami z tego zespolu spotykam sie na kolejnych jubileuszach i ta sa jedyne kontakty, ktore podtrzymuj. A klasa? Sporo za granica (moja przyjaciolka w Kanadzie), wiekszosc poza Krakowem, kilka osob juz nie zyje, czasem zdarzy mi sie spotkac kogos ot tak na ulicy, kilka slow i to wszystko. Ale zdjecia (oczywiscie z kolega ze spaceru glownie) zachowalam i wszystkie listy z czasow licealnych!!!! nic nie wyrzucilam, Lubie czasem do nich wracac, zwlaszcza jak robie kolejne porzadki , sa urocze, a kolegow od ktorych je dostawalam wspominam z lezka w oku no i wiem gdzie sa i co robia. A niedawno odzwal sie do mnie no ten, ze juz nie podkreslam ktory. Gadalismy i gadali.
UsuńA tak wogole to okropnie sie rozpisalam. Mika taki temat poruszyla. A poza tematem to zjadlabym domowy dzemik .
Bacha, miałaś malownicze życie klasowe, aż zazdraszczam. Moja klasa była nudna jak flaki z olejem.
UsuńNo, pamiętam opowieści rodzinne o wybrykach Bachy:)) A takie to niewiniątko z pozoru było... Ale życie klasowe miałaś ciekawe.
Usuńa mysmy tylko w tzw okolice jezdzili z klasa....nigdy tak daleko. Ale i tak dzialo sie , dzialo....szczegolnie w starszych klasach, hrehrehreh a w autobusie na wycieczke - ho ho....mam w zasadzie dwie kolezanki z najdawniejszych czasow - wczesna podstawowka, potem liceum, w jednej kupie. Potem kazda swoja droga ale utrzymujemy kontakt...jedna jest maupa, bo nie lubi pisac, ale jak sie widzimy to tak jakbysmy sie widzialy tydzien temu. Jak zaczela dzialac Nasza Klasa to moja klasa z podstawowki jakos energicznie sie zebrala, nawet bylam na jednym spotkaniu, takim wczesniejszym, wiec kazdy kazdego troche ogladal. podobno pozniejsze sie mocno rozluznily (tance oraz chowanie wodki w fortepianie)
OdpowiedzUsuńA duze zjazdy to jakos mnie nie ciagna, poza tym kolezanki, z obserwacji, jakos sie trzymaja, natomiast koledzy = stetryczale grube, lyse pryki. juz wole ich pamietac jak mieli po 17 lat!
Opakowana, jeśli chemia jest, to obojętne skąd tego kogoś znasz. Ze szkoły, ze studiów, czy z internetu.
UsuńTo prawda, ważna więź a nie jej pochodzenie:)) Ale żeby wódkę w fortepianie chować???? Co za nieużytki!
UsuńNo proszę, jakie tu się zrobiło liczne cohenowe towarzystwo :-) A niby taki niszowy artysta, w moim środowisku w realu próżno szukać fanów :-) Ja nie jeździłam do Warszawy z wycieczkami szkolnymi, mam zatem więcej do powiedzenia o Cohenie :-) W latach 80-tych byłam małym szczylem, słuchałam go dzięki siostrze z kaset magnetofonowych, zaczynając oczywiście od Zembatego. Na koncert udało mi się osobiście stawić dopiero w 2008 roku we Wrocławiu. To było mistyczne dla mnie przeżycie.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, jak to swój swego znajdzie? Dla mnie tamten stary koncert to było właśnie też mistyczne przeżycie... Jak byłam w Londynie w 1980 to jedną z niewielu rzeczy (i pierwszą), które kupiłam, była kaseta z piosenkami Cohena, która potem wraz z moim kolegą była na strajkach studenckich na UJ...
UsuńRiannon, witaj w klubie! Wahałam się w 2008 roku, ale jednak na koncert nie pojechałam. Cohen budzi tyle wspomnień i skojarzeń!
OdpowiedzUsuńJa byłam w szoku. Taki staruszek, a śpiewal tak czysto, że przez 3 utwory byłam pewna, że to z playbacku. Oczywiście, myliłam się.
UsuńTego właśnie się bałam. Że się rozczaruję i czar pryśnie. Teraz trochę żałuję, że nie byłam, pewnie to ostatni koncert w Polsce.
UsuńRiannon, błagam, tylko nie staruszek o Cohenie!!!
UsuńJa nie mam kontaktu z nikim z moich dawnych klas, zupełnie z nikim... Chociaż, sorry, spotkałam niedawno koleżankę z jednej z podstawówek (z jednej, bo przez przeprowadzkę, to chodziłam do dwóch, a właściwie do trzech). Spotkałyśmy się w sklepie, po nie wiem ilu latach, ale dużo ich minęło, i rozmawiałyśmy chyba z półtorej godziny. I Igor to zdzierżył. :] Wymieniłyśmy się telefonami, ale zaraz chyba minie rok, a my się nie spotkałyśmy.
OdpowiedzUsuńJakoś tak się odcięłam, i nie żeby specjalnie, tak wyszło.
Zastanawiam się, czy ten pierwszomajowy dzień ze śniegiem, o którym piszesz, Mika, to nie był czasem ten sam, w którym mnie pochód ominął, bo leżałam złożona ospą (w tym wieku!) i czytałam ku swojemu wielkiemu zadowoleniu Chłopów. :)
Ileż to lat minęło od tamtego dnia...
Ojtam, mgnienie oka po prostu:)) Może być, że to ten sam... "Chłopi" zamiast pochodu to znacznie lepsza opcja:))
UsuńA może by zadzwonić do tej koleżanki, co?
Jako licealistka mieszkałam na obrzeżach Poznania i z pochodów byłam zwalniana jako "dojeżdżająca". Autobus dojeżdżał do centrum w 10 minut:))) Ale nie chwaliłam się tym. Zawsze miałam wymówkę, że autobus nie jechał, wypadł, zepsuł się, spóźnił. Tego rodzaju przestępstwa zawsze uchodziły mi na sucho. Wystarczyło przebiec ostatnie kilkadziesiąt metrów, zasapać się i efektownie wpaść do klasy tuż przed końcem lekcji:)
OdpowiedzUsuńSpryciula!!!
Usuń