Moja ulica a właściwie uliczka, jest dość długa. Pamiętam ją, jak jeszcze była brukowana kocimi łbami, taka sobie wiejska ulica z kamieniami. Potem była kostka, a wyasfaltowana została dopiero w latach 70-tych.. Zmienia się z latami, ale nadal zachowuje charakter trochę wiejski, trochę małomiasteczkowy. Górna połowa, aż do skrętu do szpitala, jest bardziej cywilizowana. Jest tam apteka całodobowa (w miejscu, gdzie poprzednio był sklep spożywczy), jest mój dentysta, kiosk Ruchu, jest mały, ale poręczny sklepik spożywczy i zakład tapicerski (był tam od wieków!). Z dzieciństwa pamiętam jeszcze kuźnię, w miejsce której był potem bar, a obecnie prywatne mieszkanie.
Schodzimy w dół, mijając pensjonaty dla turystów, ale i dawne małe domki z ogródkami. Dochodzimy do drugiego ośrodka życia ulicy: piekarnia, dawno temu piekąca pyszne pachnące chleby i wspaniałe bułki wodne, obecnie niestety kluchy z polepszaczami i waciane bułeczki. Naprzeciwko piekarni zakład szewski, z szewcem starej daty, okropnym bałaganem i zapachem skóry w środku. Pan szewc woli spędzać dni na ławce pod piekarnią i omawiać sprawy świata tego z piekarzem i znajomymi. Naprawę butów traktuje chyba raczej hobbystycznie, zamykając zakład kiedy mu się podoba i kiedy nie ma weny do pracy. Obok niego naprawa AGD, niestety droga... Obok piekarni był jeszcze drugi sklep spożywczy, ale się nie utrzymał. Był on tam w czasach mojego dzieciństwa i często Mama mnie wysyłała po kostkę masła albo 25 dkg kawy Super, czasem Marago. W onych czasach był koło sklepu jeszcze kiosk Ruchu, prowadzony przez trochę chyba niezrównoważonego pana, który strasznie lubił krzyczeć i wszystkie dzieciaki z okolicy się go bały.
Idziemy dalej w dół i mamy wielkie garaże i plac, gdzie dawniej był zakład oczyszczania miasta, a obecnie baza transportowa prywatnej firmy. To też miejsce z historią, przed wojną były tam garaże samochodowe pana Rippera, który brał udział w międzynarodowych wyścigach samochodowych. Moje okna mało romantycznie wychodzą właśnie na ów plac, gdzie parkują autobusy i busy, ale wolę to niż np deweloperkę czy domy komunalne. Przyzwyczaiłam się już przez tyle lat, że zawsze tam były samochody i nie przeszkadza mi to specjalnie.
Zaraz za placem straszy szkielet spalonego starego drewnianego domku. Mieszkańcy wymarli, spadkobierca przebywa od lat zagranicą i dom stał się miejscem spotkań bezdomnych. którzy niedaleko stąd mieli swój ośrodek, ale po spożyciu nie byli tam wpuszczani. Niestety kiedyś zaprószyli ogień, pożar wybuchł w nocy i dwóch z nich zginęło w pożarze... Miałam wtedy stracha, bo to prawie naprzeciw mojego domu, rury od gazu przebiegają pod ulicą i obok domu. Akcja gaśnicza trwała długo, dom palił się jak chrust. Potem wszystko zabito deskami, furtkę od ulicy też i nikt tam już nie zachodzi, a dom pomału niszczeje i rozpada się po kawałku...
No i dochodzimy do mnie:))
Przy furtce wita gości Tropik z kółkiem w paszczy:
Dalej zaczyna kwitnąć mój ukochany jaśmin:
A w oknie storczyki:
Na podwórku za domem mój busz z dzikim bzem koralowym, który sam się posiał:
Na owym bzie niestety w niedzielę rozegrał się ptasi dramat. Uwiły sobie tam gniazdko kopciuszki, bardzo nisko, na wysokości oczu. Były już pisklaki i niestety w niedzielę odbyła się jakaś napaść na gniazdko, nie wiem czyja, bo jak się zorientowałam, że coś się dzieje i głośne ćwierkania mnie doszły, to już było za późno i gniazdko puste:(( Musiały je jakieś ptaszyska wymordować. Dwa lata temu w podobny sposób zginęły pisklęta trznadli i szpaków, wybite przez sójki. Natura jest czasem okrutna. Koleżanka spod Wrocławia pisała mi, że u niej sójki rozbiły budkę dla szpaków i też pożarły pisklaki. Wredne ptaszydła! Już nie chcę żadnych gniazdek u siebie na podwórku, zawsze się to źle kończy...
A tu moja ławeczka podwórkowa:
I Tropik czujnie obserwujący ulicę, czy przypadkiem nie pojawi się tam niejaki Kajtek, którego ulubionym sportem jest dopadać naszej furtki i żreć się z Tropikiem przez sztachety. Zwłaszcza o siódmej rano jest to niebywale atrakcyjne...
Lubię moją ulicę, choć nie jest reprezentacyjna, lubię moich sąsiadów. I tych najbliższych i tych troszkę dalszych, niektórych znam od dzieciństwa i bawiliśmy się razem w podchody, niektórych od nie tak dawna. Ale miło mi jest, jak ktoś przechodzi, zapyta co słychać, zamieni parę słów, zawsze uśmiechnięta pani Krysia, sąsiad, który zawsze coś pomoże naprawić, najbliżsi sąsiedzi, którzy opiekują się psem, gdy wyjeżdżam czasem. Mieszkając tu przez całe życie jestem tu zakorzeniona i czuję, że to moje miejsce. W końcu domek wybudowała moja babcia własnymi rękami z pomocą sąsiadów:) Niedawno znalazłam w papierach zezwolenie na budowę, z roku 1927... Ale o historii domku to już kiedy indziej, bo zanudzę was na śmierć.
Mika!!!! Więcej!!!!! Mnie nie zanudzisz;)))) Tropik wygląda godnie:)))) Pisz, pisz, bo Babcia samowystraczalna jest moja idolką i historycznym alter ego;))))) Buziole zasyłam z centralnej Polski, gdzie buły wypiekam - orkiszowe i bez polepszaczy;))))
OdpowiedzUsuńNo babcia była babką z charakterem:)) O Babci i historii domku planuję następny wpis, muszę jeszcze kilka zdjęć znaleźć:))
UsuńChciałabym spróbować twoich bułek! Buziaki!!!
Dawaj, dawaj o Babci;)))
UsuńCo to są bułki wodne? Pytam ja - kulinarna ignorantka.
OdpowiedzUsuńJa tam byłam! I potwierdzam, że swojsko jest, całkiem nie jak w kurorcie. Wyjąwszy pensjonaty, ale one trochę dalej. Zresztą w Zakopanem każdy prawie dom to pensjonat - co nie, Mika? I spokój święty, czasem jakiś samochód przejedzie i ludzie się snują (do tych pensjonatów).
I rybki na chałupce (jak to w górach) i zielona ławeczka pod kolor - zatęskniłam!
Synuśmójśliczny...
Bułki wodne proszę pani, to były takie prawdziwe bułki z niezbyt białej mąki, chrupiące i pozbawione wypychaczy.
UsuńSynuśtwój też za tobą tęskni:))
Ale dlaczego wodne ? Zapija się je wodą ? Czy może dobre do wodzianki ?
UsuńChyba dlatego, że się dodawało do ciasta wodę a nie mleko.
UsuńAch tak mnie zinspirowałyście, że szukam i ja zdjęć. Mojej ulicy z dzieciństwa na fotce raczej mieć nie będę, ael domek może się jeszcze znajdzie. No i Kaczorówka tu będzie łatwiej.
OdpowiedzUsuńMika i tak masz fajnie, że choć w mieście to, jak na wsi. Ja tam wolałabym na bocznej, mniej reprezentacyjnej ulicy niż na deptaku. A o babci pisz oczywiście i skąd te rybki???
Szukaj Mnemo, szukaj! Trza upamiętniać!
UsuńHistoria rybek jest ciekawa. Otóż trochę lat temu pojechałam ci ja na wakacje na Podlasie, a w tym czasie przyjechał mój kuzyn opiekować się Tatą i psem. Wpadł na pomysł, że z pomoca mojego przyjaciela odmaluje domek podczas mojej nieobecności. Tłumaczyłam przez telefon, o jaki kolor mi chodzi, delikatny zielony, rozbielony... Niestety obaj panowie mieli problem z rozróżnianiem kolorów i zrobili ooooostry turkus... Załamałam się jak to zobaczyłam i postanowiłam jakoś to złagodzić a że do morskiego koloru pasowały rybki to pomalowałyśmy je z koleżanką od szablonu:))) Domek od tej pory już był kilka razy malowany, ale rybek nie zamalowuję, lubię je, chociaż trochę kiczowate:)))
Eee, fajne rybki, przynajmniej przyciagają uwagę:))
UsuńA panowie faktycznie jesli chodzi o kolory to mają jakiś problem....
Oj mają!!! Chyba, że są malarzami:)))
UsuńMika, wspaniale, ze masz swoje tak urocze i piekne miejsce, w ktorym dobrze sie czujesz.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa historii Twojego domku i bede czekala na Twoja relacje historyczna :)
Storczyki bardzo lubie, moje kwitna tylko na oknie w lazience...reszta pomieszczen im nie sluzy, nie potrafie tego zrozumiec ;)
Tropik z kolkiem przy furteczce mnie wzruszyl :) Glaski dla niego :)
Jasmin niech Ci kwitnie i pachnie jak najdluzej, a Ty jak usiadziesz na zielonej laweczce delektuj sie urokliwymi zakatkami Twojego domostwa. Usciski :)
Dzięki Orszulko, do relacji historycznej mus za zdjęciami pogrzebać, myślę, że w przyszłym tygodniu mi się uda:)
Usuńbardzo dziękujemy z Tropikiem za głaski, najśmieszniejszy jest jak szczeka na coś lub kogoś z kółkiem albo piłeczką w pysku:)))
Ściskam ja też
Orszulka, a moje storczyki w łazience za Chiny nie chcą! I zrozum tu przyrodę! Zresztą teraz żadnych kwiatków w domu mieć nie mogę, bo Czajnik grasuje! W desperacji kupiłam kilka sztucznych stokrotek do starego - nomen-omen - czajniczka ze złomowiska i też je załatwił:)))
UsuńStorczyki potrzebują wilgotnego powietrza ,łazienka więc jest świetnym miejscem .
UsuńNie podlewaj za często raz na 1,5 - 2 tygodnie do osłonki, jak wciągną to ok, jak za długo stoi woda odlać. Może za często podlewasz??? Nie lubią silnego słońca, dobra jest wystawa zachodnio-północna. U mnie w hucie, zanim ich nie wywaliłam, to kwitły, jak głupie.
UsuńDlaczego je wywaliłaś??????????? I to jak kwitły???
UsuńFajny taki cichy i spokojny zakątek.
OdpowiedzUsuńU nas jaśmin już przekwitł, a u Ciebie taki piękny.
Tropik na straży prezentuje się bardzo dostojnie, a rano z kumplem po prostu uprzejmości wymieniają przez sztachety. A ,że trochę głośno...no cóż, może kolega niedosłyszy?
Natomiast jeżeli chodzi o plądrowanie gniazd, to u nas sójki zastąpiły gawrony. Kiedyś naprzeciw naszego balkonu gniazdo miały chyba szczygły. Kiedy wylęgły się pisklęta, gawrony momentalnie dobrały się do gniazda. Zresztą one to istna plaga.
Zasiedliły piękny park i nijak wykurzyć ich nie można, choć różnych metod próbowano. A świtem ,wściekle kraczące watahy wyruszają na szaber okolicznych pól-- powrót wieczorem i ten sam wrzask. Ja mieszkam jakieś 30 m od ich siedliska-parku.
Mówię Wam masakra.
Jaśmin dopiero zaczyna się rozwijać, zrobię zdjęcie jeszcze w pełni kwitnienia, wygląda wtedy imponująco.
UsuńNo to niezły problem macie z tymi gawronami, drapieżniki okropne! Taka kracząca pobudka to nic miłego.
A jakie punktualne potwory:(((
UsuńRówno ze wschodem słońca wstają. Kraczą wrednie ale mus się przyzwyczaić (albo wyprowadzić choć w tej chwili to niemożliwe)
Stopery do uszu?
UsuńJest to metoda, ale mi wtedy strasznie w uszach szumi.
UsuńDo tych padalców się już przyzwyczaiłam co nie znaczy, że mi na nerwy nie działają, szczególnie jak się szwendają wokół bloku, drąc dziób. Nawet osiedlowe koty omijają je szerokim łukiem.
Narażę się wam dziewczyny ,bo ja lubię gawrony ,w ogóle krukowate , lubie je obserwować , bawią mnie :))
UsuńCzytałam ostatnio ,że to bardzo pożyteczne ptaki , spełniają rolę sanitarną, szczególnie w dużych miastach . No a natura tak świat urządziła że zjadamy się nawzajem ;)
Mario to zapraszam do mnie. Przedstawicieli krukowatych tu nie brak.
UsuńMieszkam na wsi i tutaj gawrony raczej żadnej funkcji sanitarnej nie pełnią, bo nie muszą.
Za to plądrują sady z owoców (czereśnie, wiśnie, orzechy), pola ,wydziobując ziarno, nasiona itp, gniazda z młodych piskląt. Żeby to było kilka ptaków to jeszcze, ale w parku po jednej alejce nie da się w ogóle przejść, gniazdo na gnieździe. Drzewa są wręcz spalone przez to co "produkują". Sukcesywnie zasiedlają inne alejki i lipy przy głównej drodze. Kiedy wracają na noc to wygląda ich stado jak jedna, wielka czarna, kracząca chmura.
Sprytu i inteligencji im odmówić nie można, dlatego to trudny przeciwnik.
Nic mnie nie przekona do polubienia ich.
Natomiast Mario niczym się nie narażasz, jeden lubi wiśnie inny śliwki ,a Ty gawrony i tak powinno być:))))
Ps. Inaczej byłoby nudno na świecie.
O to, to właśnie! Muszą być i takie ptaki i takie, w różnorodności siła. A pamiętacie piosenkę Młynarskiego :"Lubię wrony"?? Można podłożyć gawrony. Z dedykacją dla Mariji:))
UsuńNie znam tej piosenki, ale dedykacja dla Mariji jak najbardziej:))
UsuńWrona to też krukowate, tak że nawet słowa niekoniecznie trzeba zmieniać.
Dziękuje za dedykacje ,znam tą piosenkę Młynarskiego , no może znam to za duzo powiedziane ,w każdym razie kilka razy ją słyszałam :))))
UsuńOdświerzyłam sobie :
UsuńLos im dolę zgotował nieletką ,cienką gałąz i marne poletko, czarne to to i w ziemi sie dłubia , A JA JE LUBIĘ :)))
One poza wszystkim bardzo mądre są i umieją narzędzi używać , a orzechy upuszczają na ulice, żeby je samochody rozjechały i potem zbierają.
UsuńAlbo zrzucają z wysokości . 30 lat temu pracowałam w biurze planowania przestrzennego ,jezdziliśmy w teren na inwentaryzację . Kiedyś zauważylismy pod wysoką latarnią orzechy włoskie , a w okolicach nigdzie takiego drzewa nie było . Wrony kradły orzechy na ogródkach działkowych i rozbijały je zrzycając z latarni
UsuńSpryciarze są niesamowite. Na jakimś filmie przyrodniczym widziałam, jak takie krukowate wydłubywały larwy z jakiegoś drzewa i brały patyk i tym patykiem dłubały w dziurkach w korze i wyciągały te larwy.
UsuńDobra dziewczyny, 10 mogę zaakceptować, ale 100 w jednym miejscu (parku ok 1,5 ha) to już stanowczo za dużo.
UsuńZa duże ugawronienie na metr kwadratowy:))
UsuńKrukowate mondre są nadzwyczaj!
UsuńPrzyłączę się do Marii, też je lubię, chociaż są wrzaskliwe i przepłoszyły wróble i inne drobiazgi z osiedla. Gorsze od poczciwych gap są sroki, te dopiero dają do wiwatu. Na szczęście na naszym osiedlu utrzymuje się równowaga i nie ma wielkich stad.
UsuńZdecydowanie nie lubię miejskich gołębi.
U nas gołębi nie ma praktycznie wcale, tylko jedna para dużych gołębi grzywaczy oraz kilka cukrówek. Natomiast tych, w czarnych garniturach, jest multum. Można obserwować do woli ich zachowania, kradzieże, bójki itp.
UsuńKilka sztuk to owszem, ale w takiej ilości to stanowczo za dużo.
Tak jak zauważyła Mika- za duże ugawronienie na metr kwadratowy:))
Zimą w moim parku też stacjonują, przylatują na noc, z psem trzeba chodzi bokami alejek bo inaczej nie jedną kupą się zarobi. Wszystko obfajdane, ławki, chodniki, a jak to śmierdzi, kiedy deszcz popada, fuj.....
UsuńKiedyś miałam na nie sposób, żadne tam strzelanie z korkowców, to na krótką metę, ale błysk flesza od aparatu!!!! Zrywały i z krakaniem odlatywały gdzieś..........
To wyobraź sobie to samo cały rok wrrrrr...............
UsuńDzięki za zrozumienie:)))
Mnemo one jakoś nie lubią pozować;) wieją nie tylko od flesza ,wystarczy że zobaczą zwrócony w swoją stronę obiektyw
UsuńW naszym zoo jest spory obszar nad wodą ,gdzie na wysokich drzewach swoją kolonię załozyły czaple. Jest tych gniazd chyba kilkaset ,na jednym drzewie potrafi być kilkanaście . Pod tymi drzewami też strach przejść ,są dużo większe od wron . Też lubie je obserwowac . Materiał na gniazdo gromadzą łamiąc gałęzie na drzewach .
UsuńCzaple wielkie ptaki, jak one się mieszczą po kilkanaście na tych drzewach? Silne są, jak gałęzie łamią.
UsuńZaczynam się cieszyć, że u nas czapli nie ma, rzeczywiście to sporo większy kaliber:)))
UsuńZ dużych ptaków to tylko bociany ale one nie tworzą kolonii, preferują samotne gniazdo na słupie najczęściej. Brudzą też zdrowo.
Jednak bociany bardzo lubię, z dzieciństwa pamiętam, jak fajnie kroczyły po łące, za kosiarką szukając smacznych kąsków. Teraz tych łąk już nie ma bo rośnie tam wiklina.
Całe szczęście, że bociany się nie wyniosły:))
No, byłoby smutno bez nich... U nas niewiele ich, ponoć więcej w okolicach Czarnego Dunajca.
UsuńMika, pięknie tam u Ciebie. Cicha, spokojna ulica, wszyscy się znają - jak na wsi. Ławeczka urocza. I ten kamienny murek... Ogród i rybki bardzo mi się podobają. Tropik - wspaniały pies, widać na pierwszy rzut oka:)))
OdpowiedzUsuńPiskląt szkoda. Ja kiedyś (chociaż to trochę inna sytuacja, ale tak mi się przypomniało) widziałam walkę bocianów. U moich rodziców jest gniazdo. Pewnego dnia obcy bocian postanowił wypędzić gospodarza tegoż gniazda. Walczyły w powietrzu, do krwi. Niesamowity i straszny widok. Napastnik w końcu ustąpił.
U nas w parkach pełno wron i gawronów. Dlatego nie lubię tych parków.
O historii domu i o Babci napisz koniecznie!!!
No fakt, trochę jak na wsi:)) Dawniej to jeszcze bardziej to się odczuwało, więzi sąsiedzkie były ściślejsze. Sąsiadka, która mieszkała w tym spalonym domu chodziła z moją mamą do szkoły i stale do nas przychodziła, najpierw na telewizję , bo nie mieli telewizora, potem tak posiedzieć, a po śmierci Mamy prowadziłam nam dom przez dłuższy czas. Albo takie kiszenie kapusty: zajeżdżał wóz konny pełen kapusty, wszyscy się zbiegali i kupowali na worki, po czym szatkownica krążyła od domu do domu i wszyscy kisili kapustę:)))
UsuńO Babci na pewno.
prowadziła, oczywiście!
UsuńDom z duszą, zbudowany przez Babcie, miejsce ma swoją historię... Piękne wspomnienia:)
Usuńboszszsz, jak masz fajnie z tym domem przez cale zycie! pisz, zanudzaj nas bez przerwy!! Chce wiedziec jaka byla Babcia.
OdpowiedzUsuńTropik slicznie lapki ustawia a i kolkiem szpanuje.
a co do pisklaczkow to my tez (w UK0 mamy coroczne dramaty, lacznie z jarzabkiem, sroka oraz oberwaniem chmury :(
rybki odlotowe, nigdy ich nie zamalowywuj.
o wodnych bulkach tez nigdy nie slyszalam....
no to dawaj wiecej! gwiazdorzyc moze Tropik, cudus jeden.
Miód mi na serce lejesz, a Tropik puchnie z dumy, strasznie łasy na komplementy jest! Właśnie leży koło mnie na łóżku, z kółkiem oczywiście:))
UsuńNie wiedziałam, że Babcia będzie miała takie branie, chyba się muszę sprężyć...
I ja też poproszę o Babci:)
UsuńKomu rybki, temu rybki, mi się one bardziej kojarzą z drzewkami na pagóreczkach...
OdpowiedzUsuńOpowiadaj o Babci! Nie będziemy się nudzić!
Ha patrz, na pagóreczkach... Nigdy bym nie pomyślała... Ale to dobra odpowiedź jest na głupie pytania czemu rybki w górach (odpowiadałam, że pstrągi:)) - coś pan, jakie rybki, przecież to drzewka są!
UsuńRzeczywiście, te rybki troszkę jak drzewka:)
UsuńRybki? Z drzewkami???
OdpowiedzUsuńKurna, nie pogadam dzisiaj, mamy całkiem realnych gości, wprawdzie Mojego, ale zawszeć...
To narka:(
Udawaj, że masz niedyspozycję jelitowo-żołądkową, i zalataj tu na pogaduchy, niby że do kibla:)
UsuńZaleciałam!
UsuńEwka, no wiesz co;)))) Tak bez skapy????
UsuńNo !
UsuńW sumie - wszystko, co proste jest skuteczne;))))
UsuńFajnie swojsko u ciebie Mika :))
OdpowiedzUsuńZnaczy sie turysty sie do was nie zapuszczają , a góry z podwórka widać ? Kiedyś pokazywałaś widok gór ,ale nie pamiętam w jakim miejscu robiłas zdjęcie .
Moim zdaniem rybki ,przynajmniej na zdjęciu wygladają stylowo ,a nie kiczowato i na pewną są to pstrągi z górskich strumieni :)))
Tropik kochane psisko , ty utrzymujesz bliskie kontakty z sąsiadami ,pewnie plotkujecie czasami to i on nawiązuje kontakt ze swoimi sąsiadami ,że głośno ,każdy to robi jak potrafi :))))
No właśnie, rybki wcale nie wyglądają kiczowato. Mnie się podobają !
UsuńGiewont widać! Przez okno!
Usuńkawałek gór przez okno widać, Giewont i fragment Czerwonych Wierchów, potem dachy zasłaniają.
UsuńNo tak . kontakty sąsiedzkie naszych psów bywają bardzo ożywione, jest jeszcze niejaki Józek tuż obok, ( mini- york, Mnemo!) , to już jak oni zaczną dyskutować, to przechlapane jest.
Cieszę się, że wam się rybki podobają:))
Mopek kocha wszytkie psy i mini i maxi. Fajne imię Józek dla pieska, ale ja bym nie mogła dać takiego, szwagier by się na bank obraził:)))
UsuńO nie, szwagra trza szanować! On właściwie jest Jóźwik, ale i tak wszyscy na niego wołają Józek.
UsuńTeż ciekawa byłam tych bułek wodnych, i rybek namalowanych :) To już wiem :) Tropik pozuje, jak zawodowy model ! I jaki dumny jest :) Fajnie mieć taki domek. I w dodatku wew samiutkich Tatrach ! I o Babci pisz. Niezadługo, bom też ciekawa bardzo.
OdpowiedzUsuńDzięki Ewuś, będę dzwonić niebawem!
UsuńWspaniale mieć takie własne miejsce od zawsze.
OdpowiedzUsuńNasz dom powstał na miejscu zdziczałego i nadpalonego sadu. Wkoło były głównie łąki,sady i szklarnie.
Przez te wszystkie lata mieszkamy na placu budowy, bo okazało się że pół miasta postanowiło się osiedlić w tej okolicy. A miało być tak sielsko.
Pozdrawiam
Anka
Witaj rucianko, miło cię gościć w Kurniku:)) To prawdziwy pech, że tak się wam ułożyło z domem. jak od początku mieszkasz w zabudowanym terenie, to normalne jest, ale jak szukasz ciszy i spokoju a rośnie ci całe osiedle to okropne. Współczuję i pozdrawiam
UsuńMój kolega tak miał;))) Wszystko posprzedawał i na wieś;))) Teraz ta wieś (tylko 20km od Posen) jest modną dzielnicą willową, ma pod oknem szeregowce, banki, pizzerie i zakłady kosmetyczne;)))) Ucieka dalej;)))
UsuńDąbrówka?
UsuńDobrze mieszkać w miejscu, które ma swoja historię i ta historia jest też nasza.
OdpowiedzUsuńTak, ciągłość pokoleń jest zachowana:)) I fajnie pomyśleć, że to było rękami babci wykańczane...
UsuńA ja miastowa dużo miastowa :( i za wsią się tęskni i za babcinym domem z lasem za drogą i nawet za 40 prętami na których krowy babcine wypasałam podczas wakacji od piątej rano, za krowami nie tęsknię, ich się bałam tak samo jak gęsi u sąsiadów. :) Twoje miasto prawie jak wieś, cisza spokój, tylko od czasu do czasu awantura psia i rybki pływają po ścianie wcale nie kiczowate, dobre miejsce na dobre życie. :)
OdpowiedzUsuńDzięki Elko, krów się też całe życie bałam , wolę je omijać z daleka. Z ciszą i spokojem różnie bywa, w sezonie, gdy miasto zakorkowane, to wielu kierowców omija główną ulicę dojazdową do centrum, jadąc tzw. dolną drogą i moją ulicą, dobrze, że wszyscy turyści tego objazdu nie znają:)) Niedziele z reguły są ciche, spokojne i wiejskie:))
OdpowiedzUsuńMiko, miło gościć w Twoich stronach.
OdpowiedzUsuńObrazek taki swojski, zupełnie inny niż tu u mnie w bloku.
Spokojna uliczka, gończy w podwórzu :),ogród i domek z historią.
Mogę sobie tylko pomarzyć o takim miejscu. I pozazdrościć, też ;)
Powiem ci , Ksanthippe, że nie wyobrażam sobie życia w bloku... Moich rodziców swego czasu na to namawiano, jak to dobrze, że się nie zdecydowali. Tropiś w bloku??? W życiu never...
UsuńGończy jest wspaniały;)))) A jego pani czadowa;)))
OdpowiedzUsuńWszystkieśmy czadowe kury przecie!!!!
UsuńPotwierdzam, że Pańcia czadowa, bo Tropika nie znam, ale wygląda na poczciwego. Ciekawe, czy by zjadł Mopka?
UsuńHmmm, trudno mi powiedzieć, ale raczej nie. Sąsiad tuż za płotem to mini-york i dziamgoli na mojego okropnie, a on nic. Dwa razy mały się przecisnął pod siatką i przylazł do nas, a Tropik za bardzo nie wiedział co z tym fantem zrobić:)))
UsuńMój Mop nie jest dziamgot, ani trochę i lubi inne pieski:)))
UsuńTo myślę, że na pewno byłoby wszystko w porządku:))
UsuńMikus, moge troszke dodac? A kolo jasminu klon stal i kiedys byl plot chrusciany od strony sasiadow. A na przeciwko spalonego domku willa Wesola, gdzie to moja sympatia z poznych lat przedszkolnych mieszkala. A o Babci i domku musowo.
OdpowiedzUsuńBacha, dawaj, dawaj!!! Bo Mika cenzoruje;))))) ten płotek chruściany na ten przykład - jakie to romantyczne;))))
UsuńJakie tam cenzuruje!!! Już o wszystkich szczegółach przecie pisać nie mogę! A klon stał, rzeczywiście, jak sąsiedzi zaczęli dom budować i babcia kawałek działki odstąpiła to niestety go ścięli. i to był prawdziwy klon, nie jawor (CudArteńka gdzie ty?). Jawor teraz rośnie przed moim oknem. I sieje mi las jaworków do ogródka i wszędzie.
UsuńBacha, Wesołą remontują, ładnie wygląda, teraz nowy ganek robią, bo stary się rozpadł. A przepraszam, sympatia to który? M. czy W???
Mika plotka moze nie pamietac, boc Ona mlodsza ode mnie ale jak Jej zabraknie zdjec do dokumentacji posta o domku to poszukam. A uliczka w czasie ferii zimowych i wakacji byla opanowana w srodkowej czesci przez bande z naszego podworka, i Wesolej (sympatyczni chlopcy byli- powtarzam sie ale bardzo ich lubilam obu) + jacys "od czasu do czasu" znajomi. Na sankach sie nia zjezdzalo ku zgrozie rodzicieli. A w ogrodku tunele sniezne mozna bylo kiedys budowac. No i prosze, znowu Mika poruszyla temat ze mnie na pisanie bierze.
UsuńNo oczywiscie ze M. Kiedys mu biedakowi w Smigusa Dyngusa reke butelka rozcielam bo z takich "naczyn" polewalo sie. Ale dzielny byl nie powiedzial ze to ja. Dobrze mu zszyli. Ale do tej pory mnie cos kluje jak przypomne sobie jak go bolalo.
UsuńZdjęć szukaj od razu, uzupełnię archiwa. Na sankach to twoja siostra zjechała z pagórka obok domu wprost pod taksówkę marki Warszawa , na szczęście nic się nie stało, ale taksówkarz przyszedł z karczemną awanturą do Mamy i cioci...
UsuńOj byla afera, a po tym to juz chyba trzeba sie bylo przeniesc na Gubalowke. Zdjec poszukam a jakze.
UsuńMiko, no spóźniłam się na Twój post:)) A le te małe jaworki to proponuję do małych doniczek posadzonkować i .. rozdawać na szczęście:)
UsuńJak mogłaś:)))
UsuńTak wyszło, ale przeczytałam wszystko hurtem - łącznie z komentarzami:)
UsuńW latach 70. chyba jakaś ogólnopolska akcja asfaltowienia miast i wsi była, bo moja ówczesna ulica też pozbyła się kocich łbów, zrobiono kanalizację i położono asfalt. Niestety, przy okazji ścięto piękną lipę, która rosła przed domem, a jakieś dwa lata później się stamtąd wyprowadziliśmy.
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, Miko o swoim domu, piesek to w ogóle gwiazda :)), a fajnych sąsiadów bardzo Ci zazdroszczę. Chciałabym mieć takich, moze się kiedyś dorobię.
O Babci - koniecznie napisz :)
Dzięki Lidio, piesuś po otrzymani tylu komplementów udał się w pielesze i chrapie tu koło mnie:)) Chyba masz rację z tym asfaltowaniem, chcieliśmy do Europy za Gierka. U nas to przyspieszyła jeszcze budowa szpitala, dojazd musiał być. Ale najpierw wyasfaltowali tylko pół ulicy. właśnie ten dojazd, a drugie pół chyba rok albo dwa później:))
UsuńDobrzy sąsiedzi to skarb!!!!
A gdzie zdjecie portretowe Tropisia?
OdpowiedzUsuńByło przy którymś z dawniejszych wpisów:)
UsuńJakie rybki?Toc ja myslalam, ze to takie toskanskie cyprysiki i pacze, gdzie u Miki-stawik jaki;)
OdpowiedzUsuńLaweczka jest taka ..zapraszajaca. I krzewy takie dorodne.
Piekne miejsce Mikus. Do tego z dobra energia fertycznej babci:)
Mysle soebi, ze kiedys tamtedy przechodzilam, bo Zakopane, znam i lubie. Moze ze Stasiem Malusienkim? poszukiwaniu sladow innego Stasia..Albo, gdy na Krzeptowkach u Siostr bylam.
Bardzom ciekawa dalszych opowiesci:) Tropik taki godny:)
No ja cie, toskańskie cyprysiki??? Bujna wyobraźnia, Kasiu:) Bardzo możliwe Kasiu, że przechodziłaś, jakby cię jakie dobre bogi zaniosły tu znowu, to zajrzyj, drogi gościu, a odpocznij sobie... Śladów jakiego Stasia szukałaś?
UsuńTropik tej godności to z wiekiem nabiera , ale to pozory, jakbyś go zobaczyła w akcji z Kajtkiem, to po godności śladu nie ma:)))
Mika, zajrze, z ogromna przyjemnoscia:) Juz sobie wyobrazam te poranne utarczki Tropika z Kajtkiem, ale to wiesz, pozory w psim swiecie, zachowac trzeba;)
UsuńSladow Witkacego szukalam , mialam taka faze fascynacji Witkacym.
Kajtek ma wredny charakter...
UsuńTak myślałam, też tego Witkacego wspólnego mamy, w teatrze jego imienia lat parę pracowałam:)))
Dobrej nocy wszystkim Kurom, już odpadam. Do jutra!
OdpowiedzUsuńDobrej!
OdpowiedzUsuńOj, goście spać poszli, to z kim mam gadać?
OdpowiedzUsuńMika. mieszkasz w taki miejscu, że mało kto nie ma wspomnień z nim związanych!
Hana, ja nie spałam:) Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze poza mną o tej porze jest na nogach:)
OdpowiedzUsuńMika, Twoje miasto jest nasze wspólne. Zaledwie kilka lat temu ja też tam często bywałam. Czekam, aż dzieci jeszcze trochę podrosną i znowu wyruszę w góry:)))
Kalipso, kiedy Ty śpisz???
UsuńKalipso, czekam na was!!!!!
UsuńHana, ze dwie godziny spałam, dzisiaj nadrobię:)
UsuńMika, wiesz jak to fajnie, jak ktoś czeka?:) Przyjedziemy całą chmarą:) Kiedyś mieliśmy rodzinę w Nowym Targu, ale już się stamtąd wyprowadzili i mieszkają koło nas.
Szkoda, że się wyprowadzili, ale mam nadzieję, że to wam nie przeszkodzi w przyjeździe?:))
UsuńOni mieszkali tam tylko kilka lat, bo tak sobie wymarzyli, Wygodniej im jednak tutaj. W góry jeździliśmy jeszcze wcześniej. Kiedyś było łatwiej i więcej okazji, Teraz to trochę bardziej skomplikowane, jest na więcej i trzeba się dobrze zorganizować:) ale dajemy radę. Spontaniczny wypad odpada, jesteśmy uzależnieni od dobrej pogody i pensjonatów. Na razie bliżej nam na Mazury, Pojezierze Suwalskie. Tam jest wygodniej dla takiej rodziny, jak nasza. Dzieci muszą jeszcze trochę podrosnąć, żeby same mogły podreptać choć trochę po górach i wtedy wielki wyjazd z całym ekwipunkiem:)
UsuńPrzypomniało mi się, jak pojechałyśmy kiedyś z młodszą siostrą i wdrapałyśmy się bez żadnego przygotowania i zabezpieczeń na Zawrat. Jak sobie przypomnę tę wspinaczkę...
UsuńNo to poczekam aż podrosną:))) Ale jakby jakiś przypadek cię zagnał wcześniej, to zaproszenie zawsze aktualne!
UsuńJa do Zakopanego robiłam wypady z Bukowiny TatrzaNskiej ,w której przebywałam na wczasach , a ponieważ był to mój pierwszy pobyt w Tatrach ,nigdy przedtem nie chodziłam po wysokich górach , przemierzałam więc tylko po doliny . Najbardziej podobała mi się Dolina Białego
UsuńTeż ją lubię, ale moja absolutnie ukochana to Dolina Małej Łąki , uwielbiam ją. Czuję się tam, jakby się czas zatrzymał i były dalej czasy Chałubińskiego i Sabały...
UsuńMika, fajnie będzie Cię kiedyś zobaczyć:))) Dzięki:)
UsuńA tych Waszych dolin nie pamiętam. Może nie wędrowałam po nich...
Będę się bardzo cieszyć, jak zawitasz w moje progi:)) No i jak widzę, trzeba nadrobić zaległości w dolinkach, dla dziewczynek w sam raz na początek ich znajomości z górami:))
UsuńDoliny to na pewno dobry początek:)))
UsuńI dzięki za zaproszenie:))) Tak dopisuję między prasowankami:)
UsuńKobieta prasująca i nie sypiająca:))
UsuńNooo, ładnie Kalipso, bez przygotowania na Zawrat:)
UsuńMika, to prasowanie dla moich przedszkolaków:)
UsuńCudARTeńka, wierz mi, to było straszne:)
Zakopane...
OdpowiedzUsuńCiocię tam miałam, z domkiem w ogródku. Więc wszystkie wakacje i ferie nasza rodzina spędzała gdzie? Nie zgadniecie - w Zakopanym. I dziwić się że mój brat został wspinaczem... Skrzywiony za młodu i tak mu zostało.
Agniecha, a gdzie ta ciocia mieszkała, gdzie??? A twój brat dalej się wspina?
UsuńSzeligówka. Psze pani.
UsuńA brat dalej się wspina. I przewodnikiem wysokogórskim został. I mieszka w tym samym mieście co Ty.
No nie żartuj!! To może ja go znam??? Szeligówka to dość ode mnie daleko.
UsuńPopatrz Mika jaki z tej Agniechy z cichapęk , tyle pogaduch w kurniku i ona ci dopiero teraz mówi że ma brata w twoim mieście :)))
UsuńCedzi wiadomości i buduje suspens, jak u Hitchcocka:)) Ale żeby się dopiero teraz przyznawać, Agniecha, no nie...
UsuńOn tam dopiero dwa lata z przerwami, bo ciągle go gdzieś nosi.
UsuńPewnie po jakichś wysokich górach, co?
UsuńJakbyś zgadła.
UsuńMika dobrze mieć takie swoje miejsce z historią, wspomnieniami , też lubię wspominać jak to kiedyś za mojego młodu było ....często to też dotyczy mojej ulicy (poczyniłam z rok temu o tym posta ) gubię się nieraz że nie znam ludzi, którzy na ulicy mnie pozdrawiają, , dopiero potem uświadamiam sobie, że to był mały Jacek ...który już jest dużym Jackiem ....no tak świat w miejscu nie stoi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco Cię Mika i Hanę :)
Dzięki Ilono, fajnie , że się odzywasz. Tak sobie myślę, że te wspomnienia to nas tak nachodzą z wiekiem:)) Chociaż ja zawsze lubiłam słuchać opowieści moich rodziców o ich młodości, zwłaszcza moja Mama umiała pięknie opowiadać. Też niestety dzieci, które już są dorosłe nie poznaję...
UsuńPozdrawiam bardzo ciepło
Czołem Ilonka! Ja też pozdrawiam!
UsuńTropik jest śliczny :) a dobry sąsiad to skarb :) ja też się wychowałam na takiej uliczce na obrzeżach miasta, wszystkich wokół znałam i mnie znali :) teraz w blokowisku od 15 lat znam tylko sąsiadów "przez ścianę" i "przez sufit", reszta z widzenia tylko i to rzadko!
OdpowiedzUsuńDzięki Elaja w imieniu Tropika:)) W blokowiskach teraz to ludzie nawet z widzenia się mało znają, to i tak dobrze że znasz chociaż tych bliskich sąsiadów. Już pożyczyć cukru i soli nikt nie chodzi:))
UsuńAch, jak na prawdziwej wsi. Topik to mój faworyt.
OdpowiedzUsuńPrawie... Tropik już z 10 cm urósł od komplementów, ale piękny jest, nie będę zaprzeczać! I najkochańszy:)))
UsuńTakie miejsca mają swój klimat, obejmują nie tylko dom ale i otoczenie. Kiedyś też mieszkałam niby w mieście, ale w cichej dzielnicy. Pięknie opisałaś.
OdpowiedzUsuńDzięki Ewuś, tego klimatu teraz mniej, ale na szczęście sporo zostało... A teraz mieszkasz w większym mieście?
UsuńZapomniałam napisać, że na moim domu ulica się nie kończy, idzie sobie dalej w dół, mając dwie boczne odnogi po drodze, na końcu jednej z odnóg było schronisko dla bezdomnych ale chyba 1,5 roku temu zostało przeniesione. Jak tu byli, to lokalny koloryt był barwniejszy, panom często brakowało na piwo, ale zawsze byli bardzo grzeczni : " A dzień dobry, pani kierowniczko!" a dwóch zawsze się przeglądało w lusterku mojego samochodu jak stał przed domem. Czasem też (jak mieli ochotę) wynajmowali się do jakichś drobnych robót porządkowych. Był pan Stasiu, który po spożyciu , gdy szedł ulicą cały czas mówił do siebie i dyskutował z kimś namiętnie, a nawet się kłócił dość głośno. Niektórzy jeszcze czasem tu zachodzą, ale rzadko.
OdpowiedzUsuńA ulica kończy się na moście i na rzece. Tuż za rzeką jest zniszczony dom, który został zasypany osuwającą się ziemią z Gubałówki w moich latach szkolnych, mieszkała tam moja koleżanka z klasy i jej ojciec w ostatniej chwili wybiegł z domu, gdy już go zasypywało. Była wtedy powódź i deszcze lały chyba ze 3 tygodnie, a tak wysokiego poziomu wody to jak żyję w tej rzece nie widziałam. To tyle tytułem zakończenia:))
Dziędobry :)
OdpowiedzUsuńMam zapytanie : czy któś znalazł paprotkowy kfiatuszek ?
ewa .
A co Ty taka anonimowa? Znów coś pofyrtałaś?
UsuńPewnie w robocie była...
UsuńZnowu kicha...
OdpowiedzUsuńNo niestety. Może CudArteńka znalazła i dlatego tak cicho siedzi??
UsuńOj, nieeee, nie znalazłam:) Cicho siedzę do wieczora, ale ja tu jeszcze wrócę;)))) I już mi się u Ciebie podoba:)
UsuńTeraz już trafisz:)))
UsuńMika, znalazlam troche zdjec ale na kazdym jak nie moj okragly pychol, to my w trojke (bez Brata). Ale jedno zdjecie, na ktorym jest Domek a obok widac juz kawaleczek nowego domu sasiadow i drugie, gdzie widac ich stary dom z latanym dachem, plotek srednio widoczny. Niestety na zdjeciu zza sztachet wylaniaja sie dwie male postacie. Masz takie? A wejscie po schodkach tam gdzie teraz okno ze storczykami?
UsuńPodejrzewam ze mam duble.
Zdjęcia z postaciami małymi czy dużymi jeszcze ciekawsze:)
UsuńNie mam tego!!!!!!!!! Jak możesz to zeskanuj wszystko i przyślij! Czekam!!!
UsuńTo że na każdym zdjęciu są jakieś ludki to charakterystyczne dla tamtych czasów , samym płotkom wtedy nikt zdjęć nie robił :) Dawaj Hana zdjęcia z ludkami i będziemy mieli zgaduj-zgadule :;)
UsuńTrafię i poznam po drzewko-rybkach w oknie:)))
UsuńTo na pewno!
UsuńJestem historią domeczku coraz bardziej zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńHistoria domku w powiązaniu z historią Babci w przyszłym tygodniu, muszę się trochę przygotować:)))
UsuńMika, ocalasz tę historię od zapomnienia:) I jeszcze angażujesz w to rodzinę, bo rozumiem, że Bacha to rodzina:) Tym bardziej to piękne, bo wspólna historia zacieśnia więzy:)
UsuńJa długo zwlekałam z ujawnieniem swojego bloga rodzinie. A teraz czuję się tak, jakbym wskrzesiła babcię, prababcię, sąsiadów...
I to jest w tym wszystkim piękne - ożywają po latach osoby, miejsca, przedmioty, ba:))) nawet uczucia:)
UsuńDzięki Kalipso, im jestem starsza, tym bardziej mi zależy na ocaleniu od zapomnienia... Dobrze, że ujawniłaś bloga rodzinie, oni też mogą dorzucić swoje okruchy pamięci... A myślę, że babcia , prababcia i inni też się cieszą, że o nich pamiętasz. Poza tym to piękny przekaz dla twoich dziewczynek.
UsuńBacha rodzina, jak najbardziej:)))
Dorzucają te swoje okruchy, dzwonią do siebie, rozmawiają, komentują, powstają inicjatywy wspólnego odwiedzania grobów. I też tak myślę, że dla dziewczynek to będzie ważne:)
UsuńCudARTeńka, tak właśnie jest, nawet uczucia ożywają:)
Patrz, ile fajnej aktywności rodzinnej wyzwoliłaś, ożywiłaś kontakty i poczucie wspólnoty, to naprawdę wspaniałe!!! Dzięki tobie więzy rodzinne się odnawiają, Kalipso, to bezcenne w dzisiejszych czasach!!!
UsuńDziękuję za miłą opowieść z nutką nostalgii.
OdpowiedzUsuńMieszkać w takim domu z rodzinną tradycją- bezcenne!
I ja się boję już gniazdek w ogrodzie. Ciągle zdarza się jakaś ptasia tragedia...
Dzięki Gosianko, ja już chyba jak zobaczę, że jakieś ptaszki chcą coś budować to będę płoszyć:(( Jak tam twoje urocze maleństwa?
OdpowiedzUsuńDobrze, tfu, odpukać, zaczęły same skubac jedzonko, korzystają z kuwety, a śliczne są takie, że uch! Niech Hana powie :)
UsuńJa za to mam jakiegoś doła, więc idę spać. Dobranoc :)
Ojeju, żadnych dołów, górki mają tylko być! Dobrych snów!
UsuńNo, są takie cudne, że nie mam słów zachwytu. I rozpaczam, że nie mogę ich dotknąć!
UsuńA u Kalipso znów przepiękny tekst! Przeczytajcie, bo szkoda, żeby odpłynął gdzieś w eter!
OdpowiedzUsuńhttp://entliczkowo.blogspot.com/2014/06/najgorzej-w-zyciu-to-samotnym-byc.html
Potwierdzam!!!
UsuńI ja też:)
UsuńDzięki, Dziewczynki:) Ja też oczywiście zapraszam, chociaż mi niezręcznie, ale skoro mam takich promotorów:))) Będzie mi bardzo miło, jeśli przeczytacie:)
UsuńZręcznie, zręcznie, czytajcie, bo warto!
UsuńOK Mika, moge zeskanowac tez Babcie. Tylko skaner zainstaluje, bo gdzies jest tylko nie wiem w ktorym kartonie.
OdpowiedzUsuńTo grzeb po kartonach i wysyłaj, to wykorzystam w poście następnym.
UsuńMoja cudowna wychowacwzyni byla z Zakopanego.Piekny czlowiek swietna polonistka od wielu lat mieszka w Bytomiu. A pamietam, ze jeszcze w goralskich kiecach przychodzila na lekcje. A moja pani dochtorowa, tu we Francji, to tez Polka. I skad? Z samiuskiego Zakopanego, hej!
OdpowiedzUsuńHanus, zrobilam dzis , z mysla o Tobie dziesiat zdjec w pieknym Colmar. Takie z klimatem "douce France".
I aparat nam te zdjecia zezarl. Az sie moj synus, znajacy sie zdziwil. Nastapilo, jakies spiecie na linii aparat-komputer. Bedziem sprawdzc jutro o co chodzi, ale szlag mnie trafil.
No nieeeee!!!!!!!!!!! Szukaj, może utkły? Colmar śni mi się po nocach!
UsuńNo patrz Kasia, wszędzie krajanki! Czy to ten nowy aparat ci takiego psikusa zrobił?? Świntuch!!
OdpowiedzUsuńNowy. Gad jeden;)
UsuńDobrej nocy wszystkim kurom na grzędzie!
OdpowiedzUsuńZa każdym razem mam jakiś obsuw w czasie, bo mój blogroll nie odświeża od razu wpisów. I przez to nie ogarniam tych setek komentarzy :-), więc pewnie się będę powtarzać.
OdpowiedzUsuńChyba nie masz wpływu na to, czy ptaki będę u Ciebie gniazdować, bo tabliczki z zakazem im nie postawisz :-) Natura jest okrutna, ale tak jest świat skonstruowany, że silniejszy ma zawsze rację. Nie zamykaj się na naturę, bo tak już nam jej niewiele pozostało.
U mnie lęgi trwają w najlepsze. Zięby już drugi lęg robią w murze na ścianie domu. Jak tak im dobrze idzie, to jeszcze trzeci zdążą zrobić :-) Kosy też ćwierkają w winogronie tuz przy naszym oknie. A sójki, cóż... latają sobie dookoła i cieszą nasze oczy swoimi pięknymi barwami. Pod ścianę domu nie ważą się podlatywać.
Dzięki za wirtualną wycieczkę po Twojej ulicy. My tu na Dolnym Śląsku jesteśmy wyrwani ze swoich korzeni. To wspaniale przynależeć do swojego miejsca, doceniać to i być z tego powodu dumnym.
Niestety masz rację, nie mam na to wpływu... Zastanawiam się tylko, że one się nie boją biegającego i szczekającego psa? Te kopciuszki to zrobiły gniazdko tak nisko, że jakby podskoczył to spokojnie by dosięgnął. Dobrze, że wasze sójki nie podlatują do domu, nasze to niczego się nie boją, zarazy.
UsuńCzasem przez to zakorzenienie czuję się trochę ograniczona, ale to przejściowe:))
Nasze zięby to niemal po nosach naszych psów biegają. Jedna sikorka swego czasu, jak może pamiętasz- bo to opisywałam na blogu, źle przez to skończyła, bo Fiona ją zeżarła. Ptactwo zatem jest rozbestwione i w ilości ponadnormalnej. Kosy gniazdują obok zięb na tym samym winogronie, metr od siebie, kto to widział?! :-)
UsuńWitam szfystkie kury! Ja tylko komunikat meteo: 6 stopni i pada... Trzeba grzać...
OdpowiedzUsuńMikusia, to może tez jakoś od środka...
UsuńCiepełko podsyłam, bo u nas dziś trochę przyświeciło. Niech idzie i do Was!
Od środka to znakomity pomysł:))) Zaraz idę po naleweczkę...
UsuńDziędobry :)
OdpowiedzUsuńU nas też chłodnowato, choć termometr pokazuje, że niby 17 stopni jest. A czuje się jakby z 10 tylko było. I na razie nie pada. Za to u nas inna zaraza. Prawie epidemia wirusowego zapalenia opon mózgowych u dzieci. Dwa przedszkola w naszym mieście zamknięto, i dwa w miejscowościach pobliskich.
ewa. anonimowo,bo nie ze swego komputra.
O rany , Ewuś, skąd się taka zaraza wzięła??? Czy to bardzo niebezpieczne jest?
UsuńNo, niebezpieczne jest. A nie wiadomo skąd to się przywlekło. Prewencyjnie spacery wstrzymane.
Usuńewa .
Już chyba czwarte podejście robię... Ciągle mi coś przeszkadza albo przerywa, albo inne plagi. :]
OdpowiedzUsuńTropik - wspaniały pieso! O rybkach tez pomyślałam, że drzewka. :) A w ogóle to wreszcie wiem, gdzie mieszkasz, Miko! Bo chyba nie wiedziałam, a może zapomniałam... Nigdy nie byłam w Zakopanem, ale teraz, gdybym tam zjechała, to mniej więcej wiem, jak Cię szukać. :)
Pozdrówka. Ucałuj Tropika w nos od ciotki znad morza. :)
Z przyjemnością nochala ucałuję, chociaż gwiazdor nie zawsze ma na to ochotę:))
UsuńMam nadzieję Jolko, że mnie kiedyś znajdziesz:)))
A mnie w tej opowieści najbardziej urzekł szewc, który reperuje buty jak go wena dopadnie:))) To dopiero wolność i niezależność (przede wszystkim .. finansowa:)
OdpowiedzUsuńSzewc sam w sobie stanowi materiał na opowiadanie:)) A jakbyś poczuła ten zapach w warsztacie, skóra, klej, stare kopyta - to już widok a nie zapach:)), skłębione buty na półkach - jak on tam coś znajduje to ja nie wiem:))
OdpowiedzUsuńNo to można się z szewcem umówić na spotkanie, zrobić sesję fotograficzną w warsztacie i... napisać o słynnym zakopiańskim szewcu, który nie szył butów:) A poza tym takie stare kopyta to wspaniały materiał do decoupage'u:)
Usuń