Pan U. zanim spotkał Centusia |
"Odysku, przestań się ślinić do tego szpaka!" zawołał pan X. "Zaraz ci dam chrupek!"
"Chrupek, rzeczywiście!!! " - prychnął Odys - "Nie ma to jak świeżutki młody szpaczek... - rozmarzył się. - Nie darmo mówią "szpakami karmiony", może i dlatego jestem takim świetnym kotem śledczym!" O Odysie można różne rzeczy powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest skromny i umiarkowany w ocenie własnej kociej osoby.
Profesor X nakarmiwszy kota chrupkami, które ten przyjął z umiarkowanym entuzjazmem, postanowił zobaczyć jak wygląda wiosna w parku. Udał się więc na przyjemną wiosenną przechadzkę, na wszelki wypadek wziąwszy jednak ze sobą parasol. Kwiecień, plecień i tak dalej...
Pan X zasiadł na swojej ulubionej ławeczce i z radością rozejrzał się wokół. Trawa lśniła szmaragdową zielenią, upstrzona puchatymi żółtymi mleczami, złociste forsycje ubrały się w wiosenną szatę, nawet bladoróżowe migdałki zaczynały rozwijać swoje kwiatki. Ptaki szalały, ćwierkając, gwiżdżąc, kłócąc się między sobą i śmigając z różnymi materiałami na budowę gniazdek. Tą rozkoszną kontemplację przerwał mu chrapliwy głos, należący do postaci w różowym sweterku ze słonikiem, wynurzającej się zza krzaka: " Sie ma , Mistrzu! Profesorek wiosenke se ogląda, co?" zaśmiał się pan U, pokazując resztki uzębienia w szerokim uśmiechu.
Profesor drgnął, wytrącony z wiosennego błogostanu. "A to, pan! No cóż tam u pana, chyba też pan z wiosny zadowolony, co?" zapytał X uprzejmie.
"Sie wie, ciepełko, można se troche "Szału" w plenerze zapodać, nie? Ale wiesz pan, profesorku, kłopot troche mam, znowusz jakieś dziwa w naszym miasteczku się zaczynajo..."
- "Jakie znowu dziwa?" - zapytał z niepokojem X , mając w pamięci wydarzenia listopadowe.
- "No nie wiem właśnie sam, zdało mi sie, żem jakiegoś stwora dziwnego w zagajniku widział..."
- "Jakiego znów stwora, na miłość boską???"
- "Wisz pan, takie cuś jakby kuń, ale i z faceta sporo miał, no i gadał po ludzku..."
- "Centaur????????? " - krzyknął profesor - "Centaura pan widział???"
- "O, o, o, Centuś, tak mówił o sobie, żeby go Centuś wołać!"
- "A nie był to skutek nadmiernego spożycia wina "Szał"? Tam na etykiecie też kuń, pardon, koń? "
-"No coś pan, przecie ja onego żem widział zanim my z kolesiem "Szała" obalili!"
- "I co on jeszcze mówił?" zapytał X z ciekawością.
(Hana) Jakoś tak cinko mówił - ani jak kuń, ani jak facet. Ale chyba silnie przestraszony był - rzekł Pan U. Ręce my se uściśli - a chwyt ma jakbym kopytem dostał - kontynuował przejęty Pan U.
- Ale mówił coś? - zapytał rozemocjonowany X. Pan U. był taki przejęty, że to nie mogło być delirium. No i wyglądał na trzeźwego.
- No cóś bełkotnął. Że mu zimno i czy cimno, sam nie wiem. Goły taki, to i zimno mu. Cimno jeszcze nie było. I napić się chciał, ale mieliśmy tylko "Szał" - to i szału ni ma. A bo to wiadomo co taki zrobi, jak się tego napije? Wścieknie się i na baby poleci, albo co? A kobity u nas nie od tego. Zakocha się która i nieszczęście gotowe.
Panu U. nie można było odmówić racji. X zadumał się, nie bardzo wiedział, co z tym fantem zrobić.
- No dobrze, Panie U. Załóżmy, że panu wierzę. Gdzie on teraz jest, ten - jak mu tam - Centuś?
- No jak gdzie? - odparł Pan U. A tam, w tych krzakach za piaskownicą. Kupiłem mu bułkę, kazałem cicho siedzieć i przyleciałem tu.
(Ewa) Wtem, zza krzaków dobiegło ich rżenie z parskaniem. Spojrzeli na siebie, i odwróciwszy się na pięcie skierowali swe kroki za piaskownicę, a wlaściwie za krzaki. Oczom ich pojawił się widok, który spowodował stan osłupienia, wytrzeszczu, i opadnięcia dolnej szczęki u obudwu panów. U Profesora jakby bardziej, gdzyż taki widok miał pierwszy raz w swoim długim życiu. "O matko", jęknął Profesor. "A nie mówiłem, a nie mówilem" powtarzał wytrzeszczony Pan U. "Ale mówiłeś pan, że jeden był" szepnął Profesor. "Bo był jeden" odszepnął Pan U. "To co, dwoi mi się w oczach?" mamrocze Profesor. "Hej, hej Centusiu" zawolał Pan U. "Skąd ten drugi konioczłek się tu znalazł?" "Tylko nie konioczłek, tylko nie konioczłek, to jest moja przyjaciółka" " Panowie, przedstawiam : Matylda Centaurowiczówna !" Matylda rzuciła powłóczyste spojrzenie zza długich rzęs w kierunku Profesora. "Profesorze" rzekła, Profesorze, jak miło mi Pana poznać. Tak wiele o Panu słyszałam" kontynuowała posyłając mu znów spojrzenie zza rzęs .
(Marija) Profesor osłupiał . Taka młoda piękna ,to nic że na czterech nogach ,jednak to jakaś namiastka kobiety . -Całuję rączki szanownej Centusi- powiedział . Hmm rączki ,ale którą wybrać ?
(Ninka) Ale rączki są przecież tylko dwie, reszta to kopytka! - pomyślał, a że w tej samej chwili Matylda podała mu swoją prawą, uroczą zresztą, rączkę, więc dylemat rozwiązał się sam.
Ucałowawszy rączkę Matyldy Profesor wyprostował się i aż go zatchnęło, bo zobaczył, że Centuś patrzy na niego i w oczach ma chęć mordu. - Zazdrosny, czy jak? - pomyślał i przezornie cofnął się nieco.
(Mariolka) Profesor stał jak wryty. Spoglądał w sarnie oczy, okolone nieprawdopodobnie wręcz długimi rzęsami i zastanawiał się, jakie plotki dotarły do uszu pięknotki. Zbierał myśli w głowie. Zastanawiał się jak zacząć rozmowę i delikatnie wysondować co właściwie pięknooka centaurionka o nim słyszała. Czy ma się wstydzić, czy wręcz odwrotnie, wypiąć dumnie swą wątłą pierś. Już otwierał usta by inteligentnie zagaić, gdy nagle końskie nogi zatańczyły w miejscu. Przednie dreptały panicznie, a tylne wymierzyły potężnego kopniaka. Centuś również zerwał się do biegu, lecz zerknąwszy szybko dookoła zatrzymał się, patrząc na spokojną już pięknotkę, z pytaniem w oczach. Lekko zawstydzona Matylda uśmiechnęła się przepraszająco.
-Och, wybaczcie... Generalnie nie jestem płochliwa... Boję się tylko dwóch rzeczy. Tego co się rusza i tego co się nie rusza... Ale ten motyl usiadł na moim zadzie tak niespodziewanie...
Profesor spojrzał na Pana U. Wiosna...
(Hana) Następnie przeniósł wzrok na Matyldę i osłupiał. Na skutek wierzgnięcia jej długie blond włosy rozwiały się na wietrze i osłupiałym oczom Profesora ukazała się alabastrowo biała pierś drżąca z zimna i emocji. Nogi się pod nim ugięły - w przeciwieństwie do wątłego torsu.
(Ninka) Postanowił niezwłocznie przejść do rzeczy. - Co państwo właściwie robią w tych krzakach? - zapytał zdecydowanie. Matylda zaczerwieniła się, a Centuś zaczął się jąkać. - Nooo... My... Właściwie... - Nie o to pytam! - Profesor huknął gromko, żeby zamaskować zażenowanie. - Skąd się tu w ogóle wzięliście?!
(Mariolka) -Jak to skąd! Zdenerwował się w końcu centaur.- Przecież nie z kosmosu. A co robimy? Wiosna, panie, wiosna...
Profesor lekko poczerwieniał
(Hana) I pomyślał sobie, że powariowali wszyscy z tą wiosną. To co, że wiosna? Czy to jest powód, żeby z gołymi cyckami latać? Zdjął swój wysłużony tużurek i podał go Matyldzie.
- Pani się przyokryje - rzekł.
Matylda niechętnie sięgnęła po wdzianko i zamarła z ręką w powietrzu. Parkową alejką szparko sunęła w ich stronę zażywna matrona w czarnym kapeluszu z woalką udrapowaną wokół ronda. Jej wielki biust zdawał się ją prowadzić w sobie tylko znanym kierunku. Dziarsko maszerowała na wszystkie strony wymachując parasolką, którą władczo dzierżyła w urękawiczonej dłoni jak marszałkowską buławę. Od jej postaci biła siła, zdecydowanie i skrajne poglądy.
- Oesssu, wyszeptała spłoniona Centusia.
- Oesssu, jak echo powtórzył Pan U. poszedłszy za spojrzeniem Matyldy.
(Mika) "Nie bój nic, zasłonie cie własnom piersiom! - rzucił pan U, włączywszy się do akcji. Wyprężył swoją nieco zapadłą pierś obleczoną w różowy sweterek ze słonikiem i stanął przed biustem Matyldy. Matrona zbliżała się nieuchronnie jak uosobienie przeznaczenia, a tymczasem Mati próbowała szybko odziać się w tużurek pana X, co proste nie było, jako że tułów jej układał się raczej w poziomie niż w pionie.
"A co tu się dzieje???!!! - ryknęła matrona z siłą setki głośników - Cyrk przyjechał??? Wstyd i zgorszenie siać??!!!
"Dzień dobry, pani F! - powiedział z godnością profesor - Chyba się przywitać najpierw wypada?
Pozwolił sobie na tą delikatną złośliwość, gdyż pani F szczerze nie znosił, tak z powodu poglądów jak hałaśliwego sposobu bycia.
(Hana) - Co wypada, a co nie, ja wiem lepiej! Spojrzała na Centusia i Matyldę wymownie, ale niczego podejrzanego widocznie nie dostrzegła. Widziała po prostu parę bardzo wysokich ludzi. Na szczęście ich końskie członki zakrywały krzaki.
- A Profesor co taki rozmemłany? Jeszcze jaką francę złapie! - ryknęła tubalnym głosem.
- Samaś franca - mściwie pomyślał Profesor.
Tymczasem Walkiria najwyraźniej wcale nie zamierzała ruszyć tam, dokąd tak zdecydowanie maszerowała przed chwilą. Łypnęła okiem w stronę Centusia raz i drugi, kokieteryjnym gestem poprawiła kapelusz, wydęła uszminkowane na różowo usta i rzekła:
- A pan to chyba nietutejszy? Od razu widać klasę i światowy szyk - prześlizgnęła się łakomym okiem po nagim torsie Centusia.
(Mika) - Niezłe sobie profesor towarzystwo znalazł!! - prychnęła. - Najgorszy element w miasteczku!
- No, no, tylko se nie element! - zaprotestował pan U z godnością - Ja z paniusiom świń nie pasałem, coby mi tu wymyślała bez dania racji!
- Świń to może nie, ale słoniki? - wycedziła pani F przez zęby z kąsającą wręcz ironią.
U zalał się krwistym rumieńcem i nie mógł wydusić z siebie słowa poczuwszy się ugodzonym w najczulsze miejsce.
Tu już Centusiówna nie wytrzymała: "Dlaczego pani tak obraża tego pana?- zapytała spokojnie.
- A tobie co do tego??? - ryknęła matrona - Widzieliście, obrończynię uciśnionych sobie znalazł!!! A ty kto w ogóle jesteś, gidio jedna???
(Marta) Nagle...wzrok pani F powędrował w kierunku sweterka ze słonikiem; boszesz ty mój, co za piękny róż, mój ulubiony! A co tam pod nim być musi.....i co za odwaga - własnom piersiom te piersi kopytne zasłaniać. Że tez ja teraz dopiero to widzę. Staneła naprzeciwko pana U, wygięła tułowie ku przodowi, usta perłowe w ciup ukształtowała i zagaiła; 'a szanowny pan co tak z tą kopytną blisko - nie wstyd panu? Przecie prawdziwe damy (tu zamrugała kusząco) są na świecie". Pan U zamarł...
(Hana) Krew odpłynęła mu z twarzy w kierunku dziurawych butów.
- Omatulu, znikąd ratunku... chociaż... Na jego obliczu ukazał się wysiłek umysłowy. Pani F. wszak majętną była, całe miasto o tym gadało. Pan U. nagle się rozpromienił.
- Co za śliczny kapelusik - tu mrugnął znacząco w stronę Centusia. Co się pani będziesz śpieszyła - zagaił. Może się przejdziemy?
(Marta) EEEE, a niech mnie szał trzaśnie, co robić?! Podciągnął portki które nieco z wrażenia mu opadły i dyskretnie zaczął sie wycofywać ze swojej pozycji. Pani F jednak nie dając za wygrana, nacierała w jego kierunku.
(Mika) - Ona chyba cierpi na chorobę afektywnom dwubiegunowom...- przemknęło mu przez głowę (kiedyś znalazł na śmietniku pismo "Charaktery" i nudów przeczytał, chociaż trochę czasu mu to zajęło) - Najsampierw człowieka jak obuchem w łep, a potem się wdzięczy jak koński zad do bata... " Uświadomił sobie niezręczność tego porównania ze względu na obecność Centusi i powiedział: Sie pani tak nie kryguje, bo i wiek nie po temu i ja sie na czwartego małżonka nie nadaje. Trzech już pani do naszego smętarzyka doprowadziła, ja tam czwarty nie chcem być. A od Centusi mi wara, to delikatna panienka jest, chociaż nieco narowista..."
Panią F chyba pierwszy raz w życiu zatkało na taką bezczelność.
(Hana) A ja to niby co? Niedelikatna? Jeszcze byś się zdziwił obiboku! Ja ci tu zaraz...już ja ci smętarzyk pokażę! Pani F. uniosła parasolkę i zamierzyła się na bogu ducha winnego nieszczęśnika. Damie się nie odmawia! W tym samym momencie poczuła na plecach solidne uderzenie i padła jak kłoda u stóp zbaraniałego Pana U.
(Kalipso) Pan U. szybko otrząsnął się z szoku. No tak... To Matylda... "Co za kobieta! Co za pół - kobieta! Ocaliła mnie od smętarzyka. Tylko... Co tera? Co tera?" - myślał gorączkowo U. Centusia tymczasem załamała dłonie i zatrzepotała rzęsami. Nie chciała tak mocno kopnąć pani F. Oczęta jej wypełniły się łzami. Tymczasem Profesor przykucnął obok poszkodowanej. Przewrócił ją na plecy i zaczął klepać po uróżowanych policzkach. F. otworzyła oczy i spojrzała na niego miłośnie, żarłocznie i dziko. Kopnięcie Centusi bowiem było magiczne. To nie ono powaliło panią F., ale nieznana siła, która przeniknęła ciało kobiety pod wpływem uderzenia. Ta siła rosła w niej powoli. Jaj włosy zaczęły gęstnieć i wić się jak wężę, potężne piersi uniosły się dumnie, tylek przeobraził się w krągły zad z pięknym końskim ogonem. Wyrosła jej dodatkowa para nóg, silnych i prężnych. Ubranie zaczęło na niej pękać ukazując powoli wszystkie wdzięki, ku zaskoczeniu przerażonych świadków tego przeistoczenia. Pani F. unosiła się do góry. Kiedy opadła na ziemie, wszyscy zaniemówili. Centuś otworzył szeroko usta w zachwycie, aż Matylda spojrzała na niego zaniepokojona. Pani F. przeobraziła się w centaura. Stała tak oszołomiona z rozbieganymi oczami, ale w końcu się opanowała. "Co?"- warknęła do zgromadzonych.
(Agniecha) "A nic, nic, właściwie wszystko jest w porządku"- wymamrotał w imieniu wszystkich nieco zaskoczony Pan X.
"No, no, niezła z niej kobyła", pomyśleli w cichości ducha unissono Centuś oraz Pan U.
"Ja ci dam popalić, wałachu jeden" pomyślała intensywnie zazdrosna Matylda w stronę Centusia (konie i centaury potrafią, jak wiadomo, posługiwać się telepatią.)
(Hana) E, no nie no, całkiem mi się to podoba - Pani F. przez lewe ramię spojrzała na swój lśniący zad i umięśnione nogi. Poczuła się jakoś tak stabilnie, rześko i młodo. Energia rozdymała jej chrapy, aż iskry szły spod kopyt. No i Centuś tak na nią patrzył, tak patrzył...
W głowie pani F. galopowały myśli. Co też mi po głowie latało? - pomyślała cichutko. Toż to wywłoki - ten tu zwłaszcza (tu przyszpiliła wzrokiem pana U., który aż skurczył się w sobie pod ciężarem jej ócz). Spojrzała z góry na te nędzne kreatury w postaci pana U. oraz Profesora X. z wątłą klatką piersiową. Przeciągnęła się z lubością tylnymi nogami i podjęła decyzję zakrzyknąwszy:
- Hejjjjjjjjjjjjaaaaaaaaaaaaooooooooooooiccccccchhhaaaaachaaaaaaaaa! Jakaż ja byłam głupia! Nareszcie! Nareszcie jestem wolna! Zatupała radośnie o podłoże i zerwała z głowy idiotyczny kapelusik. Na jej obfity biust rozsypały się złote pukle włosów. Słońce igrało w nich tysiącem promieni, wiatr grał na nich jak na harfie. Centuś stał oniemiały z zachwytu, Profesor X. zbladł, pan U. poczerwieniał z niewiadomej przyczyny. Tylko Matylda skamieniała nie wykazując najmniejszych oznak czegokolwiek. Tylko oczy jej pociemniały.
Stała tak i pałała gamą odczuć - w większości negatywnych. @#$%^*8765(*&! Ale ze mnie kretynka! Znów to zrobiłam! Dopiero pozbyłam się tamtej rudej maupy z końskimi zębami! Nigdy się nie nauczę, cholera jasna! Trzeba było w czerep przylać, wtedy zamieniłaby się w żabę, bo chyba nie w księcia, hrehrehre - biła się z myślami.
Tymczasem Profesor X stał w milczeniu. Już wiedział, skąd biorą się centaury. Ale żeby pani F.? Tego się po niej nie spodziewał. Wydawało mu się, że to jest typ, którego nic nie zmoże. A jednak... Jak to pozory mylą... - snuł głębokie refleksje Profesor.
(Ewa) Pani F. stanęła chrapa w chrapę z Matyldą, patrząc przenikliwie w jej oczy. "Oszszsz ty małpo jedna, myślisz, że nie wiem, co myślisz ? Matylda ugięła się pod siłą jej spojrzenia. Zarżała cichutko, i żalośnie i szepnęla z rozpaczą w głosie "cóżem ja sobie uczyniła !". Już po mnie ! Pani F odrzuciła głowę na bok, gęste pukle przepłynęły na drugą stronę smukłej szyi. Spojrzała wladczo na Matyldę.
(Hana) - W żabę? W żabę??? Ja ci pokażę żabę nędzna kreaturo! Odczep się ode mnie i od Centusia! Na siłę go nie rozkochasz, a ja jestem starsza, silniejsza, piękniejsza i możesz sobie kopać do woli. Mam większe ubezpieczenie! Jak myślisz, gówniaro, z kim Centuś woli dzielić siano i bezkresne prerie? Spójrz na siebie koścista wywłoko! To są cycki? To coś? I ten chudy tyłek? Pani F. pogardliwie zarzuciła puklami, założyła ręce i drwiąco spoglądała na Matyldę. Centusia, zbita z pantałyku, przez chwilę bezradnie trzepotała długimi rzęsami głupawo się uśmiechając. Szybko jednak się otrząsnęła z chwilowego stuporu i całą wściekłość skierowała na wgapiającego się w biust Pani F. Centusia:
- A ty co się tak gapisz na tę starą kobyłę? Nie widzisz, że wszystko ma nadmuchane botoksem? Ciekawe, co zrobisz z tym pudłem za pół roku? Do mnie przylecisz, co? I będziesz jęczał jak zwykle: Mati, Mati, moja najkochańsza, tyś mą prawdziwą miłością, to była pomyłka, kochana miałaś rację... Ale wiesz co? Nosił wilk razy kilka, aż mu się ucho nie urwie. Wtedy zobaczymy! To mówiąc, Matylda pogardliwie odrzuciła włosy do tyłu, ostentacyjnie i z pogardą otaksowała panią F. która poczuła się odrobinę mniej pewnie...
(Luna) "Tak się Matylda na panią F intensywnie patrzyła, że uwagę tej drugiej w końcu zwróciła. I wbiła swe oczy pani F w Matyldę i wargi jej rozciągnęły się w jakimś dziwnym uśmiechu. Aż się Matylda nieco cofnęła. A w oku nowo narodzonej centaurzycy zabłysło światło.
- Tyś mnie uczyniła wolną! - Zagrzmiała aż jej pierś obfita zafalowała lubieżnie.
- A skrzydeł byś mi nie dała? Bo WOLNĄ chcę byc tak już zupełnie! i polecieć w chmury ku słońcu!!!"
(Hana) Coś ci się pofyrtało, sarkastycznie rzekła Matylda. Ku słońcu to już jeden taki poleciał i dotąd nie wrócił. W sumie niezły pomysł - dodała po zastanowieniu. - Tylko jakie skrzydła uniosą twój wielki zad, że o cyckach nie wspomnę...
(Ewa) "Motolotnie se zrób ", warknęła Matylda Skrzydeł się starej kobyle zachciało. ! Ha ha, chodzić ciężko, doopa ciężka, a motylka chcesz udawać ? - pastwiła się Matylda. Natomiast w jej głowie zaczął świtać pomysł. Jak dam kobyle skrzydła, to se pofrunie, i odchrzani się od Centusia. Doszła do wniosku, że to całkiem niegłupi pomysł ! Ale poczekam jeszcze z tymi skrzydlami, pomyślala. Chciala, co prawda niby niechcący smyrnąć panią F. kopytkiem w lewą przednią nogę, by zamienić ją w wietnamską świnkę, ale Centuś by się dowiedział, że potrafi być mściwa, i złośliwa. A na tym przecież jej nie zależało ! Postanowila udawać w myślach, że przyjaźnie nastawiona jest do pani F. Niech ta wyczyta z jej myśli, że jest jej życzliwa. A nocą, kiedy pani F. jasnowidzenie nie działa, będzie precyzyjnie układać plan pozbycia się pani F.
(Hana) Matylda nie przewidziała wszakże, że Pani F. cierpi na bezsenność. Nie wiedziała jeszcze, że na nic jej sprytny plan.
Tymczasem Pan U. zmożony biegiem wydarzeń gdzieś zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Profesor X. rozejrzał się czujnie i zobaczył, jak Pan U. przy swoim wózeczku opróżnia nienerwowo kolejną butelkę napitku :"Szał". No, teraz sie dopiero zacznie - pomyślał trzeźwo.
(Hana) Ostatnia kropla zabulgotała w butelce, Pan U. odessał się od niej z sykiem, czknął z rozkoszą i przekrwionym okiem potoczył dookoła. Pustą już butelczynę pieczołowicie zawinął w papier i schował do wózeczka.
- No. Tera możem pogwarzyć. Lekko chwiejnym krokiem zbliżył się do tej wątpliwej maści grupy Laokoona kłębiącej się w krzakach forsycji. Tylko węża tam brakowało. Chociaż... wziąwszy pod uwagę charakter Pani F. można by uznać, że jest i wąż, a nawet żmija. Pan U. z pieśnią : "Jesieeeeenne róóóże..." na ustach podszedł do Profesora, poufale walnął go w plecy i rzekł:
- Co Profesorku takeś się zestrachał? Fajne kobitki co nie? Ty się mnie czym, zara ten jazgot uciszę. To mówiąc wyjął z kieszeni wymiętą paczkę papierosów.
- Zajarasz pan?
(Mika) - Przecież pan wie, że nie jaram, eee, nie palę.
- Ale wew takich okolicznościach niezwyczajnych, sie pan częstuje!- i wyciągnął ku panu X rozsypujące się i wyflumione papierosy.
- Nie, nie, okoliczności to prawda, bardzo niezwykłe , ale nie mogę.
- A ja tera wszystko mogie, szfystko!!! - ryknął pełną piersią pan U. Centaurze towarzystwo spojrzało na niego ze zdumieniem. "A cóż ty tam możesz, powiedziała lekceważąco pani F, falując biustem i włosiem.
- A mogie tyż być konioczłekiem!!!! - wrzasnął U - Jak wy!!! I urode se poprawić! Ino niech mnie Centusia tak kopnie, coby sfeterek został, bez sfeterka nic z tego!!
Matylda zastanowiła się chwilę. - No wie pan, w zasadzie dałoby się zrobić... - zaczęła delikatnie - Ale musi pan trzymać sweterek mocno obiema rękami. To jak, kopać?
- - Kop pani, a celnie!- wołał U z determinacją.
- Panie U, niech pan się jeszcze zastanowi, przecież co potem??? - jęczał błagalnie pan X.
- Jakie zastanowi, jakie zastanowi, widzisz pan co sie z tej francy F zrobiło??? Wal śmiało, Centka!!"
- A jak źle trafi za żabę pan zostaniesz to co wtedy??? Żaba w sweterku ze słonikiem?? - wytoczył najcięższy argument pan X
- Zara, zara, jaka żaba?? - zapytał z niepokojem U, któremu fragment konwersacji umknął z powodu intensywnego pochłaniania ulubionego "Szału".
(Ewa) A uważaj pan, rzekł profesor, bo a nóż widelec trafi niechcący w lewą nożkę, to w świnkę wietnamską się pan zmienisz. A wtedy, to już żadna z pana aparycja będzie ! Jaka aparycja, panie, ja chłopem chce być nadal, odkrzyknął wystraszony pan U. Lewo nóżkie cofne przy kopaniu, żeb Matylda nie trafiła niechcąco ! Panie profesorze, chyćmy sie za rence, i niech Matylda czyni powinność. Matylda kopaj ! Profesorze czym sie pan mnie, czym ! Za jednym kopem w takich ogierów sie zmienim, jakich świat nie widział ! Centusiu, drżyj ! - zakrzyknął profesor. Urodą i kształtami niebędziemy gorsi. Matyldo, proszę, kopnij. Tylko delikatnie ! No, dobrze, ustawcie się ! Matylda też miała w tym przeobrażeniu swój chytry plan . Widząc, że pani F. swym bujnym, falującym biustem zauroczyła Centusia, pomyślała, że może rzeczywiście pan U. a jeszcze bardziej profesor przeobraża się w rasowe centaury. Zamachnęła się kopytkiem by kopnąć pana U. trzymającego kurczowo za rękę profesora, gdy nagle znienacka wyskoczyło przed nimi ogromne, rude kocisko. O mój boże Matyldo uważaj, krzyknął profesor, robiąc śrubę, i salto w jednym. Matylda nie zdolała jednak zatrzymać kopytka. Profesor jak w zwolnionym tempie widział Matyldowe kopytko uderzające kota, które później omsknęo się, i zatrzymało na lewej nodze profesora. A ten nadal trzymał kurczowo dłoń pana U. Raaaanyyyyy juuuuuleeeeek wrzasnął pan U. prooooofeeeesoooorzeeee, coś pan zrobił, już tylko zdąrzył wychrumkać. Ojojojojoj odchrumnkął profesor, nadal trzymając kurczowo pana U. ale już nie za rękę, a za kopytko ! A oczom ich wszystkich ukazał się przepięknej urody, rudogrzywy, z rozszerzonymi chrapami, parskający centaur. Nawet centusia jego uroda przygniotła do ziemi. O maaaatko jedyno, jakiż on piękny, jęknęła Matylda, i zemdlona osunęla się we forsycje .
(Hana) O matko, to ja jestem? Rudogrzywy centaur z niedowierzaniem macał się po członkach. Ta grzywa to moja? I wszystko? Boszszsz, jaki jestem potężny, jakie mam mięśnie! A co to za konisko tu leży jak nieżywe? Odys (bo on ci to był) pochylił się nad zemgloną Matyldą. Jej długie rzęsy rzucały cień na alabastrowe policzki, ust pąkowie nabiegło krwią, wyglądała jak krew z mlekiem. Odys zapragnął polizać jej liczko - instynkt w nim zagrał kiej echo. Pochylił się nad nią i musnął jej porcelanową cerę długimi wąsiskami.
- A poszedł won! Tfu! - Matylda zerwała się przecknięta na równe nogi. Omatkozcórko co to wszystko ma być? Co to za zoo???
(Mika) Jej spojrzenie padło na tłustawą świnkę wietnamską przyodzianą w różowy sweterek ze słonikiem.
- Oessu... jęknęła Matylda - Panie U, ja nie chciałam, naprawdę! I co teraz zrobić?!
Chrumm, chrumm, prrrrrhi!!! - wydobyło się z wściekłego ryjka pana U. Pan X dołączył przeciągłym i jękliwym Chchchchrrrr.... i opuścił smętnie łeb.
W międzyczasie pani F ocknęła się z osłupienia i zapatrzona w rudego pięknisia i jego szmaragdowozielone oczy westchnęła cicho: Bierz mnie zaraz już i natychmiast....
- Słucham?? - zapytał nieco roztargniony Odys, zapatrzony w głębię oczu Matyldy.
Tego Centuś już nie zdzierżył. "Ihahahahaha!!!!!! " zakrzyknął na cały głos. Poszedł precz, ty ruda przybłędo, jak cię zaraz skopię gdzie trzeba, to się w myszę zamienisz i dopiero będzie wstyd!!! Hi, hi, kot śledczy w postaci myszki!!! Wszyscy kumple z okolicy padną ze śmiechu!!!
(Hana) Dobra, zara, spoko! - odparł Odys z lekka otumaniony całą sytuacją. Przed chwilą był zwykłym kotem, spotkał w krzakach trzy koniocośtam i dwóch facetów, zakochał się na zabój i od pierwszego wejrzenia w jednej tej, no, konisze? Kobyle? Wszystko jedno, miłość nie wybiera. Zakochał się w tym przepięknym stworzeniu, a w międzyczasie cała reszta pozamieniała się w świnki, żaby i hak wie w co jeszcze! Kurna, o co tu chodzi??? - Zakrzyknął przestraszony nie na żarty. Lubił się w charakterze kota, dlaczego miałby to zmieniać? Chociaż końskie poczucie siły i wzrost były całkiem przyjemne...
(Bacha) Odys, jak to kot śledczy, spróbował podejść do
sytuacji analitycznie. Zamieniła mnie w to coś kopnięciem lewej nogi. To w co
zamieniajom kopnięcia pozostałych trzech? I może to cudo dałoby się zmienić w
kota? Co za para by z nas była. Popatrzył z wysokości swojej wspaniałej postury
na chrumkającego profesora, w jego lwim torsie
wezbrało uczucie współczucia. Jeszcze go udomowią jak złapią, albo hmm... coś
gorszego. Taka tłuściutka świnka z takiego cherlaka się zrobiła. No to chyba
najpierw muszę pozbyć się wąsów, mojej kociej dumy, ale Mati wyraźnie była
zdegustowana kiedy ją pieszczotliwie dotknąłem. Tylko jak je kurna zgolić? Może
pan U ma coś w swoim wózku, nie zawsze chodzi z takom szczecinom.
Nagle przez głowę zaczęły mu przelatywać czyjeś myśli ....
och niech Pan tego nie robi (Walkiria).....kot bez wąsów hihihih.(Centuś)..,
phi i tak nic Ci nie pomoże , ja jako kotka. ty normalny nie jesteś (Mati)..,
Odysku może na spokojnie zastanówmy się co zrobić, to już zachrumkał profesor.
O żesz ty, to tu wszyscy czytają nawzajem swoje myśli???????
Przecież to koszmar, profesorku, pan uczony, niech pan wymyśli jako by tu blokade zastosować na tą telepatię.
Ale ja mam teraz świński móżdżek odchrumkał profesor. Matylda, da się mnie odkopać do ludzkiej postaci? Nie wiem z prawdziwymi łzami w oczach szepnęła Matylda, za każdym razem może wyjść coś innego, tak mi przykro.
Przecież to koszmar, profesorku, pan uczony, niech pan wymyśli jako by tu blokade zastosować na tą telepatię.
Ale ja mam teraz świński móżdżek odchrumkał profesor. Matylda, da się mnie odkopać do ludzkiej postaci? Nie wiem z prawdziwymi łzami w oczach szepnęła Matylda, za każdym razem może wyjść coś innego, tak mi przykro.
(Tempo) Odys wyraźnie posmutniał, zapadł się w sobie,
potoczył wokół tępym, jednak bez wątpienia ciągle jeszcze kocim wzrokiem,
jeszcze bardziej zapadł się w sobie, i powlókł, kopyto za kopytem w pobliskie
krzaczory. Reszta towarzystwa trwała w milczącym bezruchu. I trwałaby tak nie
wiadomo jak długo, gdyby nagle zza owych krzaczorów nie dobiegł ich gwałtowny,
pierwotny wrzask, a ich przymglonych zwojów mózgowych nie przecięła błyskawica
nieoczekiwanej myśli.
(Ninka) Spojrzeli po sobie w nagłym olśnieniu i jakby
kierowani jedną wolą rzucili się w stronę krzaków.
Centuś dopadł krzaków pierwszy i rozgarnął gałęzie silnymi
(co mimochodem zdołała zauważyć pani F.) ramionami. Widok, który ukazał się ich
oczom, był wręcz paraliżujący.
- O, nie! O, nie! - powtarzał Centuś cofnąwszy się o krok.
Pani F. i Matylda zapiszczały unisono, a profesor i pan U., którzy dopiero
teraz przepchnęli się do przodu, aż rozdziawili swoje krótkie ryjki.
Na kawałeczku wolnej od krzaków przestrzeni stał Odys
otoczony dziwnym pulsującym światłem i zmieniał się zgodnie z jego rytmem: kot
- centaur, kot - centaur i znowu kot, i centaur. - Co się porobiło? - zakwiczał
pan U. - Profesorku, zrób pan cóś!
- Chyba przedobrzyłam! - pomyślała Matylda. - Ale to znaczy,
że kopnęłam za mocno, czy za słabo?
(Tempo) - Odys, stój i ani drgnij - krzyknął telepatycznie
profesor, albowiem w głowie zaświtała mu pewna myśl.
U, tknięty tą samą myślą, aż zatoczył się z wrażenia.
- łapiem sie wszyscy za łapki! natentychmiast!
- i za rączki, i za rączki - ochoczo dodała pani F, falując piersią wezbraną gwałtownym przypływem chuci…
Matylda ocknęła się z odrętwienia, w które popadła rozważając potencjalne skutki kopnięcia swoimi poszczególnymi kończynami.
- Chyba za racice! - burknęła pod nosem.
- łapiem sie wszyscy za łapki! natentychmiast!
- i za rączki, i za rączki - ochoczo dodała pani F, falując piersią wezbraną gwałtownym przypływem chuci…
Matylda ocknęła się z odrętwienia, w które popadła rozważając potencjalne skutki kopnięcia swoimi poszczególnymi kończynami.
- Chyba za racice! - burknęła pod nosem.
(Ninka) I widząc po swojej lewej stronie panią F. Matylda czym
prędzej wepchnęła się między wietnamskie świnki. -Nawet wolę- mruknęła jeszcze,
patrząc na F. niechętnie.
(Hana) Rączki, pazury, kopytka, racice - nie da się za to
złapać przecież! I trzymać! - zawyła rozpaczliwie Pani F. I które są czyje, bo
się pogubiłam! Profesorze, miał pan jakiś pomysł! Bo zaczynam mieć tego dosyć.
A jeśli ja się wścieknę... auuuu! - zapiszczała nagle i przenikliwie. Przez jej
ciało przeleciał dreszcz, który był nie tyle nieprzyjemny, co zaskakujący.
(Tempo) Dreszcz, przeleciawszy z niejakim trudem przez bujne
kształty pani F., zbłądził na chwilę w meandrach nadszarpniętych winem
"Szał" trzewi U. i wyprysnął w stronę niesłychanie podekscytowanego
profesora.
(Ninka) Aby do niego dotrzeć musiał jeszcze przewinąć się
przez urocze ciało Matyldy, która aż jęknęła, odrzucając do tyłu głowę.
Dreszcz równocześnie podążył w drugą stronę i elektryzując
po drodze Centusia, też dotarł do profesora. Wstrząśnięty podwójnie, ale wcale
nie zmieszany, profesor X doznał przypływu geniuszu.
- Łapcie się za Odysa! - wrzasnął.
(Tempo) Tymczasem Odys, usłyszawszy zmysłowy jęk
Matyldy, zastrzygł uszami, znieruchomiał i na chwilę przestał migotać.
- O matko, za chwilę będzie za późno! Wszyscy za mną! - profesor złapał najbliższe mu kończyny i rzucił się w stronę Odysa. Na jego twarzy malowała się rozpacz.
- O matko, za chwilę będzie za późno! Wszyscy za mną! - profesor złapał najbliższe mu kończyny i rzucił się w stronę Odysa. Na jego twarzy malowała się rozpacz.
(Hana) Najbliższymi kończynami okazał się biust Pani
F. Zaaferowany Profesor nawet nie poczuł różnicy - ważne, że było za co złapać.
Gnał na oślep ciągnąć za sobą biust Pani F. która czerwona na twarzy z
oburzenia gnała zaraz za biustem.
(Mika) - To tylko ten moment, ta sekunda!!! Tylko
teraz możemy być tym kim chcemy!!! Jesteśmy w czakramie, ośrodku mocy
kosmicznej, niech każdy pomyśli, kim NAPRAWDĘ chce być!!! Zaraz moc i ten
moment minie!!!! - krzyczał w myślach profesor X. Zielone światło ogarnęło cały
krąg dziwnych postaci w zaroślach a szum kosmicznego wiatru poniósł się echem
po całym miasteczku... Gdy wiatr ucichł, a światło znikło, w zaroślach stali...
(Hana) Ogromny, różowy Słoń Trąbalski, Profesor Kleks
z rozwianą brodą, Konik Garbusek, Mała Syrenka i... Pani F. jako pani F. w
kapelutku z woalką...
(Mika) A w środku kręgu stał rudy, zielonooki kot
Odys. - Jak to??? - miauknął nerwowo. To tylko ja chcę być sobą??? Tylko mnie
było dobrze we własnym ciele??? Dziwni ci ludzie, nigdy nie są zadowoleni z
tego co mają... A, przepraszam, pani F też lubi być sobą:)))) Dobrze, że
profesor chociaż trochę do ludzi podobny, nie chciałbym mieć za pana świnki
wietnamskiej... - Kot podszedł do oszołomionego Pana Kleksa i owinął mu się
wokół nóg, mrucząc radośnie. Miauuuu, chodźmy już do domu...
Reszta towarzystwa rozejrzała się niepewnie po sobie.
"No fajnie, marzenia spełnione, ale jak tu z tym żyć w normalnym
świecie???" zapytał Konik Garbusek , czyli były Centuś. Przecież nas do
ZOO zamkną...
(Ewa2) Środowiska się nam nie zgadzają, zamieszkać
razem w postaci komuny nie możemy. Może jednak ZOO. Syrenka będzie pływać z
fokami, Garbusek wozić dzieci, Trąbalski wąchać kwiatki.
(Hana) A Pani F. będzie nam przynosić banany.
Wzmiankowana z godnością poprawiła kapelusz, podniosła stratowaną parasolkę i
rzekła do Odysa:
- Taaa, nigdy nie byłam zbyt bystra. Nie zdążyłam nawet pomyśleć kim chciałabym być.
Słoń Trąbalski natomiast nerwowo i bezskutecznie trąbą przeszukiwał zarośla. - Professssorze, zacharczał trąbą nosowo, to nie był dobry pomysł. Pić się chce, a tu szału ni ma. Odkręć pan to!
- Taaa, nigdy nie byłam zbyt bystra. Nie zdążyłam nawet pomyśleć kim chciałabym być.
Słoń Trąbalski natomiast nerwowo i bezskutecznie trąbą przeszukiwał zarośla. - Professssorze, zacharczał trąbą nosowo, to nie był dobry pomysł. Pić się chce, a tu szału ni ma. Odkręć pan to!
(Kalipso) - Trza wszystko odkręcić - zakrzyknął U., bo
uświadomił sobie nagle, że trąbą trudno mu będzie pić z butelki.
(Hana) Profesor Kleks, primo voto X. podrapał się w
zamyśleniu po głowie. - Po prawdzie to nie miał być Kleks, tylko Einstein, coś
nie wyszło. Prąd za słaby, czy co? Możliwe, że grawitacja nie zadziałała. Coś
może wykombinuję, ale to będzie powrót do naszych poprzednich wcieleń. Na takie
dictum Pani F. zaróżowiła się na twarzy i zmysłowo zwilżyła wargi językiem.
Tamto wcielenie wcale nie było jej niemiłe, no i ten Centuś z taką wyrzeźbioną
klatą...
(Hana) Tu Pani F. z obrzydzeniem spojrzała na Konika
Garbuska. - Oesssu, co za pokurcz - pomyślała. Czy aby na pewno w tym
nikczemnym ciele tkwi tamten piękny mężczyzna, by nie rzec - ogier?
(Ewa2) Klata klatą, ale co z resztą? Garbusek wolałby
zostać milutkim konikiem bez apetytów Pani F. Syrenka machnęła łuskowatym
ogonem, ona wolałaby jednak powrót, przecież nie lubi wody.
(Kalipso) Na samo wspomnienie Centusia Pani F. zrobiło
się słabo. Zaczęła szukać go wzrokiem i wtedy spostrzegła... Garbuska.
- To ty, Centusiu?!
- Nie, to ja, Matylda. - rzekła z płaczem Garbusek. - Chciałam byś konikiem Pony, tym z bajki... Aaaaaa....
Matylda zaczęła szlochać.
- To gdzie jest Centuś?!!! - zdenerwowała się pani F.
- To ty, Centusiu?!
- Nie, to ja, Matylda. - rzekła z płaczem Garbusek. - Chciałam byś konikiem Pony, tym z bajki... Aaaaaa....
Matylda zaczęła szlochać.
- To gdzie jest Centuś?!!! - zdenerwowała się pani F.
(Hana) No tak - krew nabiegła jej do twarzy. Jakaś
pomniejsza żyłka pulsowała na jej skroni. - Ten Profesorek z bożej łaski
Einstein kompletnie wszystko pofyrtał. Zdaje się, że muszę wziąć sprawy w swoje
ręce, jeśli chcę odzyskać Centusia. Ale zaraz - jeśli Garbusek to Matylda,
znaczy Pony, to gdzie jest Centuś? Nagła i niespodziewana myśl prawie
przyprawiła ją o wylew (żyłka na skroni). - Nie! Tylko nie to! To nie może być
prawda! - łkała rozpaczliwie. To znaczy, że Centuś to Mała Syrenka! Zapałałam
do ogiera, nie do ryby!
(Tempo) - Ja
tylko chciałe..łam już nigdy więcej nie mieć kopyt. I móc czasem dobrać lakier
do szminki - piersią Małej Syrenki wstrząsnął niemy szloch, a policzki pokrył
rumieniec. (Kalipso) - Centusiu... - jęknęła Matylda, lecz nagle jej oczy
pociemniały. - To ty ukradłeś moje perłowe kolczyki i kokardkę, którą sobie w
ogon wplatałam!!!
- Nie dość, że ryba, to jeszcze jakiś gender go opętał
- parsknęła z widoczną odrazą Pani F.
(Hana) A tfu! - splunęła z rozmachem pod nogi. Już ja
załatwię tego profesorka. Tylko gdzie on się podział?
(Kalipso) Profesor tymczasem zjadał swoje piegi i
czochrał atramentową brodę.
(Tempo) Mała Syrenka ruszyła na niego z impetem. To
znaczy, ruszyłaby, gdyby miała nogi.
- Niech diabli wezmą ten ogon! Profesorku, jak zaraz czegoś nie wymyślisz, to cię tak nim chlasnę, że ci reszta piegów pospada!
- Niech diabli wezmą ten ogon! Profesorku, jak zaraz czegoś nie wymyślisz, to cię tak nim chlasnę, że ci reszta piegów pospada!
(Bacha) Profesor czując na sobie spojrzenia wszystkich
pełne wyrzutów i rozpaczy, zaczął włączać swoje szare komórki. Co tu zrobić
jeżeli nikt już nie ma kopyt? Garbusek się nie liczy, bo wszyscy moglibyśmy
zostać garbuskami. Pole przestało działać. Ale kto kopnął Centusia i Mati, że w
takie piękne stworzenia zamienił ich poprzednio. Wdrażam śledztwo. Jak to
wszystko działa?? Może własna silna wola i to pole magnetyczne to jeszcze za
mało???
(Hana) Dumał tak bezowocnie, gdy wtem przed jego
obliczem zmaterializowała się wzburzona do granic Pani F. Biust falował
jej na wszystkie strony, zwłaszcza z lewa na prawo. Podniosła woalkę, z oczu
jej strzeliły dwa pioruny. - A pan co profesorku? - wycharczała zmysłowo.
Namieszało się i w nogi, tak? O nie, ja tak tego nie zostawię. Albo odzyskam
Centusia w całej ogierzej krasie, albo jutro będziesz pan mój!
(Tempo) - Rany boskie, co robić? Co robić?! Profesorowi
pociemniało w oczach. (Hana) Przed oczami stanęła mu wizja pożycia z Panią F.
Na tak silną motywację nie mógł pozostać obojętny. Krople potu zaperliły się
jak rosa, na plecach poczuł zimny dreszcz strachu. Nagły przypływa adrenaliny
wyzwolił wreszcie jego uśpiony geniusz. Wiem! - Zerwał się na równe nogi. - Już
wiem! (Kalipso) - Wiem!!! Parasolka nieboszczki matki! Tylko ona pomoże!
Chociaż sam nie wiem, w jaki sposób... Ale mam silne przeczucie, jakem Kleks!
Gdzie ona jest... - Kleks zaczął gorączkowo przeszukiwać pobliskie krzaki. -
Wziąłem ją przecież do parku... Słoniu! Słoniu Trąbalski!
- Cyrk na kółkach...- westchnęła pani F.
Syrenka zaczęła podskakiwać nerwowo na ogonie, a Garbusek skubał trawę. Wreszcie Kleks znalazł Słonia w pobliskiej piaskownicy. Zagrzebał się w piasek i chrapał. Nad nim stał mały chłopiec i płakał.
- Idź do mamusi - powiedział do niego pan Kleks, szarpiąc słonia za różową trąbę.
Ja go obudzę! - stanowczo rzekła pani F,
- Wstawaj, nierobie!!! - wrzasnęła wprost do słoniowego ucha.
Słoń, któremu śniła się właśnie alabastrowa pierś Matyldy, skoczył na równe nogi.
- Pani F. - szepnął.
- Ja, a kogoś chciał zobaczyć?! Idziemy!!! - wrzasnęła, na co słoń potulnie podreptał za nią w krzaki.
(Mariolka) Tuż za piaskownicą i krzakami pokrytymi pierwszymi, delikatnymi listkami znajdowała się niewielka, zamulona lekko po zimie sadzawka. Ujrzawszy ją Słoń wyrwał się z zaborczych rąk pani F .Dopadł do owego, wątpliwej jakości zwierciadła i włożył swe wielkie ucho w mętną toń.- Czyś ty zdurniał do reszty! Co ty robisz ? Słoń miał minę wskazującą na ewidentne wniebowzięcie. Despotyczna F pociągnęła go niedelikatnie za trąbę i równie niedelikatnie trzepnęła po drugim uchu.- Co robisz głupku!Zawołała jeszcze raz Słoń spojrzał na nią z rozmarzeniem,a jego oczy błyszczały niczym gwiazdy.- Jak to co? Bajora słucham!
(Hana) Reszta towarzystwa przetrząsnęła w tym czasie wszystko, piasek w piaskownicy został przesiany przez woalkę Pani F., wózeczek Pana U. wywrócony do góry nogami, a parasolki ani śladu. Zamiast tego na dnie wózeczka, pod starymi gazetami spokojnie spoczywała pękata, litrowa butelka "Szału". I co najważniejsze - pełna.
Słoń Trąbalski, którego Pani F. siłą przyciągnęła za ucho znad sadzawki, runął w jej kierunku jak grom z jasnego nieba, z pewnym trudem podważył kłem nakrętkę i manewrując niezdarnie trąbą wlał sobie zawartość do paszczy. Reszta malowniczej grupy zastygła w niemym podziwie. Słoń wypuścił butelkę z błogim "aaaaaaaa", na co Mała Syrenka balansująca nieruchomo na czubku swego ogona podskoczyła, jakby ktoś dźgnął ją szpilą w ogoni zadek. Nagle słoń zaczął się marszczyć, kurczyć, filcować, aż przybrał postać zgruchmanionego sweterka na żylastym torsie Pana U., który potoczył wokół zamglonym spojrzeniem. Oczy zaokrągliły mu się nieco i wybałuszyły.
- O rany, ale menażeria...
- Łapcie butelkę! - zakrzyknął Profesor primo voto X. To nie parasolka mamusi, to "Szał"! Pierwsza dopadła butelki Pani F. Przyssała się i wysączyła z niej resztkę w nadziei odzyskania lśniącego zadu i umięśnionych nóg. Czknęła, odrzuciła pustą butelkę, a zamiast umięśnionych kończyn tylnych, na swym zadzie ujrzała długi, koński ogon. Na tym zakończyła się jej metamorfoza.
- Hrehrehrehrehrehre - zarechotał mściwie Profesor, ale zaraz zamilkł zgromiony zabójczym spojrzeniem Pani F.
(Mika) - Rzeczywiście, menażeria!!! Szkoda żeś pan siebie jako Trąbalskiego różowego nie widział?!!! - parsknęła pani F, aż jej woalka na oczy spadła.
- Zara, zara , jaki znowusz Trombalski?? - zaniepokoił się pan U. Zdrzemłem sie troszkie na piaseczku a wy mnie tu jakieś bajdy wciskacie!!!
- Żadne bajdy, najgorzej z nas żeś pan wyglądał! - warknął Garbusek. - Dopiero jakżeś pan tego "Szała" wyduldał, toś pan do swojej postaci wrócił! Nie masz pan zapasu jakiego??
- Niech sczesne, nic żem nie skitrał, ten ostatni był!!! Ale czekajże Garbaty, do sklepiku przy parku dostawa miała być o drugiej!!! Która jest??
- Druga piętnaście i pół - odrzekł precyzyjnie pan Kleks.
Wszyscy zerwali się z miejsc.
- Dzieee????? - ryknął U. - Chcecie żeby nas wszystkich zamkli od razu???
- Powiemy, że treatrzyk dla dzieci robiemy..- powiedziała nieśmiało Syrenka.
- Akurat!!! To was wsadzą za tą, no demokr.., demobi... demoralizacje nieletnich, o!! Ja ide, karte stałego klienta tam mam to jeszcze zniżka bedzie. Składke mnie tu robić zaraz już!
Okazało się jednak, że tylko pani F. u pan X mieli kieszenie, w których coś brzęczało.
- Niech już będzie, założę za was, ale do zwrotu!! - powiedziała pani F., która w istocie serce miała dobre...
(Hana) Pani F. sięgnęła do torebki, wyjęła portmonetkę i dała ją Panu U. Ogonem trzepnęła się po uszach płosząc muchy i nieco podłamana usiadła na kamieniu ogon wdzięcznie rozłożywszy z tyłu, jak wachlarz.
- Leć już pan po te ambrozje - rzekła zrezygnowanym głosem do Pana U.
(Mika) Pan U wziąwszy swój rozklekotany wózeczek ruszył żwawo ku sklepikowi. Reszta siedziała w milczeniu...
- Ale czy nam też to pomoże? - wyraziła wątpliwość Syrenka. I kim będziemy tak naprawdę??? Ja już się zgubiłem, nie wiem kim jestem i kim chciałbym być...
- Jak się nie wie, kim się jest, to zawsze warto być przyzwoitym czło... eeee... stworzeniem. - rzekła pedagogicznie pani F.
- Myślę, że byłem przyzwoitym centaurem... I na cholerę było mi się zmieniać??? - powiedział z żalem Centuś.
(Hana) Siedzieli tak i czekali, czas płynął, Mała Syrenka z nudów zaplatała ogon Pani F w cienkie warkoczyki, a Pan U. nie wracał...
(Mika) ...ranki i wieczory, we łzach go czekali i trwodze...
(Hana) - Nie daje mi spokoju ten paskudny sweterek ze słonikiem - w zadumie wymamrotał Profesor. Jeśli nie parasolka, to tu może być pies, znaczy słoń pogrzebany. Bo żeby dorosły chłop z uporem maniaka nosił na sobie coś takiego... - kontynuował.
(Mika) Ale zaraz przypomniał sobie, że podczas kryminalnej przygody w listopadzie pan U coś napomknął o jakiejś romantycznej historii. - Może jakaś ukochana mu udziergała? - powiedział sam do siebie.
- Ukochana??? - Zastrzygła uchem pani F. - A któż by takiego lumpa chciał???
- Nie wiadomo, może w młodości był całkiem przystojny??? - zastanawiał się profesor.
- Cyrk na kółkach...- westchnęła pani F.
Syrenka zaczęła podskakiwać nerwowo na ogonie, a Garbusek skubał trawę. Wreszcie Kleks znalazł Słonia w pobliskiej piaskownicy. Zagrzebał się w piasek i chrapał. Nad nim stał mały chłopiec i płakał.
- Idź do mamusi - powiedział do niego pan Kleks, szarpiąc słonia za różową trąbę.
Ja go obudzę! - stanowczo rzekła pani F,
- Wstawaj, nierobie!!! - wrzasnęła wprost do słoniowego ucha.
Słoń, któremu śniła się właśnie alabastrowa pierś Matyldy, skoczył na równe nogi.
- Pani F. - szepnął.
- Ja, a kogoś chciał zobaczyć?! Idziemy!!! - wrzasnęła, na co słoń potulnie podreptał za nią w krzaki.
(Mariolka) Tuż za piaskownicą i krzakami pokrytymi pierwszymi, delikatnymi listkami znajdowała się niewielka, zamulona lekko po zimie sadzawka. Ujrzawszy ją Słoń wyrwał się z zaborczych rąk pani F .Dopadł do owego, wątpliwej jakości zwierciadła i włożył swe wielkie ucho w mętną toń.- Czyś ty zdurniał do reszty! Co ty robisz ? Słoń miał minę wskazującą na ewidentne wniebowzięcie. Despotyczna F pociągnęła go niedelikatnie za trąbę i równie niedelikatnie trzepnęła po drugim uchu.- Co robisz głupku!Zawołała jeszcze raz Słoń spojrzał na nią z rozmarzeniem,a jego oczy błyszczały niczym gwiazdy.- Jak to co? Bajora słucham!
(Hana) Reszta towarzystwa przetrząsnęła w tym czasie wszystko, piasek w piaskownicy został przesiany przez woalkę Pani F., wózeczek Pana U. wywrócony do góry nogami, a parasolki ani śladu. Zamiast tego na dnie wózeczka, pod starymi gazetami spokojnie spoczywała pękata, litrowa butelka "Szału". I co najważniejsze - pełna.
Słoń Trąbalski, którego Pani F. siłą przyciągnęła za ucho znad sadzawki, runął w jej kierunku jak grom z jasnego nieba, z pewnym trudem podważył kłem nakrętkę i manewrując niezdarnie trąbą wlał sobie zawartość do paszczy. Reszta malowniczej grupy zastygła w niemym podziwie. Słoń wypuścił butelkę z błogim "aaaaaaaa", na co Mała Syrenka balansująca nieruchomo na czubku swego ogona podskoczyła, jakby ktoś dźgnął ją szpilą w ogoni zadek. Nagle słoń zaczął się marszczyć, kurczyć, filcować, aż przybrał postać zgruchmanionego sweterka na żylastym torsie Pana U., który potoczył wokół zamglonym spojrzeniem. Oczy zaokrągliły mu się nieco i wybałuszyły.
- O rany, ale menażeria...
- Łapcie butelkę! - zakrzyknął Profesor primo voto X. To nie parasolka mamusi, to "Szał"! Pierwsza dopadła butelki Pani F. Przyssała się i wysączyła z niej resztkę w nadziei odzyskania lśniącego zadu i umięśnionych nóg. Czknęła, odrzuciła pustą butelkę, a zamiast umięśnionych kończyn tylnych, na swym zadzie ujrzała długi, koński ogon. Na tym zakończyła się jej metamorfoza.
- Hrehrehrehrehrehre - zarechotał mściwie Profesor, ale zaraz zamilkł zgromiony zabójczym spojrzeniem Pani F.
(Mika) - Rzeczywiście, menażeria!!! Szkoda żeś pan siebie jako Trąbalskiego różowego nie widział?!!! - parsknęła pani F, aż jej woalka na oczy spadła.
- Zara, zara , jaki znowusz Trombalski?? - zaniepokoił się pan U. Zdrzemłem sie troszkie na piaseczku a wy mnie tu jakieś bajdy wciskacie!!!
- Żadne bajdy, najgorzej z nas żeś pan wyglądał! - warknął Garbusek. - Dopiero jakżeś pan tego "Szała" wyduldał, toś pan do swojej postaci wrócił! Nie masz pan zapasu jakiego??
- Niech sczesne, nic żem nie skitrał, ten ostatni był!!! Ale czekajże Garbaty, do sklepiku przy parku dostawa miała być o drugiej!!! Która jest??
- Druga piętnaście i pół - odrzekł precyzyjnie pan Kleks.
Wszyscy zerwali się z miejsc.
- Dzieee????? - ryknął U. - Chcecie żeby nas wszystkich zamkli od razu???
- Powiemy, że treatrzyk dla dzieci robiemy..- powiedziała nieśmiało Syrenka.
- Akurat!!! To was wsadzą za tą, no demokr.., demobi... demoralizacje nieletnich, o!! Ja ide, karte stałego klienta tam mam to jeszcze zniżka bedzie. Składke mnie tu robić zaraz już!
Okazało się jednak, że tylko pani F. u pan X mieli kieszenie, w których coś brzęczało.
- Niech już będzie, założę za was, ale do zwrotu!! - powiedziała pani F., która w istocie serce miała dobre...
(Hana) Pani F. sięgnęła do torebki, wyjęła portmonetkę i dała ją Panu U. Ogonem trzepnęła się po uszach płosząc muchy i nieco podłamana usiadła na kamieniu ogon wdzięcznie rozłożywszy z tyłu, jak wachlarz.
- Leć już pan po te ambrozje - rzekła zrezygnowanym głosem do Pana U.
(Mika) Pan U wziąwszy swój rozklekotany wózeczek ruszył żwawo ku sklepikowi. Reszta siedziała w milczeniu...
- Ale czy nam też to pomoże? - wyraziła wątpliwość Syrenka. I kim będziemy tak naprawdę??? Ja już się zgubiłem, nie wiem kim jestem i kim chciałbym być...
- Jak się nie wie, kim się jest, to zawsze warto być przyzwoitym czło... eeee... stworzeniem. - rzekła pedagogicznie pani F.
- Myślę, że byłem przyzwoitym centaurem... I na cholerę było mi się zmieniać??? - powiedział z żalem Centuś.
(Hana) Siedzieli tak i czekali, czas płynął, Mała Syrenka z nudów zaplatała ogon Pani F w cienkie warkoczyki, a Pan U. nie wracał...
(Mika) ...ranki i wieczory, we łzach go czekali i trwodze...
(Hana) - Nie daje mi spokoju ten paskudny sweterek ze słonikiem - w zadumie wymamrotał Profesor. Jeśli nie parasolka, to tu może być pies, znaczy słoń pogrzebany. Bo żeby dorosły chłop z uporem maniaka nosił na sobie coś takiego... - kontynuował.
(Mika) Ale zaraz przypomniał sobie, że podczas kryminalnej przygody w listopadzie pan U coś napomknął o jakiejś romantycznej historii. - Może jakaś ukochana mu udziergała? - powiedział sam do siebie.
- Ukochana??? - Zastrzygła uchem pani F. - A któż by takiego lumpa chciał???
- Nie wiadomo, może w młodości był całkiem przystojny??? - zastanawiał się profesor.
Oessu, sprobuję chociaż kilka zdań, chociaż z tym moim pisaniem kiepsko.
OdpowiedzUsuńOdys, jak to kot śledczy, spróbował podejść do sytuacji analitycznie. Zamieniła mnie w to coś kopnięciem lewej nogi. To w co zamieniajom kopnięcia pozostałych trzech? I może to cudo dałoby się zmienić w kota? Co za para by z nas była. Popatrzył z wysokości swojej wspaniałej postury na chrumkającego profesora, w jego wspaniałym torsie wezbrało uczucie współczucia. Jeszcze go udomowią jak złapią, albo hmm... coś gorszego. Taka tłuściutka świnka z takiego cherlaka sie zrobiła. No to chyba najpierw muszę pozbyć się wąsów, mojej kociej dumy, ale Mati wyraźnie była zdegustowana kiedy ją pieszczotliwie dotknąłem. Tylko jak je kurna zgolić? Może pan U ma coś w swoim wózku, nie zawsze chodzi z takom szczecinom.
hmm za dużo dałam ...wspanialy...
OdpowiedzUsuńNa blogowy wpis pomysłow nie mam, a co dopiero powieść pisać ...... ehhh ......
OdpowiedzUsuńMarudzę w dołku leżąc, gramoląc się zeń, ponownie do środka wpadając. Niczym pan U. po spożyciu, nie? ;)
Lidka, powieść to dobry sposób, żeby z dołka wyleźć. Dwa zdania, a akcja idzie do przodu i dwa kroki bliżej do wyjścia z doła!
UsuńWracam za 4 godziny. Może cos w drodze mi wpadnie.
OdpowiedzUsuńWidzisz, Bacha? Sankcjami się przygrozi i zaraz wena przylata!
OdpowiedzUsuńJaki śliczny menel :)
OdpowiedzUsuńHana, to nie przez sankcje, tylko dzie sie podzieję jak mnie znowu dół wciągnie, hmm no to właściwie przez sankcje, jeszcze mnie wykluczą
OdpowiedzUsuńWróciłam z pochodu hrehre
cd.
Nagle przez głowę zaczęły mu przelatywać czyjeś myśli .... och niech Pan tego nie robi (Walkiria).....kot bez wąsów hihihih.(Centuś).., phi i tak nic Ci nie pomoże , ja jako kotka. ty normalny nie jesteś (Mati).., Odysku może na spokojnie zastanówmy się co zrobić, to już zachrumkał profesor. O żesz to, to tu wwszyscy czytają nawzajem swoje myśli???????
Przecież to koszmar, profesorku, Pan uczony, niech Pan wymyśli jakomby tu blokade zastosować na tą telepatię.
Ale ja mam teraz świński móżdżek odchrumkał profesor. Matylda, da się mnie odkopać do ludzkiej postaci? Nie wiem z prawdziwymi łzami w oczach szepnęła Matylda, za każdym razem może wyjść coś innego, tak mi przykro.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAj tempo, czemu usunęłaś, ja już zaczęłam kontynuować ten wątek - chyba też trzeba będzie usunąć, bo teraz nie pasi...
UsuńChyba że wymyślę jakieś wprowadzenie...
UsuńAle to dobre było przecież!
UsuńNinka, sorry, ale mi się pomyliło. zaomniałam, że Odys już nie jest kotem. zaraz coś dopiszę zamiaast brakującego fragmentu.
Usuńnarozrabiałam, przepraszam. postaram się, żeby było mniej więcej to samo.
Usuńbrakujący fragment (z 17:38):
UsuńOdys wyraźnie posmutniał, zapadł się w sobie, potoczył wokół tępym, jednak bez wątpienia ciągle jeszcze kocim wzrokiem, jeszcze bardziej zapadł się w sobie, i powlókł, kopyto za kopytem w pobliskie krzaczory. Reszta towarzystwa trwała w milczącym bezruchu. I trwałaby tak nie wiadomo jak długo, gdyby nagle zza owych krzaczorów nie dobiegł ich gwałtowny, pierwotny wrzask, a ich przymglonych zwojów mózgowych nie przecięła błyskawica nieoczekiwanej myśli.
To ja jeszcze dodam kawałeczek:
UsuńSpojrzeli po sobie w nagłym olśnieniu i jakby kierowani jedną wolą rzucili się w stronę krzaków.
(a potem od Centuś, bez 1. zdania)
odtwarzając wywalony fragment zapomniałam o jednym słówku - "chwilowo" - miało być "a ich chwilowo przymglonych". tak że, Hana, wiesz, jak będziesz redagować, to ten teges.. :)
UsuńHana, sorry..ale .ja to bardziej do taczki i łopaty, nizli do literackiej prozy .... a na dodatek u mnie pogoda niemalże majowa, bo deszczyk cieply i jedynie przelotny, wiec majowka pracowita jak na 1 maja przystalo, dwa stoly zrobione i ustawione pod czeresniami... zycze pomyslnego dalszego ciągu...
OdpowiedzUsuńAmelio, czasem fajnie porzucić taczki i się powygłupiać! Potem lata się z taczkami dwa razy szybciej! Sprawdziłam!
Usuńdalej nie nadanrzam....tego sie nie da przeczytac przed kolacja...pisac sie jednak nie podejmuje....
OdpowiedzUsuńmusze dogladac kawalkow indora (omylkowo kupionych...) duszacych sie z marchiewkom oraz jembirem. Obaczym, co z tego wyjdzie....na razie dusi sie i nie wiem jak to wykonczyc (znaczy co dodac, czym zagescic i z czym jesc)...tak, ze, widzicie, musk mam zajentyk...
Ja się spracowałam na roli, czyli ze w ogrodku i sil intelektualnych nie posiadam WOGLE. Ale piszta, piszta, bedziem z przyjemoscia czytac ;P
UsuńTaaa, każdy wykręt dobry, żeby się od roboty na niwie wykręcić...
UsuńAle koleżanki dzielnie sobie radzą.
Opakowana, przeżyłaś kolację?
Usuńprzezylam, ale zdecydowanie temu czegos brakuje, dodaam smietany, tymianku i dalej mdlawe...jentyk mnie z natury nie interesuje, wiec jadlam marchiewkie...honor kolacji utrzymalo kartoflane piure ze serem zoltem oraz sparzonem porem (nie chcialo mi sie z cebula mocowac).
Usuńa dzis ponioslo mie - po raz pierwszy od ilusset lat kupilam kawalek wolowiny, co wlasnie w towarzystwie kurczakowych skrzydel i kosci wieprzowej oraz straszliwej wrecz ilosci jarzyn w tym, wiec wyprodukowalo sie rosol, na ktorym bedzie pomidorowka oraz sos chrzanowy, bo za mna dalej chodzila sztukamies! jestem w 7, 8 i 9 niebie ;)
u nas remont przenosi sie na czesci dolne, podczas gdy 2 pietro dalej w proszku (druga warstwa
tego, drzwi pomazane czyms tam...wiec zyjemy jak w jurcie niechlujnej i bardzo na kupie..ale to nie jest zle jesli chodzi o wyrzutke, bo juz naznaczylam ofiary do odstrzalu...tak wlasnie wyglada moje zycie, cihcem, niezauwazenie dodaje klamotow do domu, a potem staram sie to wywalac...idzie gorzej niz przybywanie rupow....
Rzucili się wszyscy w te stronę. Centuś dopadł krzaków pierwszy i rozgarnął gałęzie silnymi (co mimochodem zdołała zauważyć pani F.) ramionami. Widok, który ukazał się ich oczom, był wręcz paraliżujący.
OdpowiedzUsuń- O, nie! O, nie! - powtarzał Centuś cofnąwszy się o krok. Pani F. i Matylda zapiszczały unisono, a profesor i pan U., którzy dopiero teraz przepchnęli się do przodu, aż rozdziawili swoje krótkie ryjki.
OdpowiedzUsuńTempo Usunęła swój komentarz i teraz jestem w kropce. Poczekam trochę i potem zdecyduję, czy usuwać moje.
Usuńnie usuwaj, już odtwarzam.
UsuńO, fajnie, dzięki :)
Usuńjuż wstawiłam. jeszcze raz przepraszam. myślałam, ze zdążę, zanim ktoś dopisze ciąg dalszy.
UsuńAj, nie przepraszaj, nie ma za co, to przecież zabawa :)))
UsuńDziewczyny, jest dobrze:)))
UsuńNa kawałeczku wolnej od krzaków przestrzeni stał Odys otoczony dziwnym pulsującym światłem i zmieniał się zgodnie z jego rytmem: kot - centaur, kot - centaur i znowu kot, i centaur. - Co się porobiło? - zakwiczał pan U. - Profesorku, zrób pan cóś!
OdpowiedzUsuń- Chyba przedobrzyłam! - pomyślała Matylda. - Ale to znaczy, że kopnęłam za mocno, czy za słabo?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń- Odys, stój i ani drgnij - krzyknął telepatycznie profesor, albowiem w głowie zaświtała mu pewna myśl.
OdpowiedzUsuńJaka?????????????
UsuńU, tknięty tą samą myślą, aż zatoczyl się z wrażenia.
OdpowiedzUsuń- łapiem sie wszyscy za łapki! natentychmiast!
- i za rączki, i za rączki - ochoczo dodała pani F, falując piersią wezbraną gwałtownym przypływem chuci..
dobre jesteście, wszystkie!! :) Hana, Ty robiłaś "skład" z poprzednich komentarzy do tego posta?? jestem pod wrażeniem! kiedy Ty to wszystko ogarniasz?? skarpeta, szafa, blog i życie w realu! normalnie czuję się zmęczona, jak to widzę :)
OdpowiedzUsuńO rany, Dziefczynki! Jestem pod wrażeniem! Nie było mnie cały dzień i bardzo się cieszę, że groźba sankcji podziałała!
OdpowiedzUsuńTeraz wypadłam z rytmu i muszę się wdrożyć:)))
Elaja, skład to pikuś przecież - zajęło i to z 5 minut. Skarpeta i szafa odpoczywajo, a na realne życie miałam cały dzień!
OdpowiedzUsuńJakie sankcje? Nic nie wiedziałam o żadnych sankcjach! Myślałam w ogóle, że już skończyłyście i nic mi się nie uda dopisać. Wczoraj nie miałam czasu :)
OdpowiedzUsuńNinko, sankcje miałyśmy nałożyć, bo Kury spały wczoraj! Ale cudem udało im się tego uniknąć:)))
UsuńHe, he, ja też chodzę spać z kurami (nie mylić z Kurami!) i zaraz będę zmykać. Już zobaczyłam sobie, co to za sankcje, bo dziś zobaczywszy nowy post, zaczęłam dopisywać i tyle :))))
UsuńNinko, zachowałaś się WŁAŚCIWIE. Dobrze spełniłaś swój obowiązek. Zaliczam Ci.:)))
UsuńMatylda ocknęła się z odrętwienia, w które popadla rozważając potencjalne skutki kopnięcia swoimi poszczególnymi kończynami.
OdpowiedzUsuń- Chyba za racice! - burknęła pod nosem.
Rączki, pazury, kopytka, racice - nie da się za to złapać przecież! I trzymać! - zawyła rozpaczliwie Pani F. I które są czyje, bo się pogubiłam! Profesorze, miał pan jakiś pomysł! Bo zaczynam mieć tego dosyć. A jeśli ja się wścieknę... auuuu! - zapiszczała nagle i przenikliwie. Przez jej ciało przeleciał dreszcz, który był nie tyle nieprzyjemny, co zaskakujący.
OdpowiedzUsuńI widząc po swojej lewej stronie panią F. czym prędzej wepchnęła się między wietnamskie świnki. -Nawet wolę- mruknęła jeszcze, patrząc na F. niechętnie.
OdpowiedzUsuńHano, ja się wepchnę przed Ciebie, co? Tak będzie lepiej :)
UsuńNinka przed Hane, a ja za:
OdpowiedzUsuńDreszcz, przeleciawszy z niejakim trudem przez bujne kształty pani F., zbłądził na chwilę w meandrach nadszarpniętych winem "Szał" trzewi U. i wyprysnął w stronę niesłychanie podekscytowanego profesora.
za Hanę, nie za Ninkę :)
UsuńDobra Ninko, wpychaj się!
OdpowiedzUsuńOmatko, pogubiłam się kto za kim! I czekam na pomysł profesora!
OdpowiedzUsuńja też czekam :D gdzie Mika??
UsuńAby do niego dotrzeć musiał jeszcze przewinąć się przez urocze ciało Matyldy, która aż jęknęła, odrzucając do tyłu głowę.
OdpowiedzUsuńDreszcz równocześnie podążył w drugą stronę i elektryzując po drodze Centusia, też dotarł do profesora.
OdpowiedzUsuńWstrząśnięty podwójnie, ale wcale nie zmieszany, profesor X doznał przypływu geniuszu.
OdpowiedzUsuń- Łapcie się za Odysa! - wrzasnął.
UsuńTymczasem Odys, usłyszawszy zmysłowy jęk Matyldy, zastrzygł uszami, znieruchomiał i na chwilę przestał migotać.
OdpowiedzUsuń- O matko, za chwilę będzie za późno! Wszyscy za mną! - profesor złapał najbliższe mu kończyny i rzucił się w stronę Odysa. Na jego twarzy malowała się rozpacz.
Ryj(k)u, chyba?:))))))))))))))))))))))))))))
UsuńŚwińskiej twarzy...
Usuńwewnętrznie, to on miał twarz ;)
UsuńMasz rację, bezwzględnie; mój błąd :)
UsuńNajbliższymi kończynami okazał się biust Pani F. Zaaferowany Profesor nawet nie poczuł różnicy - ważne, że było za co złapać. Gnał na oślep ciągnąć za sobą biust Pani F. która czerwona na twarzy z oburzenia gnała zaraz za biustem.
OdpowiedzUsuńleżę i kwiczę :D
UsuńOj, uśmiałam się, Kurki; strasznie jestem ciekawa, jak to się skończy, ale muszę znikać, zajrzę rano. Dobranoc!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już musisz... dobranoc!
UsuńNo bardzo szkoda. Dobrej nocki!
Usuń- To tylko ten, moment, ta sekunda!!! Tylko teraz możemy być tym kim chcemy!!! Jesteśmy w czakramie, ośrodku mocy kosmicznej, niech każdy pomyśli, kim NAPRAWDĘ chce być!!! Zaraz moc i ten moment minie!!!! - krzyczał w myślach profesor X. Zielone światło ogarnęło cały krąg dziwnych postaci w zaroślach a szum kosmicznego wiatru poniósł się echem po całym miasteczku... Gdy wiatr ucichł, a światło znikło, w zaroślach stali...
OdpowiedzUsuńOgromny, różowy Słoń Trąbalski, Profesor Kleks z rozwianą brodą, Konik Garbusek, Mała Syrenka i... Pani F. jako pani F. w kapelutku z woalką...
OdpowiedzUsuńHana, przegięłaś!!!!!
UsuńHa! Miałam nieodpartą pokusę wstawić różowego słonia, ale nie byłam pewna, czy pan U na pewno chce nim być.
UsuńPonieważ na innych nie miałam pomysłu, wolałam nic nie pisać.
Ale dlaczego? Mogę się wycofać...
OdpowiedzUsuńNo co ty, żartowałam:))))))))) Tylko jak pan U jest słoniem to w życiu nie poznamy tajemnicy sfeterka:))) Wymyśl coś, pliiiz....
UsuńA w środku kręgu stał rudy, zielonooki kot Odys. - Jak to??? - miauknął nerwowo. To tylko ja chcę być sobą??? Tylko mnie było dobrze we własnym ciele??? Dziwni ci ludzie, nigdy nie sa zadowoleni z tego co mają... A, przepraszam, pani F też lubi być sobą:)))) Dobrze, że profesor chociaż trochę do ludzi podobny, nie chciałbym mieć za pana świnki wietnamskiej... - Kot podszedł do oszołomionego Pana Kleksa i owinął mu się wokół nóg, mrucząc radośnie. Miauuuu, chodźmy już do domu...
OdpowiedzUsuńReszta towarzystwa rozejrzała się niepewnie po sobie. "No fajnie, marzenia spełnione, ale jak tu z tym żyć w normalnym świecie???" zapytał Konik Garbusek , czyli były Centuś. Przecież nas do ZOO zamkną...
OdpowiedzUsuńŚrodowiska się nam nie zgadzają, zamieszkać razem w postaci komuny nie możemy. Może jednak ZOO. Syrenka będzie pływać z fokami, Garbusek wozić dzieci, Trąbalski wąchać kwiatki.
OdpowiedzUsuńA Pani F. będzie nam przynosić banany. Wzmiankowana z godnością poprawiła kapelusz, podniosła stratowaną parasolkę i rzekła do Odysa:
OdpowiedzUsuń- Taaa, nigdy nie byłam zbyt bystra. Nie zdążyłam nawet pomyśleć kim chciałabym być.
Słoń Trąbalski natomiast nerwowo i bezskutecznie trąbą przeszukiwał zarośla. - Professssorze, zacharczał trąbą nosowo, to nie był dobry pomysł. Pić się chce, a tu szału ni ma. Odkręć pan to!
- Trza wszystko odkręcić - zakrzyknął U., bo uświadomił sobie nagle, że trąbą trudno mu będzie pić z butelki.
OdpowiedzUsuńProfesor Kleks, primo voto X. podrapał się w zamyśleniu po głowie. - Po prawdzie to nie miał być Kleks, tylko Einstein, coś nie wyszło. Prąd za słaby, czy co? Możliwe, że grawitacja nie zadziałała. Coś może wykombinuję, ale to będzie powrót do naszych poprzednich wcieleń. Na takie dictum Pani F. zaróżowiła się na twarzy i zmysłowo zwilżyła wargi językiem. Tamto wcielenie wcale nie było jej niemiłe, no i ten Centuś z taką wyrzeźbioną klatą...
OdpowiedzUsuńHana, przepiękne ilustracje! Wczoraj nie zdążyłam wyrazić zachwytu nad Centusiem i U. wyglądającym zza krzaka, zatem czynię to dziś:))) Wszystko już przeczytałam:))) Cudowna opowieść!!!
OdpowiedzUsuńKalipso, tylko patrzeć, jak AniaM. nas wyda!!! I sprzedamy się w Skarpecie!
UsuńCały nakład pójdzie od razu!
UsuńTu Pani F. z obrzydzeniem spojrzała na Konika Garbuska. - Oesssu, co za pokurcz - pomyślała. Czy aby na pewno w tym nikczemnym ciele tkwi tamten piękny mężczyzna, by nie rzec - ogier?
OdpowiedzUsuńKlata klatą, ale co z resztą? Garbusek wolałby zostać milutkim konikiem bez apetytów Pani F. Syrenka machnęła łuskowatym ogonem, ona wolałaby jednak powrót, przecież nie lubi wody.
OdpowiedzUsuńNa samo wspomnienie Centusia zrobiło jej się słabo. Zaczęła szukać go wzrokiem i wtedy spostrzegła... Garbuska.
OdpowiedzUsuń- Ty ty, Centusiu?!
- Nie, to ja, Matylda. - rzekła z płaczem Garbusek. - Chciałam byś konikiem pony, tym z bajki... Aaaaaa....
Matylda zaczęła szlochać.
- To gdzie jest Centuś?!!! - zdenerwowała się pani F.
Konikiem Pony, miało być:)
UsuńNamieszałam i co teraz?
Usuńbosko namieszałaś! :))
UsuńWymiękam Kurki. Już nie myślę, wczorajsza noc jednak dała się we znaki.
OdpowiedzUsuńDobranoc Wszystkim.
Dobranoc Ewa2 - czytaj rano, bo mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec!
Usuń- Ja tylko chciałe..łam już nigdy więcej nie mieć kopyt. I móc czasem dobrać lakier do szminki - piersią Małej Syrenki wstrząsnął niemy szloch, a policzki pokrył rumieniec.
OdpowiedzUsuńNo tak - krew nabiegła Pani F. do twarzy. Jakaś pomniejsza żyłka pulsowała jej na skroni. - Ten Profesorek z bożej łaski Einstein kompletnie wszystko pofyrtał. Zdaje się, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce, jeśli chcę odzyskać Centusia. Ale zaraz - jeśli Garbusek to Matylda, znaczy Pony, to gdzie jest Centuś? Nagła i niespodziewana myśl prawie przyprawiła ją o wylew (żyłka na skroni). - Nie! Tylko nie to! To nie może być prawda! - łkała rozpaczliwie. To znaczy, że Centuś to Mała Syrenka! Zapałałam do ogiera, nie do ryby!
OdpowiedzUsuńno i teraz ty, Hana, musisz być przede mną
UsuńTempo, i taki był zamysł, ale nam się skrzyżowało. To nic, dokleję do całości we właściwym porządku!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBacha, założę się, że też Ci się skrzyżowało!
OdpowiedzUsuń- Nie dość, że ryba, to jeszcze jakiś gender go opętał - parsknęła z widoczną odrazą Pani F.
OdpowiedzUsuńHrehrehre:)
OdpowiedzUsuń- Centusiu... - jęknęła Matylda, lecz nagle jej oczy pociemniały. - To ty ukradłeś moje perłowe kolczyki i kokardkę, którą sobie w ogon wplatałam!!!
OdpowiedzUsuńA tfu! - splunęła z rozmachem pod nogi. Już ja załatwię tego profesorka. Tylko gdzie on się podział?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńa właściwie nie wiem, Matylda, czy Pani F.?
UsuńTam chodziło o Panią F. ale nam się znów skrzyżowało. Będzie potrzebna redakcja!
UsuńProfesor tymczasem zjadał swoje piegi i czochrał atramentową brodę.
OdpowiedzUsuńMatylda ruszyła na niego z impetem. To znaczy, ruszyłaby, gdyby miała nogi.
OdpowiedzUsuń- Niech diabli wezmą ten ogon! Profesorku, jak zaraz czegoś nie wymyślisz, to cię tak nim chlasnę, że ci reszta piegów pospada!
ale Matylda miała nogi, była konikiem garbuskiem / pony
Usuńno tak, pomyliło mi się. Syrenka ruszyła na niego :)
UsuńHana, będziesz miała robotę z dzisiejszymi tekstami.. teraz już naprawdę dobranoc!
Powtórzyłąm mniej więcej to co Tempo napisała, zanim przeczytałam, więc wyrzuciłam komentarz.
OdpowiedzUsuńProfesor czując na sobie spojrzenia wszystkich pełne wyrzutów i rozpaczy, zaczął właczać swoje szare komórki. Co tu zrobić jeżeli nikt już nie ma kopyt? Garbusek się nie liczy, bo wszyscy moglibyśmy zostać garbuskami. Pole przestało działać. Ale kto kopnął Centusia i Mati, że w takie piękne stworzenia zamienił ich poprzednio. Wdrażam śledztwo. Jak to wszystko dział?? Może własna silna wola i to pole magnetyczne to jeszce za mało??
Dumał tak bezowocnie, gdy wtem przed jego obliczem zmaterializowała się nagle wzburzona do granic Pani F. Biust falował jej na wszystkie strony, zwłaszcza z lewa na prawo. Podniosła woalkę, z oczu jej strzeliły dwa pioruny. - A pan co profesorku? - wycharczała zmysłowo. Namieszało się i w nogi, tak? O nie, ja tak tego nie zostawię. Albo odzyskam Centusia w całej ogierzej klasie, albo jutro będziesz pan mój!
OdpowiedzUsuńProfesorowi pociemniało w oczach i oblał go zimny pot.
Usuń- Rany boskie, co robić? Co robić?!
Przed oczami stanęła mu wizja pożycia z Panią F. Na tak silną motywację nie mógł pozostać obojętny. Krople potu zaperliły się jak rosa, na plecach poczuł zimny dreszcz strachu. Nagły przypływa adrenaliny wyzwolił wreszcie jego uśpiony geniusz. Wiem! - Zerwał się na równe nogi. - Już wiem!
UsuńNo, teraz czekam co też wie profesor!
Usuńja też na to czekam :)
UsuńHana, proponuję mój koment z 00:05 zmienić na:
Usuń- Rany boskie, co robić? Co robić?! - Profesorowi pociemniało w oczach.
lepiej się sklei z twoim.
ogierzej krasie miało być.
OdpowiedzUsuńNo się deko zaplątałąm ale można zostawić to co na górze i wsadzić pred Tempo. Oessu mam z Nia ten sam czas 23.58
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem jest dobrze tak jak jest :)
UsuńHana, masz co porządkować do jutra, chciałam powiedzieć jutro. Ja na wszelki wypadek już nic nie piszę. Branoc
OdpowiedzUsuńBacha, spoko, wszystko pasuje. Dobranoc!
OdpowiedzUsuńno i co dalej?? Hana, Tempo, Kalipso, co dalej? jeszcze nie śpicie przecież :)
OdpowiedzUsuńmnie już dziś się skończyła wena :) dobrej nocy wszystkim!
OdpowiedzUsuńElaja, w zasadzie już śpimy. Może w nocy wyśni się, co dalej? Masz jakiś pomysł?
OdpowiedzUsuńmnie Hana "nie dowieźli" wyobraźni, więc pomysłów z tym związanych nie miewam :( za to czytać lubię i Wam kibicuję, świetne jesteście :)
UsuńDzięki Kury, zrehabilitowałyście się, sankcji (na razie), ani dyktatury nie będzie. Dobranoc!
OdpowiedzUsuńno to trudno, kolorowych snów wszystkim :) dzień mam latający ciut więc pod wieczór pewnie zajrzę, a tu będzie się działo!
OdpowiedzUsuńdobranoc :)
Powiem tylko: O matulu!!! Faktycznie się zrehabilitowałyście:)))) Hana, o sfeterku pamiętaj!
OdpowiedzUsuńDobranoc Kury Złotopióry!
- Wiem!!! Parasolka nieboszczki matki! Tylko ona pomoże! Chociaż sam nie wiem, w jaki sposób... Ale mam silne przeczucie, jakem Kleks! Gdzie ona jest... - Kleks zaczął gorączkowo przeszukiwać pobliskie krzaki. - Wziąłem ją przecież do parku... Słoniu! Słoniu Trąbalski!
OdpowiedzUsuń- Cyrk na kółkach...- westchnęła pani F.
Syrenka zaczęła podskakiwać nerwowo na ogonie, a Garbusek skubał trawę. Wreszcie Kleks znalazł Słonia w pobliskiej piaskownicy. Zagrzebał się w piasek, przykrył parasolką i chrapał. Nad nim stał mały chłopiec i płakał.
- Idź do mamusi - powiedział do niego pan Kleks, szarpiąc słonia za różową trąbę.
Ja go obudzę! - stanowczo rzekła pani F,
- Wstawaj, nierobie!!! - wrzasnęła wprost do słoniowego ucha.
Słoń, któremu śniła się właśnie alabastrowa pierś Matyldy, skoczył na równe nogi.
- Pani F. - szepnął.
- Ja, a kogoś chciał zobaczyć?! Idziemy!!! - wrzasnęła, na co słoń potulnie podreptał za nią w krzaki.
Śpiom! To i ja idę:) Dobranoc!
OdpowiedzUsuńjeszcze nie spałam, ale już wylogowana czytałam, więc bez komentarza :) ale fajnie rozwinęłaś, ciekawe jak to pójdzie dalej ;)
Usuńdzień dobry wszystkim :) pięknego weekendu życzę, u nas słońcem dzień wita :))
OdpowiedzUsuńp.s. Mika, Hana - zmieniłyście czcionkę bloga czy ja mam zwidy?
Elaja, masz zwidy:)))
OdpowiedzUsuńcóż, przyjdzie mi z tym żyć! ;)
UsuńA bo to pierwsze zwidy?
Usuńdziś pierwsze! ;))
UsuńI nie ostatnie...
UsuńDziefczenta, znikam na cay dzień, bo dość ciepło i udaję się do pracy na działkę J. Do wieczora, dużo słoneczka życzę
OdpowiedzUsuńI nawzajem Bacha!
OdpowiedzUsuńA ja wczoraj miałam wyjezdne. Wróciłam w nocy i Franka chora :(
OdpowiedzUsuńDziędobry !
Co tam France??
UsuńJeszcze lewituje po podrozy do Jerozolimy i choc przeczytalam calosc o panu U, nie jestem w stanie na razie sie wlaczyc..
Bosz, ale to zabrzmialo...Chodzilo mi tylko o to, jak sie czuje Franka:)
UsuńEwa może z tęsknoty za Tobą .
UsuńKasia, jak było???
UsuńEwa, jak Franka????
Ratunku!!! Popłakałam się ;) Wariatki ;)))
OdpowiedzUsuńMariolka, Ty nie puakaj, tylko ciąg dalszy dopisz:)
UsuńOtóż i to!
UsuńHano (jeśli to Ty redagowałaś) Brakuje fragmentu napisanego przez tempo giusto, z 22.05, i tam się robi trochę niezrozumiale :)
OdpowiedzUsuńCześć Kury! Ja "redagowałam". Dałam ciała? Zaraz sprawdzę. Nie miałam czasu dokładnie się przyjrzeć.
UsuńPozwoliłam sobie sprawdzić i chyba powinno być tak: Tempo 19.45, Tempo 22.05, Ninka 22.19, Hana 22.16.
OdpowiedzUsuńI tak jest, brakuje tylko tego kawałka napisanego przez Tempo o 22.05. W odpowiedziach.
UsuńJuż uzupełniłam.
UsuńCzytam i porykuje ze smiechu ,bardzo ciekawie Wam to kurki wychodzi :)) Tylko czy to kryminał ?
OdpowiedzUsuńNo jak to Marija, nie czujesz tego suspensu???
UsuńNo i wcięło komentarz. Napisałam, jakieś dwie godziny temu, że jesteście genialne!
OdpowiedzUsuńJak mogło taki komentarz wciąć???
UsuńEwa2, zawsze możesz to powtórzyć, hrehrehre!
OdpowiedzUsuńNo tak, Towarzystwo utkło w krzokach.
OdpowiedzUsuńHana, poczekaj aż Kalipso dzieci spać poukłada ;) Tempo też jeszcze nie dotarła, póki co Ty i Ninka tylko na posterunku, ale też chyba w krzokach zaległyście? ;) Mika też pojawia się późną porą i znika, w krzokach? ;)
OdpowiedzUsuńElaja, Kalipso zasypia z dziećmi i wstaje o 2 w nocy:)
Usuńi zaczyna wtedy tworzyć, z weną wstaje ;)
UsuńNo tak, tylko o tej porze nie nadanżam.
Usuńcześć, dziewczyny! ja jeszcze latam. będę później.
OdpowiedzUsuńPrzetrząsnęli wszystko, piasek w piaskownicy został przesiany przez woalkę Pani F., wózeczek Pana U. wywrócony do góry nogami, a parasolki ani śladu. Zamiast tego na dnie wózeczka, pod starymi gazetami spokojnie spoczywała pękata, litrowa butelka "Szału". I co najważniejsze - pełna.
OdpowiedzUsuńSłoń Trąbalski runął w jej kierunku jak grom z jasnego nieba, z pewnym trudem podważył kłem nakrętkę i manewrując niezdarnie trąbą wlał sobie zawartość do paszczy. Reszta malowniczej grupy zastygła w niemym podziwie. Słoń wypuścił butelkę z błogim "aaaaaaaa", na co Mała Syrenka balansująca nieruchomo na czubku swego ogona podskoczyła, jakby ktoś dźgnął ją szpilą w ogoni zadek. Nagle słoń zaczął się marszczyć, kurczyć, filcować, aż przybrał postać zgruchmanionego sweterka na żylastym torsie Pana U., który potoczył wokół zamglonym spojrzeniem. Oczy zaokrągliły mu się nieco i wybałuszyły.
- O rany, ale menażeria...
"...znalazł Słonia w pobliskiej piaskownicy. Zagrzebał się w piasek, przykrył parasolką i chrapał" - to jaką parasolką słoń U się przykrył?
UsuńElaja, nie bądź taka skrupulatna, hrehre! Źle szukali, w pośpiechu, to i nie znaleźli. Albo zabrał ją ten chłopczyk, co stał i płakał, bo to była jego parasolka!
UsuńZresztą zaraz tak zrobię, że nie będzie żadnej parasolki! Hrehrehre! Na tym polega dyktatura!
UsuńAle czujna czytelniczka!!!!
UsuńHrehre, już nie ma parasolki!
Usuń- Łapcie butelkę! - zakrzyknął Profesor primo voto X. To nie parasolka mamusi, to "Szał"! Pierwsza dopadła butelki Pani F. Przyssała się i wysączyła z niej resztkę w nadziei odzyskania lśniącego zadu i umięśnionych nóg. Czknęła, odrzuciła pustą butelkę, a zamiast umięśnionych kończyn tylnych, na swym zadzie ujrzała długi, koński ogon. Na tym zakończyła się jej metamorfoza.
OdpowiedzUsuń- Hrehrehrehrehrehre - zarechotał mściwie Profesor, ale zaraz zamilkł zgromiony zabójczym spojrzeniem Pani F.
- Rzeczywiście, menażeria!!! Szkoda żeś pan siebie jako Trąbalskiego różowego nie widział?!!! - parsknęła pani F, aż jej woalka na oczy spadła.
OdpowiedzUsuń- Zara, zara , jaki znowusz Trombalski?? - zaniepokoił się pan U. Zdrzemłem sie troszkie na piaseczku a wy mnie tu jakieś bajdy wciskacie!!!
- Żadne bajdy, najgorzej z nas żeś pan wyglądał! - warknął Garbusek. - Dopiero jakżeś pan tego "Szała" wyduldał, toś pan do swojej postaci wrócił! Nie masz pan zapasu jakiego??
- Niech sczesne, nic żem nie skitrał, ten ostatni był!!! Ale czekajże Garbaty, do sklepiku przy parku dostawa miała być o drugiej!!! Która jest??
- Druga piętnaście i pół - odrzekł precyzyjnie pan Kleks.
Wszyscy zerwali się z miejsc.
- Dzieee????? - ryknął U. - Chcecie żeby nas wszystkich zamkli od razu???
- Powiemy, że treatrzyk dla dzieci robiemy..- powiedziała nieśmiało Syrenka.
- Akurat!!! To was wsadzą za tą, no demokr.., demobi... demoralizacje nieletnich, o!! Ja ide, karte stałego klienta tam mam to jeszcze zniżka bedzie. Składke mnie tu robić zaraz już!
Okazało się jednak, że tylko pani u pan X mieli kieszenie, w których coś brzęczało.
- Niech już będzie, założę za was, ale do zwrotu!! - powiedziała pani F., która w istocie serce miała dobre...
Ojej, Hanuś w paradę mnie nieco wejszłaś, nie wiem co teraz...
UsuńAle właściwie jak przeczytałam dokładnie twoje to też może być tak, prawda??
UsuńOj, jeszcze errata, miało być: tylko pani F i pan X
UsuńSpoko Mika, w redakcji się poprawi:)
UsuńNo dzie, Mika, szfystko pasuje!
OdpowiedzUsuńPasuje, pasuje:)))))) Ja teraz czekam na cdn, nie piszę.
UsuńPani F. sięgnęła do torebki, wyjęła portmonetkę i dała ją Panu U. Ogonem trzepnęła się po uszach płosząc muchy i nieco podłamana usiadła na kamieniu ogon wdzięcznie rozłożywszy z tyłu, jak wachlarz.
OdpowiedzUsuń- Leć już pan po te ambrozje - rzekła zrezygnowanym głosem do Pana U.
Siedzieli tak i czekali, czas płynął, Mała Syrenka z nudów zaplatała ogon Pani F w cienkie warkoczyki, a Pan U. nie wracał...
OdpowiedzUsuń...ranki i wieczory, we łzach go czekali i trwodze...
UsuńPan U wziąwszy swój rozklekotany wózeczek ruszył żwawo ku sklepikowi. Reszta siedziała w milczeniu...
OdpowiedzUsuń- Ale czy nam też to pomoże? - wyraziła wątpliwość Syrenka. I kim będziemy tak naprawdę??? Ja już się zgubiłem, nie wiem kim jestem i kim chciałbym być...
- Jak się nie wie, kim się jest, to zawsze warto być przyzwoitym czło... eeee... stworzeniem. - rzekła pedagogicznie pani F.
- Myślę, że byłem przyzwoitym centaurem... I na cholerę było mi się zmieniać??? - powiedział z żalem Centuś.
Mika, się zmieni kolejność Twojego i mojego powyżej, spoko.
OdpowiedzUsuń- Nie daje mi spokoju ten paskudny sweterek ze słonikiem - w zadumie wymamrotał Profesor. Jeśli nie parasolka, to tu może być pies, znaczy słoń pogrzebany.
OdpowiedzUsuń- Bo żeby dorosły chłop z uporem maniaka nosił na sobie coś takiego - kontynuował.
OdpowiedzUsuńAle przypomniał sobie, że podczas kryminalnej przygody w listopadzie pan U coś napomknął o jakiejś romantycznej historii. - Może jakaś ukochana mu udziergała? - powiedział sam do siebie.
OdpowiedzUsuń- Ukochana??? - Zastrzygła uchem pani F. - A któżby takiego lumpa chciał???
- Nie wiadomo, może w młodości był całkiem przystojny??? - zastanawiał się profesor.
Mika, chyba nie obejdzie się jednak bez sankcji. Jutro i pojutrze mnie nie będzie, a jeśli nie my, to kto?
OdpowiedzUsuńNie mogę się powstrzymać i cofnę się trochę w tej rozwojowej, acz całkiem nieprzewidywalnej i irracjonalnej powieści ;) A wiec wróćmy na chwilę do fragmentu w którym skończyłam poprzednio czytać, czyli do kalipso z godz 01.11
OdpowiedzUsuńTuż za piaskownicą i krzakami pokrytymi pierwszymi, delikatnymi listkami znajdowała się niewielka, zamulona lekko po zimie sadzawka. Ujrzawszy ją Słoń wyrwał się z zaborczych rąk pani F .Dopadł do owego, wątpliwej jakości zwierciadła i włożył swe wielkie ucho w mętną toń.- Czyś ty zdurniał do reszty! Co ty robisz ? Słoń miał minę wskazującą na ewidentne wniebowzięcie. Despotyczna F pociągnęła go niedelikatnie za trąbę i równie niedelikatnie trzepnęła po drugim uchu.- Co robisz głupku!Zawołała jeszcze raz.Słoń spojrzał na nią z rozmarzeniem,a jego oczy błyszczały niczym gwiazdy.- Jak to co? Bajora słucham!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMariolka:)))))))))))))))))))))))))))))))))) Leżę i kwiczę, oesssu!
OdpowiedzUsuńZaraz to wstawię tak, żeby pasowało!
OdpowiedzUsuńJuz wkleiłam!
OdpowiedzUsuńAz mi się niechcący dwa razy opublikowało ;)
OdpowiedzUsuńOoo! Mariolka, znów Cię zdublowało. Szau, normalnie szau!
OdpowiedzUsuńMariolka, ratujesz honor Kurnika!
OdpowiedzUsuńKurdę, blogger coś mi szaleje. Ewentualnie piszę takie "mądrości", że stwierdził, iż jedna publikacja to za mało ;)
OdpowiedzUsuńNie taki on gupi, ten blogger. Tak czy siak zaraz się przytka, jak tylko 200 komentów przekroczy.
OdpowiedzUsuńMika!!!!!!! Co robimy???
Zaczynao się zmierzchać. Pan U nadal nie wracał. Pani F zaczęła w myślach prelicać zawartość portmonetki, którą mu dała. Oessu, jeszcze wszystko wyda na ten Szał. No, byłby głupi jakby nie wydał ale może treba było profesora z nim wysłać? Profesor zadumał się przez chwilę i naggle zaświtała mu myśl .... zaraz, zaraz a gdzie podział się Odys? Wyślemy go na prześpiegi, no chyba ze jak zmrok zapadnie to jakośsami go znajdziemy, przemykajac się przez miasteczko, z daleko od latarni. Eeee, powiedział Garbusek-Matylda, chyba wolałbym już tutaj zaczekać. W razie czego wiem gdzie się schować, a w miasteczku, Matyldzie znowu łzy stanęły w oczach.
OdpowiedzUsuńKurna ile błędów zrobiłam, chyba sie przepracowałam.
OdpowiedzUsuńNo żesz Karol nie wiem!!! Wstawka Mariolki świetna.
OdpowiedzUsuńJa bym była za zmierzaniem ku końcowi, bo się za długie zrobi i nikomu się nie będzie chciało czytać całości. Dobrze by było jutro skończyć, ale jak bez ciebie?????
To do hany było, of course.
UsuńNo to jak się znajdzie Odys to do końca będzie niedaleko.
OdpowiedzUsuń