Po wpisie o mojej ulicy odezwały się
głosy, żeby napisać coś o babci, która wybudowała Mój Domek.
Ja też chciałam jakoś uporządkować te informacje, które
posiadam, żeby było wiadomo co i jak. Piszę więc tą garść
wspomnień, wyszperane dokumenty i zdjęcia pomogły mi trochę z
chronologią. Na pewno dużo fragmentów mozaiki brakuje, wielu nie
uda się już odtworzyć, nie ma komu opowiedzieć.
Babcia Agata pochodziła z okolic
Przeworska, mieszka tam do dziś część dalszej rodziny Babci.
Dziadek Jan pochodził też ze wschodu z okolic Sambora na Kresach.
Uczył się w szkole języka ruskiego, mam jedno jego świadectwo ze
szkoły podstawowej. Niestety nie wiem, gdzie i jak się poznali i
spotkali , Mama nigdy o tym nie opowiadała.Prawdopodobnie pobrali się w 1912. Dziadek był bardzo
dobrym, spokojnym człowiekiem, kochającym swoje obie córki. Zmarł
niestety jak moja Mama miała 11 lat. Pracował jako woźny pocztowy,
po naszemu listonosz. Do Zakopanego trafili z Babcią chyba na skutek
przeniesienia służbowego. Musiało to być tuż po I wojnie, bo
mama urodziła się już w Zakopanem, w 1915 roku. Na skutek „utraty
sił fizycznych i 100% niezdolności do pracy” (cytat z orzeczenia
Dyrekcji Poczt i Telegrafu) dziadka przeniesiono w końcu marca 1926
na emeryturę, a właściwie rentę. Niestety już 22 kwietnia
zmarł... Babcia została ze skromną rentą wdowią i dwójką
córek. To Babcia była tą opoką, na której opierała się
rodzina, to ona zajmowała się sprawami bytowymi, ona budowała dom,
ona prowadziła sklep i wychowywała i kształciła córki. Mam
dokument o nazwie „Dekret ustanowienia opiekunem” (po śmierci
Dziadka to Babcia musiała być prawnie ustalonym opiekunem) i nie
mogę się powstrzymać od cytatu:
„... jest obowiązkiem opiekuna
nakłaniać powierzonych jego opiece do bogobojności i cnoty,
wychowywać ich stosownie do stanu na użytecznych obywateli, (…),
zarządzać uczciwie i starannie ich majątkiem...”
To dziadek:
I jeszcze jeden piękny dokument, który
przedstawiam w całości:
W 1914 roku Babcia ukończyła kurs
MIĘSIENIA I WODOLECZNICTWA, czyli po naszemu MASAŻU I HYDROTERAPII
w sanatorium doktora Kupczyka w Krakowie i to jest własnoręcznie
przez pana doktora napisane zaświadczenie. Mam nadzieję, że da się
powiększyć i przeczytacie całość. Potem pracowała jakiś czas w
w sanatorium doktora Dłuskiego w Zakopanem, teraz mieści się tam
tzw ACR, sanatorium rehabilitacyjne.
TU PRZYTACZAM TREŚĆ DOKUMENTU:
Pani A.B. zamieszkała w Zakopanem, odbyła w mojej lecznicy 4-tygodniowy kurs mięsienia i wodolecznictwa od połowy marca do połowy kwietnia b.r. Przykładając się pilnie i pracowicie do nauki, nabyła teoretycznych zasad i wprawy w wykonywaniu mięsienia i zabiegów wodoleczniczych jak: półkąpiółki, nacierania częściowe i prześcieradłowe, zawijania w koce, nakładanie opasek itp.
Kraków 17 kwietnia 1914, JB Kupczyk, dyrektor Zakładu
TU PRZYTACZAM TREŚĆ DOKUMENTU:
Pani A.B. zamieszkała w Zakopanem, odbyła w mojej lecznicy 4-tygodniowy kurs mięsienia i wodolecznictwa od połowy marca do połowy kwietnia b.r. Przykładając się pilnie i pracowicie do nauki, nabyła teoretycznych zasad i wprawy w wykonywaniu mięsienia i zabiegów wodoleczniczych jak: półkąpiółki, nacierania częściowe i prześcieradłowe, zawijania w koce, nakładanie opasek itp.
Kraków 17 kwietnia 1914, JB Kupczyk, dyrektor Zakładu
Przed Zakopanem dziadkowie mieszkali w
Prokocimiu pod Krakowem, teraz to oczywiście dzielnica Krakowa.
Jeśli dobrze kojarzę, to mieszkała tam też Babci siostra i jej
rodzina. Dziadek zmarł w 1926 roku, a już w 1927 zostało wydane
pozwolenie na budowę domu. Była więc Babcia nader praktyczną i
obrotną kobietą. Domek został wybudowany systemem
pół-chałupniczym, z pomocą sąsiadów i w sporej części
własnymi rękami Babci. Zawsze mnie dziwił brak kątów prostych w
narożnikach ścian, miejsca spotkania ścian są zaokrąglone,
podobnie jak zetknięcie się sufitu ze ścianami. To pewnie efekt
tych chałupniczych metod...
A oto zezwolenie na budowę domu:
Budując dom, miała już wtedy zamiar
założyć sklep, bo na zezwoleniu na budowę jest jak wół
napisane, że w jednym z pokoi ma być sklep. Właściwie sklepik,
mieścił się w mniejszym pokoiku, takim bardziej podłużnym. Był
to sklepik z „artykułami kolonialnymi” , typu
szwarc-mydło-powidło. Sklepik funkcjonował przez całą wojnę, aż
chyba do 1947 lub 1948 roku. Babcia bardzo pomagała sąsiadom,
dawała sporo „na zeszyt”, ludzie zarzekali się, że po wojnie
oddadzą długi, niestety, jedyną osobą , która przysłała
pieniądze po wojnie z Krakowa, była pisarka Natalia Rolleczek,
autorka „Drewnianego różańca”. Niestety nie mogę znaleźć
zdjęcia domku z okresu sklepowego, będę jeszcze grzebać, jak
znajdę, to uzupełnię. W czasach przedwojennych i wojennych nie
było chyba doprowadzonej wody, pamiętam jak Mama opowiadała, że
nosiły z ciocią wodę ze studni koło mostu, ślizgając się z
wiadrami po oblodzonej ulicy...
Po wojnie Babci jako kapitalistce
dokwaterowano lokatorkę , do tego 1 pokoju i kuchni, gdzie ona spała
to nie wiem, chyba w kuchni. Babcia długo wojowała, żeby się tej
lokatorki pozbyć, w końcu jej się udało, ale sklepik w epoce
walki z własnością prywatną trzeba było zlikwidować.
Jaką była osobą?? Życie ją zmusiło
do tego, żeby była silna i twarda, nie była czułostkowa i chyba
nie bardzo umiała okazywać swoich uczuć. Bywała szorstka i
apodyktyczna, bardzo nie lubiła, żeby się jej sprzeciwiać:)) A z
drugiej strony pomagała swoim córkom ,opiekowała się ich dziećmi.
Moją siostrę cioteczną, najstarszą córkę cioci wychowywała w
Zakopanem aż do jej wieku szkolnego, ciocia mieszkała w Krakowie i
miała ciężkie warunki mieszkaniowe. Moja Mama, wówczas panna,
pomagała Babci w zajmowaniu się najstarszą wnuczką. My
mieszkaliśmy razem z Babcią. My, to znaczy moja Mama, Tato i ja ,
mieszkaliśmy w mniejszym pokoju, tam gdzie był sklep, Babcia w
większym, przy kuchni. Rodzice oboje pracowali, a nie chcieli mnie
dać do przedszkola, Babcia więc zajmowała się mną podczas ich
nieobecności. Pamiętam, że troszkę się jej bałam, była wtedy
szczupła, koścista, dość wysoka i wydawała mi się trochę
niedostępna. Ale wiem na pewno, że bardzo mnie kochała...
A to córki Babci, czyli Mama i Ciocia, mama to ta ciemnowłosa:
To M., najstarsza wnuczka na naszym podwórku:
Oraz 3 pokolenia: Babcia, Mama i ja przed naszym domkiem...
Była znakomitą kucharką, gotowała
świetnie. Pamiętam, że robiła domowe ptysie i pączki z różą,
przepyszną rzymską pieczeń, ciasto drożdżowe z kruszonką,
rozpływające się w ustach... O, i pierogi z jagodami z
najcieńszego ciasta jakie w życiu widziałam.
Babcia była również ewenementem
medycznym:)) W wieku 82 lat złamała nogę w biodrze. Normalnie nie
ma mowy o zrośnięciu się kości w takim wieku, a u babci w ciągu
dwóch tygodni pięknie się zrosło, w szpitalu pokazywali ją
studentom medycyny jako niezwykły przypadek. Rozmawiałyśmy kiedyś
z Kalipso, jakie dziwne rzeczy się pamięta, ja pamiętam doskonale
pantofelki jakie miałam na sobie podczas wizyty u Babci w
szpitalu... Jasnobrązowe sztruksowe z żółtym środkiem...
Pod koniec życia Babcia dużo leżała
i tak sobie cicho jęczała „O Jezu, Jezu, Ojejejej, ojejej...” ,
co okropnie denerwowało moją Mamę, która stale myślała, że
dzieje się coś złego. Na jej nerwowe zapytania „Mamo, co ci
jest, co cię boli???” Babcia odpowiadała ze spokojem: „Nic
takiego, ja sobie tak lubię pojęczeć, jak tak jęczę to mi
lepiej...”
Babcia zmarła w domu, gdy miałam 10
lat. Pamiętam ją leżącą na łóżku z różańcem w dłoniach i
ciemnej sukience. Nie chroniono nas wtedy sztucznie przed tak
naturalnymi sprawami jak śmierć kogoś z rodziny. Pamiętam moją
kuzynkę, tą, którą Babcia wychowywała, która zamknęła się w
pokoju ze zmarłą i długo się z nią żegnała. Bóg jeden wie,
jak to pożegnanie wyglądało... Były bardzo ze sobą związane, to
była Babci ukochana i najstarsza wnuczka.
Pamiętam też, że w dniu pogrzebu
prószył trochę śnieg, a ja martwiłam się, że mam tylko
granatowe spodnie, a nie mam czarnych...
Napisałam to wspomnienie, żeby
uporządkować trochę historię rodziny i żeby młodsze pokolenia
też coś na ten temat wiedziały. A Babci ukochana wnuczka,
wychowywana przez nią M., kilka dni temu sama została babcią...
Może kiedyś i ten najmłodszy członek rodziny to przeczyta i dowie
się czegoś o swoich pra-pra-dziadkach:))
Babciu Agato, dziękuję ci, że
byłaś...
SUPLEMENT
A tu, żeby dostarczyć uciechy wszystkim Kurom, niespodzianka, dadam!!! W charakterze zajączków wielkanocnych występują: Bacha i niżej podpisana... O matusiu, ten berecik z antenką i białe rękawiczki....
PS. Niektóre zdjęcia wklejały mi się z białym tłem i nie umiem tego zmienić:((
Piersza!!!
OdpowiedzUsuńPal licho białe tło! Nie ma to żadnego znaczenia!
Kurcze, jak dużo pamiętasz i w sumie dużo masz pamiątek po Dziadkach, w tym jedną znaczącą - dom!
Te buciki sztruksowe musiały być nowiutkie, pewnie dlatego je tak zapamiętałaś. Kiedy miałam z 6 lat, śmiertelnie obraziłam się na Tatę, bo pojechał do Poznania, miał mi kupić nowe tenisówki, a kupił syrenkę! Nic mnie to nie obchodziło! Czekałam na tenisówki!
Też bym się obraziła! Czniać syrenkę.
UsuńAleż piękne wspomnienia, zaraz sobie to jeszcze raz przeczytam. Co do białego tła - mogę poradzić - jak zechcesz:) Berecik i rękawiczki to pikuś w porównaniu z grzywką:))))
UsuńNooo... Poradę chętnie przyjmę:))
UsuńTo może na @ (ale jutro:)
UsuńDobra, czekam.
UsuńI jesteś podobna do Mamy na zdjęciu z Siostrą. I berecik cudny i rękawisie, aż nie wiem, do czego się ustosunkować!
OdpowiedzUsuńJak na domeczek budowany Babi rękami, to jest on zadziwiająco solidny. Tyle lat przetrwał!
OdpowiedzUsuńWiesz, jak tak zebrałam to wszystko razem, to jakoś zaczęło to przypominać jakąś kompletną historię. Przedtem też myślałam, że mało tego wszystkiego, ale jakoś się poukładało.
OdpowiedzUsuńPantofelki sztruksowe były rzeczywiście nowe, przywiezione przez Tatę ze Słowacji:)))
Mówisz, że do Mamy??? Wszyscy twierdzą, że do Taty...
Dlaczego ja nic nie wiem, że Twoja babcia pochodzi z okolic z Przeworska?
OdpowiedzUsuńA skąd dokładnie?
Przecież to moje strony.
Fajne takie wspomnienia, ja też moją babcię z rozczuleniem wspominam. Miałam szczęście, że mogłam się nią dłużej cieszyć, niż Ty swoją.
No pacz, krajanka! Babcia z Urzejowic konkretnie.
UsuńMama mojego taty też pochodziła z Urzejowic, to 7 km ode mnie.
UsuńNo to może Wy - rodzina:)
UsuńNic mi nie wiadomo na ten temat, ale niczego wykluczyć nie można:))
UsuńNiemożliwe!!! Gardenia, to ja napiszę do ciebie na maila i może się czegoś doszukamy???
UsuńPewnie pisz, a ja wyspowiadam tatę, bo babci już z nami niestety nie ma.
UsuńGardenia jest czarownicą. Też doszukałyśmy się powiązań, nie tyle rodzinnych, co sąsiedzkich!
UsuńU nas też raczej sąsiedzkie sie okazują.
UsuńHe he he, lepsza czarownica, niż wampir co się słońca boi, co nie Hanuś?
UsuńA swój swojego zawsze pozna Kury kochane:))
Czaruj Gardenio kochana, czaruj dalej...
UsuńAle wiesz, Gardenia, wampirów nie palili na stosie, co najwyżej na osinowy kołek jeden z drugim mógł się załapać. A taki kołek to zawsze jakaś trudność i zanim go wyciosali, to on mógł ich wyssać. A czarownica to od razu na stosik, zapałeczka, czy inne łuczywko i po ptokach...
UsuńU nas akurat osiny pod dostatkiem, o kołek nietrudno...
UsuńA ja jako czarownica na miotłę hyc.....i tyle mnie widzieli:))
Taaa, pod warunkiem, że miotła odpali.
UsuńPiękna ty i piekny berecik z antenką :))))
OdpowiedzUsuńCharakterną kobietą była ta twoja babcia ,taka przedwojenna biznesłumen :)))) A dziadek jaki miał piękny wąsik .
Moje korzenie to centralna Polska ,mama z kieleckiego ,tata z łódzkiego . Więcej wiem o rodzinie mamy ,więcej i chętniej opowiedała .
Ja to jasne, ale na temat berecika bym polemizowała:)))
UsuńMoje drugie korzenie, od strony Taty są w Bieszczadach, też góry:)) Babcia charakterna , to prawda.
To już wiem, dlaczego Ty taka uparta jesteś.
UsuńEEEE, to Skorpion:)
UsuńTo co, że Skorpion? Różne one są! A uparta bywam, to prawda,może i trochę po babci?
UsuńNo masz:))) Już podpadłam:))))
UsuńZaraz tam podpadłaś...:))
UsuńMoja córka jest skorpionem pełnoobjawowym!
UsuńWspółczujecie mi?
UsuńA skąd!!! Skorpiony są świetne i mają bardzo wyostrzone poczucie sprawiedliwości:))
UsuńJak już kiedyś wyartykułowałam: Skorpion to najlepszy przyjaciel i najgorszy wróg:)
UsuńMika, masz rację! Arteńka, z tym wrogiem to nieprawda:) Wiem co mówię, też jestem Skorpionem:)
UsuńO rany!!!!
UsuńArtenka, ja tez mam Skorpiona w domu ;) W sierpniu 15 lat minie jak powiedzialam, ze biore sobie Go za meza :)
UsuńA Ty jesteś??? Bliźniakiem????
UsuńKalipso, ja wiedziałam, że coś jest na rzeczy, Skorpion Skorpiona zawsze znajdzie!!!
UsuńKsiężniczka to skorpion. .. bez komentarza:)
UsuńDo Taty, do Taty, a ja mam tak slicznie ulizane wlosy pod ta chusteczka, granato-biala w kropy chyba byla.
OdpowiedzUsuńBacha, przespałaś się trochę?
OdpowiedzUsuńDo Mamy!!!
No dobrze, niech bedzie ze do Mamy, przespalam sie 2 godziny, nagle zrobila ze sie piekna pogoda wiec troche szkoda czasu na spanie, odrobie w nocy. Tylko diabli mnie biora bo tlumaczenie bylo na "przedwczoraj" i wredny zleceniodawca nie zglosil sie dzissiaj po nie!!!!! Odzywaja sie we mnie mordercze instynkty. I jeszcze gwoli uzupelnienia mnie Babcia tez miala pod opieka przez dwa lata, niestety nie przepadala za mna na poczatku ale potem sie przekonala. Bylam ta druga w kolejnosci po M.
OdpowiedzUsuńGłupi żłób!!! Ten zleceniodawca, znaczy. Ty dla niego nocki zarywasz, a on ma w nosie.
UsuńA to widzisz, tego faktu, że ty też byłaś u babci to nie znałam.
Zleceniodawcy tak mają. Oby się w ogóle zgłosił...
UsuńBacha, policz mu podwójnie.
Mika, lezka mi poplynela...Przepraszam, ja taki mazgaj jestem...
OdpowiedzUsuńPiekne wspomnienia. Piekne zdjecia. Berecik z antenka cudny :) I u Babci na kolankach taka pyzunia mala :)
Mialas wspaniala Babcie, niewatpiwie bardzo silna kobiete. I charakterna :)
Ja tez mialam wspaniala Babcie, silna, madra, dobra. Bardzo mi Jej brakuje...
Sciskam Cie mocno i dziekuje za podzielenie sie z nami Twoimi bezcennymi wspomnieniami.
Orszulko kochana, dzięki ogromne za twoje wzruszenia i za uściski:)))
UsuńTe wspomnienia są dla mnie tym bardziej cenne, że była to jedyna babcia, jaką znałam, a dziadka żadnego.
Mika byla wlasnie taka troszke okragla na pyszczku i byla bardzo spokojna, ja Ja troche wtedy traktowalam jak taka duza lalke do przytulania, bo innych nie mialam. Za to dostalam od Babci sukienke w kratke bialo-bordowa, pamietam ja jak Mika pantofelki. Ten post co rusz mi cos przypomina. Zapach kawy zytniej, Babcia taka pijala
OdpowiedzUsuńTak,tak, taką kawę z cykorią!!! I miała piękny nocny stolik z marmurowym blatem...
UsuńKawa Turek? Czy taka w pastylkach?
UsuńW pastylkach!!!! I czerwonym opakowaniu!!!
UsuńPamiętam i wygląd, i zapach, i smak:)
UsuńKurna, ja nie pamiętam, za młodam chiba???
UsuńAlbo u ciebie takiej nie pili:)))
UsuńHano, a ktoś tu niedawno pisał o "starych framugach":))))
UsuńArte, chiba raczej u mnie nie pili:(((
UsuńJa wpadłam tylko na chwilę, ale zajrzę tu jeszcze później. Piękny post, Mika, piękna Babcia, piękna Mama, Ciocia i Ty z Bachą piękne:) Przeczytałam jednym tchem, bo uwielbiam takie opowieści. Twoja Babcia była silną, mądrą, zaradną kobietą.
OdpowiedzUsuńDzięki Kalipso, kochana jesteś. Ładnym dzieckiem to ja byłam, ale ludzie się zmieniają z wiekiem:))) Jestem bardzo szczęśliwa, że mam choć trochę takich naprawdę starych zdjęć. Wracaj szybko!!!.
UsuńŁadne dzieci wyrastają na ładnych dorosłych, choć są tacy, co twierdzą, że jest odwrotnie, ale się mylą:)
UsuńWróciłam, ale Wy spicie:(
Nie sądzę, żebym się myliła...
UsuńTe stare zdjęcia są niesamowite.
OdpowiedzUsuńPewnie czas powrócić do wspomnień i też zdjęć kilka wrzucić, na początku bloga trochę powspominałam o moich korzeniach o dziadku bardzo dobrym człowieku ale nie umiejącym poprosić o pomoc o pradziadku który miał złość na wybuchu :) nieustannie. Coś mamy z tych korzeni w sobie.
OdpowiedzUsuńKobiety zawsze musiały sobie radzić nie patrzeć że im spadnie z nieba manna, generalnie takie jesteśmy.
Piękne wspomnienia też bardzo lubię czytać i zdjęcia oglądać. :)
O, ja z radością bym poczytała o twoich dziadkach, uwielbiam takie rodzinne opowieści:)) To czekam na twój wpis!
UsuńElu, tak przy okazji, to czy dostałaś mojego maila sprzed 3 dni?
Elka, złość na wybuchu kupuję!
OdpowiedzUsuńJa też, świetne określenie!
UsuńFajny taki wspomnieniowy post :) I mieszkasz w domu przodków ...
OdpowiedzUsuńA zdjęcia cudne, bardzo elegancko wyglądacie na zdjęciu ze święconką. Babcia faktycznie musiała budzić respekt swoją postawą i wyrazem twarzy, tak ją widocznie zycie ukształtowało i inaczej nie umiała.
Wydaje mi się, że babcia przyjęła postawę silnej kobiety i nie pozwalała sobie na słabości. Ale potrafiła też być kochana...
UsuńCo do ubioru, to Mama lubiła mnie stroić na jakieś większe okazje:))
Moja mama też mnie stroiła ,dopóki nie pochłonął jej nadmiar obowiązków ,a była krawcową , białych rękawiczek sobie jednak nie przypominam , za to ładne sukienki :)))
UsuńJuż jako dziecko byłam szurnięta w kwestii ubrania. Dobrze pamiętam te awantury codzienne - że tego nie założę, tylko tamto, albo odwrotnie. Mam miała ze mną krzyż pański od kołyski. Nie zawsze wygrywałam i musiałam nosić te jakieś gacie z klapą, albo kurtkę w kratkę zapinaną na drewniane guziki. Fuj!
UsuńMama znaczy miała ten krzyż.
UsuńJa do pewnego wieku dawałam się ubierać bez protestów, potem było gorzej, jak zaczynałam mieć swoje zdanie i swoje pomysły...
UsuńMarija, piękne sukienki też były, a jakże! Zwłaszcza jak przychodziły paczki z Ameryki od jakiejś dalszej rodziny:)))
UsuńJa jakoś specjalnie wybredna nie byłam, ale nienawidziłam i nienawidzę do dziś rzeczy "gryzących".
UsuńZ dzieciństwa to szczególnie jedne rajtuzy "żrące" pamiętam i sukienkę w kratkę, którą babcia mi uszyła. Materiał był ze sporą domieszka wełny, a ona wiadomo.
Jak to dobrze, że dziś coś potrafią zrobić z wełna i ona mięciutka jest.
Nie znosiłam sukienek i tak mam do dzisiaj. Jeśli w ogóle, to ewentualnie spódnica. Jedną miałam, ale ją zgubiłam. To jest dopiero zagadka! Przeszukałam calutki dom i nie ma! U kogoś zostawiłam? Wróciłam w gaciach? Czy jak?
UsuńU ciebie wszystko możliwe, może komuś podarowałaś?
UsuńNo, mogłam. Tylko jak wróciłam do domu bez? To mnie trochę zastanawia. Chociaż... mogłam wsiąść do samochodu i tyle. Od pasa w dół wtedy nic nie widać. Zdarzyło mi się wyjść "na miasto" w każdym bucie innym, to co tam spódnica:)
UsuńJa bym radziła przepytać Wałeczka i Czajnika, bo sama chyba nóg nie dostała?
UsuńGardenia, myślisz, że Wałek przehandlował spódnicę za sąsiedzkie kości? O tym nie pomyślałam. Czajnik raczej nie. Chociaż...
UsuńMogła mu w oko wpaść jak się suszyła, malowniczo powiewając na wietrze:)))
UsuńA mój poprzedni pies, wziął moją spódnicę z krzesła, jak mnie nie było w domu, wyniósł na podwórko i wyścielił nią sobie uprzednio wykopany dołek do leżenia.
UsuńByło nie zostawiać na krześle:)))
UsuńHanuś , a co powiesz na krowę wtryniającą ubrania?
UsuńMoja babcia miała taką. Małpa, jak tylko zobaczyła kawałek szmaty to cuda wyczyniała żeby się do niego dobrać. Ubrania ze sznura ściągała w celach konsumpcyjnych itd.
Kiedyś wyciągałam jej z paszczy mój sweter, nieopatrznie zostawiony na bagażniku roweru.
Że jej te szmaty nie zaszkodziły, to cud.
O rany, słyszałam o kozach zjadających koszule ze sznura, ale o krowach to nie! I ona tak z guzikami????
UsuńZe wszystkim Mikuś, ze wszystkim.
UsuńGdybym tego nie widziała i nie wyciągała rękawa swetra z jej pyska , to sama bym nie uwierzyła.
Chyba babcia ja sprzedała potem.
Rzeczywiście jakiś odporny żołądek miała!!
UsuńW Samborze kiedyś byłam:) Jako kresowianka od razu zapytam - dziadek się uczył języka ruskiego czy rosyjskiego - bo to różnica:)
OdpowiedzUsuńWspomnienia niesamowite:)) Jak to dobrze, że masz zachowane takie dokumenty, warto to wszystko opisywać choćby dla wspomnianego najmłodszego członka rodziny:).
UsuńRuskiego, a właściwie chyba rusińskiego(???)
UsuńNiektóre dokumenty znalazłam dopiero niedawno, jak to zezwolenie na budowę i odpisy metryk babci i dziadka.
Niech będzie ruski:) (raczej nie rusiński=łemkowski)
UsuńArte, jak zwykle precyzyjna do bólu:)
OdpowiedzUsuńNo:))) Umysł ścisły:))
UsuńMika, bo ja bylam rok zanim sie urodzilas a potem dwa, to za mala bylas zeby pamietac, ale z drugiej strony hmmm nie pamietasz czy ktos Cie czasem nie straszyl bo nigdy nie plakalas i nie mbylo kogo pocieszac?
OdpowiedzUsuńTo jak mnie straszyłaś czarownicami to oczywiście pamiętam, ale myślałam, że tak z doskoku, jak przyjeżdżałaś:))
UsuńOt jaka sympatyczna starsza kuzyneczka ,pocieszycielka ;) Nie przypominam sobie żebym straszyła swoich młodszych braciszków ,ża to wbijałam paznokcie w ramie jak sie nie chcieli podporządkować ;)
UsuńNo nie juz trzeci wpis mi uciekl! Ja do tej pory mam wyrzuty sumienia!!!! Ale to bylo wtedy jak jeszcze ledwo chodzilas w lozeczku. Daje slowo ze staralam sie to naprawiac.
UsuńDobrze, że cię chociaż wyrzuty sumienia żrą:))
UsuńMarija, wbijanie paznokci to też dość skuteczna metoda:)))
Zdaję sobie sprawę że drastyczna ,ale inaczej nie umiałam sobie radzić ,ich było czterech ,ja jedna :)))
UsuńNo to faktycznie, metody musiały być ostrzejsze, jesteś usprawiedliwiona:))
UsuńJAK JA LUBIE CZYTAĆ TAKIE CIEKAWE HiSTORIE
OdpowiedzUsuńups caps mi się wtegował :/
i jak wiele pamiątek się uchowało
śliczna dziewczynka z Ciebie :)
Dzięki Viki, trzeba uzupełnić ostatnie zdanie o jedno słowo: była...
UsuńCieszę się, że cię to zainteresowało:)))
Ten anonim to ja Bacha. cos mi bloger szwankuje.
OdpowiedzUsuńBacha, pewnie error 503 Ci wyskakuje. Kliknij wtedy "odśwież", to on da się nabrać.
UsuńCzy nikt nie zauważył, że Babcia Agata skończyła kurs MIĘSIENIA??? To znaczy, że była mięsistką?
OdpowiedzUsuńMięsienistką?? Nie wiem, czy sobie doczytałaś po powiększeniu, tam jeszcze była mowa o owijaniach prześcieradłowych i półkąpiółkach...
UsuńSanatorium pod Klepsydrą:)
UsuńCoś w klimacie - opis z Lądka Zdroju:)
UsuńWedług reskryptu Rejencji Królewskiej we Wrocławiu z 25 IV 1824 r. "(...) wspólne to kąpanie się obu płci z dniem dzisiejszym i w Landeku ma ustać, gdyż zwyczaj ten nietylko decencyi i moralności się sprzeciwia, ale nadto stoi na przeszkodzie pożytkowi, jaki się ma z kąpieli tym więcej, że niektóre młode i wstydliwe kobiety nie mogąc się zdecydować na wspólne to kąpanie z mężczyznami, kąpią się w wannach, najmniejszego nie odnosząc pożytku z kąpania się w basenie etc."
Decencyja! Chyba ten sam źródłosłów co angielski decent - przyzwoity, uczciwy
UsuńMiko, tego świadectwa nie da się powiększyć tak, żeby doczytać. Musisz nam to "przełożyć".
UsuńBabcia Twoja, kurczę, zaradna, dzielna i w ogóle. Fajna opowieść. No i te dokumenty, zdjęcia - skarb! I wzruszające.
Mika, zaświadczenie o kursie mięsienia widziałam na własne oczy u Ciebie będący!
UsuńDobrze, przepiszę wam jutro, bo już mnie znów łapa trochę boli. Babcia twardziel była...
UsuńJak przekopywałam pudła ze zdjęciami, to doszłam do wniosku, że chyba ŻADNE DZIECKO NA ŚWIECIE nie miało tylu zdjęć... Setki, panie, setki!!!
To dzie one? Jedno czy dwa pokazałaś i tyle?
UsuńBo to wpis był o Babci a nie o mnie:))
UsuńOjtam, Mika, ale to ma związek! Gdyby nie Babcia, to ja nie wiem, czy miałabyś w ogóle jakieś zdjęcia!
UsuńNo jest to jakieś wytłumaczenie...
UsuńLogiczne:)
UsuńDo bólu:)
UsuńUwielbiam takie wspomnienia i mam ogromny sentyment do starych szpargałów, dokumentów i zdjęć.
OdpowiedzUsuńPrzechowuję pieczołowicie pozwolenie na budowę mojego rodzinnego domu z 1903 roku.
Siostra mojej babci też prowadziła sklepik na zapleczu mieszkania.
No to mnie pobiłaś tym 1903:)) Z tymi sklepikami to chyba dość powszechna praktyka była.
UsuńA dokumenty i zdjęcia to przecież nasza historia...
Jeju, a ja znowu nie mam siły z wami pogadać. Tylko przeczytałam i wzdycham do takich wspomnień. Fajnie, że to napisałaś, Miko. Ja też coś kiedyś zaczęłam: http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2012/06/wpis-sentymentalny.html Mam też inne plany, tylko kiedy ...
OdpowiedzUsuńDobranoc, kurki gadułki :)
Gosianko, już wymiękasz??? To kiedy wpadniesz pogadać??? Sobie poczytam twoje wspominki.
UsuńMój dziadek ze strony Mamy też miał sklep! W Pruchniku - to okolice Gardenii. Na stronach Pruchnika znalazłam skan dokumentu, gdzie jest nazwisko dziadka i to, że prowadził m.in. wyszynk (fajne słowo, swoją drogą).
OdpowiedzUsuńSieć handlową mogłybyśmy założyć:)) To może dziadek był karczmarzem?
UsuńRaczej karciarzem.
UsuńHanuś, żeby nie to, że Twój dziadek miał ten sklep w Pruchniku, to miałabym podejrzenie, że to i mój dziadek. Mój miał najpierw we Wilnie, a potem w Grodnie. Też był karciarz. I kobieciaż. Babcia miała z nim bardzo trudne życie.
UsuńStraszny był KOBIECIAŻ !!!
Usuń:<>+ - to jest moja mina na to Ż ! Przerażona !
Ten kobieciaż to mi się z kabotażem skojarzył:)))
UsuńKabotaż, to sabotaż, uprawiany przez kabotyna?
UsuńNota bene, mój dziadek od strony mamy też miał sklep, w Przemyślu przed wojną.:-)
No jeszcze jedna z korzeniami w moich stronach.
UsuńŚwietnie, ciekawe kto jeszcze?
Takiej wersji kabotażu nie znałam, ale może być, jak najbardziej. Jak dotąd to kojarzyłam to z piratami:)) To w takim razie ten kobieciaż to sabotaż uprawiany przez kobiety?
UsuńSieć sklepowa się rozrasta!
Ewa, mój Dziadek rżnął w karciochy bez opamiętania, jadł, pił i popuszczał pasa oraz kobieciażem takoż był. Babcia urodziła 11 dzieci, a Dziadek miał jeszcze jakieś nieślubne! I o wszystko martwiła się Babcia. Toteż umarła mając zaledwie 50 parę lat.
UsuńO matulu! I ty masz jego geny, Hana?? :))
UsuńNo, mam, a jakie mam mieć? Nadmienię, że kobieciażem nie jestem.
UsuńUff, to kamień z serca! :)))
UsuńA i utracjuszem chyba też nie...
UsuńCudny wpis, mam wrażenie, że trochę podobna jestem do Twojej Babci- no, może mniej kanciasta, a trochę "miękciejsza" jestem :) Bardzo lubię stare zdjęcia i dokumenty, zawsze ciekawią mnie schowane za nimi historie, nie zawsze bliskich ludzi. A tych bliskich mam tak mało... Dobrze, że Tobie tyle się zachowało.
OdpowiedzUsuńDzięki, mp. Nie ma wiele tych zachowanych zdjęć i dokumentów, ale na szczęście trochę jest. Ja też bardzo lubię słuchać o historii innych ludzi i rodzin. Cieszę się, że cię zainteresowała moja historia:))
Usuńmp, jeśli znajdziesz chwilkę, zajrzyj tutaj: http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/02/walizeczka-z-cynamonem.html
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz takie historie, może Cię to zainteresować.
Nie wiem, jak reszta Zespołu Kurnika, ale ja, jako PrezesKura mam najwięcej roboty i dlatego wymiękam powoli. A nawet całkiem szybko.
OdpowiedzUsuńJa już też idę łapę smarować. Dziękuję wszystkim i do jutra!
UsuńPa Kury raczej dzikie!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jescze raz na spokojnie i jeszcze raz mi się podobało:) I chyba też idę spać.
OdpowiedzUsuńHana, jako prezes jesteś niezawodna:) Mika, oszczędzaj rękę, te piękne zdjęcia z dzieciństwa, które ukrywasz, trzeba wykorzystać, upublicznić i opisać:)
Też tak myślę:) Ale najpierw trzeba będzie je obrobić:)
UsuńKalipso, mus pilnować interesu!
UsuńArteńka, oczekuję instrukcji:)))
UsuńWieczorem będę do usług:)
UsuńDzięki bardzo!
UsuńTeraz dopiero udało mi się przeczytać post o Babci. Te nasze Babcie, jak czytam i słucham różnych opowieści, bardzo podobne były. Czasy trudne, w których przychodziło im żyć tak je ukształtowały. Moja Aniela też miała sklep w Łodzi, z artykułami kolonialnymi, ale podczas okupacji musiała go zamknąć. Dziadek był wtedy w obozie jenieckim, a starsza córka "na robotach" pod Hamburgiem. Bardziej jednak byłam związana z Dziadkiem. On miał chyba taką jakąś kobiecą duszę. Wszystkie kobiety w naszej rodzinie były bardzo silne, operatywne i dające sobie radę w każdych warunkach. Trochę mi w nich brakowało ciepła, tego pierwiastka kobiecego w kobiecie. Za to mężczyźni byli w pierwiastek ten wyposażeni chyba ciut za bardzo. "Zaklinacz koni" Józef, Adam "bajkopisarz" i interpretator snów i Kazimierz miłośnik egzegezy.
OdpowiedzUsuńDużo pamiętasz, ale i ja pamiętam bardzo dużo. W co byłam ubrana, kiedy coś tam.., ktoś tam...Mam sporo zdjęć, mniej dokumentów, wcale nie mam listów. Pewnie przez te przeprowadzkę Dziadków.
Proszę o więcej postów wspomnieniowych. O Tacie może?
Domek bardzo podobny do naszego gabarytowo. Serdecznie pozdrawiam Cię Miko!
Tak właśnie myślę, Owieczko, że kobiety musiały być silne, dbać o wyżywienie rodziny, wszystkie sprawy bytowe, a panowie mogli sobie "poszerzać horyzonty". Nie wszyscy oczywiście, ale często tak było. Owieczko, to co piszesz o mężczyznach z twojej rodziny, to aż się prosi o posta u ciebie na blogu!!! Bardzo jestem ciekawa czegoś bliższego. A ty chyba trochę kontynuujesz tradycje rodzinne z tym radzeniem sobie ze wszystkim:)
UsuńCo do Taty, to musiałby być chyba post w odcinkach... Miał bardzo barwne i bogate w doświadczenia życie, dzieciństwo w Bieszczadach, 8 rodzeństwa, zawodowy wojskowy przed wojną, AK, łagry na Kaukazie, i tak dalej... Ale nie ukrywam, chciałabym zebrać to wszystko w garść, razem z dokumentami i zdjęciami. Tak sobie myślę, że mu się to ode mnie należy.
ŚCISKAM MOCNO!
Piękna historia Mikuś. Babcia bohaterka swoich czasów. Choć teraz wzór do naśladowania. Ciężkie życie mieli i nasi dziadkowie, i rodzice. My jesteśmy pierwszym pokoleniem, gdzie nie trzeba się zabijać dla wartości, które nie dla wszystkich są takie same. Dla czyjejś idei fix, najczęściej. Moi przodkowie też nie mieli łatwego życia. Repatriacja, zostawienie całego majątku, i ucieczka do Polski. Książkę by można napisać. Literatura - samo życie. Żałuję tylko, że jak byłam młoda, to nie za bardzo mnie to interesowało. A teraz już nie ma komu opowiadać. Ale domumentów też mam trochę. I pielgnuję je. Chyba trzeba będzie kiedyś wziąć się za genealogię, i uporządkowanie tych wszystkich fotek, dokumentów, pamiątek.
OdpowiedzUsuńTak, Ewuś, niejedna fikcja literacka to niech się schowa przy prawdziwych historiach z życia naszych rodziców i dziadków. Koniecznie się zajmij tymi pamiątkami i dokumentami, późniejsze pokolenia nie będą już miały ani chęci,ani wiedzy, żeby to uporządkować, musimy my. A może ty byś wreszcie swojego bloga założyła, toby cię zmobilizowało???
UsuńCzęsto żałuję, że jestem późnym dzieckiem moich rodziców i nie miałam okazji dobrze poznać moich przodków. Dziadkowie i babcie poumierali albo przed moim urodzeniem, albo w moim dzieciństwie. Rodzice też odizolowali się od swojej przeszłości prawdopodobnie dlatego, że się im kojarzyła z biedą. Żałuję, że byli z tych (szczególnie tato) co nie widzieli żadnego sensu w przekazywaniu młodszemu pokoleniu wartości i pamięci o dawnych czasach. Dziś tylko z mamą mogę o tym porozmawiać, ale i ona wie niewiele o swoich korzeniach, bo już w wieku 14 lat wyjechała z rodzinnej wsi za chlebem do Wrocławia i miała wszystko w nosie. Jedyne co mi zatem pozostało, to dopieszczanie historii rodziny Chłopa. Wiem jednak, że gdybym urodziła się wcześniej, choćby te kilkanaście lat, jak moja siostra, to z moim zamiłowianiem do historii z czasów dawnych i ja dziś miałabym o czym opowiadać.
OdpowiedzUsuńPiękną historię nam opowiedziałaś, aż mi się łezka zakręciła w oku. Z Twoją babcią mam jedną wspólną cechę- też ukończyłam "kurs mięsienia" :-) Oczywiście, już jako szkołę masażu, trochę dłuższą, bo trwającą rok.
No to się pochwalę:) Nie ukończyłam, co prawda, "kursu mięsienia", ale dotarłam do swojego przodka, który uczestniczył w bitwie pod... Grunwaldem:))))
UsuńRiannon, jestem pewna, że ty jako archeolog dokopałabyś się mnóstwa informacji o rodzinie, ale trzeba mieć jakieś dane... Szkoda, że tak odeszło to w zapomnienie... Zawsze mi się wydawało,że mam więcej wiadomości o Tacie i jego rodzinie, a ze strony Mamy to były jakieś szczątkowe informacje, ale tu znalazłam jeden dokument, tu drugi, poskładałam to w całość i wyszło całkiem przyzwoicie. To też jesteś mięsienistką:)))
UsuńNie ukrywam, że to co pisałaś u siebie o Dworze i historii rodziny Chłopa, bardzo mnie zainspirowało do grzebania w historii mojej rodziny, dzięki ci za to!
Arteńka, to niezłe masz osiągnięcia genealogiczne!! Gratuluję!
UsuńEeee tam:))) Czego się nie "dokopałam", to zmyśliłam:))) I ułożyło mi się w jedną całość;)
UsuńRiannon, ale za to masz kilkanaście lat do przodu!
UsuńAtreńka jest niemożliwa!!!!
UsuńDlaczego???:))))
UsuńŻe w Bitwie pod Grunwaldem Jej Dziadek uczestniczył? No, to jest coś:)))
UsuńJa właściwie mam wspomnienia tylko po mamie mojej mamy, szkoda, że tak malo, od strony ojca prawie nic, bo dziadek zginął jak moj ojciec był jeszcze dzieckiem
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja, tylko tą babcię znałam i pamiętałam. Dziadków ze strony Taty znam tylko z tego, co Tato opowiadał, dobrze, że lubił swoje dzieciństwo wspominać. Jego rodzice zmarli, jak był małym chłopcem.
UsuńAle miałaś dzielną babcię. Piękne masz wspomnienia o babci. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Anko, myślę , że warto takie wspomnienia hołubić i porządkować, człowiek trochę jakoś osadza się w historii:))) Pozdrawiam ciepło!
UsuńDziewczyny, uzupełniłam wpis przepisanym tekstem z zaświadczenia o kursie mięsienia, o co prosiła Jolka.
OdpowiedzUsuńNiby po polsku napisane, ale czytając "kurs mięsienia" można sobie wiele wyobrażać :)))
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś koleżankę na studiach, która była z Brazylii, a jej babcia Polka, wyemigrowała tamże w latach 20., czy 30. Koleżanka, przed przyjazdem do nas znała język polski, ale ten własnie przedwojenny. Wyobrażacie sobie, jakie zdziwienie wywoływała, jak się odezwała gdziekolwiek? Ja już nie miałam, niestety, okazji tego posłuchać, bo poznałam ją po kursie dla obcojęzycznych studentów w Łodzi.
Ale jak dołożysz do mięsienia wodolecznictwo, to już sprawa jest jasna :))
UsuńJa już widzę , jak ona w sklepie mówi tym przedwojennym językiem... Szkoda, że nikt tego nie zapisywał:))
Wspaniały temat,też mam swoją ukochaną babcię Stefanię.Wspomnienia o niej napisałam na swoim blogu,synowa wstawiła pamiątkowe zdjęcia.Bardzo bym chciała aby i moje wnuki tak mnie wspominały,ostatnio usłyszałam od dwóch najstarszych że wszystkim mówią jaką to mają za-----stą babcię.Nawet zbytnio nie nakrzyczałam na nich za słownictwo.Jutro jest chrzest naszej najmłodszej wnusi,Alicji.Syn z rodzinką przyjechał tydzień temu z Szwecji a wczoraj i dzisiaj/na raty/przyjechały dwie siostry synowej rodzinami/8 osób/z Podlasia z okolic Augustowa.Kończę przygotowywania .został mi tylko do zrobienia tort.Zrobię wieczorem bo teraz jest jeszcze bardzo gorąco.
OdpowiedzUsuńWeselna, daj linka do tych wspomnień o babci Stefanii, co? bardzo chcę poczytać. To co usłyszałaś od wnuków, to największy komplement obecnie:))
UsuńTo miła niedziela przed tobą jutro:)) Pewnie znów szalałaś z przygotowaniami, a jeszcze tort dzisiaj! A w jakiej części Polski mieszkasz ?
Wszystkiego dobrego dla malutkiej Alicji!!
Jejku, Weselna, a gdzie Twój blog? Mogę tam???
OdpowiedzUsuńI ja Mikuś dopiero dziś się tu dostałam......,że lubię takie historie to oczywiste, a jak jeszcze jest tak, jak w tym przypadku, że znam Ciebie to tym bardziej ta historia jest ciekawa. Jak czytam Twoje wspomnienia to jakibym widziała Twoją Babcię, ten domek, jak buduje, a potem stoi za kontuarem w swoim sklepiku. Z pewnością miała na sobie fartuch z falbankami, zapinany na plecach:)))) I pewno nosiła koczek. A ja gupia myślałam, że masaż to taka nowsza moda, a tu pacz, jeszcze przed wojną go uczyli.
OdpowiedzUsuńTwoja grzywka wcale nie jest śmieszna, po wczorajszej wizycie u fryca mam taką samą:))
Swoich zdjęć nie mam dużo, za to przodków troszkę jest, ale to wiecie, bo ja już ździebko pokazywałam. Żaden z moich dziadków, ani żadna babcia nie mieli sklepów. Jeden dziadek był kolejarzem, drugi też, ale na emeruturze to zdaje się, że wódką handlował. Kiedyś też o nim pisałam, był pijakiem, ale z klasą. ZAwsze ubrany w garniuturze.Jeszcze go widzę, jak wyjeżdża w interesach - tak mówił, na rowerze w zielonkawym garniturze, nogawka spięta spinką, na głowie kapelusz i musowy krawat. W koszyku na bagażniku pakunki, pewno ta gorzała. Lubiłam tego dziadka, choć to był "tylko"mąż babci, ale nie mój dziadek, tego prawdziwego nie znałam. Zanim został kolejarzem pracował przed wojną w Belgii w kopalni, razem z Gierkiem. O!!! Moja babcia urodziła się Niemczech, w Witten dlatego tak dobrze po niemiecku gadała.
Widzisz ile wspomnień wywołałam? Za mojej pamięci babcia miała taki chudy warkoczyk, który zwijała na karku w taką kukiełkę i spinała spinkami.
UsuńNie wierzę, żeby cię fryzjer tak obciął od rondelka!
Ponoć kolejarze to za kołnierz nie wylewali... W Kaczorówce jesteś?
O rondelka może nie, a kazałam ciąć nad zmarszczką, czyli krótko. Nie bardzo chciał, ale nalegałam, za tydzień mam urlop, a jak wrócę to grzywa odrośnie. Nie lubię, jak mi w oczy wchodzi. Jestem w Kacvzorówce, pastwię się nad aniołkami, może jeszcze pokaże u siebie, ale nie mam weny pisarskiej. Podziwiam Twój post, pięknie przygotowałsś, ja to raz, dwa pół godziny i jazda. Pogoda tu dziwna niby ciepło, ba gorąco, ale jakoś tak burzowo, choć burzy nie ma. Słowem, osłabiająca.
UsuńMoje obie Babcie takie koczki warkoczykowe miały!
UsuńMnemo, odpoczywaj! Ja mam jutro strzyżę i korektę racic, jeśli nie będzie deszczu. A chmurzy się bardzo i kropi. Trzymajcie kciuki, bo nowe cążki do racic nie tną niczego. Zostały mi tylko nożyczki do paznokci. A racic jest 130x4. Czarno widzę to, a to moja robota jest, niestety.
To chyba ciężka robota, takie strzyżenie?? Widziałam kiedyś w TV zawody.... jakiegoś australijskiego ranchera Ci trzeba do pomocy, bo stado już liczne jest.
UsuńRozumiem, że nabyłaś nowe cążki i są do d..? Dziś takie dziadostwo wszytsko.......co za czasy....
Osłabiasz mnie, ty masz zamiar robić ten owczy manicure nożyczkami do paznokci??? To ja głęboko współczuję... U mnie też się chmurzy...
UsuńRobię tak co roku, ale teraz mam tylko jedną parę nożyczek, bo miałam mieć cudowne cążki.
UsuńStrzygł będzie strzygacz, ale te racice to jest koszmar przy tej ilości i tym sprzęcie.
Mnemo, wiesz, ja to pisałam też dla siebie, żeby jakoś uporządkować te wszystkie dokumenty i ogarnąć to chronologicznie, cieszę się , bo dotąd to była taka wyrywkowa wiedza:) Pokaż anioły koniecznie!!!
UsuńOj Owieczko, to ciężki dzień przed tobą jutro, trzymam kciuki!
UsuńNie no muszą być jakieś do racic, może na Alle, jakieś stare, dobre by Owca znalazła, bo się zacheta tymi niżyczkami. Już widzę, jej odciski na ręcach.......
UsuńMnemo, a popadało chociaż? Bo u mnie nadal Sahara.
OdpowiedzUsuńPonoć padało tu cały tydzień, a w środę lało cały dzień, dziwne, bo u mnie tego nie widać, grzebnęłam w ziemi i tylko z wierzchu wilgotno, dalej sucho. Nie podlewałam dziś, nie mam siły. Jutro mają być burze.
UsuńOwieczko, cążkami je, cążkami!
OdpowiedzUsuńOwieczko, takimi do skórek!
OdpowiedzUsuńPiękny post, a ja oczywiście mam sporo do nadrabiania w lekturze!!!
OdpowiedzUsuńDzięki Kamphoro, że wpadłaś, masz tyle roboty! Jak mały konik?
UsuńMiko - ja w sprawie obróbki zdjęć - proszę o odpisanie na @
UsuńOdpisałam!
UsuńMika, ale Cię Arte przycisnęła, co???
UsuńAle ja już wcześniej odpisałam!
UsuńMika, Hana, zleceniodawca sie objawil! Bez sugestii z mojej strony a tylko z uwaga ze cala noc przesiedzialam nad tym tekstem uiscil. Kwota satysfakcjonujaca. Uffff
OdpowiedzUsuńNo to bardzo sie cieszę!!
UsuńMika, wyciagam scanner.
OdpowiedzUsuńBacha, gratuluję udanej transakcji, gdyż albowiem zleceniodawce som jakie som. Co będziesz skanować?
OdpowiedzUsuńKilka zdjec, ktorych Mika nie ma. Chyba jedyne, na ktorym sa schodki do sklepu, niestety zajete przez obie nasze Mamy ale widac je i takie, na ktorym sa Babcia, Mamy i wnuki (wszystkie)
OdpowiedzUsuńJa schodki mam, też z mamami, ale miałam zdjęcie z szyldem sklepu i nie mogę go znaleźć:((
UsuńSzukajta Dziefczynki, spoko, my poczekamy:)
OdpowiedzUsuńNo schodkow nie wysylam, ale trzy inne wysle.
OdpowiedzUsuńMika, chyba będziesz musiała zrobić jakiś ripley?
OdpowiedzUsuńW sensie że co?
UsuńW sensie, że suplement posta na nowej stronie, bo zdjęcia nowe macie! I zaraz się zatka i tak!
OdpowiedzUsuń