Jestem już w 2012 roku i chłonę z wypiekami. Ameryka Południowa zawsze działała mi na wyobraźnię, ale czym innym jest czytanie książek, a czym innym relacja kogoś, kto tam żyje. A Grażyna mieszka w Andach, na wysokości 2000 n.p.m.! Jak sama napisała, wpaść do Niej na sokawkę to tak, jakby wpaść na Kasprowy!
Muszę, po prostu muszę przytoczyć Jej komentarz dotyczący wenezuelskich robali. Komentarz mógł umknąć pośród sterty podartych piór, a byłoby szkoda. Bójcie się! Oto on:
Odpowiadam na pytanie o robalach...jest ich troche w Wenezueli ale czesto w tych sprawach mocno sie przesadza. cmy, pajaki, karaluszki, mrowki...jest tego co nieco, ale nie jest tragicznie..najgorzej jest z skorpionami, ktore bywaja i w domach, dlatego trzeba wytrzepywac wszystko przed ubraniem sie, skorpiony wenezuelskie nie sa niebezpieczne na ogol. ale alergicy musze na nie bardzo uwazac, W wenezueli racjonuja energie elekktryczna, wiec dosc czesto wieczory spedza sie przy swieczkach, kiedys zauwazylam w takim oswietleniu jakas ciemna plamke na scianie w sypialni, bez zastanowienia trzepnelam w nia pantoflem...zabilam w ten sposob skorpiona.,,,komarow jest tez mnostwo , ale w Polsce tez uprzykszaja zycie, w Wenezueli jednak moga roznosic grype dengue, ktora moze byc bardzo niebezpieczna, szczegolnie kiedy jest krwotoczna. Ja mialam dengue ale nie krwotoczna i jak widac przezylam, Uprzykszaja zycie male muszki zwane jejenes (chechenes)lub puripuri, ja jestem na ich ukaszenia uczulona, wiec takie ukaszenie jatrzy sie u mnie nawet 6 tygodni. Dobre u nich jest to ,ze pojawiaja sie tylko w okreslonych porach dnia. Weze jadowite...jest ich duzo ale w Andach tylko jeden jest jadowity, koral, nie ma na niego antydotum, ale jest tak malenki,ze moze ukasic tylko w miejscach takich jak skora miedzy palcami, np. kiedy sie plewi w ogrodzie.Jest sliczny bo caly w paski czarne, czerwone i zolte. Dwa razy natknelismy sie na niego w andyjskim ogrodzie. W sumie mozna spokojnie po chaszczach chodzic, ale trzeba uwazac. Musisz przyjechac do wenezueli to sobie doswiadczysz takich przyjemnosci. w sferach nizszych niz Andy natknelismy sie raz na grzechotnika przygotowanego do ataku, a raz droge nam przecial olbrzymi i dlugasny waz boa. ...
Poza tym jest bezpiecznie! Uff...
Grażyna jest teraz w Porto - tak, w TYM Porto od portwajnu. Ten fakt też działa na moją rozbuchaną wyobraźnię, więc zmolestowałam Grażynę, która przysłała zdjęcia, które teraz pokazuję. Dziękuję Grażynko!
Zdjęcia powiększcie, koniecznie. Dopiero wtedy widać wszystkie smaczki. Na początek Porto we mgle:
Czy to do nas ktoś macha? |
Nawet pranie na balkonach mnie zachwyca. Niewiele trzeba mi do szczęścia:)
PS. W komentarzach pod poprzednim postem jest fajny rzepis* Grażyny na wenezuelskie bułeczki z nadzieniem!
*rzepis: przepis wg Opakowanej
Pierwsza!!! Drugi raz pierwsza w Kurniku:)
OdpowiedzUsuńJa bloga Grażyny też zaczęłam od początku, a potem poczytałam w środku, bom niecierpliwa, no i ostatnie posty. I muszę znowu wrócić do początku, tam gdzie skończyłam, bo uwielbiam taką egzotykę:)
OdpowiedzUsuńI jeszcze te zdjęcia... Piękne, kolorowe, śliczne widoki...
Tak tak! do nas macha moj ziec houstonianski co to obejmuje moja osobista starsza corke Agnieszke!! mam corke houstonianke i Portugalke.z Porto..Na pierwszych zdjeciach widac te mgle co to byla o kazdym poranku, ale teraz gdzies sie podziala i nastal goronc! Mam nadzieje,ze Wam sie spodoba moje ukochane Porto!!!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne to twoje Porto, uroku ma mnóstwo, i te kolory... Do tej rybnej restauracji z kolorową rybą to już bym leciała!
UsuńA kiedy jedziesz do Houston?:)))
Skonczyla mi sie wiza hamerykanska..musze sie tym zajac, a to do przyjemnosci nie nalezy...ale gdzies tak na poczatku roku 2015 ...
UsuńBędzie houstoński post, zmolestuję i będzie!
UsuńI odmachuję Zięciu i Starszej Córce Agnieszce.
Usuńjoju joju joj - jakie sliczne to Porto! Ja bylam tylko na poludniu samym (Lagos i okolice) i krotko ale mi sie podobalo. I to, ze pachnialo, kwitnacymi jak glupie, rozami pod koniec marca :)).
UsuńKoniecznie houstonski trza bedzie pisac, Grazyno!
tez odmachiwam Zieciu i Starszemu Dziecku. Przedzieram sie, z wypiekami a la Hana, przez tu-i-tam. wanienke czasu poprosze zeby na wszystko to miec czas!
Tylko wize zalatwie, to bedzie houstonski, wiz, amerykanskich szczegolnie, zalatwiac bardzo nie lubie, ale corka sie domaga wiec bede musiala sie zmobilizowac...Houston to nie Jewropa ani Ameryka Poludniowa, ale cos ciekawego zawsze sie znajdzie.
UsuńPokażesz nam, jaka ta Ameryka paskudna:)))
UsuńAaa!!! no wlasnie, moze jaka paskudna...ale to koliduje z moja osobowoscia...na paskudnosc zamykam oczy i nie pacze!
UsuńDruga! Srebro!!!
OdpowiedzUsuńAle fajna wycieczka po Porto:)) Dzięki Grażynko!
Bardzo, bardzo mi się Porto podoba:)))
OdpowiedzUsuńŁadny klimat, ale ja wolę polskie chaszcze :)
OdpowiedzUsuńE tam, Tupaja, spodobałoby Ci się! Tam też majo robale.
UsuńAllle klimatyczne to Porto ,tyle uroczych zakątków ,ale miałabym się gdzie włóczyć :)))
OdpowiedzUsuńGrażyna na jednym ze zdjęć jest kamienica z metalowymi balkonami ,na dole widać mur z kamieni ,a nad tym murem to okna z okiennicami ,czy drzwi . Wygląda to jak drzwi ,ale dlaczego tak gęsto ,czy tam są mieszkania w pionie ,ale mi to jakoś nie wygląda .
To sa drzwi, bardzo czesto to sa mieszkania , moze byc kilka w kamieniczce, kazde mieszkanie zajmuje jedno pietro, ktore jest waskie ale dlugasne. Przy drzwiach mozna sie dopatrzec kilka skrzynek pocztowych, ale bywa tez, ze taka kamieniczke zamieszkuje jedna rodzina. Najczesciej jedne z drzwi prowadza do mieszkania na parterze a drugie na wyzsze pietra.
UsuńTakie mieszkania w głąb ciemne muszą być ,a te drzwi tak gęsto robią na mnie jakieś takie niesamowite wrażenie .
UsuńPranie suszące się na publicznym widoku ,uchodziło za zaściankowe ,jak to zmienia się podejście do takich spraw .
Marija, z więzieniem Ci się skojarzyło? Czy z kakuarem?
UsuńMoże nie aż tak drastycznie ,ale jednak dziwnie ;) ale twoje skojarzenia idą w dobrym kierunku ;)
UsuńPsychiatryk?
UsuńTo są jakieś komórki.
UsuńBede musiala na sile do takiej kamieniczki sie wepchac i sprawdzic jak to wyglada...opwiem jezeli sie uda...
UsuńChaszcze też lubię, mogłabym ciągle łazić po chaszczach, ale chciałabym tak od czasu do czasu do Porto:)
OdpowiedzUsuńJa też od czasu do czasu pojechałabym w takie miejsce ,włóczyłabym sie bez celu i chłoneła atmosferę tych miejsc ,bez znajomości dat kierunków w sztuce .....
UsuńJa też chętnie...
UsuńJa z Wami!
UsuńJa też chciałabym te chaszcze porównać:)
Usuńi ja! i ja! pragne do chaszcz, w celach porownawczych.
UsuńGrażyna, co Ty na to? Przylatamy!!!
Usuńa jakze, przylatajcie!!! i chaszcze sie znajdom, i kleszcze w chaszczach...
UsuńMaryjka!!! to jest to, po Porto mozna sie wloczyc bez konca, i odkrywac ciagle cos nowego, i zaczepiac ludziska, i pogadac, i usiasc przy sokawce pingo, i smakowac se do niej slodkie brigadeiro i zawiesic oko na wszechobecnych mewach...
UsuńBuuuu, nie pisz tak, bo mi żal...
UsuńChciałabym jeszcze dodać, póki mogę, że teraz jestem i dzienna i nocna, bo dorobiłam się komputera całkowicie prywatnego, bez konieczności dzielenia się z małżonkiem ciągle pracującym. I teraz mogę sobie wpadać do Kurnika i w południe nawet. A teraż muszę zmykać, wyprowadzić kurczęta na spacer:)))
OdpowiedzUsuńO, to masz luksusy! Bardzo to jest przyjemne, widzieć cię o tej porze , a nie w środku nocy:))) Lub nad ranem:))
UsuńNo, Kalipso, aż mi dziwnie!
UsuńDziewczynki, taką mam nadzieję, że czasami chociaż uda mi się z Wami pogadać tak mniej więcej na bieżąco, ale czy te pisklaki pozwolą? Niedługo koniec wakacji, to się rozbiegną w swoje strony i będę miała więcej czasu. A w nocy i tak będę wpadać:)
UsuńNo przecież musisz meldować co pieczesz!
UsuńKalipso, pisklaki do kojca, niech od małego przyzwyczajają się do kurnictwa.
UsuńNo paczpan, tam nikomu anteny na fasadach nie przeszkadzajo!
OdpowiedzUsuńIde poczytac o Porto i nnych takich. :)
Nie tylko anteny, jak widzisz i pranie dumnie wisi wszedy! majtasy i takie inne...co mnie w tym praniu zachwyca to absolutny porzadek w jego wieszaniu, precyzja, dokladnosc, czasem wydaje mi sie nawet kolory...no ale kolory podobne, bo tak sie wrzuca ubranka do pralki, kolorkami! Kiedys w Hawanie , starej, pieknie odnowionej dla turystow, zapytalismy architekta, dlaczego nie zabrania sie tam publicznego wieszania sznurow praniowych, architekt zdziwiony odpowiedzial...przeciez to jest zywe miasto!
UsuńMam na szczescie suszarnie, bo prania na balkonach tez nie wolno rozwieszac. To, co zywe, psuje wyglad osiedla. :(
UsuńI tym sie roznimy od Latynosow albo nawet normalnych ludzi ze wsi, ktorzy pranie wieszaja w ogrodzie.
My mamy opory z wieszaniem prania na publicznym widoku, ja po 40 latch w Wenezueli ciagle takie opory mam...ale poludniowcy nie miewaja takich problemow...po prostu je wieszaja , i pranie tworzy naturalny element krajobrazu.
UsuńJa też wieszam w ogródku... Co prawda rzadko mi się udaje tego lata, bo ciągle leje... Ale dzisiaj pierwszy od trzech tygodni dzień bez deszczu!!!!
UsuńZa to Hana wyschla juz na wiorek. ;)
UsuńCo sie dzieje z ta pogoda, tak niesprawiedliwie sie rozdziela.
Pantera, zapocony wiórek! Pranie też wieszam w ogrodzie za kakuarem. Gdzieś mus je suszyć, nie? A jak potem pachnie!
UsuńMajtasy na balkonie mnie urzekły.
UsuńTu w UK to mus pranie suszyc na ogrodku, po to jest ogrodek. Domek musi miec sznur zamontowany na zewnatrz. I drag podporkowy. Zima tez susza i , na ten przyklad, zima suszone dzinsy dlugo wieczorem moga stac w domu i tajac.... Moja nastepna sasiadka wywiesza pranie juz przed 7 rano!
UsuńTo tak jak tutaj...obserwuje sasiedni budynek i od rana zaczyna sie wieszanie... metodyczne, z nalezyta uwaga, pieknie rozpostarte, ani jednej zmarszczki...jakas w tym jest, niezrozumiala dla mnie, przyjemnosc! probowalam zglebic ten entuzjazm do wieszania, corki szmatki rozposcierajac na sznurkach, alem tepa, i nic poza niechecia, i checia szybkiego zakonczenia roboty nie doswiadczylam. Przyjemnoscia jest niewatpliwie potem etap wachania takiego prania suszonego na swiezym powietrzu.
UsuńJam w takim razie też tępa.. Pachnie potem ładnie, fakt, ale bez przesady... Wsadzisz do szafy to przestaje i tak.
UsuńOpakowana, to sens ma? Takie dżinsy, jak już odtajają/odtajeją, to przecież nazad mokre, nie?
UsuńHansa - ale mniej mokre!! mokrosc idzie w plener wewnetrzny. No i pachno.
UsuńPiękne miast! A i porto lubię czasem.
OdpowiedzUsuńBloga Grażyny odkryłam już dawno, ale czytam under cover. Pozdrowienia!
miasto!Oczywiście, ale coś mi się niektóre klawisze blokują.
UsuńAle pięknie w tym Porto. Lubię takie miasta z "klimatem".
OdpowiedzUsuńSzkoda, że u nas nie wszędzie dba się o ten "klimat" i powstają czasem, w pięknych miejscach, różne architektoniczne potworki. A celują w takim budownictwie ci, którzy się swoja fortuną chcą pochwalić, żal że rozumem się nie chwalą.
Natomiast kiedy przeczytałam gdzie mieszka Grażyna, że w Andach to pierwsze moje skojarzenie- alpaki i ich cudna wełna, z której powstają obłędne włóczki. Och chciałabym pogłaskać taka alpakę. Mam nadzieję, że nic mi się nie pokićkało i te zwierzaki tam żyją. Ja wiem , że mam fisia na tym punkcie, wybaczcie Kury.
Ps. Uwielbiam komentarze Opakowanej. Dzięki niej nasz język ma tyle barw, że nawet o tym pojęcia nie miałam (choć z racji wyuczonego zawodu powinnam).
Gardenia, 5 km od mojej wsi jest miasteczko, jakich wiele w Polsce. Jest tak strasznie zaniedbane i na pierwszy rzut oka tak brzydkie, że aż nie do wiary. A jakie tam są zakątki, wąziutkie, brukowane uliczki, domki malownicze przycupnięte, jakieś schodki, klimatyczne podwórka za kamieniczkami. Historia miasta sięga VII wieku! Zarząd Gminy to jedno, a mentalność to drugie. Ludziom nie przeszkadza zwykły syf (pardon) przed domem, nie mają potrzeby upiększania przestrzeni wokół siebie, bo przecież nie zawsze chodzi o kasę. A co się dzieje na tych podwórkach! Obraz nędzy i rozpaczy. Przecież posadzenie paru kwiatków i pozamiatanie wokół siebie, czy puszka farby do pomalowania koszmarnych drzwi to nie majątek. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby zobaczyć, jak to mogłoby wyglądać. Nigdy tego nie zrozumiem.
UsuńJa też.
UsuńPrzecież niewiele trzeba włożyć pracy żeby o swoje otoczenie zadbać. Gdyby każdy tak choć przez chwilę pomyślał, to to miejsce prędko nabrałoby blasku.
Już nie wiem co gorsze, nowobogaccy ze spaczonym gustem, czy fleje żyjące w miejscu, do którego nie dorośli najwyraźniej.
Wiesz Gardenia, zastanawia mnie, czy w tym miasteczku mieszkają wyłącznie fleje? Bo tam nie ma ani jednego zadbanego miejsca. Poza rynkiem, który jest też brzydki, ale zrobili chociaż chodniki. I nic poza tym.
UsuńDziwne to wszystko.
UsuńNikomu nic się nie chce, jakaś zbiorowa depresja czy co?
Gardenia - jam prosty lingwista, lubie bawic sie jezykiem! a poza tym do nozek padam za komplimenta (i sie podnosze z trudem) i zrumieniam sie. z alpaki sa fajne wloczki ale dla mnie: za cieple (mnie jest zawsze cieplo...), za wlochate i gryza, nawet najdelikatniejsza welna z alpak...co za strata! znaczy te naprawde delikatne to letko podgryzaja. najgorszy tyfus dla mnie to welny szetlandzkie, mohair oraz angora...nawet pare %.
UsuńOpakowana, przecież to nie Ty, tylko Twoje rąsie wyczyniają wygibasy walcząc o palmę pierfszeństwa! Nie masz z tym nic wspólnego!
UsuńE tam, Gardenia, nie ma co się doszukiwać, zwykłe mentalne fleje i tyle.
UsuńHanuś pewnie tak.
UsuńOpakowana, Twoje teksty to jak powieść sensacyjna i krzyżówka razem. O poczuciu humoru to nawet nie wspomnę. Chyba dlatego tak je lubię.
A jak Cię wełenki żrą, (alpaka też? dziwne) to ślij do mnie. Nie ma takiej opcji żebym tego towaru miała za dużo:)))
Ha!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością konstatuję, że to ja opowiedziałam Grażynie o Kurniku :))))
Cieszę się :)
Alpaki w Wenezueli nie hoduja, niestety...Pewnie w Andach wenezuelskich moglyby zyc, ale Wenezuela nafta sie syci przede wszystkim i chyba niestety.
UsuńTak tak...dzieki Ani dowiedzialam sie o kurniku, i byla to milosc kurnikowa od pierwszego wejrzenia a raczej od pierwszego poczytania. Nic tak dobrze nie robi jak optymizm i nieograniczone poczucie humoru. Dzieki Aniu!!!
UsuńAniu, dziękujemy za reklamę!! No i dziękujemy za Grażynę, tak nam się międzynarodowo zrobiło:)) A propos, to gdzie Alinę wcięło???
UsuńAniaM na Prezydenta!
UsuńNo i masz! te zdjęcia są przepiękne, a teraz siedzę u Grażyny i się wgapiam w przepiękny świat! A szyć miałam ;)
OdpowiedzUsuńKomentarz z robalami ogromnie mi humor poprawił, opis jest niesamowity :) A ja się kleszczami przejmowałam :))) Hana dzięki za namiar na blog Grażynki! Jeszcze jedno fantastyczne blogowe miejsce :)
dziekuje Ewo Eduszko!!! robale..hm... czasem zaglebiam sie w busz wenezuelski, nawet kiedys na bosaka jak pan Cejrowski przedzieralam sie do wodospadu w Andach...i nigdy nic mi sie nie przydarzylo, a w Polsce, w chaszczach mazowieckich, podgladajac ptasie zycie i robiac zdjecia takowego, ugryzl mnie kleszcz i nabylam tem sposobem borelioze...trudno mi bylo w to uwierzyc, biorac pod uwage moje bezpieczne, jak dotychczas, przebywanie w dzunglach...dopiero pani doktor, dermatolog, uporzadkowala mi moj musk i nakazala natychmiast spozycie wielkiej ilosci antybiotyku. Chyba wiele jej zawdzieczam...
UsuńA widzisz, czyli moje lęki jednak nie są bezpodstawne. Bardzo mi przykro, że złapałaś boreliozę. Do pani doktor miałaś faktycznie szczęście, bo wbrew pozorom i niby tak dużej wiedzy o tym paskudztwie, bardzo często są problemy z jej zdiagnozowaniem. Najważniejsze, że wyzdrowiałaś :)
UsuńGrażynka Twoje zdjęcia są obłędne!!! Bezpośrednia, fotorelacja z raju :)
No rzeczywiście na dobrą lekarkę trafiłaś! Całe szczęście, że już po wszystkim! jak to pojęcie bezpieczeństwa jest względne... Nam się wydaje, że dżungla na nas czyha, a tu w ogrodzie nas może użreć...
UsuńGrażyna, w pierwszej chwili pomyślałam, że rozcięłaś sobie nogę na szkle, czy innym zardzewiałym żelastwie. Nie wiem, czy kleszcz nie lepszy?
UsuńHanuś nierozpoznana w porę, nieleczona borelioza ma paskudne skutki. I to nie za tydzień ale za wiele lat. Taka wredna jest.
UsuńToż wiem przecie. Tak tylko pomyślałam, bo w naszych lasach i innych parkach łatwiej o śmieci, niż o boreliozę...
UsuńU nas kleszczy w bród. Chyba z 5 lat temu moja koleżanka zachorowała. Na szczęście lekarka szybko się zorientowała i na antybiotyku się skończyło.
UsuńJa się natomiast martwię o ojca. W tym roku już mu chyba ze 4 wyciągnęłam. Na szczęście dosyć szybko i na razie, odpukać, żadnego rumienia nie było.
Ale dwa lata temu doktorka mu antybiotyk profilaktycznie po kleszczu zapodała.
A u nas jakoś tfu, tfu, niewiele. Tropik miał 2 razy w życiu.
UsuńW Nigerii mielismy tylko skorpiony, okazjonalne wenrze oraz dziady komary , ale mysmy sie opryskiwali bardzo dokladnie, wiec malarii zadne z nas nie mailo...po Nigerii mieszkalismy za wsia w Walii i tam nas obskakiwaly kleszcze. ale na szczescie krzywdy nie zrobily.
UsuńOpakowana, wstałaś?
UsuńA co z wenrzami robiliście, jak już wlazły do buta, albo do óżeczka?
U Was Mika, na tych wysokościach to dziady kleszcze i komary chyba nie lubieją.
UsuńMelduję informacyjnie, że Hanie z nieznanych przyczyn prąd odjęło i dlatego jej nie ma.
OdpowiedzUsuńDo nas idzie straszna burza. Żegnam Was Kurki więc. Miłego wieczoru zatem.
UsuńJuż jestem Dziefczynki, stęskniona! Prąd się objawił łaskawca. W międzyczasie zrobiłam parę słoiczków konfitur pozbierawszy spadłe jabłka i dodawszy brzoskwiń dla aromatu. Pychotka!
OdpowiedzUsuńAleż to ładne- miasto marzeń po prostu!!!!
OdpowiedzUsuńA ja, już właściwie nieaktualnie, muszę się pochwalić swoją dociekliwością (?)- niesiona, że tak powiem, działaniami Moniki.
Tyle się naczytałam o Jej przodkach + fantastyczne działania CudArteńki, że (przekonana dotychczas, iż o swoich pojęcia nie mam) sięgnęłam do pudełka z pamiątkami po Mamie (zmarła 7 lat temu, "dałam" Jej szafkę i w ogóle tam nie zaglądałam)i co znalazłam:
akt ślubu moich Dziadków z 1926 roku, listy Dziadka do Babci (niestety wskazujące na jakby jednokierunkowość uczuć w Ich małżeństwie- Dziadek nieustannie życzył Babci, żeby była dla Niego mniej opryskliwa)i listy Babci do mojej Mamy, w tym jakby pożegnalny, napisany przed śmiercią Babci ze szczegółowymi wskazówkami, jak Mama ma sobie radzić w życiu (1953r, Babci nie pamiętam). Z owego aktu ślubu wynika, że wśród moich przodków istnieje nazwisko Charanza- i okazuje się, że najczęściej pojawia się ono obecnie w ... Teksasie.
Ale już bliżej jest pradziadek Franciszek Karwowski, przedsiębiorca budowlany : "O przedsiębiorcy budowlanym Franciszku Karwowskim, do którego na początku XX wieku należały te tereny mówiono: "Zastał Szmulki drewniane, pozostawił - murowane" ".
No i proszę! Ale niestety reszta ginie w mrokach, a rodzina Ojca funkcjonuje, ale nie mamy kontaktów.
Uśka moja przechodzi właśnie fazę zabawową i jest po prostu rozkoszna.Warto było!!! Maja
Więcej na ten temat
Bardzo się cieszę, że cię zainspirowałam do działania i do takich odkryć! Nadmieniam, że te Charanzy w Texasie i gdzie indziej to niektóre emigranty z Meksyku... Może meksykańska krew w tobie płynie??
UsuńNo tak, też taka krewka Maja jest! Żeby nie rzec - krwawa...
UsuńNie wiem , skąd się wzięło to :"więcej na ten temat"- bo raczej nic więcej nie ma... Maja
OdpowiedzUsuńMaja, a już myślałam, że więcej na temat powiesz... o Usi...
UsuńIdzie do mnie burza, więc Grażynę ściskam i ulatuję ;)
OdpowiedzUsuńMaja! Nareszcie! Gdzieś się podziewała? Paczaj, jakie masz korzenie! Uśki nam się bardzo chce! Nie znikaj znów na dwa miesiące:)
OdpowiedzUsuńNie denerwujta mnie z tymi burzami, bo u mnie jak nie było, tak ni ma.
OdpowiedzUsuńMoże Mika wrzuci zdjęcie Usi ze swojego telefonu- wysłałam.
OdpowiedzUsuńUsia, po pierwszej fazie strachu i lęku, miała fazę "grzeczności". Spokojny pies, w ogóle się "nie wychylała". Fakt, że wtedy ciągle była z różnych przyczyn w lecznicy ( ponowna, częściowa opęracja, szczepienia itd. - no, mogła przestać mnie lubić). Zabawki? zero zainteresowania. Żadnych wygłupów, żadnych żartów.
I wreszcie zaskoczyła! Ciągnie ten swój majdan za sobą w różne miejsca, czasem ukradnie mi skarpetkę, spróbuje, jak smakuje dywan czy firanka, wywróci but, pociągnie za sznurówkę- jak mały dzieciak. Uwielbia się siłować- jak młody psiak, a ponoć ma 3 lata.
Jedyne, czego panicznie się boi to tzw. "diabełki" (dawniej to się nazywało kapiszony). Rzuca się to-to o ziemię i jest metaliczny huk. Ukochana zabawka turystów i ich dzieci, na Krupówkach do kupienia wszędzie. Dosłownie nie ma przed tym ucieczki. Pies gna do domu jak szalony, z podkulonym ogonem i bijącym sercem. Ja na drugim końcu smyczy.
Tak więc główny spacer odbywamy rano, kiedy jeszcze jest pusto. Ale po południu tez trzeba wyjść. W sytuacji Usinej paniki biorę ją na ręce, niosę w kierunku najbliższej ławki (10kg, więc oby była!) , przytulam i opowiadam o górach, czy co mi tam do głowy przyjdzie, tak długo, aż Usia się uspokoi. Świata i turystów nie zmienię, mam nadzieję zmienić Usię- ale żal mi jej okropnie. Chodzę bocznymi ulicami, jeszcze wypróbuje okolice Miki, bo ponoć tam jest spokojniej. I czekam na koniec sezonu. Maja
Oj, jak dobrze Maju, że o Usi piszesz. A tak o Tobie myślałam ze dwa dni temu. I jak Usia ma się.
UsuńMaja, wiem od Miki o incydencie z petardą na Krupówkach. Obawiam się, że psinka będzie miała uraz i nic z tym nie zrobisz. Naiwnie myślałam, że tylko Sylwester będzie ciężki. Nic nie można z tym gównem (pardon) zrobić? Napisać do burmistrza czy gdzieś, żeby zakazali?
OdpowiedzUsuńCzytałam, że rozczulanie się nad psem w takich razach odnosi skutek odwrotny od zamierzonego, bo utrwala w nim nawyk "bania się", bo potem jest nagroda. I że trzeba udawać, że nic się nie stało. Wiem, jakie to trudne, mój poprzedni pies strasznie się bał wszelkich wystrzałów. Mam szczęście teraz - Frodo i Wałek mają to w pompie. No ale nikt im nie strzelił niczym pod tyłkiem.
Biedna Niunia, pewnie nie umiała się bawić, bo kto miał ją nauczyć?
Nie miała okazji być beztroskim szczeniaczkiem to teraz nadrabia - na szczęście!!
UsuńTzn. ja się staram nad nią nie rozczulać i nie głaszczę tylko staram się odwrócić jej uwagę gadając choć faktycznie przytulam. Tak wyczytałam we wskazówkach na temat psów ze schroniska- żeby spróbować przeczekać na jakiejś ławce . Za bardzo innego wyjścia nie mam, bo ona się tak wyrywa, ze ciężko ją utrzymać nawet na szelkach i smyczy i boję się, że się wyrwie albo dostanie zawału. To jest straszna panika. Usiłuje gnać a jeśli ją zagadam to w końcu się uspokaja, oswaja i wracamy normalnie. Tylko ją trzymam na kolanach ale bez głaskania- choć jako że trzymam mocno to i przytulam niewątpliwie. Staram się odwrócić jej uwagę i jak już serce przestaje jej szaleć to wracamy do domu, żeby to było we w miarę dobrym nastroju. Chodzi mi tez o to, żeby wyszła na następny spacer czyli żeby wracała tez możliwie normalnie. Próbowałam nie reagować ale to jest obłęd i trochę też i mnie przerasta, bo rozpacz bierze patrzeć na jej przerażenie. Pewnie nie robię najtrafniej ; no słabo sobie tu radzę faktycznie.
UsuńW domu nie boi się burzy ani niczego głośnego. Olewa. M.
Maja, to masakra jest, taki uraz już będzie miała. Obawiam się, że mogłabyś przytulać ją stojąc na głowie, a i tak będzie się bała. Pół biedy, a właściwie bardzo dużo, że w domu olewa. Da się żyć.
UsuńChyba wiekszosc psow tak ma....powinno sie zabronic takich jakis niezrozumialych dla mnie atrakcji!
OdpowiedzUsuńKasa, kasa! Sprzedają to g... wszędzie.
UsuńJeszcze a propos poprzedniego wpisu- najlepiej , jak w takim momencie trafi się ktoś z innym psem- zaczepiam, zachęcam ja do przywitania psa- to odwraca jej uwagę i szybciej wszystko przechodzi. Sama- chyba bym musiała fikać koziołki, co jest jednak mało realne. Nigdy nie widziałam u psa takiej paniki.
Trzymam ją na kolanach żeby w ogóle utrzymać- z tego powodu, nie z wyboru. No, nie bardzo umiem to ogarnąć. M.
Maja, a może zasięgnij języka u jakiego mundrygu?
UsuńJuzem skonczyla przyjmowac kolacja -sniadaniem wenezuelskim....Mielismy goscia, kobiete bohatera dla mnie, z bardzo juz rozwinietym stwardnieniem rozsianym...Wenezuele opuscila 25 lat temu i 20 lat juz walczy z choroba.Jedna noga juz wlasciwie nie funkcjonuje, druga z trudem, porusza sie o lasce...nie pozwala sobie pomagac,,,prowadzi specjalnie dostosowane auto, 20 metrow do drzwi budynku pokonala w ciagu 20 minut,wykonujac trudne do opisania ruchy, miala zrobiony idealny makijaz, wlosy od fryzjera, starannie ubrana, w rece laska dostosowana do ubioru..( zdradzila ,ze ma kolekcje 15 lasek roznego rodzaju i koloru, by je komponowac z reszta kreacji), radosna, optymistka, komplementujaca caly swiat wokol. Zaprosila nas do siebie na wlasnorecznie ugotowany obiad... mieszka sama w willi, poki co, nie prosi doroslych juz dzieci o pomoc...co piatek zaprasza je na ugotowany przez siebie obiad...Jestem pod wrazeniem!
OdpowiedzUsuńCieszmy sie zyciem!!!! i bierzmy przyklad z takich ludzi!! tak mi sie zebralo na powazne pisanie!
Grażyna, i ja znam kogoś takiego. Mimo ogromnych ograniczeń żyje w zgodzie z paskudnym przecież losem, w niesamowitej pogodzie ducha i w pogodzeniu z tym, co jest. Radością życia mogłaby obdzielić parę osób. A nam się tak trudno pogodzić z tym, że czas robi swoje, nie jesteśmy już takie piękne i młode, albo za grube... Obcowanie z tą osobą uczy mnie pokory. Dla mnie też jest Bohaterem, bo nie wiem, czy ja dałabym radę.
UsuńAkurat ta choroba jest wyjątkowo wredna, bo atakuje bardzo młodych ludzi. I najczęściej spieprza im życie już na starcie. No i to, że nie ma na nią leku. I przyczyna zachorowania nieznana.
UsuńPodziwiam takich ludzi naprawdę. Bardzo dzielna ta kobieta jest, jeśli już 20 lat zmaga się z tą chorobą i jeszcze ma tyle samodzielności , to jest coś fantastycznego! Niektórych ta choroba wykańcza w znacznie krótszym czasie... U nas jest taki muzyk, może zresztą go znacie z tv, czasem się pojawia, Andrzej Brandstetter. Też choruje na SM, ale jest niesamowicie aktywny, ma fundację, pomagającą młodym uzdolnionym muzycznie ludziom, co roku organizuje duże koncerty z niepełnosprawnymi wykonawcami i jest naprawdę niesamowity.
UsuńHanuś, dałabyś, dała, nie wiesz jakie człowiek ma silne mechanizmy przystosowawcze. Mam jednak nadzieję, że nie będziesz zmuszona, żeby je wypróbowywać.
UsuńP.S. A Jasona Beckera pamiętacie?
UsuńBo w zasadzie ciec to muc. Nie tylko zmusu to idzie i determinacji ae i CHENCI.
UsuńJa tez zawsze mysle - jak Hana - ze nie wiem czy w ogole polowe tego bym dala rade, ale sie zgadzam z Mikom - da sie. Patrzac na takich ludzi. niesamowita pani. ale z trzeciej strony podejrzewam, ze ona byla mocna sztuka zanim zachorowala.. I zgadzam sie - przy roznych ludzkich meandrach, pokora wychodzi u mnie na prowadzenie - dziekuje bogom lesnym za to, co mam..bez wysilku specjalnego.
Grażyna, gada się o tym i międli temat, jest o czym gadać w telewizorze w okolicy Sylwestra. A to komuś łapkę urwało, a to nóżkę - jest sensacja, jest zabawa! Nawet chyba jakaś ustawa wyszła czegoś tam zakazująca, ale to znów jest jazda z egzekucją tejże. Jak strzelali, tak strzelają. To ci sami, którzy jeżdżą samochodami po pijaku i wjeżdżają na molo, albo w przystanek. Nie mogę spokojnie o tym gadać nawet, bo ciśnienie mi zaraz rośnie.
OdpowiedzUsuńPozwolenie na strzelanie jest 31 grudnia i 1 stycznia. W inne dni nie wolno. Tylko co z tego, jak taki gnój strzeli parę petard, to policja nawet nie zdąży przyjechać. U nas ostatnio jaki debil strzelał o w pół do pierwszej w nocy. Łomot by taki, że myślałam, że to ruskie na nas napadli. Oczywiście spania nie było, bo Kajcia do rana się tzręsa, a Franka z rana już znów z krwią sikała.
UsuńO matko, biedna Frania!! Chybabym gnojowi wrzątek z góry na łeb lała!!!
Usuńsmole....cholera....
UsuńEwa, we mnie budzi to armię demonów. Nie mam wtedy hamulca i włącza mi się agresor taki, że wyrasta mi słynna trzecia ręka. Raz dorwałam gówniarza (w poprzednim życiu), złapałam za szmaty i tak go sklęłam, że gały o mało z orbit mu nie wylazły. Ani pisnął. Wiał tak, że tylko kurz po nim... Nie mam pojęcia, czy to poskutkowało, ale może następnym razem chociaż się zawahał? Tutaj na szczęście spokój jest. W Sylwestra jakieś ognie se popuszczajom i tyle. Kasy nie majum chyba na fojerwerki.
OdpowiedzUsuńJa to z balkonu się drę, bo zanim wylezę, to dawno ich nie ma. Gorzej, jak walą tymi petardami gdzieś za blokami, Huk jest, a gadów zlapać się nie da. I zawsze życzę, żeby nóżkę urwało.
UsuńJa też. Bez najmniejszych skrupułów. A co, przyznam się, żem wredna zouza.
OdpowiedzUsuńEwa, parę granatów mus mieć pod pierzyną. Jedźmy do Miki, może znajdziemy w Niej w ogródku?
Ja tam też wredna pod tym względem. Ni mom litości ! Dobrze by było pokopać u Miki, a i na strychu może cóś by się znalazło !
UsuńNa strychu na bank!!! Hana, słyszysz?????????
UsuńSłyszę, słyszę...
Usuńu Niej być miało.
OdpowiedzUsuńO jeżu, idę, bo zasypiam nad klawiaturą. Dobranoc ptastwo!
OdpowiedzUsuńDobranoc :)
UsuńTeż padam .
To jak poszła, to się nie wkurzy, że u mnie leje...
UsuńDobrej!
Dobrej, Gosianka, szum deszczu cię ukołysze...
UsuńNo tak, Gosianka, myślisz, że wq dzisiaj mniejszy? Padać nie pada, ale nareszcie jest chłodek!
UsuńA u mnie letki chłodek był wczoraj, a dziś piekarnik turbo !
UsuńJa tez ide spac, mimo ze tu o jedna godzine mniej, Hana czulam sie przez te zdjecia wspolamfitriona! ale jak tu spac,.. . goronc taki,ze tesknie za wenezuela...
OdpowiedzUsuńPiękne te twoje zdjęcia:)) Śpij na goło w mokrym prześcieradle:))) Dobrej nocki!
UsuńWspółamfitriono, takich zdjęć nigdy dość. Molestować będę.
UsuńWitajcie Dziewczyny, chociaz u Was ciemna noc!
OdpowiedzUsuńBlog Grazyny odkrylam juz jakis czas temu i jestem zachwycona. Grazynko! W cudny sposob opisujesz ten egzotyczny dla nas kraj jakim jest Wenezuela, i inne miejsca w ktorych bylas. Mnie szczegolnie zachwycaja Twoje zdjecia w ktore wkladasz duzo serca (to widac), a do ulubionych naleza sesje zdjeciowe kolibrow:)))
Portugalia zachwyca, w Porto bylam sto lat temu:))) Jak zwykle cudnie, a poki co to od czasu do czasu kieliszeczkiem porto nie pogardze:)
Hanus! Dobrze, ze zmolestowalas Grazynke, dzieki temu mozemy pospacerowac wirualnie po tym pieknym miescie.
PS. Swiat jest piekny i Ameryka Polnocna rowniez, wierzcie mi:)
Milego dzionka Wam zycze Kurki, moze jutro trafie w trakcie kiedy dziobiecie komentarze:))))
Kury! 6-ta rano u Was, a Wy spicie nie wstyd Wam?! A pozniej mowia, i prawia w TV, ze kryzys, a ja sie pytam jaki kryzys, i gdzie, co??????
OdpowiedzUsuńWcale nie śpicie. Kaszlą i charczą, aż spać nie mogą. Tzn. ja.
UsuńAtaner, ja już się pogubiłam z czasem. Ale jestem wstana!
UsuńAgniecha, jakieś fatum nad Tobą, czy jak?
UsuńMoże , że nieszczęścia parami chodzą?
UsuńTo mi się cieszyć wypada, że mam już parkę i więcej nie będzie.
Agniecha, nie charcz, inhalacje se jakieś zrób albo cóś?? Zdrowia życzę!!
UsuńAgniecha, a nie alergia to jakaś czasem na wioskowe roboty typu żniwa ?
UsuńW każdym razie trzym się i się kururj !
Absolutnie żadna alergia. Grypa. Zaraziłam się od ukochanego, a on od dzieci siostrzenicy, które przywiozły grypę z wakacji na Węgrzech.
UsuńCharczenie, to chyba od tego upalu:) Czesc, Agniecha! Jak tam koniki, Ciebie tez podgladam:)
OdpowiedzUsuńKoniki chowają się w krzakach przed gzami. W ogóle ich nie widać. Dzisiaj mają trochę wytchnienia bo pada i jest chłodno, więc gzy pewnie odpuściły. Charczę od grypy albo czegoś podobnego. Okropnie boli mnie gardło, ale temperatura już spadła i mięśnie i kości już tak nie łupią. Jeżeli chodzi o podglądanie, zdarza mi się również podglądnąć Ciebie.
Usuńgniecha! I zdrowka zycze,I lecz sie Kobietko i dbaj o siebie!
UsuńI Kurnik otwiera kolejne drzwi, bo czasami nie mamy smialosci, napisac, ze sie podgladamy:)
Agniecha! Dzieki, ze to napisalas - buziaki:)
NO i zezarlam AAAAA- gniecha:)))))))
UsuńKury nie mają śmiałości??? Kury???
UsuńKury bywają nieśmiałe. Dziękuję Ataner za życzenia zdrowia, właśnie wciągam rosół z kaczki ( nie będziemy uprawiać kanibalizmu w kurniku, co nie?) z jagłami, bo wszystko inne drażni moje gardziołko. Hrrrrr, hrrr, to pa.
UsuńAtaner, teraz to Kalipso będzie miała konkurencję w nocy i o poranku:)))) Dobrego dnia!
UsuńBom dia!!!R$anek juz w Porto !!! kioguty piejom!
OdpowiedzUsuńAtaner!! to o Houstonie nie mam najlepszych opinii, jezeli chodzi o miasto...jakies takie autostrady wszedy som i duzo ich i takie jakies strasnie pokrecone, ze trudno sie orientowac... miasto malo przyjazne ludziom, ale i tam znalazlam jakies mile dla oka kaciki...wiec bede fotografowac...
o jejku! i ranek jakos tak sie napisal i kioguty piejom,,,,to to vinho do porto winne czyli winne to wino .
OdpowiedzUsuńU mnie pieja tyz , nie wiem co?! Ale nie koguty:))) Jakies zaby, czy cus, nie znam sie:)
OdpowiedzUsuńGrazynko! No bylam kiedys w Houston, ale co?! Miasto, jak miasto chyba, ze jestem malo blyskotliwa i nie zalapalam , o co , "kaman"?:)))
Houston, wedlug mnie trzeba tylko przejechac, wlasnie kretymi autostradami Texsas, jako stan USA jest warty zobaczenia.
Dzien Dobry, jaka pogoda u Ciebie?,
a ja sie wreszcie wyspalam!!! wstalam pozno - o siodmej i meza zaraz zegnac bede jako, ze do Polszczy jedzie samopas, a ja przyjade do niego z wizyta na 12 dni...moj slubny sobie pieknie radzi sam w daczy - a to szambelanow zamaawia a to ich wpuszcza i im NIE placi tylko jedzie do firmy i placi, a to drewno do kominka kupuje, o zakupach zwyklych nie mowie. a w Cafe Rosso, we wsi (wyjatkowo dobra kawiarnia, nie wsiowa, nowa, ma cud jagodzianki oraz inne wypieki lokalne i dobra, naprawde dobra kawe) zaopatruje sie w ciastka i pierogi (robione przez jakas osobe w okolicy najblizszej, jedna paczuszka za 12 zeta wystarcza na dwa posilki dla chlopa - schwata). No i slubny mi plakal w klapy, ze mnie to w Cafe Rosso znaja a nie beda wiedziec kto on (hahaha, jakby w Zlotoklosie oraz okolicach bylo wielu Anglikow z bujnym szpakowatym, z tendencja do siwizny, wlosem, zaczesanym za ucho). I napisal sobie karteczke i dal mi przez telefon do korekty - "dzien dobry! Jestem milym mezem pani Krystyny!""da se chlop rade :))
Usuńa poza tym przypomniala mi sie jedna rzecz, ktoora BARDZO lubie - portugalska - pasteleis de Belem!!! o matku bosku....nawet lepsze niz w tym Lagos i okolicach to jadllam w Londynie na jedzeniowym Expo (pomagalam wystawiac) - jedna czesc hali nr 2 byla jedzeniem swiata, no to lazilam i podjadalam....kolo faceta z Portugalii, ktory nie nadazal ciasteczek wyciagac z minipiecyka, przez te dwa dni zdazylam przejsc okolo 15 razy...usilowalam wygladac inaczej za kazdym razem, alibo wyczekiwalam momentu, kiedy byl odwrocony tylem do przodu i lecialam klusem i w tym klusie zgarnialam z lady 2 albo 3 ciastka....moje nie wychodza takie dobre, a probowalam...probowalam.
Ataner! Bom Dia!Tutaj pogoda bezchmurna, bezmgielna...czyli goronz zapowiada sie wielki...ajajaj! spalam nie w lozku tylko na lozku...moja corka widzac lozko nietkniete zapytala, gdzie to wybylam na noc...
UsuńOpakowana!! pasteis de nata de Belem!!! rozumiem Cie jak nikt...a czy probowalas je w Belem, w Lizbonie, gdzie stworzono to cudo? Boze, to dopiero jest smak i przyjemnosc!! krem i ciasto chrupiace, podobno wielka tajemnica jest...posypane cynamonem, nie ma sobie rownych..chrupalam w parku naprzeciw cukierni, bo cukiernia byla przepelniona, zadnego stolika, zadnego krzeselka...ale w parku smakowaly tez niezle...uj wspomnienia!!!!
UsuńChyba dobrze, że nie znam tego smaku, bo to dopiero rozpala mojo wyobraźnię! Zwłaszcza, żem (znów) na odwyku:(((
UsuńNa odwyku a dlaczegoz to??? nieeeeeeee! od czasu do czasu mozna sobie pozwolic, bo inaczej zycie robi sie malo slodkie!
UsuńE, ja całe życie na odwyku, tom nawykła:). Dwa kroki w przód, jeden w tył, albo odwrotnie. Czy jakoś tak.
UsuńGrazyna - niestety nigdy u zrodla nie byla, ani w Lizbonie :( te z Expo byly wlasnie z tcyh, co to w kolankach mientko sie robi...musze pojechac do Lizbony! Dziecko bylo i lubilo. Na odwyku to teoretycznie kazdy jest....
Usuńmnie sie w Portugalii jeszcze bardxo podobaly deby korkowe!
O matko, aleście są, te ciasteczka mi się teraz będą śniły! A jestem teraz na odwyku przymusowym:(((
UsuńOpakowana, ta karteczka napisana przez twojego męża do pokazywania w sklepie to cudo! Z takim glejtem będą go na rękach nosić:)))
o tak, deby korkowe to jet to...tez mnie zauroczyly...a w Lizbonie przede wszystkim poszwendaj sie na uliczkach Alfamy...a potem pojedz sobie tramwajem do Belem, do zrodla samego dobra pasteisowego
UsuńA gdyby tak temu Opakowanemu Mężu na karteczce napisać: Jestem niemiłym mężem przemiłej Krysi?
UsuńDębów korkowych nie widziałam. W ogóle wychodzi na to, że niewiele widziałam:(
to by sie dlugo po czerpeach czochrali DLACZEGO! poza tym slubny jest zawsze mily , sprobowalby nie :P
Usuńa tam malo widzialas...ja kakuara nie widzialam....
Kakuar mam w zasięgu, a dęby niekoniecznie:(
UsuńPiękne zdjęcia, obejrzałam z zachwytem. Jak zwykle spóźniona i na końcu, ale wczoraj nie zdążyłam.
OdpowiedzUsuńEwa2, dzie spóźniona!? W Kurniku się drze pierze o każdej porze.
UsuńOtóż i to właśnie, kurnik całodobowy jest!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOpakowana, przebierałaś się do kłusowania tych ciasteczek, czy tylko robiłaś miny? Albo dziwne kroki?
OdpowiedzUsuńtak! na wszystko, jeszcze gdybym miala takie combo czarne wasy + okurary to tez bym zalozyla - ciasteczka tego warte!
UsuńPan potem juz, na drugi dzien, machal reka....zrezygnowany
Wcięłaś mu szfystkie?
UsuńTo i na drugi dzień poleciałaś po te ciastka :))) ja tak ostatnio krążylam koło tacy z chlebkiem duńskim. I też co i rusz wracałam, bo przypominało mi się, że którejś z bułek nie obejrzałam :)
UsuńWitajcie Kurencje, ja tylko na chwilke, bo mus do huty pędzić, dziś później trochę, ale wszyćko przeczytałam. Ja dziś spałam w 4 miejscach, gorunc niemożebny, najsampierw na łożku, ale nie dało rady to zwaliłam narzutę i przeniosłam się na podłogę, za jakiś czas zdrętwiwłąm, bo twardo to wlaząłm do łóżka, ale za gorąc, to poszłam na kanapę, gdzie dotrwałam do rana. Grażyny bloga zostawiam na jesień, będzie, co czytać i podziwiać na zdjęciach. Robale.......przecież tam ludziska żyją, przywyknąc można, choć do pająków to nie wiem..........
OdpowiedzUsuńPranie, jak jeszcze młodom żonom byłam, to też tak na podwórku wieszałam, kategoriami i kolorami, reczniki o d nawiększego do najmniejszego i kolorystycznie, majtki przy majtkach itd, itp i wsi (oprócz ręczników oczywiście) byłio przy płukaniu przewrócone na lewą stronę!!!!! Teraz nie mam podówrka i większe nosze na suszarnię, mniejsze na suszarce w domu, ale w Kaczorówce, jak piorę latem szmatki to też tak wieszam, żeby było ładnie wizualnie:))))
U mnie dziś znowu kolejny gorący dzień, szczerze, w mieście mam już dość tego upału, ale zaraz łykendm w Kaczorówce będzie ok. Buziaczki dla Wszystkicj Kurek:)))
Współczuję nocki, u mnie o niczym takim mowy nie ma. Dziś znów lało z samego rana...
UsuńŚłyszę Mika, że tam u Ciebie marna pogoda, dwie różne krainy, u nas potężny upał, wczoraj wieczorem byłam na spacerze, to od asfaltu buchał taki gorąc, jak od pieca, tylko przy fontannach lżej jest.
UsuńMnemo, jak u Ciebie. U nas burza i deszcz, co prawda mały. I zimno :)))) 24 stopnie !
UsuńMikuś, zamieniamy się mieszkaniami. I mnie i Tobie będzie lepiej ! Mówię Ci !
OdpowiedzUsuńJa chcem zimy !!!!
Wypluj te słowa!!!!!!!!
Usuńtfuuuuuuuuuuuuuuuuuu !!!
UsuńEwa, a paszła mi z to zimo! Nie, nie i nie! Zwyczymiesz!
OdpowiedzUsuńMika mnie zmolestowała i wyplułam. wbrew sobie. Taka jestem altruistka - zero asertywności !
UsuńTo rozumiem:)))
UsuńMialam zapytac - te tekstylia na balkonie na ostatnim fotosie tworza napisa jakis. JAKI????
OdpowiedzUsuńWlasnie tworza i tez staram sie odcyfrowac....dwa slowa, drugie to IDEIAS to pierwsze nie wiem, jakies busir? pewnie nazwa czyjegos biura...
UsuńMożecie mi nie wierzyc, ale mam kurnik teraz na ekranie tv i mogę pisać pilotem!!! Tylko strasznie długo to trwa:)))
OdpowiedzUsuńCuda techniki:)
Usuń?????
UsuńKto Ci to zrobił ?
Hiii, nowy tv mi zrobił:)) Najfajniejsze, że zdjęcia sobie mogę oglądać na ekranie tv:)))
Usuńsuper :)
UsuńGdzie jest mój komentarz z wczoraj, qrna?? Bez sensu!
OdpowiedzUsuńTen, że się wkurzę? A jest, jest! Wyżej dużo.
UsuńTeż nie rozszyfrowałam!
OdpowiedzUsuńA w konkluzji naszej wczorajszej rozmowy o psach:
jak Hana pisała a i ja tak uczona byłam, nie należy wzmacniać zachowań paniki czułością. Z kolei Mika sugerowała dłuższe podawanie środków uspokajających. No a ja zakręciłam się totalnie.
Poprosiłam o radę córkę mojej przyjaciółki, która (córka) zawodowo zajmuje się psami od lat i jest behaviorystą. Oto co powiedziała:
- przytulać jak mama, dopóki pies się nie uspokoi (szczeniak też wtula się w sukę);
- na znanym psu terenie pomału oswajać z tym dźwiękiem w wersji np.wyciszonej (nagrać i puszczać nagranie cicho), żeby pies się oswajał;
- zastosować obcisłą koszulkę , która niejako zwiera psa emocjonalnie dając poczucie sprężenia i gotowości a może i poczucie kontaktu;
- zastosować suplement diety (są takie) wpływający na emocje psa;
- zastosować spray pomagający psu znosić sytuacje trudne poprzez skojarzenie z zapachem mleka matki a więc poczuciem bezpieczeństwa.
Bardzo się ucieszyłam bo już wiem , czego się trzymać. Płyną dla Usi szelki z goreteksu w formie takiej nieco kaftanikowej (sprężysta siatka, mocna) - nie taśmowe, czyli będzie to właśnie taki element "zwierający". Reszta do zorganizowania po kolei, nawet jeśli w Polsce tego nie ma, z pomocą Przyjaciół.
Jak wiem, co mam robić, od razu pewniej się czuję. W końcu pierwszy raz w życiu mam psa ze schroniska. Ale cudnego!!!! Maja
No i to się nadaje na odrębny post!
UsuńMaja, wzruszyłam się, naprawdę...
UsuńMaju, cudnie mówisz o Usi :) Zobacz, ja też znam metodę na ignorowanie, jako jedynie skuteczną. Co oczywiście raczej nie wychodzi. Bo weź i nie tul, ja się bidulka cała trzęsie. To tulenie, to intuicyjne pewnie. Zawsze mówiłam, że trza się w intuicję wsłuchiwać. A te kaftaniki - szelki kiedyś znalazłam . Tylko nie pamiętam czy na allegro, czy w któryms sklepie internetowym. Maju, te goreteksowe szelki dla Usi kupujesz gdzieś u nas ? Jeśli tak, to gdzie, bo swojej Kajci chętnie bym kupiła. One dobre są też przy schorzeniach stawów, szczególnie kręgosłupa, bo moja ma właśnie problemy ze stawami. Kaftany te nie są wskazane tylko dla szczeniaków, bo się może kręgosłup wykrzywić.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko, podoba mi się i w Porto, i gdziekolwiek indziej, w Wenezueli nie byłam, ale... byłam na Grenadzie:) Mnie z kolei zaintrygowały te koronkowe serwetki na kawałku gałęzi chyba:) Gorąco za oknem niemożliwie:) A przy okazji gorąco zapraszam - chwalę się piękną kapliczką od Mnemo:)
UsuńMnie tez te serwetki aie spodobaly, takie ubranko dla drzewka, ozdoby sklepowej w stylu retro.Czekalam, zeby ktos to zauwazyl...zauwazylas!!!!lecem do kapliczki::
UsuńPewnie, że zauważyłam, od razu! Ale bardziej zauważyłam baletnicę!
UsuńNo i tak drabina obok też niczego sobie... zakręcona. Fajne pomysły na dekoracje:)
UsuńTa, a nie "tak:) Ale upał, nie ma czym oddychać, aż strach wychodzić na dwór.
UsuńA baletnica tez chcialam zeby byla zauwazona, bom ja chycila w powietrzu i na dodatek tak ladnie to latanie sie prezentuje na Ribeirze portowej.
UsuńNa serwetki na drzewach moda jest od ca dziesięciu lat. Były organizowane międzynarodowe akcje ubierania drzew. Nie tylko w takie koronkowe, ale też wełniane, kolorowe. Opatulane były całe drzewa, po najmniejsze nawet gałązki. Sama brałam w czymś takim udział w naszym mieście w 2006 r.
UsuńGrażyna, baletniczka jest jak z innego świata w tych tiulach na ulicy!
UsuńWe Wrocławiu widziałam drzewa ubrane w getry (?) robione na drutach, kolorowe i we wzory. Przystanek też był ubrany na ile się dało ;) Maja
OdpowiedzUsuńfachowo nazywa sie to yarn bombing.
Usuń