Ataner niechcący i nicniewiedzący (prekursorka taka) zapoczątkowała nowy cykl pt. "Kury listy piszą." Jako druga głos zabiera Opakowana. Wpis, którego autor(ka) zbierze najwięcej komentarzy od momentu opublikowania tekstu do następnego dnia do północy, otrzyma nagrodę-niespodziankę.
Mówi Opakowana:
O podrozowaniu z bagazem
O podrozy z bagazem mozna w nieskonczonosc i jakby mi pozwolono, pewnie bym pisala w nieskonczonosc, bo sie najezdzilam i nalatalam duzo. Oba dziecka w zasadzie tez, a slubny sluzbowo -
to juz nawet nie ma co sie w szczegoly wbijac!
Ale o drobiazgach z innych podrozy bedzie albo na koncu albo w ogole albo kiedy indziej.
Dzis (pisane bylo w poniedzialek 29go) Dziecko Mniejsze pojechalo do domku....walize miala w normie wagowej (23kilo), ale podreczna - 13 kilo (limit - 8), pod swoja torebka niewielka starala sie nie uginac (4.6kilo).....do tego wiozla pasztet. Do Uk nie wolno miesa wwozic...Dziecko mowi - co mam powiedziec jakby ogladali nie dajbuk, wenszyli . No to mowie -powiedz, ze to keks swiateczny (angielski keks swiateczny jest bardzo ciemny, pelen rodzynek etc)...na co dziecko, turlajace sie
po polodze.... ZE SLONINA NA WIERZCHU??? Doszlysmy do wniosku, ze moglaby mowic, ze to jest tradycyjne polskie swiateczne ciasto, wlasnie ze slonina na wierzchu!! No bo ktory celnik w UK bedzie
wiedziec, ze nie jest. Jakby co mozna powiedziec, ze to z Kurpii, albo Kujaw, badz Beskidu Wysokiego.
Pakowala sie, pod moim okiem, ze 3 godziny, prawie do ostatniego momentu.
Wielka walize dalo sie zapakowac jako tako, choc Dziecko lezalo na niej, zeby ja zapiac (waliza sztywna, ale na zamek i jednak przepieta grubym nylonowym paskiem specjalistycznym,
doswiadczenie nas nauczylo WSZYSTKO opasywac paseczkiem...), a ja zapieralam nogami, z Dzieckiem na walizie, zeby ciasno zapiac paseczek. Mysle, ze pasztet uplaskal sie...a moze nie, bo byl
zamrozony.
Bagaz podreczny zaczal byc problematyczny od pierwszego kopa. Jeden z prezentow od braciszka i bratowej byl w przepieknej urody pudelku (nie piesku a tekturze ozdobnej) i co sie dokola polozyo,
to to sie zesuwalo tak, zeby ugniatac pudelecko wiec się zawzielysmy ze pojedzie nie pogniecione etc etc....Dziecko wzielo z domu walizeczkie podreczne nylonowe pol-mietkie....ja przywloklam alternatywe - calkiem sztywna walizeczke na klipsiki a nie zameczek. Przepakowalysmy, bo walizeczka jest nieco wyzsza.
Guzik, komputer nie wchodzil, poza tym tatus oswiadczyl, ze ta sztywna siedzi w szafie, bo ma jedno koleczko rozwalone. Wracamy do tej na zameczek...upchalo sie, wazymy - 13 kilo z kawalkiem.
Wyjmujemy komputer w torebce komputerowej i wkladamy do szmacianej, zeby cichcem, jakby co, wycignac 3 sztuki ceramiki od Mamusi, cos tam i cos tam zeby walizeczka byla lzejsza...
W drodze na lotnisko Dzidzia wyciagnela telefon zeby robic notatki dotyczace klamstw , jakby ja zaczepiali na nadaniu bagazu, bo tyle nawymyslalysmy...poczawszy od glupiej wagi -ktora liczy w kamieniach (jednostka wagi ang. - 6.2 kilo...), do tego, co ma na siebie zalozyc na wypadek jakby chcieli podreczny bagaz wazyc, etc etc..wesolo nam zeszla droga na lotnisko, hrehrher
Dziecko zrobilo dla fatyganta dwa super szaliki na drutach, z tym, ze jeden jest z jakiejs bardzo grubej wloczki, robiony niezbyt luzno - wyszedl dosc ciezki. Mowie jej, zarzuc na szyje
szalik, ona - ze przeciez juz jeden ma, ja - powiedz, ze to jest specjalny szal zydowski do modlitw i nie mozesz zdjac. Na co dziecko - no ale przez bramke musze isc bez szalikow, kurtek,paskow, butow, okularow, zegarkow, wdzianek...no to mowi - dobra- zdjemij, ale im mow, ze to tylko dlatego, ze trzeba, przezegnaj sie tajemniczo 3 razy i zdjemuj...
Dziecko tez mialo robotke na drutach (z zylka, czyli nie drongi do wydlubywania oczu).
Mowie jej - jakby co to najpierw mow, ze glupia mama ma gupia wage, bo w domu to wazylo tyle i tyle....
ALBO
ze przylecialas z dokladnie taka sama waga bagażów ALBO nie przeczytalas detali wagi bagazu
ALBO sie rozplacz.
Na wszystko mialam to samo jedno wyjscie - rozplakac się.
Dziecko rzeczywiscie po kieszeniach upychalo klamoty, wieszalo wedle szyi oba szaliki dla fatyganta oraz kable komputerowo-telefoniczne, do laptopa wrzucila ceramike dostana, do torebki wcisnela kawalki komputera, przy przejsciu przez security miala 7 wanienek na przedmioty, a na przeswietlaczu i tak bylo za duzo w jednym, dziecko sie napocilo, ale przynajmniej na miejcu bedzie czekal fatygant, ktory ja do domu odstawi. fiuuuuu
W UK okazalo sie, ze nalezy nie tylko pokazywac przedmioty elektroniczne ale i je wlaczac czy aby to nie atrapy. To chybatylko dla wylatujacych...
Ale doleciala, teraz pewnie szuka a to drugiego buta a to jakiegos kabelka, bo wszystko sie wymieszalo...
A podroze z bagazem zawsze sa zabawne...mnie i dzieciom (bo czesto jezdzilam tylko z jednym badz dwoma dzieckami) udalo sie:
- jechac z 26 kiloma bagazu i w Paryzu pan wazacy to zamiast mnie tymi walizami obic powiedzial - Madame, to za duzo jak na jedna Dame…
- jechac z 2 i pol rocznym Michasiem z bagazem w liczbie 5 sztuk(w tym pudlo z linii lotniczych z zakupami do Polski w stanie wojennym - lato 1982, ktore pani na cle w Wwie kazala otworzyc a
pudlo bylo zamkniete na tasme klejaca, ktora dziala tylko raz...) - bagaz wazyl 76 kilo
- jechac do Nigerii przez Berlin z noclegiem w Amsterdamie , tez z M. w czasach przed komputerami, komorkami etc i w Berlinie okazalo sie, ze przy przenosinach bagazu nie ma mojej torby pomylkowo nadanej w Warszawie (siedzialam i rozmawialam z Mama przyjaciela, co w Bialolece siedzial, ona dostala ode mnie list dla niego , ktory dzielnie przemycila a kolega przykleil do spodu pryczy powyzej i czytal w chwilach mocno czarnych...jak uslyszalam swoje nazwisko i ze jak zaraz nie pojde do samolotu to mi leb urwiom, wiec nadalam w pospiechu za duzo bagazu). W torbie
byly: paszport uk, karty kredytowe oraz wiza nigeryjska na która sie czeka 3 miesiace. Znalazlo sie, owszem, z oderwanym papierkiem dokad to ma leciec...
- wysiasc w Amsterdamie z autokaru o 5 rano, srednio przytomnie, z mala coreczka, zostawiajac za soba torbe lalek Barbie wartoscio kolo 200 funtow, bo rodzina wszedzie dziecku dala po
lalce....oraz bez pudelka jeszcze dosc swiezych paczkow od Bliklego.Zznalazly sie. Wszystkie.
- slubny dosc szybko po 11 wrzesnia 2001 musial leciec doChicago. Poprzedni wyjazd - tuz po, do matuszki rasiji okazal się ciekawy, bo bagaz nie dolecial na pore i slubny musial zakupic ruskie tekstylia oraz obuw....a po 11 wrzesnia to kontrola bagazu byla straszna zupelnie. Wiadomo bylo w sumie, ze jak jedzie na konferencje na 2 dni, to bagaz go nie dogoni. Zadzwonil, zapytali sie okazalo, ze bagazu podrecznego ZADNEGO nie mozna. W ogole, zero, zadnej torebusi, zadnego piterka, NIC.....no to zapakowałam slubnego w kieszenie...w jedna kieszen koszula, w druga gacie i skarpetony, w trzecia dokumenty, w czwarta dokumenty z którymi jechal. W piata torbe platikowa, w ktora to upchnie wszystko pozniej. Wszysko dobrze do momentu, kiedy sie okazalo, ze KLM WLASNIE rozluznil te ograniczenia i MOZNA miec maly podrecznybagazyk. Maz wygladal niezwykle elegancko z reklamowka....
Co do podrozy Dziecka, to, jak przyjechala i rozpakowala prezenty to powiedziala - wiesz, jak bede wracac to bede miec TAK MALO rzeczy, ze wloze te podreczna walizeczke do duzej i jako podreczny bede miec tylko ten maly plecaczek....obie się turlalysmy po glebie na to wspomnienie...
Dobra, wpis jest chyba za trzy wpisy, dygresji zaskakująco malo....moge zaraz pomyslec o dygresjach, bo co to za wpis bez dygresji....
Zdjec nie ma, bo kazdy moze sobie wyobrazic walizy....choc....moze Hana cus narysuje?
Post scriptum
O podrozy z bagazem mozna w nieskonczonosc i jakby mi pozwolono, pewnie bym pisala w nieskonczonosc, bo sie najezdzilam i nalatalam duzo. Oba dziecka w zasadzie tez, a slubny sluzbowo -
to juz nawet nie ma co sie w szczegoly wbijac!
Ale o drobiazgach z innych podrozy bedzie albo na koncu albo w ogole albo kiedy indziej.
Dzis (pisane bylo w poniedzialek 29go) Dziecko Mniejsze pojechalo do domku....walize miala w normie wagowej (23kilo), ale podreczna - 13 kilo (limit - 8), pod swoja torebka niewielka starala sie nie uginac (4.6kilo).....do tego wiozla pasztet. Do Uk nie wolno miesa wwozic...Dziecko mowi - co mam powiedziec jakby ogladali nie dajbuk, wenszyli . No to mowie -powiedz, ze to keks swiateczny (angielski keks swiateczny jest bardzo ciemny, pelen rodzynek etc)...na co dziecko, turlajace sie
po polodze.... ZE SLONINA NA WIERZCHU??? Doszlysmy do wniosku, ze moglaby mowic, ze to jest tradycyjne polskie swiateczne ciasto, wlasnie ze slonina na wierzchu!! No bo ktory celnik w UK bedzie
wiedziec, ze nie jest. Jakby co mozna powiedziec, ze to z Kurpii, albo Kujaw, badz Beskidu Wysokiego.
Pakowala sie, pod moim okiem, ze 3 godziny, prawie do ostatniego momentu.
Wielka walize dalo sie zapakowac jako tako, choc Dziecko lezalo na niej, zeby ja zapiac (waliza sztywna, ale na zamek i jednak przepieta grubym nylonowym paskiem specjalistycznym,
doswiadczenie nas nauczylo WSZYSTKO opasywac paseczkiem...), a ja zapieralam nogami, z Dzieckiem na walizie, zeby ciasno zapiac paseczek. Mysle, ze pasztet uplaskal sie...a moze nie, bo byl
zamrozony.
Bagaz podreczny zaczal byc problematyczny od pierwszego kopa. Jeden z prezentow od braciszka i bratowej byl w przepieknej urody pudelku (nie piesku a tekturze ozdobnej) i co sie dokola polozyo,
to to sie zesuwalo tak, zeby ugniatac pudelecko wiec się zawzielysmy ze pojedzie nie pogniecione etc etc....Dziecko wzielo z domu walizeczkie podreczne nylonowe pol-mietkie....ja przywloklam alternatywe - calkiem sztywna walizeczke na klipsiki a nie zameczek. Przepakowalysmy, bo walizeczka jest nieco wyzsza.
Guzik, komputer nie wchodzil, poza tym tatus oswiadczyl, ze ta sztywna siedzi w szafie, bo ma jedno koleczko rozwalone. Wracamy do tej na zameczek...upchalo sie, wazymy - 13 kilo z kawalkiem.
Wyjmujemy komputer w torebce komputerowej i wkladamy do szmacianej, zeby cichcem, jakby co, wycignac 3 sztuki ceramiki od Mamusi, cos tam i cos tam zeby walizeczka byla lzejsza...
W drodze na lotnisko Dzidzia wyciagnela telefon zeby robic notatki dotyczace klamstw , jakby ja zaczepiali na nadaniu bagazu, bo tyle nawymyslalysmy...poczawszy od glupiej wagi -ktora liczy w kamieniach (jednostka wagi ang. - 6.2 kilo...), do tego, co ma na siebie zalozyc na wypadek jakby chcieli podreczny bagaz wazyc, etc etc..wesolo nam zeszla droga na lotnisko, hrehrher
Dziecko zrobilo dla fatyganta dwa super szaliki na drutach, z tym, ze jeden jest z jakiejs bardzo grubej wloczki, robiony niezbyt luzno - wyszedl dosc ciezki. Mowie jej, zarzuc na szyje
szalik, ona - ze przeciez juz jeden ma, ja - powiedz, ze to jest specjalny szal zydowski do modlitw i nie mozesz zdjac. Na co dziecko - no ale przez bramke musze isc bez szalikow, kurtek,paskow, butow, okularow, zegarkow, wdzianek...no to mowi - dobra- zdjemij, ale im mow, ze to tylko dlatego, ze trzeba, przezegnaj sie tajemniczo 3 razy i zdjemuj...
Dziecko tez mialo robotke na drutach (z zylka, czyli nie drongi do wydlubywania oczu).
Mowie jej - jakby co to najpierw mow, ze glupia mama ma gupia wage, bo w domu to wazylo tyle i tyle....
ALBO
ze przylecialas z dokladnie taka sama waga bagażów ALBO nie przeczytalas detali wagi bagazu
ALBO sie rozplacz.
Na wszystko mialam to samo jedno wyjscie - rozplakac się.
Dziecko rzeczywiscie po kieszeniach upychalo klamoty, wieszalo wedle szyi oba szaliki dla fatyganta oraz kable komputerowo-telefoniczne, do laptopa wrzucila ceramike dostana, do torebki wcisnela kawalki komputera, przy przejsciu przez security miala 7 wanienek na przedmioty, a na przeswietlaczu i tak bylo za duzo w jednym, dziecko sie napocilo, ale przynajmniej na miejcu bedzie czekal fatygant, ktory ja do domu odstawi. fiuuuuu
W UK okazalo sie, ze nalezy nie tylko pokazywac przedmioty elektroniczne ale i je wlaczac czy aby to nie atrapy. To chybatylko dla wylatujacych...
Ale doleciala, teraz pewnie szuka a to drugiego buta a to jakiegos kabelka, bo wszystko sie wymieszalo...
A podroze z bagazem zawsze sa zabawne...mnie i dzieciom (bo czesto jezdzilam tylko z jednym badz dwoma dzieckami) udalo sie:
- jechac z 26 kiloma bagazu i w Paryzu pan wazacy to zamiast mnie tymi walizami obic powiedzial - Madame, to za duzo jak na jedna Dame…
- jechac z 2 i pol rocznym Michasiem z bagazem w liczbie 5 sztuk(w tym pudlo z linii lotniczych z zakupami do Polski w stanie wojennym - lato 1982, ktore pani na cle w Wwie kazala otworzyc a
pudlo bylo zamkniete na tasme klejaca, ktora dziala tylko raz...) - bagaz wazyl 76 kilo
- jechac do Nigerii przez Berlin z noclegiem w Amsterdamie , tez z M. w czasach przed komputerami, komorkami etc i w Berlinie okazalo sie, ze przy przenosinach bagazu nie ma mojej torby pomylkowo nadanej w Warszawie (siedzialam i rozmawialam z Mama przyjaciela, co w Bialolece siedzial, ona dostala ode mnie list dla niego , ktory dzielnie przemycila a kolega przykleil do spodu pryczy powyzej i czytal w chwilach mocno czarnych...jak uslyszalam swoje nazwisko i ze jak zaraz nie pojde do samolotu to mi leb urwiom, wiec nadalam w pospiechu za duzo bagazu). W torbie
byly: paszport uk, karty kredytowe oraz wiza nigeryjska na która sie czeka 3 miesiace. Znalazlo sie, owszem, z oderwanym papierkiem dokad to ma leciec...
- wysiasc w Amsterdamie z autokaru o 5 rano, srednio przytomnie, z mala coreczka, zostawiajac za soba torbe lalek Barbie wartoscio kolo 200 funtow, bo rodzina wszedzie dziecku dala po
lalce....oraz bez pudelka jeszcze dosc swiezych paczkow od Bliklego.Zznalazly sie. Wszystkie.
- slubny dosc szybko po 11 wrzesnia 2001 musial leciec doChicago. Poprzedni wyjazd - tuz po, do matuszki rasiji okazal się ciekawy, bo bagaz nie dolecial na pore i slubny musial zakupic ruskie tekstylia oraz obuw....a po 11 wrzesnia to kontrola bagazu byla straszna zupelnie. Wiadomo bylo w sumie, ze jak jedzie na konferencje na 2 dni, to bagaz go nie dogoni. Zadzwonil, zapytali sie okazalo, ze bagazu podrecznego ZADNEGO nie mozna. W ogole, zero, zadnej torebusi, zadnego piterka, NIC.....no to zapakowałam slubnego w kieszenie...w jedna kieszen koszula, w druga gacie i skarpetony, w trzecia dokumenty, w czwarta dokumenty z którymi jechal. W piata torbe platikowa, w ktora to upchnie wszystko pozniej. Wszysko dobrze do momentu, kiedy sie okazalo, ze KLM WLASNIE rozluznil te ograniczenia i MOZNA miec maly podrecznybagazyk. Maz wygladal niezwykle elegancko z reklamowka....
Co do podrozy Dziecka, to, jak przyjechala i rozpakowala prezenty to powiedziala - wiesz, jak bede wracac to bede miec TAK MALO rzeczy, ze wloze te podreczna walizeczke do duzej i jako podreczny bede miec tylko ten maly plecaczek....obie się turlalysmy po glebie na to wspomnienie...
Dobra, wpis jest chyba za trzy wpisy, dygresji zaskakująco malo....moge zaraz pomyslec o dygresjach, bo co to za wpis bez dygresji....
Zdjec nie ma, bo kazdy moze sobie wyobrazic walizy....choc....moze Hana cus narysuje?
Post scriptum
Wlasnie rozmawialam z dzieckiem, ktore mowi, ze jesli jej jednego stanika nie ma tu, w domu, to znaczy, że zgubila na lotnisku - i jak to dziecko ujelo - plaskie deski by moze nie zauwazyly, ale ona by zauwazyla na pewno... potem poszukam.
Dobra - lece sie ubrac cieplo od odwloka, bo dzis smieciarze maja byc, mineli nam 2 tyg temu i caly garaz smierdzi. a dziady byli wczesnie, wiec trzeba leciec, wystawic i juz sie nie marwtic.
Ściski
Malaria
Opakowana towarzyszy swojej Córce w drodze na lotnisko |
Zdarzyło Wam się zgubić stanik? Albo spódnicę?
Cudo. Wpis i rysunek.
OdpowiedzUsuńNie zgubiłam, tylko mi krowa majtki zjadła.
Nie mam żadnych tego rodzaju doświadczeń, samolotem leciałam raz w życiu, baaaardzo dawno temu. Natomiast potrafiłam się spakować do niedużego plecaka na dwa tygodnie pieszej wędrówki, nosząc także prowiant i namiot.
Ewa, ale ona, ta krowa Ci majtki ZDJĘŁA?
UsuńZdjęła z krzaka na którym się suszyły.
UsuńEwa2, a to ciekawe, co one robiły na krzaku???
UsuńPierwsza!!! Trafiło się kurze spóźnialskiej ziarno.
OdpowiedzUsuńDruga? Ide czytac.
OdpowiedzUsuńMialam czytanie z przeszkodami, ktos zadzwonil, potem nagla potrzeba wygnala mnie do kuchni (znaczy fajeczka), ale w koncu dalam rade.
UsuńI przed oczy me blekitne powrocily wspomnienia wlasnej podrozy z dzieckami (lat 6 i 1,3) oraz 9 (dziewiecioma) sztukami bagazu. Kiedys o tym pisalam, nie chce mi sie powtarzac, ale do dzisiaj sama sie sobie dziwie, jak ja to ogarnelam na lotniskach, ale ogarnelam!
ja mialam tylko 5 sztuk - laczna waga 67 kilo, z jednym dzieckiem tylko, ale to odswiezanie dzieci w fontannie to chyba mi i wspolpsazerom zycie oraz zmysly uratowalo...
UsuńJa juz nie pamietam ciezaru wszystkich tych waliz, ale wiem, ze rodzice na Okeciu zaplacili kupe kasy za nadbagaz.
UsuńOpakowana, o fontannie pisać Ci mus.
UsuńNo jechalismy jako trojca - dziecki i ja autobusem z Warszawy do London town. bez bruksele. W owej Brukseli nas wysadzali i ludzie sie rozparcelowywali na inne trasy. No i tak - do Brukseli dojechalimy po poludniu w potworny upal, w piatek, w czasach kiedy piatek po poludniu oznaczal zamkniete sklepy etc. Nie wiedzialam, ze bedzie popas w Brukseli i mialam cos 5 zlotych w ichnich pieniadzach. Wysadzono nas u wejscia do bardzo eleganckiego pasazu sklepowego, z posadzko marmurowo. Vis a vis stacji kolei zelaznej. Okazalo sie, ze do portu mamy nastepny autobus o...11 wieczorem. tak na oko 7 godzin czekania....grupa skladala sie z dwoch starszych panow, co sie w autobusie rozpoznali jako koledzy z wojny (kupili w Baltonie plyny do oblewania takiego zbiegu okolicznosci i teraz nei dawali sie do niczego...), pewnej babci, ktora babciowala wszystkim pieknie, a to podsuwala piciu jakies, a to jasieczek pod glowe, mlodzienca 16 letniego typu wyplosz co pierwszy raz sam jedzie w dalekie miejsce oraz ani w podobny do mojego wieku z dwojgiem dzieci w tym samy wieku co moje...dorosli zczezli z upalu i szoku, ze mamy tak sobie siedziec. jedynie dzieci szalaly i wymyslily sobie gre glosna (biedni panowie) - slizganie sie na kolanach oraz turlanie sie po tych marmorach....niby marmory czyste i wyglansowane ae nie za bardzo...dzieci zapocone sa jeszcze bardziej brudne..rozni drosli juz kitowali od tych ekscesow i nie dawalo sie opanowac dzieci... uznalam, ze ise poswiece i niech oni sobie odpoczna, a ja dzieci wezme na spacerek po ulicy, jak najdalej od reszty. Ledwo uszlismy kawalek jak oczon sie ukazal mini park (w stylu francuskim) z fontanna na srodku...najpierw dalam dzieciom poturlac sie po sciezkach (tluczony chyba piaskowiec i jakby cement/piasek miedzy kamieniami, dzieci sie zacementowaly wlasciwie, warstwa brudu na nich coraz grubsza, goronc dalej ogromny). I nagle mnie olsnilo - wymyc dzieci w fontannie. I tak jak szlismy trzymajac sie za raczki, zdjelismy buciki i weszlismy do fontanny, gdzie dzieci mogly robic co chca a ja je potem jeszcze mylam, kazde po kolei, bez mydla, bez szczotki, bez gabki, bez recznika. Najlepszy pomysl swiata. Dzieci ochlonely z tego wscieklego zapoconego upalu. Schly w tempie, nie dalam im juz sie turlac, poszlismy nazad i te reszte zamurowalo na dlugo. Potem sami poszli sie kapac w fontannie. Dzieci dotrwaly do autobusu do morza, zasnely snem kamiennym od razu, a na promie lataly CALY czas. Za to fontanny mozliwe, ze uratowaly mnie i Dzdzi zycie w Paryzu, jak bum cyk cyk!
Usuńp.s. a te 5 zlotych ichniejszych wystarczylo na jednego hotdoga...
Opakowana, byłby kolejny post!!! Piękna opowieść!!!
UsuńOesssu, sama się upociłam. Kalipso, Ty czerp doświadczenia, nigdy nie wiadomo, kiedy mogo się przydać!
Usuńfontanny na pewno ratujo zycie...no to z tego zrobie wpis, ale nie wiem czy szukac zdjec Paryza z fontannami czy patrzec jak piesek, ktoren zezarl swiateczna szynke i udaje, ze to nie on, albo ze mu kot kazal...na Hane znowu :P
UsuńJa zgubiłam spódnicę. Drugi rok jej szukam. Pamiętałabym, że wróciłam do domu bez. A może nie?
OdpowiedzUsuńOpakowana Malario kochana, ja Ci odstępuję moją środę na wpis.
OdpowiedzUsuńPisz kobieto, pisz jak najwięcej. Jak można tyle gatunków literackich( komedia, tragedia kryminał, itd) zmieścić w jednym wpisie to dla mnie jest niepojęte. Czytałam na jednym wdechu.
Ja chcę jeszcze!!!!!
uo mamuniu, tylko nie mow, z emam w formie ballady pisac badz hexametrem....bedzie wiecej, ale musze sie zlitowac nad Hana...choc niechetnie, bo obrazki jej KOCHAM sercem szczerem...
UsuńHeksametr Ci daruję, ale Mickiewiczem to polecieć możesz:)))
UsuńTo jest myśl! Kto aleksandrynem napisze, ten wygrywa, eee, ten wygrywa... jutro powiem, co!
UsuńOpakowana poszła w gości i jeszcze nie wie, że łamy przyjdzie jej zapełniać:)
OdpowiedzUsuńnie da rady zapelnic, ino szczeliny, jak tym mientkim okna uszczelnia sie.
UsuńOpakowana, da się spoko. Z Twojej opowieści można by zrobić powieść drogi w odcinkach. Pochopnie puściwszy całość, oj, pochopnie.
Usuńmam byc powsciagliwa????
UsuńNienienienie! Bukbroń, co ja gadam!!!
UsuńOpakowana badz soba, twoja historie sie czyta, jak najlepsza powiesc:)
UsuńAle przezyc lotniskowych, to ci nie zazdroszcze.
Ja moja poprzedniczka, mogie Cie czytac ciegiem Malario:)))
OdpowiedzUsuńOooo, wypatrzylam Enio Moricone;)
Ze zgubionych na lotnisku rzeczy, to pamietam moja nowa kurtke. Lecielismy do Madrytu, w pazdzierniku, i na miejscu okazalo sie, ze kurtka ze mna nie przyleciala. a wieczory byly chlodne. Kupilam sobie nowa w H&M. Po czem po powrocie, mysle sobie, a pojde zapytac. Moze kto znalazl...i byla. Zapakowana we folie, czekala sobie, na polce, tam gdzie zagubione akcesoria;)
Aha, u nas tez pizdziii.
Jak, mialo byc.
UsuńA co, Kasia, Ennio też może mieć sklep na lotnisku!
Usuńa ja na lotnisku w tranzycie zgubilam swietny sweterek. w 5 minut zglosilam, w drodze powrotnej tez szukalam i pytalam, po powrocie do domu nawet napisalam do nich i kicha. Widac Paryz taki jest, pffffttttttt
UsuńW Paryżu jest bajzel:)
UsuńJak to zgubilas? Spadl z ciebie, czy bylas na osobistej i kazali ci sie rozebrac do rosolu:)
UsuńAtaner - mnie w zasadzie zawsze jest cieplo, wiec bardzo latwo o to, ze mi sie zrobi za cieplo jak dokola jest powyzej, zalozmy 17 stopni. no to zdjellam, uwiesilam u wozka bagazowego i popylalam dalej, w tem Paryzu takie dziwne falujace ruchome chodniki sa, zeby nie jednym ciagiem daleko pod gorke kiedy wozeczek stawia opor niczem walec hydrauliczny a z gorki rwie sie wprzody niczem rumak za klaczkom. to faluje i jest troche tego i troche tego ale nie na tyle, zeby sie wozeczek rozpedzil. no i w trakcie uwieszonye wdzianko spadlo bylo. do dzis sie zastanawiam jak to mozliwe, ze jescze komu kolwiek to wdzianko sie spodobalo...moze jakiejs lajzie co tez granatowy koror kocha...
UsuńNic nie zgubiłam na lotnisku ale, wczoraj pomagałam pakować się swojej córci, która też leciala do U.K i musze przyznać, że czytajac opis Opakowanej mialam wrażenie, że oglądam nasze przepychanki z walizkami, byly idiotycznie takie same. :)
OdpowiedzUsuńEwa K. chyba każda kobita ma za sobą takie dylematy. Faceci chyba mniej, chociaż u nas, kiedy się pakujemy, to jestem gotowa w 5 minut, a Mój się miota...
UsuńOpis przedni :))) Pogubiłam się, co prawda w tych walizkach miękkich i twardych, tudzież z bagażu podręcznego, ale to nic. Zawsze moge jeszcze raz przeczytać i narysować plan sytuacyjny, łacznie z szalikami modlitewnymi ;)
OdpowiedzUsuńMiło, że zagubione przedmioty się znajdywały, zwłaszcza te pączki od Bliklego ;)
Sama nigdy nie zgubiłam spódnicy ani stanika. Czasem mi tylko giną w czeluściach szafy, ale sie znajdują. Nie, stop, wróć! Jeden stanik sportowy mi zaginął i nie mogę go namierzyć .....ale na pewno gdzieś w domu jest.
musze doniesc, ze kasin stanik NIE jest w daczy, znaczy zostal na lotnisku...jak bede leciec do domu to zapytam czy znalezli....jak ja kiedys moj ser znalazlam przypadkowo. w autobusie....
UsuńOpakowana, stanik mógł paść ofiarą jakiegoś krewkiego celnika - sprawdź jem kieszenie.
UsuńJak to ser w autobusie? PRZYPADKOWO? W losowo wybranym? I on tam był?
mam naprawde pisac o serze cudem ocalonym???????????
UsuńOpakowana, tak!!!
UsuńKoniecznie napisz o serze, proszeeee.
Usuńteraz? chyba tak bo inaczej bylby bardzo lichy wpis i do kolejki po nagrode sie nie nadawalby.
UsuńMieszkalim we Walii dawno temu - szukajcie na mapie, bo tam slicznie jest, dolina rzeki Dylas, tuz za wsia co sie zwie Corris (guglajac wychodzi najczesciej kolej wskotorowa i muzeum onej. wies byla rozczlonkowana, jak to w okolicach nieco gorskich.
https://www.google.co.uk/search?q=corris&rlz=1C1CHFX_en-GBGB536GB536&es_sm=93&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=kduoVISDEoSrad-RgvgB&ved=0CAkQ_AUoAg
no bo tam ta kolejka to najwiecej zdjec jest kolejki, ale i chalup sporo jest - szare bo pokryte lupkiem, ktoren kopali wszedzie i duzo. Nasza chalupa pod lasem stumilowym, obok pastwiska, sowy w starych debach po drugiej stronie drogi. Nasz dom - nad droga, ktora jest glowna droga przejazdowo-turystyczna z poludnia n apolnoc. od kwietnia do wrzesnia ruchliwie, ale jako ze sporo nad droga i zywoplot to nie bylo zle. Jak tam sie sprowadzilismy to poszlam na tamtejsze studia. Nie mialam prawa jazdy (wprawdzie tam jezdzilam z toporem w bagazniku, bo a nuz troche drewna sie przytrafi, ale bez prawka....). Jezdzilam do Aberystwyth autobusem. Oczywiscie autobus jezdzil kolo domu i owszem, przystanki byly, ale przeciez to rzecz umowna, byleby tylko isc/stac/machac na glownej drodze kazdy kierowca autobusu sie zatrzyma, ba nwet zapyta czy pomoc/zrobic badz odebrac zakupy, listy nadac w miescie niedaleko, cokolwiek. Kierowcy autobusu dostawali wszystkie gazety za darmo bo rozowzili po wiejskich sklepach. Moj autobus o wpol do siodmej jechal w odwrotnym kierunku - do najwyzej polozonej czesci naszej wsi, gdzie mial petle i zawracal, znowu jadac kolo mojego domu. Umowa byla, ze jak u nas sie swieci to po narotce, zatrzymac sie i czekac jak jeszcze mnienie ma przed domem. Dzialalo swietnie. dojezdzalismy do miasta, gdzie kierowca w remizie szedl na szybkie sniadanko, dla mnie zostawial silnik autobusu wlaczony zebym nie zmarzla i dawal gazet do czytania. A potem jechalismy dalej. Aber bylo w poronaniu z ajblizszymi okolicami DUZYM miastem, wiec czasem robilam tam zakupy. potem to jechalo w torbach luzem. ALE jak juz te zakupy zrobilam to daleko dzwigac nie trzeba bylo bo przystanek tuz tuz, a potem pod domem kierowca nosil torby do drzwi. No i raz zrobilam zakupy i pamietam, ze okropnie lazegowato mi to szlo, a to cos bralam, a to cos odstawialam na polke, a to cos mamrotalam pod nosem...no i dojechalam do domu tozpakwoalam i widze, ze nie ma duzego kawala sera w prozniowej torebce, ale uznalam, ze w koncu nie wzielam. Chyba ze 2 tygodnie pozniej jade autobusem znowu, nagle przed miasteczkiem z remiza jedna daleka sasiadka wola do kierowcy - a wez sie zatrzymaj na chwile przy remizie, polece do biura pytac o moje klucze - zgubilam i nie wiem gdzie, a nuz sa. poleciala, wraca z dziwnna mina i slabym glosem mowi - kluczy nie znalezli ale znalezli ser...na co ja na cale gardlo i z wielka radoscia - TO MOJ SER!!!! i z kolei ja pognalam do biura, gdzie ser uczciwie lezal w lodowce w remizie. czy tam zajezdni.
I tak odzyskalam stracony ser, ktoren musial wyleciec z torbiszcza na ktoryms z wielu zakretow.
The End
Omatko, Opakowana, jeszcze był dobry???
Usuńno pewnie, przecie zamkniony byl hermetycznie i od razu w lodowce.
UsuńTaaa, LIdka, ja też tak myślę o mojej spódnicy.
OdpowiedzUsuńA Panterka o swojej serwecie ;)) Krasnoludki paskudne, nie dość, że zwężają, to jeszcze chowają.
UsuńLidka, przehandlowały i tyle.
UsuńPo Malarii spodziewałam się czadowej opowieści i nie zawiodłam się:)))
OdpowiedzUsuńKalipso, ja rechoczę już 3 dzień na ten temat:)
OdpowiedzUsuńJa zawsze rechoczę po jej komentarzach:)))
UsuńOpakowana Malario, pisz częściej!!!
Opakowana, to chyba dobrze, ze rechoczemy:) Czy ktores z twoich dzieci odziedziczlo po tobie poczucie humoru?
UsuńI jak twoj maz, przeciez angielskie poczucie homoru bardzo sie rozni od naszego, slowianskiego:)))
Ataner - mlodsze dziecko - to od walizy ma, i to po polsku i po angielsku....poczucie humoru angielskie, wbrew pozorom (jak kuchnia) nie jest takie zle. slubny docenia moje glupoty choc nie w elni, ale mu to wybacze. on uznal, ze mozna mnie wciagnac w poczet prawdziwych Anglikow, jak turlalam sie od roznych angielskich kawalow. Michal jest bardziej pwsciagliwy, introwertyk wiecej niz Dzidzia.
UsuńJa kiedyś wyszłam do pracy bez spódnicy, w samych rajtkach. Ale że to była jesień, to poczuam, że mi gwizda za mocno między nogami, i wróciałm, by garderobę uzupełnić. I raz przyszłam do domu z wieszakiem ubraniowym - takim drewnianym. I jak zdjęłam płaszcz, to mi wypadł. Do dziś nie mam pojęcia jak to się stało. I ŻE MI NIE PRZESZKADZAŁ ! Bo że w czapce na lewej stronie, to się mi zdarzyło nie raz. Tak, że różne som przypadki :)
OdpowiedzUsuńTo lece czytać :)
Aha, i kiedyś miałam często sen, że wychodzę niekompletnie ubrana na ulicę :)
A to dobre:))))
UsuńEwa, ranyboskie, przypomnialas mi, ze raz wyszlam w plaszczu i tez ow plaszcz byl ciagle z wieszakiem.Rodzinie sie nie przyznalam, ale tez nie moge rozkminic, jakim cudem ten wieszak byl taki "nieczuly";)
UsuńA moj koncert bez spodnicy, no jakis zdjeciach w szkolnej kronice uwiecznony jest! Mialam na sobie tylko harcerski mundurek, bez spodnicy pod spodem..
A ja się czasem zastanawiam, dlaczego ci ludzie u mnie na osiedlu chodzą z wózkami z Biedrony do domu...:)
Usuńjestem pod wrazeniem wieszaka, musialas sie bardzo prosto trzymac i miec pieknie proste ramiona!
Usuńja kiedys poszlam do pracy we wdzianku na lewa strone i caly dzien sie zastanawialam gdzie sie podzialy kieszenie...
Ewa, to gwizdanie między nogami mnie rozłożyło na łopatki:)))))
UsuńKasia, z tym wieszakiem musiałaś super wyglądać:)))
Nie raz wychodziłam z domu bez spódnicy latawszy przedtem po domu w samych rajtkach - wiadomo - pies=kuaki. Ale gwizdanie między nogmi zawsze było sygnałem do powrotu.
UsuńMojej Mamie na ulicy spadła spódnica, która na gumie w pasie była i penkua. Spódnica śliska taka i marszczona, więc spadnięcie to był ułamek sekundy. Mam do dzisiaj się rumieni na to wspomnienie. W gatkach została...
o matku bosku.......
Usuńa ja musialam raz sie wyciac ze spodnicy, w ktora sie zaklinowalam....
Moja koleżanka zaklinowała się w skórzanych spodniach w sklepowej przymierzalni. Tak jej się podobały, że wbiła się w nie, ale nie mogła się wybić! Była zmuszona prosić ekspedientkę o pomoc i obie się upociły, żeby jednak ich nie ciąć. Drogie były makabrycznie!
UsuńJak to się zaklinowałaś???
UsuńKalipso!!! Ale co z wózkami z Biedrony??? Ludzie maskujo nimi brak spódnic???
UsuńPrzypomniała mi się jeszcze jedna historyjka ze spódnicom.
UsuńSzłam ja sobie, w pełnym słońcu po prestiżowym warsiawskim Nowym Świecie, poggwizdując nieomal z zadowolenia. Że słońce, młodość, takie tam i nagle zadarłam spódnicę w górę i sru do bramy, z krzykiem na ustach. Ludzie co mnie mijali-oniemieli;)
A to osa mi wpadła pode ubranie i dziabnęła w udo.Kto ma uczulenie na jad, ten wie, jak to boli i jak się piorunem puchnie. Jakoś dotarłam do domu, ale tej ulicy długo unikałam, bo się bałam, że mnie kto rozpozna;)
Hana, pomyslałam, że oni zapominają te wózki zostawić. Jedni zapominają majtek, inni zdjąć kurtkę z wieszaka:) Można zapomnieć zostawić wózek. Stoją one później pod blokami... Może ludzie maskują brak spódnic albo spodni? A może po prostu kradną te wózki?! co to za kraj?!:)
UsuńChyba wyjscie bez spodnicy, kazda zaliczyla. Tak jak pisze Hana, psy., kot i jeszcze dzieć jakis w domu. Sama zaliczylam tez taka wpadke kiedy wychodzac z nim ( tym dzieciem) rano do przedszkola ,a ja juz spozniona do pracy zapytalo; dziecie mamusiu? chyba o czymys zapomnialas mamusiu, a ja faktycznie stojac w drzwiach wyjsciowych z przeciagiem miedzy nogami zorientowalam sie, ze nie mam spodnicy. To byly czasy!
UsuńKasia - ja tez mialam tak z osoa i udem, tu w daczy miewamy gniazda os, jedna michodzila po udzie od wewnatrz i ja ja trzepnelam, bo myslalam, ze mroka (tez miewamy), niezle bylo, ale i tak nic w porownaniu z osa od wewnetrznej strony bicepsa - jak dojechalam ledwo zywa na zlecenie do przychodni to doktor pyrgnal w kat pacjenta a sie mna zajal a nastepnego dnia pieegniarka radiologa na jego polecenie przyleciala z czerwonym flamastrem malowac obrys opuchlizny z nakazem ze jesli wylizie poza obrys to mam natychmiast na pogotowie jechac. nie ylazlo, ale antyhistamine i antybiotyk musialam brac od razu.....
UsuńCiągle mi coś ginie.Czasem się znajduje, a czasem nie. Czapka fiuterkowa się znalazła, teraz szukam fioletowych rękawiczek.
OdpowiedzUsuńPodziwiam to ich pakowanie, tylko, po, co ta Kasia tego tyle zabierała?? Na wsi się chodzi w starym szlafroczku, gumiakach tudzież piżamce. Szczególnie, że fatygant został w UK:)))
Mnemo - ona miala bardzo malo ubran, tam byly glownie RZECZY!
Usuń:))) Malaria Krysia Opakowana DZIĘKUJĘ serdecznie uśmiałam się szczerze. Chociaż wiem że bywa niewesoło na takich przeprawach. Mnie się chyba bojali na lotnisku, bo darło coś się głośno ale byłam tak zaaferowana że nie zwróciłam uwagi na celnika, on tylko zdążył w biegu za mną przejechać jakimś urządzeniem po plecach i machnął ręką. :) Zapomniałam zdjąć pierścionka i wyjąć kluczy z kieszeni. :) A wracając do Polski zabrali mi ukochaną pastę w tubce, miałam tylko podręczny. Do tej pory im pamiętam, zawsze w UK zjem tej pasty więcej na złość. :))
OdpowiedzUsuńZnajomej kiedyś zginęły majtki, w domu miała remont, nie mogąc znaleźć bojąc się spóźnienia, zimą przybyła do pracy bez majtek :)) Szczęśliwie można było z materiału w pracy uszyć majtki, szefowa kroiła leżąc na stole ze śmiechu a szwaczki uszyły wszystkie płacząc ze śmiechu. Bywało wesoło. :))
Elka, mnie też kiedyś zginęły majtki,czarne,koronkowe. W czasach PRL rarytas, bo gaciochy były wiadomo jakie, bawełniane z gumką. Potem zepsuła się wirówka, bo prało się w Frani, a wirowało w takie małej wirówce. Oddałam ją do naprawy i przy odbiorze majster oddał mi te majtki własnie, ale już nie były zdatne do noszenia, bo zardzewiały.
UsuńU nas tez tak sie pralo. I rzeczy mokre schly blyskawicznie, bo ta nasza wirowka wirowala oblednie szybko i skutecznie! Nigdy moje dzinsy nie byly tak pieknie wyprane, jak we Frani wlasnie.
UsuńJakie przygody z majtkami:)))))
UsuńMnie kiedys majtki WCZORAJSZE wylecialy nogawka spodni a za mna wlokly sie rajstopy wystajace z nogawki portek....w nich byly te gacie....byl styczen - strasznie ostre slonce i rajstopy pozostaly wlasciwie niezauwazone, ale majtki....majtki byly przerazliwie biale....
UsuńMnemo, może to nie majtki były, tylko pas cnoty???
UsuńW czarnych czasach komuny nosiłam w torbie papier toaletowy, wiadomo. Nie całą rolkę, ale sporo, tako 1/3 rolki. Coś z torby wyjmowałam i z tym czymś musiałam wyjąć papier, który się w ślad za mną rozwijał i rozwijał jak jaka nić Ariadny:)))
Hana - zbeys mogla nazad wrocic?
Usuńmy mieszkalismy w Nigerii jak w PL byl stan wojenny i rozne kfjatuszki znajoma mowila - jej siostra czy kuzynka napisala do niej jak majtki zdobyla. Zobaczyla kolejke, to stanela. Okazalo sie, ze sprzedaja majtki i nie ma limitu 1 czy 2 par, mozna bylo cztery pary kupic!! zachwycona zakupila, bawelniane byly, sprawdzala. Tylko, ze nie sprawdzila czego innego - majtki okazaly sie nie na gumke a na sznurek....
Pas cnoty na wsi był zbędny, wystarczyły sąsiadki:) Taka jedna to ciągle zza węgła kukała, kto przyszedł, przyjechał, o której godzinie poszedł........
UsuńW sprawie sąsiedzkiego pasa cnoty nic się nie zmieniło:)))
UsuńOpakowana, jak żyję (a trochę żyję) nie widziałam damskich majtków na sznurku!
UsuńA nie był to słynny sznurek do snopowiązałek?? Mogłaby niezły biznes na tych majtkach zrobić...
UsuńPamietacie czasy kiedy rajstop nie bylo w sklepach, bo byl to towar reglamentoway i trzeba bylo ponczochy nosic, o matulko jakie ja mialam zdarzenie. Mama mi objasnila co i jak z tyma ponczochami, zalozylam wedle wskazowek, ide sobie ulica ( a bylo to pora jesienno-zimowa) straszne przeciagi czuje i w kolano jakos zimno. Zerkam na nogi a ja jedna ponczoche mam na wysokosci butai. Ludzi pelno wstyd jak cholera a ja co, no musialam ja zalozyc.
UsuńMiny przechodniow bezcenne:)
Ela - jaka pasta? Bo moz Ci przysle.
UsuńA ja właśnie w podróży...
OdpowiedzUsuńZnnette, a majtki masz? I spódnicę we właściwym miejscu?
UsuńNie zgub nic!!!
UsuńI niech Ci spodnica/majtki nie zleco!
UsuńAaaaaaallllllleeeeeee histeria, tfffu ale historia. Tyle podróży, tyle walizek dopiętych i zaginionych, wyleciałych i doleciałych. Najlepszy regionalny placek z tluszczem z Beskidu... Hrehrehre!
OdpowiedzUsuńMój Ociec leciał w stanie wojennym z Krakowa do Gdańska wioząc ze sobą zdobyte z narażeniem życia i kieszeni trzy kg masła w kostce. Przy wejściu stał pan z wielkim nożem i poszatkował mu to masło na malutkie kawałeczki, które się w podróży rozpłynęły, sprawdzając czy coś nie zostało zatopione w środku. Ojciec całe lata wspominał ten moment za najbardziej dramatyczny z okresu stanu... w podróżniczym życiu w roli głowy rodziny.
A ja też z Krakowa do Gdańska na święta z żywym karpiem w reklamówce. Przy kołowaniu nad Rębiechowem, wypadł na środek samolotu ... a podróżni się pukali w głowę... lot był nad morze...
ja ani masla alni karpia ale za to jednemu panu wylalam sok pomaranczowy na noge ubrana tylko w skarpete. sok sie przefiltrowal mu do buta. jak nam serwowali napoje znowu to juz ten sok wzielam w dwie rece i juz juz....jak sie turbulencja zaczela.
UsuńEcho, wcale mnie karp nie zadziwił, wiadomo, że nad morzem są głównie mrożone mintaje, a karp to na 100% morza nie lubi!
UsuńAle tu nie chodziło o stawy i inne słodkowodne ale o rybę. Na halach czy w wioskach rybackich to świeżutkie kupił a nie z karpiem po żydowsku i galicyjsku... Bryndzę i oscypki wozili a nie ryby nad morze z Zakopanego i Beskidu.
UsuńMoże kiedyś tak było, bo teraz nad morzem najtrudniej o świeżą rybkę!
UsuńEcho, ale współczuję twojemu Tacie tego masła... To straszny ból musiał być...
UsuńHana, to bylo za czasow moich szkol krakowskich, wtedy ryb nad morzem bylo ze hoho a te oscypki , skarpety podhalanskie i kierpcopodobne pantofle dopiero zdobywaly rynek w kurortach nadmorskich.
UsuńJak jest teraz, to nie mam zielonego pojecia, ostatnio, pare lat temu, bylam na halach gdynskich to ryb byl wybor niezly, ale to moze trafilam na jakis gigant polow lub jakis jarmark rybny?
Mika, pal szesc strate tego masla, zaoszczedzil na kremach bo sie umazal przednio tym tluszczem w bylych maslanych kosteczkach, ale brak zaufania strazy porzadkowej bolal i strata wiary rodziny w jego zaradnosc.
Opakowana, a kto to pije sok pomaranczowy w okolicach buta nawet w okresie turbulencji. Wode mineralna sie pije z butelki ze specjalna nakretka-smoczkiem albo kawe z kubka, ktorej jest moze lyk a moze tylko dwa ale kolor ciemniejszy od soku.
A moze ty nie lubilas zapachu znaczy sie koloru bialych skarpetek?
Nieee, no po co tyle tego!
OdpowiedzUsuńTeż już sie pogubiłam w ilości waliz i tobołów.
Ja tylko raz gdzieś daleko i to aeroplanem się wybierałam (Włochy) i zabrałam dla przyjaciółki ser biały, którego jej bardzo brakowało. Chyba się domyślacie, że musiałam tłumaczyć się z kostki kilograma białego czegoś w folii aluminiowej, co by w sierpniowe ciepło się nie ukwasiło bardziej :))
Tupaja, biały ser w samolocie to pikuś. Mój znajomy w latach komuny wiózł pociągiem z Francji ser camembert. A pociąg jechał 2 dni i było bardzo gorąco. A to był PRAWDZIWY ser, robiony przez koleżankę jego w Wogezach. On udawał, że ten smród nie z jego walizki...
UsuńAha, zanim doczytałam do końca, to chciałam napisać, ze Munster , to dopiero śmierdzi!
UsuńA to na pewno był Munster, skoro z Wogezów.
Nasi znajomi , to samo przeżyli, wracając od nas..
Opakowana, zgodnie z tym co na rysunku to Ty musiałaś zgubić stanik Kasi. Sprawdź w biurze rzeczy znalezionych. Torebusia w kształcie butka super. Z tym bagażem podręcznym też miałam kłopoty jak wracałam kilkka dni temu. Prezenty mi się nie mieściły. W końcu zrezygnowałam z filiżanki ze spodeczkim, z tak cienkiej porcelany, że chyba w kilo waty i folii bąbelkowej musiałabym zawinąć i paru mniej ważnych drobiazgów ale i tak zdźebko przekroczyłam dopuszczalną wagę. U mnie 15 i 10 kg bo ja tanimi liniami latam. A do dużej walizki w ostatniej chwili jeszcze solidny kawał makowca wepchnęłyśmy z Sis. Kurna szkoda, że pasztetu nie było.
OdpowiedzUsuńBacha, taką torebusię spotkałam ostatnio i zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Jeszcze obcas miała wysadzany migoczącymi klejnotami.
UsuńNo jak byłaś w butiku Koko Szanel to chyba były brylanciki. Ja ostatnio też dostałam lekkiego odbicia na punkcie torebek ale póki co kończy się z wiadomych względów na oglądaniu. Też przyjemność.
UsuńBacha, moje kuku na muniu vel Koko Szanel też poprzestaje na oglądactwie. Jeśli zaszaleje, to w lumpeksie za góra 7 zeta!
UsuńNajważniejsze, że ci termoforka nie zabrali!!!
UsuńHana teraz się mówi Koko Szmatel, wyrosła konkurencja dla Taniego Armaniego:)
UsuńMnemo, dzięki, u nas na wsi nic nie wiedzo. Teraz czuję się uświadomiona i bardziej światowa.
UsuńMika, rzeczywicie mogli się przyczepić. Jakaś masa gumowa w gustowny golfik obleczona. Podejrzane.
UsuńNa szczęście nawet małą nadwagę mi przepuścili. A termforek co wieczór napełniamy gorącą wodą.
Czy mnie wzrok myli czy Biedronkę na lotnisko wpuścili?!
OdpowiedzUsuńBrawo Bacha!!! Wpuścili!!!
UsuńOessu, muszę się dobrze rozejrzeć następnym razem.
UsuńNo tak, Bacha. Ludzie muszą sobie tańsze zakupy przed powrotem zrobić. W Szwecji straszna drożyzna - wiadomo.
UsuńI co najgorsze coraz drożej. Szkoda, że nie mam samochodu bo bym, myk na jeden dzień w miesiącu do Gdańska pognała na zakupy.
UsuńZnacie kawał o Dronce?
UsuńKasia, nie znamy! Dawaj!
UsuńNa mnie torebusie Koko Szanel, czy Szmatel nie robia wrazenia. Takie lekko odpustowe - nie kcem takiej! Nawet za 7 zeta. Moze sie nie znam na modzie.
UsuńTaki termofor Bachy to jest cos!
Ataner - dokladnie tak samo mysle - odpustowe, dolce i gabanna sa jeszcze bardziej odpustowe i tak to leci...ale trzeba przyznac, ze teraz duza wiekszosc osob, ktore stac na pierdylion takich torebek to potentaci zlomowisk badz uzywanych samochodow, to ich zony takie blyskotki lubieja...
Usuńtez sie nie znam na modzie i calkiem jestem z tego zadowolona. termofor lepszy!
Zawsze miałam tak, że lubiłam wielgachne torbiszcza - im prostsze, tym lepsze. Właściwie to żadne "firmowe" mi się nie podobajo. Wzorniczo to one so nudne jak flaki z olejem. Albo brzydkie i tyle.
UsuńNo tak, to cała Malaria! :)) Ja znam trochę tych opowieści lotniskowych. Cudne są wyjątkowe. Zobaczcie na koniec tego posta: http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2013/04/wulkan-energii-ujarzmiony.html
OdpowiedzUsuńPoczytałam sobie. Szkoda, że tu nie ma lotniska...
UsuńOpakowana jest niesamowita:))) Wyobrażam sobie siebie w przebraniu na lotnisku... W życiu! Do tego trzeba mieć... jaja?
UsuńJa poszłabym za słonia czy inną fokę spoko gdzie zechcesz! Kiedyś na imprezę przebrałam się za panią z mięsnego w czasach PRL-u i po drodze weszłam do Żabki po flaszeczkę. Jakoś specjalnie nikt się nie gapił, widziałam lekką wątpliwość tu i tam, ale to szfystko. Bardzo realistycznie wyglądałam.
UsuńDobra, Hana! Trzymam Cię za słowo! Myślę, że kiedyś dojdzie do spotkania, hrehrehre:)))
Usuńja tez. na to spotkanie, tyle, ze rekwizyty nasze przepadly....
UsuńSię znajdą inne!
UsuńHana - przeszlas sama siebie! Obrazek - cudo! dziecko jak zywe, a bagaze - ho ho ho. stanik jednak przepadl...
OdpowiedzUsuńPrzeciez widac, ze stanika nie potrzebuje. Mloda jest! Jeszcze sie nanosi tych stanikow.
UsuńOpakowana nie rob afery na lotnisku, bo zapytaja o ten bialy proszek ktory wysypuje sie z walizki.
I jak sie wtedy wytlumaczysz? Ze, co! Niby maka:)))
Hana trafila z ta monkom...ja woze stad rozne ciekawe maki chlebowe i zawsze mi sie jakas torebka maki rozedrze..... jeszcze moze byc cukier pudder. Do tego ludowego ciasta ze slonina....
UsuńAle żeby stanik zgubić, to już miszczostwo świata! :)) Rysunek - bomba! :))
OdpowiedzUsuńJak kto nosi stanik nie tak, gdzie powinien, a na haczyku u worka, to prędzej czy później go zgubi:)))
Usuńwychodzi na to, ze predzej...podobno byl calkiem nowy i nie tani....
UsuńByło stary jaki mieć, to nikt by się nie zuakomił. Pomyślałby, że to czapka dla bliźniaków. Po co komu taka czapka, jeśli nie ma bliźniaków na podorędziu?
UsuńChyba dla syjamskich...
UsuńTo jeszcze trudniejsze Mika - bliźniaki syjamskie na podorędziu.
Usuńno wiedziałam, że tak będzie:)))
OdpowiedzUsuńMalaria jest niemożliwa :)))
I myślę, że każda czynność jaką wykonuje może doprowadzić człowieka do łez, ze śmiechu ofkors :P
Takie pakowanie mojej córki przeżywałam kilka razy plus ubieranie się na cebulkę latem, gdy wracała po rocznym pobycie na studiach w Portugalii, a ona w kurtce zimowej i kozakach ;)
Viki, ja tam nie wiem, czy Opakowanej w tych różnych bagażowych sytuacjach do śmichu było?
OdpowiedzUsuńjak ją znam, to pewnie się hehraua ;P
UsuńRysunek przecudnej urody!!!
Taa, Viki, PO fakcie to każdy by się hehrau. Kiedyś, jak wysiadłam z samolotu po całonocnej imprezie pożegnalnej i zabijaniu stresu w samolocie (nie lubię latać), to mój mąż ówczesny powiedział, że wyglądam pięknie - jak Dustin Hoffman. Już nie jest moim menżem.
UsuńMoze czul cos do Hoffmana...dobrze, ze poszet precz!
UsuńDzidzia i ja turlalysmy sie w czasie pakowania, prawda.
Paczaj Opakowana, a może to o Hoffmana się rozchodziło?
UsuńDostałam od męża podobny komplement. Wystroiłam się raz w spodnie tzw. boyfriendy (dobrze leżą tylko na chudych, wysokich tyczkach), marynarkę i czarne pantofle. I usłyszałam, że wyglądam jak mały mężczyzna! To jedna z tych rzeczy, których mu nie wybaczę nigdy, jakem katoliczka! Mężem jest do tej pory, ale mało brakowało;))))
UsuńDobrze, że nie powiedział ci, że wyglądasz jak Charlie Chaplin...
UsuńNoooo... Mały mężczyzna brzmi prawie jak Chaplin albo i gorzej. Chaplin miał wdzięk. Nie każdy mały mężczyzna ma. Wiesz, jak się wkurzyłam?! I jak wybaczyć?!:)))
UsuńJeny, Kalipso, ale sromota! Mały mężczyzna to po prostu kurdupel - nie bójmy się tego słowa:)
UsuńWłaśnie! Żeby chociaż powiedział: Ale z ciebie mężczyzna! Albo: Ale z ciebie chłop na schwał! A on tylko, że mały mężczyzna!
UsuńAlbo: kobito, ty to masz jaja!
UsuńMężczyzna to mężczyzna, ale czemu od razu mały?????????? Też bym się wściekła!
UsuńNoooo!!!
UsuńMaly, ale furjat :))))
Usuńa my kiedys podjechalismy na taki karnawal w naszym miescie, ciezko bylo zaparkowac, to slubny puscil mnie i dzieci luzem a sam polecial parkowac. No i znalazl nas bardzo szybko, ja mialam na glowie DUZY kapelusz - taki - https://totalvintage.com/sold-gallery/1950s-vintage-new-look-straw-hat-with-bow-stunning.html ale rowno duzy dokola ronda. Z wielkom kukardom w grochi. znalazl nas po kapeluszu i powiedzial, ze wygladam jak nieduza lampa stojaca.
Usuńza malego mezczyzne tez bym sie obrazila :p
Opakowana, rozbawiłaś mnie do łez tymi opisami podróży i pakowań. Teraz wiem, że ksywka Opakowana pasuje do ciebie jak ulał, mogłaby być Zapakowana:)) Najbardziej mi się podobał mąż zapakowany w kieszenie...
OdpowiedzUsuńNajgorszym moim przeżyciem był lot do Szwecji na 3 miesiące na paszport służbowy, z wielkim trudem zapakowałam się w pożyczony wielki plecak, ktory podróżował z właścicielką w Himalaje. Były to lata 80-te i Tato z wielkim trudem załatwił gdzieś całą laskę salami... Wyobrażacie sobie mój ból, gdy mi to wyrzucili do kubła na śmieci??????????????? Wypatroszyli mi caluteńki plecak, bo mieli akcję antynarkotykową Rzeczy na trzy miesiące musiałam upychać w tempie ekspresowym upchane w kłęby a zapiąć nie udawało się za Chiny... Najbardziej podejrzane były moje białe pastylki miętowe i lek na gardło. W drodze powrotnej natomiast zabrałam ze sobą klucze od biura i mieszkania służbowego... Dopiero sobie przypomniałam jak zaczęłam dzwonić na bramce. Całe szczęście, że tym samym samolotem leciał dyrektor biura i je wziął.
O Mika, patroszenie plecaka mi przypomniałaś, przez celników w Bratysławie. To były historie. W sumie można nawet posta skomponować;)
UsuńKasia, łamy czekajo!
Usuńmalario ty moja opakowana! cudnie napisałaś. ja na lotnisku nigdy niczego nie zgubiłam,nawet jak z bachorkami leciałam. ale juz drugi rok nie moge znaleźć białych moich ukochanych spodni. a na lotniskach to mi zawsze pocie zabierali skubańce i musiałam drugie kupować. wszystko co się nie podobało mi zabrali. a mnie to było niezbedne do zycia.
OdpowiedzUsuńja taka bardziej "poukładana" jestem i rzadko coś gubię, więc gdy mi się to uda gniecie mnie mocno nieświadomość jak i kiedy tego dokonałam ;) od dobrego tygodnia szukam skórzanego pokrowca na komórkę i nie umiem się pogodzić z faktem, że go wcięło na zawsze! no bo niby gdzie?? i to "gdzie" to największy problem ;)
OdpowiedzUsuńElaja, gdybyś wiedziała, gdzie go wcięło, to by go nie wcięło:)
Usuńniekoniecznie ;) kiedyś zgubiłam rękawiczki i doszłam, gdzie! w taksówce przy płaceniu zdjęłam i położyłam na kolanach, a później wysiadłam całkiem o nich zapominając, musiały zostać na ulicy ;) i tu mnie nieświadomość nie gniecie :))
UsuńW zasadzie to rozumiem, bo szukanie bywa gorsze, niż niemanie!
UsuńEwa z M. co to są pocie? Dobrze, że zabrali to, co im się NIE podobało, bo gdyby odwrotnie, to matkubosku!
OdpowiedzUsuńTeż się dołączam do zapytania o pocie???
UsuńMika, a może to poć?
Usuńja dyskretnie nie pytalam, taka dyplomatyczna jestem.
UsuńA ja ciekawska jestem i nie zwyczymałam. Ale Ewa chyba spać poszła i teraz będę się menczyć.
UsuńTo chyba o porcie, czyli spodnie chodzi. No bo chyba nie o prącie :)))))))
Usuńa bo to wiadomo?
UsuńNo dzie porcie? Dlaczego mieliby z niej porcie zdzierać za każdym razem? Chyba że jakieś zboczki?
Usuńmnie nigdy porci nie zrywali z tylka ino dokladnie obmacywli na stronie, ze niby tak dyskretnie. najwiecej to chyba bylam obmacywana w Brukseli.....
UsuńOpakowana niezwykle kreatywna osoba z ciebie ,w pakowaniu także ,ale po Opakowanej można się było tego spodziewać :))
OdpowiedzUsuńSamolotem leciałam tylko 2 razy do Niemiec i z powrotem . Tak poczciwie wygladałam ,ze puścili mnie bez omiatania ;)))
Spódnic nigdy nie gubiłam bo ich po prostu nie mam , majtki i staniki mam ,ale nie gubie nawet w czeluściach szafy ;)))
Hmmm wyglada na to że strasznie porządna ze mnie osoba ;)))
Marija, mam takie podejrzenia. W sprawie porządności.
Usuńja tez, zazdraszczam....chcialabym byc porzadnicka, mialabym wiecej czasu na przyjemnosci.
Usuńw czasie podróży mieszczę się w normach i póki co nic nie zatraciłam (poza nagminnym łamaniem parasolek, ale to nie ja, to wiatr!), ale ma zaprzyjaźnioną parę, która namiętnie podróżuje i różne z tym przygody ma ;) np. w czasie podróży na Kubę zostali z jedną walizką, w której były tylko męskie rzeczy - ta z damskimi poleciała gdzieś dalej, a właścicielka została tylko w tym, co miała na sobie! panie z wycieczki robiły zrzutkę i każda coś ze swojej garderoby użyczyła, na tydzień wędrowanie walizki wystarczyło ;)
OdpowiedzUsuńjejku, Elaja, majtochy też jej dały? Chyba musiały, bo na Kubie to ja nie wiem...
OdpowiedzUsuńdały, jakaś znalazła dwu czy trzypak nówkisztuki ;) miała kobita farta ;)
Usuńi od tamtej pory każdą walizkę pakują pół na pół, i koedukacyjne walizki som ;)
UsuńNo i to jest bardzo słuszna koncepcja!
UsuńI rozmiar pasował:)
OdpowiedzUsuńwiesz co...w takiej sytuacji to rozmiar niewazny...
UsuńOpakowana, no nie wiem... Takie gaciochy z gumkom w rozmiarze xxxxl to spaść mogo i dopiero jest obciach!
OdpowiedzUsuńznaczy szelki som potrzebne. na wsjaki sluczaj....
Usuńspodnie podtrzymają, w portkach została ;)
Usuńhmm o szelki na Kubie to chyba trudniej niż o gaciochy ;)
UsuńNo, trza pamiętać o szelkach, jakby się na Kubę leciało. W sumie mają dość szerokie zastosowanie.
UsuńLeże i płaczę!!! Majtkowe historie tak mnie rozczuliły:)))))))))))
OdpowiedzUsuńDopiero teraz mogłam przyjrzeć się obrazeczkowi. Majstersztyk!!! Stanik urwał się z haczyka:))) Kasia cudna z tą walizą na głowie! Malaria z workiem US Army tak czujnie patrzy przed siebie:)))
rysunek cudo, Hana jak zwykle zadbała o szczegóły :))
UsuńTak, tu każdy detal jest ważny!
UsuńElaja, Ty znowu nie śpisz? Pity już rozliczasz? Ja w tym roku nie muszę, kto inny to zrobi. Bardzo mnie to raduje:)
no i WC jest damski i męski, co by się opakowana w majtki nie posikała ;P
UsuńJa też nie śpię. Paduam pod wieczór i wstałam dziarska jak Czajnik.
OdpowiedzUsuńNo to gaszę. Szfystkich przetrzymauam!
OdpowiedzUsuńno, nie :P
Usuńczytam i się śmieję w głos :P
Viki, Ty się sobie śmiejesz, a ja dalej nie wiem, czy będzie nowa formuła! Wiesz, chodzi o bloga.
UsuńPa, pa ,jusz piersza godzina????
OdpowiedzUsuńa nawet 01"01
Usuń01.13:)
UsuńHrehre! 01.16!
OdpowiedzUsuń01.27! Jeszcze nie idę spać:)
UsuńI hrehre! 01.20!
OdpowiedzUsuńA właśnie, że 1.25!!!
OdpowiedzUsuńDobra, Dziewczyny, idę spać! Albo i nie:) Przeczytałam mężowi fragment o małym meżczyźnie:)))) Niby nie pamiętał... Ale sie pośmiał:)))
OdpowiedzUsuńHrehrehre 1.47, znów się ockłam na doooobraaanooooc :) Aleście nagdakały. Na jutro, znaczy na dzisiaj. będzie do kawki co poczytać na dobry humor :)
OdpowiedzUsuńOpakowana! Wieki szacun, i pytanie jaTy to robisz, to pakowanie znaczy sie?!Przeciez to horror jest jakis , hihi.
OdpowiedzUsuńOstatnio na odprawie zabrali mi szapmon do wlosow, ponoc wymiary butelki nie takie - sluzbisci, a nie ludzie!
Ale czego ludzie nie przewoza to sie w glowie nie miesci, ci celnicy to maja tez niezly ubaw:)))))
A pasztet przetrwal?
Ataner - pasztet prztrwal ino troszku poturbowany, conie wplynelo na smak :)
UsuńKasik kiedys lecial z Wwy i przy przeswietlaniu bagazu podrecznego zrobil sie harmider....babie wyciagneli z torby bombe, z ogonkiem. Okazala sie byc arbuzikiem...za chwile jeszcze wiekszy harmider - baba miala noz w torbie, ostrze dlugosci cos 30 cm...im nieco rece opadly wzgledem tak otwartego przewozenia noza, a baba podobno na nich ryknela zapytana - dlaczego. Wrzasnela - A JAK NIBY MAM TEGO ARBUZA POKROIC?????????????????????????????????
jak sama robie pakowanie to znosze rzeczy do zabrania przez tydzien, dokonuje selekcji i robie probne pakowania, co mozna potem pod tramwaj podlozyc, bo na samym koncu dochodzi 2987453899999 rzeczy i sa dopychane kolanem. a jak raz mialam prawie pusty podreczny i slubny podniosl, to sie przestraszyl, ze czegos z odprawy zapomniala, a ja tak zrobilam, zeby pokazac, ze potrafie podrozowac lekko. ale wybieram swiadomie te druga opcje :)
Zawsze zapominam, że w podręcznym bagażu nie można mieć scyzoryka, i zawsze mi zapbierają, z mętnymi wyjaśnieniami, że po locie powrotnym do odebrania gdzieś tam....
OdpowiedzUsuńNigdy nie udało mi się odebrać,
Ci celnicy czy inni panowie z lotniska to prywatnie muszą mieć niezłą kolekcję nożyków.
oraz perfumow....
UsuńDzień dobry! Czy ktoś już zauważył Biedronkę na lotnisku Hany? Obok Szaneli i Diorów!
OdpowiedzUsuńZauważyła Bacha:)
OdpowiedzUsuń