Na pewno posiadaczki przychówku znają doskonale ten tekst : Mamo, nudzi mi się!!! Co ja mam robić??? I cóż tu odpowiedzieć?? Jak my byłyśmy małe, to czasu na nudę było chyba więcej, bodźców i możliwości mniej, ale za to wyobraźnia i kreatywność bardziej rozwinięte. Wystarczyły patyki, szmatki, szkiełka, kasztany i już się wymyślało skarby, historie, ubranka się szyło. Wiadomo, że inne czasy, inne technologie, inne życie. Ale jakoś wyobraźnię dzieciaków trzeba pobudzać:)) Maria Nowicka tu na pewno nam dopomoże:))
Ja jako jedynaczka starałam się jak mogłam, żeby się nie nudzić, ale czasem mi się też zdarzało. Wymyślałam sobie zajęcia podwórkowe jednoosobowe. Na przykład byłam Poszukiwaczem Skarbów, przeczesywałam metodycznie całe podwórko i ogródek szukając właśnie skarbów. Były nimi na przykład ładne kamyki, piórka, kolorowe szkiełka, pionki od gry w Chińczyka, tajemnicze metalowe kawałki Czegoś. Skarby były chowane do pudełeczek i oglądane co jakiś czas. Byłam również POM - Pilnym Obserwatorem Much - i POW - Pilnym Obserwatorem Wróbli:)) Siedziałam bez ruchu na podwórku i gapiłam się na Tajemne Życie Much i Wróbli... Dżdżownice też podglądałam. Mama rysowała mi laleczki z papieru, które wycinałam i ubierałam we własnoręcznie rysowane ubranka, które się na lali zawieszało na takich jakby zagiętych ramiączkach. Jak przychodziła koleżanka, to uwielbiałyśmy projektować te stroje dla swoich laleczek, a potem robiłyśmy pokaz mody:)) Ale żadna z nas projektantką nie została...
Nuda się skończyła, jak zaczęłam samodzielnie czytać książki, najchętniej przy jedzeniu:)) Wtedy już oderwać mnie od ciekawej książki trudno było. W szkole podstawowej pochłonęłam jakieś tony książek, pisałam o tym we wpisie o Książkach Mojego Dzieciństwa. Największą radością był moment, gdy przychodziły z Krakowa paki z książkami , z których moje kuzynki (w tym Bacha) już wyrosły. Obłęd miałam od nadmiaru, nie wiedziałam za co się brać najpierw. Do dziś tą radość pamiętam.
Nudy również nie było, gdy kuzynostwo przyjeżdżali na wakacje... Z całą bandą okolicznych dzieciaków graliśmy w piłkę, bawili się w podchody, chodzili na grzyby, bawili w chowanego, ciepło-zimno i różne inne zabawy. Kuzyn J (brat Bachy) za punkt honoru wziął sobie, żeby mnie usportowić i nawet częściowo mu się to udało:)) Nauczył mnie podstaw gry w siatkówkę, co mi się bardzo przydało później, robił mi bieg z przeszkodami dookoła domu i uczył mnie skakać wzwyż przez kij od miotły... Dzięki niemu też dobrze poznałam atlas i geografię. Ojciec J, a mój wujek, prenumerował czasopismo "Poznaj świat", w którym były krzyżówki geograficzne. J przywoził całą stertę, zasiadaliśmy na podwórku obłożeni atlasami i encyklopediami i rozwiązywaliśmy na wyścigi. Dalszym etapem było samodzielne układanie krzyżówek geograficznych i dawanie ich sobie nawzajem do rozwiązywania. Dlatego też czasem w osłupienie mnie wprawia ogromna nieznajomość geografii wśród młodych. Szczytowym osiągnięciem było pytanie, czy Wielka Brytania leży gdzieś koło Chin... Albo wygłoszone z wielką pewnością siebie oświadczenie, jakoby Alpy leżały w Ameryce Południowej...
Ale wróćmy do tematu: w co się bawić??? Co podsunąć młodym, żeby się nie nudzili? Oprócz komputera oczywiście:))) Albo w jaki sposób ten komputer wykorzystać do naszych celów?
Piosenka z dedykacją:
:) A ja patrze na mlodych nudzacych sie z zazdroscia i mysle sobie, zebym ja mogla sie ponudzic.
OdpowiedzUsuńPamietam dwojke malych, ktorzy sie nigdy nie nudzili, czasem byli tylko cicho. Na pytanie 'co robicie?' odpowiadali: wcinamy ...parasol. Wcinali, wcinali. Przryszly deszcze, parasol byl potrzebny. Nie to, ze go wcielo. Byl sobie na swoim miejscu. Po rozlozeniu go zrozumialam co znaczy 'wcinac parasol'. Ten parasol skladal sie z drutow i fragmentow materialu i cudownie powycinanych dziur.
A swoja droga to komputer, internet zmienily zycie... ech!
A ja już myślałam, że oni wcinali=jedli:))))
UsuńJa tez tak myslalam :)
UsuńA ja się kapnęłam od razu, pewnie tylko dlatego, że mój siostrzeniec tak samo świetnie wciął firankę w jeszcze bardziej misterny wzorek :)
UsuńKreatywności im odmówić nie można, nową jakość wcięli:)))
UsuńNo... "dziurawce, dmuchawce, wiatr"..
Usuń:) wycielam 'latawce' :)
Był taki czeski film pt."Nikogo nie ma w domu" - tam był odcinek o wcinaniu - dzieci mogły podpatrzeć - Z.
UsuńMoze, przeciez buszuja po necie od kolebki.
UsuńMika, fakt, czasem czlowiek chcialby sie ponudzic. Czego i Tobie zycze!
OdpowiedzUsuńA w dziecinstwie i mlodosc, nie znalam takiego pojecia. Mialam wierzchowca-rower, ksiazki, a potem gory, gitare, poezje i mnostwo pieknych ludzi wokol siebie. Jak tu sie nudzic.
Właśnie idę do teatru i mam nadzieję, że nie będę się nudzić :)))
UsuńTo udanego wieczoru życzę:)
UsuńMika, na co idziesz?
Usuńale fajosko...dawno nie bylam w teatrze...no wlasnie - na co idziesz??
Usuńnuedznei sie? Nie mam na to czasu ;))
Tez ciekawam sztuki.
UsuńMoże Mika piśnie po powrocie? Chyba, że za kulysę pójdzię...
UsuńJestem już, jestem:)) Spektakl był świetny! Właściwie to monodram jednej aktorki o kobietach w życiu Witkacego. Kasia grała chyba z osiem różnych postaci i zrobiła to fantastycznie! Były i fragmenty zabawne i nostalgiczne a nawet kilka osób z publiczności było zaangażowanych jako statyści w jednej ze scen, radzili sobie bardzo dobrze:))) Podziwiam ją za ten ogrom tekstu do opanowania. Niektóre postacie, np Irena Solska były zagrane brawurowo i z ogromnym zacięciem komediowym. Naprawdę udany spektakl. I ani chwili się nie nudziłam...
UsuńFajnie...
UsuńBrzmi niezle! Janda w Polonii czesto angazuje publicznosc:)
UsuńJa też się nie umiem nudzić. Świat wyobraźni, niezbadane lasy, łąki i ugory, strychy i ruiny, wszystko było ciekawe. I nadal jest. Nadmiar bodźców mnie przytłacza, nie lubię jak jest za szybko, za głośno, za wiele. Takie spokojne, ale wypełnione zajęciami bytowanie bardzo mi się podoba. Miko, my teraz z naszymi chłopakami gramy w planszówki, zwłaszcza serię Osadników lubimy i Magie i Miecz. Lubię tez rysowanie map fantastycznych krain - no i pisanie i czytanie ksiąg wszelakich. Generalnie jest tyle pracy, że doba za krótka o jakieś 3, 4 godziny. Gdzie tu nuda? A Tobie życzę zdrowia, humoru, posyłam szarlotkowe i jesienne ciepełko. Uszy do góry, jak mój ulubiony Poniedzielski powiada: Bo nad nami
OdpowiedzUsuńWieczorami
A i w nas
I obok nas
Szumi czas, szumi czas
Szumi czas
Lasy, łąki i ugory to też moje dzieciństwo. Mama nie mogła mnie dowołać wieczorem do domu, tyle było roboty. Ni o zawsze lubiłam rysować:)
UsuńNo i...
UsuńMam podobnie Kalina, przede wszystkim nie lubie za szybko .
UsuńLepiej się czuję w małej grupie , a jeżeli w dużej grupie ,to troche z boku ,jako obserwator . Nigdy nie lubiałam rywalizacji ,zamiast najlepiej ,robiłam inaczej .
Bardzo mi się podoba to "inaczej";)
UsuńDo dzisiaj mi to Arte zostało ,nie lubię powielać , wyszukuje nowygo przeznaczenia dla różnych rzeczy .
UsuńKalino, dziękuję za szarlotkę i Poniedzielskiego, jest geniuszem:)) Ja też lubię powoli i nieumiem wielu rzeczy naraz robić, musze jakoś po kolei...
UsuńZ najmłodszych lat pamiętam granie w klasy, ale rzucało się szkiełkami własnoręcznie wygrzebanymi z ziemi (najczęściej pod krzakami bzu, gdzieś przy drodze, ludzie wyrzucali pobite talerze i ... najcenniejsze były szkiełka, które były w kwiatki:)
OdpowiedzUsuńNudy Tobie życzę - ja nigdy nie mam czasu:)
Ja grałam w klasy kawałkiem dachówki. Może na wsi nikt nie wyrzucał potłuczonych talerzy?
UsuńA dla nas najcenniejsze byly takie szkielka dwukolorowe, z zyrandoli.
UsuńW klasy i w 'chlopka' gralo sie szkielkiem a w posuwanego plaskim kamieniem (wzor do posuwanego jak do w gry w klasy). 'Chlopka' widzialam chyba w zeszlym roku w Ikei, na dywaniku do dzieciecego pokoju.
Grę w klasy znam ,ale nie została mi w pamięci . Za to świetnie pamiętam skakanie w gumę . Skakałam też na sucho ,czyli na deskach podłogi w przedpokoju . Linie deseki pełniły rolę gumy . Oczywiście przy takim skakaniu nie przechodziłam na wyższe poziomy cały czas były to kostki ,a właściwie podeszwy ;)))
UsuńHano, wychowywałam się w małym miasteczku:) Na wsi spędzałam całe wakacje:)
UsuńMyśmy grały w klasy płaskimi kamykami. W gumę też skakałam, z reguły dochodziłam do kolanek, z wyższymi poziomami już był kłopot.
UsuńMikuś, jakbym o sobie czytała :) Też miałam papierowe lalki z papierowymi ubrankami. Później to już szyłam z prawdziwych szmatek. A kororowe szkiełko niebieskie do dziś mam :) Byłam pewna, że kiedyś po namydleniu spełni moje życzenia :) (Karolcia, oczywiście:) Nigdy się nie nudziłam, co było jeszcze większą udręką dla moich rodziców. Bo moje nienudzenie się skutkowało nieprzewidywalnie nawet dla mnie samej :) Jedyna różnica w moich zabawach to taka, że żadnych dżdżownic, lich i glizdów NIGDY PRZENIGDY nie podglądałam ! I zostało mi to do dziś !
OdpowiedzUsuńpees 1. cieszę się, że Tropiś dobrze
pees 2. u dętysty dziś superlajtowo :) 30 września będzie odwrotnie !
oo, te lalki papierowe. oczywiscie tez mialam i ciagle dorabialam nowe ciuchy :))
Usuńbawilam sie ze slimakami na tarasie, w sklep - jaskolcze ziele (liscie) ylo pieniedzmi a waga byl ps siatki na kurczaki, wygietel, tak , ze jakby rynienke tworzyla. sziatka kurza to bylo ostatnie ok 15 cm na dole plotu = siaatki wlasciwej...rozne psy-koty, przekopujac sie pod spodem zaczynaly wyginanie tego paska w rynienke - wage. W ogrodzie mielismy las, juz polowy drzew nie ma, byl duuuzy krzak bzu i tak robilam szalas... czesto do mnei, do ogrodu przychodzily dzieciaki, a jak juz mialam ze 6 lat to mnie puszczali na ulice albo do innych dzieci.....caly dzien poza domem byl w sumie
a podgladalam te takie stonogi, co, jak dotkniete, to w kulke sie zwijaly. szare i male, wiec tych nog to az tak duzo nie mialy...
no i jeszcze sie robilo wycinanki z papieru - albo rzad ludzikow, albo z kola - takie a la ludowe. a potem szylam lalkom. Glownie kapelusze...moja Mama mawiala - ona dla tych lalek szyje, ale dalej gole chodza, ale za to JAKIE kapelusze maja!!
no i w wieku chyab 5 lat przymuszalam, swini, mojego brata, ktory chcial leciec w Krzyzakow sie bawic na uklepanej ziemi, a ja chcialam, zeby mnei nauczyl czytac. I nauczyl- z wierszykow na ostatniej stronie Misia i Swierszczyka...
a codo Krzyzakow, to kompura (chyba) gral aktor, ktory mieszkal na rogu mojej ulicy - pan Andrzej Polkowski. Wszystkie dzieciaki go znaly, bo lubil dzieci...no i moi Rodzice wzieli Jacka na Krzyzakow. wielkie przezycie bo i kino i film super...no i w pewnym momencie komtur zostaje podniesiony do gory i zabity przez walniecie nim o podloge (czy sciane). I podobno Jacek zerwal sie z krzykiem i strasznym szlochem i krzyczal ZABILI PANA POLKOWSKIEGO! ZABILI PANA POLKOWSKIEGO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
dobrze, ze zemby ulgowo ;)
i ze Tropik w normie.
MIALO BYC "swinia" a nie "swini" bo jeszczy by ktos pomysla, ze to Jacus byl swinia a nie byl! I nie jest....
UsuńA to się "kompur":) czyli brat Gotfryd wzruszył jak mu powiedziano, że na widowni ktoś płakał przez niego:))))
UsuńOpakowana, piękne wspomnienia:)
UsuńEwa, moje córki z otwartymi buziami słuchają teraz, jak im czytam "Karolcię". "Karolcia" wygrywa z "Zezią i Gilerem", fajną książeczką napisaną przez Agnieszkę Chylińską. "Karolcia" jest zatem ponadczasowa:)))
UsuńOgniomistrz bardzo się wciąga w akcję filmów, zawsze, niezależnie od fabuły - zapomina o bożym świecie. Jako całkiem dorosły, bo 30-letni facet wybrał się do kina na jakiś japoński film. Bohater spał, a przez ucho wślizgiwała się śmierć czy cóś. I ona się do tego ucha zbliżała, bohater spał, napięcie rosło, Ogniomistrz go nie wytrzymał i rozdarł się był na całe kino: Zakryj uszy!!!
UsuńTo tak a propos Pana Polkowskiego:)))
Opakowana, Hana, kwicze:))
UsuńKwicz, mała, kwicz! To szczera prawda!
UsuńDo dzisiaj, w napiętych sytuacjach, albo kiedy Ogniomistrz zbyt wciągnie się w akcję, mówię "zakryj uszy"!
UsuńHana - piekne,,,syndrom pana Polkowskiego :)
UsuńOpakowana, O. ma pełno syndromów:))) Na ten przykład zadał mi kłopotliwe pytanie: Coś dzisiaj jemy? Przecież dopiero wczoraj wrócił i jadł po drodze!
UsuńA mówiłam zrób kolację powitalną!!! Za takie zdjęcia mu się należy!!!
UsuńOpakowana, kapitalne wspomnienia, pan Polkowski na pewno się wzruszył...
"Karolcię" też bardzo kochałam i nienawidziłam wrednej Filomeny:))
Ewuś, cieszę się, że zęby ulgowo!!
Mika, kolacja była WCZORAJ, a on dzisiaj znów to samo!
UsuńCórcia się kiedyś nudziła gdy była chora, co robisz? spytałam, wcinam mamo aha no to dobrze. :) bardzo ładnie pościel wyglądała potem z naszytymi na dziury serduszkami i domkami, trochę roboty miałam, przez to wcinanie. :)
OdpowiedzUsuńNuda nie, nawet gdy noga spuchnięta i leżę plackiem, znajdę coś co mnie zajmuje moje szare komórki, dziwne jakoś mam przeświadczenie że i u Ciebie jest podobnie. Zdjęcia cudne, myślę patrząc na dawne budownictwo: się ludziom chciało tworzyć budynki z wyobraźnią, dodawać tu i ówdzie koronkowe detale, to wszystko było inne, przyciągało oczy i rozchmurzało nastroje. W współczesnym tworzeniu tego brak.
Jak widać, wcinanie jest dość powszechne:))
UsuńElka, moja córka na pytanie "co robisz" odpowiadała: już nic... wrzucając do kibla np. bezcenny wówczas proszek do prania:)
OdpowiedzUsuńA ja smazylam ogorki na lodyzkach floksow w promykach slonca ;)
OdpowiedzUsuńI slimaki znosilam do domu.
I kury tresowalam w kurniku gdy bylam u dziadkow na wakacjach :)
Ale to byly fajne czasy :)
Orszulka! Tresowałaś KURY??? Oj, niedobra...
UsuńNo taka prawda Hanus, tresowalam. Ale to w dzieciecych czasach, dzisiaj nikogo nie tresuje :)
UsuńBardzo mnie interesuje na czym polegało smażenie ogórków na łodyżkach floksów w promykach słońca:) Proszę o rozwinięcie tematu:)
UsuńBardzo prosze Artenko :) A wiec szlo sie do ogrodu, zrywalo sie ogorka, takiego zgrabnego malego ;) Nastepnie zrywalo sie floksa, oblisciowywalo sie go i obkwiatuszkowywalo tak, zeby zostala sama lodyzka :)
UsuńNa nia sie nadziewalo ogoreczka, siadalo sie na zielonej trawce i wystawialo lodyzke z ogorkiem do sloneczka :)
Jak juz byl bardzo cieply to byl usmazony i gotowy do jedzenia :)))))
Orszulka, w sprawie kur tylko wiek Cię usprawiedliwia.:)))
UsuńJuz Wam pisalam o bitwie na glosy z kogutem. Bo sie wychowywalam z kurami. Od pisklaczka do...pienka z toporkiem. ekhm. tak bylo. Nie zabiajalam kur, od tego byl dziadek. Ale asystowalam przy "rozbieraniu" miesa.
UsuńKasia, to już wiem, dlaczego przylgnęłaś do Kurnika. Masz z tym problem - chcesz o tym porozmawiać?
Usuńekspijacja jakas potrzebna?
UsuńEkspijacja jak najbardziej!
UsuńOrszulka, ale JAK te kury tresowałaś???
UsuńKasia, a ja namiętnie lubiłam paczeć jak babcia patroszyła kurczaki... Strasznie chciałam wiedzieć co one mają w środku...
Hana, pewnie, ze chce. Najlepiej przy winku;)
UsuńMika, o to, to. I dlatego potem chcialam pracowac na sali operacyjnej;)
a moja coreczka zawsze w sklepie zoologicznym hipnotyzowala kociatka zawsze...nawet te, ktore akurat spaly, budzily sie i hipnotyzowaly...
UsuńKasia, możemy dojść do daleko posuniętych wniosków. Nie bojeisz się?
UsuńŻyczę spokojnej chwilii wytchnienia :)
OdpowiedzUsuńDzięki Aldia, bardzo mi to teraz potrzebne:)))
UsuńMika pewnie już zasiadła wypachniona na widowni:)
OdpowiedzUsuńChodziłam na dalekie wyprawy w ogrodzie, a jak zabłądziłam to sobie zbierałam jedzenie z grządki. Lalki z papieru też miałam.
OdpowiedzUsuńNo nieee!!! Nas też spam dopadł! Wywalam i wywalam!
OdpowiedzUsuńjejku tyle lat mam na karku i nigdy się nie nudziłam. nawet jak akurat nic nie robię, to się nie nudzę.
OdpowiedzUsuńi przypomniałaś mi papierowe lalki i ich ubranka. cudne to dla mnie czasy były....
A pierwsza lalka z ZAMYKANYMI oczami?
UsuńI z długimi włosami...
UsuńI mówiła "ma-ma" jak się ją przechyliło. Pamiętam nawet, jaką miała sukienkę! Długo się tą lalką nie bawiłam, wolałam ganianie po polach, pasanie krów i taplanie się w błocie:)
UsuńMoja była z gipsu i płakała jak ją się przechylało ,bo miała w brzuchu zamontowaną piszczałkę .
Usuńmoja też była z gipsu, miała warkocze, niebieskie oczy które zamykała i mówiła "mama". aż mój młodszy brat ją popsuł, bo zajrzał do brzucha, żeby zobaczyć kto to mamuje. i agatka zaniemówiła....
Usuńa ja dostalam...Z ANGLII mala laleczke z RUDYMI wlosami!!! mam gdzies zdjecie z laleczka, wprawdzie czarno biale, ale....i na innym jest taki jeden mis, co teraz siedzi na szafce kolo lozka. ma ponad pol wieku. Ten mis ma swoj wklad pewien w moja rodzine....od zawsze lubilam imie Michal....no to mis ma na imie Michal. Jak nam sie synek urodzil , to uznalismy oboje, ze ma byc Michal (dziadek slubnego wprawdzie nie byl misiem ale mial na imie Michal...). i kiedys sunus mnie przyduszal skad ma imie Michal...no i jakos metnie trulam az sie dziecko przyczepilo...i oko moje mrygnelo w kierunku misia....synkowi autentycznie opadla szczeka i zwatpil w jakiekolwiek resztki mniej wiecej zdrowego rozsadku rodzicow....
UsuńMis jest z prawdziwego misiowego pluszu, ma w sobie trociny i czasem trzeba mu usztywnic glowe oryginalnym sznurkiem. Sprezynka w brzuszku wprawdzie brzmi zardzewiale, ale dziala...mis ma nosy i oczy...jak rowniez takie uplaskane na sztywno kolko kolo noska...bo jako dziecie male bawilam sie z misiem w....dentyste.
Opakowana, ile ma nosów?
UsuńMoją pierwszą lalką była niejaka Mimi z zamykanymi oczkami oraz niedługo po niej duża lalka - lalek PŁCI MĘSKIEJ, niejaki Wojtuś w pasiatym sweterku! Miała która męską lalkę????
UsuńHana, no teoretycznie jeden, ale ta such plama troche jak plaski zapasowy nos wyglada ;)
UsuńMika, a skąd wiadomo, że to był facet? Miał świństwo?
UsuńMiałam lalkę chłopczyka, Afroamerykanina coby było poprawnie.
UsuńKupił mi go Dziadek wbrew mojej woli. A potem było mi wstyd że on taki niekochany i biedny.
W ramach rekompensaty uszyłam mu frak w czerwoną kratę.
Znaczy Bambo,bo Dziadek był najukochańszy od zawsze.
Usuńhmmm...a co to jest nuda?
OdpowiedzUsuńA pamiętasz rucianko, jak się bawiłyśmy w świetlicy w domy z książek? Eh, to były czasy :)
UsuńMoje dzieci chyba się nie nudziły, nie pamiętam żeby przychodziły i marudziły że nie mają co robić, a jeszcze wtedy to nie były czasy komputerowe. Ja jedynaczka, więc nauczyłam się też spędzać czas samodzielnie i też zawsze cośtam do roboty było. Póki są książki to nie ma nudy...
A teraz, kurczę, jakbym chciała się czasem ponudzić!...
"Z bliska wszystko jest nudne, ale nic nie jest tak nudne, jak czekanie na to, co z bliska okaże się nudne."
UsuńAutor: Jerzy Pilch, Miasto utrapienia
Wiem, ze nie o to Ci chodzilo :)
Ten Pilch to miał na myśli przesyt chyba ;))
UsuńPamiętam jak nagrywałyśmy słuchowiska i pisałyśmy powieści. Ustalałyśmy z grubsza fabułę i wymyślałyśmy bohaterów.Potem każda pisała swoją wersję wydarzeń.Najfajniej było potem czytać co druga wymyśliła.
UsuńŚpiewałyśmy też różne przeboje na dwa głosy.Ty złościłaś się na mnie,bo miałam być sopranem a nie altem,hre hre hre.
Wszystko pamiętam.
Też pisałam powieść:)
UsuńA kto nie pisał powieści? Były tam piękne księżniczki zagubione w lesie, straszliwe stwory, zbóje, porwania i cudowne ocalenie oczywiście!
UsuńA wyścigi chrabąszczy? Te z matowym pancerzykiem to były młynarze, te z lśniącym - króle.
Księżniczki mnie nie kręciły,tylko zwierzątka i roślinki.
UsuńKsiężniczki uważałam za gupie dziumdzie, ale w powieści jakaś musiała być!
UsuńNajstarszy mój pisklak też napisał już kilka książek, Tylko to raczej powieści współczesne, z ilustracjami oczywiście:)
UsuńHana, a pamiętasz jak pisałyśmy powieść w odcinkach w liceum, wieszałyśmy na tablicy w klasie i się robiło zbiegowisko czytelników! To była taka bardziej Mniszkówna ale o niebo lepsza! Koleżanka K.
UsuńKoleżanko K. a pewnie, że pamiętam i żałuję, że nie mam autorskiego egzemplarza! Ale Sadowska nie była zadowolona z erupcji naszego literackiego talentu. A niesłusznie... Bo pacz, co z nas wyrosło!
UsuńPani Sadowska - polonistka. A jak mój pies wpadł pod samochód i trzy dni nie było mnie w szkole bo odchorowałam to, to powiedziała mi, żebym nie budowała nagrobka Perlisi (wierszyk barokowy chyba, nie pomnę autora, o paniusi, która opłakiwała swoją suczkę, rzeczoną Perlisię i zbudowała jej nagrobek). Do dzisiaj to pamiętam i do pani Sadowskiej mam żal.
Usuńz Sadowską miałam na pieńku z powodu konkurencyjnej gazetki szkolnej.Podpisuję sie pod wszystkimi Waszymi zabawami z dzieciństwa, tymi podwórkowymi i tymi indywidualnymi. Pamiętam jeszcze takie obrazki pod kawałkiem szyby. Układało się to w ogródku, w dołku układałam obrazek z kwiatków, owoców itp i przyciskałam kawałkiem szyby. Szydełkowałam i robiłam na drutach od bardzo wczesnego dzieciństwa dla lalek a potem dla siebie. Robiłam szydełkiem kołnierzyki do fartucha szkolnego, takie wiązane z przodu. Hana wycinała je sobie z papieru :) Raz wpadła, bo wycięła z papieru w kratkę ! Koleżanka K.
UsuńO jeżu, jeżu, zapomniałam o tych kołnierzykach!!! A chrzciny w czwartek pamiętasz?
UsuńPoszłyśmy na wagary i Koleżanka K. napisała sobie w usprawiedliwieniu, że na chrzcinach była! Nawet naiwna nasza wychowawczyni nie uwierzyła!
Czwartkowe chrzciny wymiataja...cos jak kwiaty ze smeici podane panu Sulikowskiemu od spiewu, o ktorego imieninach cala klasa zapomniala. ja oczywiscie polecialam po koszach szukac kwiatow....
UsuńKolezanko K. czy Twoje kolnierzyki wiazane z frontu do zawiazywania mialy sznureczki szydelkowe z malymi pomponikami na koncach wypelnionymi wata?
Hana kołnierzyki z papieru wykonane z precyzją szydełkowej robótki ?
UsuńMarija, one były duże i dawały po oczach! I o to chodziło, bo siedziałam w ostatniej ławce! Aż raz przegięłam z wielkością...
UsuńO jacie, ale tu literatek mnóstwo!! Najwyraźniej trzeba jakąś powieść wysmażyć!
Usuńniestety, bez pomponików były .... A te wagary to kompletnie nieudane były. W kinie siedziałyśmy bo bałyśmy sie trójek klasowych, które buszowały po mieście i wyłapywały wagarowiczów. Takie to były czasy. W Poznaniu dodatkowo o 22 stróże zamykali drzwi do klatek schodowych i jak sie nie miało klucza to ludzie krzyczeli, rzucali kamieniami w okna. I cały blok wiedział o której kto wraca do domu. Lepsze niz obecne wszechobecne kamery. Koleżanka K.
UsuńA ja miałam ostatni autobus do domu o 22.00 a potem to już kaplyca... Mieszkałam za miastem i przynajmniej zawsze miałam usprawiedliwienie za spóźnienia - że autobus nie jechał. Wykorzystywałam to skrupulatnie i jako dojeżdżająca, byłam zwolniona z pochodów pierwszomajowych! A to śmich był, nie dojeżdżanie:)))
UsuńMoją ulubioną zabawą była zabawa lalkami . Dostałam od chrzestnej lalkę gipsową ,ale ona ze względu na materiał bardzo szybko nie była ładna ,po za tym ja chciałam lalkę dzidziusia . Brałam więc koc ,rolowałam ,rulon składałam na pół zawiązywałam tasiemka tworząc głowę . Z papieru wycinało sie oczy nos ,buzię , szpileczkami przytwierczało do buzi lalki .Zawijało się w drugi kocyk tworząc z niego niemowlęcą kopertę i niemowłak był jak żywy :))))
OdpowiedzUsuńA ja zawsze marzyłam o lalce Barbie, a kiedy już taką dostałam od kogoś, to miałam chyba z 16 lat... I nie szkodzi, i tak szyłam dla niej i szydełkowałam różne wspaniałe ubranka...
UsuńSię nie załapałam na Barbie:(((
UsuńHana nie pakaj ja siem też nie załapałam .
UsuńBarbie i Ken to byli moi modele.
UsuńŁadnie na nich ciuszki leżały.
W Wawie jest nawet ulica KENa hehe.
na barbie to się moja wnuczka dopiero załapała. synów ken nie interesował. a może go jeszcze nie było? w końcu wiekowa jestem i oni też.
UsuńI dzięki Bogu. Że się nie załapali.
UsuńE,nie taka straszna Barbie jak ją malują ;)
UsuńAle nic nie przebije zabawy guzikami.
Jak miałam puszkę z guzikami,to dziecka nie było.
Kiedyś tylko Mama się zdziwiła, jak zobaczyła je poprzyszywane do równo pociętych tekturek.
Oczywiście posortowane.
W dzieciństwie byłam chorobliwie pedantyczna.
I co, przeszło Ci?
UsuńNiestety,prawie całkowicie.
UsuńAle kto by wytrzymał z kimś kto czesze frędzle w dywanie?
Omamuniu, nie wpadłabym na to! To się można zajechać od tego!
Usuńa ja tez mialam Barbie...
Usuńa poza tym przez oko 10 lat bylam wolontariuszem w szmateksie PDSA (pomoc weterynaryjna dla ludzi, ktorych na to nie stac) I ktos nam przyniosl walize Barbie i Ken'ow..no i trzeba bylo to cale towarzystwo jakos wyeksponowac, najlepiej na wystawie...no to im zrobilam wystawe, robilam takie prawie zywe tablo - scenki sytuacyjne z zycia Barbie i Kena...ludzie sie zatrzymywali przed wystaawaa, rzeli , na to przychodzila kierowniczka sklepu i na przyklad zdejmowala z kolan dwie Barbie, wciagala mu opadniete spodnie, zdejmowala Kena z Barbie albo nie pozwalala mu zagladac dalej pod sukienke Barbie...co kierowniczka odchodzila to ja wracalam do wystawy...dostalismy tez kiedys OGROMNEGO misia i pieska na kolkach i na sznurku, sporej postury. I ten cholerny mis nie chcial siedziec tylko rozkraczony (inaczej nie umail...) padal na pysk....noo to podsunelam mu tego pieska na sznurku...i mis co i raz upadal tak jakby z zapalem wachal pieska pod ogonem....
p.s. ja tez czesalam fredzle od dywanu....
Marija, widać od małego lubiłaś robić coś z niczego:))
UsuńTo dlatego Annavilma lubi nas obie :)
UsuńJa tez. Mama mi kazala. Glownie przed swietami.
UsuńZnaczy fredzle czesac;)
UsuńOpakowana, obsikałam fotel!!!
UsuńHana - no to pekam z dumy! :P
UsuńJedna nieszczelna,druga pęknięta.
UsuńAle się dobrałyśmy.Wszystkie porąbane zdrowo. ;)
Acha a w gronie rodzinnym ,czyli ja i moi bracia , bawiliśmy się w odprawianie .....mszy . Księży ornat to był ręcznik zarzucony na plecy ,nie pamiętam dlaczego ,ale do ołtarza szło się po pomoście utworzonym z krzeseł i śpiewało się pieśni religijne . Zabawy te wynikały stąd ,że rodzice bardzo aktywnie działali w kościele zwłaszcza ojciec .Śpiewli w chórze oboje ,mama dopóki nie obrosła w dzieci . Tato robił w kościele za Mikołaja , brał udział w przedstawieniach Męki Pańskiej ...
OdpowiedzUsuńTo mi sie przypomina moj starszy bratanek...jak byl maly to chodzil duzo do kosciola. a potem mial egzamin do przedszkola i w czasie rozmowy pani przedszkolanka zapytala - Tomeczku , a jaka piosenke najbardziej lubisz? A Tomeczek - Wisi na krzyzu....
UsuńObsikałam drugi!!!
UsuńNa pytanie,jak mi się podobało w Kościele,odpowiedziałam że bardzo,bo było o owieczkach i barankach.
UsuńHana - trzeba powlec meble ceratom....
UsuńTak się to skończy! Najpierw podrapał go Czajnik, a teraz to:)))
UsuńOessu, prawie się udusiłam przy Wisi na krzyżu (ze śmiechu rzecz jasna)
Usuń... a czy któraś Kurka pamięta grę w inteligencję? Bo jak w Zakopanem lało to cała ferajna siadała wokół stołu a ciocia/ mama Miki sprawdzała czas. Z reguły wygrywały obie M. czyli Mika ewentualnie M. kuzynka Miki. A tak wogóle to powtórzę za Annąvilmą jak są książki to nie ma nudy. Mika Tobie to tego czytania na słońcu życzę po tej ilości deszczu i chłodu. Mam nadzieję na anomalie pogodowe w Zakopanem i ciepły październik.
OdpowiedzUsuńGra w inteligencję była fajna, szczególnie kiedy opanowałam nazwy wszystkiego na wszystkie litery i ogrywałam wszystkich w 5 minut ...
Usuń:)
Bacha, i wszyscy mieściliście się w tym małym domeczku?
UsuńHana ludzie kiedyś "mniejsi " byli , aż dziw bieże ile osób mieściło sie na ten przykład w naszej kuchni ,albo jak zjeżdżaliśmy się z różnych stron Polski u rodziny mojej mamy .
UsuńPamiętam wesele mojej kuzynki ,na jakich różnych rzeczach spaliśmy i w jakiej ilości . A teraz po przyjęciu weselnym ,należy każdemu zapewnić wypoczynek w hotelu . Ludziom rozrosło się ego i bardzo wydelikatnieli ;) Nie oceniam ,stwierdzam fakt .
Wiesz Marija, to trochę zmiana w obyczajowości i standardzie życia. Kiedyś nie było hoteli, ani innych diabelskim wynalazków w postaci pensjonatów, to się spało pokotem gdzie popadnie:)
UsuńNo właśnie spaliśmy pokotem na podłodze na materacach zniesionych ze strychu i bardzo byliśmy szczęśliwi:))
UsuńBacha, no i jeszcze przecież w Państwa Miasta się grało namiętnie!
UsuńI w wojnę!
UsuńW panstwa miasta bylam dobra, a jak lezalam w szpitalu na zoltaczke to ciagle sie gralo w panstwa miasta....
UsuńHana, przecież tam są 3 pomieszczenia, ja z reguły na tzw. leżance w kuchni sypiałam. Pamiętam tylko że, jak wszyscy się zjeżdżali na Święta to żeby się dzieciarnia nie pętała od rana pod nogami, to śniadanie było często do łóżka, do dzisiaj pamiętam smak jajecznicy na szynce i zakopiańskiego chleba i kakao. No zapomniałam Państwa Miasta.
UsuńDziergałam i szyłam ubranka.
OdpowiedzUsuńCo można zrobić w prezencie ukochanemu kanarkowi? Przecież nie skarpety.
Oczywiście szydełkowy berecik z antenką z łańcuszkiem (szydełkowym) pod brodą czyli dziobkiem.
Niestety zaburzał równowagę i nie był noszony.
Ja jeszxcze pamiętam jak Ty swojego kanarka Franka wycierałaś po kąpieli ręczniczkiem :)
UsuńRucianka, kanarek spadał z drążka? Czy równowagę estetyczną zaburzał?
UsuńBiedny kanarek, musiał dużo przejść...
UsuńO Boszsz...
UsuńJak siedział na patyczku,to główka w bereciku była za nisko i przeszkadzała w skakaniu na drugi patyczek.
UsuńNigdy nie robiłam krzywdy zwierzątkom. Kanarek miał duża klatkę ale i tak zwykle latał po moim pokoju.
Kąpiele były w umywalce,sam nie robił tego wcale.Potem żeby się nie przeziębił,to zawijałam go w malutki ręczniczek.
Mógł z niego wyjść w każdej chwili.
Ty zawsze miałaś (i masz) dar do niezwykłego oswajania zwierzaków, już widzę mojego kanarka w ręczniczku... Jak próbowałyśmy czesać długowłosą świnkę mojej córki, a bez tego robiły jej się kołotuniska straszne, to ogromnie żałowałam że nie mam tego Twojego podejścia do zwierząt, bo za żadne skarby nie chciała się przekonać, że to może być przyjemne...
UsuńRucianka, osłabiłaś mnie kanarkiem w bereciku z antenką:))) A jakiego koloru był berecik????
UsuńJeju, dziewczyny, ale macie cudne te wspomnienia zabaw z dzieciństwa!!! Cieszę się bardzo, że się chcecie tym podzielić!!
Berecik był z kremowej wełny.
Usuńruciaka - umarnelam zupelnie od tego berecika...taki minimoherek?
Usuńależ ten berecik musiał być maciupeńki!
UsuńA ja się bawiłam w "biurokratki" - siadałyśmy z siostrą i kuzynką w kilku newralgicznych miejscach domu i wydawałyśmy przechodzącym przepustki, które potem musiały być podstęplowane przez kolejną "biurokratkę' - tak siebie nazywałyśmy;))) Miałyśmy profesjonalne pieczątki i druki kartotek podprowadzone z prawdziwego biura i spędzałyśmy tak całe dni, ku utrapieniu reszty świata, a zwłaszcza mojego ojca, który ruchliwy bywał zawsze;)))
OdpowiedzUsuńI właśnie "podstęplowane" - przez ę;) Wzorem Stęplującej była pani na poczcie w gminie, co chyba jasne;)
UsuńA ja namiętnie lubiłam wypisywanie kwitów, hehe, już nie pamiętam skąd miałam taki jakiś stary bloczek i wypisywałam, wypisywałam...
UsuńI jeszcze w bibliotekę się bawiłam, książki wszystkie ponumerowałam i karty im założyłam, tylko chyba nikt ich nie wypożyczał...
O to, to! Bibliotekę też założyłam!
Usuńja też;))) nawet są numery jeszcze w niektórych starych książkach wpisane;)
UsuńTo chyba jakaś epidemia biblioteczna.
UsuńI u mnie była biblioteka. A teraz się wzruszam, jak widzę, że moje dziewczynki bawią się tak samo jak ja. Biblioteka też bywa.
UsuńJa galopowałam po prerii i takich tam innych alejkach. Oczywiście konno i w otoczeniu niewidzialnych psów.
UsuńRatowałam zwierzęta z łap potwornych złoczyńców i takie tam.
Teraz realizuję moje zabawy ale w mikroskali.
Bardzo mi się podoba zabawa w biurokratki.
UsuńŁadnie podpatrzone, sama prawda.
Dorzucę się z biblioteką:)
UsuńA koń zrobiony był ze szczotki którą dosiadało się okrakiem :)))
UsuńMoje były niewidzialne.Ale wiedziałam ze szczegółami,jak wyglądają i jak mają na imię.
UsuńDzięki tym galopom miałam całkiem dobrą kondycję.
ja nie tylko mialam biblioteke, ale pozniej studiowalam bibliotekoznawstwo! wyraznie mozna by bylo studiowac biurokracje, albo ujezdzanie koni...
UsuńO rany, ja też miałam bibliotekę!! Dostałam od stryja historyka taki wspaniały skorowidz z powycinanymi literami alfabetu i spisałam wszystkie książki z numerkami... A było co spisywać.
UsuńMam jeszcze taki skorowidz:)))
UsuńKrecie, urzędowałyście według najlepszych wzorców - od biurokratki, do biurokratki:)
OdpowiedzUsuńByłyśmy w stanie w krótkim czasie wszystko zbiurokratyzować;) Zupełnie jak dzisiaj, nasza administracja działała bez zarzutu;) Generowałyśmy sobie zajęcie i... wszystkim w domu;)))
UsuńPięknie się bawiłyście, Dziefczynki:)))
OdpowiedzUsuńMoje zabawy były podobne - papierowe laleczki, zabawa w szkołę, sklep, gotowanie zup z błota, schabowe z liści tłuczonych kamieniem... Bawiłam się też w różne chłopięce zabawy, głównie w policjantów i złodziei, z chłopakami oczywiście. Szyłam też lalki i ubranka dla nich, najwięcej przyjemności sprawiało samo szycie. No i gry - w klasy, w gumę... Najładniejsze szkiełka były te kolorowe:) Najfajniejsze było to, że można było bawić się z innymi dzieciakami. A na nudę zawsze najlepsze były i są książki.
A teraz... Dzisiejsze dzieci własciwie są takie same, tylko inaczej wychowywane. Często mają za dużo zabawek, którymi nie potrafią lub nie mają czasu się bawić. A wystarczy podrzucić rolki po papierze toaletowym, płachty szarego papieru, farby, pastele, piórka, szyszki, plastelinę... Ważne, żeby nie wszystko naraz. Dzieciaki zapominają wtedy o komputerze i telewizorze. Rodzice rekompensuje często dziecom swoje braki z dzieciństwa. Chcą im dać to, czego sami nie mieli, zapominając, że poświęcony czas jest najważniejszy.
A nie zabawki są istotne, ale sama zabawa.
Rozpisałam się trochę bezładnie, ale muszę dzieciaki uśpić i nie czuję się najlepiej. Pozdrawiam Kurki:)))
Kalipso łap zdrówko jak najszybciej :))) Święta racja ,dzieci najlepiej bawią się nie zabawkami ,ale w kuchni ,garami wyciągniętymi z szafek . Moje najmłodsze bratanice tak około dwuletnie urządziły sobie kreatywną zabawę świąteczna , rozrzuciły makaron który nieopatrznie został pozostawiony w zasięgu ich rąk po podłodze, ślizgały się na nim i zaśmiewały się do rozpuku .
UsuńOj, Kalipso, chroń się przed choróbskiem!! Masz rację, najfajniejsze są do zabawy rzeczy, które zabawkami nie są:))
UsuńJak są książki, to nie ma nudy - przynajmniej dla mnie ;) W dzieciństwie też się nie nudziłam, zawsze coś do roboty było. Mnóstwo zabawek, rower, guma do skakania, piłka - a wokół cała masa rówieśników :)
OdpowiedzUsuńKalipso, jak mówisz - dzieciom wcale nie trzeba kosztownych zabawek w hurtowych ilościach. Czasu im trzeba. Naszego.
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam szfystko i ...byly lalki papierowe w ubrankach z papierowymi ramiaczkami, bylo szycie, pamietam pierwsza lalke zamykajaca oczy, przywiozl mi ja jakis daleki krewny z Niemiec, jaka ona byla piekna! w maju zbieralo sie chrabaszcze, z bialym puszkiem..piekarz, czarna glowa...kominiarz, ale wygrywal ten kto znalazl krola, z lekkim czerwonym polyskiem na lebku. Pod lozkiem mielismy male wrony , ktore wypadaly z gniazd, karmilismy je i czasem dalo sie je uratowac, kijanki takze, tak dlugo byly na szafkach nocnych w sloikach az zmienialy sie w zabki, male rybki ze stawu, fasolki na bandazach zamoczonych w wodzie az kielkowaly i robily sie dlugasne, z kasztanow i zoledzi ludki, krowy i inne takie, rowerowe wycieczki, budowanie ziemianek w parku, wlazenie na kazde drzewo, szukanie kolorowych szkielek, zbieranie zlomu, makulatury i sprzedawanie ich w punkcie skupu, ksiazki czytane za drzwiami gdzie stala mala kanapka, zbieranie znaczkow, robielnie zielnika...itd, itd...moglabym jeszcze dlugo..i jak sie bylo nudzic?
OdpowiedzUsuńNie można się nudzić,Dzień jest za krótki.
Usuńaaa i jeszcze zrywanie lisci morwy i hodowanie jedwabnikow, zabawa w chowanego, w palanta, w chinczyka, w tysiaca, robienie zabawek na choinke...
UsuńGrazyna - ja z kolezanka jeszzcze zbieralysmy zoledzie i sprzedawalysmy w zoo - 2 albo 5 zlotych za worek na kapcie zoledzi!
Usuńi ja jeszcze produkowalam swieczki ze stearyny, za knot nitka robila...rozpuszczalam swieczki na rozpalonych do czerwonosci kaloryferach w pokoju Taty (wiekszosc skapywala) i robilam te sieczki....
znaczy swieczki, nie sieczke :P
UsuńO właśnie Grażyna, przypomniałaś mi zabawki na choinkę:) Robiłam z Mamą takie kolorowe kule z bibułki i takie jeżyki z papieru kolorowego - te igiełki się zwijało na ołówku. I łańcuchy.
UsuńJa bawiłam się klockami jeszcze po moim starszym rodzeństwie, lalkami, błotkiem itp. Z bardziej nietypowych - zbieranie petów i rozwijanie filtrów- robiły się takie harmonijki z nich. Mama jak się dowiedziała to tych petach, to mnie trochę skrzyczała, choć bardzo rzadko to robiła. Bardzo lubiłam jak któreś ze starszego rodzeństwa bawiło się ze mną w "szukanie złota". Polegało to na tym, że w atlasie szukaliśmy wg symbolu różnych bogactw, ale najczęściej to było złoto. Niedawno odwiedził mnie brat i wspominaliśmy to, a dziś pokazałam tą zabawę mniejszemu synkowi i spodobało mu się. Złoto to czarna gwiazdka wpisana w okrąg.
OdpowiedzUsuńKiedyś chyba było lepiej.
Bardzo się cieszę, że mniejszy w ogóle nie interesuje się komputerem, grami na telefonie itp. Lubi klocki i autka i rysowanie. Starszy kocha komputerowy świat, ale potrafi bez niego żyć. Zna różne gry i w wakacje często miałam na podwórku kupę dzieciaków i grali i było głośno i wesoło. I czułam się jakby było "dawniej".
Ala, to fajnie , że twoje chłopaki doceniają gry i zabawy innego rodzaju. Ja myślę, że niektóre nasze zabawy to dla nich mogą być naprawdę atrakcyjne, jak na przykład twoje szukanie złota:)
UsuńTeż lubię mieć poczucie , że jest "jak dawniej"...
Uwielbiałam, kiedy rodzice gdzieś wychodzili. Zapraszałam wtedy koleżanki i robiłyśmy różne "pyszne" dania, ale z prawdziwych produktów. Jakieś sałatki, naleśniki, ciasteczka... I rodzice musieli to potem jeść:(
OdpowiedzUsuńTia. A raz nam spadla patelnia, z goracym tluszczem, bo sie nam zachcialo frytek. Rozbgryzglo sie to po calej kuchni. Niby posprzatalismy, ale pani Marylka pamieta do dzis, ze dlugo sie jeszcze slizgali po tym tluszczu.
UsuńMama kolezanki, o ktorej pisze ponizej.
U Marychy pod numerem 22 (ja bylam 19) w ogrodzie smazylismy nalesniki..do ciasta nawlatywalo komarow. I co z tego. byly bardzo dobre. Na tej samej zardzewialej blasze brat Maruchy nasmazyl sobie dzdzownic...
UsuńI co, zjadł je?
UsuńMoja koleżanka też zapragnęła frytek, tłuszcz zaczął się palić, chlusnęła wodą i wszystko na suficie wylądowało...
UsuńZjadl!!!! zdaje sie, ze mu jakich bzdur naopowiadalismy, on uwierzyl (mlodszy od Maruchy czyli od nas o chyba 3 czy 4 lata)...i zezarl...za to sam Marucha jdl surojadki obtaczane w monce i rzucone na te blache...spalona monka, surowe surojadki, Marucha zyje ;)
UsuńMika - dobrze, ze tylko na suficie!!
UsuńOpakowana, matkozcórko, całkiem krwiożercze te Wasze zabawy były. Dobrze, że nie mieliście sromotników!
UsuńI zawsze bylyscie takie grzeczne???
OdpowiedzUsuńMy z kolezanka, ktora jest teraz zakonnica, wkladalysmy sobie pod bluzki plastikowe owoce, zwykle pomarancze;) Potem spiewalysmy do mikrofonu(prawdziwego, jej tata mial). Gwiazdy estrady -najprawdziwsze:)
Kasia, a pewnie! I brzuchy z poduszki też!
OdpowiedzUsuńAle najbardziej lubiłam przebierać się w ciuchy i buty Mamy i tak się przechadzać po wsi:)))
Usuńmoja coreczka ze swoja kolezanka, jak mialy tak po 4 lata wziely z wychodka na dole takie stare obcasy moje. I slychac bylo dziewczynki jak lataly w tych butach po ulicy...rok pozniej przychodza i pytaja czy moga wziac buty na obcasach No to mowie tak. poszly, nie ma ich, wracaja i pytaja - a wiekszych nie masz? ...p prostu wyrosly juz z moich bucikow :P
UsuńZ poduszki to ja robiłam krynolinę, a konkretnie z dwóch poduszek;) Zawsze mnie w tę stronę ciągnęło;)
OdpowiedzUsuńa ja, z kolezanka, z takich dlugich walkow robilysmy gondole...dlugi korytarz byl u nas w domu, do tego jak sie otworzylo drzwi do duzego pokoju to bylo extra 4 metry, rozpedzalysmy sie i dalej juz bylo jak te takie bobsleje na sledzia...linoleum w przedpokoju bylo pieknie wyglansowane
UsuńBudowanie szałasów z bylicy - bo była największym zielskiem. Kopanie pułapek w ziemi - na kuropatwy, ale raz wpadł mój brat, a raz ja. Kuropatwy jakoś wyczuły.
OdpowiedzUsuńBo trza było wilcze doły kopać. Tam wpadłabyś w całości i nie połamałabyś nóg.
UsuńMyśmy z J jeszcze igloo na podwórku budowali:))
UsuńTiurniurkę?
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam mieć jakieś zwierzątko ale nie pozwalano mi.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam więc wysiedzieć kurczaczka. Piastowałam to jajo w kieszonce sweterka ,a jak musiałam wyjść,to kładłam do gniazdka na kaloryferze.Hodowałam tego zbuczka całkiem długo, na szczęście zostało znalezione zanim się rozbiło.
Potem przyniosłam dwadzieścia winniczków i co wieczór na dobranoc robiłam im zbiórkę i kolejno odlicz.
Jednak przekonano mnie że tęsknią za rodzina i odniosłam je tam skąd pochodziły, martwiąc się czy odnajdą krewnych.
Biedna, biedna Rucianka:( Za to teraz zrekompensowałaś sobie:)))
OdpowiedzUsuńWtedy obiecałam sobie że przygarnę każdego potrzebującego zwierzaka który stanie na mojej drodze.
UsuńMój pierwszy kanarek szukał domu,bo zmarł jego opiekun.
Drugi miał krzywy paluszek i pewnie nikt by go nie kupił.Świnek morski był z laboratorium, do utylizacji, drugi miał być obiadem dla węża i tak pooszłooo...
Hmm, przypomniałam sobie, że zanim jeszcze poszłam do szkoły to w czasie gier i zabaw zaliczyłam: wstrząs mózgu (byłam w charakterzerze lalki, która huśtały w kocyku M. i M. i jakoś im wypadłam niefortunnie), pęknięty obojczyk, rozciętą głowę, miejsce szwów widać do dzisiaj, prawą łydkę nabitą na zardzewiały gwoźdź w płocie. Nie wiem jak mi się to wszystko przydarzało bo ja zawsze byłam spokojnym dzieckiem.
OdpowiedzUsuń