Jak już większość z was wie, mój kochany piesuś , Tropik chory jest , na nerki. W przeddzień mojego powrotu od Hany wszystko się zaczęło. Najpierw wyglądało to na wielkie problemy gastryczne, ale po zbadaniu krwi okazało się zatrucie mocznikiem. Kreatynina też podwyższona, choć nie ogromnie. No i tu się zaczęły schody, bo trzeba było dawać kroplówki, dużo kroplówek.... Ubłagałam weta, żeby robić to w domu, zostałam przeszkolona, ale cóż z tego... Wenflony u mojego psa wytrzymywały tylko 2-3 kroplówki, trzeba było jeździć zawenflonować się na nowo, przy czym jedna z takich wizyt skończyła się ekscesami, choć nie do końca z winy Tropika. Otóż w naszej lecznicy przebywa kot, który jest własnością Szefa i jak na takiego przystało, dogląda całego interesu. No i niestety, wpadło mu do głowy zeskoczyć z lady tuż przed nosem Tropika... Myśliwska krew w moim psie zawrzała , skutkiem czego stojak na ulotki i informacje rozsypał się na części pierwsze... Wyjazdy do lecznicy są dla psa przeogromnym stresem, serce mu wali, oczy wychodzą z orbit ze strachu. Chciałam mu tego stresu oszczędzić, robiąc te kroplówki w domu, ale okazało się to ogromnym stresem dla mnie... Przeżywałam to straszliwie, Arteńka świadkiem. Wyłączyłam się praktycznie z życia na tydzień i nie bardzo mogłam o czymkolwiek myśleć. I w takim stanie ducha odebrałam telefon od Arteńki: "To kiedy i jak ci mogę pomóc z tym wszystkim?" Moja odpowiedź, choć żartobliwa padła natychmiast: "Choćby jutro!" Na co usłyszałam: "No jutro to może nie, ale w piątek może być?" I tu zdębiałam! Okazało się, że Arteńka przyjeżdża na tydzień pochodzić po górach i pomóc mi... A co najśmieszniejsze, zupełnym przypadkiem ma pokój wynajęty o dwa domy ode mnie...
I tu przechodzę do punktu drugiego, czyli Arteńki. Jest wspaniałą, życzliwą osobą, poświęcającą swój wolny czas na siedzenie z moim psem i ze mną godzinami pod kroplówkami... Nauczyła się obsługiwać kroplówkę jak wykwalifikowana pielęgniarka, miziała psa godzinami, chodziła z nim dwa razy dziennie na spacerki, nawet po powrocie z wyczerpującej włóczęgi po górach... Jestem pełna wdzięczności i podziwu, tym bardziej, że nie ma ona własnych zwierzaków i taka opieka to była dla niej nowość. Tropik pokochał ją uczuciem żarliwym, zwłaszcza za te spacerki... Nawet sam wkładał głowę w obróżkę... Oczywiście siedząc pod tymi kroplówkami gadałyśmy czas cały, a było o czym. O historii rodziny, o Kalnicy, o rejsach, o Tatrach, o przygodach, no i o Heńku i jego poszukiwaniach oczywiście! Arteńka, dziękuję z całego serca za twoją pomoc, opiekę, serdeczność i wsparcie w tym trudnym dla mnie czasie. Bez ciebie naprawdę nie wiem jakbym sobie poradziła. Szkoda tylko, że nie miałaś dobrej pogody do łażenia po górach... Ale zdjęcia zrobiłaś przepiękne, czekam aż pokażesz u siebie. Bardzo się cieszę, że poznałam cię osobiście, po raz kolejny powtórzę: Internet zbliża ludzi!!!
No i przechodzimy do punktu trzeciego, czyli Henryka... Przeglądanie listów zostawiłyśmy na sam koniec, gdy kroplówki już nie było i miałyśmy wolny wieczór. Ja szukałam informacji a Arte robiła notatki, wyszło nam pięć stron A4... Po wnikliwym czytaniu znalazłyśmy jeszcze parę ciekawych szczegółów. Na przykład to, że fizyki uczył go Ormianin, z którym się nie lubili i który go oblał na jednym z egzaminów. Francuskiego uczył go rodowity Francuz, a niemieckiego nie uczył się w ogóle... Mama jego z nieznanych przyczyn przebywała w Warszawie, gdzie spędził święta. Był w Straży Przedniej, organizacji patriotycznej zwalczającej endecję. Działał również w prasie młodzieżowej, robił wywiady z lotnikami trenującymi do międzynarodowych zawodów aeronautycznych Challenge w 1934r, m.in. z kpt Bajanem. Gdy był już w szkole podchorążych miał zajęcia z obsługi karabinu maszynowego oraz walki na bagnety. Szukając dat listów (cholernik nie wszystkie listy datował!!!) ustaliłyśmy, że korespondencja zaczęła się we wrześniu 1933 roku, więc ogłoszenie Mamy w "Kinie" musiało się ukazać w lipcu - sierpniu tego roku. Poszukamy jeszcze po archiwach.
Oczywiście największą niespodziankę zachowałam na koniec... Pamiętacie dyskusję u Arte na temat szkoły do jakiej mógł chodzić Henryk??? Otóż nie wiem, czy to pominęłam, czy przegapiłam, czy mnie zaćmiło, ale w jednym z listów na samym dole był dopisek: GIMNAZJUM MATEMATYCZNO-PRZYRODNICZE I HUMANISTYCZNE, KLASA VIII H!!!! A więc Henryk Ossowski NIE JEST naszym Henrykiem!!!!!!!!!!!! Ossowski chodził do Gimnazjum Klasycznego... Kolejne potwierdzenie, że to nie nasz Henryk nadeszło wprost z Grudziądza... Otóż do Arteńki odezwała się pani, która przeczytała u niej historię poszukiwań i podała informację, że jej rodzice organizowali od lat 70-tych zjazdy absolwentów szkół grudziądzkich i ona ma kroniki i fotografie z tych zjazdów. Potwierdziła też datę urodzenia pana Ossowskiego jako 29 SIERPIEŃ 1915, co ewidentnie nie pasuje do naszego Henia, który urodził się 30 CZERWCA... Pamiętacie, jak Arteńka pisała o dziwnym zapisie tej daty w kronice szkoły? Tam jakby brakowało pałek i była taka przerwa po VI rzymskiej. Arte na pewno napisze o tym u siebie bardziej szczegółowo.
A więc cóż, tajemnica pozostaje jeszcze tajemnicą, może to i dobrze... Ale Arte jest już na świeżym tropie i być może jej kolejna podróż będzie do pięknego miasta Torunia, gdzie archiwa są przebogate... Z Tropikiem stworzyliby wspaniały tandem tropiący:)))
O rany, a to rewelacje od rana (południa)! I siła internetu! W każdym sensie!
OdpowiedzUsuńArte, ja też jestem Ci wdzięczna za pomoc i towarzyszenie Mice w tym trudnym tygodniu. Szlag mnie trafiał z bezradności, bo nijak nie mogłam Jej pomóc! Jesteś fantastyczna nie tylko jako detektyw i kronikarz! Dziękuję!
Hanuś kochana, dzięki ci serdeczne za troskę:))) Internet ma moc!
UsuńMika, no nie dziwię się że chciało się Arteńkę zatrzymać na dłużej.
OdpowiedzUsuńArtenka, ratowałaś przez tydzień Mikę i Tropika. Nie będę się rozpisywać w pochwałach bo to będzie za mało. To co dla nich zrobilaś potwierdza tylko to co kiedyś napisałam. Że jesteś Białym Krukiem.
BUZIAKI
Powiedziałabym, że nawet Białą Kurą !
UsuńPodpisuję się wszystkimi pazurami!
UsuńEwa, rzepis na łososia w rzepisach EKG.
Usuńsenkju, spisalam :)
UsuńKolejny raz to napiszę, ale co tam. Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem Arteńki :))
OdpowiedzUsuńCzyli saga Henrykowska trwa dalej. Jakby za szybko została rozwiązana, to nie było by zabawy, prawda? ;)
No właśnie Lidia, też uznałam, że fajnie jeszcze sobie trochę potajemniczyć...
UsuńArteńka jest wspaniała, już dawno to wiem, a teraz tylko się utwierdzam:))
OdpowiedzUsuńHistoria o Henryku to gotowy materiał na powieść. Cieszę się z tego zwrotu akcji i pojawienia się nowych tropów. I zdrówka życzę Tropikowi!
A że mi blogger zeżarł jeden komentarz, muszę dodać, że stęskniłam się za wszystkimi Kurami. Nie miałam dostępu do komputera, ale sytuacja wraca do normy i będę piec i gdakać po nocach. Pozdrówka:)))
UsuńDzięki Kalipso, ja też się cieszę ze zwrotu akcji:)))) Gdakaj po nocach gdakaj, czekamy też stęsknione. Miłego pieczenia!
UsuńKalipso, masz jakiś rzepis 10-minutowy? Żeby się wkupić do EKG?
UsuńO właśnie???
UsuńTylko nie na bułki czwartoranne!
UsuńMam taki np. na blok. Bardzo szybki. Napisać? Tylko muszę znaleźć przepis:))) Trzeba tylko mieć kilka składników: masło, mleko w proszku, kakao, pięć paczek herbatników, trochę mleka, mogą być bakalie, ale nie muszą, tylko po zrobieniu musi postać w lodówce.
UsuńPisać koniecznie, nie pytać!!!
UsuńKalipso, dzie ten szczegółowy rzepis, co?
UsuńCzyli znamy historię jakiegoś całkiem innego Heńka:))) Tez fajnie przecież, praca Arteńki nie poszła na marne.
OdpowiedzUsuńNiesamowite zgranie w czasie i przestrzeni,Tropik miał wspaniała opiekę i teraz nie ma innego wyjścia jak tylko zdrowieć!
......
Donoszę iż grzyb sciele się gęsto, pobrałam ilości niezliczone! Wszystkie cudne, ale w domu okazało się,ze jednak sporo odrzutów. Ok 2 w nocy poszłam spać,bo chciałam oporządzić wszystko:)
Dzisiaj dokańczam.
Uf:)) Ale fajno było!
Koordynacja była stuprocentowa, w czwartek rano poszła ostatnia kroplówka, po czym Arteńka udała się na dworzec:))))
UsuńAle ci zazdroszczę grzybów, bardzo lubię suszone i duszone, w occie mniej. A jakie gatunkowo?
Dora i gdzie te grzyby? Gdzie?
UsuńKotlina Kłodzka:)Okolice Bielic.
UsuńMiko, podgrzybki. Ususzyłam, zrobiłam kilka słoików z marynatą ( do marynat używam octu winnego) i kilka takich zagotowanych i posolonych,na sosy czy zupę.
UsuńOszszsz, tego się obawiałam. Daleko... W naszym nędznym lesie ani jednego grzyba, żadnego, ani jadalnego, ani niejadalnego:(
UsuńOgniomistrz był i wróciwszy orzekł, że jedynym grzybem w tym lesie był on sam:)))
Brzmi pysznie:)
UsuńMika ,pysznie brzmi, że Ogniomistrz nazwał sie grzybem ;))
UsuńKiedyś grzyby jadałam nawet na surowo ,nawet suszone ,teraz niestety mi nie bardzo służą :(
Ale z chęcią bym się na nie wybrała z....aparatem fotograficznym . Uwielbiam włóczyć sie po lesie . I nazbierałabym wrzosów .
Jak pisałam, że pysznie, to wpisu Hany jeszcze nie było:))) Ja bardzo lubię duszone i zupę ze świeżych grzybów. I kurki i rydze, ale rydze smażone okropnie ciężkostrawne.
UsuńJuż widzę Ogniomistrza przebranego za grzyba, w muchomorkowym kapelutku na głowie:)))))
UsuńSpodenki Ognimistrz ma w odpowiednim kolorku;) Do muchomorka nie, ale nomen omen kurki;)
UsuńTa wizja jest tak malownicza że Ogniomistrz gotów ją zrealizować :)) Hana kupi mu w lumpeksie czerwony kapelusik . I jak Hana następnym razem urządzi zjazd bloginek , to Chop będzie czekał na dworcu jako czarowny muchomorek . Co prawda poprzedni strój też był lekko muchomorkowaty ,ale bardziej biedronkowy ;)))
UsuńKiedyś jak byłam dzieckiem ,na rodzinnej wsi mojego taty w olchowym zagajniku opodal domu rosły grzyby podobne do pieczarek tylko żółte ,jak zółtko . Nigdzie indziej nie widziałam takich grzybów i teraz w tym samym miejscu też już nie rosną . Nazywaliśmy je żółte pieczarki i jedliśmy po zdjęciu żółtej skórki ( pod skórką były zwyczajnie białe) pieczone na blasze ,albo w jajecznicy .
UsuńCzy może któraś kura jadła podobne grzyby ?
Hrehrehre! Ogniomistrz nie musi się za grzyba przebierać. On nim jest, hrehrehre! W ubiegłym roku na noc świętojańska przebrał się za Mariolę i nikt ze znajomych go nie poznał w pierwszej chwili. Wyglądał po prostu jak baba z brodą. Miał nawet sztuczne (ale jak żywe) cycki pod rozchełstaną koszulą!
UsuńMarija, to mogły być jakieś gąski/gołąbki - różnie nazywa się te grzyby. Kiedyś było tego mnóstwo po lasach.
UsuńTe gąski -gołąbki znam tego jest żeczywiście pełno ,te moje miały intensywnie żółty kolor .
UsuńOne wyglądały całkiem jak pieczarki tylko skórka na kapeluszu która u pieczarki jest jasna ,u nich była intensywnie żółta
UsuńTe różne gąsko-gołąbki tak mają i też są pod spodem blaszkowate.
UsuńW życiu takich nie widzialam. Ogniomistrz MUSI mieć muchomorkowy kapelusz!!! Na pewno wszystkie Kury pędzące na zjazd go rozpoznają! Byle tylko go na dworcu nie zamknęli, zanim Mariję odbierze...
UsuńNo ja to go już rozpoznam i bez muchomorkowego kapelusza ,ale może jakaś inna kura nadciągnie także pociągie i jej będzie potrzebny ten znak :)))) Mam na mysli taki poszerzony zlot .
UsuńMamy całą kolekcję dziwnych kapelutków, ale muchomorkowego nie:(
UsuńBłąd!!!!
Usuńeh..... Moje drogie, czytam te Wasze plany i marzenia wokół Ogniomistrza z lekkim politowaniem bo JA tańczyłam w JEGO ramionach tango z figurami na weselu !!! Niezapomniane przeżycie :). Koleżanka K
Usuńno to se teraz kury powydziobuja oczy ze zawisci i takich tam. ja chwilowo omdlewam ze zazzdrosci na temat grzybopobierania....bendom jeszcze grzybki w pazdzierniku? bo ja wogle nie pamietam kiedy sie juz nie chodzi na grzyby!!
UsuńA ja NIE WIDZIAŁAM tego tanga Koleżanki K. w ramionach Ogniomistrza, bo spałam!!! Możecie sobie to wyobrazić? Spałam, gdy oni tango Z FIGURAMI!
UsuńWyrazy podziwu dla Arteńki. Taka Osoba to prawdziwy skarb. Mam nadzieję że Tropik wyzdrowieje i nie trzeba będzie ponawiać kuracji.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak zachorował mój poprzedni kot i pomagałam weterynarzowi cewnikować na żywo. Biedne kocisko wiedziało że mu będzie lepiej i nawet nie pisnęło.
Historię poszukiwań Henryka czyta się jak powieść szpiegowską.
Dzięki Ewo, też mam nadzieję, że będzie dobrze...
UsuńCoz czlowiekowi samemu byloby poczac na tym swiecie gdyby nie wspaniali ludzie, ktorzy tak bezinteresownie SA dla nas :) To sprawia, ze szfystko we mnie rosnie :)
OdpowiedzUsuńMika, bardzo sie ciesze, ze spedzilyscie z Artenka takie urocze chwile, pelne rozmow i ciepla.
Tropik z Artenka rzeczywiscie mogliby stworzyc wspanialy tandem tropiacy :)
Przed Wami na pewno jeszcze wiele takich spotkan, czego Wam serdecznie zycze :)
Oj tak, tak Orszulko, dobrzy ludzie to skarb nieoceniony... A następne spotkanie być może niezadługo:)
UsuńNowe dane sa rewelacja, mysle, ze taraz Henryczka bedzie latwiej zidentifikowac, a my mamy na co czekac! Artenka jest Cudkobieta!!! i chodzi po gorach tak jak ja! Artenka pokaz zdjecia! Mika ale mialas pomoc, cale szczescie ,ze takie dobre dusze zjawiaja sie kiedy najbardziej sie je potrzebuje a Ty jestes szczesciara, ale dobrzy ludzie przyciagaja dobrych ludzi,,,
OdpowiedzUsuńSzczęściara jestem nieprawdopodobna, mogłabym na moje szczęście do ludzi dziesiątki przykładów podać:))) Też czekam na cudne zdjęcia Cud-kobiety.
UsuńLepiej mi na duszy się robi.
OdpowiedzUsuńJednak można być dobrym,życzliwym i bezinteresownym. Żeby to chciało być zaraźliwe.
Arteńka, ściskam Cię mocno.
Nieśmiało przypomnę i wcale się nie chwalę, ale okazuje się dobrze odpowiedziałam na pytanie. Jednak Heniek chodził do Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczego i Humanistycznego.
Wiesz Rucianko, myślę, że jednak trochę jest zaraźliwe... W każdym razie trzeba się o to starać:))
UsuńBardzo dobrze odpowiedziałaś, chyba coś powinnaś wygrać:))
Przecie Rucianka coś już wygrała, ale adresik tajniaczy:)
UsuńI Iza, która się nie odzywa.
Nie tajniaczy,tylko nic nie zgadła.
UsuńBo Arteńka jest CUD !
OdpowiedzUsuńI przejrzałam Arteńkę, ten termin pobytu u Miki pewnie wcale nie taki przypadkowy. Arteńko, jak Cię nie kochać :) I Tropiś się na Tobie od razu poznał ! Więc nie ma ściemy ! Jesteś CUD !
No, a z Heńkiem, to rzeczywiście niezły materiał na książkę, biorąc pod uwagę, że nowe ślady się pojawiły, czyli c.d.n. :)
Popieram Ewę, fajny materiał na książkę.
UsuńNapiszcie ją najlepiej we dwie.
Też mam wrażenie, że ten termin to nie tylko czysty przypadek... Ale już przypadkiem było wynajęcie pokoju obok mnie, miało być gdzie indziej, ale tam nie było miejsca i zaproponowali jej tu. Opatrzność czuwała!
UsuńMika, opatrzność Cię chyba lubi!
UsuńOby twe słowa były prorocze:)))
UsuńNo to gonimy króliczka dalej , będzie się czym emocjonować ,przez najbliższy bliżej nie okreslony czas :))))
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie wyrazić trochę odmienne zdanie ,moim zdaniem korzyść była obopólna . Poznały się dwie bardzo fajne kobitki ,jedna i druga coś zyskała :)))) Dobrze że Arteńka była dyspozycyjna właśnie w takim trudnym dla Miki okresie :)))))
Oj gonimy, gonimy i odsłaniamy kurtynę po odrobinie... Dzięki Marija za wsparcie duchowe!
UsuńHana Twoj wpis sie nie otwiera...zachorowal na Artenkowa przypadlosc czy wycofalas sie bo Mika napisala swoj?
OdpowiedzUsuńWycofałam, bo nie wiedziałam, że Mika już machnęła swój.
UsuńAno właśnie, mocno się zdziwiłam, bo część tego wpisu mam;))
UsuńA to ciekawe, bo wsadziłam go do roboczych. Skasuję i po łlopocie.
UsuńLo matko i corko, co dalej! MikA, Artenka - bestyje piszcie:)
OdpowiedzUsuńDalej to na razie nic, Arteńka na pewno napisze szczegółowo, ale bez jazdy do Torunia się nie obejdzie...
UsuńMika na jazdę do Torunia należało by może wypożyczyć Arteńce Tropika ,jak będą tropić razem to szybciej osiągną efekty ;))) Niech psina też przeżyje jakąś ekscytującą przygodę :))))
UsuńMuszę sprawę przemyśleć. On nie przepada za dłuższymi podróżami... Cały czas siedzi na tylnym siedzeniu auta i się kiwa:))
Usuńjakby z Artenka pojechal tropic to trza wtedy na niego wolac Tropek. Pies Wieu Imion Zaleznie Od Sytuacji.
UsuńMIKA! Artenka, to jakis Aniol,cz cus??????
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak, chyba nie masz wątpliwości:))))
UsuńJasne, ze nie mam:)
OdpowiedzUsuńMika ten kot w tej lecznicy nigdy przedtem nie narobił ambarasu ? Przecież nie tylko Tropik jest czuły na kocie granie na nosie .
OdpowiedzUsuńDo kogo mieli pretensje o rozbity regał do kota czy Tropika ,czy może do tego twojego kolegi ,który był z psiurkiem ?
Chyba narobił, bo mój wet na moje przeprosiny powiedział, że to już się zdarzało:)) Ale nie jest to zbyt rozsądne, bo może się kocio doigrać kiedyś. Jakichś chyba zbyt dużych pretensji nie było albo się nie przyznali, żeby mnie nie denerwować jeszcze bardziej:))))
UsuńNiezbyt to mądre. Mam na myśli kota samopas w lecznicy.
UsuńTo samo miałam na mysli . A nawet szkodliwe ,bo przecież kiedyś może się to skończyc czyjąś krzywdą .
UsuńNo ale wtedy beda miec blisko na ewentualna reperacje!
UsuńMika, no serce roście po prostu!
OdpowiedzUsuńNiech żyje Arteńka!
I Kurnik!
I przypadki, które często, przypadkami nie są.:)
Tropik wygląda na zmęczonego, ale kto by nie wyglądał, po takich przeżyciach.
Zdrowka pieseczku!
Oj roście, roście, kasia, żebyś wiedziała! To starsze zdjęcie kolegi T. , tu był dość rozespany:)))
UsuńDziewczynki, nie sugerujcie się li tylko tematem, można kontynuować też tematy z poprzedniego wpisu, czyli kwestie kulinarne:))) Hanuś, przypomniał mi się jeszcze jeden rzepis na tortille ze szpinakiem. Trzeba kupić gotowe placki tortille. Przesmażyć szpinak na maśle, dodać trochę mleka i czosnek. Tortille posmarować szpinakiem, można posypać pokrojonym serem pleśniowym lub dać cienkie plasterki żółtego, położyć pokrojone suszone pomidory w oliwie albo posypać pokrojonym łososiem. Złożyć na pół, poukładać na brytfannie i zapiec 5 minut w piekarniku. Uważać, żeby nie przypalić wierzchu!
OdpowiedzUsuńDo gotowych placków tortilli to ja wkładam ,co tam akurat mam w lodówce i zapiekam na patelni .
UsuńO to, to, Mika! Dołożyłam tam rzepis na ruladę łososiowo-szpinakową.
OdpowiedzUsuńA gdzież to podziewa się nasza Kobieta-Cud?
OdpowiedzUsuńPewnie się objawi po północy, może jeszcze odpoczywa.
UsuńAlbo ją Tatry wyczerpały ,albo posta pisze i przeczesuje neta coby wyszukać jak najwięcej ciekawostek i nas zadziwić :)))))) Arteńka czekamy na Cię :))))
UsuńLaleczki ja na mazurach z telefonami nadaje. Chylę czoła przed artenka i pozdrawiam Mike z chorym tropiem.
OdpowiedzUsuńDzięki Mnemo za pozdrowienia, robimy co możemy. Przeczytaj sobie ostatni post u Gorzkiej Jagody, polecam!
UsuńLaleczki ja na mazurach z telefonami nadaje. Chylę czoła przed artenka i pozdrawiam Mike z chorym tropiem.
OdpowiedzUsuńMnemo, tylko mi nie mów, że i u Ciebie grzyb ściele się gęsto, to mnie zabije.
UsuńU mnie się ściele:)
UsuńZabiło mnie.
UsuńNo wlasnie gdzie jest Cudna? czyzby juz sie szwendala po Toruniu?siedzi cichutko jak mysz pod miotla a obiecala dzisiaj przynajmniej zdjecia z Tater i Kasprowego plynacego w chmurach.
OdpowiedzUsuńArte, wywołują cię do odpowiedzi!!! I na zdjęcia czekajom!!1
UsuńJak Ją znam, poleciała prosto do Torunia, bez przesiadki. Fcale się nie zdziwię!
OdpowiedzUsuńDziewczyny:)) Przepraszam serdecznie za swoją nieobecność. Za wszelkie słowa dobroci, skierowane do mnie, bardzo dziękuje. Jest mi ogromnie miło, że takie wspaniałości pod moim adresem płyną. Obiecuję, że już jutro (a właściwie dziś) coś napiszę. Ale się narobiło....
OdpowiedzUsuńWyśpij się Arte, bo chyba Cię zmęczył ten urlop:)
UsuńNo nareszcie, już się niepokoiłam, że tak zamilkłaś:)))) Czekam niecierpliwie na wpis:)))
UsuńDobryyyyy!
OdpowiedzUsuńAleż tu ciemno.Nie moge się do tego przyzwyczaić.
Kasia, lepiej przywyknij...
UsuńDobryyyy! ja drugam, Kasia jakies dziwne zwyczaje nabrala..... tak rano wstaje? a mi nad glowa samoloty latajom, , zmienili kanaly powietrzne cy co? Artenka napisz!
OdpowiedzUsuńGrażyna, e, na chwilę wstałam, z dzieckiem, które do roboty wychodziło:)
UsuńTo ja się fcale nie przyznam, o której wstałam:)
UsuńDzień dobry. Przy Was to ja śpioch jestem, bo dopiero o 7.30 kot mnie pogonił. Też zaspał.
OdpowiedzUsuńSłoneczko piękne świeci, robi się ciepło, dzisiaj jakaś końska impreza na Błoniach ma być, pewnie pójdę pooglądać.
Ewa2, fajnie, ja muszę moje błonia wykosić i ogarnąć, bom się obijała ostatnio. Wesel mi się zachciało.
UsuńJuż wróciłam, nie dotarłam, z daleka widziałam, marne jakieś to było, tylko dla koniarzy chyba.
UsuńZa to co innego zaliczyłam, jutro opiszę, bo się muszę zdystansować...
A ja dopiero wstałam, ale ostatnie dni wyczerpujące. Narobiłyście smaka na grzyby. Kiedy tu iść do lasu?
OdpowiedzUsuńKalipso, dopiero wstałaś??? Zgroza!!! Bierz Dziewuchy pod pachie i jazda do lasu.
UsuńJeszcze roboty tyle, Jesteśmy po przeprowadzce. Wszystko leży na stosach:((((
UsuńKalipso, i nic nie pisnęłaś o przeprowadzce!!! Puść farbę, tylko zmiana domu czy też miejscowości???
UsuńKalipsoooooooooo!!! Taka zmiana, a Ty niedostępem do kompa mydlisz nam oczy??? Proszę o bliższe dane!
UsuńU mnie lato ! Dziędobry !
OdpowiedzUsuńHa ha. Nie mogę tego o sobie powiedzieć... Słoneczko nader mdławe i chmury.
UsuńU mnie też, dziędobry!
OdpowiedzUsuńPiękny człowiek zapewne Arteńka realizuje to co napisane na zdjęciu przy moim ostatnim wpisie. Dziewczyna ze złota i tyle.
OdpowiedzUsuńMiko jesteś wielka ze się nauczyłaś dawać kroplówki a piesuś już lepiej się ma. Nerki to wrażliwe punkty w każdym ciele, czy to zwierzęcym czy ludzkim. Gdy odchodziła nasza kotka wiem jak to wygląda gdy nerki wysiadają. :(
Po czasie dowiedziałam się żeby nie dawać zwierzętom surowej wołowiny, generalnie by nie dawać wołowiny wcale, bo jak wyczytałam w necie na jakimś forum, wet twierdził ze zasala nerki. No ja się na tym nie znam, na wszelki wielki kotuś nie dostaje surowego mięsa, nawet ryby, ooo właśnie robię zupę rybną i wyciągnął rybkę sobie przygotowaną do zupy. cudny łobuziak. :) Idę do kuchni miłego dnia dziewczęta. Moja córuś dziś przylatuje :))
O wlaśnie Elka, ze złota! Niezły cwaniaczek z twojego kota! Miłych gawęd z córusią!
UsuńWitam kurki. U mnie dziś grzyby sie będzie jadło, dostałam 25 prawdziwków!
OdpowiedzUsuńTeraz idę kosić...
Witaj Alino, ale ci się chlapło z tymi prawdziwkami... Zazdroszczę.
UsuńNo wiecie co, chyba chcecie, żebym się pochlastała! Nie mam tu szans na grzybobranie!
UsuńDzień dobry, piękny i słoneczny! Pieknej soboty życzę.
OdpowiedzUsuńZamierzam bawić się świetnie,bo mały koleżusiowy sabacik u mnie się odbędzie.
Lecę szukać Cydru Lubelskiego:)
Doro, tobie też słońca i wspaniałego spotkania nad cydrem! Pyszny jest:)))
UsuńDziękuję, cydr zakupiony, juz się schladza, mam tez kostki lodu w kształcie jabłek:) Jeszcze tylko zrobię sałatkę z pomidorów i fety i czekam na dziewczyny.
UsuńPogdaczcie sobie Dziefczenta, pogdaczcie nad cydrem:)))
UsuńDora, a donieś jak było!
UsuńA ja lecem na Krakowskie Przedmiescie posluchac muzyki Chopina, pogoda taka ze hej!!! nie siedziec w domu, trza ostatnie dni wykorzystac Kurencje!!!
OdpowiedzUsuńA ja lecę gumno kosić...
UsuńTak mi przyko z powodu Tropika. Mam nadzieję, że wyzdrowieje. Jak czytam o nerkach i podwyższonym moczniku, to mi się czerwona lampka w mózgu zapala, bo mam świeżo w pamięci historię z moją Fioną. Ale mam nadzieję, że schorzenie zostało na tyle szybko wyłapane, że uda się przepłukać kroplówkami te nereczki. Trzymam mocno kciuki i przytulam.
OdpowiedzUsuńDzięki Riannon i proszę o wybaczenie, że się nie odzywam, pozbieram się po poniedziałku, dobrze?? Uściski!
UsuńRiannon, przepłucze się, Tropik to chłop na schwał. A jaki teraz pałer ma! Co nie, Mika?
OdpowiedzUsuńZa trzech! I apetyt też:)))
UsuńNo i to jest piękna wiadomość :))))
UsuńUfff, to mi ulżyło !
UsuńApetyt, nooo, to zdrowieje chłopak!
UsuńApetyt jest bardzo ważny. Niech nadal jak najwięcej pije.
UsuńOooo, jak to dobrze!
UsuńDzięki, kochane:))) W poniedzialek rano mamy badanie krwi, trzymajcie kciuki, proszę! Pije dużo, ale cwaniaczek normalnej wody już nie tyka, tylko pije wywar albo po raz któryś zalewajkę z kurzych piersi. Dzisiaj wrócił zasapany ze spacerku , ale na wodę nawet nie spojrzal tylko stał nad pustą miską i czekał na wywar...
UsuńNo, Mika, to masz przechlapane...
UsuńObawiam się, że tak...
UsuńTylko co ja potem z tymi pierśmi zrobię???/ Jemu mięsa nie wolno:(((
UsuńPiersi spożyjesz sama.
UsuńDo bigosiku dodasz, albo ryżotto zrobisz. Albo inne gołompki.
UsuńMale ilości wolno.Dużo marchwi,pietruszki i ryżu plus wywar.
UsuńPrzecież karma dla nerkowców też zawiera trochę.
Możesz pokroić do sałatki z majonezem i warzywami i sama zjeść.
UsuńCoś się wymyśli... Tak mu sypię takie okruszki mięsne do jedzonka, żeby mu pachło. Tylko on woli makaron niż ryż.
UsuńMakaron tyż może być.
Usuńi olej
UsuńCieszę się że Tropikowi lepiej.
OdpowiedzUsuńA mnie na zakończenie dnia pierdyknęła uszczelka pod zlewem, pomoczyło co w szafce było.
Naprawiłam, teraz muszę suszyć i sprzątać..buuuu...
Ewa2, sprzątanie pod zlewem to jest miodzio po prostu, nie? Wolę już okna myć. Albo lodówkę.
UsuńWspółczuję bardzo, to niemiła robota... Napij się cydru na pociechę, albo innego przyjemnego alkohola:))
UsuńPrzerwę sobie zrobiłam, żeby wyschło. Chyba się koniaczkiem skończy bo cydru nie mam. A tak mnie kusiło żeby kupić, ale już miałam ciężką torbę. Byłby jak znalazł...Uff trzeba skończyć dzieło.
UsuńTeż wolę okna myć.
E tam, Ewa, zostaw do jutra, niech dobrze przeschnie:))0
UsuńKoniaczek też dobry:)))
UsuńNie dało się zostawić do jutra, bo klamoty zawadzały w ciasnej kuchni. Skończyłam, chyba sobie chlapnę tego koniaczku...a co, zasłużyłam!
UsuńPotwierdzam w całej rozciągłości, należy ci się!
UsuńEch, Dziefczynki, jaki piękny, ciepły i cichy wieczór! Siadłam sobie na wykoszonym i pachnącym gumnie z kieliszeczkiem nalewki, cisza jak makiem zasiał, tylko nietoperze śmigają - a już się martwiłam, że nie ma ich w tym roku. Dzięki Bogu są i to dorodne nad wyraz. Nie ma za to komarów i jest księżyc w nowiu. Po prostu pięknie, co tu więcej gadać:)
OdpowiedzUsuńCzy ktoś ma jakiś rzepis na japka - poza cydrem i musem? Co można jeszcze zrobić z antonówek?
OdpowiedzUsuńplacki :)) moja córka zje w każdych ilościach! ;)
UsuńSzarlotkę albo takie pokrojone uprażone jabłka z cynamonem i cukrem, które potem są gotowym nadzieniem na szarlotkę albo do naleśników.
Usuńoczywiście ocet
UsuńWygrałam coś ? ;)
Słoik musu. Tylko ujawnij adresik!
UsuńRucianka, a dzie twój adres do poprzedniej wygranej, co???
UsuńTo do każdej wygranej mam inny adres szykować ? ;)
UsuńTo ja zgłupłam, bo Hana mówiła, że nie dałaś adresu, to już dałaś???
UsuńNo dzie, Rucianka? Coś mi umkło???
Usuńjuż kiedyś pisałam, że Arteńka to prawdziwy CUD i się potwierdza :)) a co z nerkami Tropika, podreperowane tymi kroplówkami??
OdpowiedzUsuńSamopoczucie i apetyt ma bardzo dobre, w poniedziałek mamy badania kontrolne to wszystko się okaże... Arteńka istny cud:)))
UsuńElaja, placki to wiem, miałam na myśli jakiś rzepis taki do słoiczków, na "zaś".
OdpowiedzUsuńTropik przepłukany, badanie krwi będzie miał we wtorek, o ile się nie mylę. Wtedy będzie wiadomo co i na ile spadło.
Ci napisałam rzepis wyżej. Badania w poniedziałek.
UsuńWiedziałam, Ze coś pofyrtam.
OdpowiedzUsuńMika, ten rzepis znam, coś innego chciałoby się, bo ile można szarlotek zjeść?
OdpowiedzUsuńDużo. To se zrób na ostro do mięsa.
UsuńDziefczyny, zdycham. Zatrułam się "pokarmem" w czasie peregrynacji po kraju - oszczędzę Wam szczegółów, dość, że całą dobę ostatnią miałam z bańki... Ledwo daje radę siedzieć, mam temperaturę i strasznie słabuję. Brygada dba o mnie najlepiej jak umie. Jutro dojedzie G., bo jak usłyszał, co się stało, natychmiast postanowił zjechać, żeby własnoręcznie ugotować mi kisielek na kuzu... Póki co - nic nie mogę jeść. Jedzenie dzisiaj tego, co "podadzą" to igranie z losem - podejrzewałam nawet zapalenie trzustki... Biednam jest i tylko tyle, co się melduję. Znikam, pozdrawiając wszystkie Kury!!! Co za CZORT Cię podkusił? - spytał G. i miał rację - on ci był w samej rzeczy...
OdpowiedzUsuńO matulu, Krecie nieszczęsny, co cię tak wykończyło???????? Ostrzeż innych, czego nie jeść. Faktycznie, co za licho cię podkusiło?? Dobrze, że G przyjeżdża to zadba o ciebie. Trzymaj się jakoś i odpoczywaj...
OdpowiedzUsuńJechałam sobie i byłam baaardzo głodna, a ponieważ nigdzie nic dla wegetarian zwykle nie ma, zjadłam RAZ JEDYNY od nie wiem kiedy zapiekankę na Orlenie. i to nie całą wcale, tylko kawałek!!!... Ledwie dojechałam do mety.... Gdybym zjadła całą, bez szpitala by się nie obyło pewnie...
UsuńWiesz co, może dlatego twój żołądek tego nie zniósł, że jedyny raz od nie wiem kiedy? On po prostu kompletnie takich rzeczy niezwyczajny! Może jednak na wszelki wypadek raz na czas mu daj coś troszeczkę niezdrowego, żeby tak ostro nie reagował??? Zdrowia życzę!!!
UsuńNo, z kotem też tak trzeba. Czasem coś niezdrowego mu dać, żeby nie zszedł od razu, jak do czegoś się dorwie:)))
UsuńA co dopiero z Kretem?
UsuńA ja tam chyba nie będę ryzykować;)))
UsuńKrecie - woz ze soba jakis zapasik trwalego jadla w samochodzie. suchary i cebula moze nie, ale jakies krakersy, uorzechi, prince pola... wtedy bys nie musiala tresowac wontpi swoich na jedzenie na Orlenie! w koncu nie bedziesz jak hanin kot i nie bedziesz jesc przechodzonych ptaszkow albo myszek! :P
UsuńOmamuniu, Krecie! Wydelikaciłaś sobie żołondek, czy co? Na tych pięciu przemianach? Ale już lepi?
OdpowiedzUsuńAno lepi. Ale już nigdy, nigdy, nigdy....
UsuńJak coś mi nie tak,to rozpuszczam colą i pomaga. Ale każda kura ma inne jelito ;)
UsuńGdy dojechałam na miejsce posłuchałam rady Babci, która mi przez telefon mówi: "Wypij setkę wódki, pójdzie albo w te, albo wefte" - poszło wefte, baaardzo wefte;) Pewnie dzięki temu nie wchłonęłam całego tego gówna!
UsuńRucianka, elitarne kura ma Jelito:) Dlatego Kurze Kretowatej plebejska zapiekanka zaszkodziła.
UsuńKtoś tam pewnie łap nie umył na ten przykład. Też staram się nie jeść w takich miejscach, ale czasem głód człeka przyciśnie. Ale żeby zapiekankę? No weź, Krecie...
OdpowiedzUsuńNo mój Szagiero na ten przykład też się dziwił, że nie golonkę;)))
UsuńGolonka bezpieczniejsza od zapiekanki!
UsuńHej tam siostry Kury a 10 odcinek o Henryku czytalyscie juz???? Swiezutenki, dzisiejszy post?
OdpowiedzUsuńojej,lecem ,pióry gubiem
UsuńMika, a Ty znasz treść tego posta(u)????
OdpowiedzUsuńTera już znam:)))
UsuńPewnie właśnie czyta. Dla mnie niesamowite jest to, co Arte znalazła, ale jeszcze bardziej niesamowity jest wynikający z tego ciąg wydarzeń. A na tym nie koniec!
OdpowiedzUsuńDla mnie niesamowite jest chyba najbardziej to, że nie upłynął jeszcze miesiąc od mojego pobytu w Grudziądzu:))))
UsuńI czekamy na nasz ulubiony ciąg dalszy...
UsuńTo znaczy ten jeszcze dalszy:))
UsuńJeszcze raz dziękując Mice za piękną opowieść o mnie, a wszystkim Kurom za komentarze na mój temat i cierpliwość w czekaniu - oznajmiam, zapraszając - ciąg dalszy nastąpił:))))
OdpowiedzUsuńArteńka, daj spokój, ja tylko napisałam jak było:))
UsuńByłam przeczytałam. A koniaczek dobry.
OdpowiedzUsuńDobry wieczór!
OdpowiedzUsuńDonoszę,ze sabacik babski udany, cydr wypity, dobrze mówiłyście, smaczniutki! Kupiłam w małych butelkach, bo innego nie znalazłam.
Fajne są zielone, chyba je wykorzystam do jakiś ozdóbek:)
Lecę czytać co z tym Henryczkiem .I jeszcze rzepisy !Też musze przeczytać.
Z jabłek co można na zaś, np. pokroić w palstry i ususzyć.Jak na kompot wigilijny to bez dodatkow, jak do podjadania jak czipsy ,to posypać cynaonem.
Pychota!
Suszyć w piekarniku na blaszce w 60 st na termoobiegu, niestety do długo trwa,.
Jak slonko to na słonku, no juz sobie tam wymyslicie jak najlepiej:)
Fajnie, że się udało:)) Idę sobie nalać cydru, jeszcze mam:)))
UsuńDzięki Dora, rzepis na japka suszone kupuję już na jutro! Mam urządzenie takie do suszenia grzybów. W tym też można suszyć japka? Bo grzybów nie mam...
UsuńCydru obalilim z Moim cały literek:)