Kulinarnie mnie dzisiaj naszło. Nie, żebym od razu do kuchni poleciała garami czaskać. Aż tak, to nie. Zakupy robiłam, popatrzyłam do koszyka, zadumałam się przy kasie (za co aż tyle?), ale to normalna rzecz - zadumać się przy kasie. Mnie tak bardziej filozoficznie naszło. Że człowiek tak niewiele potrzebuje. Ot, kawałek sera, trochę warzyw, owoców jakichś, jogurcik, musowo mleko do sokawki, sokawka, wody zgrzewka, cukerek i to wszystko. I przypomniało mi się sobotnie wesele. Jedzenie było pyszne, pięknie podane, do wyboru, do koloru, w ilościach przekraczających wszelkie (moje na pewno) wyobrażenie. Nie jestem smakoszem, chociaż lubię dobre jedzenie. Nie jestem też żarłokiem - z wyjątkiem słodyczy, do czego przyznaję się publicznie. No bo ile można zjeść? Połowa tego dobra musiała się zmarnować, nie ma siły. Jeśli przemnożyć to przez wszystkie sobotnie wesela i inne przyjęcia, to wyjdzie kilka ton jedzenia. I tak przez siedem dni w tygodniu.
Nigdy nie uczestniczyłam w takiej imprezie za granicą i nie wiem, jak to tam wygląda. Czy tylko my tak mamy? Stół musi się uginać? Jakieś atawizmy, średniowieczne zaszłości, bo bida była, że hej? Jeśli o mnie chodzi, jedzenie mogłoby być w pastylkach, w czymkolwiek, co uwolniłoby mnie od pichcenia, robienia zakupów i całego tego kuchennego zawracania głowy. Mam masę ciekawszych zajęć.
Pamiętacie film z Gerardem Depardieu? Film filmem, ale ta uczta odbyła się naprawdę. Książę Ludwik II de Bourbon w roku 1676 na zamku Chantilly wydał przyjęcie dla Ludwika XIV. Sam dwór królewski liczył 15 tysięcy osób, a gdzie reszta? Zaproszeni goście, obsługa przyjęcia, kucharze, kelnerzy, pomocnicy? Wychodzi drugie tyle. "Ucztowano na zamku, w komnatach, na dziedzińcu, w zamkowej fosie. Za stołami i na specjalnie zbudowanych rajskich wyspach. W łodziach śpiewały półnagie nimfy, a nocne ciemności rozświetlały niezwykłej urody sztuczne ognie. Wszystko udało się świetnie, tylko w kuchni rozegrał się ponury dramat"*. Okazało się, że zamówione ryby nie spełniają oczekiwań szefa kuchni. Słynny Vitel nie mógł znieść takiej hańby i popełnił samobójstwo. Oto do czego prowadzi obżarstwo i marnotrawstwo!
Jednak wszystko to pikuś. Kroniki na ten temat przeważnie milczą, w filmie też nic o tym nie było. Otóż w zamkowym parku, ani na zamku (może poza sypialnią króla) nie było kakuarów! Wyobrażacie sobie ten park następnego dnia? Czy nie lepiej łyknąć kotlecik w pastylce?
*Mirosław Słowiński "Cztery uczty jeden świat".
Z kulinariów dla ilustracji mam tylko kukurydzę. Za to piękną. Może być?
fot. Ogniomistrz |
jestem pierwsza?
OdpowiedzUsuńNie przepadam za biesiadami.Nie wszystko jadam i z tym też jest problem,chociaż mniejszy niż ponad dwadzieścia lat temu.
UsuńObraz umordowanej gotowaniem pani domu,to nie jest to co chcę oglądać.
Wolę pogadać przy herbacie w doborowym towarzystwie.
Rucianko Pierwsza, przybij piątkę! Jednak ta męcząca polska gościnność ciągle pokutuje. To przymuszanie do jedzenia - zwłaszcza w starszym pokoleniu, chociaż nie tylko, bo te tradycje przecież się ciągną przez pokolenia.
UsuńPrzybijam :)
UsuńPoprzednio jak ta gapa zostałam sama,to teraz się pilnuję.
To przymuszanie przychodzi z wiekiem.Nie znosiliśmy imienin u tzw cioci a teraz sami takie wyprawiamy.
Naaaareeeszcie!! ktoś kto nie lubi gotowania bo jest masa innych ciekawszych rzeczy do robienia np. dobra książka do czytania. Niestety mam dość skomplikowaną dietę i muszę sobie sama gotować ale tak prosto i szybko jak to możliwe. Wszystko na parę i z głowy.
UsuńBacha, na pewno jest nas więcej, tylko się nie przyznają!
UsuńRucianka, nieee, ja ani nie przesadzam z gotowaniem, ani nie przymuszam. Może dlatego, że moja Mama jest w tym miszczynią?
UsuńNie mówię że nie lubię gotować. Nie lubię być od niczego uzależniona. A żreć trzeba i inni też żądają, choćby zwierzyniec.Ja nie lubię spotkań, gdzie gwoździem programu jest najedzenie się.Umordowani gospodarze krążą z talerzami i nie mają czasu ani siły żeby pogadać.
UsuńTak jak Bacha mówi,jest tyle fajnych rzeczy do zrobienia a czas nie jest niestety z gumy.
Załóżmy klub "konsumujących inaczej"! Jasne, że jeść mus, ale nie obżerać się do wypęku i wzywania pogotowia!
UsuńDo wypęku absolutnie nie.
UsuńAle dobrze i zdrowo to tak.
To kto chętny do klubu?
Zapisuję się do klubu . Też nie lubię gotować
UsuńDobry wieczór:)
UsuńPichcić lubię, kiedy chcę, ale jak muszę to już niekoniecznie:)
Nie zmuszam do jedzenia, buntuję się nakłanianiu, zmuszaniu, namawianiu:)
tez sie zapisuje, choc lubie gotowac. ale im starsza jestem tym mniej mi sie chce pyrgac saganami w te i we wte. Gotuje coraz prosciej, te wszystkie pseudo fuzyjne kombinacje smakow na sile to odpadaja w przedbiegach. Zgadzam sie w tym zadumaniu u kasy - proste rzeczy wystarczaja, co oznacza, ze jutro bedzie gzik! prosciej juz chyba nie ma! bedzie wersja luksusowa z reszta boczku wedz oraz resztka zoltego sera.
Usuńza tom granica nie pchaja gosciom zarcia do gardla jak gensiom, wrecz przeciwnie. poza tym sa wesela, jak naszego synka, z minimumem jedzenia (nota bene - co zostalo, zostalo zabrane do domu i zamrozone badz zjedzone od reki), co ratuje placacych za te impreze od pojscia z torbamy. Poza tym - wezmy takie swieta, kiedy sie piecze, gotuje, smazy, dusi, galaretuje do upadlego..i, cholera, to samo mniej wiecej wyjezdza na stol potem na sniadanie, obiad i kolacje...tu ludzie narzekaja ze na swieta kupuja za duzo wszystkiego i resztki indora dojadaja jeszcze po nowym roku. Mlodom jeszcze zona bendoncy zanabylam calego indora (4 osoby do nas dojezdzaly na swieta). I - po pierwsze primo - indora kupilam zamrozonego i musial sie rozmrozic...jak sie koty zwiedzialy co jest w domu to chcialy sie dobrac. Indyk sie rozmrazal w zamknietej pralce. po drugie primo brakowalo mi pomyslow co jeszcze zniego uczynic..od tamtej pory zakupuje pierws indyka na obiad anglojezyczny w Polszcze. Kupuje dwie male i to wystarcza na 10 - 12 osob (zawsze zostaje!), a brukselke kupuje na sztuki :)
Ja wychodze z zalozenia, ze co postawione to odzalowane i niech te goscie wszystko zjedzom, bo potem co z tym robic?? wiec i ilosci ograniczam i upraszczam, bo wtedy jedzenie smakuje jak jedzenie a nie jak niewiadomoco.
czylo mao gotuje, bo mi sie nie chce i lubie proste jedzenie. jakby przeszlo jedzenie kartofli z jednej miski jedna lyzka, okraszonych czymkolwiek, to bym wprowadzila obowiazkowo! Moj slubny lubi troche rozmailtosci w jedzeniu i czwarty dzien golabki badz chili mu srednio wchodza ;)
te kukurydze to zapodalas bardzo apetycznom!!
jak sie klub bedzie nazywac. i czy trzeba sie wkupywac przepisem PROSTYM oraz SZYBKIM?
Opakowana, tak - trzeba się wkupić rzepisem, który zajmuje góra 10 minut.
UsuńAle gzik jutro z pyrkami będzie?
Mój się nie wychyla z rozmaitością. Się cieszy, jeśli w ogóle jest. A świąteczne gotowanie doprowadza mnie do szału. MUSI być bigos, MUSI być barszcz i MUSi być 1000 pierogów! Mówię nie!
Na razie nie mam pomysła na nazwę, ale spać już mi się chce...
No to ja sie wkupuje rzepisem na krakersy - kombinacja pani o imieniu Harpa i Nigela Slatera: iles tam jakiejs tam monki, np 10 deka. jakas tam znaczy zwykla pszenna, albo pelna paprochow, alebo jakas inna. polowa tej wagi po: platki wsiane, slonecznik, siemie, dynia, sezam. woda i sol i maslo albo olej, tak ze 2-3 lyzki jak maki jest ok 100g, w sumie mozna mieszac i patrzec czy sie trzyma kupy. jest jeszcze rzepis na to samo wlasciwie, z wariantem troszku wiecej soli i lyzka mniodu. wtedy wode, mniod i tluste cos (maslo badz olej) razem i wymieszac z wymieszanymi suchymi. O soli pisalam? No musi byc!
UsuńTo rozmazione cos mozna odstawic na pol godzinki (jak ma owies, niech napecznieje troche), ale niekoniecznie. Jak juz te klejaca maziowata kule sie ma, to obmazac maslem kawal papieru do pieczenia (moze byc DUZY kawal i te kule rzucic z trudem, bo sie czepia czowieka na JEDNA polowe papiura), przykryc drugim tlustym i rozwalkowac cienko. jak cienko to jak kto chce, im cienszy tym bardziej krakersowaty., pokroic, powykrawac - zaleznie jak mokre, ma nie dotykac sie wzajemnie. jak suchsze i mozna np kolka wycinac to zostaja resztki, mozna je gniesc jeszcze raz i wycinac, ale komu sie chce. najlatwiej zostawic takie farfocle i piec - tak miedzy 180 a 20 az zlote - tak z 15 minut. w sumie i zalezy jak cienkie. Jeden gosciu inny niz Harpa i Nigel Slater podpowiada, ze jak juz se to lezy na papierze, gotowe do pieczenia, to pomazc woda i posypac czym sie chce (wiecej pestek, nasion, jakaas wedzona papryka, chili, kminek, co kto chce) i jak zlote po upieczeniu, to wylaczyc piecyk, otworzyc na 30 sekund , zamknac i trzymac te krakersy jeszcze z 15 minut, nabiora wiekszej chrupnosci.
jesc z: serem, pasztetem, pasta jajeczna, humusem, maslem. czym sie chce.
U nas dzis beda krakersy, ser i zupka. i gesty , bardzo gesty komput.
Hana - i bigos zjadacie? I barszcz i 1000? ja to rozpuscilam moja zywine straszliwie swiatecznie i maja polska wigilie (minus sledzie, ale nieortodoksyjnie, a moze slasko - slonsko - jak gorny i dolny slask - bo pierogi sa tez z miesem, oraz jest bigos i szynka swiateczna z gozdzikami oraz melasom czarnom) a na drugi, badz trzeci dzien jest spory obiadek swionteczny angliczanski.do tego synek jest bezmiesny...). ale wiedzom, oj wiedzom - zlozyc zamowienie mogom, ja zakupie elementy i moge czesc zrobic ale kazdy ma COS robic i co chca to potem MUSZA zjesc! to dziala :))
w naszym klubie moge piec te krakersy oraz tzw chleb co ratuje zycie oraz chleb bez wyrabiania, bo - jak juz pisalam - LUBIE gotowac/piec, ale jestem leniwa i jak widze rzepis, ktoren sklada sie z pierdyliona punktow do wykonania to mi oko bielmem zachodzi i ide czytac rownie dluga powiesc!
Kurna - zaspalam dzisiaj! a dzis rozmaitosc zlecen - a to dwa rozne spitale a to kurator sondowy...
Hana - z pyrkami, obowiazkowo!
UsuńOpakowana, pogubiłam się w Twoim rzepisie, ale przestudiuję go jeszcze raz, może nawet sobie streszczę i schowam do szuflady z szybkimi rzepisami, chociaż już widzę, jak mi się to wszystko klei i mazia, a ja w ostatecznym wq...rzucam tym gdzie popadnie:)))
UsuńBigosu w Wiglię nie zjadamy, to taki przykład był, że bigos MUSI być na drugi dzień i kiełbacha fstrentna na ciepło na śniadanie. Tak w ogóle, u nasz nie. U nas lekko i bezmięsnie raczej. Barszczyk z grzybowymi uszkami tak.
Opakowana, jesteś wciągnięta na członka klubu! Pierszy członek! Poza prezesostwem oczywiście.
UsuńZaraz, zaraz, to ja się mam czymś wkupić? No to błyskawiczne piersi kacze w cynamonie: opłukać, posolić, posypać cynamonem, przykryć folią i do piekarnika. Przygotowanie 5 min. Czy całość ma być 10 min. No bo trochę w tym piekarniku siedzą. Nie dodawać ani odrobiny tłuszczu. Podawać z gruszkami. Może być?
UsuńBacha, z jakimi gruszkami?
UsuńBacha, rewelka! To lubię! Masz członkostwo i funkcję jako chcesz:)
Usuńten Twój Ogniomistrz to nawet ze zwykłej kukurydzy dzieło sztuki zrobił!
OdpowiedzUsuńco do uginających się stołów, to po to są poprawiny - żeby nic się nie zmarnowało ;)
OdpowiedzUsuńCoś Ty, Elaja, byłam i na poprawinach - stoły uginały się nadal, a goście już się powoli rozjeżdżali. Marnacja jak nic.
UsuńOgniomistrz w życiu tylu komplementów nie dostał!
Niech Ci sie tylko Ogniomistrz od tych komplimentow nie ochwaci bo przyjdzie go zastrzelic. ale, co tam, najwyzej sie ochwaci - dolaczam sie do podziwiania!
UsuńOpakowana, nawet jeśli się nie ochwaci, to przekopyrtnie mu się w głowie. To ja już nie wiem, co lepsze?
UsuńA jak jedno i drugie?
UsuńNie będę już chwalić w trosce o Jego zdrowie i Twój komfort psychiczny ;)
mzemy chwalic cichcem, moze nie zauwazy ;)
UsuńRucianka, jednego i drugiego stanowczo nie zniosę. Cichcem, cichcem:)))
UsuńAch, te francuskie kakuary i ich brak;)))) Stąd wynaleziono perfumy przecież! ;))))))) Siedze nad wiadomym prakoróbstwem (pamiętasz nasze rozmowy??) i nie wierzę sama w to, co widzę - czwarta próba - i zero poprawy! Oczy wyjdą mi za uszy wkrótce, a ja z samej siebie!!! Jutro jadę na Mielżyń. i łby chyba poukręcam:-(
OdpowiedzUsuńPoukręcaj Krecie, poukręcaj - przy kolanach!
OdpowiedzUsuń400ss.!!!!!!!!
UsuńBylam na dwoch niemieckich weselach. Owszem, jedzenia bylo sporo, ale bez takiego przepychu jak w Polsce, a przede wszystkim nie w takich hurtowych ilosciach. Bo ilez w koncu jeden czlowiek moze pochlonac? To chyba tylko polska specjalnosc pakowanie resztek z wesela lub wyrzucanie do smieci. Tu niewiele zostaje, a i tak weselnicy sa syci po kokarde.
OdpowiedzUsuńOstatnio szlajam się po weselach i nie było pakowania resztek. Może ten zwyczaj upada? Chociaż z dwojga złego, to już lepiej niech wezmą, niżby na marnację iść miało.
UsuńNie zmarnuje sie! Personel zapakuje do domu. :)))
UsuńDobre i to...
UsuńOstatnio byłam na kilku uroczystościach rodzinnych zorganizowanych w knajpach i jest taki zwyczaj ,ze to co zostaje po imprezie ,jest pakowane i organizator imprezy zabiera to do domu . Część się zamraża ,a część je przez tydzień . Byłam na dwóch weselach w Niemczech i tam było tak samo .
UsuńTo chyba nasz narodowy zwyczaj, podać jak najwięcej, bo obgadają potem że skąpiradło, że mało było itp.
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa, skąd się to u nas wzięło.
Ewa2, to pewnie z tradycji szlachecko-jakichś tam, tych "zastaw się, a postaw się". Historyk musiałby się wypowiedzieć.
UsuńCiekawa byłabym opinii. To by musiał być historyk kulinarny.
UsuńSam lubię coś upichcić i spróbować nowości ale teraz dla samej siebie to mi się nie chce...
Ewa2, chyba niekoniecznie. Mnie się wydaje, że źródła takich zachowań nie są jakieś trudne do znalezienia. Polska przez wieki była biedna, pustoszona najazdami wszelakimi, epidemiami - może stąd taki przymus gromadzenia i jedzenia "na zapas"?
UsuńPewnie masz rację.
UsuńTo i moje gromadzenie na zapas "zapasów" w oponkach jakieś usprawiedliwienie historyczne ma.
Zawsze to lepiej brzmi niż łakomstwo, hi, hi.
Ja tam nie jestem wybredna w jedzeniu, zjem, co jest, ale na weselach i innych imprezkach zdecydowanie jest tego za dużo, bo nie da rady wszytskiego próbować. Na drugi dzień zawsze żałuję, że czegoś tam nie zjadłam. Im jestem starsza tym bardziej mnie cała zabawa przy garach mniej bawi. Teraz jestem szczęsliwa, są śliwki, brzoskwinie, gruchy i inne jeszcze dobrocie. Zjadam kilo na posiedzeni, zagryzam kabanosem i jest w porzo. W Niemczech podano nam kiedyś specjał, tamtejszy ponoć, zaumagen ( załmagen).... jakem niewybredna, ale toto było krótko mówiąć fsrentne. Panterka znasz to danie??? Mam zdjęcie nawet, na pamiatkę...(.a może wrzucę u siebie?)
OdpowiedzUsuńSaumagen to w tlumaczeniu zoladek maciory. Wiki mowi: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pf%C3%A4lzer_Saumagen
UsuńJa takich rzeczy nie spozywam, a niemiecka kuchnia jest w ogole psu o kant doopy rozbic, tu nic mi nie smakuje. Bleee...
Jeżu, żołondek? Maciory? Coś jak nasze - fuj - flaki?
UsuńJuż wrzuciłam.........
UsuńFlaki to niebo w gębie, w porównaniu z tym...fuj załmagenem. Mam wrażenie, że ten świniowy żołądek nie był wyczyszczony do końca, jakoś tak zalatywał specyficznie, żeby nie powiedzieć, że gównem......
UsuńBleee...
UsuńNo bleeeee, jak coś nie ma smaku, albo kiepski to jeszcze można zjeść, ale jak do tego śmierdzi to już katastrofa......
Usuńco Wy tu takk na noc chcecie niestrawnosci nas nabawic jakimz zoladkiem maciory????? ja to z niemieckiej kuchni lubie teewurst czyli metke (najlepsza jest z kminkiem) a z francuskiej - wedzona kaszanke! Jadlam jako czesc szukruta.warta wyjazdu do Paryza :P ciasta moge jesc wszelakie, byleby nie byla to ta wlochata swinska skorka w slodkim ciescie smazona..
UsuńOpakowana, trudno włochatą skórkę nazwać ciastkiem, choćby i w słodkim cieście. Nawet ja nie ruszę.
UsuńWygladalo niewinnie, dopiero jak donosilam do usty to wlosy zobaczylam....a mialo forme ciasteczka
UsuńMatkozcórko, uciekłabym z krzykiem!
UsuńKrysia, Teewurst to jeszcze cos innego od metki (Mettwurst). Tee to w zasadzie herbata, ale ta wedlina z herbata nie ma nic wspolnego, chyba ze sie takowa popija. :)))
Usuńno mi tez ta herbata nie pasowala, az mi swiekra synka (mama zony to swiekra czy tylko tesciowka?) wyonaczyla, ze to na podwieczorek jedzom. stad ta hierbatka. teewurst moze byc gladkie albo grubo mielone. ja wole to grubo mielone. a moze mi sie wlasnie z mettwurstem miensza. w sumie, jak bylismy na slubie berlinskim, to w slepie zakupilam sobie po 10 deka wszystkich jakie mieli :)))
Usuńmnie sie w sumie rozchodzilo o to, ze mazidlo takie do chleba i to i to.
Jeszcze te tescie jedli jakies cos, czego sie juz nie podjelam jesc...jakby strasznie grubo mielony tatar wieprzowy z cebula. ladowali to opatami na chleb...na sniadanei.
Matulutymoja, wieprzowy??? Mielune na śniadanie jedli?
UsuńTen strasznie grubo mielony tatar z cebula to wlasnie metka. Moj maz ja uwielbia, dla mnie wedlina moze w ogole nie istniec, no moze za wyjatkiem kabanosow (polskich), bo tu tez sa Kabanossi, ale to kolejny niemiecki niejadalny dla nas szajs.
UsuńWrzucaj i mów co to takiego?
OdpowiedzUsuńMnemo, dobrze, że się objawiłaś w końcu! Ile można pod kocykiem siedzieć? Grzyby rosną!
OdpowiedzUsuńA diabli wiedzą ile i żeby to pod kocykiem!!!
UsuńTak w sumie to mi brak kocyka:(((((
Mieszkałam w zeszłym tygodniu w hucie to i stąd pewno ten nastrój....
Mnemo, gdzie mieszkasz teraz?
UsuńObecnie melduję, że w domu, zakazałam sobie samej mieszkania w hucie:)))
UsuńBrawo Mnemo, duży postęp!
UsuńChciałam powiedzieć, że mieszkanie w hucie to chyba trochę zboczenie... Dobrze, że resztkami przytomności sobie zakazałaś:)))
UsuńBiesiad nie lubię, ale gotować coś fajnego dla siebie i męża już tak. Lubię eksperymentować w kuchni, ale i gotuję potrawy takie jak bywały u mnie w domu. Robię przetwory, piękę chleb. przymierzam się do serów i wędzenia. Nie przesadzam jednak z ilością...
OdpowiedzUsuńAgata, ja też gotuję, ale bez ekscytacji. Jedyna czynność, którą wykonuję nawet z przyjemnością, to przetwory właśnie. I tu eksperymentuję. Potem stoją sobie rządkiem te śliczne, kolorowe słoiczki:) Efekt jest wymierny i w miarę trwały. Trochę postoją, zanim się pożre, a nie jak z daniem jakimś wykwintnym - dwie godziny babrania, 5 minut jedzenia i na nowo mus się krzątać:)
OdpowiedzUsuńJak widzę prosię jako atrakcję wieczoru,to miękko mi się robi.
UsuńO to to gotowanie to strata czasu ,jak dla mnie ;)
UsuńMarija, przybij piątkę!
UsuńJa nie mam dla kogo...
UsuńAbsorbery monotematyczne som ;)
Takich wieczorów stanowczo unikam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy wszystkie Kury znad listów Heńka, nalewki i cydru lubelskiego:)))) Przejrzałyśmy listy, Arteńka zrobiła notatki na 5 stronach A4 i parę rzeczy ustaliłyśmy... Ta dzielna kobieta wróciła o 20.30 z gór!!! I na dodatek we mgle i chmurach!! Cydr nam bardzo smakuje:))) Uściski dla szfystkich!
OdpowiedzUsuńCzemu ona już wyjeżdża???
Mika, nie puszczaj Jej! Zamknij Ją w tej szafie! Albo wpuść na strych i zabierz drabinkę!
UsuńJa też pozdrawiam i ściskam.
UsuńCzekam z niecierpliwością na dalsze odcinki opowieści.
Dzielnego Tropika za uszkiem drapię.
Obawiam się, że to trochę potrwa. 5 stron A4???
UsuńI Tropik dzielny i Artenka dzielna w takich warunkach meteorologicznych latac po gorach. Mika tez dzielna, ze to wszystko ogarnia! mozna jeszcze kobiete przywiazac do krzesla. wygodnego.
Usuńi zabrać buty...
Usuń... i torebke....
UsuńI ja i ja pozdrawiam:))
UsuńOj będzie się działooooooo. Arteńka już nam zafunduje atrakcje!!!
Mam przecieki, że będzie się działo!
UsuńMnie te tajemnice do grobu wpedzo:)
UsuńKasia, pójdę z Tobą:)
UsuńNo i pojechała, buuuu... A tak było fajnie:))) Tropik się rozbestwił ze spacerkami i mizianiami, nawet kroplówki w towarzystwie Arteńki mu lepiej szły. I co my teraz bidoki zrobimy???
UsuńW sprawach Heńkowych się dzieje i jeszcze dziać się będzie, tyle mogę powiedzieć) Jutro będzie wpis trochę o tym.
:)))))) Smacznego.Musze wreszcie spróbować tego specyfiku,tak ostatnio popularnego:)
OdpowiedzUsuńDora, cydru? Musi być porządnie schłodzony i lubelski. Inne nie są takie dobre:) Lubelski jest chyba najbardziej cydrowaty.
OdpowiedzUsuńMyśmy piłyśmy ten Lubelski właśnie, pyszny jest!
UsuńTak,cydru:) Ok,zakupię Lubelski.
OdpowiedzUsuńKiedyś mój mąż bawił się w robienie wina jabłkowego,było bardzo smaczne, konkretnego gatunku jabłek używał,ale to było tak dawno ,ze już nic nie pamiętam:)))
Może cydr odświeży Ci pamięć?
UsuńAlbo za dużo wtedy wypiłaś?
UsuńZe 30 lat temu to bywszy,pewnie,ze piło się, imprezki robiło ,ech:)
UsuńI komu to przeszkadzało? I nie padał człek na paszczę o północy...
UsuńO,przeczytałam co to jest ten cydr,i gdybym nie dodała cukru ,to własnie bym go miala, (nastawiłam jabłka na ocet i już się spieniły i zmenciły)
OdpowiedzUsuńPaczaj, Dora, przypomniałaś mi o occie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie piję.
UsuńOcet?
UsuńSama robię,sama piję.
UsuńDobranoc Kury, kto gasi światło?
OdpowiedzUsuńJa mogiem.
UsuńDobranoc.
To ja cyknę, dobranoc Kurki drogie.Miłego dnia od samiuśkiego ranka.
OdpowiedzUsuńSiedzę sobie z Miką - proszę spojrzeć na porę:)) Ustalamy dalszy plan atrakcji:)) Będzie się działo:)))) Obiecujemy:)))
OdpowiedzUsuńcud ARTeńka
jejku, Dziefczynki! Aleście podgrzały atmosferę!
UsuńMika, jak Arteńka samolotem, to wszystkie do końca tygodnia odwołane.
UsuńBacha, ale gdzie samolotem? Coś przeoczyłam?
UsuńNo dzie samolotem, tradycyjnie, autobus plus autobus lub pociąg.
Usuńalescie sie nagdakaly Bozsz!! Mika i Artenka nartobily smaku na na niespodziewanki henrykowe, o jedzeniu prawilyscie a ja glodnam. W Wenezueli tez uprawia sie obzarstwo , ludy poludniowe lubia jesc!
OdpowiedzUsuńPierwszam!!! ale nie bedzie pobudki bom swiadoma pory..jest czwarta o swicie...Kalipso bulecek nie robila, Agniecha do kuni nie wstala, goszcze sie sama na podiumie! Czy Artenka zamiesci relacje o Tatrach,?bardzo bym chciala bom tatromanka a w tym roku wyjatkowo we wrzesniu nie wyjade na stoki...
Grażyna, a co Ty robisz w przytomności o tej barbarzyńskiej porze? Chociaż fakt, jesteś pierwsza, bo ustaliłyśmy z Mikom, że poranny czas w Kurniku liczy się od 4.00.
UsuńMika mówiła, że Arteńka była na Kasprowym (piechotom!!!) i ma fantastyczne zdjęcia. Myślę, że pokaże.
Arteńka oczywiście zamieści, zdjęcia zrobiła przepiękne! Giewont fruwający w chmurach i takie różne.
UsuńCo robie o barbarzynskiej porze, tez nie wiem co robie, obudzilam sie trzezwiutka , w wenezueli mowi sie "swieza jak salata" fresca como una lechuga...no i zajrzalam do kurnika. Ja tez wlaze jeszcze na Kasprowy na nogach wlasnych, wiec czekam na zdjecia Artenki niecierpliwie.
UsuńDruga.Zasnąć nie mogłam,a teraz piasek w oczach:))Ale mus było wstać,bo jadę grzybobrać:)
OdpowiedzUsuńRucianko ale popijałaś cydr czy ocet?:)
Dobrego dnia Kurki!
Ocet jabłkowy. Łyżka na szklankę wody.
UsuńWiem,brzmi to dla niektórych dziwnie.Ale to oczyszcza stawy i posiada dużo dobrotek dla organizmu.
Jest całkiem smaczne.
A, widzisz Rucianko, słyszałam też, że od tego się chudnie. Prawda to?
Usuńja slyszalam, ze dobre na stawy, ale jakas ruinacje robi zoladkowo-watrobowom. Prawda to? a zaprzestalam popijania tego jak mi powiedzili o brzuchu...tylko nie pamietam kto.
UsuńHana - chudnie sie od ananasa.
Z tym chudnięciem to nie potwierdzam.
UsuńAle ja potrafię wsunąć całą czekoladę na dobranoc.
Jeżeli chodzi o stawy,to pomogło,chyba że mój mózg tak ustalił ;)
Nie poleca się osobom z chorobą wrzodową. Ale na wrzody to dobre siemię lniane w formie gluta.
A na wątrobę i woreczek-ostropest.
Ocet na kamienie,zwłaszcza nerkowe.
Opakowana, chudnie się od niejedzenia podobno:))))
UsuńRucianko, a wiesz, ja też wsunąć potrafię, i więcej nawet, ale nie wsuwam za często:(
UsuńCiągle walczę, ale coraz mniej we mnie woli walki:)
Ocet japkowy na nerki? Serio?
UsuńKasia, Ruciankę szczypnij. Ona jest ekspertem od octu japkowego.
UsuńNa same nerki, to nie. Na kamyczki tak.
UsuńJeszcze na kamulce są zioła Ojców Bonifratrów,specjalne mieszanki.
Ide szperać w necie. Sama mam problemy,ale brat mojego męża, oj! Może mu pomogę jakoś.
UsuńDora, ale mnie zawiść częsie! U nas nie ma grzybowych lasów, to i grzybów nie ma. Jakieś tam pomniejsze lasy i pomniejsze maślaki czasem są tu i tam, ale tu było tak sucho, że aż. Trzy dni deszczu nie załatwiają grzybów:( Powiedz potem, ile i co nazbierałaś. I gdzie? To może myknę.
OdpowiedzUsuńNa Pyzdrach podobno som. Ale to od Ciebie kawałek drogi jest - ode mnie zresztą też.
UsuńA u nas to więcej ludzi w lesie niż grzybów.
Albo na Miałach ;)
Lidka, tako samo odległość jak do Puszczy Noteckiej, a tam grzyby gwarantowane. A dzień dzisiaj taki, że aż skrzy:)
UsuńPrzeczytane :) Za gotowaniem nie przepadam, a gotuję, bo nie mam innego wyjścia ;) Prosto i szybko, wczoraj jedynie wspięłam się na wyżyny mojego kunsztu kulinarnego, smażąc boczniaki, obierając pyry i gotując je no i popełniłam sos pomidorowy!! Wedle swojej, na prędce wymyślonej receptury i wyszedł bardzo dobry :))
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o weselne jedzenie, to już się wszyscy wypowiedzieli ;) Myśmy resztki po naszym dość długo z zamrażalnika wyciągali i to było fajne :)
Miłego dnia, Kurki :))
Lidka, gdybym ze swojego zamrażalnika wyciągała, to też byłabym zachwycona!
OdpowiedzUsuńKukuryku......witam pięknie:)) I lecem do huty, ale mi się nie chce..........
OdpowiedzUsuńJa dziś usmazyłam ser....miałam taki biały, wiejski, trochę go zostało, więc najpierw postał, pośmierdział, a dziś usmażyłam. Pyszniutki taki cieplutki, z kmnikiem...mniam.
Mnemo, na drugo szychtę lecisz, czy jak?
UsuńTak, jakoś, na środek:))) Misja specjalna:))
UsuńKominiarkie masz?
UsuńWitajcie gaduły miło się was czyta. :) W ogóle miło tu u was rozgadanie i ciepło jak to w kurniku. :)
OdpowiedzUsuńLubię jeść smacznie ale nie dużo. Czyli wyszło żem smakosz. :) A w kuchni to raczej raz dwa, bez stania obracania się i receptur, te raczej wymyślam a zależy mi by było nie przegotowane no i bez mąki. i jak tu zrobić tak by jak najmniej używać mąki? Oną mąkę, używam tylko do chleba raz na kilka dni, dla mojego robię, bo on lubi chleb z maszyny. :))
O a grzyby też robię raz dwa. :) spróbuje dziś zrobić pasztet z cukinii bo bardzo obrodziła nam na działce w tym roku. Ciekawe co z tego wyjdzie. :)
Elka, szkoda, żem trochę daleko, przygarnęłabym nadmiar Twojej cukinii:)))
OdpowiedzUsuńDziędobry :)
OdpowiedzUsuńHanuś, u nas grzybów po pachi ! A ja nie grzybowa .
Ewa, nazbieraj dla mnie. I najlepiej ususz.
UsuńAle ja i do zbierania niegrzybowa. Ja w lesie grzybów NIE WIDZĘ !
UsuńPrzymuś się.
UsuńI nie marnuj dobra leśnego!!!
UsuńWłaśnie, Mika! Tupnij nogom!
UsuńSa takie chwile, ze lubie gotowac ale tez sa takie, ze jade po bandzie jak nic :)
OdpowiedzUsuńJakos ostatnio ta druga wersja mi sie czesto przytrafia. Rodzina poki co wykazuje dla mnie duza cierpliwos w tej kwestii.
Dzisiaj sie zmobilizowalam i stworzylam golabki, takie z kapusty, nie polowalam na golebie na ulicy ;)
Jesli chodzi o wszelkie imprezy to jestem zwolenniczka umiaru w menu :) Bo ile czlowiek da rade w siebie wepchnac tych rarytasow :)
A teraz ide gotowac kukurydze, jak zobaczylam to zdjecie kukurydziane Hanus, to nie moge postapic inaczej :)
Orszulka, ja w zasadzie cięgiem po bandzie. Mój na szczęście z tych spolegliwych w tej dziedzinie, zji, co dadzo. A kiedy on wyjeżdża (a za parę dni wyjeżdża) to ja nawet kuchenki nie odpalam. Warzywka i owoce spożywam.
UsuńNie lubię gotować toteż i nie bardzo umiem, na szczęście żyję sama to nie muszę myśleć o innych.
OdpowiedzUsuńMój dzisiejszy obiad to miska sałaty (insala mista) dwa plasterki szynki wiejskiej i chlebuś orkoszowy.
To ma wystarczyć do siódmej. Potem na kolację makaron wstązki z ragu i koniec. Bazuję na włoskiej kuchni bo jest mniej roboty i przede wszystkim jest bardzo tania. To jarzyny, jarzyny, jarzyny owoce i dobre mięsko .
Krasnoludków w nie ma. Swieta zasada, tak jak napisał Molier ,, Jeść aby żyć a nie żyć aby jeść,, to mi pasuje. Hanuś przyjmujesz mnie do tego klubu?
Alina, pewnie, że przyjmuję do klubu. Bardzo mi odpowiada taki włoski sposób jedzenia. Nie cierpię polskiej kuchni, tej rzekomo tradycyjnej, gdzie obiad MUSI składać się z mięcha, pyrów obficie zlanych zawiesistym sosem i surówki z białej kapusty w najlepszym razie. A przedtem rosół, albo pomidorowa. I kumpot musowo. Po śniadaniu składającym się z kiełbachy z musztardum. Oesu, cierpię na samą myśl.
UsuńTylko co z nazwą klubu? Może Chór Kur? Jako, że nazwa nie ma nic wspólnego z gotowaniem?
Kurze Jelito.
UsuńTak z jelitą żeby się kojarzyło ;)
A może...
UsuńCo dla zdrowia i figury tu doradzą wszystkie kury.
Kurze Jelito, ja nie mogie:)))))))))))
UsuńKurza Twarz!
UsuńKurza Dupa !
Usuńhrehrehre!
UsuńKurza Noga!
UsuńKurze Jelito - elitarny klub gastronomiczny Tylko dla Kur.
UsuńKurza Twarz - porady dotyczące pielęgnacji twarzy. Dla wybranej grupy b.fajnych kobiet
Kurza Dupa - rozmowy na tematy które tam mamy. Klub dyskusyjny.
Kurza noga - kurzy klub sportowy. Wirtualne treningi,jak jej użyć w obronie własnej
Kurze Jelito - elitarny klub gastronomiczny (w skrócie EKG).
UsuńKurza Twarz: porady dotyczące pielęgnacji dzioba i piór. Jak otrzepywać pióra, aby długo zachowały elastyczność, jakie stosować szminki do nabłyszczania dzioba, profilaktyka wzroku - zapobieganie kurzej ślepocie, nauka kaligraficznego pisania i inne usługi.
umarnelam od tych filii klubowych, a juz najbardziej od EKG, hrehrehrehrehre potzrebne mi to bylo po dzisiejszym dniu - dlugi byl bardzo....
UsuńChcę do tego klubu. Choć gotować lubię i ciasta piec. Ale strasznie mnie drażniło na Śląsku, gdy byłam młodsza,że najpierw jest msza św. a potem "święty obiad". O stałej porze, dwudaniowy, po sutym przecież śniadaniu. Jak już mogłam, to zaczęłam uciekać w góry, na soboty i niedziele. Bo tam hulaj dusza. Było to, ci się wyciogło z plecaka, akuratnie. Ewentualnie, bigos w schronisku, pierogi albo kiołbasa;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Boże Narodzenie, ma w Polsce głównie wymiar kulinarny, strasznie mnie to drażni. Moja rodzina, niestety też domaga się tradycyjnych potraw i jeszcze się nie zbuntowałam. Dobrze, że to raz w roku, bo Wielkanoc to sobie odpuszczamy, często gdzieś wyjeżdżamy.
Kasia, przylataj do klubu, jako lubiejąca będziesz nam piec! Gotowanie Ci odpuszczam! Jakem PrezesKura!
UsuńTo jestem przeciwieństwem! Jestem żarłokiem, uwielbiam jeść i pichcić, a wspólne pichcenie wraz z moim mężem, albo z przyjaciółmi i potem wspólne jedzenie to dla mnie niemal celebracja, załamałabym się gdybym miała jeść pastylki.
OdpowiedzUsuńNo to już nas dwie, Natalio, ja też bardzo lubię gotować i wymyślać, kombinować z przyprawami. Lubię też piec, ale ostatnio odpuściłam, bo mus cukier ograniczyć.
UsuńEch, Natalia, dla mnie jesteś cudem natury! Gotowanie mnie nudzi na śmierć. Nie mówiąc o całym tym bałaganie przed, w trakcie i po. Sterty naczyń, resztek, obierek, omamuniu, chodź do klubu! Kasia piec będzie, Ty nam czasem ugotujesz:)
OdpowiedzUsuńW sprawie pastylek niechby były ZAMIENNIE, jakby mnie od garów bezpowrotnie odrzuciło:)
Absolutnie protestuję przeciw tabletkom!!! Jedzenie to też ma być jakaś przyjemność.
UsuńNie przyjmnę Cię do klubu.
UsuńDla poparcia mojej teorii na temat nie-gotowania przyznam się, że smażę śliwki dzisiaj i pomidory na sos taki, co to go otworzę potem i ciach, np. do klusków. Która to powiedziała, że śliwki same się smażą??? Co??? Przywiera cholerstwo co chwilę przecież. A garnek mam dobry! Znudziło mnie i wkurzyło, to na chwilę uciekłam tutaj!
OdpowiedzUsuńpowidła śliwkowe,które się nie przypalają:3kg.wypestkowanych śliwek włożyć do garnka w którym będziemy je gotować,wsypać 0,5 kg cukru i dodać 3 łyżki octu,wymieszać,przykryć i odstawić na 24 godz.Po tym czasie odkryć gotować przez 3 godz.W TYM CZASIE NIE WOLNO ICH MIESZAĆ,dopiero po tym czasie mieszamy przez około 30 minut.Wkładamy do wyparzonych słoiczków,zaraz zakręcamy i odwracamy do góry dnem.Sprawdzone niejednokrotnie.
UsuńWeselna, dziękuję, bo mnie dzisiaj te śliwki umordowały co nieco. Do tego fstrętne muszki owocówki pchają się do gara. Następną partię tak zrobię, bo z 3 kilo mało wyszło. Ale pyszne, chociaż mnie wkurzyły!
UsuńPrzeżyłaś wakacyjny sezon gości i wesel?
Ostatni goście/synowa z dwoma wnukami wyjeżdżają w sobotę do Niemiec/a wesela to mam jeszcze duże cztery i sama sobie szukam roboty bo z koleżankami robimy spotkanie uczestników wszystkich pielgrzymek z kilku ostatnich lat.Przy poczęstunku,muzyce,wystawie zdjęć będziemy wspominać może i coś nowego zaplanujemy.
UsuńMasz Ty pałer Weselna, oj masz!
UsuńNiesamowita Weselna jesteś!!! Świetny przepis na te powidła , wypróbuję na pewno!
Usuńpowidel mozna wykonac w piecyku calonocnie na jakiejs tam niskiej temeperaturze, rozlozyc na blache i siup! do piekarnika i spac! nei robilam, ale robila Jedna Taka, ktorej wierze w kwiestiach kuchennych :)
UsuńCzesc Dziewczyny! Ale u Ciebie smacznie Hanus, mnie od samego czytania odeszla ochota na sniadanie, tyle wspanialych smakow i aromatow.
OdpowiedzUsuńNie chcem, ale czasami muszem cos upichcic:))) Ja z tych leniwcow, no ale cosik jesc trzeba.
Nastepna chetna do klubu sie zglasza!
Milego dzionka zycze kurkom, do roboty lece, pa:)
Kukurydziane zdjecie ladne, no ale ponoc tyz niezdrowa, i co jesc sie pytam?
a propos leniwcow...zjadlabym pierogi leniwe......
UsuńWitaj w Klubie, Ataner!
OdpowiedzUsuńJeść mus, nad czym ubolewam. Wszystko można jeść, byle z umiarem. Bo te szfystkie teorie zdrowe/niezdrowe to o kant tego-co-wiesz potłuc. Dzisiaj tak, jutro siak, w zależności od koniunktury przemysłu spożywczego, farmaceutycznego i paru innych.
Dopiero teraz dotarłam, odzywam się po przeczytaniu wszystkich zaległych komentarzy.
OdpowiedzUsuńLubię dobre jedzenie, uważać muszę, bo od samego patrzenia tyję. Nazwa Klubu: "(Nie)kulinarne Kury.
Bo też chcę, chociaż czasem kulinarna jestem.
Ciepłe na śniadanie to najwyżej grzanki i herbata.
Ewa2, to jest nas dwie. Od patrzenia, a już od myślenia trzeszczę w szwach!
UsuńBo niby się staram, niewiele jem, ale jak mnie dopadnie chandra to wszystko diabli biorą.
UsuńKiedyś bardzo mi pomogła w schudnięciu nieszczęśliwa miłość, ale z takich "sposobów" już wyrosłam.
Ewa2, piąteczka!
UsuńJak powyżej napisalam, gotować , wymyślać i piec lubię . Często przerabiam przepisy po swojemu albo wymyślam różne zapiekanki. I cóż zrobić, tradycyjne dania świąteczne też lubię... I pierniczki na choinkę:))
OdpowiedzUsuńCo do niespodzianek i Arteńki, to jutro będzie mój wpis dotyczący tego wszystkiego co się działo, a Arteńka na pewno zrobi u siebie jak dychnie po podróżach:))) Pozdrawiam kurki szfystkie, gotujące i nie!
O, to,to. Z pierniczkami to u mnie przetwornia sie poczatkiem grudnia zaczyna :)
UsuńUwielbiam je piec, a potem przyozdabiac :)
Pozdrawiam Cie Mika i czekam na Twoj wpis, czy Tropik w lepszej formie ?
Orszulka, pierniczki to domena mojej Córki. Z 2 kilo mąki robi, takie pyszne i szfystkie chco.
UsuńDzięki Orszulko, Tropik generalnie w formie nie najgorszej, na badania kontrolne udajemy się we wtorek, to będzie wiadomo co i jak.
UsuńDobra Mika, to rączki zacieram.
OdpowiedzUsuńNie rób tego zbyt pochopnie!
UsuńNo dzie, jak pochopnie? Twoja kolej nadejszła i ni ma to tamto!
UsuńJa tez raczki zacieram, czekam na Mike i na Artenke... co do jedzenia i gotowania to czasem lubie a czasem nie...nie znosze przymusu gotowania...od czasu do czasu lubie sobie poeksperymentowac ...a kiedy juz gotuje to musi byc ladnie...jem oczami przede wszystkim...
OdpowiedzUsuńA ja, jeśli już gotuję, to musi być dużo! Najlepiej na trzy dni i do zamrażarki!
UsuńDuzo tez...bo codziennie to na pewno nie umiem gotowac...raz na trzy dni to akurat...
UsuńGrażyna, co ty dzisiaj zrobisz? Nasi siatkarze grają z Wenezuelą na MŚ...
UsuńWszyscy tak mówią,dopiero gdy robią wesele swoim dzieciom zmieniają zdanie,Chcą dużo/bo byliśmy tam i tam i nie było co jeść,wyszliśmy głodni.U nas ma być pod dostatkiem/chcą przeważnie tradycyjnie ale i coś nowego by się przydało,wiadomo-smacznie itd. Nie pomagają moje rady,zapewnienia że to co proponuję wystarczy i jeszcze zostanie.Zawsze coś dodadzą.Święta i niektóre niedzielne obiady muszą być tradycyjne,bo to wiąże rodziny.Kochane,proszę napiszcie co ciekawego jadłyście czy co chciałybyście zjeść na przyjęciu nie tylko weselnym.Bardzo lubię gotować i piec.szukam nowych przepisów aby zaskoczyć czymś nowym,ciekawym gości.
OdpowiedzUsuńWeselna, znasz roladę z kurczaka? Z pieczarkami? Jeżu, jakie to dobre! Jeśli nie znasz, dam zaraz rzepis.
OdpowiedzUsuńdaj rzepis zaraz, szfystkie rolady lubiem!
UsuńBierzesz tak:
OdpowiedzUsuń1 podwójną pierś kurczęcą
300g utartego, żółtego sera
0,5 kg pieczarek
4 jajka
3 łyżki majonezu
1 łyżka masła
sól, pieprz, zioła jakieś
Do roztrzepanych jajek dodać majonez, sera odłożyć garść, resztę wsypać do jaj. Posolić i wymieszać. Wylać paciaję na blachę i piec 20 min. w 150 stopniach. W międzyczasie rozdyźdać pieczarki w mikserze, czy gdzieś, na masę, ale nie taką całkiem płynną. Ja mam taki ręczny kręciołek z nożami, rozdrabnia w sam raz. Usmażyć je na maśle. Ostudzić placek, rozłożyć pieczarki, posypać serem. Rozbite surowe mięso przyprawić ziołami, posolić i co tam kto lubi z przypraw i ułożyć na pieczarkach. Zawinąć w roladę, wsadzić do rękawa i piec 50-60 min. w 150 stopniach. Nawet mnie się udaje.
Dziękuję,z takim serowym plackiem robię roladę szpinakowo-łososiową,ładnie wygląda i chętnie jest zjadana.Twoją zrobię na najbliższą niedzielę.
UsuńWeselna, zrobiłam zakładkę z rzepisami (mogłaś przegapić - rzepis to przepis w slangu Opakowanej) u góry strony.
UsuńWeselna, a może masz przepis na roladę łososiową, która miała warstwę bialą, jakby twarożkową, ze szpinakiem. Właśnie jadłam coś takiego na weselu, i było to po prostu obłędne w smaku . A tę swoją szpinakową, to też możesz dać przepis :)
UsuńTeż znam ten rzepis i mam go.
UsuńEwa, hrehrehre, przekonaj mnie, to go umieszczę w zakładce.
UsuńDziefczynki, zrobiłam nową zakładkę z rzepisami! Zaraz za DAT's!
OdpowiedzUsuńHana!!! to jaks nietypowa rolada, bo mieso w srodku a na zewnatrz ciasto serowojajowe, czy tak? dobrze pokumalam?
UsuńZrobie bo sie zainspirowalam a na dodatek musi pieknie wygladac pociete...
UsuńDobrze pokumałaś, dobrze, Grażyna! Pyszne i na zimno i na ciepło.
UsuńPolska pokonala Wenezuele w siatkowce!!! no ciesze sie nie mam co do tego watpliwosci!
OdpowiedzUsuńA gdzie ogladalas? Bo ja znalazlam, online w necie, ale przekaz -strasznej jakosci. Dlaczego kasa jest taka wazna???
UsuńKatarzyna, jaka kasa?
OdpowiedzUsuńPiniozki. Orlen sie wycofal ze sponsorowania siatkowki, to Solorz zakodowal mistrzostwa.
UsuńDac Wam przepis na blyskawiczne danie z makaronem ?. Ciekawie bylo, obserwowac ludzi, ktorzy to jedli pierwszy raz. Kumpelki mojej corki wylizywaly talerze. Znajomy, ktory pomagal w wykanczaniu chaluoy, tak sie zachwycil, ze rozdal rzepis wszystkim znajomym;)
OdpowiedzUsuńBierzemy lososia wedzonego, u nasz sa juz takie pokrojone w kostke, bo takie male kawalki sa potrzebne.
Ale najpierw , pokrojonego w kostke pora blanszujemy na masle. Najlepsza ta miekka, srodkowa czesc pora.
Potem wrzucamy lososia, mieszamy, podduszamy minute.
Wlewamy smietane,
Podduszamy razem, krotko.
Fertig.
Ma byc geste.
Podajemy z makaronem.
Najlepsze ze spaghetti.
Ale tez swiderki, tagliatelle.
Mozna dodac koperek pieprz.